Paddington zdaje egzamin - ebook
Paddington zdaje egzamin - ebook
Opowieść, w której Paddington udowadnia, że nie ma takiego egzaminu, którego nie można zdać
Jak niedźwiadki prowadzą samochód, skoro mają łapy zamiast rąk, a do tego nóżki za krótkie, by dosięgnąć sprzęgła? Paddington pokazuje, że dla chcącego nic trudnego. Zbiera całą swoją misiową odwagę i postanawia zdać egzamin na prawo jazdy.
Wystarczyła jednak chwila nieuwagi, aby doszło do stłuczki z… samochodem egzaminatora. Gorzej być nie mogło. Czy Paddingtonowi uda się wyjść z tej sytuacji obronną łapą?
Paddington to niezwykły przyjaciel twojego dziecka. Mały niedźwiadek o wielkim sercu. Wielbiciel marmolady, dobrych manier i przygód! Opowieści o nim to klasyka brytyjskiej literatury dziecięcej w najlepszym wydaniu. Seria przetłumaczona na ponad 30 języków, która już od przeszło 60 lat rozgrzewa serca maluchów i pokazuje, że gafy zdarzają się nawet najlepszym. I misiom, i dzieciom.
Dla wszystkich, którzy mają misia w sercu.
A szczególnie dla dzieci w wieku 4+.
W serii ukazały się:
1. „Miś zwany Paddington”
2. „Jeszcze o Paddingtonie”
3. „Paddington daje sobie radę”
4. „Paddington za granicą”
5. „Nowe przygody Paddingtona”
6. „Paddington się krząta”
7. „Paddington przy pracy”
8. „Paddington wyrusza do miasta”
9. „Paddington na wycieczce”
10. „Paddington ma rację”
11. „Paddington zdaje egzamin”
12. „Paddington tu i teraz”
13. „Paddington idzie jak burza”
14. „Uściski od Paddingtona”
15. „Paddington triumfuje”
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-9848-4 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paddington za kółkiem
Paddington zmierzył stojącego przed nim mężczyznę jednym z najbardziej przeciągłych spojrzeń, na jakie było go stać.
– Wygrałem zakładkę! – zawołał oburzony. – A spodziewałem się rolls-royce’a.
Mężczyzna nerwowo poprawił kołnierzyk koszuli.
– Na pewno zaszła jakaś pomyłka – powiedział. – Rolls-royce’a odebrał już szczęśliwy zdobywca głównej nagrody. A drugą nagrodę, czyli weekend dla dwojga w Paryżu, wylosował pewien emeryt z Edynburga. Jeśli dostał pan od nas przesyłkę, to znaczy, że znalazł się pan w gronie dziesięciu tysięcy osób, które otrzymały nagrodę pocieszenia w postaci zakładki. Nie rozumiem jednak, dlaczego w przesyłce zakładki nie było.
– Jestem jednym z dziesięciu tysięcy? – powtórzył Paddington, nie wierząc własnym uszom.
– Obawiam się, że tak. – Odzyskawszy pewność siebie, mężczyzna zaczął czegoś szukać w jednej z szuflad swojego biurka. – Problem polega na tym – powiedział wymownie – że zbyt wielu uczestników konkursu nie czyta adnotacji drobnym drukiem na karcie zgłoszenia. Jeśli zechce pan jeszcze raz spojrzeć na broszurę, to zrozumie pan, o czym mówię.
Paddington wziął broszurę i spojrzał uważnie na zdjęcie dużego, eleganckiego, srebrnoszarego samochodu. Stojący przy otwartych drzwiach szofer usuwał rękawiczką niewidzialny pyłek z obicia siedzenia, a w poprzek maski wydrukowany był duży czerwony napis: TO WSZYSTKO MOŻE BYĆ TWOJE!
Zdjęcie to było Paddingtonowi świetnie znane, bo przez ostatnich kilka tygodni podobna broszura tkwiła pod poduszką na jego łóżku w domu pod numerem 32 przy ulicy Windsor Gardens. Odwrócił broszurę, a na drugiej stronie były także dobrze mu znane instrukcje udziału w konkursie i kupon konkursowy.
– Proszę zajrzeć do środka – zachęcił go mężczyzna.
Gdy Paddington wykonał polecenie, zrzedła mu mina. Tak absorbowało go zdjęcie rolls-royce’a, że nigdy nie przyszło mu do głowy, aby dokładnie przejrzeć broszurę, ale teraz, gdy przyjrzał się jej bliżej, zauważył, że kartki rozkładają się jak mapa. Po lewej stronie było zdjęcie francuskiego żandarma* wskazującego ręką widoczną w oddali wieżę Eiffla, a po prawej, pod napisem DO WYGRANIA DZIESIĘĆ TYSIĘCY NAGRÓD POCIESZENIA, umieszczone było zdjęcie zakładki i długi tekst.
Im bliżej było do dołu strony, tym tekst robił się mniejszy, więc Paddington zaczął żałować, że nie wziął ze sobą swojej lornetki teatralnej. W każdym razie zakładka wydawała mu się bardzo, ale to bardzo znajoma. Identyczną dostał pocztą tego samego dnia rano; w kopercie znajdowało się także zawiadomienie o wygranej.
– Nie wydaje mi się, aby zakładka mogła być pocieszeniem dla kogoś, kto nie wygrał rolls-royce’a – powiedział. – Moją wyrzuciłem do kosza, bo nie przyszło mi do głowy, że to nagroda.
– No cóż! – Mężczyzna cmoknął współczująco i zabrał się do przeglądania sterty papierów leżących na biurku, dając tym samym do zrozumienia, że wymianę zdań uważa za zakończoną. – Bardzo mi przykro. Przynajmniej miał pan okazję spróbować naszych rodzynek suszonych na słońcu. – Ponownie otworzył jedną z szuflad biurka i wyciągnął paczuszkę rodzynek. – To w prezencie dla pana – dodał.
– Ale ja nie lubię rodzynek! – zawołał Paddington z rozgoryczeniem. – Poza tym zjadłem ich już piętnaście torebek!
– Piętnaście? – Mężczyzna spojrzał na Paddingtona z szacunkiem. – A czy mogę spytać, jak brzmiało pańskie hasło?
– „Rodzynki – możesz więcej” – powiedział Paddington z nadzieją w głosie.
– No tak – odpowiedział mężczyzna, pozwalając sobie na uśmiech. – Rozumiem, że chciał pan jeszcze trochę więcej… – Gwałtownie przerwał w połowie zdania, gdy uchwycił spojrzenie Paddingtona.
Zjedzenie piętnastu torebek rodzynek zabrało niedźwiadkowi dużo czasu, nie mówiąc już o wymyśleniu odpowiedniego hasła. A wyraz pyszczka Paddingtona sugerował, że absolutnie n i e mógł już więcej.
Gdy schodził po schodach, ogarnęły go czarne myśli. Informacja, że jednak nie stanie się właścicielem błyszczącego samochodu, bardzo go przybiła; tym bardziej że miał to być prezent niespodzianka dla pana Browna.
Samochód, którym jeździł pan Brown, był drażliwym problemem w jego rodzinie. Wszyscy uważali, że samochód już dawno powinien przejść na emeryturę. Jednak pan Brown ociągał się, bo trudno było znaleźć podobnie duży pojazd, który mógłby pomieścić całą rodzinę, nie mówiąc już o Paddingtonie i wszystkich rzeczach, które zawsze brał na wycieczki.
Poza tym, że samochód był stary, miał też inne wady, na przykład tę, że zamiast migających kierunkowskazów miał kierunkowskazy mechaniczne, które odbijały światło, a ich podniesienie sygnalizowało planowaną zmianę kierunku jazdy. Jeden z nich był zepsuty i pewnego dnia, gdy pan Brown skręcał w główną drogę, niedziałający kierunkowskaz przyciągnął uwagę przechodzącego policjanta, który zapisał numer rejestracyjny samochodu.
Paddington bardzo się wtedy zdenerwował, gdyż siedział na przednim siedzeniu obok pana Browna, gotowy użyć swojej łapy zamiast kierunkowskazu, gdy będzie taka potrzeba.
Sędzia uczynił kilka cierpkich uwag na temat kierowców, którzy zamiast kierunkowskazów używają niedźwiedzi, i ku oburzeniu pana Browna nakazał mu ponowne zdanie egzaminu na prawo jazdy.
To właśnie wkrótce po tym fatalnym wydarzeniu Paddington natknął się w lokalnych delikatesach na broszurę reklamującą konkurs, w którym główną nagrodą był samochód. I to nie byle jaki, bo rolls-royce. Paddington był pewien, że mając tak wspaniały samochód, pan Brown nie tylko zda śpiewająco egzamin, ale też już nigdy nie będzie miał żadnych problemów ze swoim autem.
Konkurs sponsorowany był przez znanego producenta rodzynek, a sprzedawczyni w delikatesach zapewniła Paddingtona, że w świecie suszonych owoców takiego konkursu jeszcze nigdy nie było. Gdy w świetle latarki studiował broszurę pod kołdrą w swoim pokoju, zrozumiał, dlaczego sprzedawczyni tak powiedziała. Konkurs wydawał się banalny. Aby wziąć w nim udział, należało wymyślić hasło reklamowe związane z rodzynkami i dołączyć trzy puste opakowania po produkcie.
Jednak tym, co ostatecznie przekonało Paddingtona, było odkrycie, że nie tylko wyniki konkursu miały być ogłoszone tego samego dnia, kiedy pan Brown miał przystąpić do egzaminu, ale że siedziba producenta rodzynek znajdowała się przy tej samej ulicy co ośrodek egzaminacyjny dla kierowców.
Paddington głęboko wierzył w zbiegi okoliczności. Większość najwspanialszych przygód, które przeżył, zdarzyła się w wyniku zbiegu okoliczności, zupełnie tak, jak gdyby były z góry zaplanowane, więc kupił jeszcze kilka opakowań rodzynek, by pomóc szczęściu, i natychmiast wysłał zgłoszenie na konkurs.
Bardzo się rozczarował tym, że wszystkie jego starania poszły na marne, więc wychodząc z budynku, zatrzymał się i rzucił kilka przeciągłych spojrzeń w kierunku wyższych pięter. Potem odebrał swój koszyk na kółkach z parkingu przed budynkiem i wolnym krokiem ruszył w stronę ośrodka egzaminacyjnego.
Dotarł tam szybciej, niż się spodziewał, więc nie zdziwił go za bardzo widok samochodu pana Browna zaparkowanego w tym samym miejscu, w którym pan Brown zostawił go wcześniej tego samego ranka. Nigdzie nie było jednak widać państwa Brownów, więc nie tracąc czasu, zaparkował koszyk obok samochodu, a potem wszedł do auta, usiadł na miejscu dla kierowcy, włączył radio i oczekiwał na dalszy rozwój wypadków.
Podobnie jak samochód pana Browna, tak i radio okres świetności miało już za sobą. Dźwięk każdej audycji brzmiał w nim tak samo i przypominał dźwięk staroświeckiego patefonu**, więc nic dziwnego, że po krótkiej chwili Paddingtona ogarnęła senność. Jego powieki stawały się coraz cięższe, aż wreszcie odgłos cichego chrapania wmieszał się w muzykę.
Paddington nie miał pojęcia, jak długo drzemał, ale właśnie śnił mu się bardzo wyrazisty sen, w którym prowadził samochód długą szosą w czasie burzy gradowej, choć zamiast gradu na samochód spadały wielkie rodzynki, i wtedy nagle obudził się, i ku swojemu zdziwieniu zobaczył dwóch mężczyzn zaglądających do samochodu przez okno. Jeden z nich trzymał w ręku plik poważnie wyglądających dokumentów i zdecydowanie stukał w szybę.
Paddington gwałtownie zdjął łapy z kierownicy i otworzył drzwi od strony kierowcy.
– Pan Brown, tak? – spytał mężczyzna z plikiem dokumentów, przekrzykując grające radio. – Mieszka pan pod numerem 32 przy ulicy Windsor Gardens, prawda?
– Tak, to ja – odpowiedział Paddington ze zdziwieniem w głosie.
– Hmm… – Mężczyzna rzucił mu przeciągłe spojrzenie i spojrzał na dokumenty. – Rozumiem… rozumiem, że jest pan obywatelem brytyjskim?
Paddington przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Jak by to powiedzieć… tak i nie…
– Tak i nie? – powtórzył ostro mężczyzna. – To niemożliwe. Albo tak, albo nie, proszę się zdecydować.
– Wprawdzie mieszkam pod numerem 32 przy ulicy Windsor Gardens – odpowiedział zdecydowanie Paddington – ale pochodzę z Mrocznego Zakątka Peru.
– Mrocznego Zakątka Peru? Ach tak! – Wyglądało na to, że mężczyzna zaczął żałować pytania, które zadał. Szybko zmienił temat i wskazał wolną ręką na swojego towarzysza. – Mam nadzieję, że nie będzie panu przeszkadzać towarzystwo? – spytał. A potem ściszył głos i mrugnął porozumiewawczo. – Wie pan, nas, egzaminatorów, też od czasu do czasu kontrolują. Dzisiaj padło na mnie.
– Nie wiedziałem – powiedział Paddington z widocznym zainteresowaniem. – A może mógłbym panu zadać kilka pytań na temat zasad ruchu drogowego. Przez cały tydzień testowałem wszystkich przy śniadaniu.
Egzaminator spojrzał groźnie na niedźwiadka.
– Nie może pan! – zawołał zdecydowanie, przekrzykując dźwięk radia. Wyglądało na to, że chciał jeszcze coś powiedzieć, ale opanował się i otworzył tylne drzwi samochodu, zapraszając do środka inspektora.
– Boogie-woogie – powiedział inspektor, kiwając głową w stronę przedniego siedzenia i sadowiąc się z tyłu.
Paddington uprzejmie uniósł kapelusz, a tymczasem egzaminator obszedł samochód od przodu i usiadł na fotelu dla pasażera.
– Dzień dobry, panie Boogie-woogie – powiedział Paddington.
Egzaminator cmoknął ze zniecierpliwieniem. Zamierzał właśnie wyjaśnić, że inspektor miał na myśli muzykę dochodzącą z radia, a nie swoje nazwisko, ale się powstrzymał. Sięgnął ręką do wyłącznika i powiedział zdecydowanym tonem:
– Na początek może wyłączymy radio. Ten hałas mnie dekoncentruje i jestem pewien, że pan także… – Gwałtownie przerwał i zrobił zdziwioną minę, macając ręką fotel, na którym siedział. – Musiałem na czymś usiąść! – zawołał. – Na czymś mokrym i lepkim.
– Ojej – powiedział bardzo zaniepokojony Paddington. – To pewnie moje kanapki z marmoladą na drugie śniadanie.
– Pańskie kanapki z marmoladą? – powtórzył osłupiały egzaminator. – Teraz są na moich nowych spodniach!
– Niech się pan nie martwi – powiedział Paddington. Uniósł kapelusz i wyciągnął z niego mały pakunek. – Tu jest więcej. Zawsze odkładam do kapelusza kilka kanapek na wypadek nagłej potrzeby.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
* Żandarm_ _– francuski policjant (przyp. tłum.).
** Patefon – urządzenie do odtwarzania muzyki z płyt, poprzednik gramofonu (przyp. tłum.).