Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiątki starego szlachcica: według pierwowzoru ułożone dla młodzieży - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiątki starego szlachcica: według pierwowzoru ułożone dla młodzieży - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 285 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PA­MIĄT­KI STA­RE­GO SZLACH­CI­CA.

Chodź­cie, moje dzie­ci, już skoń­czy­łem! – za­wo­łał pan Flo­ry­an Za­rem­ba, na­uczy­ciel Jan­ka, Wład­ka, Łu­ka­sza i Zosi.

Dzie­ci na to we­zwa­nie, wy­gło­szo­ne we­so­ło, z hu­mo­rem, o któ­ry nie ła­two było u pana na­uczy­cie­la, ocho­czo opu­ści­ły krze­sła, na któ­rych, za­ję­te pi­sa­niem, przy sto­li­ku sie­dzia­ły.

– Pa­trz­cie! – zno­wu pod­nie­sio­nym gło­sem wy­mó­wił pan Za­rem­ba i po­ka­zał dzie­ciom gru­by ka­jet, sta­ro­świec­kiem pi­smem za­peł­nio­ny. – Czy wie­cie co to jest?

– Ka­jet, – od­po­wie­dział Ja­nek, któ­ry w od­po­wie­dzi był za­wsze pierw­szym.

– Ta­jem­ni­ca, – wy­mó­wi­ła Zo­sia, któ­rej pan Za­rem­ba na za­py­ta­nie: co tak dłu­go po ca­łych wie­czo­rach pi­sze? – od­po­wie­dział był raz: ta­jem­ni­ca.

Wła­dzio i Łu­ka­szek mil­cze­li; pierw­szy rad był do­tknąć rącz­ką ka­je­tu, aby prze­ko­nać się: czy pa­pier jest dość sztyw­nym na strza­ły, a dru­gi, na­chy­liw­szy głów­kę i roz­sze­rzyw­szy oczy, chciał zaj­rzeć do wnę­trza, szu­ka­jąc ob­raz­ków; bo dla nie­go książ­ka, czy ka­jet, bez ob­raz­ków nie były nic war­te.

– Otóż, moje dzie­ci, – za­czął z więk­szą po­wa­gą na­uczy­ciel, – mogę wam już te­raz po­wie­dzieć: co to za ta­jem­ni­ca w tym ka­je­cie się mie­ści. To są Pa­miąt­ki sta­re­go szlach­ci­ca.

– Ba! – za­wo­łał na to Ja­nek nie­za­do­wo­lo­ny. My­śla­łem, że co no­we­go, o tych pa­miąt­kach tat­ka z mamą cią­gle mó­wią.

– Bez ob­raz­ków – z gry­ma­sem po­wie­dział Łu­ka­szek, tak­że nie­za­do­wo­lo­ny.

– A na co pan pro­fe­sor prze­pi­sy­wał, kie­dy to wszyst­ko jest w książ­ce wy­dru­ko­wa­ne? – za­py­ta­ła Zo­sia, naj­po­waż­niej­sza, cho­ciaż naj­młod­sza z ro­dzeń­stwa.

– A cóż ty nic nie mó­wisz? – na­uczy­ciel zwró­cił uwa­gę na Wła­dzia, sta­ra­jąc się, aby każ­dą oko­licz­no­ścią w na­leż­ny spo­sób bu­dzić za­ję­cie swych uczniów.

– Bo pan pro­fe­sor mó­wił, że dla nas Pa­miąt­ki sta­re­go szlach­ci­ca za mą­dre; że tyl­ko tat­ko, mama i pan pro­fe­sor je ro­zu­mie­ją.

– Do­brześ po­wie­dział, mój chłop­cze: pa­mięt­ni­ki dru­ko­wa­ne, któ­re­mi tak się za­chwy­cał wasz oj­ciec, dla was są za mą­dre, bo ten, kto je pi­sał, hra­bia Hen­ryk Rze­wu­ski, nie pi­sał dla dzie­ci, ale dla do­ro­słych lu­dzi. Jed­nak na wszyst­ko jest spo­sób: z jed­ne­go źró­dła pije i dziec­ko i czło­wiek do­ro­sły, z tą tyl­ko róż­ni­cą, że gdy dzie­ciom wy­star­czy mała szkla­necz­ka, dla do­ro­słe­go i pół kwar­ty wody nie jest za­nad­to. Dla was, moje dzie­ci, pod­ją­łem się mi­łej pra­cy i po­dług Pa­mią­tek sta­re­go szlach­ci­ca uło­ży­łem ga­le­ryą, w któ­rej po­zna­cie się z oso­ba­mi hi­sto­rycz­ne­mi, z księ­ciem Pa­nie ko­chan­ku…

– Z tym dow­cip­nym księ­ciem? – prze­rwa­ła Zo­sia.

– Tak, z tym naj­więk­szym dzi­wa­kiem i naj­więk­szym ma­gna­tem pol­skim. Po­zna­cie się i z Rej­ta­nem.

– To ten sam, któ­ry za­wsze po­wia­dał: że u mnie Pan Je­zus go­spo­darz a Naj­święt­sza Pan­na go­spo­dy­nią; – prze­rwał zno­wu Ja­nek, w któ­re­go głów­ce pięk­ne sen­ten­cye, raz za­sły­sza­ne, dłu­go się trzy­ma­ły.

– Ten sam – już go na­wet wi­dzi­cie – a gdzie? po­wiedz, Zo­siu.

Zo­sia, chwil­kę po­my­ślaw­szy, kla­snę­ła w rącz­ki i za­wo­ła­ła:

– Na fo­to­gra­fii, w ob­ra­zie Ma­tej­ki.

– A to pan Ta­de­usz! – wraz wy­krzyk­nę­ły wszyst­kie dzie­ci, do­wo­dząc swym za­pa­łem, że wie­dzą, ja­kie szla­chet­ne ser­ce biło w pier­si Rej­ta­na.

– Dużo pięk­nych rze­czy do­wie­cie się o tym oby­wa­te­lu, któ­ry opu­ścił na za­wsze dom swych przy­ja­ciół, a ro­dzi­ców swej na­rze­czo­nej, zo­ba­czyw­szy na ścia­nie por­tret Ka­ro­la XII, Kró­la Szwedz­kie­go.

Tu dzie­ci mi­mo­wol­nie spoj­rza­ły na ścia­nę, ob­wie­szo­ną por­tre­ta­mi róż­nych oso­bi­sto­ści; a nie do­strze­gł­szy mię­dzy nie­mi żad­ne­go Szwe­da, zwró­ci­ły do na­uczy­cie­la swe oczy błysz­czą­ce głę­bo­kiem za­do­wo­le­niem.

– W tym ka­je­cie znaj­dzie­cie hi­sto­ryą Sawy… – po­wie­dział pan Za­rem­ba i za­trzy­mał się, chcąc, aby i o Sa­wie dzie­ci so­bie coś przy­po­mnia­ły.

– A czy na­pi­sał pan pro­fe­sor o So­da­li­sach? – za­py­tał Wła­dek, któ­ry po­mi­mo strzał z pa­pie­ru, bi­czów i wia­tró­wek, miał ser­ce nad­zwy­czaj skłon­ne do bra­ter­stwa.

– A jak­że! Jest i o tem brac­twie po­świę­co­nem Naj – święt­szej Pan­nie; jest o wszyst­kiem, moje dzie­ci, o czem wie­dzieć po­win­ny­ście. Je­śli zro­zu­mie­cie mój ka­jet, to po­tem zro­zu­mie­cie i książ­kę dru­ko­wa­ną, któ­rą się wasz oj­ciec tak za­chwy­ca. Czy­tać bę­dzie­my uważ­nie, po­wo­li – a po mie­sią­cu po­zna­cie dużo no­wych por­tre­tów.

– Por­tre­tów? a kie­dy w ka­je­cie nie­ma ob­raz­ków – zro­bił uwa­gę Łu­ka­szek, któ­re­mu tyl­ko o ob­raz­ki cho­dzi­ło.

– Otóż my­lisz się, ko­chan­ku – ob­raz­ki są, i to ob­raz­ki pięk­ne – ja­kich jesz­cze Pa­miąt­ki szlach­ci­ca nig­dy nie mia­ły; ale nie po­ka­zy­wa­łem wam ich, bo chcia­łem, aby­ście naj­pierw za­sma­ko­wa­li w tem, co myśl wzbo­ga­ca, a po­tem do­pie­ro wzię­li się do za­ba­wy.

– Już za­sma­ko­wa­li­śmy – za­wo­łał Łu­ka­szek, któ­ry aż się trząsł do ob­raz­ków. Gdy pan Za­rem­ba, ucząc dzie­ci cier­pli­wo­ści, po­wo­li za­bie­rał się do roz­wią­za­nia tecz­ki, w któ­rej ry­sun­ki były zło­żo­ne, dzie­ci, wstrzy­maw­szy od­dech w pier­si, tu­li­ły się do sto­łu, a Łu­ka­szek z cie­ka­wo­ści aż pa­lu­szek wło­żył w bu­zię i gryzł go nie­spo­koj­nie.

– Otóż wi­dzi­cie – po­wie­dział pan Za­rem­ba z ser­decz­nym uśmie­chem i wstrzą­snął tecz­ką.

Dzie­ci aż krzyk­nę­ły na wi­dok tylu żoł­nie­rzy, a gdy pan Za­rem­ba ob­ja­śnił ich, co ta­kie­go ten i ów ry­su­nek przed­sta­wia, za­czę­ły go pro­sić, aby za­raz roz­po­czął czy­ta­nie.

– Nie, moje dzie­ci, nie za­raz, ale po lek­cyi czy­ta­nie Pa­mią­tek sta­re­go szlach­ci­ca bę­dzie na­gro­dą za wa­szą pil­ność w na­ukach szkol­nych. Gdy­bym z was nie był za­do­wo­lo­nym, gdy­by się dzie­ci źle uczy­ły – nie pi­sał­bym dla was tego dzieł­ka, bo dla nie­uków na­sza prze­szłość nie ma war­to­ści. Niem­cy, a i z po­mię­dzy swo­ich lu­dzie prze­wrot­ni i źli, wy­szu­ku­ją w na­szej hi­sto­ryi tyl­ko sa­mych wad, sa­mych nie­do­łęztw i zdroż­no­ści, a to dla tego, aby uspra­wie­dli­wić swą obo­jęt­ność dla na­ro­do­wych pa­mią­tek. Były w prze­szło­ści na­szej, jak wszę­dzie, rze­czy złe, ale sto­kroć wię­cej było do­brych – roz­róż­nić zaś jed­ne od dru­gich po­tra­fi tyl­ko ten, kto ma ser­ce i ro­zum. Więc te­raz, moje dzie­ci, weź­my się do gra­ma­ty­ki pol­skiej, a wie­czo­rem za­cznie­my czy­tać Pa­miąt­ki.

Pierw­szy Łu­ka­szek, któ­ry gra­ma­ty­ki nie lu­bił, rzu­cił się do książ­ki i za­czął gło­śno przy­pad­ko­wać. Wła­dzio i Ja­nek za nim po­wta­rza­li; Zo­sia, pod­parł­szy głów­kę obu rącz­ka­mi, naj­pierw­sza po­wie­dzia­ła: już umiem!

I umia­ła rze­czy­wi­ście lek­cyą do­sko­na­le; umie­li i chłop­cy. To też wie­czór prze­pę­dzi­li na czy­ta­niu Pa­mią­tek i na oglą­da­niu pięk­nych ob­raz­ków.

Po go­dzi­nie czy­ta­nia roz­ma­wia­ły z oj­cem i mat­ką o tem, cze­go wczo­raj jesz­cze nie ro­zu­mia­ły. Za tę nie­spo­dzian­kę ro­dzi­ce uca­ło­wa­li dzie­ciąt­ka, a rękę do­bre­go na­uczy­cie­la z wdzięcz­no­ścią uści­snę­li.WO­ŁOD­KO­WICZ.

Au­tor Pa­mią­tek, p.Se­we­ryn So­pli­ca, naj­wię­cej wspo­mi­na o ks. Ka­ro­lu Ra­dzi­wil­le, synu Wiel­kie­go Het­ma­na Li­tew­skie­go, Mi­cha­ła *). Ksią­że miał przy­sło­wie – "Pa­nie ko­chan­ku, " od któ­re­go też prze­zwa­no go księ­ciem "Pa­nie Ko­chan­ku. "- Mat­ką jego była ostat­nia z Wi­śnio­wiec­kich, ko­bie­ta bar­dzo wy­kształ­co­na, ale piesz­czą­ca nie­po­miar­ko­wa­nie syna je­dy­na­ka. Pięt­na­sto­let­nie ksią­żąt­ko nie umia­ło jesz­cze ani czy­tać ani pi­sać; nikt go nie po­tra­fił tego na­uczyć, gdyż każ­dy na­uczy­ciel na­glą­cy go po­waż­nie do pra­cy tra­cił wnet miej­sce pod po­zo­rem, że nie umie ła­god­nie za­chę­cić chło­pa­ka do na­uki. Ksią­że het­man, nie­rad temu, za­czął przed­sta­wiać żo­nie, że prze­cie sy­no­wi tak zna­ko­mi­tej ro­dzi­ny na­le­ży coś wię­cej -

*) Na­zwa het­ma­na od­po­wia­da­ła w daw­nych cza­sach dzi­siej­sze­mu "głów­no­do­wo­dzą­ce­mu ge­ne­ra­ło­wi. '' Czte­rech by­wa­ło het­ma­nów: Wiel­ki Ko­ron­ny i Wiel­ki Li­tew­ski, Po­lny Ko­ron­ny i rol­ny Li­tew­ski.

umieć, niż bić się z pa­zia­mi na pa­ła­sze, jeź­dzić kon­no i cel­nie strze­lać.

Ser­ce ma­cie­rzyń­skie zna­la­zło wresz­cie spo­sób za­ra­dze­nia wszyst­kie­mu i oświad­czy­ła raz het­ma­no­wa do­mow­ni­kom, iż da temu na wła­sność dwa fol­war­ki, kto jej Ka­rol­ka bez przy­mu­su na­uczy czy­tać i pi­sać. Zna­lazł się nie­ja­ki pan Pisz­cza­ło, człek bar­dzo świa­tły, któ­ry się pod­jął tej trud­nej spra­wy. Na ta­bli­cy sto­ją­cej na ko­złach wy­pi­sał wiel­kie i małe li­te­ry al­fa­be­tu, a uczeń, strze­la­jąc do nich, uczył się za­ra­zem je po­zna­wać. Księ­ciu Ka­ro­lo­wi do­da­no dla emu­la­cyi dwóch, jego weku, chłop­ców: Igna­ce­go Wo­łod­ko­wi­cza, Cho­rą­ży­ca Na­dwor­ne­go Li­tew­skie­go *) i Mi­cha­ła Rej­ta­na, Pod­ko­mo­rzy­ca No­wo­gródz­kie­go **).

Raź­nie i we­so­ło szła tym chło­pa­kom na­uka, dużo im jed­nak bra­kło do tego, aby ich moż­na było na­zwać ja­ko­ta­ko wy­kształ­co­ny­mi.

Ksią­że Ka­rol, w dwu­dzie­stym roku ży­cia zo­staw­szy Miecz­ni­kiem Li­tew­skim ***), nie­wiel­ki za­pas na­uki po­cząt­ko­wej pręd­ko wzbo­ga­cił czy­ta­niem, przy­słu­chy­wa­niem się roz­mo­wom lu­dzi świa­tłych i ob­co­wa­niem z do­świad­czo­ny­mi mę­ża­mi; miał przy­tem wiel­ki zdro­wy roz­są­dek i czu­łe, pra­we ser­ce, zdol­ne do po­czu­cia i uzna­nia praw­dy. Gdy zo­stał Mar­szał­kiem Try­bu­na­łu Li­tew­skie­go ****), praw­ni­cy bra­li się za gło­wy, po­dzi­wia­jąc, jak umiał po­zna­wać, co było słusz­no­ścią, a co wy­krę­tem; że zaś nie słu­chał ni- -

*) Cho­rą­życ zna­czy "syn cho­rą­że­go. " Cho­rą­ży we wła­ści­wem zna­cze­niu jest to sto­pień woj­sko­wy w kom­pa­nii lub puł­ku. "W daw­nej Pol­sce był to znacz­ny urząd cy­wil­ny; byli cho­rą­żo­wie wiel­cy, na­dwor­ni i ziem­scy.

**) Pod­ko­mo­rzyc zn. "syn Pod­ko­mo­rze­go" – Pod­ko­mo­rzy­mi na­zy­wa­no urzęd­ni­ków do są­dze­nia spraw gra­nicz­nych, a w daw­nych cza­sach za­wia­dow­ców dwo­ru kró­lew­skie­go, kró­lew­skiej ko­mo­ry.

***) Na­zwa urzęd­ni­ka no­szą­ce­go miecz kró­lew­ski.

****) Od r. 1578, a osta­tecz­nie od 1590 r. w ca­łej daw­nej Pol­sce Try­bu­nał sta­no­wił w spra­wach po­spo­li­tych szla­chec­kich naj­wyż­szą in­stan­cyą są­do­wą; miał dwa wy­dzia­ły: du­chow­ny i świec­ki; w pierw­szym prze­wod­ni­czył mar­sza­łek, w dru­gim pre­zy­dent. Był je­den Try­bu­nał w Ko­ro­nie, dru­gi na Li­twie. Try­bu­nał Ko­ron­ny, z krót­ką od­mia­ną od r. 1764 – 1775, sta­le re­zy­do­wał w Piotr­ko­wie i Lu­bli­nie, Li­tew­ski – w Wil­nie, Miń­sku i No­wo­gród­ku, a od r. 1775 – w Wil­nie i Grod­nie.

czy­ich na­mów, idąc za­wsze za wła­snem prze­ko­na­niem, utrzy­my­wa­no go usil­nie na tym urzę­dzie. Przy­zna­je jed­nak So­pli­ca, że czy­nio­no księ­ciu za­rzu­ty, ja­ko­by w mło­do­ści nad­uży­wał swo­je­go znacz­ne­go sta­no­wi­ska i po­peł­niał gwał­ty i nie­spra­wie­dli­wo­ści; ale po­wia­da, iż po­wo­dem do tych plo­tek było to… że mło­dy ksią­że, ży­we­go cha­rak­te­ru, nie­znaj­du­jąc jesz­cze spo­sob­no­ści do za­spo­ko­je­nia – wro­dzo­nej po­trze­by dzia­ła­nia, ze­brał był koło sie­bie gro­no mło­dzie­ży i pę­dził z niem we­so­łe, ale męz­kie ży­cie, szu­ka­jąc po la­sach nie­bez­pie­czeństw w po­lo­wa­niu na gru­be­go zwie­rza i w ten spo­sób do­świad­cza­jąc swej od­wa­gi. Jak to w owe cza­sy by­wa­ło i u nas i wszę­dzie, przy­tem tra­fia­ły się i swa­wo­le: po­szczu­to owce char­ta­mi, na­stra­szo­no żyda aren­da­rza za zbyt­nią chci­wość, spa­lo­no na­wet jaką sta­rą karcz­mę w bo­rze; ale po­szko­do­wa­ny by­wał za­wsze w trój­na­sób wy­na­gro­dzo­nym, a na lu­dziach ja­kie­go­bądź sta­nu nie do­pusz­cza­no się nig­dy żad­ne­go okru­cień­stwa i gwał­tu. To­wa­rzy­stwo księ­cia, któ­re stron­nic­two kró­la Po­nia­tow­skie­go, pro­wa­dzo­ne w Wil­nie przez księ­cia Mas­sal­skie­go, na­zy­wa­ło haj­da­ma­ka­mi, mia­ło w rze­czy sa­mej w swem ło­nie lu­dzi świa­tłych, nie­po­szla­ko­wa­nych w mi­ło­ści dla kra­ju i nie­ża­łu­ją­cych dla nie­go krwi wła­snej i tru­dów.

Gro­no mło­dzie­ży oby­wa­tel­skiej, ota­cza­ją­cej księ­cia Ka­ro­la, two­rzy­ło tak zwa­ną ban­dę al­bej­ską, od fol­war­ku Alby, znaj­du­ją­ce­go się w po­bli­żu Nie­świe­ża. Każ­dy na­le­żą­cy do Al­bej­czy­ków spo­so­bił się na wo­ja­ka; a im kto wię­cej oka­zał od­wa­gi, w tem więk­szym sza­cun­ku był u ko­le­gów. Pan Ko­stro­wie­ci, Al­bej­czyk, w Ła­chwie, (ma­ją­tek ks. Ra­dzi­wił­ła na Po­le­siu) prze­sa­dził kon­no rów dwa sąż­nie sze­ro­ki i ty­leż głę­bo­ki, ota­cza­ją­cy za­mek ta­mecz­ny. Pan Wo­łod­ko­wicz razu jed­ne­go na po­lo­wa­niu wy­szedł z oszcze­pem w ręku na po­strze­lo­ne­go niedź­wie­dzia i śmia­ło go ugo­dził; ale oszczep zła­mał się mię­dzy że­bra­mi, a niedź­wiedź rzu­cił się na my­śliw­ca. Nie tra­cąc przy­tom­no­ści, pan Igna­cy ka­wał­kiem po­zo­sta­łe­go w ręku drze­wa tak sil­nie zwie­rzę po łbie ude­rzył, że upa­dło mu pod nogi ogłu­szo­ne i otrzy­ma­ło na­stęp­nie pchnię­cie w ser­ce kor­de­la­sem. Któż­by wy­li­czył wszyst­kie po­pi­sy tych dziel­nych Al­bej­czy­ków!

Na do­wód ich nie­sły­cha­ne­go męz­twa przy­ta­cza So­pli­ca hi­sto­ryą świet­ne­go i smut­ne­go za­ra­zem koń­ca ży­cia i sko­nu pana Igna­ce­go Wo­łod­ko­wi­cza.

Kie­dy po śmier­ci Au­gu­sta III-go, Sasa, zmar­łe­go w Dre­znie d. 5 Paź­dzier­ni­ka w 1763 r., na­sta­ło bez­kró­le­wie, a Czar­to­ry­scy z za­żą­da­nem nie­co pier­wiej woj­skiem od Ros­syi sta­ra­li się kraj wzbu­rzo­ny utrzy­my­wać w po­rząd­ku, ksią­że Ka­rol Ra­dzi­wiłł, już pod­ów­czas Wo­je­wo­da Wi­leń­ski *), szcze­rze po­ma­gał stron­nic­twu kró­le­wi­cza Ka­ro­la, któ­ry był sy­nem zmar­łe­go Au­gu­sta.

–-

*) Daw­na Pol­ska dzie­li­ła się na "wo­je­wódz­twa. " Zwierzch­ni­kiem wo­je­wódz­twa był wo­je­wo­da, ma­ją­cy wła­dzę cy­wil­ną (prze­wod­ni­cze­nie na sej­mi­kach, sądy wo­je­wódz­kie, atry­bu­cye edy­licz­ne i wo­jen­ną., pro­wa­dził bo­wiem szlach­tę pod­czas po­spo­li­te­go ru­sze­nia. Wo­je­wództw było wszyst­kich w XVIII w. 35: w Ko­ro­nie 23 (i War­mia) na Li­twie 10; nad­to obie po­ło­wy pań­stwa mia­ły po 1 wo­jew. ty­tu­lar­nem.

Par­tya prze­ciw­na usta­na­wia­ła wszę­dzie sądy kap­tu­ro­we *). Sę­dzia kap­tu­ro­wy No­wo­gródz­ki, chcąc za­stra­szyć stron­nic­two kró­le­wi­cza, prze­ciw­ne pro­wa­dzo­ne­mu na tron przez Czar­to­ry­skich Stol­ni­ko­wi **) Li­tew­skie­mu, Po­nia­tow­skie­mu, wy­dal roz­kaz do Ban­dy Al­bej­skiej, aby wszy­scy No­wo­gro­dzia­nie do niej na­le­żą­cy sta­wi­li się przed są­dem kap­tu­ro­wym dla da­nia od­po­wie­dzi na za­rzu­ty im czy­nio­ne, że z księ­ciem Wo­je­wo­dą Wi­leń­skim do­pu­ści­li się gwał­tów i ra­bun­ków w nie­któ­rych do­mach szla­chec­kich.

Mło­dzież no­wo­gródz­ka ba­wi­ła się wte­dy w Nie­świe­żu, a ksią­że Ka­rol, or­dy­nat, wca­le o czem in­nem my­ślał, niż o sta­wa­niu przed są­da­mi kap­tu­ro­we­mi; ale pan Wo­łod­ko­wicz, z na­tu­ry śmia­ły za­wa­dja­ka, przy­mu­sił woź­ne­go do zje­dze­nia przy­nie­sio­ne­go mu po­zwu, i na­pi­sał do sę­dzie­go, że na ter­min na­zna­czo­ny sta­nie ze swym pa­tro­nem, któ­re­go woź­ne­mu po­ka­zał; a był to na­haj z fa­bry­ki boć­kow­skiej.

Do­braw­szy so­bie sze­ściu zu­chów z dwo­rzan nie­świez­kich dwóch Al­bej­czy­ków, Wę­cła­wo­wi­cza i Wa­zgir­da, pu­ścił się Wo­łod­ko­wicz do No­wo­gród­ka, cho­ciaż tam sta­ła -

*) Sądy za cza­sów bez­kró­le­wia; na­zwę ich wy­wo­dzą, albo wprost od kap­tu­ra, albo z ła­ci­ny śre­dnio­wiecz­nej od wy­ra­zu cap­tu­ra t… j… li­be­ra cap­tu­ra, pra­wo wol­ne­go ima­nia i są­dze­nia wi­no­waj­ców, pod­czas gdy inne sądy znaj­do­wa­ły się w za­wie­sze­niu. Kap­tu­ry znie­sio­no do­pie­ro w r. 1791.

**) Stol­ni­kiem na­zy­wa­no urzęd­ni­ka ma­ją­ce­go obo­wią­zek słu­że­nia do sto­łu kró­lo­wi ra­zem z Pod­cza­szym i Pod­sto­lim, któ­ry był urzęd­ni­kiem niż­sze­go stop­nia od Stol­ni­ka.

w sa­mem mie­ście rota woj­ska. Przy­byw­szy, po­szedł pro­sto na ra­tusz, ale sę­dzia go spo­strzegł przez okno, i umknął tyl­ne­mi drzwia­mi, do klasz­to­ru księ­ży Do­mi­ni­ka­nów.

Pan Wo­łod­ko­wicz, nie zna­la­zł­szy sę­dzie­go w izbie są­do­wej, po trzy­kroć za­py­tał:

– Gdzie pan sę­dzia kap­tu­ro­wy?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: