Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Owidyusz i elegicy w epoce Augusta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Owidyusz i elegicy w epoce Augusta - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 402 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OWI­DY­USZ I ELE­GI­CY W EPO­CE AU­GU­STA

Kra­ków

Dru­kar­nia Uni­wer­sy­te­tu Ja­giel­loń­skie­go pod za­rzą­dem Jó­ze­fa Fi­li­pow­skie­go

1917

Część ni­niej­sza wraz z rze­czą o We­rgi­lim i Ho­ra­cy­uszu, wy­da­ną w r. 1916, skła­da się na ob­raz po­ezyi w epo­ce ce­sa­rza Au­gu­sta. Pi­sa­łem to wszyst­ko wśród gro­zy woj­ny, bez spo­ko­ju, nie­zbęd­ne­go dla tego ro­dza­ju pra­cy, wśród cią­głe­go fa­lo­wa­nia tro­ski, oba­wy, co nam 'ju­tro po dnia dzi­siej­sze­go okrop­no­ściach przy­nie­sie, ze sta­łym jed­nak za­mia­rem, aby tym, któ­rzy może lep­szych do­cze­ka­ją się cza­sów, choć­by sło­wem usłu­żyć. Przy­da się więc może to mło­dzie­ży i przy­szłym po­ko­le­niom, bo sze­re­gi bliz­kich, ró­wie­śni­ków już się prze­rze­dzi­ły. Czło­wiek pi­sze za­wsze dla czy­tel­ni­ka, któ­re­go ma w my­śli i oczach, wtó­rzy każ­de­mu nie­mal przed­się­wzię­ciu li­te­rac­kie­mu mi­ło­ścią i bi­ciem ser­ca wzglę­dem tych, któ­rzy przez ży­cie byli mu radą, dźwi­gnią i bodź­cem, dla któ­rych ży­wił pra­wie dzie­cię­ce uczu­cia wdzięcz­no­ści za wszyst­ko, co mu umac­nia­ło i ulep­sza­ło du­szę. A każ­da pra­ca ludz­ka jest prze­cie spła­tą dłu­gów, za­cią­gnię­tych u Pana Boga i do­brych uko­cha­nych istot na zie­mi. Nie wszyst­kim już ją do­rę­czę.

Li­te­ra­tu­ra rzym­ska, prze­zem­nie opra­co­wy­wa­na, roz­pa­dła się na sze­reg sa­mo­dziel­nych pra­wie mo­no­gra­fii. Do­brze się tak sta­ło, bo o wy­koń­cze­niu za­da­nia w ta­kim za­kre­sie ma­rzyć już nie mogę, a czę­ści, do­tąd ogło­szo­ne, sta­no­wią nie­le­d­wie za­okrą­glo­ne w so­bie ca­ło­ści. Każ­de tego ro­dza­ju przed­sta­wie­nie usi­łu­je uprzy­stęp­nić daw­ne po­sta­cie i my­śli no­wym po­ko­le­niom a tak­że wła­sne­mu na­ro­do­wi. Je­że­li tedy świat rzym­ski zbli­ży­łem w pew­nej mie­rze do pol­skiej umy­sło­wo­ści, a za­ra­zem w du­szy pol­skiej nie­co po­dzi­wu i mi­ło­ści dla sta­ro­żyt­nych po­etów i my­śli­cie­li wznie­cić zdo­ła­łem, bę­dzie to naj­lep­szą za trud mój na­gro­dą. Ze wśród pra­cy obce dzie­ła, an­giel­skie, fran­cu­skie, nie­miec­kie wal­ne mi od­da­ły usłu­gi, szcze­gól­nie te książ­ki, któ­re za­pi­sy­wa­ły skrzęt­nie wy­ni­ki i pro­ble­my ostat­nich cza­sów, stwier­dzam to raz na za­wsze z wdzięcz­no­ścią. Lecz wśród ob­fi­to­ści ksią­żek, ba­dań i opra­co­wań usi­ło­wać na­le­ża­ło sta­tecz­nie, aby z pi­sa­rza­mi sta­ro­żyt­ny­mi oso­bi­sty na­wią­zy­wać sto­su­nek, tak, aby ta wę­drów­ka po przez sze­re­gi na­zwisk i bio­gra­fii była za­ra­zem ży­wem z oso­bi­sto­ścia­mi ob­co­wa­niem i wy­śle­dza­ła wszel­kie drgnie­nia i roz­wo­je du­szy na­ro­du, któ­rej naj­wy­mow­niej­szem od­bi­ciem jest pi­śmien­nic­two.

Prócz tego przy­szły pod­nie­ty ze stro­ny oto­cze­nia, i ko­le­gów. W dzi­siej­szych cza­sach, w któ­rych tro­ska o ży­cie nad ludź­mi cię­ży i ha­sło pri­mum vi­ve­re gó­ru­je nad in­ne­mi, po­god­ne na­uko­we roz­pra­wy sta­ły się oczy­wi­ście rzad­sze­mi. A jed­nak obok chle­ba i sło­wo do prze­ży­cia cięż­kich chwil jest po­trzeb­nem. Nie szczę­dzi­li mi go też naj­bliż­si ko­le­dzy, jak przedew­szyst­kiem prof. Sin­ko, któ­ry prócz in­nych wska­zó­wek do­star­czył mi bi­blio­gra­fii pol­skich z ła­ciń­skie­go ję­zy­ka prze­kła­dów, prof. Stern­bach i Dr Saj­dak, od któ­rych nie­jed­nej po­mo­cy w cią­gu pi­sa­nia do­zna­łem. Mi­łość sta­ro­żyt­nych au­to­rów żywą jest dzi­siaj i twór­czą w kra­kow­skiem kół­ku fi­lo­lo­gów; nie­chby z kół­ka pro­mie­nia­ła w co­raz szer­sze koła, żyź­ni­ła i ujędr­nia­ła umy­sły na wiel­kie za­da­nia, któ­re jak tu­szy­my, lep­sza przy­szłość spo­łe­czeń­stwu na­ło­ży.

Kra­ków, we wrze­śniu r. 1917.PO­EZYA ZA AU­GU­STA.

Epo­ka ce­sa­rza Au­gu­sta była cza­sem buj­ne­go roz­kwi­tu po­ezyi rzym­skiej. Sta­ło się to nie z tego po­wo­du, aby sam pa­nu­ją­cy szcze­gól­ny był miał zmysł i smak dla po­ezyi, bo Au­gust był przedew­szyst­kiem trzeź­wym, z rze­czy­wi­sto­ścią ra­chu­ją­cym się czło­wie­kiem, a je­że­li sam w za­kre­sie po­ezyi prób kil­ka nie­śmia­łych czy śmiel­szych grze­chów po­peł­nił, to wy­pły­wa­ło to z ogól­nej po­ko­le­nia do igra­szek wier­szo­wych skłon­no­ści, z gięt­ko­ści ję­zy­ka, któ­ry do­się­gnął zna­ko­mi­te­go wy­ro­bie­nia i do po­etycz­nych wy­stę­pów ośmie­lał, a wresz­cie z es­te­tycz­ne­go i li­te­rac­kie­go wy­kształ­ce­nia, któ­re uspo­sa­bia­ło do na­śla­do­wa­nia daw­nych, uzna­nych wzo­rów. Au­gust, nie bę­dąc sam po­etycz­nym nad­mier­nie, po­pie­rał jed­nak gor­li­wie po­ezyę i po­etów. Był to tak­że je­den ze środ­ków, uła­twia­ją­cych rzą­dy. Po­ezya prze­cie za­le­ca­ła lu­dziom sku­tecz­niej i wy­mow­niej, niż wszel­kie ka­za­nia i mo­ra­ły, za­rów­no cno­tę prze­szło­ści jak ide­ały, któ­re lep­szą przy­szłość mia­ły wy­two­rzyć, a prócz tego od­ry­wa­ła nie­co od zie­mi i rze­czy­wi­sto­ści, któ­rą Au­gust we­dług swe­go pla­nu i ro­zu­mu kształ­to­wał, przy czem oba­wiał się i nie zniósł­by zbyt sta­now­czych zdań czy prze­ciw­ni­ków. Po­ezya błą­ka­ła się już to po mi­nio­nych wie­kach, już to snu­ła ma­rze­nia na przy­szłość, w in­nych znów ra­zach za­ta­pia­ła się w taj­ni­ki i za­uł­ki du­szy po­ety. Te wszyst­kie emi­gra­cye my­śli i uczu­cia od­ry­wa­ły lu­dzi od dnia co­dzien­ne­go z jego tru­da­mi, szorst­ko­ścia­mi, prze­ci­wień­stwa­mi, któ­re Au­gu­at wiel­ką swą sztu­ką rzą­dze­nia usu­wał i osła­niał, a za­ra­zem ma­mi­ły ludz­kość sło­dy­cza­mi, któ­rych ona za­wsze po­trze­bu­je, w no­wych zaś wa­run­kach ani na polu czy­nu ani też na polu sła­wy zna­leść już ani szu­kać nie mo­gła.

Za­po­zna­li­śmy się po­przed­nio z dwo­ma głów­ny­mi po­eta­mi epo­ki, któ­rzy naj­ści­ślej z ce­sa­rzem zwią­za­ni, naj­wy­mow­niej też wy­ra­ża­li na­tchnie­nia epo­ki i pa­nu­ją­ce­go. Ale buj­ność po­ko­le­nia w dzie­dzi­nie po­ezyi zna­czy się prócz tego ca­łym sze­re­giem na­zwisk mniej lub wię­cej zna­ko­mi­tych. A obok tych, któ­rym wiel­kie my­śli i idee epo­ki przy­no­si­ły wyż­sze na­tchnie­nia i po­lo­ty, któ­rych dzie­je i czy­ny au­gu­stow­skich cza­sów na­stra­ja­ły gór­nie i pod­nio­śle, znaj­du­je­my rów­no­cze­śnie po­etów, roz­mi­ło­wa­nych w bło­go­ści otium, wcza­sów, któ­re ce­sar­stwo przy­no­si­ło, wy­zwa­la­ją­ce lu­dzi od tro­ski pu­blicz­nej i dzia­łań pu­blicz­nych i wy­zwa­la­ją­ce in­dy­wi­dua do co­raz peł­niej­sze­go prze­ży­wa­nia wszel­kich uczuć, wra­żeń i burz wła­sne­go wnę­trza. Po­ezya sta­je się tedy po­trze­bą ży­cia, jego ide­ali­zu­ją­cym przy­śpie­wem, od­gło­sem taj­ni­ków czy to zmy­słów, czy uczuć i ser­ca. Daw­ny, twar­dy Rzy­mia­nin tak jej nie po­trze­bo­wał; jego po­ezya słu­ży­ła spo­łe­czeń­stwu za­ba­wą lub na­uką. Do­pie­ro u Ca­tul­lu­sa sta­ła się ona wy­ra­zem i po­trze­bą ser­ca, za­po­rą prze­ciw temu, aby ży­cie nie ogra­ni­czy­ło się wy­łącz­nie do pro­ste­go krwi krą­że­nia. So­fo­kles już uznał w po­ezyi tę wiel­ką dźwi­gnię i po­cie­szy­ciel­kę ludz­ko­ści, śpie­wa­jąc do niej

O szczę­sna dla śmier­tel­nych po­tę­go ty pie­śni,

Go byt nam zno­śnym czy­nisz w ni­kłej ży­cia cie­śni.

Taką więc to­wa­rzysz­ką, po­wier­ni­cą sta­ła się po­ezya dla lu­dzi w au­gu­stow­skiej epo­ce. Ze po­wier­ni­cy zwie­rza­no się cza­sem nie­oględ­nie, że ona gło­si­ła wśród tłu­mu ta­jem­ni­ce, któ­re dla jej do­bra i do­bra po­ety po­win­ny były po­zo­stać w ukry­ciu, to było skut­kiem zbyt­ku sło­dy­czy na zie­mi, w któ­rym so­bie płu­ży­ło nad­mier­nie po­ko­le­nie i na­stęp­stwem du­cha rzym­skie­go, któ­ry po­siadł wszel­kie ła­ko­cie grec­kiej kul­tu­ry ale ich nie prze­tra­wił i z re­ali­zmem wro­dzo­nym przed ja­skra­wo­ścią nig­dy się nie co­fał.

Za­nim jed­nak do tych in­dy­wi­du­al­nych po­etów się zwró­ci­my, mu­si­my się za­po­znać z przed­sta­wi­cie­la­mi star­szej ge­ne­ra­cyi, z to­wa­rzy­sza­mi i przy­ja­ciół­mi We­rgi­liu­sza i Ho­ra­ce­go.I. L. VA­RIUS RU­FUS.

Star­szy to po­eta od We­rgi­liu­sza, któ­ry go oko­ło r. 41 w pierw­szych swych bu­ko­licz­nych utwo­rach już (9, 35) z uzna­niem wspo­mi­nał, star­szy od Ho­ra­cy­usza, któ­ry w mło­do­ści i w po­cząt­kach swej ka­ry­ery do­znał sku­tecz­nej Va­riu­sa opie­ki i tej­że przy­stęp do Me­ce­na­sa za­wdzię­czał. Va­rius był czło­wie­kiem wie­lo­stron­ne­go ta­len­tu, a inne za­le­ty du­szy po­le­ca­ły go na przy­ja­cie­la i do­rad­cę. We­rgi­liusz więc umie­ra­jąc prze­ka­zał mu swą li­te­rac­ką spu­ści­znę, a Ho­ra­cy­usz go sła­wił i rów­nał z We­rgi­liu­szem za czy­stość i szcze­rość jego du­szy… ani­mae, qu­ales ne­que can­di­dio­res ter­ra tu­lit (Sat. 1, 6, 54). Spo­glą­da­no na nie­go z mi­ło­ścią i po­sza­no­wa­niem, od­sy­ła­no do nie­go tych, któ­rzy o epo­pe­ję hi­sto­rycz­ną i chwal­bę swych czy­nów bła­ga­li. Va­rius bo­wiem ucho­dził za naj­od­po­wied­niej­sze­go bar­da w tej dzie­dzi­nie. Po­wa­gi jego nie usza­no­wa­ły jed­nak wie­ki. Na li­te­rac­kich więc świa­dec­twach i nie­licz­nych bar­dzo ułam­kach Va­riu­sa, mu­si­my się oprzeć, aby choć przy­bli­żo­ne­go o tym pi­sa­rzu na­brać wy­obra­że­nia.

Dzia­łał on w za­kre­sie epo­pei, a Ho­ra­cy­usz już w Sa­ty­rach (1, 10, 44) na­zy­wa go przo­dow­ni­kiem w tej dzie­dzi­nie. Jaka epo­pe­ja ta­kie mu wy­ro­bi­ła imię i sta­no­wi­sko, nie wie­my. Ho­ra­cy­usz nad­to za­po­wia­dał w Odach (1, 6) pieśń Va­riu­sa o czy­nach wo­jen­nych Agrip­py. I tego utwo­ru nie zna­my zu­peł­nie. Na­to­miast scho­lia­sta Pseu­do-Acro do Ho­ra­cy­usza epi­stoł 1, 16, 25 przy­pi­su­je pew­ne wier­sze, przez Ho­ra­cy­usza tu za­miesz­czo­ne, nie­ja­kie­mu Va­ru­so­wi, a więc za­pew­ne Va­riu­so­wi, a Po­rphy­rio nad­mie­nia, że wier­sze te wy­ję­te były z pa­ne­gi­ry­ku na Au­gu­sta.

Czy o lud dbasz ty wię­cej czy też lud o cie­bie,

Niech Jo­wisz w nie­pew­no­ści to wiecz­nej po­grze­bie,

Twój opie­kun i mia­sta.

Ze słów tych prze­bi­ja głę­bo­kie uczu­cie pi­sa­rza dla ów­cze­sne­go pana Rzy­mu, a za­ra­zem wid­nie­je w nich ta­lent przy­bie­ra­nia hoł­dów w for­mę wy­kwint­ną i zręcz­ną. Ale hi­sto­rycz­ne pie­śni i chwal­by Va­riu­sa zgi­nę­ły, a po­tom­ność w au­to­rze Ene­idy uzna­ła głów­ne­go piew­cę Au­gu­sto­wej świet­no­ści i sła­wy.

W po­krew­nej dzie­dzi­nie po­ema­tu dy­dak­tycz­ne­go za­ja­śniał tak­że ta­lent Va­riu­sa. Au­to­rzy póź­niej­si, jak Ma­cro­bius, wspo­mi­na­ją jego utwór De mor­te a ten­że sam Ma­cro­bius nad­mie­nia, że We­rgi­liusz w ecl. 8, 85 ten po­emat na­śla­do­wał, z cze­go by wy­pa­da­ło, że on po­wstał przed ro­kiem 39-tym przed Chr. Sam ty­tuł i nie­licz­ne ułam­ki he­xa­me­trycz­ne nie od­sła­nia­ją nam jed­nak do­sta­tecz­nie tre­ści. My­śla­no więc, że po­emat ten od­no­sił się do śmier­ci Ca­esa­ra i że był hi­sto­rycz­nym. Ale inni praw­do­po­dob­niej­sze snu­li do­my­sły. Va­rius, jak sam Au­gust i jego to­wa­rzy­sze, miał wy­raź­ną skłon­ność do po­pu­lar­nej na­ów­czas fi­lo­zo­fii Epi­ku­ra. Fi­lo­de­mos, grec­ki wy­znaw­ca tej na­uki, któ­ry w pierw­szym wie­ku przed Chr. ba­wił w Rzy­mie i z wie­lo­ma Rzy­mia­na­mi bliż­sze za­warł sto­sun­ki, po­świę­cił trak­tat o po­chleb­stwie nie­ja­kie­muś Va­riu­so­wi, za­pew­ne przy­ja­cie­lo­wi We­rgi­liu­sza i Ho­ra­ce­go. Qu­in­ti­lia­nus wresz­cie 6, 3, 78 wspo­mniał z pew­no­ścią tego sa­me­go Va­riu­sa i na­zwał go Epi­ku­rej­czy­kiem. Przy­pu­ścić więc moż­na z wszel­kiem praw­do­po­do­bień­stwem, że Va­rius pod­jął epi­ku­rej­ską wal­kę z gro­zą śmier­ci, że ludz­kość od jej zmo­ry wy­zwo­lić usi­ło­wał tak jak po­przed­nio Lu­cre­tius w słyn­nym po­ema­cie fi­lo­zo­ficz­nym zma­gał się z tą głów­ną pla­gą ży­cia i ludz­ko­ści. Frag­men­ta drob­ne nie rzu­ca­ją jed­nak świa­tła na samą utwo­ru isto­tę; mamy tu zręcz­ny i pięk­ny opis psa gor­tyń­skie­go, wę­szą­ce­go śla­dy zbie­głej łani. Kie­dy so­bie przy­po­mni­my, ja­ki­mi opi­sa­mi epi­zo­dycz­ny­mi kra­sił i zdo­bił Lu­cre­tius wą­tek swe­go wy­kła­du, zro­zu­mie­my i wy­ro­zu­mie­my po­dob­ne­go ro­dza­ju zbo­cze­nie u Va­riu­sa; głę­biej wnik­nąć w po­ema­tu osno­wę nie zdo­ła­my. Praw­do­po­dob­nem jest jed­nak, że obok wie­lu ży­cia chwal­ców w au­gu­stow­skiej epo­ce zna­lazł się wte­dy po­eta, któ­ry naj­więk­sze­mu bło­go­ści wro­go­wi oścień ze­trzeć i wy­drzeć po­now­nie usi­ło­wał.

Bli­żej zna­my datę po­wsta­nia in­ne­go, słyn­ne­go utwo­ru Va­riu­sa. W rę­ko­pi­sie pa­ry­skim z 8 wie­ku n. 7530 czy­ta­my za­pi­skę te­atral­ną: Lu­cius Va­rius z przy­dom­kiem Ru­fus wy­sta­wił na sce­nie po zwy­cię­stwie pod Ac­tium przy igrzy­skach tra­ge­dyę Thy­estes, z wiel­kim opra­co­wa­ną za­cho­dem. – Au­gust nadał mu za nią na­gro­dę mi­lio­na se­ster­ców. – A więc po­dob­nie, jak sam Au­gust, Asi­nius Pol­lio, Ovi­dius, usi­ło­wał tak­że Va­rius grec­ką tra­ge­dyę, za­mar­łą z Ac­ciu­sem, przy­wró­cić zno­wu na sce­nie rzym­skiej do ży­cia i ob­rał so­bie te­mat, pe­łen gro­zy i po­żo­gi z krwa­wych dzie­jów Atry­dów. Kogo z Gre­ków Va­rius wziął za wzór i prze­wod­ni­ka, nie wie­my; już En­nius na­pi­sał był tra­ge­dyę Thy­estes, zaś Ac­cius w Atreu­sie przed­sta­wił te strasz­ne mor­der­czej ro­dzi­ny roz­ter­ki. – Na pod­sta­wie drob­nych ułam­ków nie po­tra­fi­my oce­nić ta­len­tu dra­ma­tycz­ne­go Va­riu­sa; Qu­in­ti­lia­nus jed­nak 10, 1, 98 od­da­je jego tra­ge­dyi wiel­kie po­chwa­ły, twier­dząc, że z każ­dą grec­ką tra­ge­dyą po­rów­na­nie wy­trzy­ma (1).

A więc wi­dzi­my, że w trzech dzie­dzi­nach z ko­lei za­ja­śnia­ła twór­czość Va­riu­sa. Po­rphy­rio do pie­śni Ho­ra­cy­usza 1, 6, i na­zy­wa go tak­że ele­gia­rum auc­tor; moż­li­wem więc jest, że Va­rius w tej na­ów­czas tak bar­dzo po­pu­lar­nej for­mie swo­je i obce wy­ra­żał uczu­cia.

–- (1) Za­pew­ne w tej sztu­ce chór sła­wił har­mo­nię sfer ( con­cen­tus mun­di), o któ­rej w jed­nym czy­ta­my ułam­ku.

Po za po­ezyą sto­su­nek przy­ja­ciel­ski do We­rgi­liu­sza wy­tknął Va­riu­so­wi nie­jed­ną pra­cę. Wie­my, że Va­rius we­dług ostat­niej woli man­tu­ań­skie­go po­ety otrzy­mał pew­ną cząst­kę jego ma­jąt­ku, a sły­szy­my prócz tego, że Va­rius i Tuc­ca roz­po­rzą­dze­niem We­rgi­liu­sza prze­ję­li w swą opie­kę li­te­rac­ką spu­ści­znę po zmar­łym po­ecie, z tem ato­li za­strze­że­niem, aby ni­cze­go nie wy­da­li, co do­tąd ogło­szo­nem nie było. Va­rius za wolą Au­gu­sta o tyle się jed­nak sprze­nie­wie­rzył woli przy­ja­cie­la, że Ene­idę, cho­ciaż wy­koń­czo­ną nie była, bez zmian głęb­szych i do­dat­ków ogło­sił. Praw­do­po­dob­nem też jest, że Va­rius wy­dał ja­kiś trak­tat o twór­czo­ści zmar­łe­go przy­ja­cie­la, w któ­rym pod­no­sił mię­dzy in­ne­mi po­wol­ną pra­cę We­rgi­liu­sza (Qu­int. 10, 3, 8). Przy­pu­ścić wresz­cie na­le­ży, że Va­rius nie o wie­le lat prze­żył twór­cę Ene­idy, któ­ry w r. 19 przed Chr. umarł przed­wcze­śnie. W pierw­szym i naj­świet­niej­szym okre­sie au­gu­stow­skiej epo­ki był nie­wąt­pli­wie Va­rius jed­nym z głów­nych przed­sta­wi­cie­li rzym­skiej li­te­ra­tu­ry i po­wa­gą, któ­rej sąd wa­żył na ży­ciu i pi­smach współ­cze­snych.

UWA­GA. Drob­ne ułam­ki Va­riu­sa, jako też in­nych po­etów za­cho­wa­nych frag­men­ta­rycz­nie, znaj­du­je­my w zbio­rze Ba­eh­rens'a: Frag­men­ta po­eta­rum Ro­ma­no­rum, Lipsk 1886.II. AEMI­LIUS MA­CER.

Do ró­wie­śni­ków i przy­ja­ciół We­rgi­liu­sza na­le­żał tak­że Aemi­lius Ma­cer, któ­re­go dzie­ła po­etyc­kie po­wsta­ły w cie­niu wiel­kiej chwa­ły We­rgi­liu­sza i nam się nie za­cho­wa­ły. Po­cho­dził on, jak Ca­tul­lus, We­rgi­liusz z pół­noc­nej Ita­lii; uro­dził się bo­wiem w We­ro­nie, a umarł krót­ko po We­rgi­liu­szu, w r. 16 przed Chr., w Azyi, do­kąd go może służ­ba woj­sko­wa, czy też stu­dya za­gna­ły. Bo Ti­bul­lus może o nim my­ślał 2, 6, i pi­sząc sło­wa ca­stra Ma­cer se­qu­itur. Zresz­tą mało o nim mamy wia­do­mo­ści; twór­czość zaś jego pra­co­wi­ta i do­syć po­zio­ma ogra­ni­czy­ła się do po­ema­tów dy­dak­tycz­nych, któ­re ani gór­nych na­tchnień nie były wy­ra­zem, ani też ich nie do­pusz­cza­ły. Bo Aemi­lius Ma­cer nie miał ge­niu­szu Lu­kre­cy­usza ani też ta­len­tu pi­sa­rza Geo­r­gik, któ­rzy oschły wy­kład oży­wić i w pięk­ną for­mę przy­brać po­tra­fi­li. Dla­te­go też może po­ema­ta Aemi­liu­sa po­chło­nę­ło wcze­śnie za­po­mnie­nie, tak że z nie­licz­nych świa­dectw i frag­men­tów wy­ro­bić so­bie mu­si­my wy­obra­że­nie o pi­sa­rzu i na­tu­rze jego ta­len­tu.

Opie­rał on się na wzo­rach ale­xan­dryj­skiej epo­ki i za­warł swą twór­czość w dzie­dzi­nie ale­xan­dryj­skich upodo­bań i skłon­no­ści. Na­uko­we wy­wo­dy, szcze­gól­nie z za­kre­su nauk przy­rod­ni­czych, ubie­ra­no wte­dy chęt­nie w po­etycz­ną sza­tę, a do na­uki do­mię­szy­wa­no opo­wie­ści z dzie­dzi­ny ba­śni czy za­bo­bo­nu aby fał­szu­jąc na­ukę ra­to­wać po­ezyę. – Inne utwo­ry sta­ły już wprost na gra­ni­cy przy­ro­dy i cu­dac­twa i tę gra­ni­cę za­cie­ra­ły. Wia­do­mem jest, że wszel­kie pry­mi­tyw­ne ludy wie­rzą w baśń prze­mian, czy to lu­dzi w drze­wa, ka­mie­nie, zwie­rzę­ta i pta­ki, czy też mar­twych rze­czy w isto­ty ludz­kie. W Gre­cyi te­got ro­dza­ju po­da­nia oplo­tły i oży­wi­ły buj­nie całą przy­ro­dę. A na­wet w póź­niej­szych cza­sach, kie­dy na­uka zwy­cię­sko po­ko­ny­wa­ła i roz­ja­śnia­ła ta­jem­ni­ce przy­ro­dy, po­ku­to­wa­ły czę­sto wśród na­uko­wych wy­wo­dów tego ro­dza­ju dzi­wy, któ­re się zro­sły z wy­obraź­nią Gre­ków; nie zna­no za­sa­dy ewo­lu­cyi, ale chęt­nie za to wie­rzo­no w me­ta­mor­fo­zy. Dy­dak­tycz­na więc po­ezya ale­xan­dryj­skiej epo­ki chęt­nie w swych utwo­rach ze­spa­la­ła na­ukę z ba­śnią, chęt­nie też za­ta­pia­ła się w po­da­niach, któ­re rzu­ca­ły po­most mię­dzy ludź­mi a świa­tem zwie­rząt lub na­wet ka­mie­ni i gła­zów. Ni­kan­dros z Ko­lo­fo­nu, uro­dzo­ny w koń­cu trze­cie­go przed Chr. wie­ku, pro­zą i po­ezyą opo­wia­dał po­da­nia i tra­dy­cye lo­kal­ne, wy­kła­dał le­kar­skie prze­pi­sy za­bar­wio­ne cu­dac­twem i cza­ra­mi, opie­wał me­ta­mor­fo­zy. Sław­ny­mi były jego me­dycz­ne po­ema­ty The­ria­ka (o uką­sze­niach przez dzi­kie zwie­rzę­ta) i Ale­xi­far­ma­ka, w któ­rych po­da­wał środ­ki prze­ciw za­tru­ciom we­wnętrz­nym. – Inny po­emat ale­xan­dryj­skiej epo­ki opie­wał Or­ni­tho­go­nię, czy­li prze­mia­ny w pta­ki a no­sił fik­cyj­ne na­zwi­sko nie­ja­kiejś Boio, rze­ko­mo daw­nej ka­płan­ki del­fic­kiej; póź­niej uro­bio­no z tego rów­nie fik­cyj­ne na­zwi­sko po­ety: Bo­ios.

Rzy­mia­nin lu­bił na­ukę sło­dzić po­ezyą, a w przy­ro­dzie zaj­mo­wa­ły go przedew­szyst­kiem jej nie­zwy­kło­ści i dzi­wy; prócz tego na­ród, któ­ry tak wie­rzył w pro­di­gia i do cu­dactw głę­bo­ką przy­wią­zy­wał wia­rę, za­sma­ko­wał też sta­now­czo w ba­śniach o prze­mia­nach, któ­re nie­tyl­ko od Gre­ków przej­mo­wał, lecz ni­klej­szą swo­ją fan­ta­zyą na wła­snym ho­do­wał grun­cie. W li­te­ra­tu­rze au­gu­stow­skiej te wszyst­kie upodo­ba­nia wy­mow­ne zna­la­zły od­bi­cie. Po­eta zaś Aemi­lius Ma­cer wy­prze­dził swe­mi dzie­ła­mi po­dob­ne, dy­dak­tycz­ne i pół­dy­dak­tycz­ne utwo­ry, nie­tyl­ko Owi­dy­usza, lecz za­pew­ne tak­że We­rgi­le­go.

Czę­sto Ma­cer wie­ko­wy mi czy­tał pie­śni o pta­kach,

Któ­ry szko­dli­wy jest wąż, ja­kie są leki wśród ziół, po­wia­da Ovi­dius w Tri­stia 4, 10, 43. A więc Aemi­lius Ma­cer nie tyl­ko był przy­ja­cie­lem We­rgi­le­go, o czem do­no­si Se­rvius do eklog 5, i lecz ob­co­wał tak­że z mło­dym Owi­dy­uszem, któ­ry na­stęp­nie po­dob­ny­mi utwo­ra­mi za­ćmił jego sła­wę. Z miej­sca Owi­dy­usza do­wia­du­je­my się o dwóch, albo trzech utwo­rach Aemi­liu­sa. Pierw­szym była Or­ni­tho­go­nia, po­emat o prze­mia­nach lu­dzi w pta­ki, opar­ty na wspo­mnia­nym utwo­rze rze­ko­me­go Bo­io­sa. Z drob­nej wiąz­ki frag­men­tów do­wia­du­je­my się, że i po­sta­cie rzym­skiej ba­śni w utwo­rze tym się po­ja­wia­ły i że au­spi­cia, przy któ­rych lot pta­ków był tak waż­nym, zna­la­zły tu uwzględ­nie­nie. Zresz­tą sądu o ca­łym po­ema­cie na­brać z nich trud­no. – Pen­ta­metr na­stę­pu­ją­cy u Owi­dy­usza przed­sta­wia pew­ne trud­no­ści. Wy­pły­wa z nie­go nie­zbi­cie, iż Aemi­lius Ma­cer pi­sał o uką­sze­niach wę­żów ja­do­wi­tych. Uczy­nił to w po­ema­cie The­ria­ka, w dwóch księ­gach, któ­rych źró­dłem był po­krew­ny po­emat Ni­kan­dro­sa. Moż­li­wem jest i praw­do­po­dob­nem, że w tym utwo­rze po­dał za­ra­zem po­eta rzym­ski rady le­kar­skie, wska­zy­wał na zio­ła, któ­re ni­we­czy­ły moc ja­dów. Nie­któ­rzy ucze­ni przyj­mu­ją jed­nak nad­to trze­ci po­emat o zio­łach lecz­ni­czych i przy­pusz­cza­ją, że no­sił ty­tuł: de her­bis.

To nie jest ko­niecz­nem. – W każ­dym ra­zie przy­rod­ni­cze wia­do­mo­ści po­ety zna­la­zły od­głos w póź­niej­szej li­te­ra­tu­rze. Lu­ca­nus (por. schol. Bern. Lu­ca­ni do 9. 701) wziął na­zwi­ska wę­żów afry­kań­skich z jego The­ria­ka, Pli­nius zaś w Hi­sto­ria Na­tu­ra­lis cy­to­wał go wie­lo­krot­nie, mó­wiąc o zwie­rzę­tach i ry­bach, drze­wach i zio­łach. Za­miast po­praw­ne­go na­zwi­ska Aemi­lius Ma­cer wy­stę­pu­je tu jed­nak czę­ściej myl­ne: Li­ci­nius Ma­cer, a taką po­mył­kę znaj­du­je­my tak­że u in­nych au­to­rów. W t… z… dic­ta lub di­sti­cha Ca­to­nis, za­wie­ra­ją­cych mo­ral­ne sen­ten­cye pro­za­icz­ne i wier­szo­we, a po­wsta­łe może w 3 wie­ku po Chr., Aemi­lius Ma­cer uzna­nym jest za po­wa­gę w za­kre­sie znaw­stwa lecz­ni­czej siły ziół. I cho­ciaż dzie­ła Aemi­liu­sa wcze­śnie za­gi­nę­ły, na­zwi­sko jego cie­szy­ło się w śred­nich wie­kach wzię­ciem jako mę­dr­ca w dzie­dzi­nie przy­ro­dy.III. MNIEJ­SI PO­ECI, WSPO­MNIA­NI PRZEZ WE­RGI­LIU­SZA.

U We­rgi­liu­sza zna­leść moż­na pew­ne wzmian­ki o współ­cze­snych mu pi­sa­rzach i po­etach je­dy­nie w Bu­ko­li­kach. Wzmian­ki te jed­nak nie­ja­sne, osło­nię­te naj­czę­ściej ja­kąś ta­jem­ni­cą, nie po­zwa­la­ją nam prze­waż­nie do­trzeć do osób i pod­staw re­al­nych, do któ­rych się od­no­szą. Bo al­lu­zye czy przy­ty­ki li­te­rac­kie mo­gły się do sie­lan­ki tyl­ko wkra­dać chył­kiem, pod osło­ną, a to spra­wia, że my naj­czę­ściej praw­dzi­we­go ich zna­cze­nia wy­ja­śnić nie po­tra­fi­my.

Wy­mie­nia tedy We­rgi­liusz kil­ka­krot­nie ja­kie­goś po­etę Co­drus'a, któ­re to na­zwi­sko jest za­pew­ne pseu­do­ni­mem Rzy­mia­ni­na, wy­zna­ją­ce­go za­sa­dy neo­te­ry­ków, mło­dych po­etów przy­zna­ją­cych się do gro­na i ha­seł Ca­tul­lu­sa, Ca­lvu­sa i Cin­ny. Wspo­mnia­ny ten Co­drus w eklo­gach 5, 11; 7, 21; 7, 25. Je­den z pa­ste­rzy chciał­by tak śpie­wać, jak on śpie­wa, dru­gi chciał­by Co­dru­sa prze­wyż­szyć i za­wiść w nim wzbu­dzić. Z wzmian­ki 5, 11 wnio­sko­wać mo­że­my, że Co­drus swar­li­wo­ścią pew­ną, za­pew­ne w li­te­rac­kich spo­rach, się od­zna­czał. Współ­cze­sny ele­gik Val­gius na­zwał go na­śla­dow­cą He­lviu­sa Cin­ny, któ­ry pi­sał epyl­lia peł­ne znoj­nej pra­cy i uczo­no­ści; sła­wił za­ra­zem pieśń jego, słod­szą od wy­mo­wy Ne­sto­ra i pie­nia De­mo­do­ko­sa, słyn­ne­go piew­cy Fe­aków.

Mniej jesz­cze wie­my o pew­nym An­ser, któ­ry był po­etą w oto­cze­niu An­to­niu­sa try­um­wi­ra i od nie­go łask i po­par­cia do­zna­wał (cf. Cic. Phi­lipp. 13, 5, 11). Se­rvius do eklog 7, 21 za­li­cza go do kry­ty­ków i prze­ciw­ni­ków We­rgi­liu­sza. Tego An­ser chciał pono We­rgi­liusz wy­szy­dzić ecl. 9, 36, wkła­da­jąc w usta pa­ste­rza Ly­ci­da­sa na­stęp­ne sło­wa:

Pieśń nie się­gnie Va­riu­sa, Cin­ny nie do­pę­dzi,

Gę­gać jeno się zda­je, jak gęś wśród ła­bę­dzi.

W tej gęsi (= An­ser) do­pa­trzo­no się bo­wiem za­pew­ne słusz­nie ukry­te­go przy­ty­ku do po­ety te­goż na­zwi­ska.

Wresz­cie wy­stę­pu­je u We­rgi­liu­sza para osła­wio­na wier­szo­kle­tów, Ba­vius i Me­vius, któ­ra była po­śmie­wi­skiem po­wszech­nem współ­cze­snych. Była to spół­ka, zrów­na­na za­pew­ne i spo­jo­na za­wi­ścią wo­bec in­nych – za­cze­pia­li oni We­rgi­liu­sza – a za­ra­zem bra­kiem ta­len­tu. We­rgi­liusz w ecl. 3, 90 rzu­ca raz prze­kleń­stwo:

Kogo Ba­vius nie mier­zi, niech ceni Me­viu­sa, prze­kleń­stwo obo­siecz­ne, któ­re za jed­nym za­ma­chem miaż­dży­ło oby­dwóch wy­rzut­ków Par­na­su. Jed­ne­go z nich "cuch­ną­ce­go Me­viu­sa" wy­pra­wiał Ho­ra­cy (epod. 10) z ta­kie­mi zło­rze­cze­nia­mi na po­dróż mor­ską, za­kli­na­jąc fale, wi­chry i bo­gów prze­ciw wier­szo­kle­cie, że sro­ga je­dy­nie nie­chęć po­dob­ne gnie­wu wy­bu­chy wy­tło­ma­czyć może.

Zwy­kle oni, Ba­vius i Me­vius, jak ra­zem na­ra­ża­li się współ­cze­snym, ra­zem też do­zna­wa­li od­pra­wy. Wy­szy­dził ich po­eta Do­mi­tius Mar­sus epi­gra­ma­tem, któ­ry w tak wa­dli­wej for­mie się za­cho­wał, że tyl­ko w przy­bli­że­niu treść jego od­dać mo­że­my.

Wszyst­ko z Ba­viu­sem druh jego w spól­no­ści

Dzier­żył bra­ter­skiej, jak bywa u bra­ci,

Wszyst­ko, do­mo­stwo, pie­nią­dze i wło­ści,

Je­den duch miesz­kał w dwo­istej po­sta­ci.

Lecz sko­ro je­den z nich wziął po­ło­wi­cę,

Wnet się roz­bi­ło wzo­ro­we to sta­dło,

Bra­ter­ską spół­kę gniew prze­tarł na nice

I na dwóch tro­nach dwóch pa­nów za­sia­dło.

Wszyst­ko to od­gło­sy li­te­rac­kich prze­ci­wieństw i spo­rów, wśród któ­rych pió­ro, nie ogra­ni­cza­jąc się do li­te­rac­kich przy­gan, czę­sto ży­cia się cze­pia, aby po­wa­lić na zie­mię lu­dzi i miaż­dżyć ich utwo­ry. Gro­mów Ar­chi­lo­cha za­po­ży­cza­no więc do pi­śmien­ni­czej szer­mier­ki.IV. GRO­NO HO­RA­CY­USZA I PO­ETA VAL­GIUS RU­FUS.

Ho­ra­cy­usz spo­ty­kał w domu Ma­ece­na­sa wy­bra­ne koło, do­syć wy­łącz­ne, któ­re­go sądy były dla nie­go mia­ro­daj­ny­mi. O sze­ro­ki roz­głos nie dbał i tego roz­gło­su nie po­siadł. Wy­mie­nia on z tego koła sa­me­go Ma­ece­na­sa i przedew­szyst­kiem dro­gie­go swe­go dru­ha We­rgi­liu­sza; po­tem wspo­mnia­ni Val­gius po­eta i hi­sto­ryk Octa­vius, Ari­stius Fu­scus, któ­ry z Ho­ra­cy­uszem za­przy­jaź­nio­ny, gra­ma­tycz­ne­mi stu­dy­ami i pró­ba­mi dra­ma­tycz­ne­mi za­sły­nął, i dwaj bra­cia na­zwi­skiem Vi­sci, od­zna­cza­ją­cy się ta­len­tem po­etyc­kim i wy­bit­nym kry­tycz­nym są­dem. Do­da­je w koń­cu Ho­ra­cy­usz kil­ka na­zwisk swo­ich przy­ja­ciół, wię­cej lub mniej zna­czą­cych, wy­mie­nia Pol­lio­na, Mes­sal­lę z bra­tem, Bi­bu­lu­sa, Se­rviu­sa, Fur­niu­sa (Sat. 1, 10, 81) (1). Tych lu­dzi – (1) Se­rvius Sul­pi­cius był może sy­nem kon­su­la z r. 51 przed Chr., słyn­ne­go praw­ni­ka. Pi­sał ero­tycz­ne po­ezye. – C. Fur­nius, mow­ca, kon­sul z r. 17 przed Chr.

po­klask zu­peł­nie mu wy­star­czał; z wy­łącz­no­ścią pew­ną nie uzna­wał Ho­ra­cy­usz prób śmiał­ków, któ­rzy na wiel­kie za­da­nia, wznio­słe czy tre­ścią czy ję­zy­kiem po­ema­ty się od­wa­ża­li. Sam się bro­nił przed hi­sto­rycz­ną epo­pe­ją i wska­zy­wał na Va­riu­sa, jako od­po­wied­nie­go piew­cę hi­sto­rycz­nej chwa­ły. Rów­no­cze­śnie wy­śmie­wał nie­ja­kie­goś Fu­riu­sa, któ­ry w tro­jań­skiej epo­pei "mor­do­wał Mem­no­na", a w hi­sto­rycz­nej o woj­nie z Ga­lia­mi przed­sta­wiał "ba­gni­stą Renu gło­wę" i "mroź­ne Alpy si­wym opluł śnie­giem". (Sat. 1, 10, 36 i 2, 5, 41). Mało zna­ny ten po­eta Fu­rius miał może przy­do­mek Al­pi­nus, lub też był tą samą oso­bą z Fu­riu­sem Bi­ba­cu­lu­sem, to­wa­rzy­szem Ca­tul­lu­sa, a przy­do­mek Al­pi­nus żar­to­bli­wie mu przy­cze­pio­no wsku­tek jego dzi­wacz­nych o Al­pach wy­ra­żeń. – Praw­do­po­dob­nem jest da­lej, że w odzie Ho­ra­cy­usza 4, 4 na zwy­cię­stwo nad Win­de­li­ka­mi jest ukry­ty przy­tyk do epo­pei Do­mi­tiu­sa Mar­su­sa: Ama­zo­nis. Ta­kie epo­pe­je nu­rza­ły się w na­uko­wych i wy­szu­ka­nych wia­do­most­kach; wo­bec tego Ho­ra­tius twier­dził: nec sci­re fas est omnia.

Nie lu­bił więc Ho­ra­tius hi­sto­rycz­nej i wo­gó­le du­żej epo­pei, a nie­mniej bał się pusz­czać na pin­da­row­skie hym­ny i chwal­by. On, pie­śni drob­nych twór­ca i zwo­len­nik, zwa­lał hymn pin­da­row­ski na księ­cia Iul­lu­sa An­to­niu­sa, syna try­um­wi­ra An­to­niu­sa i Ful­wii, któ­ry na­pi­sał Dio­me­deę w dwu­na­stu księ­gach i był­by we­dług Ho­ra­cy­usza w sta­nie na wiel­kiej lut­ni, " ma­io­re plec­tro", chwa­łę Au­gu­sta wy­śpie­wać ( Carm. 4, 2).

Czło­wiek mia­ry i drob­nych na­tchnień nie lu­biał zbyt gór­no­lot­nych po­ry­wów i wszel­kiej skraj­no­ści. Prze­ciw­ną też mu była ele­gia wiecz­nie za­wo­dzą­ca i sta­le płacz­li­wa; nie li­co­wa­ło to z jego fi­lo­zo­fią i po­god­nym na świat po­glą­dem. Dla­te­go upo­mi­nał Val­giu­sa, aby nie tę­sk­nił cią­gle w łza­wych ryt­mach, fle­bi­li­bus mo­dis, za utra­co­nym chłop­cem (C. 2, 9), dla­te­go też prze­ma­wiał do Ti­bul­lu­sa, aby ża­ło­sne­mi ele­gia­mi (mi­se­ra­bi­lis ele­gos) nie cią­gle pła­kał nad Gly­ce­rą (C. 1. 33).

Cho­ciaż jed­nak Ho­ra­cy­usz za­mknął się w cia­snem kole przy­ja­ciół i w ogra­ni­czo­nym za­kre­sie po­etycz­nych ro­dza­jów, nie­mniej zaj­mo­wa­ły go mło­do­cia­ne pró­by i mło­do­cia­ne ta­len­ta. Szcze­gól­nie mło­dzież, znaj­du­ją­ca się w świ­cie Ti­be­riu­sa na wschod­niej wy­pra­wie w r. 21 przed Chr., otrzy­my­wa­ła jego rady i exhor­ty po­etycz­ne. A więc do Ju­liu­sa Flo­ru­sa, któ­ry w li­ry­ce i na polu sa­ty­ry wy­stę­po­wał, wy­sto­so­wał Ho­ra­cy­usz ob­szer­ną li­te­rac­ką ka­te­che­zę, w li­ście 2, 2, a te­goż sa­me­go Flo­ru­sa wy­py­ty­wał się nad­to w epist. 1, 3 o za­ję­cia i dąż­no­ści jego to­wa­rzy­szów, o Ti­tiu­sa, któ­ry nie stra­chał się ły­ków z pin­da­row­skie­go źró­dła, o Cel­su­sa z przy­dom­kiem Al­bi­no­va­nus, któ­re­mu nie po­ską­pił prze­stro­gi, aby w cu­dze nie stro­ił się pió­ra. Osta­tecz­nie wiel­ka epi­sto­ła ad Pi­so­nes była tak­że na­tchnio­na tro­ską o mło­dych, po­cząt­ku­ją­cych pi­sa­rzy i da­wa­ła im radę, któ­ra była rdze­niem Ho­ra­cy­usza po­glą­dów, że usil­na pra­ca i na­uko­we, gor­li­we przy­go­to­wa­nie może je­dy­nie ta­lent przy­ro­dzo­ny do peł­ne­go do­pro­wa­dzić roz­kwi­tu.

Z tych mło­dych i po­mniej­szych przy­ja­ciół Ho­ra­cy­usza je­dy­nie C. Val­gius Ru­fus nie­co do­bit­niej nam się przed­sta­wia. Inni byli i zo­sta­li mło­dzień­ca­mi peł­ny­mi na­dziei. Val­gius Ru­fus grał na­wet pew­ną rolę w ży­ciu pu­blicz­nem; w r. 12 przed Chr. zo­stał on bo­wiem con­sul suf­fec­tus po śmier­ci M. Va­le­riu­sa Mes­sal­li z przy­dom­kiem Bar­ba­tus. Z resz­tą o ży­ciu jego tyle tyl­ko po­wie­dzieć mo­że­my, że na­le­żał do koła Ma­ece­na­sa i do ści­ślej­szych Ho­ra­cy­usza przy­ja­ciół.

W ele­giach sła­wił on, jak z nie­licz­nych frag­men­tów wi­dzi­my, po­etę Co­dru­sa, opła­ki­wał da­lej zmar­łe­go swe­go ulu­bień­ca My­ste­sa (Hor. C. 2, 9). Pró­bo­wał tak­że sił swo­ich na polu epi­gra­ma­tu, we fa­le­cyj­skiem me­trum, któ­re rów­nież Ca­tul­lus w swych drob­nost­kach uprzy­wi­le­jo­wał. Z jed­ne­go he­xa­me­trycz­ne­go frag­men­tu wno­sić­by nad­to moż­na, że tak­że bu­ko­licz­ne utwo­ry wy­pły­nę­ły z pod jego pió­ra. Ho­ra­cy­usz wy­rzu­cał mu płacz­li­we dźwię­ki i chciał go na­kło­nić, aby ra­czej nowe tro­fea i zwy­cię­stwa Au­gu­sta opie­wał. A więc Val­gius miał wy­raź­nie zdol­no­ści epi­ka i za­pew­ne ja­kieś pró­by tego ro­dza­ju za sobą. Al­bo­wiem w pa­ne­gi­ry­ku na Mes­sal­lę, za­cho­wa­nym w zbio­rze Ti­bul­lu­sa 4, i uspra­wie­dli­wia nie­udol­ny jego au­tor brak wła­sny ta­len­tu i wska­zu­je tam­że (w. 177) na Val­giu­sa, nad któ­re­go nie­ma bliż­sze­go nie­śmier­tel­ne­mu Ho­me­ro­wi. Nie mo­że­my oczy­wi­ście oce­nić upraw­nie­nia tego su­per­la­ty­wu, któ­ry tra­ci nie­co na war­to­ści w prze­sad­nem oto­cze­niu, w któ­rem się zna­lazł.

Ga­ius Val­gius znał jesz­cze inne pole dzia­ła­nia, a mia­no­wi­cie na­uko­we, któ­re pro­zą upra­wiał. Pli­nius N. H. 25, 4 na­zy­wa go wy­bit­nym uczo­nym i cy­tu­je go jako źró­dło dla bo­ta­ni­ki le­kar­skiej, opra­co­wa­nej w księ­gach 20 – 27. Mówi więc 25, 4 o dzie­le Val­giu­sa z tego za­kre­su, nie­do­koń­czo­nem; we wstę­pie jego zwra­cał się au­tor do Au­gu­sta z ży­cze­niem, aby ma­je­stat ce­sa­rza wszyst­kie nie­do­ma­ga­nia ludz­ko­ści w pierw­szym rzę­dzie le­czył. – Prócz tego sły­szy­my, że Val­gius upra­wiał teo­ryę re­to­ry­ki, a mia­no­wi­cie prze­ło­żył na ła­ci­nę sys­tem re­to­ry­ki Apol­lo­do­ru­sa z Per­ga­mo­nu, któ­ry w pierw­szym przed Chr. wie­ku czę­sto w Rzy­mie prze­by­wał i na wie­lu Rzy­mian sta­now­czy wpływ wy­warł. (Por. Qu­in­til. 3, 1, 18). Przy­pusz­czo­no z praw­do­po­do­bień­stwem, że Val­gius uzna­wał at­ty­cy­stycz­ne Apol­lo­do­ru­sa dąż­no­ści i współ­cze­sne azy­ań­skie kie­run­ki i na­wycz­ki po­tę­piał.

Wresz­cie zaj­mo­wał się ten uczo­ny po­eta gra­ma­tycz­ne­mi za­gad­nie­nia­mi, a ubrał te roz­pra­wy w for­mę li­stów, jak to po­przed­nio był uczy­nił Var­ro, wy­zwo­le­niec Cy­ce­ro­na Tiro i Sin­nius Ca­pi­to. W dzie­le przy­najm­niej dwuk­siąż­ko­wem "de re­bus per epi­stu­lam qu­aesi­tis" roz­pra­wiał o ety­mo­lo­gii, wy­pro­wa­dza­jąc nie­kie­dy czy­sto rzym­skie wy­ra­zy z grec­kie­go ję­zy­ka, sta­rał się w wąt­pli­wych wy­pad­kach stwier­dzić po­praw­ną i upraw­nio­ną for­mę. Był on ana­lo­gi­stą w gra­ma­ty­ce, t… j… szedł za do­wo­da­mi ro­zu­mu prze­ciw do­wol­ne­mu usus, po­dob­nie jak w re­to­ry­ce uznał za­sa­dy ana­lo­gi­sty Apol­lo­do­ru­sa, któ­ry cały sys­tem w nie­złom­ne ujął pra­wa. Val­gius więc, jak naj­star­si po­eci rzym­scy, zaj­mo­wał się gor­li­wie ję­zy­kiem. Po­stać jego nie­ste­ty nu­rza się w cie­niach, w któ­re ze zda­nia Ho­ra­cy­usza, ce­nią­ce­go so­bie wy­so­ko sąd li­te­rac­ki Val­giu­sa, pada świa­tło wy­szcze­gól­nia­ją­ce tę oso­bi­stość nie­co za­tar­tą.V. DO­MI­TIUS MAR­SUS.

Po­dob­ny to czło­wiek do Val­giu­sa, bo tak­że dzia­ła na polu po­ezyi i pro­zy i po­dob­nie jak Val­gius z Apol­lo­do­ru­sem bliż­sze miał sto­sun­ki, któ­ry na­wet list na­uko­wy jemu po­świę­cił (Qu­int. 3, 1, 18). Ob­ra­cał on się mię­dzy tymi sa­my­mi ludź­mi co We­rgi­liusz i Ho­ra­cy­usz; w dzie­łach Ho­ra­cy­usza głu­che jed­nak o nim pa­nu­je mil­cze­nie i dla­te­go osob­ne po za gro­nem ho­ra­cy­uszo­wem wy­zna­czyć mu na­le­ża­ło miej­sce. – W cza­sach, kie­dy Ho­ra­cy­usz w swo­ich sa­ty­rach roz­pra­wiał się i zma­gał z przy­wa­ra­mi spo­łe­czeń­stwa, go­dził Do­mi­tius lżej­sze­mi strza­ła­mi epi­gram atu w oso­bi­sto­ści, któ­re mu się w ja­ki­kol­wiek spo­sób na­ra­zi­ły. Duch Ca­tul­lu­sa nań wstą­pił, a Mar­tia­lis póź­niej nie­jed­no­krot­nie Ca­tul­lu­sa i Do­mi­tiu­sa jako swych po­przed­ni­ków w tej dzie­dzi­nie wy­mie­niał. Kie­dy się tych drob­no­stek na­zbie­ra­ło wię­cej, wy­dał Do­mi­tius ich zbio­rek pod ty­tu­łem Ci­cu­ta, prze­jąw­szy na­zwi­sko od zie­la ja­do­wi­te­go, zwa­ne­go sza­lej. Pew­ne uryw­ki po­świad­cza­ją nam na­strój tego zbio­ru. Były tu więc wier­sze wy­szy­dza­ją­ce Ba­viu­sa i Me­viu­sa, któ­re przy­to­czy­li­śmy po­wy­żej, wspo­mnia­no tu Or­bi­liu­sa pe­da­go­ga, co różcz­ką bił dziat­ki, a Ho­ra­cy­uszo­wi dał się we zna­ki, do­tknię­to da­lej ofiar, któ­rych do­się­gły razy bez­li­to­śnej trzci­ny. Ca­eci­lius Epi­ro­ta, wy­zwo­le­niec sław­ne­go At­ti­cu­sa, któ­ry w swej szko­le wy­bra­nych mło­dzień­ców wpro­wa­dzał w pięk­no­ści no­wych po­etów, na­zwa­ny tu: mam­ką wiesz­czów nie­mow­lą­tek –

Epi­ro­ta te­nel­lo­rum nu­tri­cu­la va­tum. – Może wśród tych epi­gra­mów zna­lazł się tak­że rzew­ny żal na­grob­ny, na­pi­sa­ny w r. 19 przed Chr., pod wra­że­niem dwóch śmier­ci, któ­re na­gle osie­ro­ci­ły rzym­ską po­ezyę, We­rgi­liu­sza i Ti­bul­la.

I cie­bie za We­rgi­lim śmierć w twar­dej sro­go­ści

Mło­dym sła­ła, Ti­bul­lu, w eli­zyj­skie wło­ści,

By zbra­kło, kto­by mi­łość ele­gii łzą ro­sił

Lub jędr­nym wier­szem kró­lów spór i wal­ki gło­sił.

Wiersz rzew­ny wy­ła­my­wał się ze zwy­kłej uszczy­pli­wo­ści zbio­ru, ale tak­że do­ty­kał po­śred­nio epi­go­nów wiel­kich zmar­łych. W tych epi­gra­ma­tach Do­mi­tiu­sa zna­la­zły od­głos wal­ki li­te­rac­kie epo­ki, tak żywe i za­cię­te, któ­rych echo do­cho­dzi nas z twar­dych są­dów Asi­niu­sa Pol­lio­na, z li­stu do Pi­so­nów i in­nych zło­śli­wo­ści Ho­ra­cy­usza. Wy­raź­nie wśród roz­wiel­moż­nio­nej pi­sa­ni­ny stró­że Par­na­su po­czu­wa­li się do obro­ny jego sto­ków przed nie­po­wo­ła­ny­mi in­tru­za­mi. W ja­kich utwo­rach Mar­sus opie­wał swą ko­chan­kę, "śnia­dą Me­la­enis" (Mart. 7, 29, 8), nie­wia­do­mo; nie­któ­rzy my­śle­li o ele­giach, bo to była zwy­kła na­ów­czas for­ma dla wy­ra­że­nia uczuć mi­ło­snych. – Za­gad­ko­we­mi są rów­nież dla nas fa­bel­lae, cy­to­wa­ne raz przez Cha­ri­siu­sa (gramm… lat. 1 p. 72), po­wiast­ki, któ­rych było przy­najm­niej ksiąg dzie­więć, spi­sa­ne wier­szem. Za­pew­ne epi­zo­dy z ży­cia (jak ho­ra­cy­uszow­ska sa­ty­ra 1, 7) i fik­cyi były tu osno­wą opo­wie­ści.

Po­dob­nie jak Val­gius po­ry­wał się tak­że Mar­sus na śmiel­sze loty i dzie­ła. Mar­tia­lis wspo­mi­na 4, 29, 7 jego epo­pe­ję ob­szer­ną, Ama­zo­nis, i za­zna­cza za­ra­zem, że jed­na książ­ka Per­siu­sa wię­cej waży od sze­re­gu pie­śni Ama­zo­ni­dy. – O tych ko­bie­tach wo­jow­ni­czych, któ­rych pań­stwo le­ża­ło rze­ko­mo w Azyi Mniej­szej, krą­ży­ły roz­ma­ite po­da­nia, opo­wia­da­ją­ce o ich wal­kach z Achil­le­sem pod Tro­ją, o za­pa­sach z Her­ku­le­sem i Te­ze­uszem; wresz­cie ba­śnie te ucze­pi­ły się tak­że hi­sto­rycz­nej po­sta­ci Ale­xan­dra Wiel­kie­go. Te­mat był ob­szer­ny i dał po­chop Mar­su­so­wi do wiel­kiej epo­pei; współ­cze­sny zaś po­grom Win­de­li­ków może od­świe­żył pa­mięć bit­nych dzie­wic, bo uczo­ne kom­bi­na­cye twier­dzi­ły, że Win­de­li­ko­wie nie­gdyś z Tra­cyi przed Ama­zon­ka­mi uszli do póź­niej­szych po­d­al­pej­skich sie­dzib i od zwy­cię­skich ko­biet dwo­iste prze­ję­li sie­kie­ry. Praw­do­po­dob­nem też jest, że Ho­ra­cy­usz w pie­śni sła­wią­cej zwy­cię­stwo pa­sier­bów Au­gu­sta nad Win­de­li­ka­mi (4, 4) z uśmie­chem (w. 18 i nast.) do­tknął tej nie­wcze­snej eru­dy­cyi, któ­ra w epo­pei Mar­su­sa zna­la­zła go­ścin­ny przy­tu­łek.

Tyle wie­my o po­etycz­nej dzia­łal­no­ści Do­mi­tiu­sa Mar­su­sa. Obok tego szła na­uko­wa i pro­za­icz­na, zu­peł­nie po­dob­nie, jak u Val­giu­sa. I zno­wu Pli­nius, wśród źró­deł do 34-tej księ­gi, w któ­rej mówi o krusz­czach i po­są­gach, wy­mie­nia: Mar­sus po­eta. Czyż­by więc Do­mi­tius Mar­sus zstą­pił w dzie­dzi­nę mi­ne­ra­łów? Wąt­pli­wem to się wy­da­je; praw­do­po­dob­niej­szem jest, że Pli­nius ja­kieś wia­do­most­ki o dzie­łach sztu­ki za­czerp­nął czy to z fa­bel­lae czy to z Ama­zo­nis po­ety. – Cie­kaw­szą jest rzecz "de urba­ni­ta­te", o któ­rej we­dług Qu­in­ti­lia­na 6, 3, 102 Do­mi­tius Mar­sus grun­tow­ną na­pi­sał pra­cę. U rba­ni­tas ma po­dwój­ne zna­cze­nie, bo raz ozna­cza wy­kwint­ną kul­tu­rę sto­łecz­ną w prze­ci­wień­stwie do ru­basz­no­ści wie­śnia­ków (ru­sti­ci­tas), w in­nych ra­zach znów okre­śla dow­cip i dow­cip­ny spo­sób wy­ra­ża­nia się, po­dob­nie jak w grec­kim ję­zy­ku przy­miot­nik aste­ios do po­krew­ne­go do­szedł zna­cze­nia. Ta urba­ni­tas w po­dwój­nem zna­cze­niu sta­ła się ha­słem li­te­ra­tu­ry i ży­cia w epo­ce Ca­esa­ra i Cy­ce­ro­na. Od pi­sa­rza żą­da­no więc po­praw­no­ści ję­zy­ko­wej, któ­ra­by sto­li­cą za­la­ty­wa­ła, w pi­sa­rzu i czło­wie­ku ce­nio­no zręcz­ny i dow­cip­ny spo­sób wy­sła­wia­nia się, rzut­ność sło­wa i my­śli. Cy­ce­ro szcze­gól­nie nią za­ja­śniał i w dow­ci­pie upa­try­wa­no jego wyż­szość nad De­mo­sthe­ne­sem. Wal­ka na sło­wa i dow­ci­py roz­wiel­moż­ni­ły się wy­bit­nie w bu­rzy wo­jen do­mo­wych za Ca­esa­ra cza­sów. Dic­ta, bene dic­ta, fa­ce­te dic­ta lub urba­na dic­ta obie­ga­ły po lu­dziach, miaż­dży­ły praw­dzi­we lub uro­jo­ne wiel­ko­ści, za­bi­ja­ły prze­ciw­ni­ków, bo siła dow­ci­pu bywa, jak wia­do­mo, mor­der­czą. Ca­esar sam chęt­nie nad­sta­wiał im ucha i cie­szył się swym zbio­rem dow­cip­nych po­wie­dzeń, wśród któ­rych cy­ce­roń­skie szcze­gól­ny jego po­klask znaj­do­wa­ły. Po­kło­sia żar­tów cy­ce­roń­skich do­ko­nał i Tre­bo­nius i Tiro. Sły­szy­my da­lej o po­krew­nych zbio­rach Ca­scel­liu­sa w koń­cu re­pu­bli­ki, a Me­lis­su­sa za Au­gu­sta. Ta więc ob­fi­ta li­te­ra­tu­ra świad­czy wy­mow­nie, jaką wagę i zna­cze­nie przy­pi­sy­wa­no ulot­nym sło­wom, jak bar­dzo się nie­mi cie­szo­no. Dow­cip wy­rósł na broń za­czep­ną i od­por­ną w ustach po­li­ty­ka i mów­cy. Dla­te­go też wy­kła­dy re­to­ry­ki obej­mo­wa­ły od­ręb­ną część o śmie­chu i dow­ci­pie. – A wo­bec tego zro­zu­mie­my sa­mo­ist­ne dzie­ło Do­mi­tiu­sa, przed­mio­to­wi temu po­świę­co­ne. Qu­in­ti­lia­nus 6, 3 cy­tu­je z nie­go kil­ka wy­jąt­ków. Była tu de­fi­ni­cya urba­ni­ta­tis. Jest ona "pew­ną wła­ści­wo­ścią w krót­kiem po­wie­dze­niu za­war­tą, a zdol­ną ucie­szyć lu­dzi i skło­nić do wsze­la­kie­go afek­tu, przedew­szyst­kiem zaś po­dat­ną do opo­ru lub za­czep­ki" A znów "czło­wiek bę­dzie urba­nus, któ­ry sy­pać bę­dzie zręcz­ne­mi po­wie­dze­nia­mi i od­po­wie­dzia­mi i któ­ry w roz­mo­wach, klu­bach, przy ucztach, rów­nież na wie­cach, sło­wem na każ­dem miej­scu za­baw­nie i tref­nie prze­ma­wiać zdo­ła". Po­wie­dze­nia te dzie­lił da­lej Do­mi­tius na trzy ka­te­go­rye: na dic­ta se­ria, io­co­sa, me­dia, a więc nie tyl­ko żar­to­bli­we, lecz wo­gó­le traf­ne po­wie­dze­nia ob­jął swo­im wy­kła­dem i da­lej, jako nie­odrod­ny Rzy­mia­nin i ro­dak War­ro­na, wpro­wa­dzał do każ­dej ka­te­go­ryi nowe pod­po­dzia­ły. Po­tem zaś na­stę­po­wał zbiór dow­ci­pów za­pew­ne we­dług osób spo­rzą­dzo­ny. Przy­najm­niej Ma­cro­bius w Sa­tur­na­liach (2) tak rzecz uło­żył, a po­nie­waż Ma­cro­bius za­pew­ne z Do­mi­tiu­sa czer­pa­ły mo­że­my też w po­rząd­ku Sa­tur­na­liów wpły­wu owe­go pi­sa­rza epo­ki au­gu­stow­skiej się do­pa­trzyć. Trak­tat Do­mi­tiu­sa za­pew­ne się opie­rał na teo­ryi re­to­rów; że au­tor miał sto­sun­ki z pra­cow­ni­ka­mi w tej dzie­dzi­nie, świad­czy trak­tat w for­mie li­stu przez Apol­lo­do­ru­sa z Per­ga­mo­nu jemu po­świę­co­ny (Qu­int. 3, 1, 18).

W każ­dym ra­zie czło­wiek ten w oto­cze­niu Ma­ece­na­sa nie­po­śled­nie zaj­mo­wał sta­no­wi­sko; a je­że­li Ho­ra­cy­usz go nig­dy nie wspo­mi­na, to wy­tło­ma­czyć to moż­na li­te­rac­ką Ho­ra­cy­usza wy­łącz­no­ścią, któ­ra prze­cież i Pro­per­cy­usza nie do­zwo­li­ła mu na­zwać; bo żywe sym­pa­tye i an­ty­pa­tye kie­ro­wa­ły pió­rem czy mil­cze­niem we­nu­zyj­skie­go po­ety.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: