Paddington triumfuje - ebook
Paddington triumfuje - ebook
Opowieść, w której Paddington przekonuje się, że kanapki z marmoladą pomagają wyjść z każdej, nawet najbardziej kłopotliwej sytuacji.
Wygrać w konkursie kulinarnym! To prawdziwe wyzwanie dla niedźwiadków, zwłaszcza dla tych, które lubią dobrze zjeść. Jeszcze tylko kilka minut, ostatnie próby, czy wszystko smakuje doskonale. Ale cóż to? Z dania nie zostało prawie nic! Paddington niepostrzeżenie zjadł wszystko. Czym teraz poczęstuje konkursowe jury?
Zaraz, zaraz… Przecież pod kapeluszem Paddington zawsze ma schowaną kanapkę z marmoladą. Ale czy to wystarczy, żeby wygrać?
Paddington to niezwykły przyjaciel twojego dziecka. Mały niedźwiadek o wielkim sercu. Wielbiciel marmolady, dobrych manier i przygód! Opowieści o nim to klasyka brytyjskiej literatury dziecięcej w najlepszym wydaniu. Seria przetłumaczona na ponad 30 języków, która już od przeszło 60 lat rozgrzewa serca maluchów i pokazuje, że gafy zdarzają się nawet najlepszym. I misiom, i dzieciom.
Dla wszystkich, którzy mają misia w sercu.
A szczególnie dla dzieci w wieku 4+.
W serii ukazały się:
1. „Miś zwany Paddington”
2. „Jeszcze o Paddingtonie”
3. „Paddington daje sobie radę”
4. „Paddington za granicą”
5. „Nowe przygody Paddingtona”
6. „Paddington się krząta”
7. „Paddington przy pracy”
8. „Paddington wyrusza do miasta”
9. „Paddington na wycieczce”
10. „Paddington ma rację”
11. „Paddington zdaje egzamin”
12. „Paddington tu i teraz”
13. „Paddington idzie jak burza”
14. „Uściski od Paddingtona”
15. „Paddington triumfuje”
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9845-3 |
Rozmiar pliku: | 6,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Problemy z parkowaniem
– Nie chcę się wtrącać – powiedział policjant – ale na państwa tylnym siedzeniu widziałem jakiegoś starego dziwaka z kanapką na głowie. To znaczy był tam jeszcze minutę temu; kanapkę zobaczyłem, kiedy podniósł kapelusz. Nie mam pojęcia, gdzie się ten intruz teraz podziewa.
– Na pewno nie położył kanapki na kapeluszu – odparł pan Brown, unosząc nieco wyżej szybę od strony kierowcy, żeby osłonić się przed zacinającym deszczem. – Nie jest Anglikiem i ma swoje dziwactwa, ale…
– Zaraz, zaraz… czy to nielegalny imigrant?!
– Nie sądzę. Ma peruwiański paszport, więc można uznać, że jest po prostu na dłuższych wakacjach. Nawet muchy by nie skrzywdził, po prostu lubi sobie chować pod kapeluszem kanapkę z marmoladą, tak na wszelki wypadek.
– Żeby go tylko ci z sanepidu na tym nie przyłapali! – parsknął policjant. – Dostaliby zawału i wcale im się nie dziwię. Mam nadzieję, że to nie jest zaraźliwe!
– Nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek inny tak robił – uspokoił go pan Brown.
– I nie jest żadnym starym dziwakiem! – włączyła się do rozmowy jego żona.
– Pani wybaczy – policjant schylił się do okna po stronie pasażera – ale bez względu na wiek mógłby się chłop ogolić, tyle mam na ten temat do powiedzenia.
– W takim razie pozwoli pan, że zamknę okno. – Pan Brown skorzystał z okazji, by zakończyć rozmowę. – Deszcz kapie nam do środka.
– Co pan może wiedzieć o deszczu! – wykrzyknął policjant, a jego ortalionowa kurtka smętnie zaszeleściła. – Niech no pan tylko zaczeka, aż… – Dalszy ciąg jego słów zagłuszyły bębniące o szybę krople. Pan Brown zdążył zamknąć okno.
– Czy to na pewno było rozsądne, kochany? – spytała z troską pani Brown. – Zobacz, wyciąga notatnik.
– Niech sobie wyciąga. – Pan Brown machnął ręką. – Nie ma mowy, żebym w taką pogodę wysiadł z auta. Nie mam nawet kaptura. A szanse, że w tych warunkach uda mu się coś zapisać, są naprawdę niewielkie.
– Ale wiesz, że stoimy na podwójnej ciągłej? I to na zakręcie?
– Tak samo jak tuzin innych samochodów – stwierdził jej mąż. – Bóg raczy wiedzieć, co tam się dzieje na drodze. Nic nie jedzie z naprzeciwka.
Pani Brown pogrzebała w torebce i wyciągnęła z niej chusteczkę, którą wytarła prześwit w zaparowanej przedniej szybie. Ponurym wzrokiem obejrzała miejsce, w którym utknęli.
– Już dawno tak paskudnie nie padało – oznajmiła. – Naprawdę, pogoda pod psem.
Paddington z ciekawością wyjrzał przez okno ponad jej ramieniem. Nie widział co prawda nigdzie żadnego psa, ale krople deszczu rzeczywiście waliły w maskę samochodu jak wściekłe. Dodał więc sobie dwa do dwóch… i wyszło mu pięć.
– W Mrocznym Zakątku Peru pewnie leje jeszcze gorzej. Myślę, że mogą mieć nawet pogodę pod niedźwiedziem.
– Tylko nie to! – Pan Brown się przeraził.
– Rzeczy rzucone w żartach lubią zamieniać się w prawdę, kochany – ostrzegła go żona. – Na pewno chcesz dzisiaj nadać ten list? Czy to nie może zaczekać?
– Obawiam się, że nie – brzmiała odpowiedź. – Właśnie z jego powodu w ogóle zdecydowałem się wyjść z domu.
– To po co musiałeś zabierać nas wszystkich ze sobą? Przy tej pogodzie wolałabym oglądać deszcz zza okna, a nie kisić się w twoim samochodzie.
– Naszym samochodzie – poprawił ją mąż. – Kiedy wychodziliśmy, wydawało mi się, że to dobry pomysł. Słońce jeszcze świeciło, jest sobota, nikt nie miał nic pilnego do roboty… Pomyślałem, że może uda nam się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
– No tak, ale wiesz, jaka w Anglii jest latem pogoda…
Pan Brown sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i pokazał wszystkim kopertę. Musiała być bardzo ważna, bo adres był wydrukowany dużymi czarnymi literami.
– To upomnienie z urzędu skarbowego – wyjaśnił ponuro. – Przypominają mi, że w poniedziałek mija termin zapłaty podatku, a ja jestem już na cenzurowanym z uwagi na ubiegłoroczne spóźnienie. Jeśli znowu przekroczę termin, na pewno się do mnie dobiorą i wszyscy odczujemy tego konsekwencje.
– Szkoda w takim razie, że nie utknęliśmy w pobliżu jakiejś skrzynki na listy – westchnęła pani Brown.
Pan Brown pociągnął nosem.
– Przy tej pogodzie byłbym wdzięczny, gdyby władze ustawiły skrzynkę tuż pod naszym nosem, ale najwyraźniej się nie udało. Cóż za niedopatrzenie! Przypomnij mi koniecznie, żebym po powrocie do domu złożył stosowną skargę. W zasadzie mogliby porozstawiać skrzynki pocztowe co parę kroków, kiedy już się tym zajmą.
– Sarkazm w niczym ci nie pomoże – skwitowała pani Brown. – Jeśli ten list naprawdę jest taki ważny, musisz zacisnąć zęby i pobiec na pocztę.
– I całkiem zamoczyć nową marynarkę? Trele-morele!
Z tylnego siedzenia Paddington wyłapał tylko słowo „morele” i od razu nadstawił ucha.
– Morele są pyszne. Czy planujemy urządzić sobie piknik? – zawołał radośnie. – Nigdy w życiu nie byłem na pikniku w samochodzie! Całe szczęście, że schowałem sobie świeżą kanapkę pod kapeluszem.
– Ćśśś – syknęła Judyta. – Nie będzie żadnego pikniku. Słyszałeś, co powiedział tata, utknęliśmy na dobre! Wszystko przez tę pogodę. To niczyja wina. Jesteśmy ofiarami okrutnego zbiegu okoliczności. Kiedy wychodziliśmy z domu, było jeszcze ładnie, więc nikt nie zabrał kurtki przeciwdeszczowej. Jeśli nie przestanie padać, przesiedzimy tu całe popołudnie!
– Nikt oprócz Paddingtona – wpadł jej w słowo Jonatan.
– Co masz na myśli?
– Cóż, przynajmniej ma na sobie swój płaszcz, a pani Bird wspominała ostatnio, że trzeba go wyprać. Jeśli pobiegnie teraz wysłać list, upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu: i pani Bird, i tata będą zadowoleni.
A potem dodał cicho:
– I Paddingtona też na pewno czeka nagroda.
– Oczywiście, że tak! – zawtórował mu głos z przodu. – Dobre uczynki należy nagradzać! Przy takiej ulewie to nawet podwójnie. Co za wspaniały pomysł!
– To brzmi jak korzystny interes – przyznał niedźwiadek. – Martwię się tylko o swoje wąsy. Woda zawsze mi po nich ścieka i potem skapuje za kołnierz.
– Nic się nie martw – pocieszył go pan Brown. – Nie pozwolimy na to. Bagażnik jest otwarty. Jeśli to pozwoli ochronić wąsy, możesz sobie stamtąd zabrać parasol.
I bez zbędnej zwłoki podał Paddingtonowi list.
– Cokolwiek się zdarzy, obiecaj mi, że będziesz go strzegł jak oka w głowie.
– Dobrze, obiecuję – zapewnił niedźwiadek. Skoro już podjął decyzję, poszedł za przykładem pani Brown i przetarł fragment szyby, żeby się przekonać, czy z tyłu auta pada tak samo okropnie jak z przodu.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_