Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Otello - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Otello - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 236 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

AKT PIERW­SZY

Sce­na pierw­sza

We­ne­cja. Uli­ca, przy któ­rej po­ło­żo­ny jest dom Bra­ban­cja.

Wcho­dzą Ro­dry­go i Jago.

RO­DRY­GO

Nie mów mi tego, Ja­go­nie, nie mogę

Słu­chać tej mowy. Tyż to, coś mą kie­są

Tak roz­po­rzą­dzał, jak­by była two­ja,

Śmiesz mi po­wia­dać, żeś tego był świa­dom?

JAGO

Do li­cha! słu­chaj­że le­piej, co mó­wię;

Je­że­li mi się o tym kie­dy śni­ło,

To mną po­gar­dzaj.

RO­DRY­GO

Czy­żeś mi nie mó­wił,

Że go nie cier­pisz?

JAGO

Brzydź się mną, je­że­lim

Nie mó­wił praw­dy. Trzech ma­gna­tów na­szych

Fo­ry­to­wa­ło mię na na­miest­ni­ka

I oso­bi­ście czap­ko­wa­ło przed nim,

Aby mi dał ten sto­pień; ja­kem żoł­nierz.

Sto­pień ten słusz­nie mi się przy­na­le­żał:

Znam moją war­tość; a on, za­to­pio­ny

W swym wi­dzi­mi­się i w swej du­mie, zbył ich

Na­pu­szo­ny­mi fra­ze­sa­mi, sro­dze

Na­strzę­pio­ny­mi w wo­jen­ne ter­mi­na:

"Wierz­cie mi – pra­wił moim pro­tek­to­rom -

Żem już mia­no­wał ko­goś na to miej­sce."

I któż to taki ten ktoś? Pa­trz­cie jeno:

Ot, za­wo­ła­ny ja­kiś aryt­me­tyk,

Ja­kiś tam Mi­chał Ka­sjo, Flo­ren­tyń­czyk.

Pod­wi­karz, na wpół po­tę­pio­ny w związ­kach

Z pięk­ną ko­bie­tą, któ­ry, póki ży­cia,

Jed­ne­go huf­ca nie po­wiódł do boju

I na spra­wie­niu woj­ska w polu zna się

Tyle co prząd­ka; bo­ha­ter książ­ko­wy,

Co o teo­rii umie pleść nie go­rzej

Niż jaki bur­mistrz; cała bo­wiem jego

Sztu­ka wo­jen­na w gę­bie, nie w prak­ty­ce.

Ten to wy­bra­ny zo­stał, a ja, pa­nie,

Com w jego oczach po­ka­zał, co umiem,

W Ro­dos i w Cy­prze, i po in­nych zie­miach

Tak chrze­ści­jań­skich, jak po­gań­skich, pchnię­tym

Pod wiatr i wodę przez tego plus mi­nus,

Przez tę cho­dzą­cą kred­kę; on to zo­stał,

Po­żal się Boże! na­miest­ni­kiem jego

Mu­rzyń­skiej mo­ści, a ja, ja być mu­szę

Jego cho­rą­żym.

RO­DRY­GO

Ja bym wo­lał zo­stać

Jego opraw­cą!

JAGO

Nie ma na to środ­ka;

Taki to służ­by prze­klę­ty po­rzą­dek:

Awans za­le­ży od łask i pro­tek­cji,

A nie od pra­wa star­szeń­stwa, co każe,

Aby po jed­nym odzie­dzi­czał miej­sce

Dru­gi z ko­lei. Osądź­że sam te­raz,

Czy mam jaki bądź obo­wią­zek ko­chać

Tego Mu­rzy­na.

RO­DRY­GO

To bym go po­rzu­cił.

JAGO

O, po­zwól: słu­żę mu gwo­li od­we­tu.

Nie wszy­scy, bra­cie, mo­żem być pa­na­mi,

Ale nie wszy­scy też pa­no­wie mogą

Mieć wier­ne słu­gi. Znaj­dziesz nie­jed­ne­go

W ka­błąk zgię­te­go, po­tul­ne­go ciu­rę,

Co w nie­wol­ni­czych ko­cha­jąc się wię­zach,

Trzy­ma się miej­sca jak osioł za li­chą

Garst­kę ob­ro­ku; a kie­dy ze­psie­je,

Na sta­re lata bywa od­pę­dzo­ny.

