- W empik go
Ostatnia randka - ebook
Ostatnia randka - ebook
Nieokiełznane pożądanie.
Zwłoki leżały na środku pokoju w kałuży krwi. Ofiara, młoda dwudziestoczteroletnia Ania Zborowska, miała odrąbaną głowę. Jej jasne długie włosy w przerażający sposób przykuwały wzrok. Kto zabił tę niewinną dziewczynę i dlaczego?
Dagmara Madej i Adam Kruger muszą zapomnieć o koszmarnym widoku i odpowiedzieć na te pytania.
Zabójcze Opowieści to cykl kryminalnych opowieści i podcastów o makabrycznych zabójstwach i innych poruszających przestępstwach, które zainspirowały autora do zadania pytań o naturę ludzką.
Michał Larek – pisarz i autor podcastów. Autor „Chirurga” i serii kryminalnej Dekada oraz współautor „Martwych ciał” i „Mężczyzny w białych butach” (wraz z Waldemarem Ciszakiem). Prowadzi warsztaty ze storytellingu.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67875-08-0 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To był ostatni raz, pomyślał porucznik Kruger. Ostatni!
Minęło już parę godzin, a on cały czas czuł wewnętrzne napięcie. Próbował się rozluźnić, chociaż trochę, ale póki co kompletnie mu się to nie udawało.
Prawdę mówiąc, był wściekły na siebie. Po co ja to robię? To jest bez sensu! Basia ma rację, to jakaś chora fanaberia!
– No, mów dalej, Freddy! – ponagliła go porucznik Madej.
– Hm, no więc tak… Drżącą ręką wsunął papierosa do ust, zaciągnął się łapczywie i odchylił głowę, przymykając oczy. Był spokojny. Na jego twarzy malował się delikatny uśmiech. Rzucił niedopałek, przydeptał go. Przejechał po nas wzrokiem. Pokiwał głową, jakby chciał nam w czymś przyznać rację. – Oficer umilkł. Zamyślił się. Ta sekwencja obrazów z celi śmierci bardzo mocno wryła mu się w pamięć. Kiedy zdawał relację koleżance z egzekucji, odnosił wrażenie, że jego umysł zachowuje się jak kamera filmowa, która chłonie dokładnie każdy detal. Widział twarz Józefa Dymerskiego, aktora, który został skazany na karę śmierci za brutalne zabójstwo małżonki. W jego oczach było coś… szalonego.
– Przyznać rację? W czym? – zapytała Dagmara, zerkając z zaciekawieniem na kolegę.
Oficer trącił łyżeczką o filiżankę. Tej nocy przespał jakieś dwie godziny i dzisiaj czuł się fatalnie.
– W tym, że nie uwierzyliśmy, kiedy przyznał się do siedmiu innych zabójstw – odpowiedział i dopił resztkę kawy.
– Ano tak.
Kruger wytarł usta i mówił dalej:
– Dymerski pokiwał głową, westchnął. Nagle rozpromienił się. „To było kłamstwo, oznajmił, przykuwając błyskawicznie uwagę wszystkich zebranych. W takich okolicznościach, stając przed obliczem śmierci, przyznaję, że skłamałem. Nie chcę przechodzić do historii jako człowiek, który próbował kłamliwie sięgnąć po nimb sławy. Zabiłem tylko małżonkę. Nikogo więcej. Tylko małżonkę”.
– Tak powiedział? Po nimb sławy? – zdziwiła się Dagmara. – Nie wierzę!
– Uhm.
– To brzmi jak…
– Jak kwestia teatralna?
– No właśnie.
– No wiesz, to jednak aktor. On przecież od momentu zatrzymania zachowywał się jak aktor, który zupełnie niespodziewanie dostał rolę życia.
– Rolę życia przed śmiercią.
– Czułem w jego głosie skruchę z powodu całej tej szopki z wymyślonymi zabójstwami, ale nie wiem, czy to była gra, czy… prawda. – Kruger wyciągnął z wewnętrznej kieszeni notes. Otworzył go na zaznaczonej stronie. – Klient powiedział coś takiego: „Marzyło mi się przejść do historii kryminalistyki jako pogromca niewiernych żon, a nie jako żałosny mistyfikator”. Widać było, że chce mówić dalej, że dopiero się rozkręca, ma ochotę na jakiś monolog, ale w tym momencie wtrącił się Pancerny, który trochę się już zniecierpliwił. Podobno spieszył się na imieniny.
– Na partyjne chlanie – rzuciła Dagmara. – Dzisiaj są Seweryna. A tak ma przecież na imię pierwszy sekretarz, z którym Pancerny się kumpluje.
– Może. – Porucznik wzmianki na tematy polityczne omijał szerokim łukiem.
– I co powiedział ten nasz dzielny prokurator?
– Coś w rodzaju: „Przestańcie pierdolić, obywatelu. Idziecie właśnie do piachu i urządzacie sobie teatrzyk, kurwa jego mać?”. Po tych słowach spojrzał na kata, przejechał dłonią po szyi i mruknął: „Do roboty”.
– Do roboty – powtórzyła Dagmara, przypominając sobie, jak jej matka przed wieloma laty przygotowywała się do roli Gorgonowej. Wychodząc z domu na próbę, mówiła zazwyczaj: „Idę do roboty zabić pewną złośliwą sukę”. Siedmioletnia Dagmara bała się jej wtedy, wierzyła, że matka naprawdę chce to zrobić.
Porucznik przetarł podkrążone oczy. Pamięć podsunęła sekwencję obrazów, w których wąsaty kat z wielkim brzuszyskiem zakładał pętlę na szyi spoconego Dymerskiego. On sam odwrócił wtedy głowę. Po chwili usłyszał jęk i odgłos zapadni. I trzask przerwanego rdzenia kręgowego. Całą tę ponurą scenę skwitował Pancerny głośnym cmoknięciem i cichym „Odfajkowane”. Potem dyrektor zaprosił wszystkich na kieliszeczek, ale Kruger wymówił się nawałem roboty i pospiesznie opuścił mury aresztu. Jeszcze przez kwadrans siedział w samochodzie, czekając, aż uspokoi mu się serce.
– Powiedz mi, po co ty w ogóle chodzisz na te wszystkie egzekucje? – odezwała się Dagmara. – Przecież to jest chore!
Dobre pytanie, pomyślał.
– Co twoja żona na to, Freddy? Inne zabraniają przecież łazić swoim mężom na takie przedstawienia.
– Krzywi się.
– Po co tam łazisz?
– Zbóju... – Kiedy używał jej pseudonimu, zazwyczaj był zakłopotany. – Po prostu… czuję się… w obowiązku – powiedział, uświadamiając sobie, że zabrzmiało to zbyt patetycznie.
– Jak to?
– Egzekucja jest konsekwencją mojej pracy. Niechcianą konsekwencją. Jestem przeciwko karze śmierci, na której rzecz pracuję. Wizyty w celi śmierci to taka moja… pokuta.
Faceci są dziwni, naprawdę, pomyślała Dagmara.
– Mówisz, jakbyś był postacią z jakiejś nudnej lektury szkolnej – prychnęła.
Porucznik zaśmiał się. Chciał coś powiedzieć, żeby osłabić patos swojej wypowiedzi, ale nie zdążył. Barman zawołał go do telefonu. Gdy po chwili przyłożył słuchawkę do ucha, usłyszał głos oficera dyżurnego:
– Robota jest.
– Jaka?
– Ktoś urządził sobie rzeźnię.
– To znaczy?
– W Grabcach znaleziono trupa młodej dziewczyny. Ktoś ją okrutnie zaciukał.
Kruger jęknął. Miał wielką nadzieję, że ten poniedziałek będzie spokojnym dniem. Po egzekucji czuł się niewyraźnie. Miał ochotę zanurzyć się w papierkowej robocie oraz własnych myślach.
– Gdzie są te Grabce?
– Na obrzeżach Poznania, niedaleko Plewisk.
– Dobra, wracamy do firmy.
– Wracajcie, wracajcie. Na zachętę dodam, że tej biedaczce urżnięto głowę.
DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA W WERSJI PEŁNEJ