- promocja
- W empik go
Ostatnia podróż - ebook
Ostatnia podróż - ebook
Nawet w najciemniejszych chwilach można znaleźć światło.
Patrycja, niegdyś wzięta modelka, obecnie realizuje się w nowych rolach – specjalistki od promocji oraz żony i mamy trójki dzieci. Dni wypełnione obowiązkami upływają szybko, ale szczęśliwie. Do czasu, gdy Patrycja dostrzega, że jej mąż Grzegorz zaczyna się od niej oddalać i wycofywać z rodzinnego życia. W Patrycji wzbierają pretensje i rodzi się żal. Czuje się osamotniona i zmęczona. Kiedy więc Grzegorz proponuje wspólną podróż i zaprasza żonę w bajkowy rejs luksusowym statkiem, ona odczytuje to jako okazję do uzdrowienia rozpadającego się małżeństwa. Nie spodziewa się, że właśnie podczas wycieczki wyjdzie na jaw skrywana przez męża tajemnica, która odbierze jej nadzieję na wspólną przyszłość. Czy Patrycja znajdzie w sobie siłę, by zaakceptować gorzką rzeczywistość?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67173-36-0 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Był późny wieczór. Patrycja wyszła na balkon i zapaliła papierosa. Usiłowała rzucić palenie, wiele razy, nałóg był jednak silniejszy. To działo się w głowie. Proste połączenie, że papieros równa się relaks, powodowało, że niemal każdego dnia, kiedy dzieci były już w łóżkach, pozwalała sobie na te kilka minut odprężenia. Zaciągała się głęboko, mimo gorzkiego smaku i drapania w gardle. Lubiła patrzeć na dym rozpierzchający się w powietrzu. Tu, z piątego piętra, rozciągał się przyjemny widok na park, oświetlony teraz niezbyt jasnymi latarniami. Mimo późnej pory i chłodu spacerowało w nim kilka osób, głównie z psami. Kojący widok, spokój, tak bardzo potrzebny po rozedrganym dniu.
Tuż za parkiem widać było światła miasta, niezliczone ilości kolejnych budynków, dalej Wisła, a za nią następne budowle, kamienice, bloki. I następne. A w nich setki ludzi, tysiące, miliony.
Patrycja czuła się jednak samotna.
I zmęczona.
Nie tylko tym dniem, ale całym aktualnym życiem. Przytulny dom i rodzina dawały spełnienie i czasem Patrycja była na siebie zła, że tak parszywie się czuje, wypełniając kolejne obowiązki. Była jednak przytłoczona. Zbyt przytłoczona, by spojrzeć na wszystko z dystansu.
Nie planowali mieć trójki dzieci. Oboje z Grzegorzem nastawiali się, że będą rodziną dwa plus dwa. Najpierw urodziła się Maja. Patrycja miała wówczas trzydzieści lat i nie chciała zbyt długo odwlekać decyzji o kolejnym dziecku. Po niespełna dwóch latach znów ujrzeli dwie kreski na teście ciążowym. Nie posiadali się ze szczęścia. Grzesiek marzył o synu, Patrycji płeć była obojętna. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że szczęście będzie podwójne. W brzuchu rozwijały się bowiem dwa płody.
Najpierw był szok, potem radość, ale przytłumiona lękiem. Patrycja się bała, czy dadzą sobie radę z trójką, Maja przecież wciąż wymagała ogromnej uwagi. Pocieszali się jednak, że nie są jedyni, a niektórzy muszą dawać radę i z pięcioraczkami.
A jednak teraz, po czterech latach od drugiego porodu, miała wrażenie, że jest naprawdę trudno. Kochała dzieci nad życie, dałaby sobie za nie wyrwać serce, ale takie dni jak dzisiejszy powodowały, że miała ochotę rzucić się z balkonu. Może nie z piątego piętra, to byłby dramat. Ale z pierwszego, by złamać tylko nogi i przez kilka miesięcy czekać, aż się zrosną. I odpoczywać. Bezkarnie i bez wyrzutów sumienia. Po prostu leżeć i nie musieć zajmować się domem, dziećmi. Nie musieć wozić ich do przedszkola, szkoły i na te wszystkie dodatkowe zajęcia, w których dzieciaki tak bardzo chciały brać udział, ale które dla niej były istną męczarnią. Na co dzień czuła się jak kierowca, a w weekendy jak widz przymuszony do oglądania tych wszystkich występów i zawodów, które jej zdaniem organizowane były nazbyt często. I jeszcze to kupowanie wymaganych strojów na ostatnią chwilę. Dzisiaj niemal pół dnia straciła na szukanie odpowiednich kimon do karate dla chłopców.
A potem ta stłuczka. Jasiek chwilę wcześniej darł się, kopał w siedzenie – usiłowała go uspokoić. Odwróciła się tylko na moment, stojąc na światłach. Nie poczuła, że puszcza nogę z hamulca. Jak dobrze, że uderzyła tylko błotnikiem o błotnik.
Wszystko skończyło się dobrze. Ale wciąż czuła rozedrganie po tym dniu.
Zaciągnęła się ostatni raz, po czym zgasiła papierosa. Jeszcze przez chwilę stała i patrzyła na relaksujący widok. Dochodziła dwudziesta pierwsza, Grzegorza wciąż nie było. Rozważała, czy do niego zadzwonić, ale odrzuciła ten pomysł.
Robiło się coraz chłodniej, dlatego weszła do mieszkania i zamknęła drzwi balkonowe. Firanka, którą zaciągnęła, była już poszarzała, i Patrycja złapała się na myśli, że warto byłoby ją uprać. Ostatni raz robiła to chyba trzy lata temu. Może cztery... Aż wstyd.
Powolnymi ruchami zaczęła sprzątać ze stołu, przy którym jadła z dziećmi kolację. Nie chciało jej się, ale nie lubiła się kłaść, gdy w domu panował nieporządek. Czasem miała wrażenie, że takie codzienne sprzątanie to syzyfowa praca. Przy trójce dzieci wciąż było coś do zrobienia. Dzień w dzień. I tak w kółko.
Otworzyła lodówkę, by włożyć do niej niezjedzone resztki. Ogórki kiszone – których dzieci nie znosiły, a które wciskała im przy każdej okazji, tłumacząc, że kiszonki jesienią i zimą to najlepszy sposób na zachowanie zdrowia –włożyła z powrotem do słoika. Jej wzrok padł na butelkę białego wina, ledwie co napoczętą. Wyjęła ją. Wprawdzie był czwartek i rano znowu trzeba będzie wstać, ale lampka wina przed snem przecież nie zaszkodzi – pomyślała i nalała trochę do kieliszka.
Dokończyła sprzątanie stołu, a potem usiadła na kanapie z kieliszkiem wina i książką.
Może nawet lepiej, że nie ma jeszcze Grzegorza – przemknęło jej przez myśl. Kilka chwil tylko dla siebie. Cisza, niezmącona dźwiękiem telewizora ani radia, była tak przyjemna.
Patrycja upiła łyk, potem drugi i otworzyła książkę, w której zakładka włożona była między pięćdziesiątą a pięćdziesiątą pierwszą stronę. Ledwie trzeci rozdział popularnej powieści, którą zaczęła czytać już chyba dwa tygodnie temu. I wciąż brakowało jej wolnych chwil, by kontynuować lekturę.
– Maamoo! – Przeciągły krzyk córki spowodował, że Patrycja zacisnęła powieki. Nie był to krzyk przerażenia ani też krzyk sygnalizujący nagły wypadek. Było to nawoływanie, jak czasem Maja miała to w zwyczaju. „Mamooo, siku!”, „Maaamo, pić!”. I choć miała już prawie siedem lat i mogła w nocy samodzielnie wyjść do toalety lub pójść do kuchni po wodę, wybierała rozwiązanie angażujące matkę.
Tym razem Patrycja, zamiast poderwać się z kanapy i pobiec do pokoju córki, udała, że nie słyszy.
– Maaamooo! – ponowiła okrzyk Maja.
Ale Patrycja nie reagowała. Najwyższa pora, żeby siedmiolatka nauczyła się realizować własne potrzeby, przynamniej te, które nie wymagają pomocy dorosłego.
– Maaamo! Maaamooo! – Dziewczynka nie przestawała jednak nawoływać.
– Cholera jasna – syknęła Patrycja, odłożyła książkę, wino i wstała. Energicznym krokiem poszła do pokoju córki, pchnęła drzwi i włączyła światło.
– Bliźniaki płaczą – poinformowała Maja zniecierpliwionym głosem.
– Jak to płaczą? – spytała Patrycja, ale wytężyła słuch. Rzeczywiście z pokoiku obok dało się słyszeć cichy szloch.
– Staś cię wołał, ale nie słyszałaś.
– Dobrze, sprawdzę, co u nich, śpij już.
– Już prawie spałam – odparła dziewczynka, przykładając z powrotem głowę do poduszki.
Ja już prawie miałam chwilę dla siebie – pomyślała Patrycja. Zgasiła światło w pokoju Mai i poszła do bliźniaków. Tu były zapalone dwie lampki nocne, na każdym poziomie piętrowego łóżka. Chłopcy nie potrafili zasnąć bez choćby lekkiego światła.
– Co się dzieje? – spytała Patrycja, kucając przy leżącym niżej Stasiu.
– Jasia boli bziusiek – wychlipiał chłopiec.
Patrycja wstała i uchyliła kołdrę, w której ukryty był drugi synek.
– Boli cię brzuch?
Przytaknął, szlochając.
– Ciebie też? – spytała, znów kucając przy Stasiu.
– Mnie nie.
– Więc dlaczego płaczesz?
– Bo Jasiek płacie.
Patrycja odetchnęła głęboko.
– Aaaaau – usłyszała zawodzący okrzyk z góry.
– Tak bardzo boli? – zainteresowała się, zapalając górne światło.
– Baldzo – jęknął Jaś. Był skulony i wyglądało na to, że nie udaje.
O Boże – pomyślała z trwogą Patrycja. – A jeśli to coś poważnego? Jeśli trzeba będzie go wieźć do szpitala? A przecież wypiłam wino. Może trzeba zadzwonić do Grzegorza, gdzież on jest, już prawie wpół do dziesiątej.
– Robiłeś dziś kupę? – spytała synka, sprawdzając dłonią jego czoło. Było chłodne.
– Tak... Nie... Nie wiem. – Chłopiec nie mógł sobie przypomnieć.
– Pójdziemy do łazienki, dobrze? – zdecydowała Patrycja, na razie nic innego nie przychodziło jej do głowy.
Pomogła dziecku zejść i zaprowadziła je do toalety.
– Spróbuj zrobić kupkę, ja w tym czasie zaparzę ci rumianku – oświadczyła.
Przeszła do salonu połączonego z kuchnią i wstawiła wodę. Z żalem zamknęła książkę, a resztkę wina z kieliszka wylała do zlewu. Ten wieczór zamiast we własnym łóżku najpewniej spędzi, czuwając przy łóżku synka, żeby go obserwować. Oby to nie było nic poważnego – pomyślała, bo znowu przeleci wizyta u logopedy, na którą usiłowała umówić bliźniaki już od miesięcy.
Czekając, aż zagotuje się woda, sięgnęła po leżącą na stoliku komórkę i wybrała numer męża.
– Gdzie jesteś? – warknęła wściekłym głosem, kiedy odebrał.
– Mamo! Wyśła! – Z łazienki dobiegł ją radosny głos syna. – Kupka wyśła, juś nie boli.
– Już wracam. Stało się coś? – spytał Grzegorz.
– Gówno – syknęła Patrycja i się rozłączyła.
Nie była z siebie dumna. Nie lubiła się w takim wydaniu. Ale nie potrafiła się czasem opanować, żeby nie warknąć lub nie wyrzucić z siebie jakiejś złośliwości. Frustracja coraz częściej dawała o sobie znać, a Grzegorz był osobą, na której najprościej było to rozładować.
Może dlatego coraz później wraca? – zastanowiła się Patrycja, idąc do łazienki po synka, a potem prowadząc go do łóżka.
Ale to przecież błędne koło – pomyślała ze smutkiem. On coraz później wraca, a ja się denerwuję, że jestem sama. Im bardziej się denerwuję i wyrzucam z siebie gniew, tym on ma większą potrzebę izolacji i odsuwania się ode mnie.
Błędne koło.
Zdawała sobie sprawę, że takie zachowanie, a przede wszystkim brak szczerej rozmowy o tym, co ją boli, nie przyniesie dobrego efektu, a mimo to nie potrafiła się przełamać. Kiedy wrócił Grzegorz, spojrzała na niego wściekle.
– Mam nadzieję, że świetnie się bawiłeś w pracy – rzuciła, kierując się do ich sypialni.
– Nie bawiłem się – zaoponował. – Domyślam się, że miałaś nie najlepszy dzień. Co się stało?
– Pytasz o poranek, gdy Jasiek wydzierał się w niebogłosy, bo nie chciał założyć spodni, które dla niego przygotowałam, czy może pytasz o południe, kiedy podczas pracy wysypał mi się laptop i straciłam kilka godzin, żeby się z nim uporać? A może pytasz o popołudnie i bieganie z wywieszonym jęzorem, żeby kupić kimona w rozmiarach, które są trudno dostępne? A może pytasz o tę stłuczkę?
– Pisałaś, że nic się nie stało...
– A może jednak pytasz o wieczór i ból brzucha twojego syna? – ciągnęła Patrycja, nie dając Grzegorzowi dojść do słowa. – Nie bardzo wiem, co chciałbyś wiedzieć z tego dnia. I szczerze? Nie bardzo chce mi się opowiadać, bo jestem zmęczona. Dobranoc.
– Odwiozę ich jutro – zaproponował Grzegorz.
– Super – odparła beznamiętnie Patrycja i zamknęła drzwi od sypialni.
Było to niewielkie pomieszczenie, w którym zmieściło się jedynie łóżko małżeńskie i szafa wnękowa oraz mała toaletka, służąca czasem za biurko. Patrycja zapaliła nocną lampkę i wsunęła się pod kołdrę, oddychając ciężko. Tak bardzo nie lubiła kończyć w ten sposób dnia.
Dlaczego znów to zrobiłam? – zastanawiała się.
Dlaczego nie potrafię porozmawiać z Grzegorzem spokojnie, bez tonu podszytego złością?
Szybko jednak znalazła wytłumaczenie. Przecież gdyby on chciał rozmawiać, nie dałby się zbyć. Przyszedłby teraz do sypialni i spytał, jak może jej pomóc. Ale on nie przyszedł. Patrycja wiedziała, że mąż położy się na kanapie i zaśnie, jak zwykł robić to od wielu tygodni. Zmęczenie – tak sobie oboje to tłumaczyli.
Ale przynajmniej odwiezie rano dzieci, choć tyle.
Zawsze coś – pomyślała Patrycja i zamknęła oczy.
Prezent dla Iwony Patrycja zamówiła przez internet. O mały włos, a zapomniałaby o urodzinach najbliższej przyjaciółki. Jak dobrze, że istnieją paczkomaty! – pogratulowała w myślach twórcy i wpisała adres punktu, do którego ma przyjść błyskawiczna przesyłka. Kolejny punkt z listy wykreślony. Teraz jeszcze tylko odpowiedzieć na popołudniowe maile i można zamknąć komputer. Była głodna, ale oceniła, że na przyrządzenie jakiegokolwiek dania nie starczy już czasu. Uznała, że wytrzyma do szesnastej i zje coś na mieście z dziećmi, na szybko, zanim zaczną się zajęcia baletowe Mai.
Wyszła z domu kwadrans po piętnastej, modląc się, żeby nie było korków. Przedszkole chłopców znajdowało się niedaleko domu, ale potem musiała jechać jeszcze do szkoły, do której chodziła Maja, a ulice o tej porze potrafiły być zapchane. Patrycja zawsze obiecywała sobie, że skończy pracę wcześniej, żeby oszczędzić sobie stresu związanego z napiętym grafikiem odbierania dzieci. Nie udawało jej się to jednak i dzień w dzień robiła wszystko niemal w biegu.
– Jesce chwilka! – Usłyszała głos Jasia, który jak zwykle, gdy nadchodziła pora wyjścia, bawił się w najlepsze. Staś był już gotów.
– Janek, nie mamy czasu, musimy jechać po Majeczkę – wyjaśniła spokojnym, lecz zdecydowanym głosem Patrycja.
Ale chłopiec nie zareagował.
Patrycja błagalnym, a zarazem niecierpliwym wzrokiem spojrzała na wychowawczynię. Była to młoda dziewczyna, bardzo miła i uprzejma, ale zdaniem Patrycji zbyt ugodowa w stosunku do dzieci. Czasem bywała jednak pomocna.
– Jasiu – powiedziała nauczycielka. – Mamusia musi odebrać siostrzyczkę, dokończysz zabawę jutro. Samochodzik będzie na ciebie czekał – obiecała i podeszła do dziecka, by odciągnąć go od zabawki.
– Dziękuję – szepnęła Patrycja.
I już miała się odwrócić, gdy usłyszała krzyk synka. Janek nie dawał sobie zabrać samochodu, piszczał, wyrywał go z rąk wychowawczyni.
– Jasiu. – Nauczycielka zgromiła chłopca wzrokiem, ale jej głos nadal był miękki. Jakby niezdecydowany, trochę żartobliwy.
Tylko nie to – pomyślała Patrycja. Nie znosiła takich sytuacji. Najchętniej wzięłaby synka na ręce i zaniosła do samochodu, prosząc drugiego, by zabrał z szatni ubrania brata. Bała się jednak, że takie zachowanie zostanie odebrane przez nauczycielki z przedszkola za zbyt stanowcze, może nawet przemocowe.
– Jasiek – jęknęła zrezygnowana. – Spóźnimy się. Bardzo cię proszę.
Ale Jasiek nie reagował, zapierał się nogami i siłował z nauczycielką, chcąc zatrzymać auto.
– Możesz je wziąć ze sobą na noc – zaproponowała dziewczyna i puściła zabawkę.
– Świetna myśl! – podchwyciła Patrycja.
Chłopiec uśmiechnął się z satysfakcją i przytulił autko.
– To ja też chcę! – krzyknął Staś i mimo że był już prawie ubrany do wyjścia, zaczął zdejmować buty, by z powrotem wejść do sali.
– Błagam, nie – jęknęła Patrycja. Czas leciał, a korki o tej porze nagle się nie rozpierzchną, by mogła szybko dostać się do szkoły i odebrać Maję.
– Też chcę auto na noc – uparł się Staś i nie reagując na prośby matki, wrócił do kącika z zabawkami, gdzie w pudełkach było jeszcze kilka samochodów.
Po chwili podbiegł do niego brat i też zaczął przeszukiwać zabawki, być może w nadziei, że znajdzie coś jeszcze bardziej atrakcyjnego.
– Wystarczy, chłopcy – ponagliła nauczycielka.
Patrycja usiadła na ławeczce w szatni. Czuła złość pomieszaną z bezsilnością. Nie miała pomysłu, jak reagować w takiej sytuacji.
Bliźniacy przyszli wreszcie, dzierżąc w dłoniach samochody. Kiedy wreszcie ubrali się i przeszli do auta, nastąpiła kolejna udręka. Jasiek, przytulając do siebie samochodzik, nie dawał się wpiąć do fotelika.
– Proszę, odchyl na moment rączki, muszę cię zapiąć – mówiła płaczącym tonem Patrycja. Już wiedziała, że się spóźni po Maję.
Wreszcie, dopiero kiedy zagroziła, że wyrwie Jasiowi samochodzik siłą, a następnie wyrzuci go do śmietnika, chłopiec ustąpił i rozluźnił uścisk.
Dojechali do szkoły po czasie. Patrycja, nie potrafiąc znaleźć wolnego miejsca do zaparkowania, stanęła na kawałku trawnika. Nie musiała długo czekać, by jakiś przechodzień zwrócił jej na to uwagę.
– Mam to gdzieś – warknęła, siłując się z pasami, by tym razem odpiąć Jasia. Staś umiał się już wypinać sam.
– Ja nie mam. Dbamy o ten trawnik – syknął mężczyzna. – Dzwonię po straż miejską, jeśli pani stąd nie odjedzie.
Patrycja energicznie potrząsnęła głową.
– To sobie dzwoń! – krzyknęła, zdenerwowana. Chwyciła chłopców za rękę i weszła do szkoły.
Maja płakała, martwiąc się, że przez mamę nie zdąży na balet.
– Zdążymy – uspokoiła Patrycja. – Tylko nie damy rady już nic zjeść. Kupimy na stacji hot dogi i weźmiemy do samochodu. Może być?
Maja skinęła głową, przyzwalająco.
– Odwiozę cię na balet i zawiozę chłopców na karate. W razie gdybym się potem po ciebie spóźniła, poczekasz chwilę z panią, dobrze?
– Tatuś ich nie zawiezie? – spytała Maja.
Było to słuszne pytanie, ponieważ jeszcze nie tak dawno, przed wakacjami, to Grzegorz odwoził bliźniaków, Patrycja odbierała i zawoziła tylko córkę. Dzielili się obowiązkami niemal po równo, dzięki czemu nie były one aż tak obciążające.
– Nie zawiezie. Ma dużo pracy – wyjaśniła spokojnie Patrycja. W środku jednak w niej buzowało. Kolejny tydzień, gdy Grzegorz wymigiwał się pracą.
– A pamiętasz, żeby kupić prezent dla Amelki? – spytała Maja w samochodzie, obok którego na szczęście nie pojawiła się jeszcze straż.
– Kiedy te urodziny? – dopytała Patrycja. Ledwo co pamiętała o urodzinach własnej przyjaciółki.
– No przecież jutro. Na siedemnastą – przypomniała Maja. – Nie kupiłaś prezentu?
Patrycja ściągnęła usta. Nie kupiła. Ale prezent dla dziecka to nie problem, można go szybko kupić w sklepie z zabawkami znajdującym się niedaleko domu. Gorzej, że urodziny koleżanki, organizowane na sali zabaw w innej dzielnicy, wiązały się z dojazdem, i to w godzinach szczytu. Znów trzeba będzie się spieszyć, w samochodzie ogarnąć chłopców i czymś ich nakarmić, by zdążyć na popołudniową imprezę Amelki. A potem rozmawiać z innymi rodzicami, którzy podczas gdy dzieci będą się bawiły, zajmą miejsca w kawiarni i podejmą nieśmiertelne tematy o szkole, konkursach, wycieczkach. Oni na luzie, a Patrycja w rozkroku, bo przecież trzeba będzie doglądać bliźniaków w części wydzielonej dla młodszych dzieci.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Książki Aleksandry Tyl
Miłość wyczytana z nut
•
Aleja Bzów
•
Szczęście pachnie bzem
•
Magiczne lato
•
Karmelowa jesień
•
Anielska zima
•
Szalona wiosna
•
Wschody i zachody słońca
•
Leo! Znowu ty? Niecny plan
•
Leo! Znowu ty? Byle do przodu
•
Zgodne małżeństwo
.
POWIEŚCI OBYCZAJOWE, KRYMINAŁY, THRILLERY
WCIĄGAJĄCE I NIEBANALNE
ZACZYTAJ SIĘ!
www.prozami.pl
Księgarnia wysyłkowa
www.literaturainspiruje.pl