- W empik go
Pamiętnik czasów moich - ebook
Pamiętnik czasów moich - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 490 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dosyć było dla stronników moskiewskich wiadomości o podpisaniu przedugodowych tylko warunków pokoju między Moskwą i Portą, by zuchwale podnieść swe czoła; pokazało się to wraz po upłynionej limicie i rozpoczęciu sejmu na dniu 15 września i następujących: zaczęto śmielej niż dawniej tamować, zwłóczyć wszystkie ustawy, już to wewnętrznych urządzeń, już powiększenia skarbu i wojska tyczących się; co więcej, kilku posłów, niewielu stronników Szczęsnego, po prowincjach podawali do akt protestacje przeciw konstytucji trzeciego maja i wielu innym ustawom sejmowym. Zgorszenia te do tego przyszły stopnia, iż sejm nakazał, by żaden gród nie przyjmował do aktów protestacji podobnych, uważając w nich buntowniczy duch opierania się temu, co reprezentanci narodu i powszechną narodu wolę składający tak zgodnie uchwalili. Sejm atoli stanowiąc uchwałę tę, pamiętny zawsze na swoje zasady, przydał, iż każdemu w mowie i piśmie zostawionym było zdanie swoje wyjawiać, byle im tylko prawnej sankcji przypisywać nie śmiał.
Ważny atoli widok, od tylu wieków w dziejach polskich nie znany, zachwycił publiczność na tej dnia 15 września sesji: w skutku konstytucji trzeciego maja przyszli do stanów zebrani miast deputowani. Wybicki, sławny jeszcze w roku 1766 z ziem pruskich poseł, dziś przyjąwszy prawo pruskie, tkliwą nader mową powitał stany i dziękował im za wrócone miastom swobody: tegoż dnia deputowani miejscy zasiedli miejsca swoje w rozmaitych komisjach. Im bardziej konstytucja rozwijała się w zbawiennych ustawach swoich, tym czynniej zawziętość ku niej działała; poduszczali co dzień więcej służalców swoich schronieni za granicą hersztowie. Czas jest o knowaniach ich z samego początku sejmu powiedzieć pokrótce. Najpierwszy, jakem powiedział, Rzewuski, wraz po otwarciu sejmu w roku 1788 widząc, iż nie było nadziei powrócenia władzy hetmańskiej, porzucił Warszawę, udał się najprzód do Drezdna, stamtąd do Berlina, wszędzie rozwodząc żale swoje na sejm, wszędzie ofiarując obcym usługi swoje i gotowość przedania ojczyzny za buławę. Gdy cnota elektora saskiego a związki króla pruskiego z sejmem naszym nie obiecywały mu wielkich nadziei, gdy ofiara nawet jego gabinetowi berlińskiemu stanięcia na czele chcących jarzmo moskiewskie zrzucić za powrócenie władzy hetmańskiej odrzuconą została, udał się do Widnia. Wkrótce Szczęsny Potocki, rozgniewany, iż sejm nie dał mu się ślepo powodować, wyjechał także do Widnia. Obrażona miłość własna połączyła tych hersztów na pozór: w jednym tylko zgodni, to jest w przeciwieniu się wszystkim czynom sejmowym, w reszcie różni w widokach, nie lubiący się, zazdrośni i natrząsający jeden z drugiego; śmiał się Szczęsny z szału Rzewuskiego, zbawienie Polski pokładającego w władzy hetmańskiej, śmiał się Rzewuski z ograniczonych talentów, z dumy i sięgania po berło Szczęsnego. Mimo tych skrytych zazdrości i nienawiści wspólność interesu łączyła ich w działaniu. Starali się najprzód pobudzić Kaunitza przeciw organom sejmowym, gdy niepomyślna wojna z Turkami i przekonanie, że panowanie moskiewskie w Polszcze aż nadto dworowi wideńskiemu było szkodliwym, nie pozwoliły Kaunitzowi skłonić ucha do szalonych ich poszeptów, przekonał Szczęsny Rzewuskiego, iż nie było nadziei, nie było zbawienia, tylko w Moskwie jednej. Zaczęły się więc schadzki u posła moskiewskiego w Widniu, Razumowskiego, zaczęły konszachty z niższymi wysłańcami, których Katarzyna i Potemkin po wszystkich zagranicznych dworach trzymali. Do tejże kliki należący Branicki, siostrzenicę Potemkina mający za sobą, zostawiony w Warszawie, przyjęty do Straży, będący na czele wojska, kierował w sejmie fakcją moskiewską i o wszystkich czynach rządowych Petersburgowi donosił.
Trzeba było być tak bezrozumnymi albo raczej tak zaślepionymi dumą jak ci dowódcy, by na tylekroć zdradzającej Moskwie polegać, by zawierając z nią umowy, by przy zaręczeniu osobistych sobie korzyści nie zapewnić uroczyście, na piśmie całości granic Polski: mogłyż osobista zawiść, uraza i pycha tak daleko omamić?
Uchwalona konstytucja trzeciego maja rozdrażniła do ostatka gniewy spiskowych; pospieszyli do Jass, gdzie bawił Potemkin w zebranym tam jeszcze obozie moskiewskim. Zawieszenie broni między walczącymi dozwoliło satrapie temu puścić wodze całej swej rozwiązłości. Kochał się on naówczas w księżnie Dołhorukowej; surowość jej zaostrzała barbarzyńskiego olbrzyma chuci, rozumiał, że rozrzutność i festyny zastąpią podobania się dary. Nie ustawały biesiady. Pamiętnym będzie bal, który Potemkin wydał w Jassach dla tej piękności: kazał on wydrążyć pod ziemią niezmierną salę, okrywały ją wokoło bogate makaty, kryształy, brązy, srebro i złoto. Sploty kwiatów świeżych, wonie arabskie napełniały podziemne powietrza, tysiące zapalonych świateł zastępowały jasność słoneczną. Nie tyle zachodów potrzeba było Potemkinowi, by otrzymać fawory Wittowej, z którą się był później Szczęsny ożenił: zawołał on ją z rana do siebie. Zastała go Wittowa leżącego w sobolowym tułubie, rozmamanego, rozczochrane włosy jego okryte były puchem; stała przy łożu szkatuła pełna rozmaitych drogich kamieni i pereł. Potemkin, przebierając w nich garścią, wziął je, dłoń całą dał Wittowej i nasycił swe chuci. Dosyć wielu pisało o zbytkach jego; ileżkroć widzieliśmy adiutanta jego, Baura, przyjeżdżającego do Warszawy, posyłanego nieraz do Paryża po kwiatki, trzewiki, wody pachnące. Pamiętam, jak raz w zimie spotkałem go lecącego sankami, trzymającego przed sobą dużą wazę zamkniętą na kłódkę. I cóż było w tej wazie? Oto ugotowany już sterlet, który Potemkin siostrzenicy swej, Branickiej, do Warszawy przysyłał.
Potemkin, tak rozrzutny, tak wykwintny w swych darach, sam zachował dzikie narodu swego ulubienia. Gdy stół jego giął się pod przysmakami, on sam gryzł surowy burak lub marchew, pożerał wędliny, ładował się kwaśną kapustą. Te to może przeładowania, niesmak i zazdrość z rosnącej faworyta Zubowa potęgi przyprawiły go niebezpieczną chorobę; czując się coraz bardziej słabszym, kazał się wieźć do Mikołajowa, założonego przez siebie miasta nad Bohem; w drodze wysiadł z pojazdu, położył się na rozciągnionym płaszczu pod dębem i wkrótce na łonie siostrzenicy swej, Branickiej, duszę wyzionął, dnia piętnastego października 1791.
Wielu ówczesnych dziejopisów, szczególniej hrabia Ségur, opisali nam charakter, obyczaje, czyny i potęgę, i dziwactwa tego potężnego azjatyckiego magnata, nie do mnie więc w tych prędko kreślonych i niepoprawnych zapisach przydawać do ich obrazów, to tylko powiem, iż Potemkin był niepospolitym człowiekiem: wielkie zawsze knował zamysły, i tym może tak silnie umiał sobie Katarzynę pozyskać, iż acz zawistna władzy swej, dozwalała mu prawie panować pod sobą. Z ubogiego sierżanta gwardii wzniósł się Potemkin do najwyższych dostojeństw, do nieograniczonych bogactw. Oprócz niezmiernych dóbr w Polszcze i Moskwie imperatorowa w pieniądzach wysypała na niego pięćdziesiąt milionów rubli. Jak wielu, tak Potemkin, raz umoczywszy usta u kubka wyniosłości i władzy, wraz gorętsze czuł onych spragnienie. Nie dosyć mu było być najbogatszym i najpotężniejszym panem na świecie, chciał jeszcze koroną skronie swe uwieńczyć. Wiedział on, iż możność i znaczenie jego nie przetrwają życia Katarzyny, wiedział, iż upokorzony tylekroć przez niego następca jej, Paweł, nie daruje mu uraz swoich, chciał więc wcześnie zabezpieczyć sobie, schronić się na tak wysokie miesce, gdzieby go zemsta łatwo dosięgnąć nie mogła; zamyślał więc raz o udzielności Krymu, znów o księstwie kurlandzkim, lecz gdy i to nie dosyć, o polskiej koronie. Zabezpieczał on sobie wcześnie potrzebne do utrzymania się w tym zamyśle siły; więcej on myślał o kredycie i wpływie w Polszcze Branickiego, niż należało; na nim więc do przygotowania w tym względzie umysłów Polaków polegał i również przezornie i zręcznie gotował on sobie zbrojną potęgę: pod pozorem już niezdatności do służby czterdzieści tysięcy doświadczonego żołnierza piechoty oddalił od pułków i na żołdzie swoim po różnych miescach trzymał na każde zawołanie gotowych. Urząd hetmana Kozaków czynił go panem równejże liczby jazdy, wodzem i panem. Ciężko rozumieć, by Potemkin za życia Katarzyny chciał podnieść chorągiew rokoszu, lecz przy wstąpieniu na tron Pawła chciał być na wszystko przygotowanym. Korony polskiej mógł się i za życia swej protektorki od łaski jej spodziewać. O, próżne ludzkie nadzieje! Śmierć w jednej chwili wszystkie te wyniosłe zamysły przecięła. Nie wiedzieć, czy Polakom cieszyć się z nich należało; kto wie, gdyby był choć dwa lata dłużej pożył Potemkin, ostatni cios śmiertelny wymierzony przez sąsiadów na Polskę może by się przez niego odwrócił, może by, choć z zdeptaną na czas wolnością, niepodległość i imię Polski zostały. Nie ma już dzisiaj i prochów tego, tak potężnego za życia, Azji satrapy. Byłem w roku 1818 w założonym przez niego mieście Mikołajowie nad Bohem; poznałem się tam z schronionym na starość, będącym niegdyś przy Potemkinie, oficerem; zapewnił on mnie o siłach zbrojnych, które sobie przysposabiał Potemkin; był na koniec świadkiem, jak ciało Potemkina złożonym było w wystawionej przez niego w Mikołajowie cerkwi, był świadkiem, jak po wstąpieniu na tron Pawła przyszedł ukaz, by ciało to wykopać i na rozstajnych drogach porzucić; tam, w nie zamieszkałym i dzikim jeszcze kraju, wkrótce żarłocznych wilków stało się pastwą.
Skoro tylko przyszła wieść o zgonie Potemkina, wraz Branicki, pod pozorem brania sukcesji po wuju, w rzeczy zaś samej przez bojaźń, by Szczęsny i Rzewuski nie zawarli bez niego zgubnych na ojczyznę frymarków, do Jass pospieszył; trudno wiedzieć, jakie tam były między nimi namowy, znać atoli, że nie dojrzał był jeszcze plan Katarzyny i zbrodnicze jej względem podziału Polski z królem pruskim układy. Szczęsny, Rzewuski, Suchorzewski, Kossakowski odebrali z Petersburga rozkaz czekania w Jassach. Branicki powrócił do Warszawy udając zniechęconego, powstając niby na szaleństwo i zaciętość Szczęsnego i Rzewuskiego. Umieszczony w Straży i Komisji Wojskowej, zbyt jeszcze był potrzebnym w Warszawie, by go carowa oddalić od niej pragnęła.
Gdy tym sposobem Katarzyna rozpościera z daleka sidła swe na Polskę, gdy płatni jej słudzy coraz śmielej zwłokami i przeciwieniem się swoim zamysły jej wspierają na sejmie, zbiera się w Pillnitz w wrześniu zjazd monarchów, zjazd, którego cel i umowy dotąd tajemnicą są dla świata. Piszący o nim panowie Ségur i Ferrand różnią się w zdaniach swoich, przytomny naówczas poseł nasz w Berlinie, książę Jabłonowski, powiadał mi, iż wszelkich używał sposobów, chcąc nawet przekupić służących u drzwi elektora pajuków, lecz o niczym z pewnością dowiedzieć się nie mógł. Przytomni byli zjazdowi temu cesarz Leopold II, Fryderyk Wilhelm, król pruski, elektor saski, przybył także nieproszony hrabia Artezji, brat Ludwika XVI, pan Calonne i mnóstwo emigrantów francuskich. Pan Ségur tak o zjeździe tym mówi: "Zjazd w Pillnitz, który w jednych tyle nadziei, w drugich tyle wzniecił niespokojności, dotąd tajemnicą się staje, nie pozostał z konferencji tych inny ślad, jak w niewyraźnych bardzo znaczeniach utworzona nota, w której, gdyby stan nieszczęśliwy króla francuskiego dłużej trwać miał, nadzieja pomocy od państw niemieckich książętom francuskim przyrzeczoną była. Doświadczeni politycy znajdowali w tej nocie więcej chwiejące; niepewności niźli energii, przecież pomnożyła ona ślepą ufność emigrantów, rozdrażniła umysły rewolucjonistów francuskich i położenie Ludwika XVI tym niebezpieczniejszym sprawiła".
Gdy Leopold i król pruski tak błahymi obietnicami karmią emigrantów francuskich, Katarzyna, której potrzeba było wszędzie podżegać i kłócić, by, wprowadziwszy drugich w kłopoty, samej tym wolniejsze do zamysłów swych mieć ręce, Katarzyna – mówię – przez ministra swego w Koblentz, Rumancewa, oświadczyć emigrantom kazała, że ich bierze pod wysoką swoją protekcję i w przypadku niektóre miasta w państwach swoich do mieszkania im przeznacza. Niektórzy wnoszą, iż wtenczas już milion rubli księciu d'Artois dała. Pan Ferrand, po powrocie Bourbonów bliższy może przystęp mający do dyplomatycznych aktów, tak się co do konferencji w Pillnitz tłumaczy:
"Zebrali się trzej monarchowie w Pillnitz w zamiarach szlachetnych i mądrych. Zgodzono się tam na zasady, na których wkrótce pokój wideński został zawartym. Przez traktat ten dwory wideński i pruski zabezpieczały sobie państwa swoje przeciw zewnętrznym napaściom, równie jak przeciw wewnętrznym rozruchom, których bojaźń rewolucja francuska wzbudzała. Trzy artykuły tajemne były rzetelnym powodem i celem przymierza tego: pierwszym dwa dwory zaręczały nierozdzielność, niepodległość i trwałość nowej konstytucji polskiej; drugi punkt warował, że żaden z książąt austriackich i pruskich nie mógł być córki elektora saskiego, infantki naszej, mężem. Trzecim warunkiem obydwa monarchowie obowiązywali się przyłożyć starań swoich, by carowa moskiewska przystąpiła do traktatu tego".
Czemuż, o nieba! Tak słuszne, tak zbawienne umowy nie przyszły do skutku, ale oparły się im: śmierć Leopolda, rewolucja francuska, podstępy przewrotnej Katarzyny, niezbędne na koniec przeznaczeń wyroki.
Mimo oporu haniebnych przeciw sejmowi i marszałkowi sejmowemu manifestów i protestacji, mimo, z obietnicami wsparcia od Moskwy, coraz większego stronników jej zuchwalstwa postępowano w uzupełnieniu magistratur rządowych; opisane sejmy, asesorie, komisje policji i skarbowa razem dla obu narodów. Rozsądny naród litewski, zawsze pokoju i porządku pragnący, wniósł i otrzymał prawo dnia trzeciego grudnia 1791 pod tytułem: Rozgraniczenie Normalne w Wielkim Księstwie Litewskim; dnia piątego grudnia stanęło rozgraniczenie dóbr wszelkiej natury w prowincjach koronnych. Co za dobrodziejstwo dla najpierwszego z życzeń ludzkich, spokojności domowej, jaki cios śmiertelny zadany pieniactwu, matactwu i zdzierstwu patronów. Jest to jedno z największych dobrodziejstw, które sejm ten przyniósł krajowi, niestety, jak tyle innych, spiskiem targowickim zwalone i zniweczone.
Dnia dziewiętnastego grudnia, na sesji, która od południa trwała aż do godziny czwartej nazajutrz, przyjęte zostały zasady projektu do sprzedaży starostw. Dobra te narodowe, zostawione niegdyś do szafunku królów dla mężów zasłużonych ojczyźnie, od czasu nierządu i znikczemnienia naszego, od czasu jak nie było już zasłużonych ni w obozach, ni w radzie, służyły jedynie do obżarstwa w zbytkach zanurzonych magnatów, męczarni królów, którzy za jednemu dane starostwo dziesięciu robili sobie nieprzyjaciół i mściwych na sejmach i sejmikach burzycieli. Dowiodły wieki złe skutki starostw, wszystko okazywało korzyści z przedaży i puszczań w dzierżawy: zbogacenie skarbu publicznego, pomnożenie uprawy rolnictwa z podziału tych wielkich majętności i podzielenie onych na drobniejsze części, łatwość niemajętnym nabywania onych, wyrządzania w nich usiłowań i przemysłu swego skuteczniej, niż kiedy w obszerności swej pod jednym, nieprzytomnym najczęściej, dożywotnim tylko były dzierżawcą, umorzenie na koniec ubiegań się o nie przez pochlebstwa i płaskość i mszczenia się przez niedostanie. Wielka była walka w tak popularnej z jednej, tak grożącej dla drugich materii. Posiadacze starostw połączyli się z stroną moskiewską; przeszedł projekt 105 kreskami przeciw 93.
Gdy się to dzieje, pobyt ciągły Szczęsnego i Rzewuskiego w Jassach, namowy ich częste z Bezborodkiem, ministrem moskiewskim, i Popowem, powiernikiem zeszłego Potemkina, acz krótkie – odwiedzenie ich tam Braneckiego, gońcy ustawni do stronników tu moskiewskich i coraz bardziej rosnąca ich zuchwałość okazywały aż nadto widocznie, iż dumni i zaślepieni przywódcy nieprzyjaciół konstytucji na pognębienie jej już oczywiście moskiewskiej szukają pomocy.
Przerażeni tak srogim zamachem, troskliwi o całość ojczyzny w sejmie Polacy już dłużej zniewagi swojej cierpliwością pokrywać nie mogli, Kościałkowski więc, poseł wiłkomirski, w te odezwał się słowa: "Ojczyzna powinna być wszystkim matką i panią, są jednak – o Boże – którzy północną potęgę obrali sobie za matkę, potencję, która nie zrzekła się jeszcze opieki nad narodem naszym, carów jej niegdyś dającym. Są wyrodni ziomkowie wychowani na łonie ojczyzny, obdarzeni jej dobrodziejstwy, którzy Moskwę pobudzają przeciw nam. Nędzni, szukają piersi u obcej matki, gdy im słodki pokarm ofiaruje ojczyzna. Mająż być Jassy lepsze nad Polskę, a grenadiery moskiewskie milsze nad króla i własny naród? Pycha podżega ich na krew naszą, oni w Jassach założyli siedlisko, by tam zgubę ojczyźnie gotować, w Jassach targują się, aby wywrócić rząd, wyplenić poczciwych, urzędy poosadzać swymi, podzielić może kraj, a króla dobrego, jeżeli nie zepchnąć z tronu, to zostawić go monarchą nad warszawską ziemią: milczałem długo, lecz widzę, że łagodność nasza zatwardza ich, czyż ich kilku lepiej życzyć może ojczyźnie jak miliony polskich mieszkańców?! Upór, nie miłość ojczyzny, zaślepia ich. Nie są płonne moje słowa, na ostrożności nicht nie stracił. Już z Jass posyłają z kondycjami do Petersburga, ja was o tym ostrzegam, zapobiegajcie temu".
Poparli głos ten Zboiński, poseł dobrzycki, Weyssenhoff, Niemcewicz, inflancki, pierwszy podający projekt zakazu aktów publicznych, przyjmowania manifestów i protestacji, ostatni naznaczający Szczęsnemu i Rzewuskiemu, jako wojskowym, aby dopełnili prawa przysiężenia na konstytucję i obydwa w przeciągu trzech miesięcy stawili się w sejmie. Możnaż było z jawnymi już buntownikami postępować łagodniej; dano im czas do upamiętania, lecz któż zaślepioną pychę upamiętał kiedy?
Na sesji tej Szczęsnego mężnie bronił Hulewicz, Złotnicki, Branickiego siostrzeniec jego Sapieha; Czetwertyński, Plater równie się głośno odzywali za nimi.
Jeżeli pobyt buntowniczych magnatów w Jassach, zuchwałość stronników ich wzbudzały sprawiedliwe w umysłach cnotliwych obawy, nie zaspakajało ich trwożliwe elektora saskiego w przyjęciu korony ociąganie się. Pan ten, mądry, bogobojny, sumienny, acz żywo tknięty był wdzięcznością za tak zgodne, pełne zapału przywiązanie do siebie Polaków, nie chciał atoli korzystać z niego, pókiby zawzięta Katarzyna nie zezwoliła na wybór ten i niektóre wątpliwości w konstytucji objaśnionymi mu nie były. To zawierała nota jego podana w Dreźnie ministrowi naszemu, w tym celu dla wspólnych porozumień się wysłany został do elektora książę Czartoryski, generał ziem podolskich.
Tymczasem rewolucja francuska coraz bardziej zastraszającą monarchów przybierała postać; bracia Ludwika XVI, książęta, znaczniejsi Francuzi i co za znacznych chcieli się udawać, słowem, trzy części szlachty francuskiej, uprzywiliowanej dotąd i wolnej od podatków, nie cierpiąc zmniejszeń prerogatyw swoich, nie mogąc znieść, by w prawach i publicznych ciężarach z resztą mieszkańców porównaną była, wyjechali za granicę, po wszystkich dworach niemieckich, po wszystkich krajach, w Polszcze, Sztokholmie, Petersburgu nawet, rozsypało się. Z całym ogniem i popędliwością narodu swego szerzyli oni skargi swoje, trwożyli, zapalali pasje monarchów. Familie: Polignac, Vaudreville, Lusignan etc., udali się najprzód do Widnia, potem wraz z Esterhazym do Petersburga. Nic zagniewane na naród ludzki nieba pomyślniejszego dla Katarzyny zdarzyć nie mogły jak wybuchnienie rewolucji francuskiej. Użyła jej ona na odwrócenie natężonej dotąd na olbrzymi wzrost jej uwagi monarchów ku przesadzonemu nieszczęściu, którym ta rewolucja zagrażała im. Gdy z jednej strony przeraża ich umysły, z drugiej przytułkiem i zasilaniem, które daje emigrantom, podnieca ich nadzieje, pobudza do zuchwałości, a kroki tymi drażni, rozjątrza aż do zapamiętania naród francuski przeciw królowi, oddalonym z kraju książętom i szlachcie.
Znajdowali się bracia królewscy w Coblentz, do 40 000 szlachty zebrało się do nich: Katarzyna, mały na taką liczbę, lecz powiększany w gazetach, posiłek 40 000 złotych niemieckich posyła francuskim książętom. Co więcej, wysyła do Coblentz posła swego Romancowa, by książąt i szlachtę w przedsięwziętych opierania się Zgromadzeniu Narodowemu francuskiemu utrzymywał; pomocą najsilniejszego wsparcia król szwedzki posyła tam także Oxenstierna, posła swego. Król ten, więcej próżności, więcej romansowej imaginacji niż tak potrzebnego królom posiadający rozsądku, zazdrosny aż do śmieszności władzy i powagi monarszej, w zmniejszeniu władzy Ludwika XVI własne swe upatrywał upośledzenia. Najoddaleńszy od Francji najsłabszy z monarchów, najpierwszy śmiało i głośno oświadczył się przeciw nowemu porządkowi we Francji; mówiąc raz z posłem hiszpańskim przy dworze swoim: "Nie masz – rzekł – jak ja i imperatorowa, którzy nie taimy się z nienawiścią naszą ku rewolucji francuskiej i więcej jesteśmy Burbonami niż Burbonowie sami". Nie omieszkała Katarzyna z szału tego korzystać, w krwawych przez nią na Polskę zamysłach wiele jej na tym zależało, by uwikławszy w wojnę z Francją Austrię i Prusy być z strony tak niestałego Gustawa III bezpieczną i pewną. Wynosiła więc pod nieba wielkie i szlachetne jego w sprawie królów uczucie, powiedziała, że on będzie Agamemnonem zjednoczonych wojsk wszystkich monarchów przeciw zbuntowanym Francuzom, co więcej, zawarła z nim traktat, poddając pod władzę jego 12 000 Moskali, które, przyłączone do 12 000 Szwedów, przeciw Francji ciągnąć miały. Ani też usługa taka miała zostać bez nagrody. Wiele dowodów wierzyć każe, iż Katarzyna kołysała próżnego Gustawa nadzieję, że mu tron polski osiąść pozwoli. To pewna, iż Gustaw często się z tą nadzieją zdradzał, że wziął od posła naszego w Sztokholmie, Potockiego, starosty tłumackiego, strój narodowy polski, podobny zrobić sobie kazał i że często ubrany weń lubił się przeglądać w zwierściedle. Żyjący jeszcze Józef Sierakowski, sekretarz poselstwa naszego w Sztokholmie, bywał świadkiem i pomocnikiem przebierania się tego. Przeznaczenie, lubiące wywracać najsłodsze dumnych marzenia, wkrótce, jak zobaczemy później, i tym Gustawa III marzeniom smutny położyło koniec.
Przy końcu roku tego Lucchesini, poseł pruski w Warszawie, od więcej roku to na kongresie w Reychenbach, to w Szystowie jako pośrednik bawiący, zakończywszy dzieło swoje, niezmierne zebrawszy bogactwa, do Warszawy powrócił. Postrzegłem w nim nadzwyczajną zmianę. Mimo dyplomatycznej i włoskiej razem układności widoczny przymus postrzegać w nim można było. Już nie szeptał po publicznych zgromadzeniach, już nie podburzał przeciw Moskwie, a gdy się unoszono nad Konstytucją, zdawało się, iż wykracza przeciw powinności swojej, gdy się na najmniejszy uśmiech aprobacji wysili.
Lucchesini jak dawniej stronił, tak dziś witał z miłym uśmiechem Bułhakowa, posła moskiewskiego; wkrótce obydwa zaczęli się odwiedzać, wkrótce też nadeszły od bawiących za granicą posłów naszych wieści, iż carowa przez dwór duński szuka się pojednać i porozumieć z królem pruskim. Łatwo sobie wystawić można, jakim zadziwieniem, jaką zgrozą i zniewagą przejęte były serca nasze na tak ohydną – nie mówię: niewiarę, lecz oczywistą zdradę Fryderyka Wilhelma; przecież nie rozpaczano jeszcze, jeżeli ostygł dwór berliński w oświadczeniach swoich, nie oświadczył się przecie głośno z nieprzyjaźnią swą ku nam. Co więcej, przy zawarciu pokoju ostatecznego w Jassach carowa, lękając obudzić nieufność w Porcie Ottomańskiej i królu szwedzkim, oświadczyła, iż bynajmniej nie chce wspierać malkontentów bawiących w Jassach; lecz gdy tak zapewnia w Jassach, potajemnie, lecz silnie ofiarami na Polszcze łudzi chciwość Wilhelma.
Rok 1792; Obchodzono z największą wspaniałością u dworu zaczęcie tego ostatniego, iż tak rzekę, roku krótkiej niepodległości naszej; wieczorem senat, stan rycerski, co przedniejsze damy w dworskim ubiorze na rogówkach z długimi ogonami, posłowie zagraniczni od wszystkich prawie zagranicznych monarchów, na przepych ubrani, udali się do wielkiej, rzęsisto oświeconej sali zamkowej z powinszowaniami swymi królowi; między tłumem pięknościów trzy szczególniej jaśniały wdziękami i pięknością swoją: księżna z Chodkiewiczów Lubomirska, kasztelanowa kijowska, pani podskarbina koronna Kossowska i pani z Lubomirskich Janowa Potocka. Ociężały wiekiem król, zawsze lubiący spokojność i rozkosze, oddalał jak nieprzyjemne wszystko, co mu mogło niespokojnością, zmianą losu zagrażać, chcąc z obecnej chwili jak najdłużej korzystać. Przecież niespokojność malowała się nieraz na twarzy jego; osłabienie przez lata i rozkosze nie tylko czyniły go opieszałym w tak potrzebujących dziś największej czynności sprawach publicznych, lecz nawet i do bawienia trudnym.
Ileż razy odbierałem zaproszenia od siostry królewskiej, Pani Podolskiej, bym był u niej na wieczór, żeby bawić króla; czytałem mu więc notaty podróży mojej do Włoch. Chciał król, żebym tłumaczył wyszłe naówczas, wiele hałasu robiące dzieło Podróży Anakarsisa do Grecji; przetłumaczyłem wstęp do niej, następne przygody przerwały dalszą pracę i wstęp ten, z tylą innymi pismami, nie wiedzieć gdzie się podział. Ksiądz Dmochowski wyjął z niego artykuł o Homerze i w przełożeniu swoim Homera za swój go umieścił. Bawiło to wszystko króla i przyznać należy, że gdy był ockniony i w dobrym humorze, społeczeństwo jego było nader przyjemnym i interesującym. Opowiadał wiele anechdot o Karolu XII, królu szwedzkim, które miał od ojca swego, powiernika i przyjaciela tego zagorzałego monarchy. Nie mogę się wstrzymać, bym tu jednej nie przytoczył. "Raz – mówił Poniatowski – gdyśmy przez zarosłe wysoką trawą stepy ciągnęli przez Ukrainę, Karol XII schylił się z konia ku ziemi i, zagarnąwszy garścią pęk trawy, żuć ją zaczął: skrzywiwszy się wyplunął trawę i obracając się do Poniatowskiego rzekł: «Gdyby tę trawę jakimkolwiek sposobem połknąć można było, wojsko moje w pochodach nie miałoby innego pożywienia»".
Na takich rozmowach, na rozumowaniu o sztukach pięknych schodziły wieczory. Choć w podeszłym już wieku, najgorętszym Stanisława Augusta życzeniem było, by mógł Włochy oglądać. "Jak się prace nasze skończą – mawiał nieraz – spodziewam się, że mi pozwolicie Włochy odwiedzić". Niestety! nie pod słodkim niebem Auzonii, wygnaniec, w skrzepłym Petersburgu życia dokonał. Przed północą powracał król do Zamku i tam rozebrawszy się kazał sobie podawać tom jaki kopersztychów, przeglądał je, aż go na koniec znajdowano z opartą na nich głową śpiącego. Wracam do sejmu.
W początku roku tego stanęło ważne nader dla spokojności obywatelskiej prawo o sądach ziemiańskich. Ważną była sesja dnia 27 stycznia, był to dzień, w którym upływał trzymiesięczny czas, zostawiony przez sejm bawiącym w Jassach Szczęsnemu i Rzewuskiemu, by jako wojskowi i członki sejmowe stawili się na miesca swe i nakazaną przysięgę na konstytucję trzeciego maja wykonali. Zamiast stania się posłusznymi napisał Rzewuski list najzuchwalszy do stanów, wyrzucając im, że wywrócili starodawną szlachecką wolność polską, szkalując króla, senat i koło rycerskie. Widać było, że Rzewuski czuł już za sobą plecy moskiewskie: nie był tak zuchwałym w roku 1776, gdy mu odbierano władzę hetmańską; wtenczas, gdy się temu opierał i przysiąc na konfederację nie chciał, zagrożony, że urząd i pensję straci, w niebytności krucyfiksa, wraz na rozłożone na krzyż nożyczki przysiągł. Dziś, ufny w pomocy moskiewskiej, przy niej tylko odważny, nie tylko wzgardził rozkazami sejmu, ale i on, i Szczęsny głuchymi stali się na głos przyjaźni i pokrewieństwa, wszyscy bowiem krewni, sam marszałek sejmowy, prywatnie pisali do nich, starając się ich upamiętać w twardej ich zaciętości. Co więcej, wysłał był do nich do Jass król pana Stanisława Potockiego, by jak krewny użył nad nimi wpływu swego. Jak wola sejmu, tak przełożenia przyjaźni i pokrewieństwa hardo odrzuconymi zostały. Gdy – tak jakem powiedział – przyszedł dzień zamierzony buntownikom do stawienia się, zapytał Zabiełło, poseł inflancki: "Królu, jakie Straż odebrała odpowiedzi od Szczęsnego i Rzewuskiego na przesłane im od stanów rozkazy?" Odpowiedział król, iż z żalem donieść mu przychodzi, iż Szczęsny Potocki i Rzewuski hetman nie stawili się na rozkazy sejmu i dotąd stawić się nie przyrzekli; natenczas Niemcewicz, poseł inflancki, silnie malując zuchwalstwo opryszków, przywodząc, jak podobna duma magnatów tylekroć ojczyźnie fatalną się stała, gdy się inni wahali, następujący podał projekt do laski: "Gdy urodzony Seweryn Rzewuski, hetman polny koronny, i urodzony Szczęsny Potocki, generał artylerii koronnej, na rozkazy nasze stali się nieposłusznymi, nadto tenże hetman. Rzewuski przez lat osiemnaście obowiązkom urzędu swego zadosyć nie czynił, przeto my, król, za zgodą stanów buławę polną koronną za wakującą deklarujemy i obydwie buławy polne znosiemy. Nakazujemy oraz Komisji Wojskowej Obrony Narodowej, aby tak na miesce urodzonego Potockiego, generała artylerii jako też na miesca innych oficerów, którzy za ordynansami przysięgi na konstytucję nie wykonali, innych podług starszeństwa i zdatności nam, królowi, fortragowała".
Mimo zgrozy i zniewagi, które listy zuchwalców sprawiły w umysłach sejmujących, taka była jeszcze wpojona z młodu cześć dla wielkich urzędów i imion, iż wielu dziwiło się śmiałości niemajętnego szlachcica w podaniu podobnego wniosku. Strwożeni sam król i prymas do dalszej łaskawości pobudzali stany, Czetwertyński, Zagórski starali się sofizmami uniewinniać pryncypałów swoich. Sołtyk, poseł krakowski, podał projekt, by do pierwszego marca pozwolić nieposłusznym czasu do opamiętania się. Dwie sesje zabrały te spory, o dwunastej już w nocy poszedł turnus między moją i pana Sołtyka propozycją. Wielu posłów i senatorów, znużonych niewczasem, udało się do spoczynku. Za moim projektem było w głośnych kreskach 37 przeciw 59, w sekretnym turnowaniu za moim projektem 51 przeciw 43. Jawny dowód, jak dobrze nawet myślący przeciw występnym magnatom nie śmieli się głośno oświadczać.
Po tej walce między narodem i dwoma tylko zuchwałymi wyrodkami, gdy co ważniejsze ustawy sejmowe dla dobra kraju uzupełnionymi zostały, gdy wielu z sejmujących to na kontrakty, to na odpoczynek do domów udawać się zaczęło, sesje od dnia 28 stycznia do 15 marca odroczonymi zostały.
W tymże miesiącu i w czasie limity sejmu ważne w Europie zaszły zdarzenia, francuska rewolucja coraz groźniejszą przybierała postać. Podpisany w Jassach ostateczny traktat pokoju między Portą i Moskwą. Zyskała carowa trakt Dzikiego Pola między Dniestrem i Bohem, dziś Besarabią zwany; każda piędź brzegów morskich za ważną zdobycz liczyć się powinna, jakoż wraz o założeniu Odessy myśleć zaczęto. Carowa, pełna zawsze mściwych nad Polską zamysłów, chcąc się jak najsilniej z strony niespokojnego Gustawa zapewnić, nie przestając na traktacie w Werela zawartym, nowe, znaczniejsze przymierze odporne zawarła. Nie wiedziano prawdziwie, kogo te mocarstwa lękać się miały, uważano więc traktat ten głośny utworzony za pozór, tajemne zaś jego artykuły przedniej szyna były onego celem, to jest, by zagorzałego Gustawa wysłać na szaloną wojnę przeciw Francji i być od Szwecji spokojną. Dnia pierwszego marca przestał żyć niespodzianie prawie cesarz Leopold II, głęboką mądrością, szlachetnymi uczuciami i żądzą uszczęśliwienia ludów swoich już na tronie toskańskim znany. Przeniósł on te wszystkie uczucia i na tron cesarski. W krótkim czasie panowania swego uleczył po części zadane państwu popędliwością Józefa II rany, zawarł pokój z Portą, odzyskał i uspokoił poburzony Brabant; gdyby był pożył, wierny zdrowej polityce i przyrzeczeniom swoim, byłby może nie dozwolił Moskwie ostatniej nad Polską spełnić ofiary. Umarł w najkrytyczniejszym czasie, zostawując rządy państwa młodemu, nie ufającemu sobie, słabemu Franciszkowi II .
Wtenczas to dojrzały już zapewne zgubne na ojczyznę naszą między Szczęsnym, Rzewuskim i carową umowy, odebrali oni rozkaz udania się do Petersburga, zabrawszy z sobą kilku służalców swoich, lecz – wstydni reprezentować naród w tak małej i lichej komitywie – przysłali do Braneckiego, by do nich pospieszył; podobnyż rozkaz odebrał Branecki od samej carowej, lecz, minister i będący w Straży, bez pozwolenia królewskiego nie mógł się z kraju oddalić. Lubo widocznym było niebezpieczeństwo z dozwolenia tak przewrotnemu człowiekowi jechać w miesce, gdzie się otwarci już nieprzyjaciele ojczyzny przenieśli, lubo marszałek wielki litewski Potocki i marszałek sejmowy Małachowski silnie przekładali królowi, by Braneckiego nie wypuszczać, przemogły jednak zgodniejsze z trwożliwą słabością króla wstawiania się Chreptowicza, Pani Krakowskiej, na koniec Bułhakowa, posła moskiewskiego; ten dał uczuć królowi, iż powolność ta króla ułagodzi urażoną na niego Katarzynę. Na wspomnienie tak strasznego imienia znikły wahania się i Branecki wyjechał.
Co ci obłąkani zmiennicy w Petersburgu działali, jakie ich tam było i na dworcu carycy, i od publiczności moskiewskiej przyjęcie nie z pamięci, nie z odgłosów, nie z wątpliwych zapisywań, ale czerpiąc w samym źrzódle, to jest w listach posła naszego w Petersburgu, pana Deboli, wiernie opowiem, a raczej wyjątki z oryginalnych listów tych przytoczę. Wypis z oryginalnych depeszów pana Deboli, posła naszego w Petersburgu, pod datą dwudziestego marca 1792:
"Panowie Potocki Szczęsny i Rzewuski zaprowadzeni byli w ostatni piątek do imperatorowej przez pana Zubow, do którego udali się w tym celu pod przewodnictwem Kossakowskiego; ten zdaje się, że zupełnie ich sobie podbił, mianowicie pana Szczęsnego, nie odstępuje od nich i kroku. Imperatorowa przyjęła ich łaskawie, blisko dwóch godzin bawili z nią, małe wnijścia do gabinetu jej są im udzielone. Nie wymówiono i słowa w sprawach publicznych. Carowa nie mówiła prawie z panem Potockim, gdyż ciężko z nim o czym mówić, najwięcej rozmawiała jej carska mość z panem Rzewuskim o literaturze. W przyjęciu tych ichmościów nie widać było znaku szacunku najmniejszego, lecz samą tylko grzeczność, by oczy omamić. Gdyby co mogło zmniejszyć umartwienie moje z patrzania na tych tu zdrajców, byłaby chyba ostatnia pogarda, którą cała publiczność tchnie ku nim. Byłem u dworu w niedzielę i widziałem nie bez zadziwienia, że gdy ichmość ci na pozór łaskawie byli przez carowę przyjęci, publiczność najmniejszego nie okazywała dla nich względu. Wielu znaczniejszych panów zbliżając się do mnie ubolewało nade mną i palcem wskazując na tych panów: «Oto jest polski Sprengtporten» – mówili. Panu Potockiemu nadano natrząsające się nazwisko poczmistrza, a to dla podobieństwa munduru generała artylerii polskiej, który nosi, z mundurem dyrektora poczt tutejszych. Poseł angielski nie posiadał się w zniewadze swojej ku tym panom, wśród okręgu dworskiego chodził od jednego do drugiego zapytując, czegóż to chcą ci zmiennicy, czy przyszli prosić o nowy podział Polski; słowem, przeświadczyłem się w dzień o prawdzie przysłowia: Proditionem amo, proditorem odi. Pan Potocki rzekł do jednego z posłów cudzoziemskich: «Polska ustanowiwszy następstwo tronu stała się niewolniczą, i dlatego przybyłem tu szukać schronienia.» Czytałem dziś w jednym z pism publicznych te słowa o zbiegach naszych: «Wolą oni służyć za podłe narzędzia obcej polityce niż się poddać pod prawa kraju swego». Publiczność patrzy z zadziwieniem na włóczących się za tymi panami Polaków; już następujący ściągnęli do nich: Moszczyński, Tomaszewski, Wyhowski, Suchorzewski, Złotnicki; Kossakowski pośrednikiem jest między nimi i dworem, z którym naradzają się o przyszłej formie rządu. Plan ich jest powrócić rzeczy w Polszcze do pierwszego stanu natury. Jest to dzieło szaleńca Rzewuskiego. Lecz gdy panowie ci takimi bawią się marzeniami, nie zważają, że wojska moskiewskie na naszych granicach mają rozkaz bycia gotowymi do pochodu… Przecież ci, co znają tu dobrze obrót rzeczy i dobrze nam życzą, nie przestają mnie zapewniać, że jeżeli król okaże się stałym, jeżeli sejm łącznie z nim nie przestanie postępować z tęgością, jeżeli niezłamaną okażemy wolę bronienia, się walecznie, wybawimy ojczyznę, jeśli inaczej, będziemy zdeptani, zniszczeni, okryjem się niezmazaną hańbą… Nigdym nie wierzył szalonym deklamacjom Suchorzewskiego: usprawiedliwia on dzisiaj mniemanie moje".
27 marca 1792:
"Panowie Potocki i Rzewuski nie oddali mi nawet wizyty. Pani Branecka lęka się, sami nie pokończyli wszystkiego, nic mężowi jej nie zestawu jej do roboty. Panowie Moszczyński i Szwykowski jeszcze nie byli przedstawieni u dworu. W kompanii jednej, gdy chwalono konstytucję i nowy porządek rzeczy w Polszcze: «Co to jest porządek – odezwał się Szwykowski – ja lubię chaos, i trzeba koniecznie, aby w Rzeczypospolitej był chaos»".
Od 30 marca do 17 kwietnia:
"Książę Czetwertyński i pułkownik Boguski przedstawieni byli u dworu przez pryncypałów swoich. Pan Potocki okazuje nieraz, iż serce jego nie jest całkiem dla ojczyzny zakamieniałym chciałby on, by wojska moskiewskie nie wchodziły do nas, byleby tylko konstytucja nasza obaloną była. Publiczność tutejsza w opozycji z polityką dworu, okazuje ciągle największą dla tych ichmościów wzgardę i już panu Rzewuskiemu nadała nazwisko «wściekłego ». Rzewuski unosząc się przeciw konstytucji naszej rzekł: «Ponieważ Polska wzmacnia się, należy, aby Rosja spieszyła się uderzyć na nią; jest w wojsku polskim trzecia część dezerterów moskiewskich, trzeba ich odebrać»… Branicki przysiągłszy na konstytucję ciągle się tutaj znajduje. Panowie ci odbierają dziesięć tysięcy rubli papierowych miesięcznie. Potocki pieniądze te rozdziela pomiędzy służalców swoich; jeden z Moskali rzekł na to: «Pan Potocki umie dzielić pieniądze, które mu tu dają, my potrafiemy dzielić się łupami całej Polski»… Książę Repnin, spotkawszy panów Potockiego i Rzewuskiego wychodzących od generała Sołtykowa, rzekł wchodząc do generała tego: «Spotkałem właśnie tych zdrajców Polaków. Szaleni, rozumieją, że carowa służyć tylko będzie osobistym ich przywidzeniom i że urządzi Polskę podług ich polityki, że się stosować będzie do ich urojeń i że nicht przeciwić się im nie odważy. Potocki nie uczyniłby złego krajowi swemu, byle tylko wszystko podług woli jego stało się. Branicki sprzyjałby Polszcze, gdyby Polska przyznała mu władzę najwyższą, co do Rzewuskiego, ten, jak najszaleńszy ze trzech, najtrudniejszym byłby do ukontentowania». Branicki, Potocki i Rzewuski dwa mieli prywatne posłuchania u carowej; na tych gdy Szczęsny odezwał się, iż stronnicy jego potrzebowaliby oporządzić się na nowo, carowa dała im znów asygnację na 10000 rubli, to jest 4000 w sztukach po 10 kopiejek, 2000 w rublach srebrnych i 4000 w papierach. Panowie ci bawią się teraz czytaniem wierszów pana Hulewicza. Ktoś czynił uwagę Szczęsnemu, że mogą mu w Polszcze dobra skonfiskować. «Przygotowałem się wcześnie na wszystko – odpowiedział Szczęsny – i stosowne do tego środki pobrałem »… Branicki wszelkich szuka wykrętów, by mnie omamić, chce, bym wierzył, że źle jest z Szczęsnym i Rzewuskim. Wielhorski na koniec publicznie już z panami tymi pokazuje się i wspólnie działa. Powiada, że brat jego brygadier wspólnie z nimi czynić będzie. Żona jego (Matiuszkin z domu) papla przed zagranicznymi posłami, że to była rzecz okrutna ustanawiać sukcesję tronu, że dzieci jej, prawnuki królów polskich, sami mogli być kiedyś królami polskimi. Branickiego wysyłają na granicę, by wojska nasze starał się zbuntować".
Wzdrygać się będzie potomność nad tą nieograniczoną dumą i zaślepieniem występnych rodaków naszych, a gdyby nie przywiedzione dopiero listy posła naszego, naocznego świadka, bezrozumowi i zaślepieniu ludzi tych wierzyć by może nie chciała.
Zaczęte po upłynieniu limity na dniu piętnastego marca aż do dwudziestego pierwszego maja zeszły na opisaniu trybunałów, załatwianiu dezyderiów różnych powiatów i ziemi, a gdy niewątpliwe już o nieprzyjaznych krokach Katarzyny nadeszły wiadomości, sejm na dniu szesnastego kwietnia uchwalił ustawę pod tytułem: Gotowość do Obrony Pospolitej. Uchwałą tą sejm uchwala, aby jego królewska mość: 1° powierzonej sobie najwyższej władzy wykonawczej użył do opatrzenia najskuteczniejszego obrony krajowej, 2° by sprowadził z zagranicy jenerałów biegłych w sztuce wojennej, 3° by skarb za rekwizycją jego królewskiej mości na potrzeby wojenne dziewięć milionów wyliczył, 4° by Komisja Skarbowa jak najrychlej zaciągnęła za granicą sumę trzydziestu milionów.
Dzień trzeciego maja, aniwersarz uchwalonej konstytucji, na który papież przeniósł święto świętego Stanisława, patrona Polski, obchodzony był z największą uroczystością; zjechali ze wszystkich ziem i powiatów nadzwyczajni delegowani do oświadczenia radości narodu z uchwały tej konstytucji. Ze izba sejmowa wszystkich umieścić by nie mogła, naznaczono publiczną sesję w kościele Świętego Krzyża, gdzie wystawiono tron i poczyniono wszystkie do tego przygotowania. Po odbytym nabożeństwie i kazaniu marszałek wielki koronny, marszałek sejmowy, jeden delegowany z każdej prowincji złożyli królowi powinszowania swoje, po czym wszyscy przystąpili do ucałowania ręki królewskiej. Był to prawdziwie równie wspaniały jak tkliwy widok. Widzieć w obliczu przytomnego w świątyni swej Boga sędziwego króla, naród cały w reprezentantach swoich zebrany, wszystkich podających się najżywszej radości, wszystkich ze łzami, podnoszących ręce do Boga, by im błogosławił, by czuwał nad nimi; i kiedyż? Oto, kiedy zawzięta na nas Katarzyny nienawiść już wojskom swoim zbrojnie do Polski wkraczać rozkazała.
Po skończonej uroczystości król z tąż samą służbą dworską, otoczony ministrami, senatem, posłami, deputowanymi z całego królestwa, piechotą udał się na wzgórze przeciw Ujazdowowi, gdzie stosownie do uczynionych przez sejm szlubów kościół Opatrzności Boskiej jako eks-votum za Konstytucję zakładał się w dniu tym. Król pierwszy kamień położył i wziąwszy złotą kielnię pierwsze wapno narzucił: włożono pod kamień pieniądze za panowania tego wybite. Opuścić nie należy, że w czasie zakładania tego tak niesłychany powstał wicher, iż król i idący z nim ledwie na nogach utrzymać się mogli. Wszyscy zagraniczni posłowie przytomnymi byli całej tej uroczystości, prócz posła moskiewskiego; ten z Ożarowskim i stronnikami moskiewskimi udał się do Unruha, dyrektora mennicy, do wsi jego Kobyłki. Bułhakow wszystkich użył środków, grożących nawet pewnym zabójstwem listów bezimiennych, by odwieść króla od bycia przytomnym na tej uroczystości. Z zachodem słońca upadł wiatr, całe miasto płonęło w najpiękniejszych ogniach z rozmaitymi na cześć Konstytucji emblematami. Dano na teatrum drama moje, Kazimierza Wielkiego, z przystosowaniami do okoliczności; i ta była jedyna całej tej sztuki napisanej w tygodniu zaleta. Teatr był niezmiernie natłoczony, wszystkie kobiety miały suknie białe z pąsowymi wstęgami. Przywitany był król z powszechnymi oklaskami i uniesieniem, a gdy na scenie Kazimierz Wielki mówi, iż w potrzebie stanie na czele wojsk swoich, wystawił się z loży Stanisław August i zawołał. "Stanę i wystawię się!" Niestety! Nie stanął jednak.