Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Paka z domku na drzewie. Zagadka hotelu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Paka z domku na drzewie. Zagadka hotelu - ebook

Masz nosa do zagadek? Dołącz do PAKI!

Bliźnięta Pola i Antek oraz ich najlepszy kolega Kuba mają detektywistyczną smykałkę. Postanawiają założyć agencję PAKA, która będzie pomagać wszystkim w miasteczku, nie wyłączając miejscowego stróża prawa – posterunkowego Przypadka. Siedzibą młodych detektywów jest domek na drzewie – z czerwonym daszkiem, strażacką zjeżdżalnią i oświetleniem!
Pierwsza zagadka, jaką spróbują rozwiązać Pola, Antek i Kuba, to seria tajemniczych zniknięć kosztowności z pokoi hotelowych. Troje dzielnych agentów musi odkryć, co albo kto kryje się za zaginięciem cennych przedmiotów. Czy cylinder magika i gołąb pocztowy mogą mieć z tym coś wspólnego?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8299-890-0
Rozmiar pliku: 5,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Na­zy­wam się Pola Zga­dula. Na­zwi­sko jak na­zwi­sko, każdy ja­kieś ma. Cho­ciaż mu­szę przy­znać, że przez moje mia­łam tro­chę nie­przy­jem­no­ści. W szkole już od pierw­szej klasy ko­le­dzy wo­łali za mną: „Zga­duj zga­dula! Zga­duj zga­dula!”.

Na po­czątku tro­chę mnie to de­ner­wo­wało, ale już się przy­zwy­cza­iłam i dziś zu­peł­nie się tym nie przej­muję. Zwłasz­cza że od­kry­łam pewną pra­wi­dło­wość. Czę­sto mówi się, że na­zwi­sko zo­bo­wią­zuje. W moim przy­padku wła­śnie tak było – Zga­dula zo­stała de­tek­ty­wem. I to nie byle ja­kim, bo mia­sto­wej sławy. Ale za­nim wam o tym opo­wiem, jesz­cze kilka słów o mnie i mo­ich wspól­ni­kach.

Za parę dni, do­kład­nie 20 kwiet­nia, skoń­czę dzie­sięć lat. Od uro­dze­nia je­stem jedną drugą ca­ło­ści. Wiem, że brzmi to dziw­nie, ale to szczera prawda. Drugą „jedną drugą” jest mój brat An­tek. Już ro­zu­mie­cie, co chcę po­wie­dzieć? To bar­dzo pro­ste. An­tek i ja je­ste­śmy bliź­nia­kami. Jed­nak zdziwi się ten, kto po­my­ślał, że po­dob­nymi do sie­bie jak dwie kro­ple wody. U nas jest do­kład­nie na od­wrót. Je­ste­śmy kom­plet­nie różni. Po­cząw­szy od ko­loru wło­sów – ja mam my­sie, a An­tek czarne jak smoła – a skoń­czyw­szy na cha­rak­te­rze. Mama mówi, że je­ste­śmy jak dwa prze­ciwne bie­guny. Co­kol­wiek to ozna­cza. Cho­ciaż nie, tro­chę wiem, o co w tym cho­dzi. An­tek jest spo­koj­niej­szą po­łową na­szego du­etu, ja nie po­tra­fię zbyt długo usie­dzieć w miej­scu. On dużo czyta, jest mi­strzem or­to­gra­fii, pi­sze na­wet wier­sze i opo­wia­da­nia, a ja uwiel­biam ma­te­ma­tykę. Fa­scy­nują mnie liczby i rów­na­nia. Dla­czego tak bar­dzo się róż­nimy? Po­noć dla­tego, że je­ste­śmy bliź­nię­tami dwu­ja­jo­wymi. My­ślę, że to bar­dzo do­brze. Gdy­by­śmy byli tacy sami, w domu wia­łoby nudą. A tak za­wsze coś się dzieje. To An­tek coś wy­my­śli, to ja.

– Z wami to wiecz­nie coś, jak nie urok, to prze­marsz wojsk – po­wta­rza ze śmie­chem na­sza bab­cia.

A wie, co mówi. W końcu to wła­śnie ona zna nas naj­le­piej na świe­cie. Bab­cia opie­kuje się nami, kiedy mama i tata są w pracy. A ro­dzice pra­cują dużo i o róż­nych po­rach dnia i nocy. Mama jest me­na­dże­rem w ho­telu, a tata stra­ża­kiem. Żar­tują so­bie, że tak na­prawdę to ro­bią wła­ści­wie to samo. Mama gasi po­żary w pracy, czyli znaj­duje wyj­ście z trud­nych sy­tu­acji i pil­nuje, by wszystko dzia­łało jak w szwaj­car­skim ze­garku, a tata gasi praw­dziwy ogień. Do tego za­równo mama, jak i tata, na­wet gdy skoń­czą swoją zmianę, i tak mu­szą trzy­mać rękę na pul­sie. A do­kład­nie na te­le­fo­nie. Jak to się mówi, mu­szą być dys­po­zy­cyjni. I są. Na szczę­ście miesz­kają z nami dzia­dek i bab­cia. Dzięki temu ja i An­tek ni­gdy nie wra­camy po szkole do pu­stego domu jak wielu na­szych ko­le­gów.

Miesz­kamy w du­żym, dwu­pię­tro­wym domu z ogrom­nia­stym ogro­dem. Uwiel­biam nasz ogród. Zwłasz­cza tę część, którą po­ra­stają drzewa. To wła­śnie tam znaj­duje się na­sza baza – moja, Antka, Kuby i Asa. O Ku­bie i Asie opo­wiem wam za mo­ment. Wcze­śniej mu­si­cie po­znać hi­sto­rię na­szej bazy.

Kie­dyś wcale nie była bazą. Była cał­kiem zwy­czaj­nym dom­kiem na drze­wie. Cho­ciaż nie. W su­mie to ni­gdy nie był zwy­czajny do­mek. Prawdę mó­wiąc, to naj­ład­niej­szy do­mek na drze­wie, jaki wi­dzia­łam. Ma czer­wony dach i okien­nice i cał­kiem spory ta­ras. Tata z dziad­kiem wy­bu­do­wali ten do­mek, gdy An­tek i ja mie­li­śmy trzy albo cztery lata. Wtedy mo­gli­śmy się w nim ba­wić tylko pod opieką do­ro­słych. Tata do­sta­wiał do domku dra­binę i po­ma­gał nam wcho­dzić na górę, a na dół zjeż­dża­li­śmy po zjeż­dżalni. Pod ta­ra­sem wi­siały na sznur­kach opony, na któ­rych się huś­ta­li­śmy.

Dziś już nie po­trze­bu­jemy spe­cjal­nego po­zwo­le­nia. Do­mek na drze­wie mamy na wła­sność. Uro­czy­ste prze­ka­za­nie na­stą­piło w na­sze ósme uro­dziny. Ach, co się wtedy działo!

Dwa dni po­prze­dza­jące na­sze święto spę­dzi­li­śmy z bra­tem u cioci Ani, sio­stry mamy. Prze­czu­wa­li­śmy, że ro­dzice szy­kują dla nas nie­spo­dziankę. Jako że za­wsze by­łam bar­dziej cie­kaw­ska niż An­tek, pró­bo­wa­łam wy­py­tać cio­cię, co też się kroi. Ale ona nie pu­ściła pary z ust.

– Ro­dzice wy­je­chali na week­end – tłu­ma­czyła nie­ja­sno, choć obie wie­dzia­ły­śmy, że to blef.

– Do­kąd? – Wier­ci­łam cioci dziurę w brzu­chu.

– Hmm... Nie wiem do­kład­nie. Chyba... yyy... tak, chyba po­je­chali w góry.

– Ja­kie? – Nie da­wa­łam się zbyć. Wy­raź­nie czu­łam, że cio­cia zmy­śla.

– Zdaje się, że w Biesz­czady.

– Wąt­pię. Mama nie lubi Biesz­cza­dów. Mówi, że tam jest za dużo niedź­wie­dzi i wil­ków.

– To może coś po­my­li­łam. Może... yyy... po­je­chali w Ta­try?

– Cio­ciu, coś krę­cisz.

– Na­zy­wasz mnie kłam­czu­chą? Ja ci za­raz po­każę. – Cio­cia zła­pała po­duszkę i rzu­ciła nią we mnie, za­śmie­wa­jąc się w głos.

– Wojna na po­duszki! – Pod­chwy­cił An­tek i ci­snął ko­lejną po­du­chą.

Za mo­ment sa­lon wy­glą­dał jak po­bo­jo­wi­sko. A ja w fer­wo­rze walki na pie­rze od­pu­ści­łam cioci, choć by­łam pewna, że ro­dzice wcale nie wy­je­chali. W każ­dym ra­zie nie w góry. Gdyby rze­czy­wi­ście za­pla­no­wali wy­jazd, to my zo­sta­li­by­śmy w domu pod opieką dziad­ków. Jak zwy­kle.

No i się nie po­my­li­łam. Ma się ten de­tek­ty­wi­styczny nos...

Kiedy wró­ci­li­śmy do domu, cze­kała na nas wspa­niała nie­spo­dzianka. W ogro­dzie ze­brała się cała ro­dzina. Wszę­dzie wi­siały ba­lony, lampki i ko­lo­rowe ko­kardy. Mię­dzy drze­wami stał stół, a na nim tort. Był do­prawdy wy­jąt­kowy – w kształ­cie domku. Zdzi­wiło mnie tylko, że nasz praw­dziwy do­mek, ten na drze­wie, osło­nięto ja­kimś ma­te­ria­łem.

– Tato, dla­czego za­sło­ni­łeś do­mek? – za­gad­nę­łam za­cie­ka­wiona.

Ale tata tylko się uśmiech­nął i od­parł:

– Wszystko w swoim cza­sie, Po­leńko. Naj­pierw tort.

Tru­skaw­kowo-wa­ni­liowy, z ta­ra­sem z mlecz­nej cze­ko­lady. Szybko za­po­mnia­łam o domku, bo tort sma­ko­wał tak wspa­niale, jak wy­glą­dał. Był prze­pyszny! Mniam.

– Uwaga! Uwaga! – za­wo­łał wresz­cie tata i pod­szedł do płachty.

Jego mina zdra­dzała, że jest bar­dzo pod­eks­cy­to­wany. I mnie się to udzie­liło. Zer­k­nę­łam na Antka. On też wy­glą­dał na za­in­try­go­wa­nego.

– Ta­daam! – wy­krzyk­nął tata i po­cią­gnął za ma­te­riał.

Płachta za­fa­lo­wała jak ża­giel, a po­tem opa­dła na trawę. Na­szym oczom uka­zał się... do­mek na drze­wie.

– Ooooo! – Oczy Antka zro­biły się wiel­kie jak spodki. – Ale czad!

I po­wiem wam, to był czad. Do­mek niby ten sam, a cał­kiem, ale to cał­kiem inny.

Zjeż­dżal­nię za­stą­pił błysz­czący ze­ślizg stra­żacki. Pod ta­ra­sem za­miast opon wi­siały dwa ha­maki, zie­lony i czer­wony. Obok nich dyn­dała dra­binka sznur­kowa.Tata za­mo­co­wał też drew­nianą dra­binę. Tym ra­zem już na stałe.

– Od dziś – po­wie­dział uro­czy­ście – to wa­sza baza.

Po­czu­łam się wspa­niale. An­tek rów­nież. Kiedy oka­zało się, że do­mek prze­szedł rów­nież mo­der­ni­za­cję we­wnątrz, to ska­ka­łam z ra­do­ści.

Tata za­in­sta­lo­wał nam świa­tło, że­by­śmy mo­gli spę­dzać w ba­zie wie­czory, i wspól­nie z dziad­kiem wtasz­czyli na górę wielką za­my­kaną skrzy­nię. Nie py­taj­cie mnie, jak to zro­bili – ale my­ślę, że bez dźwigu się nie obe­szło. Skrzy­nia służy nam za stół oraz scho­wek na prze­różne rze­czy. Mamy też sie­dzi­ska i półki. I mu­szę wam po­wie­dzieć, że choć do­sta­li­śmy wtedy mnó­stwo pre­zen­tów, to „stary nowy” do­mek był tym naj­lep­szym.

Ja­kiś czas póź­niej, a do­kład­nie w dniu, w któ­rym wspól­nie z Kubą po­sta­no­wi­li­śmy za­ło­żyć agen­cję de­tek­ty­wi­styczną, nasz do­mek zy­skał ko­lejną dra­binę. Dłu­ga­śną, przy­sta­wioną do płotu od­dzie­la­ją­cego dwa po­dwórka – na­sze i są­sied­nie.

Po są­siedzku mieszka wła­śnie Kuba. Cho­dzi z nami do klasy i jest na­szym naj­lep­szym przy­ja­cie­lem. Czę­sto używa się ta­kiego po­wie­dzonka, że dziecko wy­ssało coś z mle­kiem matki. O Ku­bie nie można tego po­wie­dzieć. On swo­jej mamy zu­peł­nie nie pa­mięta. Zna­czy, wie, jak wy­glą­dała, ma jej zdję­cia, ale tylko tyle. Wy­cho­wuje go tata. I to po nim Kuba odzie­dzi­czył zdol­no­ści ana­li­tyczne. Jego tata jest in­for­ma­ty­kiem i całe dnie szuka błę­dów i dziur w sys­te­mach. Kuba rów­nież jest mi­strzem kom­pu­te­rów. Na in­for­ma­tyce nie ma so­bie rów­nych. A cał­kiem nie­dawno oka­zało się, że ma też w so­bie zmysł śled­czego. Może uda mu się w przy­szło­ści po­łą­czyć te zdol­no­ści i zo­sta­nie słyn­nym de­tek­ty­wem od cy­ber­prze­stęp­czo­ści? Kto wie... Na ra­zie je­ste­śmy wspól­ni­kami na tro­pie za­ga­dek do­ty­czą­cych miesz­kań­ców na­szego mia­steczka.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: