Ostatni patriarcha - ebook
Ostatni patriarcha - ebook
Powieść będąca feministycznym głosem przeciwko patriarchalnej władzy i przemocy. Historia imigranckiej rodziny rozdartej między Marokiem a Katalonią, między tradycją a asymilacją w nowym środowisku. Rzeczywistość widziana oczami córki tytułowego ostatniego patriarchy, która podejmuje próbę zrozumienia, co uczyniło jej ojca tak brutalnym i despotycznym człowiekiem. Najat El Hachmi – laureatka prestiżowych nagród literackich: Ramona Llulla, Prix Ulysse, Premio Nadal – wykorzystuje własne doświadczenie emigracyjne, by wpisać swoją historię we współczesny dyskurs dotyczący obywatelstwa. Konstruuje współczesną baśń, która kwestionuje ustalone role kobiece w kulturze muzułmańskiej, by wyrazić bunt i zaakcentować konieczność zmian. |
Spis treści
Część pierwsza
1. Długo oczekiwany syn
2. Ojciec ojca
3. Rywal numer jeden
4. Mimoun jest wyjątkowy
5. Biegnij, Mimoun, biegnij!
6. Spokojnie, Mimoun, spokojnie
7. Fatma
8. To nie jest twoje przeznaczenie
9. Zachwiał się naturalny porządek rzeczy
10. Ktoś, kogo warto by sobie podporządkować
11. Dziwki, to nie u nas
12. Urocza miłosna historia
13. Zanim cię sobie podporządkuję, najpierw musisz być moja
14. Wyjeżdżam
15. Kiedy splatają się palce z palcami
16. Walizka z lśniącymi klamrami
17. Podróż
18. Będziesz się nazywał Manel
19. Dziwki nie są wszędzie takie same
20. Nakaz religijny
21. Mimoun wraca do domu
22. To też nie jest twoje przeznaczenie
23. Pierworodny syn wraca do domu
24. Wielka noc
25. Wzorowa żona
26. Syn syna
27. Bez ciebie umrę
28. Do zobaczenia
29. Witaj w domu
30. Do domu
31. Nigdy więcej mnie nie zdradzisz
32. Syndrom nieustającej tęsknoty
33. Isabel
34. Córka syna
35. Pszczoły
36. Opuścić czy się wyrzec, tego nie da się przetłumaczyć
36. Rodzina to zdjęcie w kolorze sepii
37. Rozmowa telefoniczna, czyli jak nieoczekiwanie zmienia się przeznaczenie
Część druga
1. Długi, bardzo długi korytarz
2. Dziwny incydent z nożem o północy
3. Gdzie jesteś, Carol-Anne?
4. Słownik języka katalońskiego
5. Łakocie
6. Ulice, bary, parki i ogrody
7. Butla Gazowa
8. Latające noże i szklanki
9. Rewia
10. Mrówki
11. Sąsiadka
12. Jeszcze jeden sylwester
13. Odejdź i nie wracaj nigdy więcej
14. Kochaj Boga, a Bóg będzie kochał ciebie
15. Dom w pasażu, nie przy Mango Street
16. Zawieszenie broni
17. Nocilla, Super Mario i seks
18. Zakupy w Pròxim to jedna chwilka
19. To nie jest mój świat
20. Dwa całusy
21. Ciężarówka bez ręcznego hamulca
22. Kolonie albo nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy
23. Jak się tworzy krok po kroku domową klauzurę
24. Szkoła średnia
25. O pożądaniu
26. Drzwi samochodu
27. Przyjaciółki: ani stąd, ani stamtąd
28. Język miękki i gruby
29. Twoja płeć – a moja płeć
30. Daktyle z mlekiem
31. Zdjęcie na ścianie
32. Szyłam
33. Alternatywne drogi wyzwolenia
34. Lekarze się na tym nie znają
35. W wyjątkowych przypadkach życie jest ważniejsze niż honor
36. Anioły cię przeklinają, a może to ty je odpędzasz
37. Koniec z meandrami
38. Czasami nie zostaje nic, nawet miłość
39. Zemsta doskonała
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67249-73-7 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
DŁUGO OCZEKIWANY SYN
Tamtego dnia urodził się, po trzech córkach, pierwszy z synów Drioucha, syna Allala, syna Mohameda, syna Bouzianego etc. Mimoun był dzieckiem szczęścia, bo przyszedł na świat po kilku dziewczynkach.
Dzień zaczął się zwyczajnie, ot, dzień jak co dzień. Nawet gdyby wielkie, owinięte w białe płótna panie, które zazwyczaj wtrącają się do spraw tego rodzaju, miały wyjaśnić, co zapowiadało te narodziny, nie potrafiłyby wskazać nic niezwykłego. Nie było znaków na niebie ani wielkich chmur na horyzoncie o zmierzchu, ani dziwnego spokoju, ani palącego słońca w południe, ani nawet stado owiec nie wydawało się bardziej pobudzone niż zwykle. Osioł nie strzygł uszami w szczególny sposób, który zwiastowałby, że coś ma się wydarzyć. Nawet rzeka w parowie nie szumiała głośniej niż zwykle.
Nie wydarzyło się także to, co zwykle się dzieje w takich przypadkach: babcia, matka Mimouna, nie wstała rano z przeczuciem, że wydarzy się coś szczególnego, mimo że brakowało paru dni do nowiu. Nic z tych rzeczy. Nie było bólu nerek ani chodzenia wte i wewte wywołanego niepokojem i skurczami, nim odejdą wody.
Babcia wstała jak zwykle, o pianiu koguta, ociężała, mimo że ta czwarta ciąża była raczej dyskretna. Jak zwykle miesiła ciasto na chleb, białe i miękkie jak brzuch bezpłodnej kobiety. Dokonała porannych ablucji, kiedy ciasto rosło, i wiele razy pokłoniła się przed Najwyższym.
Wzięła długie szczypce zakończone mackami do chwytania owoców i poszła zrywać figi z opuncji figowej. Tam duża kropla potu spłynęła jej po skroniach otulonych białą chustą i po wyłaniających się spod niej czarnych warkoczach błyszczących od oliwy.
Sąsiadka przyszła ją przywitać i powiedziała: ach, z tym brzuchem to pewnie znów będzie dziewczynka, prawda? Niech będzie, co Bóg da, jak się urodzi zdrowe i żywe, chłopiec czy dziewczynka, trzeba z pokorą przyjąć Bożą łaskę i błogosławieństwo.
Jej było wszystko jedno, mogła być dziewczynka. Ale co pocznie, kiedy wszystkie dziewczynki odejdą do cudzych domów i tam będą wychowywać swoje potomstwo, a ich dzieci nie będą pamiętać o matczynym pochodzeniu? Nie chodziło jej o rodowód, raczej bała się samotności... Sąsiadka-szwagierka miała już dwóch synów. Natomiast ona jak dotąd zawiodła jako małżonka, nie spełniła swojej podstawowej funkcji. Ród Driouchów nie rozwijał się tak, jak powinien.
Babcia wypiła krew jeża, wykąpała się w wodzie ze spermą męża i okadziła cipkę dymem z mieszanki siarki, rozdrobnionych płatków maku oraz suchego guana gołębi.
Zastosowała się do wszystkich porad dawanych przez babki w jej czasach. Nie chodź na święta, gdzie spojrzenia zazdrośnic mogłyby zmienić płeć noworodka, który miał być chłopcem, nie wystawiaj brzucha przed tymi, które cię uważają za rywalkę. Nie ufaj nikomu i zaznacz próg domu pierwszymi porannymi sikami. Jeżeli one wejdą, te zazdrośnice, to ich złe intencje progu nie przekroczą.
W tamtym dniu babka pracowała jak zwykle, na rękach miała grube, srebrne bransolety, a te dźwięczały klik-klak, postukując o brzeg dużego glinianego naczynia, w którym miesiła ciasto gotowe do fermentacji. Klik-klak i zeskrobywała z palców ciasto, które się do nich lepiło. Te gniotki na koniec palcem wskazującym łączyła z całością. To było jak coda w utworze muzycznym.
I dopiero przy pieczeniu chleba, z policzkami zarumienionymi od gorąca, pokasłująca od czasu do czasu, balansująca ciężarem między stopami i szeroko rozstawionymi, z powodu gorąca, kolanami, kiedy jej został do upieczenia już tylko najmniejszy chlebek, jęknęła: aj, i spojrzała na mokre spodnie, które się zabarwiły na ciemny, chyba beżowy kolor. Wilgoć przenikała przez szeroki serual, przez pierwszą koszulę, pierwszą warstwę sukienki, drugą warstwę nałożoną na pierwszą, aż przesiąkła przez fartuch.
To był poród, którego nic nie zapowiadało.
Zawołała teściową; stwierdziła, że nie ma bólów, ale już jest cała mokra.
Zły znak.
Babcia przykucnęła i chwyciła sznur zwisający z sufitu. Patrzyła na drewniane belki i dziurki po kornikach. Jedna w takim kolorze, druga w innym. Podniosła głowę i spojrzała w bok, a jednocześnie z całych sił złapała się za kolana i zaczęła przeć. Wyglądała tak, jakby wisiała na sznurze, jak baranek. Parła. Nie musiała długo się wysilać, chociaż był taki moment, gdy poczuła bardzo silny skurcz i zastanawiała się, czy jeszcze może powstrzymać poród, cofnąć to coś tak wielkiego. Nie, nie mogła. Teściowa, za jej plecami, obiema rękami uciskała jej brzuch powyżej pasa i kazała jej kontynuować to, co nieuniknione. W imię Boże, przyj, w imię Boże, Panie, miej nas w swojej opiece, przyj. To zły znak, córko, kiedy dzieci rodzą się bez bólu. Jeżeli nie zadadzą bólu przy porodzie, będą ci go zadawać przez całe życie.
I tak się stało. Tamtego dnia urodził się Mimoun, dziecko szczęścia, i to jemu przypadł zaszczyt zakończenia ciągłości pokoleń patriarchów, których przeznaczeniem było uczynić świat miejscem uporządkowanym i przyzwoitym. Wraz z nim zakończy się na zawsze przekleństwo patriarchatu. Ale on o tym wszystkim jeszcze nie wiedział. A babcia, chociaż przeczuła i wyśniła wiele rzeczy, które się sprawdziły, tego wszystkiego ani nie wyśniła, ani intuicja jej nie podpowiedziała. Wyczerpana słyszała okrzyki radości wszystkich domowniczek, które ogłaszały całej wsi dobrą nowinę: że w domu Driouchów urodził się chłopiec. Usta wołały jujuju, a języki jak w gorączce kręciły się w prawo i lewo.2.
OJCIEC OJCA
Mimoun został spoliczkowany po raz pierwszy, kiedy miał sześć miesięcy. Plaf – rozległ się głuchy dźwięk. Nie wiadomo, jakim cudem wymierzona w niego ręka zmieściła się na małej buzi, tak czy inaczej słychać było głuche plaf. Nie wiemy, jak Mimoun zareagował na tak szokujące ostrzeżenie ani czy wyciągnął z tego jakiś wniosek.
W przeciwieństwie do jego ojca, który dobrze to sobie przemyślał. I ostrzegł go. Zaczął od tego, że uprzedził jego matkę słowami: ucisz wreszcie tego nieznośnego dzieciaka. Upomniał siostry Mimouna: uciszcie go wreszcie. Ale one wszystkie i tak robiły, co mogły: nosiły go i kołysały w górę i w dół, w zawiniątku, które miało go chronić. Mimoun nadal otwierał usta i wydawał krzyki, które musiały być, co trzeba powiedzieć w obronie Drioucha, nie do wytrzymania. On ostrzegał jego siostry, matkę i w końcu, nie mając innego wyjścia, również malucha. Zamknij się wreszcie, bo przez ciebie zwariuję – chyba jakoś tak do niego zagadał. Niech Bóg przeklnie przodków tej matki, która cię wydała na świat. Babcia już zdążyła się przyzwyczaić do tego rodzaju pogróżek, więc pewnie tylko rzuciła na niego okiem, i nie drgnął ani jeden mięsień jej twarzy, napiętej w gotowości oplucia go śliną z głębi gardła. Ale chyba się nie odezwała i kołysała nadal Mimouna w górę i w dół, coraz szybciej, na stojąco, a jej stopy wędrowały po plamie światła wpadającego przez otwarte drzwi i po naniesionym białym błocie, wszystko po to, żeby krzyk uleciał prosto do nieba i stracił moc, nim dotrze do pokoju dziadka.
Ale dziadek miał akurat zły dzień; tabaka, którą tak lubił, właśnie mu się skończyła, w sklepiku na wsi też już jej nie było, a samochód miał jechać do najbliższego miasta dopiero następnego dnia. Patrzył na brudną chusteczkę, gdzie wykichał ostatnie gramy, które wcześniej wciągnął do nosa przez prawą dziurkę, one trafiły w odpowiednie miejsce i wywołały takie małe orgazmy, powolne i suche, a następnie wysmarkał je z wilgotną substancją typową dla tego typu jam ludzkiego ciała. Trwało to tyle co ryk Mimouna.
I wtedy nagle się zerwał z dywanu z owczej skóry farbowanej henną, na której zwykł polegiwać. Jego pokój był po drugiej stronie patia, jak najdalej od Mimouna. Można by pomyśleć, że ten gest świadczył o wrażliwości Drioucha. Ale wyglądało to tak, że się zerwał, przenosząc ciężar ciała na kciuki i palce wskazujące obu rąk, jak zawodnik startujący do biegu, i z całym impetem, z zaciśniętymi wargami i oczami, które wychodziły z orbit, rzucił się tam, gdzie siedziała babcia. Może tak to właśnie wyglądało, jeśli chcemy sobie wyobrazić, jak to możliwe, że Mimoun został spoliczkowany, kiedy miał sześć miesięcy. Plaf, głuchy dźwięk, a uderzenie ledwo sięgnęło buzi dziecka, dzięki babci, która robiła, co mogła, żeby je chronić, otaczając ramionami. Jednak zdołał ją zaskoczyć, w przeciwnym razie nie dopiąłby swego. Posadzka patia wyciszyła kroki jego bosych stóp. Babci udałoby się ochronić chłopca przed policzkiem, gdyby nie to, że zaszedł ją z tyłu, aby cały ciężar jego przedramienia mógł spaść na maleńkie zawiniątko. To było uderzenie z tych, nad którymi się nie zastanawiasz, które wymierzasz, żeby dosięgnąć kogokolwiek, żeby wyładować wściekłość, a nawet żeby sobie pozwolić na skowyt, bardziej zwierzęcy niż ludzki.
Nie jest pewne, jak to wyglądało, wiadomo tylko, że tam, na patio, które miękko dotykało stóp, w otoczeniu pobielonych ścian, w porze, kiedy wszyscy powinni oddawać się sjeście, rozległ się pierwszy policzek, plaf!, wymierzony Mimounowi, i miał go oduczyć kapryszenia.
A Mimoun zareagował bezgłośnym krzykiem. Jednym z tych, które zaczynają się przenikliwym piskiem i urywają się nagle, i nastaje cisza, paniczna. Niemowlę ma nadal otwartą buzię, nawet bardziej niż zwykle, całe czerwone, spięte, z zaciśniętymi powiekami, ale przez chwilę pozostaje bez tchu. Ani głosu, ani powietrza. Wydaje się, że dziecko umiera ze strachu, a co gorsza, ma się wrażenie, że z powodu wielkiego bólu zapomniało o oddychaniu. To tylko parę sekund, sekund, które trwają wieczność, mierzone niepokojącym oczekiwaniem na powrót do życia. A jeśli nie wróci? Co, jeśli nie wróci? Babcia na pewno nim wtedy potrząsała, w imię Boże, w imię Boże, w imię Boże. Nie spieszył się z powrotem. A jeśli nie wróci? Wsłuchiwała się w bicie serca, pracę płuc, i znów nim potrząsała. Jakby ktoś nacisnął klawisz „pauza”, dziecko nie spieszyło się z powrotem; babcia czuła, jak krew spływa jej aż do stóp, ale twarz nadal pozostała gorąca, było jej duszno, chwilami jej własne serce przestawało bić. Coś ty zrobił, nieszczęsny? Co zrobiłeś mojemu dziecku?
Ale Mimoun wrócił, w przeciwnym razie jak byśmy kontynuowali tę opowieść? Wrócił do siebie i dalej płakał co sił w płucach, a serce babci już się nie zatrzymywało, tylko drżało, kiedy tuliła swojego syna. Na pewno ciągle płakała, siedząc na ziemi i recytując jakąś litanię. Kołysała się w przód i w tył, z dzieckiem przytulonym do jej ciała. I tak przez dłuższą chwilę.
Nie wiemy, jaki wpływ na życie Mimouna miało to niezwykłe wydarzenie. Babcia zawsze twierdzi, że to zmieniło jej syna. Że lęk przeżyty w tak młodym wieku zmienia człowieka na zawsze, bo zapada gdzieś głęboko i ukrywa się nie wiadomo gdzie. Aż się przekształci w coś, czego nigdy byś nie rozpoznała jako lęku, jak uderzenie pięścią w drzwi czy wyrywanie sobie włosów, kiedy nie pozwalają ci robić tego, na co masz ochotę. Babcia zawsze usprawiedliwiała nietypowe zachowania swojego syna tym policzkiem. Zawsze kiedy mieli przez Mimouna jakieś utrapienie, ona znów wracała do tamtej historii: mój synek, biedactwo. Tak, przeżyty strach zostaje w tobie i zamienia się w to, co w nas najgorsze, ale wiesz, kochana wnuczusiu, że w gruncie rzeczy twój ojciec jest dobry i nigdy by ci nie zrobił krzywdy. To tylko te lęki, które nigdy nie opuściły jego ciała, sprawiają, że jest trochę inny.3.
RYWAL NUMER JEDEN
Mimoun wyrósłby na normalnego mężczyznę, gdyby w jego dzieciństwie nie nagromadziło się tyle niezwykłych wydarzeń, z których pierwszym był sam fakt jego narodzin. Gdyby na przykład urodził się przed trzecią siostrą albo po swoim bracie, wszystko by wyglądało inaczej.
Był dzieckiem o śniadej cerze, jak wiele innych, które rodzą się brzydkie, pomarszczone, sine, ale zmieniają się z każdym dniem po porodzie. A on ciągle miał śniadą cerę.
Pomijając incydent z policzkiem, plaf, głuchy dźwięk, Mimoun rósł raczej bez większych anomalii. Jego trzy siostry były kobietami tradycyjnymi, takimi, które zajmują się domem, rodziną i uwielbiają młodszego brata, chociaż nie były dużo od niego starsze. Ubierały go, pieściły i doiły krowę, żeby miał świeże mleko każdego ranka, oraz przyzwyczaiły go do masaży oliwą z migdałów od dnia narodzin. Zachowywały się jak niańki, były jego niańkami, a on był ich pieszczoszkiem.
I tak rósł, w otoczeniu kobiet, które go broniły przed wszystkim. Jeśli płakał i dziadek mówił: uciszcie to dziecko, one biegły na niego krzyczeć, zwłaszcza po tym incydencie z policzkiem, plaf! Co ty sobie wyobrażasz, tak długo czekaliśmy na męskiego potomka, a teraz chcesz, żeby się przestraszył, a wtedy jakiś dżin na zawsze odbierze mu duszę.
Siostry nie tylko broniły brata przed ojcem, ale również ukrywały go przed spojrzeniami zazdrosnych kobiet, które mogłyby rzucić urok na piękno jego oczu i na ten ciemny pieprzyk, tak idealnie usytuowany nad górną wargą. I chroniły go przed wiatrem, przed słońcem, przed długimi letnimi popołudniami. Zawijały go, ukrywały, trzymały zawsze w cieniu.
W czasie żniw dziewczęta na zmianę przywiązywały go sobie do pleców jak tobołek, nim chwyciły w ręce sierp.
I nagle wydarzyło się coś, co sprawiło, że Mimoun stał się kimś innym, niż miał być, wydarzenie, o którym obecnie nikt nic nie wie, a nawet jeśli wie, to milczy. Kiedy miał trzy lata i biegał po polach, które otaczały pobielony dom, znał wszystkie kąty i podglądał zwierzęta, i szukał w krzakach kurzych jaj, na scenie pojawiła się nowa, nieoczekiwana postać. Babcia już od jakiegoś czasu miała brzuch nadęty jak duża, bardzo duża piłka. Pewnego dnia uszło z niej powietrze, ale wcześniej słychać ją było przez całą noc; krzyczała, jakby miała umrzeć czy jakby jej dokuczał nieznośny ból. Następnego dnia Mimoun chciał ją zobaczyć, ale zastał ją jeszcze w łóżku, w pościeli, a w pokoju czuć było zapach krwi czy wypatroszonego baranka, zmieszany z zapachem octu z goździkami.
Podszedł bliżej, ale najpierw wytarł stopy o dywanik na progu pokoju, żeby nie nanieść piasku z patia, wierzchem dłoni otarł też smarki spływające z nosa i rozglądał się, czując, że coś się zmieniło.
Babcia leżała bez paska, w luźnym ubraniu, takim jak do spania, z odkrytą głową, rozplecionymi warkoczami, włosami w nieładzie.
Chodź, synku, chodź – na pewno go tak przywołała. W jej głosie były czułość i radość pomieszana ze smutkiem; taki głos rozpozna u niej po kolejnych porodach. Jakby jednocześnie była zmęczona i zadowolona. Chcesz poznać swojego braciszka? Popatrz, jaki ładny.
To było zawiniątko, prześcieradło owinięte wokół jakiejś bardzo małej istotki, widać było tylko jej twarz na białym tle. Więzień. To była najmniejsza osóbka, jaką miał okazję widzieć, jeszcze mniejsza niż on. Brzydki. Dlaczego matka mówiła, że to coś, takie niebieskie, ściśnięte prześcieradłem, jest ładne? Jest brzydki – krzyknął Mimoun i wybiegł, a przedtem jeszcze raz spojrzał na tego gigantycznego robala w kokonie w ramionach babci.
A może nie wybiegł, może poprosił babcię, by mu pozwoliła usiąść na kolanach. Nie możemy tego wiedzieć, ponieważ wtedy jeszcze nie był tą osobą, którą jest teraz, a poza tym przecież był tylko dzieckiem.
Niewinny, porzucony, odsunięty na drugi plan przez matkę i przez siostry, które przybiegały, by wziąć noworodka na ręce, jak tylko zapłakał. Otwierał bezzębne usta starca i krzyczał z siłą, której trudno by się spodziewać po czymś tak małym. Ale ojciec mówił: popatrz, twój brat nie jest takim beksą jak ty, nie budzi nas o świcie. A co zrobisz, jak się z nim będziesz bił, kto zwycięży, ty czy on, chociaż jest mniejszy? Jeśli chcesz, żeby cię szanował, żeby cię nazywał azizi, musisz mu pokazać jego miejsce.
Tyle rzeczy się zmieniło wraz z pojawieniem się drugiego syna w rodzinie Driouchów, że w końcu wydarzyło się coś, czego nikt nie potrafił wyjaśnić, a niektórzy nawet przypisywali to interwencji złego ducha.
Wystarczyła jedna chwila. Nadarzyła się okazja i Mimoun ją wykorzystał. Mały miał wtedy parę miesięcy i zostawili go na pościeli w pokoju dziewcząt, kiedy wszyscy jedli śniadanie, na parterze, w świetle padającym przez otwarte drzwi. Babcia jeszcze opowiadała sny z ostatniej nocy, z jedną nogą wysuniętą, a drugą zgiętą w kolanie, tak że razem tworzyły ostry kąt. Mówiła, że ma przeczucie.
Mimoun przyglądał się małemu, wpatrywał się w niego uważnie, a potem, nie zastanawiając się długo, chwycił jedną z poduszek i przycisnął. Jego braciszek rozglądał się wokół siebie i widział tylko cienie i kontrasty, które się zredukowały do bieli miękkiej tkaniny, a jeszcze później, na samym końcu, widział tylko czerń, którą widzi się zawsze przed utratą przytomności.
Kobiety jeszcze wesoło rozmawiały, jeszcze się śmiały, podczas gdy dzidziuś, coraz mniejszy, wierzgał nogami i stopami w kokonie mumii, w którym był uwięziony. Nie hałasował. Nie hałasował, tylko przestał się szarpać, zesztywniał. A Mimoun poszedł bawić się na patio, na oczach matki, która później uwierzyła, że Mimoun był tam cały czas, od kiedy maczał ostatni kęs chleba w talerzu z oliwą, a ten wpadł mu do środka. Nikt nie zauważył, że zbyt długo stał przed swoim młodszym bratem.
Nawet dużo później, kiedy babcia i jej córki zaczęły sprzątać po śniadaniu i zawijać chleb w posypane mąką ściereczki, i poszły rzucić okiem na małego, nie zauważyły, że się nie rusza, że jego spokój nie ma nic wspólnego ze snem, jak sądzono. Nie, absolutnie, nikt nawet nie przypuszczał, że ta cisza to nie głęboki sen.
Nikt nie pamięta, czy widział Mimouna, jak się kręci koło dziecka przed bratobójstwem; nie wiemy nawet, czy on teraz cokolwiek z tego pamięta.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------