W skó­rę ta­kie­go kor­ne­go cym­ba­ła!

Są zno­wu inni, co pod wy­mu­ska­ną

For­mą i stroj­ną bar­wą ule­gło­ści

Cho­wa­ją ser­ce, sie­bie tyl­ko po­mne;

Co da­jąc tyl­ko po­zór wier­nych usług

Swym prze­ło­żo­nym, po­pie­ra­ją przez to

Wła­sny in­te­res, a po­ró­sł­szy w pie­rze,

Nie po­trze­bu­ją już ni­ko­go słu­chać

Prócz sie­bie sa­mych. Ci mają krztę du­cha

I do tych rzę­du ja się li­czę. Już­ci,

Gdy­bym był w skó­rze Otel­la, nie chciał­bym,

Ma się ro­zu­mieć, być w skó­rze Ja­go­na:

Rzecz to tak pew­na, jak żeś ty Ro­dry­go.

Słu­żąc mu, słu­żę­li sa­me­mu so­bie:

Nie z przy­wią­za­nia ani z obo­wiąz­ku,

Nie­bo mi świad­kiem! ale pod po­kryw­ką

Tego oboj­ga – dla wi­do­ków wła­snych.

Gdy­by me czy­ny mia­ły kie­dy­kol­wiek

Wy­dać na ze­wnątrz we­wnętrz­ny stan, za­krój

Mo­je­go ser­ca, nie­dłu­go bym po­tem

Mu­siał to ser­ce no­sić u rę­ka­wa

Na żer dla kru­ków. Nie je­stem, czym je­stem.

RO­DRY­GO

Ja­kież, u li­cha, szczę­ście nie­sły­cha­ne

Ma ten gru­bo­dziób, że mógł tego do­piąć!

JAGO

Ostrzeż jej ojca, zbudź go ze snu, otwórz

Sta­re­mu oczy, za­truj mu po­cie­chę;

Na­rób ha­ła­su w mie­ście; pod­szczuj krew­nych;

Nie­chaj go mu­chy tną za two­ją spra­wą.

Cho­ciaż ła­god­ny za­miesz­ku­je kli­mat;

Choć­byś mu szczę­ścia nie wy­darł, przy­najm­niej

Tak mu je za­praw pio­łu­nem udrę­czeń,

Iżby co­kol­wiek zbla­dło.

RO­DRY­GO

W tym tu domu

Miesz­ka jej oj­ciec, za­wo­łam na nie­go.

JAGO

Zrób to, i gło­sem tak alar­mu­ją­cym

Jak ktoś, co w nocy za­pusz­czo­ny ogień

Do­strze­że na­gle w lud­nej czę­ści mia­sta.

RO­DRY­GO

Hola! Bra­ban­cjo! hej! si­nior Bra­ban­cjo!

JAGO

Wsta­waj, Bra­ban­cjo! Zło­dzie­je! Zło­dzie­je!

Strzeż się! Chroń swo­ją cór­kę! Chroń swe wor­ki!

Zło­dzie­je! Gwał­tu! Zło­dzie­je!

Bra­ban­cjo uka­zu­je się w oknie.

BRA­BAN­CJO

Ja­kiż jest po­wód tego zgieł­ku? Co się

Ta­kie­go sta­ło?

RO­DRY­GO

Wszy­scyż twoi, pa­nie,

Są w domu?

JAGO

Sąli drzwi two­je­go domu

Za­mknię­te, pa­nie?

BRA­BAN­CJO

Po co te py­ta­nia?

JAGO

Niech dia­bli we­zmą! Okra­dli was: weź­cie

Prę­dzej opoń­czę! Prze­szy­to wam ser­ce;

Utra­ci­li­ście po­ło­wę swej du­szy.

W tej wła­śnie chwi­li czar­ny ba­ran try­ka

Bia­łą owiecz­kę wa­szą. Żywo! żywo!

Bij­cie w dzwon; zbudź­cie chra­pią­cych są­sia­dów.

In­a­czej czart was wy­strych­nie na dziad­ka.

Żywo! po­wia­dam.

BRA­BAN­CJO

Czy­ście osza­le­li?

RO­DRY­GO

Po­zna­je­szże mój głos, czci­god­ny pa­nie?

BRA­BAN­CJO

Nie: któż waść je­steś?

RO­DRY­GO

Imię me Ro­dry­go.

BRA­BAN­CJO

Imię to jesz­cze bar­dziej cię po­tę­pia.

Wzbro­ni­łem ci się zbli­żać do mych pro­gów;

Za­po­wie­dzia­łem ci, że moja cór­ka

Nie jest dla cie­bie; a ty, wie­dzion sza­łem,

Prze­braw­szy mia­rę na­po­ju przy uczcie,

Przy­cho­dzisz te­raz zu­chwa­le prze­ry­wać

Mój wy­po­czy­nek.

RO­DRY­GO

Si­nio­re! si­nio­re!

BRA­BAN­CJO

Ale wiedz o tym, że gnie­wo­wi memu

I sta­no­wi­sku nie zby­wa na środ­kach

Da­nia ci tego gorz­ko po­ża­ło­wać.

RO­DRY­GO

Uspo­kój się, si­nio­re.

BRA­BAN­CJO

Co mi pra­wisz

O okra­dze­niu? To prze­cie We­ne­cja,

A mój dom to nie la­mus.

RO­DRY­GO

Za­cny pa­nie,

W czy­stych, nie­win­nych chę­ciach tu przy­sze­dłem.

JAGO

Niech kaci po­rwą! Je­steś, pa­nie, jed­nym

Z tych, co się nie chcą mo­dlić, gdy ich sza­tan

Do tego na­gli. Masz nas za szu­braw­ców,

Dla­te­go że cię przy­cho­dzi­my ostrzec?

Chcesz sprząc swą cór­kę z ber­be­ryj­skim ko­niem,

Mieć rżą­ce wnu­ki, bach­ma­tów za krew­nych

I z dzia­ne­ta­mi być w po­wi­no­wac­twie?

BRA­BAN­CJO

Coś ty za je­den, bluź­nier­czy szcze­ka­czu?

JAGO

Ktoś, co ci przy­szedł oznaj­mić, si­nio­re,

Że two­ja cór­ka w chwi­li, gdy tu sto­im,

Klei z Mu­rzy­nem zwie­rza o dwu grzbie­tach,

BRA­BAN­CJO

Je­steś nędz­ni­kiem.

JAGO

A pan – se­na­to­rem.

BRA­BAN­CJO

Za ten żart ty mi od­po­wiesz, Ro­dry­go,

Znam cię.

RO­DRY­GO

Od­po­wiem za wszyst­ko, si­nio­re.

Ależ, dla­bo­ga! za wa­sząż to wie­dzą

I mą­drą wolą dzie­je się (a pra­wie

Mógł­bym tak są­dzić), że o tej spóź­nio­nej

Noc­nej go­dzi­nie pięk­na wa­sza cór­ka,

Pod na­jem­ne­go gon­do­lie­ra stra­żą,

Zo­sta­je w spro­śnych ob­ję­ciach Mu­rzy­na?

Je­że­li o tym wiesz, pa­nie, je­że­liś

Na to po­zwo­lił, toć za­iste cięż­ką,

Gru­bą znie­wa­gę­śmy ci wy­rzą­dzi­li;

Ale je­że­li nie wiesz o tym, moje

Wy­obra­że­nie o przy­zwo­ito­ści

Mówi mi, że­śmy nie­słusz­nie zo­sta­li

Znie­wa­żo­ny­mi przez was. Nie sądź, pa­nie,

Abym, wy­zu­ty z wszel­kich win­nych wzglę­dów,

Ta­kie­go so­bie z wa­szą do­stoj­no­ścią

Żar­tu po­zwa­lał. Je­że­li­ście, pa­nie,

Cór­ki swej k 'temu nie upo­waż­ni­li,

Po­wta­rzam jesz­cze raz, to po­peł­ni­ła

Wiel­ki wy­stę­pek, po­mió­tł­szy w ten spo­sób

Obo­wiąz­ka­mi, pięk­no­ścią, ro­zu­mem,

Przy­szło­ścią swo­ją dla awan­tur­ni­ka,

Dla wszę­do­byl­ca, go­nią­ce­go szczę­ście

Po ca­łym świe­cie. Sprawdź na­tych­miast, pa­nie,

Czy jest w sy­pial­ni, na­wet gdzie bądź w domu;

Je­śli ją znaj­dziesz, nie­chaj spra­wie­dli­wość

Ści­ga mię z całą su­ro­wo­ścią za to,

Żem cię tak czel­nie zdu­rzył.

BRA­BAN­CJO

Skrzesz­cie ognia!

Świa­tła! hej! Zbudź­cie wszyst­kich mo­ich łu­dził

Coś po­dob­ne­go już mi się ma­rzy­ło,

To przy­pusz­cze­nie samo mię przy­gnia­ta.

Świa­tła! hej! Świa­tła!

Zni­ka z okna.

JAGO

Bądź zdrów; mu­szę odejść;

Nie by­ło­by to sto­sow­ne i dla mnie

Bez­piecz­ne na­wet, gdy­bym był sta­wio­ny

Za świad­ka prze­ciw temu Mu­rzy­no­wi,

A po­zo­sta­jąc tu świad­czyć bym mu­siał;

Bo cho­ciaż może skar­ci go, to jed­nak

Rzecz­po­spo­li­ta nie bę­dzie go mo­gła

Po­tę­pić, ba­cząc na in­te­res wła­sny,

Przy go­tu­ją­cej się cy­pryj­skiej woj­nie,

Do pro­wa­dze­nia któ­rej nie ma wo­dza

Rów­ne­go jemu ka­li­bru. Dla­te­go

Choć się nim brzy­dzę jak pie­kiel­ną pla­gą,

Ze wzglę­du jed­nak na do­cze­sny ży­wot,

Zmu­szo­ny je­stem opu­ścić ban­de­rę

I znak przy­jaź­ni,

do sie­bie

któ­ry rze­czy­wi­ście

Jest tyl­ko zna­kiem. Za­wiedź pod "Łucz­ni­ka "

Tych, co go będą szu­ka­li; nie­chyb­nie

Tam go znaj­dzie­cie, i ja też tam będę.

Wy­cho­dzi. Bra­ban­cjo wcho­dzi z do­mow­ni­ka­mi swy­mi nio­są­cy­mi po­chod­nie

BRA­BAN­CJO

Nie ma naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści: zbie­gła;

I nic mi wię­cej po niej nie zo­sta­ło

U schył­ku tego ob­mier­z­łe­go ży­cia

Jak sama go­rycz. Po­wiedz mi, Ro­dry­go,

Gdzie ją wi­dzia­łeś? Nie­go­dzi­we dziec­ko!

Z Mu­rzy­nem, mó­wisz? Któż by chciał być oj­cem!

Skąd­że wiesz, wać­pan, że to ona była?

To nie do wia­ry, jak mnie oszu­ka­ła!

O hań­bo! Cóż ci rze­kła? – Wię­cej świa­tła!

Zwo­łaj­cie wszyst­kich mych krew­nych! – Jak my­ślisz,

Czy wzię­li oni ślub?

RO­DRY­GO

Są­dzę, że wzię­li.

BRA­BAN­CJO

O nie­ba! Jak wyjść mo­gła? O wy­rod­na!

Oj­co­wie, nig­dy już od­tąd nie mierz­cie

My­śli swych có­rek we­dle ich po­stęp­ków;

Chy­ba ist­nie­ją ja­kie cza­ry, zdol­ne

Po­dejść nie­win­ność mło­do­ści, dzie­wic­twa.

Nie wy­czy­tał­żeś gdzie tego, Ro­dry­go?

RO­DRY­GO

W isto­cie, pa­nie, czy­ta­łem gdzieś o tym.

BRA­BAN­CJO

We­zwij­cie mego bra­ta. O, wo­lał­bym,

Że­byś ją wać­pan był po­siadł. Bie­gnij­cie

Jed­ni w tę, dru­dzy w tę stro­nę. Czy nie wiesz,

Gdzie by ją moż­na zna­leźć z tym Mu­rzy­nem?

RO­DRY­GO

Ro­zu­miem, że go wy­śle­dzę, je­że­li

Ra­czysz mi, pa­nie, to­wa­rzy­szyć, wziąw­szy

Do­brą straż z sobą.

BRA­BAN­CJO

Bądź nam prze­wod­ni­kiem.

Przed każ­dym do­mem wo­łać będę; w wie­lu

Mam wpływ prze­waż­ny. Po­daj­cie mi szpa­dę,

Spro­wadź­cie mi tu po­li­cyj­ne słu­gi

I siłę zbroj­ną. Po­czci­wy Ro­dry­go,

Wska­zuj mi dro­gę, za­wdzię­czę twe tru­dy.

Wy­cho­dzą.

SCE­NA DRU­GA

Tam­że. Inna uli­ca.

Wcho­dzą Otel­lo i Jago z or­sza­kiem.

JAGO

Na woj­nie, pa­nie, nie­jed­ne­gom za­bił,

Ale po­peł­nić roz­myśl­ne mor­der­stwo,

Ja­koś to z moim su­mie­niem nie­zgod­ne.

Brak­nie mi cza­sem zło­ści, co by mo­gła

W czymś mi do­po­móc. Z ja­kie dzie­sięć razy

Mia­łem myśl pchnąć go tu, po­mię­dzy że­bra.

OTEL­LO

Le­piej jest tak, jak jest.

JAGO

Kie­dyż bo pra­wił

Ta­kie szka­ra­dy i w tak obe­lży­wy

O wa­szej cze­ści wy­ra­żał się spo­sób,

Że gdy­by nie ten kęs bo­go­boj­no­ści,

Jaką mam, był­by mi żyw­cem nie uszedł.

Ale czy tyl­ko twe mał­żeń­stwo, pa­nie,

Szczel­nie za­war­te? bo ten ma­gni­fi­kus

Ma po­plecz­ni­ków i gdy się uweź­mie

Co prze­pro­wa­dzić, głos jego do­rów­na

Gło­so­wi doży. On was ze­chce roz­wieść

Albo wam tyle na­ro­bi trud­no­ści

I ta­ra­pa­tów, o ile mu pra­wo

Wszyst­ki­mi jego wpły­wa­mi po­par­te

Da k 'temu kiersz­tak.

OTEL­LO

Niech czy­ni, co ze­chce.

Usłu­gi, ja­kiem od­dał se­na­to­wi,

Za­głu­szą jego skar­gę. Wiedz, Ja­go­nie,

I nie za­nie­dbam z tym jaw­nie wy­stą­pić,

Sko­ro się do­wiem, że chwal­ba uzac­nia;

Wiedz, że wy­wo­dzę ród ze krwi kró­lew­skiej,

Za­słu­gi moje mogą i bez czap­ki

Rów­nać się z taką wy­so­ką for­tu­ną

Jak ta, po któ­rą się­gną­łem. O gdy­bym

Nie ko­chał czu­le pięk­nej Des­de­mo­ny,

Pew­nie bym nie był mej nie­za­leż­no­ści,

Nie krę­po­wa­nej żad­nym sta­łym miej­scem,

Sa­mo­chcąc ujął w gra­ni­ce i ście­śnił

Za wszyst­kie skar­by mórz. Co to za świa­tła?

JAGO

To gniew­ny oj­ciec z swy­mi przy­ja­ciół­mi:

Ustąp­my, pa­nie.

OTEL­LO

Nie mnie to przy­stoi.

Sta­wię im czo­ło: god­ność moja, sto­pień

I nie­ska­żo­na pra­wość mo­jej du­szy

Będą świad­czy­ły za mną. Czyż to oni?

JAGO

Na twarz Ja­nu­sa! po­dob­no nie.

Wcho­dzi Ka­sjo z dwo­ma po­słań­ca­mi Doży.

OTEL­LO

Są to

Przy­bocz­ni słu­dzy doży i mój Ka­sjo.

Po­myśl­nej nocy, moi przy­ja­cie­le!

Cóż tam no­we­go?

KA­SJO

Doża cię po­zdra­wia,

Wo­dzu, i wzy­wa, abyś się nie­zwłocz­nie,

Jak naj­nie­zw­łocz­niej sta­wił.

OTEL­LO

W ja­kim celu?

Nie wiesz?

KA­SJO

Je­że­li do­mysł mój praw­dzi­wy,

O Cypr to idzie: ja­koś tam go­rą­co.

Flo­ta przy­sła­ła ze dwu­na­stu goń­ców

W cią­gu tej nocy, jed­ne­go za dru­gim.

Zbu­dzo­nych ze snu wie­lu pa­nów Rady

Już się ze­bra­ło u doży, wy­sła­no

Na gwałt po cie­bie, pa­nie, a gdy w domu

Cię nie za­sta­no, se­nat pchnął umyśl­nych

W trzy róż­ne stro­ny, aby cię wy­szu­kać.

OTEL­LO

Do­brze się sta­ło, że­ście mię zna­leź­li.

Zo­sta­wię tyl­ko parę słów w tym domu

I pój­dę z wami.

Wy­cho­dzi.

KA­SJO

Co on tu po­ra­bia,

Ja­go­nie?

JAGO

Hm! hm! co? Poj­mał tej nocy

Lą­do­wą szku­tę: zdo­bycz to na wie­ki,

Je­że­li tyl­ko się oka­że praw­ną.

KA­SJO

Nie zro­zu­mia­łem.

JAGO

Oże­nił się.

KA­SJO

Z kim?

Otel­lo po­wra­ca.

JAGO

Ba! z kim. Idzie­my, pa­nie?

OTEL­LO

Je­stem go­tów.

KA­SJO

Oto nad­cho­dzi dru­gi po­czet, wo­dzu,

Szu­ka­jąc cie­bie.

JAGO

To Bra­ban­cjo, miej się

Na ostroż­no­ści, wo­dzu, bo on nie ma

Do­brych za­mia­rów.

Bra­ban­cjo, Ro­dry­go i urzęd­ni­cy po­li­cyj­ni wcho­dzą uzbro­je­ni i z po­chod­nia­mi.

OTEL­LO

Hola! stój­cie no taml

RO­DRY­GO

do Bra­ban­cja

Si­nio­re, to ten Mu­rzyn.

BRA­BAN­CJO

Ha! ra­bu­siu!

Z obu stron do­by­wa­ją mie­czów.

JAGO

Ro­dry­go? Je­stem na pań­skie usłu­gi.

OTEL­LO

Scho­waj­cie mie­cze, bo się rdzą po­kry­ją

Od rosy noc­nej. Wiek wasz, pa­nie, wię­cej

Do­ka­zać może ni­że­li wasz oręż.

BRA­BAN­CJO

Nędz­ny ra­bu­siu! gdzieś po­dział mą cór­kę?

Ocza­ro­wa­łeś mi ją, po­tę­pień­cze;

Bo po­wo­łu­ję się na wszyst­ko w świe­cie,

W czym jest choć tro­chę zdro­we­go roz­sąd­ku,

Czy mło­da dziew­ka, pięk­na i szczę­śli­wa,

I tak sta­now­czą ma­ją­ca od­ra­zę

Do mał­żeń­skie­go sta­nu, że wzgar­dzi­ła

Kwia­tem naj­pierw­szej tu­tej­szej mło­dzie­ży,

Bez po­pad­nię­cia w cza­ro­dziej­skie wny­ki,

By­ła­by kie­dy na ogól­ny po­śmiech

Zbie­gła z oj­cow­skich pro­gów, by się rzu­cić

Na po­wle­czo­ne sa­dzą łono ta­kiej

Jak ty isto­ty, wzbu­dza­ją­cej po­strach,

Nie po­ciąg? Nie­chaj cały świat osą­dzi,

Czy­li to nie jest tak ja­sne jak słoń­ce,

Żeś ją ty kunsz­tem pie­kiel­nym usi­dlił,

Uwiódł jej mło­dość ja­ki­miś kro­pla­mi

Lub czymś po­dob­nym, co o szał przy­pra­wia;

Śledz­two to musi wy­kryć: jest to bo­wiem

Jaw­ne dla my­śli, pra­wie do­ty­kal­ne.

Aresz­tu­ję cię prze­to i oskar­żam

Jako oszu­sta prak­ty­ku­ją­ce­go

W po­kąt­ny spo­sób za­ka­za­ne sztu­ki.

Bierz­cie go: je­śli zaś bę­dzie się wa­żył

Sta­wić wam opór, użyj­cie prze­mo­cy,

Choć­by miał ży­ciem przy­pła­cić.

OTEL­LO

Od­stąp­cie,

Wy, co trzy­ma­cie ze mną, i wy dru­dzy.

Gdy­by mi z roli wy­pa­da­ło wal­czyć,

Był­bym był o tym wie­dział bez su­fle­ra.

Gdzież mam pójść, pa­nie, aby od­po­wie­dzieć

Na uczy­nio­ny mi za­rzut?

BRA­BAN­CJO

Do tur­my.

Gdzie sie­dzieć bę­dziesz, do­pó­ki cię zwy­kły

Bieg pro­ce­du­ry przed sąd nie po­wo­ła.

OTEL­LO

Gdy­bym, przy­pu­ść­my, był po­słusz­ny temu,

Cie­ka­wy je­stem, co by w ta­kim ra­zie

Po­wie­dział doża, któ­re­go po­słań­cy

Przy­szli mię w na­głym in­te­re­sie pań­stwa

We­zwać do nie­go i oto tu sto­ją

Cze­ka­jąc na mnie.

PO­SŁA­NIEC

Nie in­a­czej, pa­nie;

Doża jest w sali ob­rad i do­stoj­na

Oso­ba wa­sza była nie­wąt­pli­wie

We­zwa­na tam­że.

BRA­BAN­CJO

Doża w sali ob­rad?

Te­raz, wśród nocy? Wiedź­cie go tam! Waż­ną

I ja mam spra­wę. Wspa­nia­ły nasz doża

I każ­dy z mo­ich współ­ko­le­gów pew­nie

Uczu­je moją krzyw­dę tak jak swo­ją;

Bo gdy­by taki czyn pła­zem ucho­dził,

Lada po­ga­nin rej by u nas wo­dził.

Wy­cho­dzą.

Sce­na trze­cia

Tam­że. Sala ob­rad.

Doża i se­na­to­ro­wie sie­dzą wko­ło sto­łu przy świe­cach.

Kil­ku urzęd­ni­ków stoi opo­dal, cze­ka­jąc na roz­ka­zy.

DOŻA

Wie­ści w tych li­stach nie są zgod­ne z sobą:

Trud­no po­le­gać na nich.

PIERW­SZY SE­NA­TOR

W rze­czy sa­mej,

Sprzecz­ne są so­bie: w moim wy­mie­nio­no

Sto sie­dem ga­ler.

DOŻA

W moim sto czter­dzie­ści.

DRU­GI SE­NA­TOR

A w moim dwie­ście. Jak­kol­wiek się jed­nak

Cy­fry w nich róż­nią (co się musi zda­rzać

Tam, gdzie po­dob­ne dane są opar­te

Na przy­pusz­cze­niu), we wszyst­kich ato­li

Jed­na jest wzmian­ka o tu­rec­kiej flo­cie

Po­su­wa­ją­cej się w kie­run­ku Cy­pru.

DOŻA

Zwa­żyw­szy do­brze, rzecz to jest mo­żeb­na.

Nie ubez­pie­cza mnie błąd w tych ra­por­tach,

Ra­czej na­ba­wia trwo­gi treść ich głów­na.

MAJ­TEK

za sce­ną

Wie­ści! hej! wie­ścił

Wcho­dzi Urzęd­nik, za nim Maj­tek.

URZĘD­NIK

Nowy go­niec.

DOŻA

Cóż tam?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: