Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ostatni ukłon - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
5,07

Ostatni ukłon - ebook

Przyjaciele Sherlocka Holmesa ucieszą się na wieść, że on wciąż żyje i ma się dobrze, choć od czasu do czasu doskwiera mu reumatyzm. Od wielu lat mieszka na niewielkiej farmie na wzgórzach, pięć mil od Eastbourne, gdzie spędza czas, zajmując się filozofią i rolnictwem. W tym okresie, ciesząc się wypoczynkiem, odrzucał najlepsze oferty, zachęcające go do wyjaśniania rozmaitych spraw, ponieważ umyślił przejść na emeryturę. Jednak gdy zbliżała się wojna z Niemcami, postanowił oddać to swoje niezwykłe połączenie intelektualnych i praktycznych zdolności do dyspozycji rządu. Historyczne rezultaty tej decyzji opisane zostały w książce Ostatni ukłon. Pragnąc uzupełnić i wzbogacić ten tom, zamieściłem w nim również kilka innych historii z przeszłości, które przez długi czas spoczywały w mojej szufladzie.

 

Dr John H. Watson

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7993-251-1
Rozmiar pliku: 753 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Przyjaciele Sherlocka Holmesa ucieszą się na wieść, że on wciąż żyje i ma się dobrze, choć od czasu do czasu doskwiera mu reumatyzm. Od wielu lat mieszka na niewielkiej farmie na wzgórzach, pięć mil od Eastbourne, gdzie spędza czas, zajmując się filozofią i rolnictwem.

W tym okresie, ciesząc się wypoczynkiem, odrzucał najlepsze oferty, zachęcające go do wyjaśniania rozmaitych spraw, ponieważ umyślił przejść na emeryturę. Jednak gdy zbliżała się wojna z Niemcami, postanowił oddać to swoje niezwykłe połączenie intelektualnych i praktycznych zdolności do dyspozycji rządu. Historyczne rezultaty tej decyzji opisane zostały w książce Ostatni ukłon. Pragnąc uzupełnić i wzbogacić ten tom, zamieściłem w nim również kilka innych historii z przeszłości, które przez długi czas spoczywały w mojej szufladzie.

Dr John H. WatsonCzęść pierwsza PRZEDZIWNE DOŚWIADCZENIA PANA JOHNA SCOTT ECCLESA

W swoim notesie zapisałem, że był to ponury wietrzny dzień pod koniec marca 1892 roku. Właśnie jedliśmy lunch, gdy Holmes dostał jakiś telegram i szybko na niego odpisał. Nic nie powiedział, jednak sprawa ta najwyraźniej wciąż zajmowała jego myśli, bo później stał przez jakiś czas przed kominkiem, w zamyśleniu paląc fajkę i od czasu do czasu zerkając na tekst otrzymanej depeszy. Nagle odwrócił się do mnie z psotnym błyskiem w oku.

– Zakładam, Watsonie, że można cię uznać za człowieka pióra – rzekł. – Jak byś zdefiniował słowo „groteskowy”?

– Dziwny… niezwykły – podsunąłem. Słysząc moją definicję, potrząsnął głową.

– W tym słowie z całą pewnością kryje się coś więcej – powiedział. – Sugestia czegoś tragicznego i strasznego. Jeśli przypomnisz sobie opowieści, którymi obdarzałeś swych cierpliwych czytelników, na pewno zauważysz, jak często to, co wydawało się groteskowe, przeradzało się w zbrodnię. Przypomnij sobie na przykład tę błahą sprawę Rudowłosych. Na początku wydawała się groteskowa, a jednak zakończyła się desperacką próbą rabunku. No i ta nadzwyczaj dziwaczna sprawa pięciu pestek pomarańczy, prowadząca prosto do spisku, którego celem było popełnienie morderstwa. To słowo sprawia, że budzi się we mnie czujność.

– A pojawia się ono w tej wiadomości? – spytałem. Odczytał mi na głos telegram:

Właśnie przydarzyło mi się coś niewiarygodnego i groteskowego. Czy można prosić pana o radę?

Scott Eccles
urząd pocztowy Charing Cross

– Kto to napisał, mężczyzna czy kobieta? – spytałem.

– Och! Oczywiście że mężczyzna. Żadna kobieta nie wysłałaby telegramu z opłatą za odpowiedź. Już raczej sama by tu przyszła.

– Spotkasz się z nim?

