Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Owoc miłości - ebook

Data wydania:
27 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Owoc miłości - ebook

Eliza i Max wracają do Parchowa po odzyskaniu przez Interpol klejnotów babci Anny.

Przed nimi czas decyzji w sprawie ślubu, zarządzania willą w Gdyni i pracy Elizy na uczelni. Do tego Max chce wrócić do swojego dawnego nazwiska. A Felicja Skierka ogłasza, że młodzi odziedziczą po niej gospodarstwo „Iskierka”, czym wzburza rodzinę.

Tymczasem Zenek Korycki z Wawelu pokazuje im nieznany list królowej Marysieńki opisujący złoty wisiorek. Matylda, przyjaciółka Elizy z uczelni, prosi ją o pomoc w przygotowaniach i wyjazd na konferencję do Kopenhagi. Eliza wybiera się tam z Maxem i na zdjęciach klejnotów ze skarbca królewskiego w Rosenborg Slot zauważa broszę duńskiej królowej, łudząco podobną do wisiorka królowej Marysieńki...

A co ze ślubem, podróżą poślubną i… owocami ich miłości?! Jak młodzi pogodzą dodatkowe wyzwania z własnymi planami?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-265-8
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIGWÓWKA

W stronę Fel­ci­nej werandy dobiegł pośpieszny tupot stóp. Anna, Fel­cia i Kaśka, dopi­ja­jące przy stole kawę, spoj­rzały w kie­runku alejki. Po chwili na szczy­cie scho­dów poja­wili się Eliza i Max. Oboje lekko zasa­pani, ale miny mieli roz­ba­wione.

– Coś się stało, że wró­ci­li­ście? – zain­te­re­so­wała się Anna.

– I dla­czego lecie­li­ście jak wariaci?! – dodała Fel­cia. Obie star­sze panie poki­wały gło­wami na znak zgody.

– Niby doro­śli, a jak dzieci – rzu­ciła Kaśka, wzru­sza­jąc ramio­nami.

Mło­dzi opa­dli na krze­sła, z któ­rych pode­rwali się kil­ka­na­ście minut temu.

– Pod­ję­li­śmy ważną decy­zję! – wykrzyk­nęła po chwili Eliza, wyrów­naw­szy nieco oddech.

– Pod­ję­li­śmy… – zawtó­ro­wał dud­nią­cym basem Max, ale nie dokoń­czył, bo kobiety przy stole zasło­niły sobie uszy.

– Mak­siu, nie strasz senio­rów! – zachi­cho­tała Eliza.

– To ja niby jestem seniorką?! – obu­rzyła się Kaśka, mama Elizy.

– Oj tam, oj tam. – Fel­cia zaraź­li­wie zaśmiała się gło­śno.

– Wkrótce nią będziesz – dorzu­ciła Anna z uśmie­chem od ucha do ucha.

Kaśka po sło­wach matki już szy­ko­wała się do ripo­sty.

– Kiedy zosta­niesz bab­cią, to od razu przej­dziesz do kate­go­rii senio­rek – ubie­gła ją Fel­cia i ze sto­ic­kim spo­ko­jem splo­tła dło­nie na brzu­chu.

– Bab­cią?! – zawo­łała Kaśka i wpa­trzyła się w córkę z popło­chem w oczach.

– Jak przyj­dzie na to czas, mamuś, to ci powiem. Zawsze ci wszystko mówię. – Eliza uśmiech­nęła się jak nie­wi­niątko. – Prze­cież my jesz­cze ślubu nie mamy… chyba. – Prze­nio­sła wzrok na Maxa, który w odpo­wie­dzi wyszcze­rzył zęby.

– No tak, ślubu nie macie – potwier­dziła nieco już roz­luź­niona Kaśka i wzru­szyła ramio­nami.

– A wra­ca­jąc do senio­rek… – przy­po­mniała sobie Eliza, po czym mru­gnęła – …Max mi kie­dyś mówił, że jeśli ktoś odzywa się do ofi­ce­rów i żoł­nie­rzy niż­szych rangą, to zwraca się do nich, uży­wa­jąc tytułu naj­star­szego stop­niem, stąd ci senio­rzy. Tak jest zgod­nie z regu­la­mi­nem! – dodała, patrząc prze­kor­nie na matkę.

