- W empik go
Palestra czyli Wojna prawników w siedmiu pieśniach - ebook
Palestra czyli Wojna prawników w siedmiu pieśniach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 199 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nawet za młodu wzywałem pomocy
Gdym puszczał strzały z poetycznej procy,
Tem więcej stary – błagam o natchnienie.
Lecz kogo? – Muzy? Precz – precz błędne cienie!
Daremno wasze umizgi, zaloty,
Ócz zawracanie, podrygi, pieszczoty,
Siedźcie za piecem panieńskie staruszki,
Czas już – i dawno sprzedawać pietruszki.
Pijcie ulopki z styryjskiego ziela,
Straciłyście już we mnie przyjaciela.
Czy pamiętacie, gdym śpiewał "Obronę",
Myśląc wawrzynną uzyskać koronę –
Wzywałem wszystkie, a dziewięć was przecie,
Chodźcie kochanki! natchniecie? natchniecie?
Natchnęłyście mnie – ja, nadęty prawie
Zacząłem śpiewać, aż tu śmiech w Warszawie;
Nie dosyć natem, w Poznaniu gwizdane,
We Wiedniu nawet spokoju nie dano.
Tam postępowy jakiś ilustrator
I cudzych rzeczy niezwykły amator,
Czerpał z mych natchnień, w końcu mnie ofukał,
Że na kradzionych rymach się oszukał.
Więc przepadajcie starożytne Muzy!
Trzy z waszej łaski oberwałem guzy!
Więc z innej beczki. – Chodź boska Temido
Od ciebie myśli najszczytniejsze idą;
Pod twojem hasłem wydają wyroki,
Niecnym złodziejom obkładają boki.
W ustach miljonów brzmi twoje nazwisko,
Gdzie ty zasiędziesz sprawiedliwość blizko,
A choć prostaczek nie zdolen jej zoczyć,
Prostaczkom od niej nie wolno jest zboczyć.
Gdy o twej dziatwie nawija się wątek,
Dodaj konceptu, choćby na początek
Twoich pieszczoszków, odkryj mi sekrety,
Otwórz archiwa, tajne gabinety,
Pokaż bez togi te postacie szczytne,
Niech im przynajmniej kapitule wytnę,
A gdy duch święty dziateczki bić radzi,
Więc i palestrze rózga nie zawadzi.
A więc już śpiewam! lecz zacząć od kogo?
Nie trudno zacząć – lecz łatwo złowrogo
Bo o pierwszeństwo spierać się gotowi.
Lecz kto tu pierwszy? od nich się nie dowie,
Tak ich pieszczono! czy sędzia od grodu,
Czy sędzia ziemski starszego jest rodu?
Czy z mecenasem zacząć, czy z rejentem?
Ot – co tu szukać zacznę z dependentem.
Oho – z tym pankiem dziś łatwo się sprawić,
Dawniej ten kąsek mógł człeka zadławić.
Dawniej dependent był głośny po świecie,
Choć klientowi banialuki plecie,
Przecie szlachetka rozrzewniony wzdycha,
Ściska, całuje, z podziwu usycha,
Bije pokłony zdaleka to z bliska,
W końcu do garści dukacika wciska.
A gdy na sejmik dependent zawita,
Każdy z zdziwieniem – kto to? kto to? –
Gdy się dowiedzą, co za matedora,
Wszystkich ogarnia głęboka pokora;
Nad elokwencja tożto się unoszą!
Żeby powtórzył błagają i proszą,
Chwalą wąs, brodę i gładką czuprynę,
Biegłość prawniczą, wykwintną łacinę,
I chwaląc wszystko, pochwalą w przelocie
I dziurę w bucie, plamę na kapocie.
A na trybunał gdy przyniósł foljały,
Zatrząsł się Lublin trybunalski cały,.
Wnet go obskoczą powody, świadkowie,
Obżałowani, głupcy i mędrkowie.
Po co tu przybył? oczami pytają,
Na foliały chciwie spoglądają,
Co się w nich mieści? odgadnąć by radzi,
Ej – cierpliwości! czekać nie zawadzi.
Wnet pan dependent wydobył kozika,
Rozkroił sznurek, foljały odmyka,
Z wielką powagą wznosi tascykuły,
I od niechcenia czyta ich tytuły.
Tu strach owładnął czyhającą zgraję,
Ten się już w turmie rozpaczy oddaje,
Drugiego topor łaskocze już w szyję,
Więc mruży oczy, przed śmiercią się kryje,
Ogólna trwoga! wrona zakrakała,
Więc Mało Polska rozpierzchła się cała.
Idźmy za nimi. Tam już audyencja,
Już rozpoczęta zimowa kadencja,
Wchodzi dependent i marszałka pana
O głos uprasza, bo czeka od rana.
Glos otrzymawszy, perorę zaczyna
I do uwagi sędziów upomina.
"Quousque tandem" powtarza jak Marek,
Ciągle wyjeżdża z tem jak na jarmarek,
Tak, że marszałek znudzony powstaje.
Więc ten pieprzyku i soli dodaje,
O symonii to o paranteli,
O nepotyzmie, tłustej kurateli –
Jak zacznie huczeć – naostrzy mu uszy,
Wszystkie humory do głowy poruszy,
A deputaci wąs wzdymają tłusty.
Dziwnie sznurując wielmożnemi usty.
Spostrzegł dependent. A nuż… tu o kwarcie,
Nuż o starostwach, statecznie i w żarcie,
O kumulacji urzędów wzbronionej,
O egzekucji, o posagu żony.
Tu zacytuje z legum woluminów.
Uchwały sejmów, tu klątwy rabinów,
Wnet pandektami rzuca, wnet kodexem,
Miota kanony i bule z indeksem.
Szalonym pędem lecą encykliki,
Godzą w trybunał jak w Tatarów szyki,
Zawrócił głowy, pomieszał szeregi,
Spędził słuchaczów na przepaści brzegi!
Stoi zwycięzca! co mówił? nie wiedzą,
Obstupuerunt nieruchomi siedzą! –
Hej co tu robić? wychodzą, wracają,
Wnet dependenta na bok zapraszają,
Szepcą do ucha – co mówią? – nie słyszę –
Dość, że dependent wraca w wielkiej pysze,
Nie dependentem już – lecz sekretarzem,
Wnet zaś pisarzem, wnet referendarzem,
Już go starostwo pewnie nie ominie
W końcu karmazyn na ramiona spłynie.
A dziś! – dependent – człowiek żal się Boże!
Już po dawnemu pohulać nie może.
Czasem nieborak pchnie się między pany
I patrz – dependent wraca wygwizdany.
Chyba grosiwo zwąchają w węzełku,
To wyłaskoczą mu je przy djabełku,
W dodatku złaja, a po pijanemu
Oberwać szczutka nie trudno biednemu.
Są i skromniejsi – słońcem nie zabłysną,
Toć w przedpokojach mecenasów kisną,