– Mój drogi Watsonie, przecież dobrze wiesz, jak bardzo się nudzę, odkąd przymknęliśmy pułkownika Carruthersa. Mój umysł jest niczym silnik pracujący na pełnych obrotach, który rozpada się na kawałki, gdy nie może wykonywać pracy, do której został stworzony. Życie jest takie monotonne. W gazetach nie ma nic ciekawego. Wygląda na to, że zuchwałość i romantyzm na zawsze zniknęły ze świata zbrodni. I w tej sytuacji pytasz mnie, czy jestem gotów zająć się jakąś nową zagadką niezależnie od tego, jak błaha się okaże? Ale, o ile się nie mylę, oto nasz klient.

Usłyszeliśmy miarowe kroki na schodach. W chwilę później do naszego pokoju wprowadzono korpulentnego wysokiego mężczyznę o siwych bokobrodach i poważnym, budzącym szacunek wyglądzie. Historię jego życia można było wyczytać z ciężkich rysów twarzy i pompatycznego zachowania. Getry i okulary w złotych oprawkach wskazywały, że jest konserwatystą i człowiekiem religijnym, przykładnym obywatelem, ortodoksyjnym pod każdym względem. Można było jednak dostrzec, że poruszyło go jakieś niesamowite zdarzenie, pozostawiając po sobie ślady w postaci rozczochranych włosów, gniewnych rumieńców na policzkach oraz ożywienia i podekscytowania. Natychmiast przeszedł do sprawy, która była powodem jego wizyty.

– Miałem bardzo niezwykłe i nieprzyjemne przeżycie, panie Holmes – powiedział. – Jeszcze nigdy w życiu nie znalazłem się w takiej sytuacji. To takie… niestosowne. Skandaliczne! Muszę uzyskać jakieś wyjaśnienie. – Czerwienił się i sapał ze złości.

– Proszę spocząć, panie Eccles – rzekł uspokajająco Holmes. – Po pierwsze, chciałbym pana zapytać, dlaczego zwraca się pan z tym do mnie?

– Odniosłem wrażenie, sir, że nie jest to sprawa, która mogłaby zainteresować policję, a jednak gdy opowiem panu wszystko, będzie pan musiał przyznać, że nie mogłem tego tak po prostu zostawić. Prywatni detektywi nie są ludźmi, których darzyłbym sympatią, niemniej gdy usłyszałem pańskie nazwisko…

– Rozumiem. Ale po drugie, dlaczego nie przyszedł pan z tym do mnie od razu?

– Co pan ma na myśli?

Holmes zerknął na zegarek.

– Jest kwadrans po drugiej – powiedział. – Pan nadał telegram około pierwszej. Jednak patrząc na pański strój i wygląd, nie sposób nie zauważyć, że to, co pana tak poruszyło, wydarzyło się, zanim się pan przebudził.

Nasz klient przygładził nieuczesane włosy i przesunął dłonią po nieogolonym podbródku.

– Ma pan rację, panie Holmes. Nawet nie pomyślałem o porannej toalecie. Za bardzo mi się śpieszyło, żeby wydostać się z tego domu, ale zanim przyszedłem do pana, zajrzałem tu i tam, starając się dowiedzieć pewnych rzeczy. Poszedłem do agentów nieruchomości, od których dowiedziałem się, że czynsz pana Garcii jest już uregulowany, a z willą Wisteria jest wszystko w porządku.

– Proszę się uspokoić, sir – rzekł Holmes ze śmiechem. – Pan, podobnie jak mój przyjaciel doktor Watson, ma zły nawyk opowiadania historii od końca. Proszę najpierw zebrać myśli i przedstawić mi po kolei, co to były za wydarzenia, które sprawiły, że przyszedł pan tutaj nieuczesany, nieogolony, w butach nie pasujących do reszty pana stroju i w krzywo zapiętej kamizelce, by poprosić mnie o pomoc i radę.

Nasz klient z zażenowaniem skomentował swój dość niekonwencjonalny wygląd:

– Na pewno prezentuję się okropnie, panie Holmes, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek w życiu przytrafiło mi się coś takiego. Opowiem panu o całej tej przedziwnej sprawie, a wówczas pan sam będzie zmuszony przyznać, że to, co się wydarzyło, wystarczy, by usprawiedliwić moje zachowanie.

Jednakże nie było mu dane zacząć swą opowieść. Z zewnątrz dobiegł jakiś hałas, a chwilę później pani Hudson otworzyła drzwi, by wprowadzić dwóch krzepkich mężczyzn o wyglądzie urzędników. Jednym z nich był doskonale nam znany inspektor Gregson ze Scotland Yardu, energiczny, prężny i zdolny policjant, mający wszakże – jak każdy człowiek – pewne wady. Uścisnął dłoń Holmesa i przedstawił swego towarzysza, inspektora Baynesa z Surrey.

– Polujemy razem, panie Holmes, i trop doprowadził nas tutaj – zwrócił swoje oczy buldoga na naszego gościa. – Czy to pan jest John Scott Eccles z Popham House w Lee?

– Tak, to ja.

– Szukaliśmy pana przez cały ranek.

– Bez wątpienia namierzyliście go panowie po telegramie – rzekł Sherlock.

– Właśnie tak, panie Holmes. Wpadliśmy na trop w urzędzie pocztowym w Charing Cross, więc przyszliśmy tutaj.

– Ale dlaczego panowie mnie szukali? Czego ode mnie chcecie?

– Chcemy usłyszeć, co pan ma do powiedzenia, panie Eccles, na temat wydarzeń, które miały miejsce ubiegłej nocy i doprowadziły do śmierci pana Aloysiusa Garcii z willi Wisteria niedaleko Esher.

Nasz klient siedział z szeroko otwartymi oczyma, a jego zdumiona twarz pobladła tak, że przypominała kredę.

– Nie żyje? Powiedział pan, że on nie żyje?

– Tak, sir. Nie żyje.

– Ale jak to się stało? Wypadek?

– Morderstwo. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.

– Dobry Boże! To okropne! Ale nie chce pan chyba… Nie chce pan chyba powiedzieć, że jestem podejrzany?

– W kieszeni zmarłego znaleziono pański list. Dowiedzieliśmy się z niego, że zamierzał pan spędzić ubiegłą noc w jego domu.

– Bo tak było.

– Och, doprawdy? – inspektor wyciągnął swój notes.

– Niech pan chwilę poczeka, panie Gregson – rzekł Sherlock Holmes. – Chodzi panu tylko o zwykłe oświadczenie, prawda?

– I moim obowiązkiem jest ostrzec pana Scott Ecclesa, że może ono zostać wykorzystane przeciwko niemu.

– Kiedy pan wszedł do pokoju, pan Eccles właśnie zamierzał nam o tym wszystkim opowiedzieć. Myślę, Watsonie, że nie zaszkodziłaby mu brandy z wodą sodową. A teraz, sir, proponuję, by nie zwracał pan uwagi na to, że grono jego słuchaczy nieco się powiększyło, i kontynuował swą opowieść tak, jak pan by to uczynił, gdyby nic mu nie przerwało.

Nasz gość łapczywie wypił brandy, i na jego twarz powróciły kolory. Rzuciwszy pełne wątpliwości spojrzenie na notes inspektora, rozpoczął po chwili swą niezwykłą opowieść.

– Jestem kawalerem – powiedział. Z powodu swojego towarzyskiego usposobienia mam bardzo wielu przyjaciół. Należy do nich rodzina pewnego emerytowanego piwowara, pana Melville, mieszkająca w dworku Abermarle w Kensington. To właśnie u niego w domu kilka tygodni temu poznałem pewnego młodego człowieka o nazwisku Garcia. Jak się domyślałem, pochodził z Hiszpanii i był w jakiś sposób związany z ambasadą swojego kraju. Doskonale mówił po angielsku, był bardzo miły w obyciu i należał chyba do najprzystojniejszych mężczyzn, jakich w życiu widziałem.

Na swój sposób nawet się zaprzyjaźniliśmy, ten młody człowiek i ja. Wydawało się, że od początku mnie polubił; dwa dni po tym, jak się poznaliśmy, przyjechał zobaczyć się ze mną w Lee. Wszystko toczyło się dość szybko, bo podczas tej wizyty zaprosił mnie, bym spędził parę dni w jego domu, w willi Wisteria, położonej między Esher i Oxshott. Wczoraj wieczorem pojechałem do Esher, tak jak się umówiliśmy.

Opisał mi w szczegółach swój dom. Mieszkał z wiernym służącym, swoim rodakiem, który mówił po angielsku, prowadził dom i dbał o wszystkie jego potrzeby. Pan Garcia miał też wspaniałego kucharza, mulata, którego przywiózł z jednej ze swych podróży i który potrafił serwować doskonałe potrawy. Pamiętam, jak twierdził, że to przedziwny dom w samym sercu Surrey. Przyznaję mu rację, choć okazał się jeszcze o wiele, wiele dziwniejszy, niż sądziłem.

Położony około dwóch mil na południe od Esher, dom miał dość pokaźne rozmiary i stał w pewnym oddaleniu od drogi. Prowadził do niego kręty podjazd, otoczony zaroślami wysokich wiecznie zielonych krzewów. Był to stary, dość zrujnowany budynek, którego stan wskazywał na to, że bardzo przydałby mu się remont. Kiedy dwukółka zatrzymała się na zarośniętym trawą podjeździe przed poplamionymi i zniszczonymi przez warunki atmosferyczne i upływ czasu drzwiami, zacząłem mieć pewne wątpliwości, czy rzeczywiście mądrze robię, odwiedzając człowieka, którego znam tak krótko. Sam jednak otworzył mi drzwi i wyjątkowo serdecznie mnie powitał. Następnie nakazał służącemu, melancholijnemu smagłemu człowiekowi, aby ten zaprowadził mnie do pokoju i zaniósł mój bagaż. Wnętrze robiło przygnębiające wrażenie. Zjedliśmy obiad tylko we dwóch, i choć gospodarz starał się jak mógł, by mnie zabawić, sprawiał wrażenie, jakby jego myśli biegły w różne strony: mówił tak niejasno i chaotycznie, że ledwo byłem w stanie go zrozumieć. Ciągle bębnił palcami po stole, obgryzał paznokcie i wykazywał wszelkie inne oznaki zdenerwowania i zniecierpliwienia. Obiad sam w sobie nie był ani dobrze podany, ani smaczny, a ponura obecność milczącego służącego bynajmniej nie podnosiła mnie na duchu. Mogę pana zapewnić, że wiele razy podczas tego wieczoru żałowałem, że nie przychodzi mi do głowy żadna wymówka, która pozwoliłaby wrócić do Lee.

Przypominam pewną sprawę, która może wam się, panowie, przydać podczas prowadzenia śledztwa. Wtedy się nad tym nie zastanawiałem. Gdy obiad dobiegał już końca, służący podał mojemu gospodarzowi jakąś kartkę. Zwróciłem uwagę na to, że kiedy ją przeczytał, stał się jeszcze bardziej roztargniony i zaczął zachowywać się coraz dziwniej. Przestał silić się na jakiekolwiek próby podtrzymywania rozmowy i siedział, pogrążony w myślach, odpalając jednego papierosa od drugiego. Nie wspomniał nawet słowem o tym, co było w tym liście. Około jedenastej z radością udałem się wreszcie na spoczynek. Jakiś czas później Garcia zawołał mnie przez drzwi. W pokoju było już ciemno, a on zapytał, czy wzywałem kogoś dzwonkiem. Odpowiedziałem, że nie, wówczas przeprosił za zakłócenie spokoju tak późno w nocy, dodając, że dochodzi już pierwsza. Po tym incydencie zasnąłem i spałem mocno do samego rana.

A teraz zbliżam się do najbardziej zdumiewającej części mojej opowieści. Kiedy się obudziłem, było już całkiem widno. Spojrzałem na zegarek i przekonałem się, że dochodziła dziewiąta. Bardzo wyraźnie prosiłem, by obudzono mnie o ósmej, zdziwiło mnie więc, że gospodarz o tym zapomniał. Zerwałem się na równe nogi i zadzwoniłem na służącego. Żadnej odpowiedzi. Zadzwoniłem jeszcze raz i jeszcze raz, ale z tym samym skutkiem. Wtedy doszedłem do wniosku, że dzwonek nie działa. Szybko się ubrałem i w wyjątkowo złym humorze zszedłem na dół, aby poprosić o przyniesienie mi ciepłej wody. Możecie sobie, panowie, wyobrazić, jak byłem zaskoczony, gdy odkryłem, że w domu nikogo nie ma. Najpierw zawołałem w holu. Żadnej odpowiedzi. Potem sprawdziłem pokoje. Wszędzie było pusto. Ubiegłego wieczoru mój gospodarz pokazał mi, gdzie znajduje się jego sypialnia, więc zapukałem do tych drzwi. Nikt nie odpowiedział. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Pokój był pusty, a w łóżku nikt nie spał. Garcia zniknął tak samo jak cała jego służba. Mój hiszpański gospodarz, jego hiszpański lokaj i cudzoziemski kucharz – wszyscy gdzieś się podziali w nocy! Tak zakończyła się moja wizyta w willi Wisteria.

Sherlock Holmes zacierał ręce i chichotał pod nosem, ciesząc się na samą myśl o tym, że doda ten dziwaczny incydent do swojej kolekcji niezwykłych spraw.

– O ile wiem, sir, pańskie doświadczenia były całkowicie unikalne – powiedział. – Mogę zapytać, co pan wówczas zrobił?

– Byłem wściekły. Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, było przekonanie, że padłem ofiarą jakiegoś absurdalnego dowcipu. Spakowałem swoje rzeczy do torby podróżnej, trzasnąłem drzwiami i wyruszyłem do Esher. Zajrzałem do Braci Allan, głównej agencji wynajmu nieruchomości w tej wsi, i dowiedziałem się, że właśnie przez tę firmę wynajęto willę. Nasunęło mi się na myśl, iż w tym wszystkim nie chodziło raczej o zrobienie ze mnie głupca, powodem musiała być pewnie chęć uniknięcia zapłaty czynszu. Marzec ma się już ku końcowi, zbliża się termin kwartalnych opłat. Ale ta teoria się nie sprawdziła: wdzięczny za ostrzeżenie, agent poinformował mnie, że czynsz został opłacony z góry. Udałem się do miasta i poszedłem do hiszpańskiej ambasady. Nikt tam nie słyszał o moim nowym znajomym. Potem pojechałem do Melville’a, u którego poznałem tego Garcię, przekonałem się jednak, że Melville wie o nim jeszcze mniej niż ja. Gdy wreszcie dostałem od pana odpowiedź na swój telegram, przyjechałem do pana, bo jak sądzę, jest pan człowiekiem, który potrafi coś doradzić w trudnych sprawach. A teraz, panie inspektorze, może pan kontynuować opowieść, bo z tego, co pan mówił, zrozumiałem, że wydarzyła się jakaś tragedia. Mogę panów zapewnić, że każde moje słowo było prawdą i że poza tym, o czym mówiłem, nie wiem absolutnie niczego o losach tego człowieka. Moim jedynym pragnieniem jest dopomóc przedstawicielom prawa w każdy możliwy sposób.

– Jestem tego pewien, panie Eccles, jestem tego pewien – rzekł inspektor Gregson wyjątkowo przyjaznym tonem. – Muszę przyznać, że wszystko, co pan powiedział, zgadza się całkowicie ze znanymi nam faktami. Weźmy na przykład tę wiadomość, którą dostarczono podczas obiadu. Może wie pan przypadkiem, co się stało z kartką, na której ona była zapisana?

– Owszem, wiem. Garcia zmiął ją i cisnął do ognia.

– Co pan o tym sądzi, panie Baynes?

Detektyw z prowincji był korpulentnym człowiekiem o czerwonej nalanej twarzy, która nie wydawała się pospolita jedynie dzięki niezwykle bystrym oczom, niemal ukrytym w fałdach tłuszczu. Uśmiechając się, powoli wyciągnął z kieszeni zmięty odbarwiony kawałek papieru.

– Utkwił w ruszcie kominka, panie Holmes. Nie trafił w płomień. Wygrzebałem ten niespalony list.

Holmes uśmiechnął się z aprobatą.

– Musiał pan bardzo starannie przeszukać dom, żeby znaleźć tę jedną kulkę zmiętego papieru.

– Tak zrobiłem, panie Holmes. Zawsze tak robię. Mam to odczytać, panie Gregson?

Londyński detektyw skinął głową.

– Wiadomość została napisana na zwykłym papierze listowym w kolorze kremowym bez znaku wodnego. Na ćwiartce arkusza. Papier został odcięty nożyczkami o krótkich ostrzach. Złożono go trzy razy i zapieczętowano w pośpiechu fioletowym woskiem, który następnie przyciśnięto jakimś płaskim owalnym przedmiotem. List zaadresowano do pana Garcii z willi Wisteria. A oto jego treść:

Nasze własne barwy, zieleń i biel. Zieleń otwarte, biel zamknięte. Główne schody, pierwszy korytarz, siódme po prawej, zielone sukno.

Z Bogiem. D.

To pismo kobiety. Użyła pióra o ostro zakończonej stalówce, jednak adres napisano innym piórem, chyba że zrobił to ktoś inny. Jak pan widzi, pismo jest grubsze i odważniejsze.

– To naprawdę niezwykłe – powiedział Holmes, przebiegając wzrokiem list. – Muszę panu pogratulować, panie Baynes. Badając go, zwrócił pan uwagę na szczegóły. Można by jeszcze dołożyć parę błahych drobiazgów. Ta owalna pieczęć to niewątpliwie zwykła gładka spinka do mankietu. Cóż innego mogłoby mieć taki kształt? Użyto zagiętych nożyczek do paznokci. Chociaż oba cięcia były bardzo krótkie, na obu wyraźnie widać taką samą lekką krzywiznę.

Detektyw z prowincji roześmiał się cicho.

– Wydawało mi się, że wycisnąłem już z tego wszystkie soki, ale jak widzę, trochę jeszcze zostało – powiedział. – Muszę przyznać, nic z tej informacji nie rozumiem z wyjątkiem tego, że coś się szykowało i jak zwykle chodziło o jakąś kobietę.

Podczas tej rozmowy pan Scott Eccles wiercił się niecierp­ liwie na krześle.

– Cieszę się, że znalazł pan ten liścik, ponieważ potwierdza on moją opowieść – powiedział. – Pragnę jednak podkreślić, że jak do tej pory nie usłyszałem jeszcze, co się stało z panem Garcią i jego domem.

– Jeśli chodzi o samego Garcię – odparł Gregson – to mogę z łatwością odpowiedzieć na pańskie pytanie. Dziś rano znaleziono go martwego na błoniach w Oxshott, w dość odludnej okolicy, niecałą milę od domu. Głowę miał roztrzaskaną potężnymi ciosami zadanymi workiem z piaskiem lub czymś podobnym. W pobliżu tego miejsca nie ma żadnego budynku. Najwyraźniej został uderzony najpierw z tyłu, lecz potem napastnik bił go jeszcze długo, gdy Garcia już nie żył. To była wyjątkowo brutalna napaść. Nie ma żadnych śladów ani niczego, co pozwoliłoby wnioskować o tym, kim byli przestępcy.

– Obrabowano go?

– Nie, nic nie przemawia za rabunkiem.

– To bardzo przykre. Bardzo przykre i straszne – powiedział pan Scott Eccles płaczliwym tonem. – Ale dla mnie to prawdziwa tragedia. Nie miałem nic wspólnego z tym, że mój gospodarz wybrał się na nocną wycieczkę i że spotkał go tak smutny koniec. W jaki sposób zostałem wplątany w tę sprawę?

– To bardzo proste, sir – odparł inspektor Baynes. – Jedynym dokumentem znalezionym w kieszeni nieboszczyka był pański list, w którym pisał pan, że będzie u niego tej feralnej nocy. Dzięki kopercie, w której znajdował się list, dowiedzieliśmy się, jak się nazywał zmarły i gdzie mieszkał. Dziś rano po dziewiątej dotarliśmy do jego domu i nie zastaliśmy ani pana, ani nikogo innego. Wysłałem telegram do pana Gregsona, by odnalazł pana w Londynie, kiedy ja przeszukiwałem willę Wisteria. Potem przyjechałem do miasta, dołączyłem do pana Gregsona, i oto jesteśmy.

– Myślę – rzekł Gregson, wstając – że najlepszym posunięciem będzie nadanie tej sprawie oficjalnego charakteru. Uda się pan z nami na posterunek, panie Eccles, i tam spiszemy pańskie zeznania.

– Oczywiście, natychmiast się tam udam. Nadal jednak pragnę skorzystać z pańskich usług, panie Holmes. Chciałbym, żeby nie szczędził pan kosztów ani wysiłków, aby dotrzeć do prawdy.

Mój przyjaciel zwrócił się do inspektora z prowincji.

– Jak zakładam, panie Baynes, nie ma pan nic przeciwko temu, bym z panem współpracował?

– To będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt, sir.

– Odnoszę wrażenie, że wszystko, co pan do tej pory zrobił, zostało przeprowadzone bardzo szybko i fachowo. Ciekaw jestem, czy znalazł pan jakąkolwiek wskazówkę, na podstawie której można byłoby odtworzyć dokładną godzinę zgonu tego człowieka?

– Był tam od pierwszej w nocy. Mniej więcej o tej porze padał deszcz, a on z całą pewnością został zabity, zanim zaczęło padać.

– To przecież niemożliwe, panie Baynes! – zawołał nasz klient. – Nie sposób pomylić jego głosu z jakimkolwiek innym. Mogę przysiąc, że to on o tej porze mówił do mnie przez drzwi sypialni.

– To niezwykłe, ale bynajmniej nie niemożliwe – rzekł z uśmiechem Holmes.

– Ma pan jakieś przesłanki? – spytał Gregson.

– Na pierwszy rzut oka sprawa nie wydaje się skomplikowana, ale pojawiły się pewne nowe interesujące przesłanki. Zanim pozna pan moją ostateczną opinię, muszę dokładniej przeanalizować fakty. A nawiasem mówiąc, panie Baynes, czy przeszukując dom, znalazł pan jeszcze coś niezwykłego oprócz tego listu?

Detektyw rzucił mojemu przyjacielowi dziwne spojrzenie.

– Było tam kilka BARDZO niezwykłych rzeczy – powiedział. – Kiedy już skończymy formalności na posterunku, może zechciałby pan pojechać ze mną i powiedzieć mi, co pan o tym myśli?

– Jestem do pańskiej dyspozycji – odrzekł Holmes i dał sygnał dzwonkiem. – Pani Hudson, proszę odprowadzić dżentelmenów i wysłać z łaski swojej chłopaka z tym telegramem. Ma opłacić pięć szylingów za odpowiedź.

Gdy nasi goście wyszli, siedzieliśmy przez jakiś czas w milczeniu. Holmes, marszcząc brwi, w skupieniu palił fajkę.

– Cóż, Watsonie – zagadnął mnie nagle. – Co o tym sądzisz?

– Nic nie pojmuję z całej tej mistyfikacji, w którą wplątano pana Ecclesa.

– Ale co myślisz o samej zbrodni?

– Biorąc pod uwagę zniknięcie służących tego człowieka, uważam, że byli w jakiś sposób zamieszani w jego zabójstwo i uciekli, by uniknąć sprawiedliwości.

– Z całą pewnością można tak to tłumaczyć. Jednak musisz przyznać, że to bardzo dziwne, by jego służący planowali zabójstwo i zaatakowali go akurat tej nocy, kiedy podejmował gościa. Każdej innej nocy był przecież całkowicie zdany na ich łaskę.

– W takim razie dlaczego uciekli?

– No właśnie, dlaczego uciekli? To ważne pytanie. Kolejnym istotnym faktem są niezwykłe przeżycia naszego klienta Scott Ecclesa. A teraz powiedz, mój drogi Watsonie, czy znalezienie argumentów, które wyjaśniałyby oba te fakty, wykracza poza granice ludzkiej pomysłowości? Gdyby dało się wytłumaczyć również tajemniczy liścik i jego wyjątkowo interesujące słownictwo, wówczas być może warto byłoby go zaakceptować jako naszą roboczą hipotezę. Gdyby wszystkie nowe fakty, o których się dowiemy, pasowały do tego schematu, nasza hipoteza mogłaby stopniowo zmienić się w rozwiązanie tajemnicy.

– Mamy jakąś hipotezę?

Holmes usiadł głębiej w fotelu, oczy miał na wpół przymknięte.

– Musisz przyznać, mój drogi Watsonie, że pomysł, iż był to jakiś żart, jest nie do przyjęcia. Jak się później okazało, doszło do poważnych wydarzeń, a zwabienie Scott Ecclesa do willi Wisteria miało z nimi określony związek.

– Ale jaki mógł to być związek?

– Przyjrzyjmy się temu krok po kroku. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że było coś nienaturalnego w tej dziwnej i tak nagle zawartej przyjaźni pomiędzy owym młodym Hiszpanem a Scott Ecclesem. To ten pierwszy wziął na siebie inicjatywę. Odwiedził Ecclesa na drugim końcu Londynu następnego dnia po tym, jak go poznał, i utrzymywał z nim przez cały czas kontakt, dopóki nie sprowadził go do siebie do Esher. A teraz zastanówmy się, czego mógł chcieć od Ecclesa. Co Eccles mógł mu ofiarować? Nie postrzegam go jako wyjątkowo czarującego człowieka. Nie jest też szczególnie inteligentny, i trudno sobie wyobrazić duchowe pokrewieństwo między nim a bystrym południowcem. To dlaczego właśnie Eccles został wybrany spośród wszystkich ludzi, których Garcia poznał, jako odpowiedni dla jego celów? Czy ma jakąś szczególną cechę? Powiedziałbym, że tak. Jest modelowym przykładem szanowanego Brytyjczyka i dokładnie takim typem człowieka, który jako świadek byłby w stanie przekonać innego Brytyjczyka. Sam widziałeś, że żadnemu z inspektorów nie przyszło nawet do głowy, by kwestionować jego oświadczenie, choć było tak niezwykłe.

– Ale miał być świadkiem czego?

– Tak się złożyło, że niczego, jednak gdyby stało się inaczej, miał być świadkiem wszystkiego. Tak ja widzę tę sprawę.

– Rozumiem. Mógł dostarczyć alibi.

– Właśnie tak, mój drogi Watsonie. Mógł potwierdzić alibi. Załóżmy dla potrzeb naszej dyskusji, że ludzie mieszkający w willi Wisteria byli wspólnikami w realizacji pewnego planu i mieli podjąć jakąś próbę, czegokolwiek by ona miała dotyczyć, przed pierwszą w nocy. Całkiem możliwe, że przestawiając zegary, sprawili, że Scott Eccles poszedł spać wcześniej niż myślał. W każdym razie to prawdopodobne, że gdy Garcia specjalnie przyszedł mu powiedzieć, że jest pierwsza, w rzeczywistości nie było później niż dwunasta. Gdyby Garcia zdołał zrobić to, co zamierzał, cokolwiek to było, i wrócić przed tą wymienioną godziną, ewidentnie miałby mocne alibi w przypadku jakichkolwiek oskarżeń. Miałby zapewnione świadectwo tego Anglika o doskonałej reputacji, gotowego przysiąc w każdym sądzie, że oskarżony przez cały ten czas znajdował się w domu. Był dla niego zabezpieczeniem na wypadek, gdyby doszło do najgorszego.

