Pamięć Światłości - ebook
Pamięć Światłości - ebook
Zwieńczenie monumentalnego cyklu fantasy, który pokochało ponad 40 milionów czytelników na świecie
Na Polu Merrilora gromadzą się władcy narodów, żeby zdecydować o swoim poparciu dla planów Smoka Odrodzonego, który zdecydował się zerwać pieczęcie strzegące więzienie Czarnego – w oczach jednych jest to oznaka obłędu, inni widzą w tym ostatnią nadzieję dla świata. Egwene, Zasiadająca na Tronie Amyrlin, staje na czele opozycji.
Tymczasem…
Cień uderza na stolicę Andoru, trolloki zdobywają Caemlyn, miasto płonie.
W wilczym śnie Perrin Aybara toczy pojedynek z Zabójcą.
W Ebou Dar Mat Cauthon szuka kontaktu ze swą żoną Tuon, która pod imieniem Fortuony panuje nad imperium Seanchan.
Ważą się losy całej ludzkości… i rozstrzygną wreszcie na jałowych kamieniach Shayol Ghul. Koło Czasu obraca się, nieuchronnie nadciąga Koniec Wieku. Ostatnia Bitwa, Tarmon Gaidon, przechyli szalę na jedną lub drugą stronę.
„I stanie się wówczas, jako bywało wcześniej i nastąpi znów, że dłoń Czarnego ciężarem spocznie na ziemi i sercach człowieczych, i nie zazieleni się kraina, a wszelka nadzieja umrze.”
Z Cyklu Smoka autorstwa Charal Drianaan te Calamon
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65521-99-6 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
(Z Alethnin Taerin alta Camora, Pęknięcie Świata
Autor nieznany, Czwarty Wiek)
Dla Harriet,
światła życia Roberta Jordana,
oraz dla Emily,
światła mojego życiaROZDZIAŁ 2
WYBÓR AJAH
Skrywała, jak umiała najlepiej ogarniające ją przerażenie.
Gdyby Asha’mani znali ją lepiej, zorientowaliby się, że taki bezruch i milczenie nie leżą w jej naturze. Uciekła się do podstawowych nauk Aes Sedai — sprawiała pozory opanowanej, gdy w rzeczywistości właśnie opanowania brakowało jej najbardziej.
Zmusiła się, by wstać. Canlera i Emarina nie było, bo wizytowali chłopców z Dwu Rzek, sprawdzając, czy tamci nie wałęsają się gdzieś samopas. Znowu została sam na sam z Androlem. Na dworze padał deszcz.
Androl milczał jak głaz i ślęczał nad swoimi pasami skóry. Pracował dwoma szydłami równocześnie, zaszywając otwory na krzyż z obu stron. Potrafił zagłębić się w robocie niczym mistrz rzemiosła.
Pevara ruszyła w jego stronę; gwałtownie zadarł głowę, gdy stanęła blisko. Ukryła uśmiech — może nie było tego po niej widać, ale w razie potrzeby potrafiła poruszać się bezszelestnie.
Sprawdziła, co dzieje się za oknami. Deszcz zmienił się w ulewę, kurtyny wody rozbryzgiwały się na szybach.
— Całymi tygodniami zbierało się na burzę. No i wreszcie nadeszła.
— Te chmury musiały się w końcu otworzyć — stwierdził Androl.
— A jednak deszcz nie sprawia wrażenia naturalnego — zauważyła, nadal stojąc przed oknem z rękoma splecionymi na plecach. Czuła chłód przesączający się przez szybę. — Ani nie słabnie, ani nie przybiera na sile. Wciąż ten sam, jednolity wodospad. Bardzo dużo błyskawic, a grzmi rzadko.
— Uważasz, że to jedno z nich? — spytał Androl.
Nie musiał tłumaczyć, o kim mówi. Na początku tygodnia zwyczajni ludzie zamieszkujący Wieżę — czyli ci niebędący Asha’manami — bez przyczyny płonęli jak pochodnie. Ot tak… Stracili w ten sposób czterdziestu. Wielu do teraz obwiniało jakiegoś wyrodnego Asha’mana, ale świadkowie przysięgali, że nikt w pobliżu nie przenosił.
Pevara pokręciła głową, przyglądając się grupie przechodniów brnących zalaną błotnistą ulicą. Z początku sama zaliczała się do zwolenników teorii, że owe śmierci to dzieło jakiegoś obłąkanego Asha’mana. Teraz jednak uważała te zdarzenia i inne anomalie za przejaw czegoś o wiele gorszego.
Osnowa świata strzępiła się.
Wiedziała, że musi być silna. Wszakże to ona właśnie, opierając się na sugestii Tarny, obmyśliła plan sprowadzenia tu kobiet, aby nałożyły tym mężczyznom więzi zobowiązań. Nie mogła dopuścić, by odkryli, jak niepokojące dla niej było, że uwięzła w tej pułapce, zmuszona mierzyć się z wrogiem, który potrafi przeciągnąć kogoś na stronę Cienia. I że jej jedynymi sojusznikami są mężczyźni, których jeszcze kilka miesięcy wcześniej gorliwie by ścigała i ujarzmiała bez krztyny żalu.
Przysiadła na zydlu, który wcześniej zajmował Emarin.
— Chciałabym omówić ten „plan”, nad którym pracujesz.
— Właściwie to żadnego jeszcze nie opracowałem, Aes Sedai.
— Niewykluczone, że mogłabym coś podpowiedzieć.
— Nie powiem, że nie posłuchałbym — odparł Androl, ale zmrużył przy tym oczy.
— Co jest nie tak? — spytała.
— Ci ludzie na ulicy. Nie rozpoznaję twarzy. I…
Wyjrzała za okno. Jedyne światła paliły się w oknach budynków, z których co jakiś czas wylewała się czerwonopomarańczowa łuna rozjaśniająca noc. Przechodnie nadal powoli brnęli po ulicy, to pojawiając się w świetle, to znikając w ciemnościach.
— Ich ubrania nie są mokre — szepnął Androl.
Pevarę przeszył dreszcz, bo zorientowała się, że ma rację. Pierwszy z idących miał na głowie kapelusz z szerokim, obwisłym rondem, ale ono nie wcinało się ani w deszcz, ani w potoki wody spływające z dachów, mało tego, wiejskie odzienie mężczyzny najwyraźniej opierało się ulewie, a suknia jego towarzyszki nie rozdymała się na wietrze. Pevara zauważyła jeszcze, że jeden z młodszych mężczyzn miał rękę wyciągniętą do tyłu, jakby trzymał w niej wodze jucznego konia — a jednak nie szło za nim żadne zwierzę.
Pevara i Androl obserwowali w milczeniu te postacie, póki nie zniknęły z zasięgu ich wzroku, pochłonięte przez nocny mrok.
Zmarli pojawiali się zdecydowanie z coraz to większą częstotliwością.
— Sugerowałaś, że mogłabyś mi coś podpowiedzieć? — odezwał się Androl drżącym głosem.
— Ja… Owszem, tak. — Pevara oderwała wzrok od okna. — Do tej pory Taim skupiał się na Aes Sedai. Wszystkie moje siostry zostały pojmane. Ja jestem ostatnia.
— Chcesz stać się przynętą.
— Przyjdą po mnie — powiedziała. — To jedynie kwestia czasu.
Androl wodził palcem po skórzanym pasku, wyraźnie zadowolony ze swojego dzieła.
— Powinniśmy jakoś cię stąd wydostać.
— Czyżby? — spytała, unosząc brew. — A zatem zostałam wyniesiona do rangi panny, którą należy ratować z opresji, co? Jaki ty jesteś bohaterski.
Androl zaczerwienił się.
— Sarkazm? W ustach Aes Sedai? W życiu bym nie pomyślał, że coś takiego jest możliwe.
Zaśmiała się.
— Och Androl, Androl. Ty naprawdę nic o nas nie wiesz, prawda?
— Szczerze? Nie. Przez całe życie was unikałem.
— No cóż, biorąc po uwagę twoje wrodzone skłonności, zapewne postępowałeś roztropnie.
— Przedtem nie umiałem przenosić.
— Ale podejrzewałeś, że to może nastąpić. Zgodnie z tym, co mi powiedziałeś, przybyłeś tutaj, żeby się uczyć.
— Byłem ciekaw — odparł. — Wcześniej tego nie próbowałem.
„Interesujące” — pomyślała Pevara. — „Czy to właśnie tobą powoduje, rymarzu? To właśnie kazało ci dryfować jak liść na wietrze, z miejsca na miejsce?”
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki