-
W empik go
Ostoja - we mgle - ebook
Ostoja - we mgle - ebook
W niedalekiej przyszłości, mieszkańcy jednej z ocalałych po Wielkiej Wojnie osad napotykają nowe zagrożenie. Kilku śmiałków wyrusza na poszukiwania pomocy wśród ruin dawnej metropolii. Wyprawa może jednak okazać się trudniejsza, niż przypuszczali. Czy tym razem cała ludzkość skazana jest na wymarcie?
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397498808 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku, przed Tobą pierwsza część powieści osadzonej w postapokaliptycznej przyszłości. Opowiedziana historia zawiera elementy fantastyki, thrillera, science-fiction, ale nie zabranie w niej również wątków romantycznych. Mam nadzieję, że każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Wszystkie miejsca zawarte w książce bazują na prawdziwych lokalizacjach w obrębie Górnego Śląska.
Dziękuję Kamilowi, który w 2015 r. podarował mi książkę „Metro 2033”. Jej uniwersum zainspirowało mnie do stworzenia własnej opowieści i przelania jej na papier. Wielką inspiracją podczas tworzenia fabuły była dla mnie również seria Fallout oraz zainteresowanie postindustrialnym dziedzictwem Górnego Śląska.
Dziękuję, że zdecydowałeś/aś się na przeczytanie właśnie tej lektury.
Przyjemnego czytania!
Kamil Duda
Książkę dedykuję mojej żonie Kasi.
Gdy wszystkie światła wokół zgasły,
Ty nadal rozświetlałaś mój świat,
wskazując mi drogęSpis treści
Prolog
Rozdział 1. Zakątek Nowego Świata
Rozdział 2. Problemy w raju
Rozdział 3. U progu niepewnej przyszłości
Rozdział 4. Na szlaku nieznanych ziem
Rozdział 5. Zew samotności
Rozdział 6. Gorycz zatraconych myśli
Rozdział 7. W głąb nicości
Rozdział 8. Krater pogrzebanych nadziei
Rozdział 9. Widmo nadchodzącej nocy
Rozdział 10. Grzmoty wiecznego źródła
Rozdział 11. Demony zapomnianych legend
Rozdział 12. Odkąd mam problem z zaufaniem
EpilogProlog
Patrzę na dolinę, stojąc nad krawędzią przepaści. Przypominam sobie zapach powietrza po deszczu późną wiosną. Pamiętam ciepłe, letnie noce z błyszczącym księżycem na niebie. Ta wszechobecna zieleń: drzewa, krzewy, trawa – za tym najbardziej tęsknię – za normalnością. Patrzę w stronę przyszłości i widzę tam jedynie ciemność.
Czy to dalej ten sam świat, który niegdyś znaliśmy? Świat, w którym równie dużo było piękna i dobroci, jak zła i niesprawiedliwości. Dzisiaj to wszystko pozostaje cieniem dawnych dni, wspomnieniem starego świata.
Życie, które znamy w 2039 roku różni się znacznie od tego, o którym opowiadają dzisiaj rodzice swoim dzieciom. Dawniej było tu więcej empatii i uśmiechu na twarzach, a ludzie bardziej sobie ufali.
Dlaczego tak wiele się zmieniło? Podejrzewam, że tego nigdy się nie dowiemy, ale ludzie mawiają, że to przez destrukcyjną naturę człowieka.
Tak jesteśmy stworzeni – chcemy dominować za wszelką cenę, jak się okazało – bardzo wysoką cenę. Tajemnicza epidemia najpierw zdziesiątkowała ludzkość, po to by chwilę później energia atomowa, która miała służyć jako niemal niewyczerpane źródło energii, przyczyniła się do zagłady prawie wszystkich istnień.
Choćby człowiek starał się ze wszystkich sił, nie zmieni przeszłości. Żyjemy z tym co już się wydarzyło. Nie ważne, czy na lepsze, czy na gorsze – do wszystkiego jesteśmy w stanie się przyzwyczaić. Wylane łzy mogą nas jedynie wzmocnić – przypominają nam o zdobytych doświadczeniach.
Jednocześnie, po raz kolejny człowiek udowodnił, że jest w stanie przetrwać w każdych, nawet najbardziej niesprzyjających warunkach. Powrót do ciemnej ery okazał się szansą dla niektórych na rozpoczęcie nowego życia, wolnego od reguł i zasad znanych w starym świecie. Rozpętało to reakcję łańcuchową, która stworzyła nowe porządki świata. Jedno się nie zmieniło –
silniejszy ma władzę.
Nasze życie jest jedynie w naszych rękach. To jak je wykorzystamy zależy wyłącznie od nas. Nie pozwólmy, żeby błędy przeszłości przesłoniły nam szansę na lepszą przyszłość. Będzie to zapewne długa i ciężka droga, ale koniec końców niezwykle satysfakcjonująca.
Wędruję przez krainę otuloną tajemniczą mgłą. Krainę niby już dawno odkrytą, a jednak każdego dnia zaskakuje mnie ona na nowo.
Kroczę w nieznane, noga za nogą, wdech i wydech. Kiedyś czytano mi niezliczone legendy o losach bohaterów z nadludzką siłą, o baśniowych stworach, o przerażających istotach. Dzisiaj to ja piszę nową legendę – o zapomnianym człowieku, który został pochowany w odmętach pamięci, by powrócić na ten świat i przywrócić sprawiedliwość, wzniecić płomyk nadziei na lepsze jutro, odkryć piękno w miejscu, w którym przyszło nam żyć…ROZDZIAŁ 1
_Zakątek Nowego Świata_
28 kwietnia 2039 roku
Słońce wychyliło się zza ciemnego, spowitego mgłą lasu. Kogut rozpoczął już swoją poranną pieśń, dając znać wszystkim mieszkańcom, że świat jeszcze się nie skończył, a wręcz przeciwnie – życie toczy się dalej. Pomimo wczesnej wiosny i jeszcze stosunkowo niskich temperatur, pogoda zapowiadała, że może to być naprawdę przyjemny dzień.
Jak każdego ranka, Maja z trudnością wstała ze swojego wysłużonego łóżka, jakby wyrwano ją dopiero co z najprzyjemniejszego w życiu snu. Wolnym krokiem udała się do toalety, gdzie zimną wodą z napełnionej umywalki obmyła zaspaną twarz. Dopiero na tym etapie wybudzała się po lepiej lub gorzej przespanych nocach. Spojrzała w lustro – znów zobaczyła tą niewielką blondynkę o niewinnej twarzy. W jej błękitnych oczach można było dostrzec zmęczenie. Nienawidziła wstawać o tak wczesnej porze. Wzięła do ręki stary grzebień i rozczesała swoje włosy sięgające za ramiona. Podniosła leżącą na szafce błękitną wstążkę – pamiątkę po swojej matce, która odeszła dawno temu i związała włosy w kitkę. Uważała, że dbanie o wygląd jest czymś, co wyróżnia prawdziwą cywilizację, dlatego zawsze starała się dbać o swoją aparycję.
Mieszkała sama i czasem brakowało jej towarzystwa. Marzyła, żeby pewnego dnia wrócić do swojego domu, w którym czekałby na nią troskliwy mąż. Nie miała jeszcze okazji poznać swojej drugiej połówki i musiała przyznać, że było to trudniejsze, niż zawsze myślała. Brakowało jej miejsca, w którym mogłaby przysiąść, napić się czegoś orzeźwiającego i poznać nowych ludzi. Chociaż w Osadzie znała wiele osób, nie miała zbyt wielu przyjaciół. Popołudnia spędzała głównie spacerując i rozmyślając o wszystkim i o niczym, mając nadzieję, że ktoś przyłączy się do niej.
Jej dom, a właściwie jego skromna górna część, może nie należała do najprzytulniejszych na świecie, ale czuła się tu szczęśliwa i bezpieczna. Wymagał sporo napraw, szczególnie uszczelnienia okien, co najbardziej dało się odczuć zimą, podczas surowych mrozów. Kran zepsuł się już co najmniej kilka miesięcy temu, ale sama nie była w stanie go naprawić i zawsze zapominała poprosić kogoś o pomoc. Stąd też wodę brała w wiadrze od starszej sąsiadki z dołu, tłumacząc się zawsze tym, że lada moment ktoś przyjdzie naprawić kran.
Po porannej toalecie udała się z powrotem do swojego pokoju, w którym zawsze przebierała się przed pójściem do pracy. Ubrała to co każdego dnia – szare, poszarpane spodnie, nieco wyblakłą granatową bluzę, na którą narzuciła swój znoszony płaszcz oraz lekko podniszczone szare tenisówki. W tych czasach mało kto mógł sobie pozwolić na wybieranie stylizacji każdego dnia, wiele osób posiadało zaledwie dwie lub trzy koszulki, parę spodni i kilkukrotnie naprawiane buty.
Do starego, metalowego czajnika wlała trochę wody, a następnie zaparzyła swój ulubiony, wręcz rytualny napój – herbatę z owoców leśnych, bez której dzień nie zaczynałby się dla niej tak łatwo. Był to najbardziej rozpowszechniony rodzaj herbaty, a większość ludzi mogła sobie pozwolić jedynie na taką. Jedzenie było starannie racjonowane, więc nie przywykła do jedzenia śniadań w domu. Usiadła na chwilę na wysłużonym, drewnianym taborecie i patrzyła przez okno. Jej oczy zawsze spoglądają na stary ceglany domek z niewielką drewnianą werandą, w którym kiedyś zamieszkiwała jej babcia wraz z rodzicami. Takie chwile poświęcała zawsze na przemyślenia, zastanawiając się, czy gdzieś tam daleko istnieje lepszy świat. Gdy wypiła herbatę, zerwała się z taboretu, zabrała ze sobą resztki wczorajszego chleba, które schowała do swojego skórzanego plecaka, z którym zdawałoby się nigdy nie rozstawała, po czym wyszła z domu.
Stanęła na schodach przed wejściem, przyglądając się pobliskim drzewom. Temperatury powietrza były coraz wyższe, zwiastując nadchodzące lato. Zrobiła głęboki wdech powietrza i podeszła bliżej drogi, po czym promienie słońca zaczęły ogrzewać jej twarz. Rozmarzyła się, zatrzymując na chwilę.
– Rozpoczęłaś już sezon na opalanie? – odezwał się nagle głos, przykuwając uwagę Mai.
– Nie. Po prostu lubię tę porę roku. Wszystko rodzi się do życia – odpowiedziała, po czym zbliżył się do niej mężczyzna.
– Jak noc? Dobrze sypiasz, potrzebujesz czegoś? – zapytał ją.
– Pospałabym jeszcze, jeśli już mnie pytasz. Poza tym, wszystko dobrze. Nic mi nie potrzeba – odparła, uśmiechając się.
To był Paweł, jej sąsiad z naprzeciwka. Dosyć młody, szczupły, wysoki brunet, z lekkim zarostem i krótkimi włosami. Zawsze ubierał się schludnie, najczęściej w szare, dopasowane swetry, przykuwając uwagę każdej panny w Osadzie. Znali się od dawna, przybył tu kilka lat temu i od tej pory widywali się niemal codziennie. Bardzo go lubiła, bo zawsze potrafił ją pocieszyć i był gotowy pomóc w potrzebie. Maja zastanawiała się jedynie, dlaczego wciąż jest kawalerem. Był przystojny i kręciło się wokół niego sporo młodych dziewczyn. Ona sama nie raz myślała, że mogłaby stworzyć z nim coś więcej. Widocznie jego myśli były zajęte czymś innym i nie myślał jeszcze o miłości.
– Widziałem ostatnio, że kręcisz się przed domem w nocy. Na pewno wszystko w porządku? – odparł.
– Tak. Czasem za dużo myślę i nie potrafię zasnąć. Muszę sobie wtedy trochę pospacerować – odpowiedziała Maja.
– No dobrze. Jakbyś potrzebowała porozmawiać to pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Wiesz gdzie mieszkam – powiedział, puszczając oczko.
– Dobrze, na pewno skorzystam. Muszę lecieć do pracy. Miłego dnia i do zobaczenia wieczorem! – krzyknęła, ruszając przed siebie.
– Miłego! Wieczorem się widzimy! – odparł na pożegnanie.
Mieszkańcy żyli skromnie, ale szczęśliwie. Prawie wszyscy się dobrze znali i zawsze wzajemnie sobie pomagali. Dawna waluta przeminęła wraz z Wielką Wojną, w okolicy dominował handel wymienny, a wewnętrzną walutą stały się monety wybijane ze starych kapsli. Wiele prac, zwłaszcza tych związanych z utrzymaniem istniejącej infrastruktury, wykonywanych było bezinteresownie. Gdy jakiś mieszkaniec miał problemy, zawsze mógł liczyć na pomoc i wsparcie innych.
Osada dopiero budziła się do życia, jednak część mieszkańców już zabrała się do pracy. Niektórzy już rozpoczęli porządkowanie grządek, pielęgnując starannie skrawki ziemi, które zewsząd otoczone były lasem, stąd ograniczona powierzchnia, którą można było zagospodarować na pola uprawne. W miejscowej piekarni już było widać unoszący się znad niewielkiego, ceglanego komina dym. Zapach świeżo wypiekanego chleba zaczął powoli docierać we wszystkie zakątki Osady. Maja minęła mały, zadbany budynek, w którym swoją siedzibę urządzili majsterkowicze – złote rączki, czyli osoby odpowiedzialne za utrzymanie infrastruktury i bieżące naprawy tego co pozostało. Zawsze cieszyli się wielkim powodzeniem wśród kobiet i ciężko było się temu dziwić – potrafili naprawić dosłownie wszystko i to imponowało każdej pannie.
Minęła centralny plac, niewielki zielony park, pośrodku którego znajdowała się fontanna, na czele której umieszczona była mosiężna rzeźba wielkiego orła z rozpiętymi skrzydłami. Podobno kiedyś nawet leciała z niej woda. Wokół fontanny zlokalizowanych było kilka drewnianych ławek, na których uwielbiali przesiadywać zwłaszcza starsi mieszkańcy Osady. W drodze do pracy mijała zawsze strażnicę – miejscowy posterunek, który powstał w dawnej remizie strażackiej. Z jej wieży rozpościerał się widok na najbliższą okolicę, co umożliwiało wcześniejsze wykrycie zagrożenia. Obecnie w budynku służbę pełnili ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo całej, choć niewielkiej społeczności, która liczyła raptem niespełna 600 mieszkańców. Znajdował się tu również arsenał, w którym co prawda broń palną można było policzyć na palcach jednej ręki, ale składowano tam również broń białą i improwizowane kusze.
Ludzie zamieszkujący urokliwą Osadę stłoczeni byli na obszarze około trzech kilometrów kwadratowych. W grupie żyło się dużo łatwiej niż w samotności, stąd społeczność była bardzo zgrana i potrafiła radzić sobie z trudnościami. W okolicy znajdowały się jeszcze dwa zaprzyjaźnione miasteczka, z którymi mieszkańcy starali się utrzymywać regularny kontakt poprzez założone szlaki handlowe. Te z kolei umożliwiały rozwój wszystkim wspólnotom, które przetrwały Wielką Wojnę.
Maja szła szybkim tempem do pracy – nie chciała się spóźnić. Po krótkim spacerze weszła do starego, ceglanego budynku zaadoptowanego na siedzibę szkoły. Znajdował się tu niegdyś dom dziecka i w pewnym sensie nim pozostał – był to drugi dom małych uczniów. Krótki korytarz zaraz za głównymi drzwiami prowadził do zaledwie trzech sali lekcyjnych i pokoju nauczycieli. Na jedną salę przypadało zwykle nie więcej niż 4-5 dzieci w różnych przedziałach wiekowych. Cały proces edukacyjny trwał około 8 lat i kończył się egzaminem, po zdaniu którego absolwenci mogli rozpocząć praktyki zawodowe.
Maja była nauczycielką, ale nie taką jakie znamy ze starego świata – uczyła podstawowej wiedzy do przetrwania w obecnych warunkach. Ludzie już dawno zapomnieli czym były wiedza o społeczeństwie, nauki filozoficzne, czy geografia. Z resztą nikt nie ma pewności, co stało się z resztą świata, więc jaki był sens nauczania o innych państwach, czy kontynentach. Czy Afryka jeszcze istnieje? Co z Australią? Maja często zadawała sobie te pytania, chociaż nigdy nie miała okazji odwiedzić jakiegokolwiek fragmentu globu, a swoją wiedzę geograficzną czerpała z opowieści starszych mieszkańców. Nie miała okazji, bo chociaż urodziła się jeszcze przed Wielką Wojną, to miała zaledwie 10 lat, gdy chaos ogarnął cały świat.
Mało pamiętała z okresu dzieciństwa. Najpierw rodzice tłumaczyli małej dziewczynce, że panuje jakaś groźna choroba i ma zasłaniać twarz, najlepiej nie zbliżać się do nikogo, a kilka miesięcy później, że muszą się schować w piwnicy na jakiś czas, bo tylko tam będzie bezpiecznie. Gdy ją opuścili, świat już nigdy nie był taki sam. Tak to przynajmniej zapamiętała. Mamę straciła w wieku 16 lat, a ojca niespełna rok później. Przez te wydarzenia musiała szybko dorosnąć i się usamodzielnić.
Przed głównym wejściem do szkoły rozbrzmiewał dzwonek, bynajmniej nie elektryczny. Konserwator szkoły każdego dnia brał do ręki dzwonek osadzony na kawałku drewna i sygnalizował rozpoczęcie lekcji, dokładnie tak jak w dawnych czasach. Tak jak przed wojną dzieci wchodziły do środka i zajmowały swoje miejsca w ławkach. Mieszkańcy Osady robili wszystko, aby zachować pozory normalnego, przedwojennego świata.
Sala, w której odbywały się lekcje została wyposażona najlepiej jak się dało. Chociaż świat nie pozwalał już na zakup niezbędnego wyposażenia szkoły, które umożliwiałoby dzieciom jak najlepsze warunki do nauki, to salę udało się zaopatrzyć między innymi w globus, prawie kompletny model ludzkiego szkieletu oraz przedwojenną mapę regionu, która rozwieszona była na jednej ze ścian. Wszystkie dzieci zapisywały swoje notatki kredą na kawałkach tablic, które udało się znaleźć podczas wypraw zaopatrzeniowych. Papier stał się towarem luksusowym i ciężko dostępnym, dlatego przeważnie wykorzystywany był jedynie przez architektów i inżynierów.
Lekcje rozpoczęły się od biologii, niezwykle ważnego przedmiotu w zaistniałych czasach, ponieważ większość fauny i flory jaką ludzkość do tej pory znała albo wymarła, albo uległa mutacji pod wpływem promieniowania. Chociaż większość świata wciąż pozostaje zagadką, Maja starała się przekazać nowemu pokoleniu całą dotychczasową wiedzę. Wiele nauczył ją również jej ojciec, który zginął w gruzach zawalonego budynku podczas jednej z wypraw zaopatrzeniowych.
Dzisiejsza lekcja poświęcona była roślinom, które można znaleźć w lesie. Była to również poniekąd lekcja przetrwania w sytuacji, gdyby ktoś miał spędzić noc w lesie. Oczywiście nikt obecny w sali nie dopuszczał do siebie takiej myśli, bo mimo młodego wieku wszystkie dzieci wiedziały, że noc spędzona w lesie może być ich ostatnią nocą w życiu.
Nagle jedna z dziewczynek podniosła rękę do góry. Maja uwielbiała pytania od wszystkich swoich uczniów, była dumna z tego, że mogła zaspokoić czyjąś wiedzę. Bez wahania wskazała na dziewczynkę:
– Tak Lenko? Jakie masz dzisiaj pytanie? – powiedziała podekscytowana.
– Proszę panią czy to prawda, że w lesie są żywe rośliny, które są tak duże, że potrafią zjeść człowieka? – spytała z zaciekawieniem dziewczynka.
– Muszę przyznać, że troszeczkę zdziwiło mnie to pytanie. No cóż… Nie mamy pewności, że takich roślin nie ma, ale pewne jest to, że wewnątrz Osady nic wam nie grozi – odpowiedziała jakby nieco wymijająco Maja.
– Bo ja słyszałam, że pana Tomka, tego od zaopatrzenia, zjadła ostatnio w lesie właśnie taka roślina, a jego ciała nigdy nie odnaleziono – ciągnęła dalej uczennica.
Ostatnio rzeczywiście zaginął jakiś zaopatrzeniowiec – pomyślała sobie od razu. Nikt nie miał jednak pojęcia w jakich okolicznościach to się wydarzyło. Bycie zaopatrzeniowcem wiązało się z wielkim ryzykiem, ponieważ każdy z nich rozglądał się po okolicy samotnie. Niejednokrotnie mieszkańcy Osady zgłaszali konieczność wychodzenia poza wspólnotę w parach, aby zwiększyć bezpieczeństwo poszukiwań. Za każdym razem pojawiała się jednak kwestia ograniczenia obszaru poszukiwań zaopatrzeniowców, co wiązałoby się ze zmniejszeniem przynoszonych towarów. Tym sposobem, proponowane rozwiązanie było zawsze odrzucane.
Maja dopiero po chwili zastanowienia była zdolna do jakiejś sensownej odpowiedzi.
– To na pewno tylko plotki. Zresztą, skoro jego ciała nigdy nie odnaleziono to skąd wiadomo, że zjadła go właśnie taka roślina? – słusznie zauważyła nauczycielka.
Dzieci w klasie również zaczęły się nad tym zastanawiać.
– Jestem pewna, że panu Tomkowi nic nie jest. Pewnie wybrał się tylko do Zalesia odwiedzić starych znajomych i zapomniał o tym poinformować strażników. Pamiętajcie, żeby wierzyć jedynie w sprawdzone fakty, a nie w zwykłe pogłoski. Dobrze, teraz przejdziemy do geografii – kontynuowała Maja.
Pewnym krokiem podeszła do globusa, chcąc uniknąć dalszych pytań dotyczących zaginięcia. Gdy stała już obok globu, jej wzrok przykuło małe zamieszanie za oknem – niewielka grupa mieszkańców wykłócała się o coś głośno ze sobą. W tym samym momencie drzwi do klasy otwarły się z ogromnym pędem. Do środka wszedł w pośpiechu Paweł, prawa dłoń przywódcy Osady.
– Przepraszam, że przeszkadzam w takim momencie Maju, ale jesteś pilnie wzywana do ratusza – wysapał resztą sił mężczyzna, zupełnie jakby przebiegł maraton.
– Dobrze, ale co z dziećmi? Nie mogę ich tak po prostu tutaj zostawić.
– Dziećmi się nie przejmuj, Justyna cię zastąpi – powiedział, wskazując stojącą w drzwiach kobietę.
– Nie martw się, zajmę się nimi. Leć szybko, to na pewno coś ważnego, skoro Paweł tak się zmęczył – dodała jej koleżanka.
Maja nie zadając więcej pytań, wzięła ze sobą jedynie swój skórzany plecak i wyszła pospiesznie z klasy razem z wysłannikiem.
Wyszli ze szkoły i skierowali się w stronę ratusza. Maja zastanawiała się o co może chodzić i czy ma to związek z kłótnią, którą widziała kilka chwil wcześniej. Mimo niepewnych czasów niepokoje społeczne były raczej rzadkością w Osadzie liczącej zaledwie kilkuset mieszkańców. Stąd też w jej głowie pojawiła się myśl że sprzeczka, którą widziała może być zwiastunem czegoś większego.
Minęli centralny plac, przy którym stało kilku mieszkańców – rozmawiali ze sobą jak zawsze. Życie toczyło się powoli do przodu, nikt nie zwracał na ich pośpiech większej uwagi. Każdy miał swoje problemy i troski. Nie dało się również zauważyć, by ktoś był czymś zaniepokojony. Maja pomyślała więc sobie, że może chodzi o nią i powinna się czegoś obawiać. Może już nie spełnia oczekiwań jeśli chodzi o nauczanie i chcą ją kimś zastąpić. Może to właśnie będzie Justyna, jej młodsza koleżanka, która stosunkowo niedawno zaczęła się szkolić na nauczycielkę. Im bardziej się zbliżali, tym jej myśli były coraz bardziej zajęte, a wyobraźnia podsuwała coraz to nowe pomysły. W końcu nie była to codzienna sytuacja. Jak sięgała pamięcią, jeszcze nigdy nie była wzywana do przywódcy w tak pilnym trybie.
Przez całą drogę szli w milczeniu, co rzadko im się zdarzało. Chociaż Maja nieraz rozmawiała z Pawłem nawet o prywatnych tematach, to w obecnej sytuacji nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa. Gdy tylko zbliżyli się do wielkich, drewnianych drzwi ratusza, te otwarły się z wielkim impetem, a ze środka wyszła w szybkim tempie zapłakana kobieta. Przeszła obok nie zwracając na nic uwagi zupełnie jakby byli powietrzem. Maja zdezorientowana odprowadziła ją jedynie wzrokiem i spojrzała pytająco na Pawła. Była przekonana, że wyjdzie ze środka w podobnym stanie – płacząc, że straciła swoją pracę. Zanim zdążyła jednak zadać jakiekolwiek pytanie, on od razu odpowiedział.
– Mnie nie pytaj. Zaraz się wszystkiego dowiesz – po czym przepuścił Maję w drzwiach.
Weszli do niewielkiego, lecz wysokiego i okrągłego holu, pośrodku którego na podłodze znajdowała się dobrze zachowana mozaika. Był to dawny herb miasteczka – z jednej strony przedstawiał zielony świerk na białym tle, a z drugiej strony brązową sylwetkę sarny na żółtym tle. Na suficie znajdowały się wielkie barwne witraże, które cudem przetrwały Wielką Wojnę. Promienie słońca, które przez nie przenikały, ozdabiały swoimi kolorami wszystkie ściany wokół.
Weszli po starych, drewnianych schodach na górę. Na piętrze znajdowało się kilka gabinetów. Od razu skierowali się w stronę jednego z nich. Paweł nacisnął klamkę i otworzył skrzypiące drzwi, po czym wszedł do środka, a zaraz za nim Maja. Pomieszczenie, do którego weszli choć nie za duże, zdawało się być najbardziej reprezentatywnym w całym ratuszu. Wszędzie wisiały stare zdjęcia okolicy, niektóre jeszcze czarno-białe. Pośrodku na ziemi leżał duży owalny dywan, który wyglądał na mocno wysłużony. W rogu pomieszczenia umiejscowione zostało ogromne dębowe biurko. To prawdopodobnie tutaj, jeszcze przed wojną zapadały najważniejsze decyzje w miejscowości. W powietrzu czuć było charakterystyczny i specyficzny zapas starych, drewnianych mebli, co tylko dodawało powagi temu miejscu.
Gdy znaleźli się wewnątrz, zastali kilka osób zgromadzonych przy biurku, którzy od razu, gdy tylko drzwi się zamknęły, odsunęli się i spojrzeli w stronę Mai. Wyglądało na to, że chcieli zrobić korytarz, dzięki któremu mężczyzna siedzący za biurkiem będzie mógł nawiązać kontakt wzrokowy z nowym gościem. W tej samej chwili głowa ciemnej sylwetki zza biurka podniosła się i wyłoniła z cienia. To był dobrze zbudowany mężczyzna, który błyskawicznie skierował swój wzrok na Maję. Jego spojrzenie mówiło, że wydarzyło się coś niedobrego.ROZDZIAŁ 2
_Problemy w raju_
– Maja! W końcu jesteś! Podejdź bliżej, musimy wszyscy pilnie porozmawiać. Póki co, wolałbym w tym kameralnym gronie – powiedział tajemniczo mężczyzna.
To był Wiking – tak mieszkańcy nazywali swojego burmistrza ze względu na jego charakterystyczny wygląd. Miał bowiem długie, ciemne blond włosy sięgające za ramiona, które zawsze splatał w warkocz, podobnie jak jego długą brodę, na końcu której zawsze umieszczał barwione koraliki z drewna. Był dobrze umięśniony i mierzył niecałe 2 metry. Jego pseudonim nasuwał się na myśl bez większego problemu.
Mimo dość młodego wieku, budził wielki szacunek wśród mieszkańców, nie tylko ze względu na jego pokaźne rozmiary, ale przede wszystkim jego zdolności przywódcze. Nieraz uratował Osadę przed chaosem, najazdami bandytów, czy wewnętrznymi sprzeczkami, a ludzie zawdzięczali mu stosunkowo godne i bezpieczne życie.
Maja była wyraźnie zdziwiona niezapowiedzianym spotkaniem i panującą w gabinecie tajemniczą atmosferą.
– Zaraz, zaraz. Czy ktoś mi powie co się tutaj dzieje? – spytała Maja.
– Właśnie do tego zmierzam. Niczym się nie przejmuj zaraz wszystko wytłumaczę – odpowiedział uspokajająco Wiking.
– Na samym początku prosiłbym was jednak, aby to co tutaj usłyszycie nie opuściło tych czterech ścian. Nie chciałbym siać niepotrzebnej paniki.
Wszyscy zebrani wsłuchiwali się w słowa burmistrza z lekką trwogą.
– Sam nie wiem jak mam to powiedzieć… Może zacznę od samego początku, dosłownie i w przenośni. Jak już pewnie niektórzy wiedzą, naszej Sandrze z piekarni nie udało się urodzić żywego dziecka – kontynuował Wiking ze smutkiem w głosie.
– Można by powiedzieć: „no cóż, jest to ogromna strata, szczególnie dla niedoszłej matki, ale takie niestety jest życie. Przyjmijmy z pokorą to co nas spotkało i żyjmy dalej. To co nam zabrał los kiedyś odda, czerpmy całymi garściami z tego co nas otacza”. Myślę jednak, że jest to temat którym powinniśmy się szczególnie zainteresować…
– Wiking wstał z krzesła i z pełną powagą zaczął przechadzać się po gabinecie, kontynuując swój wywód. Nie patrzył na nikogo, jego wzrok był jakby nieobecny.
– Przypomnijmy sobie kiedy ostatnio jakaś kobieta w Osadzie urodziła zdrowe dziecko. Pewnie mało kto z was pamięta, dlatego już wam podpowiadam – 2 lata i jakieś 143 dni temu – według moich wyliczeń. Tyle czasu minęło od ostatniego udanego porodu. Dokładnie tak, mała Martynka ma już ponad 2 lata i jest najmłodszym dzieckiem w naszej społeczności – ciągnął dalej Wiking.
Wszyscy zgromadzeni w gabinecie zaczęli spoglądać po sobie, jakby szukali pomocy w znalezieniu młodszego mieszkańca Osady, jednak nic nie przychodziło nikomu do głowy.
– Tak, to prawda. Na początku sam nie chciałem w to za bardzo wierzyć. Powtarzałem sobie, że przecież musiałem pominąć jakieś dziecko. Na pewno musi być ktoś młodszy. Zajrzałem więc do naszego archiwum aktów urodzenia – kontynuował Wiking cały czas kręcąc się po gabinecie – w pewnym momencie natchnęło mnie, żeby porozmawiać z Jurkiem – naszym lekarzem. W końcu zajmuje się również porodami. Kto jak kto, ale on powinien być najbardziej zaznajomiony z tematem.
W tym momencie Wiking zatrzymał się, podniósł głowę i ręką wskazał na mężczyznę. To był właśnie Jurek, który z racji swojego przedwojennego wykształcenia, pełnił rolę lekarza. Choć z wyglądu przypominał bardziej chorowitego pacjenta, był prawdziwym okazem zdrowia. Jego siwe włosy zdradzały, że widział już wiele i niejedno przeszedł. Zawsze bezinteresownie leczył innych mieszkańców Osady, przez co wszyscy darzyli go ogromnym szacunkiem.
– To prawda. W ciągu ostatnich 2 lat mieliśmy co najmniej 29 przypadków ciąży, co jak na tak niewielką społeczność jest dosyć… Nazwijmy to dobrym wynikiem. Niestety, wszystkie porody zakończyły się śmiercią dziecka, a w kilku przypadkach również i matek – powiedział przytłaczająco lekarz.
BESTSELLERY
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. NAGRODA HUGO DLA NAJLEPSZEJ POWIEŚCI 2015 R. „Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią ...EBOOK
27,93 zł 39,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionW obliczu zbliżającej się nieuchronnie międzygalaktycznej wojny na planetę Hyperion przybywa siedmioro pielgrzymów: Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Mają za zadanie dotrzeć do mitycznych grobowców, by ...EBOOK
31,30 zł 42,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- EBOOK
26,24 zł 34,99
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: RebisFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionOszałamiający rozmachem chiński bestseller, który stał się wydawniczym fenomenem w USA. KSIĄŻKA LAUREATA NAGRODY HUGO. Imponująca rozmachem ucieczka od rzeczywistości. Dała mi odpowiednią perspektywę w zmaganiach z ...EBOOK
31,43 zł 44,90
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.
- Wydawnictwo: MAGFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Science FictionKultowa trylogia Gibsona, zapoczątkowana „Neuromancerem”, za którego autor otrzymał najważniejsze nagrody światowej fantastyki: nagrodę im. Philipa K. Dicka, Hugo i Nebulę. Pierwsze wydanie zbiorcze. Neuromancer Case, jeden z ...EBOOK
53,10 zł 59,00
Rekomendowana przez wydawcę cena sprzedaży detalicznej.