– Tak, tak. To rozumiem. Ale co ze zniknięciem pozostałych?

– Nie poznałem jeszcze wszystkich faktów, nie sądzę jednak, by czekały nas jakieś trudności nie do przezwyciężenia. Jednak błędem jest wyciąganie wniosków, zanim nie zdobędzie się wszystkich danych. W takim przypadku człowiek zaczyna w nieuzasadniony sposób naginać fakty, by pasowały do jego teorii.

– A ta wiadomość?

– Jak to brzmiało? „Nasze własne barwy, zieleń i biel”. To sformułowano tak, jakby miało związek z jakimiś wyścigami. „Zieleń otwarte, biel zamknięte”. To ewidentnie jakiś sygnał. „Główne schody, pierwszy korytarz, siódme po prawej, zielone sukno”. To miejsce jakiegoś spotkania. Możliwe, że ujawnimy, iż za tym wszystkim kryje się zazdrosny mąż. Najwyraźniej chodzi o jakąś niebezpieczną wyprawę. Gdyby tak nie było, nie dodałaby na końcu: „Z Bogiem. D.”, to powinna być wskazówka.

– Ten człowiek był Hiszpanem. Sugeruję, że „D.” może oznaczać Dolores. To popularne kobiece imię w Hiszpanii.

– Dobrze, Watsonie. Bardzo dobrze. Ale to mało prawdopodobne. Hiszpanka pisałaby do Hiszpana po hiszpańsku. Kobieta, która napisała tę notatkę, z całą pewnością jest Angielką. Cóż, możemy jedynie uzbroić się w cierpliwość, dopóki ten wspaniały inspektor nie wróci do nas. A tymczasem podziękujmy naszemu szczęśliwemu losowi, który na kilka krótkich godzin uratował nas przed nieznośnym wpływem bezczynności.

Nim powrócił inspektor z Surrey, nadeszła odpowiedź na telegram Holmesa. Przeczytał ją i właśnie miał odłożyć do swojego notatnika, gdy dostrzegł moją pełną oczekiwania twarz. Rzucił mi telegram ze śmiechem.

– Obracamy się w wyższych sferach – powiedział.

Telegram zawierał listę nazwisk i adresów:

Lord Harringby, the Dingle; sir George Ffolliott, Oxshott Towers; sędzia Hynes Hynes, Purdley Place; James Baker Williams, Forton Old Hall; Henderson, High Gable; wielebny Joshua Stone, Nether Walsling.

– To bardzo oczywisty sposób, by ograniczyć nasz zakres działań – rzekł Holmes. – Bez wątpienia Baynes, będąc bardzo metodycznym człowiekiem, już ma jakiś plan.

– Zupełnie tego nie rozumiem.

– Cóż, mój drogi przyjacielu. Doszliśmy już do wniosku, że wiadomość, którą Garcia otrzymał przy obiedzie, dotyczyła jakiegoś umówionego spotkania. Oznacza to, że jeśli sposób, w jaki ją interpretujemy, jest słuszny, to aby zjawić się na miejscu schadzki, trzeba wejść na górę głównymi schodami i odnaleźć siódme drzwi w korytarzu. A z tego wynika, że dom, o którym mowa, jest wyjątkowo duży. Równie jasne jest to, że nie może być położony dalej niż jedną czy dwie mile od Oxshott, ponieważ Garcia zmierzał w tym kierunku pieszo. Tak jak ja to rozumiem, miał nadzieję, że uda mu się wrócić na czas do willi Wisteria, by móc skorzystać z alibi, które byłoby ważne tylko do godziny pierwszej w nocy. Ponieważ liczba wielkich domów w okolicach Oxshott jest ograniczona, przyjąłem nasuwające się w oczywisty sposób założenie. Wysłałem telegram do agentów nieruchomości, o których wspominał Scott Eccles, i otrzymałem od nich listę takich domów. Zostały wymienione w tym telegramie, i to właśnie wśród nich musi znajdować się koniec nici naszego poplątanego kłębka.

Dochodziła już prawie szósta, gdy w towarzystwie inspektora Baynesa znaleźliśmy się w Esher, ładnej wsi w hrabstwie Surrey.

Obaj z Holmesem zabraliśmy ze sobą trochę rzeczy osobistych; w karczmie „Pod Bykiem” znaleźliśmy wygodną kwaterę. Następnie wyruszyliśmy wraz z detektywem do willi Wisteria. Był zimny ciemny marcowy wieczór, w twarze zacinał drobny, niesiony wiatrem deszcz. Pogoda idealnie pasowała do dzikich opustoszałych błoni, jakimi wiodła nasza droga, i tragicznego celu wędrówki, do którego ta droga nas doprowadziła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: