- W empik go
Ostatnia gra Normana Kinga - ebook
Ostatnia gra Normana Kinga - ebook
Lata 30. XX wieku. Jerzy Swen, skromny student mieszkający w Warszawie, zostaje wezwany do Katowic w związku z otwarciem testamentu po zmarłym kuzynie, którego chłopak nigdy nawet nie poznał. Spory majątek ma być podzielony między pięcioro spadkobierców. Szybko jednak okazuje się, że taki podział nie odpowiada wszystkim zainteresowanym i ktoś ewidentnie usiłuje go zmienić, stosując nieczyste metody. Rozpoczyna się dramatyczna gra, w czasie której ginie kluczowy dla sprawy testament. Powieść z wciągającą intrygą kryminalną, napisana lekko, ze swadą i humorem, ukazała się w latach 30. i jak dotąd nie była wznawiana po II wojnie światowej.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8292-077-2 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nieoczekiwana wiadomość
Zegar-budzik, stojący na staroświeckiej komodzie, zadzwonił przeciągle...
Jerzy Swen się obudził.
Spojrzał zaspanymi oczyma na tarczę zegara i niepewnym ruchem ręki przesunął wskazówkę budzika naprzód. Godzina była dziesiąta.
Przymknął na powrót oczy. Jak przez mgłę przypomniał sobie koszmarny sen, jaki męczył go przez całą nieomal noc.
Śniło mu się, że otworzył szafę, aby wziąć garnitur. Równocześnie z otwarciem drzwi ujrzał, że z szafy poczęło się wysypywać złoto... Całe strumienie złota... Schylił się, aby podnieść trochę cennego piasku i w tej samej chwili ujrzał, że wraz ze złotem wysypała się z szafy... jego własna głowa. Wyciągnął rękę i jednocześnie ujrzał, jak jego głowa odbiła się od złota i... ukąsiła go tak boleśnie, że krzyknął...
W tej samej chwili usłyszał dzwonek budzika i obudził się.
Jerzy Swen nie wierzył w sny, ale niesamowity temat zastanowił go. Przypomniał sobie staruszkę babkę. Ona z pewnością wytłumaczyłaby mu znaczenie snu. Rozmyślał tak kilka minut, w końcu parsknął śmiechem.
– Wszystko bujda! – mruknął. – Naczytałem się w gazetach o duchach i stąd ten głupi sen!
Wysunął się z łóżka i sięgnął po leżące na krześle spodnie.
Jednocześnie usłyszał pukanie do drzwi.
– Kto tam?
– Poczta!
– Za chwilę.
Jerzy Swen pospiesznie wciągnął spodnie i uchylił drzwi.
– List polecony dla pana Swena! Proszę pokwitować!
Swen potwierdził odbiór listu i zamknął drzwi. Spojrzał na kopertę. Na całej szerokości koperty widniał nadruczek:
Stefan Sianorski, notariusz
Katowice, ul. Warszawska 164
Przez twarz Jerzego Swena przeleciał cień zdziwienia.
– Notariusz?! Co on ma do mnie? – mruknął, otwierając kopertę.
Szybko przebiegł oczami treść ćwiartki papieru zadrukowanej pismem maszynowym:
Szanowny Panie!
Komunikuję Szanownemu Panu, że na podstawie zapisu uczynionego przez kuzyna Pana, śp. Ignacego Compre, jest Pan jednym z pięciu sukcesorów Jego majątku. W związku z tym proszę o bezwzględne przybycie do mej kancelarii w dniu 27.09.19** roku o godz. 10 rano. Nadmieniam, że wartość spadku przekracza milion złotych.
Z poważaniem
Stefan Sianorski
Przez dobrą chwilę stał oszołomiony, patrząc w zapisaną ćwiartkę papieru. Raz jeszcze przeczytał jej treść...
Wreszcie – podskoczył kilka razy ochoczo i począł biegać po pokoju, wymachując listem.
Chciał krzyczeć, tańczyć, śpiewać, zresztą sam nie wiedział, co chciałby w tej chwili robić. Olbrzymia fortuna, jaka niespodziewanie spadła na niego, sprawiła, że zrównoważony zwykle student trzeciego roku prawa zachowywał się w tej chwili jak obłąkany.
W pewnym momencie u drzwi rozległo się dość gwałtowne chrobotanie.
To oprzytomniło Jerzego Swena. Drgającym ze wzruszenia głosem krzyknął zachęcająco:
– Właź!
Do pokoju wszedł młody człowiek w czapce studenckiej.
– Serwus, Jur! – rzekł. – Przyszedłem po Prawo Rzymskie.
– Siadaj! Gwiżdżę na wszystkie prawa rzymskie i polskie, chociaż nie – na polskie nie gwiżdżę, bo wsadzą mnie do kryminału... Jestem, uważasz bratku milionerem...
Przybyły spojrzał podejrzliwie na kolegę.
– Słuchaj, czyś ty...
–...nie zwariował? – chciałeś zapytać. – Tak, koleżko, zwariowałem, zbzikowałem, szaleję, ale mimo to jestem bogaczem!
Stanisław Bączek nie dawał za wygraną.
– Stary kawał! Pewnie chcesz pożyczyć forsy ode mnie. Dam ci dwa złote bez bujania.
– Gwiżdżę na twoją forsę. Dwa złote! Pocałuj psa w nos! Sam mogę ci pożyczyć, ile chcesz. Sto, pięćset, tysiąc złotych!
– Dobrze, ale na razie oddaj mi Prawo Rzymskie i... napij się wody... To ci powinno dobrze zrobić!
– Masz, Tomaszu niewierny, czytaj!
Stanisław Bączek rzucił okiem na list.
– Fiu, fiu! – zagwizdał z przejęciem. – Masz szczęście, bratku! Winszuję ci, milion na pięć osób! Cholera, skończyło się dla ciebie biedowanie! – westchnął melancholijnie.
– Dla ciebie też, ponura gębo! Sądzisz, że miałbym sumienie siedzieć na forsie, a ty latałbyś dalej za korepetycjami? Dawaj łapę i idziemy oblać tę fortunę!
Uścisnęli sobie serdecznie dłonie.
Po kilkunastu minutach wchodzili do popularnej w Warszawie w sferach studenckich knajpki na Krakowskim Przedmieściu. Owionął ich charakterystyczny zapach alkoholu zmieszany z kulinarnymi Meisterstückami firmy.
Jerzy Swen nie mógł długo nosić w sobie radosnej tajemnicy. Dostrzegłszy kilku kolegów podszedł do nich z tajemnicza miną.
– Mam dla was niespodziankę! – zaczął.
– Żenisz się? Byczo! Będziemy mieli żonę! – przerwał Janek Skorpień.
Gromadka studentów wybuchła śmiechem.
– Nie żenię się, typy zakazane! Ale mam do was prośbę!
– Forsy nie pożycza się!
– Zastrzel się ze swoją forsą! Proszę was wszystkich na wódkę! Dostałem spadek!
– Bez kantów! Bujać to my!... Ile i od kogo chcesz pożyczyć? Mów szczerze!
– Jak Boga kocham! Dostałem spadek! Czytajcie!
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.