Paddington ma rację - ebook
Paddington ma rację - ebook
Opowieść o tym, że warto czekać na tych, których kochamy
Paddingtona czeka trudny wybór. Bo czy można kibicować jednocześnie dwóm drużynom? W meczu rugby po jednej stronie stanęli do walki szóstoklasiści z zaprzyjaźnionej szkoły. Po drugiej – drużyna z rodzinnych stron Paddingtona, Peru.
W pewnym momencie na murawie pojawił się jeszcze ktoś. Ktoś, za kim serce niedźwiadka bardzo tęskniło…
Paddington to niezwykły przyjaciel twojego dziecka. Mały niedźwiadek o wielkim sercu. Wielbiciel marmolady, dobrych manier i przygód! Opowieści o nim to klasyka brytyjskiej literatury dziecięcej w najlepszym wydaniu. Seria przetłumaczona na ponad 30 języków, która już od przeszło 60 lat rozgrzewa serca maluchów i pokazuje, że gafy zdarzają się nawet najlepszym. I misiom, i dzieciom.
Dla wszystkich, którzy mają misia w sercu.
A szczególnie dla dzieci w wieku 4+.
W serii ukazały się:
1. „Miś zwany Paddington”
2. „Jeszcze o Paddingtonie”
3. „Paddington daje sobie radę”
4. „Paddington za granicą”
5. „Nowe przygody Paddingtona”
6. „Paddington się krząta”
7. „Paddington przy pracy”
8. „Paddington wyrusza do miasta”
9. „Paddington na wycieczce”
10. „Paddington ma rację”
11. „Paddington zdaje egzamin”
12. „Paddington tu i teraz”
13. „Paddington idzie jak burza”
14. „Uściski od Paddingtona”
15. „Paddington triumfuje”
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9847-7 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paddington idzie do szkoły
– Paddington? Do szkoły? – zawołała pani Brown. Kurczowo trzymając się futryny drzwi wejściowych w domu pod numerem 32 przy ulicy Windsor Gardens, wpatrywała się w mężczyznę stojącego na progu. – To musi być jakaś pomyłka. Paddington nie jest… – przerwała, gdy pani Bird, gosposia państwa Brownów, szturchnęła ją łokciem. – To znaczy, Paddington jest…
– Czy mogłabym wiedzieć, dlaczego właściwie Paddington musi iść do szkoły? – wtrąciła się pani Bird.
Mężczyzna zerknął na plik dokumentów, które trzymał w ręce.
– Zgodnie z informacją, którą posiadamy – powiedział – mieszka tu od kilku lat i w tym czasie ani razu nie odnotowaliśmy jego obecności na lekcjach w Szkole św. Łukasza, ani zresztą w żadnej innej szkole.
– Ale przecież wychował się w Mrocznym Zakątku Peru! – zawołała pani Brown. – Ciocia Lucy przekazała mu całą wiedzę, zanim wyjechał. A potem musiała przenieść się do domu dla emerytowanych niedźwiedzi w Limie, więc, jak pan rozumie… – zawiesiła głos, gdy zauważyła grymas na twarzy inspektora szkolnego.
– Obawiam się – powiedział, pozwalając sobie na cień uśmiechu – że ani dom dla emerytowanych niedźwiedzi w Limie, ani ciocia Lucy nie znajdują się na naszej liście akredytowanych instytucji edukacyjnych. – Po czym zdecydowanym ruchem wepchnął dokumenty do teczki, dając do zrozumienia, że uważa sprawę za zakończoną. – Spodziewamy się, że Paddington stawi się jutro rano w szkole – kontynuował surowym tonem – gdyż w przeciwnym razie będziemy musieli podjąć odpowiednie kroki.
Pani Brown odprowadziła spojrzeniem inspektora, który odwrócił się i ruszył w dół ulicy.
– Jutro rano! – powtórzyła. – I co my zrobimy?
– Sądzę – powiedziała rozsądnie pani Bird – że możemy zrobić tylko jedno. Postaramy się, by niedźwiadek pojawił się w szkole punktualnie. Przecież – dodała wymownie – trzeba pomyśleć o całokształcie sprawy. Przypuszczam, że władze muszą po prostu zmienić jego dane w dokumentach. Dopóki jednak tego nie zrobią, powinniśmy dmuchać na zimne. Jeśli Paddington ma rzeczywiście pójść jutro do szkoły – kontynuowała – musimy zająć się kilkoma sprawami. Po pierwsze, chciałabym przyszyć naszywkę z imieniem na jego kurtce. Jak ją zgubi, to nie będzie końca narzekaniom. – pani Bird zatrzymała się w drzwiach kuchennych. – Powie mu pani czy ja mam mu to powiedzieć?
Pani Brown westchnęła.
– Dobrze, powiem mu.
Świetnie wiedziała, co miała na myśli pani Bird. Od momentu kiedy Paddington pojawił się w ich życiu, dręczył ją podświadomy strach, że właśnie coś takiego może się wydarzyć, gdyż nigdy nikomu nie zgłosili tego faktu. Teraz wcale nie uśmiechało się jej poinformowanie niedźwiadka o całej sprawie.
Lecz ku jej zdziwieniu Paddington przyjął wiadomość całkiem dobrze i gdy inni byli zajęci przygotowywaniem jego rzeczy do szkoły, on sam spędził całe popołudnie, przeglądając stare podręczniki szkolne Jonatana i Judyty. Potem zajął się polerowaniem swojej walizki, a wieczorem z własnej woli wziął kąpiel, co było dość niezwykłe.
W każdym razie następnego ranka wyglądał tak schludnie, że nawet sokoli wzrok pani Bird nie wypatrzył żadnych niedociągnięć.
– Nadal nie mieści mi się to w głowie – powiedziała pani Brown, gdy Paddington maszerował ulicą. – W domu będzie tak pusto bez niego.
Pani Bird chrząknęła z dezaprobatą.
– Na pani miejscu zrobiłabym wszystko, żeby wykorzystać ten czas. Sama pani zobaczy, nie zdążymy nawet mrugnąć, a już będzie czwarta po południu i Paddington wróci.
Jednak dało się zauważyć, że tego poranka pani Bird poświęciła wyjątkowo dużo czasu na mycie schodów przed drzwiami wejściowymi, a skończyła dopiero wtedy, gdy niewielka postać w kurtce i kapeluszu zniknęła za rogiem ulicy.
Sam Paddington nie miał ani chwili, aby się nad tym wszystkim zastanowić. Szkoła znajdowała się niedaleko domu przy ulicy Windsor Gardens i gdy zbliżył się do wejścia, jeden z nauczycieli podbiegł w kierunku niedźwiadka, aby go powitać.
– Dzień dobry – powiedział. – Rozumiem, że to ty nazywasz się Brown P.?
– Brownpe? Ja? – powtórzył zdziwiony Paddington i stanowczo spojrzał na nauczyciela. – Nie, na pewno nie. Nazywam się Paddington Brown.
Nauczyciel puścił łapę Paddingtona.
– Taaak, tak właśnie chciałem powiedzieć – odezwał się niepewnie. – Dostałem instrukcję, by zaopiekować się tobą, gdy przyjdziesz. Pospiesz się teraz na pierwszą lekcję, bo bez pracy nie ma kołaczy.
Paddington oblizał wargi. Wzmianka o kołaczach na pewno zapowiadała dobry dzień.
– Myślę, że polubię pracę – oświadczył.
– To dobrze – powiedział nauczyciel z wyraźną ulgą. – Doszliśmy do wniosku, że na początek umieścimy cię w czwartej klasie. Twoim wychowawcą będzie pan Eustachy. Zobaczymy, jak ci pójdzie. – Kiwnął na chłopca, który stał obok. – Ten młodzieniec pokaże ci, gdzie jest twoja klasa.
– No, no, ciekawe, że cię wsadzili do klasy starego Eustachego – powiedział chłopiec ze współczuciem, prowadząc Paddingtona do głównego budynku szkoły. – Masz pecha! Ja bym uważał. Będziesz miał nauczkę, jak cię dźgnie nożem.
Paddington rozglądał się nerwowo w drodze do klasy, która okazała się dużym pomieszczeniem z oknami po jednej stronie. Na ścianie wisiała tablica, a wolną przestrzeń zajmowały ławki ustawione przodem do niej. Choć były tam jeszcze inne sprzęty i przedmioty, Paddington nigdzie nie widział żadnych sztućców, ale odetchnął z ulgą, gdy posadzono go w ławce z przodu klasy.
W klasie było około trzydziestu uczniów i wszyscy zaczęli się tłoczyć wokół niedźwiadka, gdyż bardzo chcieli go poznać. Paddington cieszył się sporą popularnością w okolicy, więc większość uczniów miała nadzieję, że uda im się usiąść obok niego.
Szybko wywiązała się w związku z tym sprzeczka, a gdy emocje sięgnęły zenitu, nagle otworzyły się drzwi i pojawiła się w nich koścista męska postać w tweedowym garniturze.
– Co to wszystko znaczy? – zawołał mężczyzna. – Natychmiast wracać do ławek!
Wszedł na katedrę stojącą przed tablicą i spoglądał spode łba na uczniów sadowiących się w popłochu na swoich miejscach.
– A teraz – powiedział sarkastycznie, gdy w klasie zapanował spokój – mam nadzieję, że możemy sprawdzić obecność i zabrać się do pracy? Bo bez niej, jak wiecie, nie ma kołaczy.
Jako że był to jego pierwszy dzień w szkole, Paddington starał się wywrzeć jak najlepsze wrażenie na nauczycielu i zajmował się czymś energicznie pod pulpitem ławki.
– Jeszcze tylko chwilka, panie profesorze – zawołał. – Już prawie skończyłem. Wyszło ponad trzydzieści trzy!
– Ponad trzydzieści trzy? – spytał wychowawca ze zdumieniem.
– Tak – potwierdził Paddington. – Po jednej dla każdego i zostają jeszcze trzy.
– Po jednej i jeszcze trzy? – Pan Eustachy wpatrywał się w Paddingtona, jak gdyby miał problemy ze słuchem. – Jeszcze trzy co?
– Kanapki z marmoladą – wyjaśnił radośnie Paddington. – Mam nadzieję, że będą smakować. Przykro mi, że nie przyniosłem kołaczy. Ale te kanapki są z dobrego chleba i z moją ulubioną marmoladą, kupioną po okazyjnej cenie.
– Kanapki z marmoladą! – parsknął z niedowierzaniem pan Eustachy. Błyskawicznie zbiegł z katedry i całkowicie zapominając o odczytaniu listy obecności, pochylił się nad ławką Paddingtona. – Będę musiał zanieść je dyrektorowi! – krzyknął.
Teraz z kolei Paddington sprawiał wrażenie, jak gdyby nie dosłyszał.
– Wszystkie trzydzieści trzy?! – zawołał zdumiony. – Nawet mnie nigdy nie udało się zjeść tylu naraz.
– Cisza! – krzyknął wychowawca, gdy w klasie rozległ się chichot.
– Chciałem powiedzieć – zwrócił się do Paddingtona, ciężko oddychając – że je konfiskuję. Też mi coś, kanapki z marmoladą! Kto to widział!
Paddington zgarbił się w ławce. Też nigdy nie widział, aby komuś skonfiskowano kanapki z marmoladą, więc czuł się bardzo urażony.
– Nie jesteś tu po to, aby nauczyć się, jak robić kanapki – powiedział wychowawca, przenosząc górę kanapek na swoje biurko. – Jesteś tu, aby poznać naukę przez duże N.
– Duże N? – powtórzył Paddington ze zdziwieniem w głosie. Pomimo oburzenia z powodu niespodziewanej utraty kanapek wyraźnie zainteresował go ten temat. – Nie wiedziałem, że w nauce jest jakieś duże N.
– No właśnie – odpowiedział wychowawca z satysfakcją. – Codziennie dowiadujemy się czegoś nowego. Nauka przez duże N to czytanie, pisanie i liczenie. Dzisiaj zajmiemy się liczeniem.
Odwrócił się do tablicy i wskazując zapisane na niej liczby, powiedział:
– Właśnie ułożyłem zadanie, ale celowo popełniłem w nim błąd. Czy ktoś wie jaki?
Paddington tak bardzo wyrywał się do odpowiedzi, że omal nie spadł z krzesła, na którym siedział.
– Ja wiem! – krzyknął, wyciągając z całych sił łapę w górę.
– Aa, Brown – powiedział nauczyciel, rzucając mu zdecydowanie bardziej życzliwe spojrzenie. – Cieszę się, że zgłaszasz się jako pierwszy. Jaki błąd jest w tym zadaniu?
– Nie ma w nim dużego N – z entuzjazmem powiedział Paddington.
Wychowawca wlepił w niego wzrok.
– To przecież oczywiste – powiedział zniecierpliwiony.
Paddington otworzył ze zdumienia usta.
– Ale przedtem powiedział pan, że w nauce jest duże N, a liczenie to nauka.
– Tak, tak pan powiedział – rozległ się chór głosów pozostałych uczniów.
Pan Eustachy przetarł czoło drżącą dłonią. Miał wrażenie, że w klasie zrobiło się nagle bardzo duszno.
– Tak powiedziałem, rzeczywiście – zaczął – ale miałem na myśli coś innego. Miałem na myśli, jak sądzę…
– Pamiętam dobrze, jak wygląda N – powiedział Paddington dobitnie. – Nauczyła mnie tego ciocia Lucy.
– Obawiam się – odpowiedział wychowawca z widocznym znużeniem – że nigdy nie miałem okazji zapoznać się z wizją nauczania twojej cioci.
Paddington otworzył swoją walizkę.
– Jeśli pan chce, panie profesorze, pokażę panu jej zdjęcie – oświadczył. – Zobaczy pan wtedy jej wizję. To ostatnie zdjęcie cioci, zanim przeniosła się do domu dla emerytowanych niedźwiedzi.
– Miałem na myśli to – z irytacją w głosie odpowiedział wychowawca – że nie wiem, jakie zdolności pedagogiczne ma twoja ciocia, jeśli w ogóle jakieś ma.
Paddington rzucił wychowawcy przeciągłe spojrzenie, najbardziej przeciągłe, na jakie było go stać. W głębi duszy był bardzo kulturalnym niedźwiadkiem, ale ta wymiana zdań wytrąciła go trochę z równowagi, szczególnie że dotyczyła jego cioci Lucy.
– Świetnie uczy ortografii – zdecydowanym głosem powiedział Paddington. – Ciągle dostaję od niej kartki…
– Czy ty, niedźwiedziu, sugerujesz – zagrzmiał głos pana Eustachego – że ja źle jej uczę?
– Ach, nie, oczywiście, że nie, panie profesorze – odpowiedział z powagą Paddington. – Jedna pomyłka to świetny wynik.
Wychowawca znowu przetarł czoło, gdy w klasie ponownie rozległ się chichot. Zazwyczaj bardzo dobrze radził sobie z dyscypliną, ale z jakichś dziwnych powodów tego ranka zupełnie mu nie szło. Tak, takie dni czasami się zdarzają. Przez chwilę wydawał się zupełnie pochłonięty rozwiązywaniem zadania, które napisał na tablicy, aż do momentu, gdy jego błądzący wzrok nie natrafił na górę kanapek na biurku.
– Jak mi się wydaje – powiedział z błyskiem w oku – szczególnie interesujesz się jedzeniem. Jeśli tak, to chciałbym, żebyś pomógł mi teraz w zakupach.
– Oczywiście, chętnie pomogę – skwapliwie odpowiedział Paddington. Podobnie jak wychowawcy, zależało mu na tym, aby rozmowa zeszła na zupełnie inne tory. – Często pomagam w zakupach pani Bird.
– To dobrze – powiedział pan Eustachy. – Może udało nam się odkryć twoje prawdziwe powołanie.
– Pójdzie pan ze mną na zakupy? – spytał Paddington, tym razem z mniejszym entuzjazmem.
– Nie – odpowiedział wychowawca, cedząc słowa. – Nie pójdę. Ale tak się składa, że potrzebne mi będą ryby…
– Ryby? – powtórzył Paddington, nie mogąc wyjść ze zdumienia. Gdyby pan Eustachy poprosił o kupienie kredy albo nawet kołaczy, to świetnie by to zrozumiał. Ale ryby?
– Tak, ryby – powtórzył wychowawca i wręczył mu kilka monet. – Najlepszy byłby śledź, może dwa. I wcale nie musisz się spieszyć – dodał z nadzieją w głosie.
– W robieniu zakupów niedźwiedzie są najlepsze – powiedział Paddington, sięgając po pieniądze i szybko zmierzając w stronę drzwi. Odprowadzało go trzydzieści par zazdrosnych oczu. – Zaraz wracam.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_