– Eliza ma rację! – przy­tak­nął Max.

– Czyli co się stało, dzieci, że przy­bie­gli­ście z powro­tem do nas? – wró­ciła do pierw­szego pyta­nia Anna, nie zwra­ca­jąc uwagi na dyle­maty Kasi.

– Mak­sio miał rację – oświad­czyła Eliza i spoj­rzała na niego przy­mil­nie. – Ślub odbę­dzie się w Boże Naro­dze­nie!

Jej rado­sne spoj­rze­nie prze­bie­gło po twa­rzach kobiet i zatrzy­mało się znowu na Mak­sie.

– Nie wytrzy­ma­cie do Wiel­ka­nocy? – zacie­ka­wiła się Kaśka i znowu podejrz­li­wie omio­tła wzro­kiem kibić córki.

– Mak­sio mi przy­po­mniał, że ślub na Wiel­ka­noc już wcze­śniej zare­zer­wo­wała sobie Wika, więc nie będziemy robić kumu­la­cji. Zresztą chcemy być na jej ślu­bie, a ona na naszym. Poza tym my mamy dłuż­szy staż, więc nie wypada, żeby młodsi nas wyprze­dzili. – Eliza po ostat­nich sło­wach zachi­cho­tała.

– Jak to dłuż­szy staż?! – Kaśka przy­mru­żyła oczy. – Prze­cież od zeszłej nocy świę­to­jań­skiej minęło dopiero… – zaczęła liczyć mie­siące na pal­cach, mam­ro­cząc pod nosem.

– A poprzed­nie pięć lat nie jesteś łaskawa, mamuś, doli­czyć?! – prze­rwała jej córka.

– Ale prze­cież…

– A poza tym, kochana kuzy­neczko – zwró­cił się do Kaśki, dud­niąc, Max – lata wojny liczą się do stażu podwój­nie!

– A tego mi nie mówi­łeś. – Eliza prze­wró­ciła oczami i wtu­liła się w niego.

– Max ma rację – skwi­to­wała poważ­nym tonem Fel­cia, choć w jej oczach zabły­sły ogniki roz­ba­wie­nia. – Miło­ści czasu wojny są naj­trwal­sze i tak będzie z wami.

– No prze­cież! – Max objął Elizę. – W ogóle cze­kają nas tu… – rzu­cił wzro­kiem w kie­runku wozowni – …i tam… – jego palec wska­zał na wschód, w stronę Gdyni – …cudowne siel­skie lata. – Poca­ło­wał narze­czoną.

– Mój ty srebrny ryce­rzu. – Eliza pogła­dziła jego czu­prynę prze­ty­kaną tu i ówdzie sre­brzy­stymi nit­kami i przy­mknęła powieki.

– Jak słodko, srebrny ryce­rzu – powtó­rzyła za nią echem Fel­cia. – Wie­cie co?! – Wypro­sto­wała się nagle, a jej spoj­rze­nie prze­wę­dro­wało po twa­rzach sie­dzą­cych przy stole. – To trzeba uczcić! Kasiu, ty już wiesz, co i gdzie stoi, prawda?

– A która z nich będzie naj­bar­dziej odpo­wied­nia? – spy­tała Kaśka, prze­chy­la­jąc zabaw­nie głowę.

– Przy­nieś pigwówkę! – zaor­dy­no­wała po krót­kim zasta­no­wie­niu Fel­cia. – Ją, jak wie­cie, naj­le­piej jest spo­ży­wać przy suchym kaszlu, prze­zię­bie­niu, gry­pie i jesien­nym prze­si­le­niu, ale oprócz tego – rozej­rzała się wokół z szel­mow­skim uśmie­chem – jest naj­bar­dziej odpo­wied­nia na spe­cjalne oka­zje, a taka tra­fiła nam się dzi­siaj!

– Ale czy zeszło­roczna będzie już dobra? – spy­tała z powąt­pie­wa­niem Anna.

– Zostały jesz­cze dwie butelki tej sprzed dwóch lat – uspo­ko­iła ją Fel­cia, pod­no­sząc swój kości­sty palec. – Znaj­dziesz je, Kasiu, na naj­niż­szej półce za zasłonką, za butel­kami z żurem – wyja­śniła. – A ponie­waż zro­biło się tak faj­nie – zatrze­po­tała powie­kami – to poto­wa­rzy­szę też Mak­siowi i popro­szę o małą czarną.

Siorb­nęła ze swo­jego dużego kubka resztki poprzed­niej kawy.

– Wypi­jesz jesz­cze jedną?! – zdzi­wiła się Anna.

– Kie­dyś wypi­ja­łam dzien­nie nawet trzy sza­tany, a ten był dopiero pierw­szy. – Fel­cia prze­su­nęła opróż­niony kubek w kie­runku brzegu stołu.

– Kto chce jesz­cze?! – Eliza pode­rwała się i się­gnęła po tacę leżącą na rat­ta­no­wym sto­liku pod drugą ścianą werandy.

– To może w takim razie ja też wypiję – zawa­hała się Anna. – Osta­tecz­nie nie co dzień tra­fiają się tak miłe wie­ści.

– Mamuś, ale ty przy swo­ich sko­kach ciśnie­nia – pró­bo­wała zaopo­no­wać Kaśka.

– Dzi­siaj nie piły­śmy poran­nej, bo przed śnia­da­niem poszły­śmy na grzyby – zachi­cho­tała Anna. – Trzeba więc nad­ro­bić!

– A ja też mogę liczyć? – dopy­tał ciszej niż zwy­kle Max.

– No jasne! Zresztą wszy­scy będą pić kawę dzięki tobie! Zro­bić ci w twoim…

– …garnku?! – dokoń­czył za Elizę Max i uśmiech­nął się sze­roko.

– Dosta­niesz w swoim garnku, ale eks­tra­sowo także w świą­tecz­nej fili­żance, dzi­ku­sie – odparła wesoło dziew­czyna i poka­zała kciuk.

Po kilku minu­tach na stole stały już paru­jące odświętne fili­żanki, „gar­nek”, czyli brzu­chaty kubek Maxa, a także pigwówka w karafce, kie­liszki i pół­mi­sek z cia­stem, ku któ­remu zgod­nie pofru­nęły dło­nie wszyst­kich sie­dzą­cych przy stole.

– Nie ma to, Fel­ciu, jak twoja droż­dżówka – ode­zwała się po chwili Anna.

– A toast, żar­łoki? – Kaśka roze­śmiała się w głos i wska­zała na ponow­nie napeł­nione kie­liszki.

– To o mnie już wszy­scy zapo­mnieli? – roz­legł się z progu sieni głos Jana Werry, który wkro­czył na werandę z paru­jącą fili­żanką. – Dotarł do mnie jakiś gwar z kuchni, ale nie spraw­dza­łem, bo chcia­łem dokoń­czyć zapi­sy­waną myśl. Kiedy tam zaj­rza­łem, było już pusto, ale drzwiczki od kre­densu zostały uchy­lone… – jego zawsze rumiana twarz zwró­ciła się w stronę Felci – …i od razu zorien­to­wa­łem się w spra­wie. Kie­li­szek też sobie przy­nio­słem. – Wycią­gnął go z kie­szeni koszuli.

– No, toś mnie, Janku, zasko­czył! I to miło! – pochwa­liła swo­jego męża, nie męża Fel­cia. – Usiądź przy mło­dych. – Wska­zała mu miej­sce głową.

– Czyli oka­zja zwią­zana z nimi? – Jan zer­k­nął na twa­rze Elizy i Maxa.

– Będziemy sobie ślu­bo­wać na Boże Naro­dze­nie – wyszep­tała Eliza.

– Tylko żad­nych kuli­gów! – zakrzyk­nął nie­ocze­ki­wa­nie Jan, aż wszy­scy drgnęli.

– Masz rację, ale nie strasz dzieci. – Fel­cia pogro­ziła mu pal­cem.

– No więc skoro tak – Jan Werra otak­so­wał Elizę wzro­kiem, wzru­szył ramio­nami, a potem spoj­rzał na sto­jący przed nią kie­li­szek z bursz­ty­nową nalewką – to go rekwi­ruję.

Wycią­gnął rękę, ale Eliza zatrzy­mała ją swoją dło­nią.

– Mogę wypić. Na pewno – uśmiech­nęła się.

– To w takim razie – się­gnął po karafkę i napeł­nił przy­nie­siony przez sie­bie kie­li­szek nalewką – jestem gotów – rzekł, a jego rado­sne spoj­rze­nie prze­mie­ściło się wokół stołu. Pod­niósł kie­li­szek.

– A toast? – spy­tała Fel­cia.

– To nie było jesz­cze?! – Jan się zakło­po­tał.

– Cze­kamy, aż ty go wygło­sisz – odrze­kła z nie­zmą­co­nym spo­ko­jem Fel­cia, a pozo­stali poki­wali gło­wami.

– Ja?! No dobrze… powiem wam coś. Elizo i Mak­sie! – zaczął po chwili pod­nio­słym tonem i wstał. – Kiedy dotar­łem wresz­cie na to wzgó­rze pełne słońca… – Głos mu się dziw­nie zała­mał. Dla odwró­ce­nia uwagi zro­bił krok w kie­runku wej­ścia na werandę, uda­jąc, że spo­gląda na wzgó­rze i dolinę.

– Janie! – przy­wo­łała go do porządku Fel­cia. – Kochany Janku – powtó­rzyła nieco mil­szym tonem. – Wtedy nam wszyst­kim się wyda­wało, że tutaj jest już kom­plet… – pocią­gnęła zaczęty przez niego toast.

– Wła­śnie, dzię­kuję za pod­po­wiedź – spoj­rze­nie Jana wró­ciło nad stół – i kiedy nam wszyst­kim się wyda­wało, że tutaj jest już kom­plet – powtó­rzył – przy­był długo wycze­ki­wany przez naszą księż­niczkę Elizę – zer­k­nął na nią z uśmie­chem – ogromny wysre­brzony rycerz. Z początku nie­wiele wska­zy­wało na to, że poza tajemną misją zwią­zaną z kufer­kiem z wiśnio­wego drewna pojawi się jesz­cze inna, chyba nawet waż­niej­sza.

Eliza po tych sło­wach wtu­liła się w Maxa.

– Ale moje oczy i Fel­cine także – Anna pod­nio­sła nie­śmiało palec – i Anny rów­nież, więc nasze oczy doj­rzały w zapa­da­ją­cych wów­czas ciem­no­ściach dziwne bły­ski prze­miesz­cza­jące się mię­dzy oczami mło­dych, a nasze zmy­sły zare­je­stro­wały dziwne flu­idy, które oboje gene­ro­wali. Były one tak silne, że ich ener­gia przy­ćmiła nawet blask pło­mieni ogni­ska, a także świa­tło fajer­wer­ków świę­to­jań­skich. Potem nastą­piło tajne spo­tka­nie w kuchni… – przy­ci­szył głos i zer­k­nął w kie­runku sieni domu – …pod­czas któ­rego iskry mię­dzy wami było widać już gołym okiem. A jesz­cze potem, długo po pół­nocy, coś was pocią­gnęło do świą­tyni duma­nia – uśmiech­nął się do mło­dych, prze­no­sząc wzrok na dolinę ze sta­wem. – A o poranku, w trak­cie śnia­da­nia, któ­rego głów­nym daniem była jajecz­nica z bocz­kiem…

– Jajecz­nica na boczku! – popra­wiła go Fel­cia.

– Słusz­nie, biło od was świa­tło szczę­ścia, jakby nagle słońce wstało po zachod­niej stro­nie nieba. Każdy następny dzień z wami był coraz pięk­niej­szy, aż nad­szedł dzi­siej­szy… – zawie­sił głos, bo doj­rzał, że Eliza z bły­skiem w oczach unio­sła dłoń z pier­ścion­kiem. – Oczy­wi­ście, po dro­dze były oświad­czyny Maxa w Doli­nie Loary, potem powtó­rzone spe­cjal­nie dla nas – uzu­peł­nił – po któ­rych mło­dzi się pozna­wali, aż wresz­cie doj­rzeli do dzi­siej­szej decy­zji.

Zatrzy­mał się i głę­boko ode­tchnął.

– Czyli, jak rozu­miem, już możemy wypić – znie­cier­pli­wiła się tą przy­długą mową Feli­cja i pod­nio­sła kie­li­szek.

– Fel­ciu, jesz­cze moment – powstrzy­mał ją Jan Werra, pokrę­cił głową, i choć to wyda­wało się pra­wie nie­moż­liwe, jesz­cze bar­dziej pokra­śniał. – Kochana Elizo, kochany Mak­sie, przyj­mu­jemy z rado­ścią waszą dekla­ra­cję o ter­mi­nie ślubu, wytrwaj­cie w tej decy­zji, przy­go­to­wuj­cie się wewnętrz­nie do tego dnia, a o resztę my zadbamy. Na zdro­wie!

Ręce z kie­lisz­kami wypeł­nio­nymi bursz­ty­nową nalewką powę­dro­wały ponad stół, dało się sły­szeć lek­kie stuk­nię­cia szkła, po czym toast został speł­niony z rado­ścią. Max sko­rzy­stał z oka­zji i soczy­ście wyca­ło­wał narze­czoną.

– A nie będzie wam żal – Kaśka zwró­ciła się do córki – że nie da się popa­ra­do­wać po ślu­bie po wsi?

– Nasza miłość roz­grzeje gru­dniową aurę na tyle, że wokół nasta­nie maj albo czer­wiec – roz­po­częła pom­pa­tycz­nie Eliza, ale zakoń­czyła chi­cho­tem. – Nie­któ­rzy kie­dyś musieli się tro­chę masko­wać – zer­k­nęła na matkę – ale ja – pod­nio­sła palec – nie muszę. Co prawda też byli­śmy na Mull of Kin­tyre, ale jakoś nie tra­fiło nam się podob­nie.

– Ty, ty, ty! – Pogro­ziła jej na niby matka, ale zaraz prze­wró­ciła oczami, co dla wszyst­kich było aż nadto czy­telne, że wciąż rado­śnie wspo­mina wycieczkę z Macie­jem do Szko­cji sprzed pra­wie czte­rech lat.

– Orkie­stra dudzia­rzy nie masze­ro­wała dla nas brze­giem morza – rzu­ciła z uda­wa­nym żalem Eliza. – Nie mie­li­śmy też szczę­ścia obej­rzeć wschodu słońca, ale budząc się co ranka, mia­łam inną roz­rywkę.

– Jaką? – zain­te­re­so­wała się Fel­cia.

– Tylko bez szcze­gó­łów! – zastrze­gła bab­cia Anna, uśmie­cha­jąc się sze­roko. Nie wie­dzieć czemu Kaśka się nabur­mu­szyła.

– Każ­dego ranka, gdy tylko otwo­rzy­łam oczy, podzi­wia­łam swój pier­ścio­nek na tle ciem­nego zaro­stu mojego ryce­rza. – Eliza pogła­dziła poli­czek Maxa dło­nią. Na jej ser­decz­nym palcu lśnił pier­ścio­nek zarę­czy­nowy. – A kiedy się budził, wtedy…

– Tylko bez szcze­gó­łów! – prze­rwała jej Kaśka.

– Robi­li­śmy razem… śnia­da­nie! – zawo­łała roz­ba­wiona Eliza. – Kie­dyś znowu tam poje­dziemy.

– Ale wtedy Ken­draw albo Hedley czy kto tam będzie wła­ści­cie­lem tego wiej­skiego domku muszą spra­wić sobie nieco więk­szy samo­chód, bo jed­nak mini mor­ris jest zbyt mały jak na moje nogi – zaśmiał się tubal­nie Max, aż wszy­scy zasło­nili sobie uszy.

– Może Hedley zostawi nam wów­czas swo­jego śliw­ko­wego rolls-royce’a? – Mru­gnęła Eliza.

– Wróćmy jed­nak do tematu. Jak sobie wyobra­ża­cie wasz ślub? – spy­tała Kaśka.

– Jak?! – Eliza wzru­szyła ramio­nami i rozej­rzała się wokół. – Jan mówił, że my mamy tylko przy­go­to­wać się wewnętrz­nie, a o resztę wy zadba­cie. Czy coś źle zro­zu­mia­łam?

– Wszystko zro­zu­mia­łaś jak trzeba! – Ude­rzył się w piersi Jan Werra. – Moja w tym głowa, żeby wszystko było jak należy, ale myślę, że kie­dyś mi jed­nak zdra­dzisz, co i jak byś chciała.

– Ślub mamy i Maćka był piękny, babci z Ryszar­dem cudowny, więc jest z czego czer­pać pomy­sły. – Prze­wró­ciła oczami Eliza. – Naj­waż­niej­sze już wiem i to się nie zmieni… – Spoj­rzała na Maxa.

– Czyli jed­nak masz jakieś marze­nie albo nawet macie już wspólne usta­le­nia, co? – spy­tała bab­cia.

– I to klu­czowe! – Eliza pod­nio­sła palec i wtu­liła się w narze­czo­nego.

– A zdra­dzisz je nam? – spró­bo­wała dociec bab­cia.

Wszyst­kie spoj­rze­nia skie­ro­wały się na mło­dych.

– Wam? Zawsze! – prych­nęła dziew­czyna. – Umó­wi­li­śmy się z Mak­siem, że… – zawie­siła głos i teraz jej spoj­rze­nie prze­bie­gło wokół stołu – …nie mamy żad­nych istot­nych wyma­gań oprócz jed­nego… – znowu zawie­siła głos – …chcemy wziąć ślub i już!

Wpa­trzyła się maśla­nymi oczami w wybranka, który ją poca­ło­wał i mocno przy­tu­lił.

– Coś takiego! Co za skrom­ność! – Roz­anie­lona bab­cia zło­żyła dło­nie.

– Moja krew – zachi­cho­tała Fel­cia, choć uci­szyła się, widząc kry­tyczne spoj­rze­nie pokra­śnia­łego Jana.

– Może Mak­sio zdąży zała­twić sobie oby­wa­tel­stwo? – zasta­no­wiła się Eliza, muska­jąc poli­czek Maxa. – Ja go kocham jako Maxa Bonko, ale on koniecz­nie chce zostać Julia­nem Zalew­skim – dodała.

– Chcę i kropka – potwier­dził kate­go­rycz­nie Max.

– Ależ Kry­sia byłaby z cie­bie dumna – rzu­ciła z nabo­żeń­stwem Fel­cia, skła­da­jąc dło­nie.

– A czy to się da zała­twić tak od ręki? – zain­te­re­so­wał się Jan Werra.

– Tro­chę czasu do grud­nia zostało – zauwa­żyła Kaśka.

– Poju­trze wybie­rzemy się do Gdań­ska, żeby to wszystko dokład­nie spraw­dzić. Jesz­cze dzi­siaj pora­dzimy się Ryszarda, który na pewno pod­po­wie nam coś kon­kret­nego.

– O! I to jest słuszna myśl. Jak to dobrze, że mamy nadwor­nego praw­nika – zgo­dziła się Anna.

Po połu­dniu oka­zało się, że uzy­ska­nie oby­wa­tel­stwa wcale nie jest takie pro­ste. Trzeba przy­go­to­wać spe­cjalny wnio­sek i dołą­czyć do niego nie­zbędne doku­menty w prze­kła­dzie tłu­ma­cza przy­się­głego. Kom­plet doku­men­tów należy zło­żyć w urzę­dzie woje­wódz­kim, a oby­wa­tel­stwo nadaje pre­zy­dent RP. Ryszard stwier­dził, że obec­nie czas ocze­ki­wa­nia wynosi ponad rok. A do Gdań­ska warto poje­chać dopiero za kilka dni po uzy­ska­niu przy­się­głego tłu­ma­cze­nia.

Max wyglą­dał na zmar­twio­nego.

– W Sta­nach Zjed­no­czo­nych ta pro­ce­dura nie trwa kró­cej – zauwa­żył Ryszard. – Spójrz na to w ten spo­sób, że Eliza będzie szczę­śliw­sza, jeśli pod­czas ślubu będziesz jesz­cze Maxem Bonko, a wysta­wie­nie doku­men­tów z nowym, a wła­ści­wie sta­rym rodo­wym nazwi­skiem zała­twisz, kiedy przyj­dzie na to czas. Trudno – pod­su­mo­wał, roz­kła­da­jąc ręce.

Dopiero w kolej­nym tygo­dniu Max mógł poje­chać do urzędu woje­wódz­kiego w Gdań­sku, aby tam zło­żyć wnio­sek o nada­nie pol­skiego oby­wa­tel­stwa. Wybrali się razem z Elizą, bo ona, korzy­sta­jąc ze zło­tej jesieni, zapra­gnęła pospa­ce­ro­wać uro­czymi ulicz­kami Nowego Mia­sta, wysłu­chać caril­lo­nów wygry­wa­nych z wieży ratu­szo­wej, a może też wypić kawę i zjeść cia­steczko w oko­licy Dworu Artusa. Zapar­ko­wali na Targu Węglo­wym i ruszyli powoli do kom­pleksu urzędu woje­wódz­kiego przy ulicy Oko­po­wej. Po zała­twie­niu sprawy wra­cali w kie­runku Dłu­giego Targu. Mija­jąc oka­zały budy­nek komendy woje­wódz­kiej poli­cji, Max nagle przy­po­mniał sobie, że jakiś czas temu obie­cał nad­ko­mi­sa­rzowi Mak­sy­mi­lia­nowi Pie­try­dze odwie­dziny.

– Nie pognie­wasz się, Elizo, jeśli korzy­sta­jąc z oka­zji, wpadnę do niego na kilka, może kil­ka­na­ście minut? – spy­tał zakło­po­tany, wska­zu­jąc na wiel­kie drzwi wej­ściowe do gma­chu.

– Hm… ale nie dłu­żej niż na pół godziny. Myślę, że tyle czasu zaj­mie mi zaj­rze­nie do kilku skle­pi­ków, które i tak by cię nie cie­ka­wiły – odparła, uśmie­cha­jąc się pod nosem.

– Obie­cuję, że na ile się da, skrócę pobyt u niego – odparł Max, zado­wo­lony z jej zgody.

– Pró­buj, ale jakby co, znaj­dziesz mnie gdzieś w oko­li­cach fon­tanny Nep­tuna. Ode­zwij się.

Max uca­ło­wał narze­czoną. Ona odpro­wa­dziła go wzro­kiem do drzwi, a potem ruszyła w kie­runku Zło­tej Bramy.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Cen­trum Gemini – skró­towa nazwa Cen­trum Kul­tury i Roz­rywki otwar­tego latem 2000 roku. Obiekt obec­nie (czer­wiec 2022) już nie ist­nieje, został roze­brany na prze­ło­mie lat 2018/2019. Cen­trum Gemini było bar­dzo lubiane przez miesz­kań­ców Gdyni, gre­mial­nie przez nich odwie­dzane, i wielu trudno było się pogo­dzić z decy­zją jego roz­biórki, mimo że w tym samym miej­scu ma ponoć sta­nąć coś oka­zal­szego (Wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od autorki).

2.

Sea Towers – wie­lo­kon­dy­gna­cyjny kom­pleks apar­ta­men­towy z czę­ścią biu­rowo-usłu­gową, usy­tu­owany przy Nabrzeżu Pre­zy­denta w Gdyni. We wrze­śniu 2007 roku, kiedy podzi­wiają go Eliza i Max, budow­ni­czo­wie byli gotowi do wywie­sze­nia wie­chy, co nastą­piło nie­ba­wem 19 paź­dzier­nika.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: