Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętnik Hansa Schweinichena do dziejów Szlązka i Polski 1552-1602 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik Hansa Schweinichena do dziejów Szlązka i Polski 1552-1602 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 377 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PA­MIĘT­NIK HAN­SA SCHWE­INI­CHE­NA DO DZIE­JÓW SZLĄZ­KA I POL­SKI 1552–1602.

prze­kład skró­co­ny

Hier. Feld­ma­now­skie­go.

Dre­zno.

Dru­kiem i na­kła­dem J. I. Kra­szew­skie­go.

1870.

Ogła­sza­my w zbio­rze na­szym Pa­mięt­nik Hans'a Schwej­ni­che­na, nie dla tego tyl­ko, że w nim mno­gie są wspo­mnie­nia o Pol­sce, ani że on ma­lu­je wy­bor­nie na co ze­szli Pia­sto­wie Szląz­cy za­parł­szy się swej na­ro­do­wo­ści, ani że ży­wot na Szląz­ku z wie­lu bar­dzo wzglę­dów przy­po­mi­na ży­cie współ­cze­sne szlach­ty pol­skiej, – ale że to jest jed­no z tych sa­mo­rod­nych, na­iw­nych ar­cy­dzieł, któ­re­go au­tor nie wie­dział wca­le jak zna­ko­mi­ty po­mnik swej epo­ce po­sta­wił.

Ża­den kunszt­mistrz nie do­rów­na temu nie­uko­wi. Mi­mo­wol­nie na pa­mięć przy­cho­dzi nam nie­do­rów­na­ny J. C. Pa­sek i Po­czo­butt (do­tąd nie­ste­ty trzy­ma­ny w ukry­ciu). Za gra­ni­cą od daw­na się na pa­mięt­ni­kach Schwej­ni­che­na po­zna­no; Fran­cja zna je z wy­bor­ne­go ar­ty­kuł np. Cha­sles. w An­glij dru­ko­wa­no treść i wy­jąt­ki, my tyl­ko do­tąd bli­żej spo­krew­nie­ni ze Szląz­kiem i opi­sy­wa­nym wy­pad­kom nie obcy, za­nie­dba­li­śmy po – znać Schwej­ni­chen'a. Oprócz umiesz­czo­ne­go przez nas nie­gdyś ar­ty­ku­łu w Ga­ze­cie pol­skiej, nie­wiem czy kto o nim kie­dy wspo­mniał.

Prze­ko­na­ni je­ste­śmy, że do po­zna­nia oby­cza­jów Eu­ro­pej­skich XVI. w. a bo­daj i pol­skich, Schwej­ni­chen jest bar­dzo sza­cow­nym ma­ter­ja­łem. Wy­ciecz­ki kil­ka­krot­ne do Pol­ski, sto­sun­ki z ro­dzi­na­mi pol­skie­mi, byt­ność na dwo­rze Zyg­mun­ta Au­gu­sta, są bez­po­śred­nio dla nas cie­ka­we­mi, bo ma­lu­ją ów­cze­sną Pol­skę. Ale na­de­wszyst­ko ob­raz tej ro­dzi­ny Pia­stów tak upa­dłej mar­no­traw­stwem i nie­rzą­dem, ob­raz Szląz­ka, dwo­rów nie­miec­kich i Nie­miec sa­mych, skre­ślo­ne są z ży­ciem i bar­wą nie­po­rów­na­ną, Moż­na rzec, że tu na uczyn­ku chwy­ta­my ów roz­kład resz­tek spół­e­czeń­stwa sło­wiań­sko-pol­skie­go ma­ją­ce­go wcie­lić się, uto­nąć, stać się łu­pem ger­mań­skiej na­ro­do­wo­ści spo­koj­nej, pra­co­wi­tej i pra­cu­ją­cej dla przy­szło­ści. Część tego pro­ce­su znisz­cze­nia wi­dzi­my tu przed oczy­ma na­sze­mi, i nie­po­dob­na nie wes­tchnąć nad fa­ta­li­zmem, któ­ry ple­mię szla­chet­ne tak nie­szczę­śli­we­mi upo­sa­żył wa­da­mi… cią­gną­ce­mi do zgu­by.

Ten ksią­że Li­gni­cy przed­sta­wia po­nie­kąd sobą ród, z któ­re­go wy­szedł, po­ryw­czy do boju, do wa­śni, do przy­gód, do nie­opatrz­ne­go uży­wa­nia, z jego butą i fan­ta­zją, z prze­ko­na­niem o ja­kiejś ro­dzi­mej wyż­szo­ści… a ze wstrę­tem do tru­du i ładu. – Wszyst­ko co go ota­cza słu­żyć mu jest obo­wią­za­ne. Szląz­cy jego pod­da­ni odar­ci z ostat­nie­go gro­sza, wszak­że we­zwa­ni chcą zań dać ży­cie i kro­plę krwi ostat­nią. Schwej­ni­chen (jaki pan taki kram) hu­lać też lubi, nie jest on bez pew­ne­go po­czu­cia mo­ral­ne­go, ale przy­kład zły za­cie­ra w nim je i w koń­cu sta­je się nie­po­praw­nym też hu­la­ką. Naj­sprzecz­niej­sze znaj­dziesz w nim cno­ty i wady – w ogó­le człek do­bry, ale go ży­cie nad­psu­ło. Ob­ra­zy ży­cia ksią­żę­ce­go, dwo­ru, za­baw, wy­praw, fry­mar­ków i po­wa­gi jaka jesz­cze do imion i ro­dów się wią­za­ła, są też żywo zaj­mu­ją­ce. –

Nie umie­my od­gad­nąć za­praw­dę, czy ta książ­ka ce­nio­na po­wszech­nie jako cie­ka­wy za­by­tek XVI. wie­ku, u nas też znaj­dzie do­bre przy­ję­cie, ale się nam zda­ło, że w zbio­rze pa­mięt­ni­ków roz­po­czę­tym dać nam ją wy­pa­da­ło.

Pa­mięt­nik ory­gi­nal­ny Schwej­ni­che­na jest na­zbyt roz­cią­gły i za­wie­ra mnó­stwo szcze­gó­łów dla nas obo­jęt­nych, któ­re od­rzu­cić mu­sie­li­śmy. Skró­ce­nia i tłu­ma­cze­nia do­ko­nał bar­dzo tro­skli­wie Pan Hier. Feld­ma­now­ski, a rzecz była i nie­ma­łej trud­no­ści i nie bar­dzo po­nęt­na… Zo­sta­ło w skró­ce­niu jego tyl­ko to co istot­nie do ob­ra­zu epo­ki na­le­ży i co cha­rak­ter jej uwy­dat­nia.

Dre­zno, d. 17. Mar­ca 1870 r.

J. I. Kra­szew­ski.

Schwe­ini­chen roz­po­czy­na swo­je Pa­mięt­ni­ki ob­szer­nym wstę­pem, w któ­rym wy­kła­da swo­je wy­zna­nie wia­ry, da­lej roz­pa­mię­ty­wa ze skru­chą ży­cie swo­je mło­dzień­cze, wy­li­cza swych przod­ków po mie­czu i po ką­dzie­li, po­da­jąc nie­co bliż­sze szcze­gó­ły o ojcu i mat­ce; wresz­cie po­czy­na opis wła­sne­go ży­cia w te sło­wa:ROK 1552 – 1569.

"Ja Hans Schwe­ini­chen uro­dzi­łem się w po­nie­dzia­łek po św. Ja­nie 1552. r. na zam­ku ksią­żę­cym Gro­dzisz­czu (Grädi­zberg) z ko­cha­nych ro­dzi­ców mo­ich, pana Grze­go­rza Schwe­ini­chen z Mert­schütz i pani Sa­lo­mei Gła­dysz (Gla­dis­sin), a w ty­dzień po­tem zo­sta­łem ochrzczo­ny i dano mi wspo­mnio­ne imię Hans (Jan) dla tego, że się oko­ło św. Jana uro­dzi­łem". Chrzest ten od­był się w ko­ście­le wy­zna­nia au­gs­bur­skie­go wo­bec licz­nych świad­ków płci obo­jej. Au­tor szczy­ci się swo­jem po­cho­dze­niem szla­chec­kiem, opi­su­je ob­szer­nie her­by ro­dzi­ców, i w koń­cu do­da­je:

Ego sura na­tus in Aula

Et non in cau­la.

Pierw­sze lata swe­go ży­cia spę­dził w miej­scu ro­dzin­nem w gro­nie przy­by­łych mu dwóch sióstr i bra­ta. W r. 1558., gdy Hen­ryk, ksią­żę na Li­gni­cy i Brze­gu, zo­stał peł­no­let­nim i ob­jął za­rząd księ­stwa, po­wo­łał sta­re­go Schwe­ini­che­na i za­mia­no­wał swo­im radz­cą, wsku­tek tego prze­niósł się ten­że wraz z ro­dzi­ną na sta­łe miesz­ka­nie do wła­snych dóbr swo­ich Mert­schütz, gdzie mu umarł syn naj­młod­szy a inny się uro­dził w r. 1560.

"Gdy po­czą­łem dzie­wią­ty rok mego ży­cia, pi­sze au­tor, a z po­rząd­kiem lat wstą­pi­łem w rok 1561., więc kie­dy już na­bra­łem co­kol­wiek ro­zu­mu, mu­sia­łem w Mert­schütz cho­dzić do pi­sa­rza wiej­skie­go Grze­go­rza Pent­zin i tam przez dwa lata się uczyć czy­ta­nia i pi­sa­nia; a że by­łem bar­dzo żywy, mu­sia­łem po przyj­ściu ze szko­ły gęsi pa­sać. Gdy pew­ne­go razu pa­słem te gęsi, a one bar­dzo mi się roz­bie­ga­ły, po­roz­sz­cze­pia­łem im dzió­by kne­bel­ka­mi; wte­dy sta­ły spo­koj­nie aż po­mdla­ły, co gdy spo­strze­gła pani mat­ka, dała mi po­rząd­ny trak­ta­ment. Po­tem już mi nie ka­za­no gęsi pa­sać. Do­sta­łem jed­nak­że inny urząd; mu­sia­łem po chle­wach i sto­do­łach jaj szu­kać, a gdy uzbie­ra­łem kopę, dała mi mat­ka za to sześć ha­le­rzy; nie dłu­go je mia­łem, ku­pi­łem so­bie za nie bąka i kost­ki. "

W tym­że roku prze­był cięż­ką cho­ro­bę, a po wy­zdro­wie­niu zno­wu uczęsz­czał do szko­ły wiej­skiej. Po­tem tak da­lej opi­su­je swo­je chło­pię­ce ży­cie:

"Kie­dy za­czą­łem co­kol­wiek czy­tać, czy­li, jak to mó­wią, bą­kać a w pi­śmie gło­ski sta­wiać, albo, jak mó­wią, ro­bić wro­nie sto­py, od­dał mnie ko­cha­ny pan oj­ciec r. 1562., dwa ty­go­dnie przed Wiel­ka­no­cą, J. Ks. Mo­ści Fry­de­ry­ko­wi III. w Li­gni­cy, po­nie­waż tam J. Ks. Mość sie­dział w za­mknię­ciu, aże­bym się z jego sy­nem, Fry­de­ry­kiem IV., uczył. Przy­ję­to bo­wiem wów­czas dla tego mło­de­go pana na­uczy­cie­la, na­zwi­skiem Jan Pfit­zner z Gold­ber­ga. – Dał mi tedy pan oj­ciec na książ­ki i stra­wę 32 bia­łe gro­sze (srebr­ni­ki). A że oprócz mło­de­go pana nie było ni­ko­go wię­cej do na­uki, tyl­ko ja i Bar­tosz Lo­gau i by­li­śmy małe chło­pa­ki, dał ksią­żę Hen­ryk, jako wten­czas rzą­dzą­cy, mło­de­mu panu i na­uczy­cie­lo­wi osob­ny po­kój, w któ­rym się co­dzień mu­sie­li­śmy uczyć ka­te­chi­zmu, li­ta­nii na pa­mięć, przy­tem ró­żań­ca i czy­ta­nia po ła­ci­nie, co­dzień zaś czte­rech wo­ka­buł, a gdy się ty­dzień skoń­czył, na raz wszyst­kie po­wie­dzieć. Jak­kol­wiek na­uczy­ciel bar­dzo był su­ro­wy dla mło­de­go pana i dla nas, mia­łem się prze­cież, lżej niż mło­dy pan i Lo­gau, po­nie­waż mi pani mat­ka przy­sła­ła cza­sem ha­le­rza, więc się wy­ku­py­wa­łem u na­uczy­cie­la, bo ów po­czci­wiec lu­bił cho­dzić po ład­nych dziew­kach, a nie miał pie­nię­dzy. Dla­te­go spro­sto­wał nie­raz ze mną ra­chu­nek, by­łem mu tyl­ko po­słu­gi czy­nił a pie­nią­dze da­wał. Zresz­tą mie­li­śmy z Lo­gau­em co jeść i pić, mu­sie­li­śmy sta­re­mu księ­ciu usłu­gi­wać, jeść i pić mu no­sić i ro­bić wszyst­ko, co pa­cho­lę­ta po­win­ni, czę­sto też, gdy J. Ks. Mość się na­pił, sie­dzieć w jego po­ko­ju, bo nie rad się kładł do łóż­ka, gdy był na­pi­ły.

"J. Ks. Mość dał mi wkrót­ce urząd; zo­sta­łem piw­nicz­nym w taki spo­sób: J. ks. Mość do­sta­wał pew­ną ilość wina z piw­ni­cy księ­cia Hen­ry­ka na wy­miar;

jeź­li więc nie miał ocho­ty pić, ka­zał mi to wino zle­wać w be­czuł­kę w swo­im po­ko­ju, któ­ra za­wie­ra­ła może wia­dro. Sko­ro się na­peł­ni­ła, spra­szał ksią­żę Je­go­mość go­ści i nie pu­ścił, póki nie wy­pi­li. Po­tem mia­łem pod do­zo­rem szpa­dę (ra­pir) J. Ks. Mo­ści, któ­rą na­zy­wał swo­ją pan­ną Ka­sią. I gdy J. Ks. Mość po­wie­dział: puff! żeby cię wcior­na­scy! da­waj mi moją pan­nę Ka­się, po­tań­cu­ję so­bie – otrzy­my­wa­łem za to ksią­żę­cy po­li­czek z oświad­cze­niem: jak ci się po­do­ba, nie był­że to wy­bor­ny ksią­żę­cy po­li­czek? – Jeź­li go po­chwa­li­łem, dał mi ksią­żę srebr­ni­ka na ko­łacz, lecz po­li­czek był da­le­ko lep­szy niż 20 srebr­ni­ków, bo miał być wiel­ką ła­ską, któ­rej­bym ja chęt­nie się był wy­rzekł."

W dal­szym cią­gu pi­sze o uwię­zio­nym księ­ciu, że był bar­dzo po­boż­ny, co­dzień od­ma­wiał mo­dli­twy po ła­ci­nie, czy trzeź­wy czy pi­ja­ny, a jego mał­żon­ka za­wsze była przy nim.

Tu wspo­mi­na au­tor: "W kil­ka dni po mo­jem przy­by­ciu na dwór ką­pa­ła się sta­ra księż­na, a ja mu­sia­łem jej usłu­gi­wać jako chło­piec. Wtem wy­cho­dzi pan­na, imie­niem Ka­ta­rzy­na, naga jak la­ska, i woła, że­bym jej przy­niósł zim­nej wody, co mi się bar­dzo oso­bli­wem zda­wa­ło, gdyż nig­dy przed­tem nie wi­dzia­łem na­giej ko­bie­ty; już nie pa­mię­tam jak się to sta­ło, żem ją… ob­lał zim­ną wodą, a ona krzy­czy na księż­nę i po­wia­da, co jej zro­bi­łem, lecz księż­na śmia­ła się i rze­kła: mój Świń­ka do­bry bę­dzie."

Syn Hen­ryk, na któ­re­go nie­raz okrop­nie wy­ga­dy­wał, od­wie­dzał go cza­sa­mi, a wte­dy oba­dwa so­bie pod­pi­ja­li, i sta­ry ksią­żę ma­wiał: "Synu, jak ty mnie dzi­siaj wię­zisz, tak i cie­bie wię­zić będą" – zresz­tą żyli w zgo­dzie.

Nie dłu­go jed­nak­że zo­sta­wał Hans w owej dwor­skiej szko­le. Oj­ciec zmu­szo­ny zo­stał ode­brać go z na­stę­pu­ją­ce­go po­wo­du: Sta­ry ksią­żę nie­na­wi­dził na­dwor­ne­go ka­zno­dziei, nie­ja­kie­go Le­onar­da Krän­zhe­ima; na­pi­sał więc na nie­go pasz­kwil: "Wszyst­kie­go nie­szczę­ścia i swa­ru po­mię­dzy mną a moim sy­nem Hen­ry­kiem na­wa­rzył ten kuch­ta pała, ów fran­koń­ski przy­błę­da" i ka­zał go po­ło­żyć na am­bo­nie w ko­ście­le zam­ko­wym, aby tem pew­niej do­stał się w ręce księ­dza. "Gdy Le­onard wszedł na am­bo­nę, zna­lazł ową kart­kę, do­syć dłu­gą, okrop­nie się roz­sier­dził, i za­miast ewan­ge­lii od­czy­tał ów pasz­kwil. Ksią­żę Hen­ryk strasz­nie się o to roz­gnie­wał. Po ka­za­niu roz­po­czął eg­za­min i zna­leź­li się zdraj­cy, któ­rzy po­wie­dzie­li, że to ja zro­bi­łem, ale na roz­kaz księ­cia Fry­de­ry­ka. Ksią­żę Hen­ryk po­słał na­tych­miast po mego ojca i upo­mniał się, aby mi ta­kich rze­czy ro­bić za­ka­zał. Gdy tedy pan oj­ciec się do­wie­dział, że to uczy­nić mu­sia­łem z roz­ka­zu Księ­cia Je­go­mo­ści, a jako dziec­ko, na­tem się nie zna­łem, za­żą­dał pusz­cze­nia mnie ze dwo­ru, na co się też ksią­żę Hen­ryk zgo­dził."

Po­tem umy­ślił oj­ciec od­dać Han­sa sta­re­mu mar­gra­bi pru­skie­mu w służ­bę, lecz mat­ka nie chcia­ła mi­łe­go syn­ka pu­ścić tak da­le­ko od sie­bie. Po­zo­stał za­tem w domu ro­dzi­ciel­skim, a oj­ciec za­bie­rał go za­wsze z sobą, ile­kroć czy­nił wy­ciecz­ki ze swo­im pa­nem, księ­ciem Hen­ry­kiem. Tak był w r. 1563. w Li­gni­cy, gdzie przez dwa ty­go­dnie trwa­ły uro­czy­sto­ści i za­ba­wy z po­wo­du przy­jaz­du ce­sa­rza Mak­sy­mi­lia­na II. i ślu­bu księż­nicz­ki li­gnic­kiej Ka­ta­rzy­ny z księ­ciem na Cie­szy­nie Kaź­mie­rzem, i chrzcin có­recz­ki ks. Hen­ry­ka, któ­re­mu nasz Hans słu­żył wte­dy za pa­zia.

W na­stęp­nym roku wy­ru­szył ks. Hen­ryk z ca­łym dwo­rem i mał­żon­ką swo­ją w 60 koni i wo­zów do An­spach i Stut­t­gar­tu. Sta­ry Schwe­ini­chen był w tej po­dró­ży nie­od­stęp­nym jego to­wa­rzy­szem, i wo­ził ze sobą swe­go syna, któ­re­mu się to bar­dzo po­do­ba­ło. – Trwa­ła ta wy­ciecz­ka przez cały rok, z po­wo­du, że księż­na w dro­dze cho­ro­wa­ła i syn­ka po­wi­ła, i że wszę­dzie go­ścin­ne­go do­zna­wa­li przy­ję­cia. Opi­su­jąc tę po­dróż, wspo­mi­na au­tor z szcze­gól­ną wdzięcz­no­ścią Dre­zno, gdzie dużo pięk­nych oglą­dał rze­czy, i gdzie jego oj­ciec po­ty­kał się dla za­ba­wy z kur­firsz­tem Au­gu­stem. Oba­dwa kon­no, w cięż­kich zbro­jach, ude­rzy­li na sie­bie ko­pia­mi. "Że zaś kur­firszt miał ko­pię bar­dzo cięż­ką, któ­rą­by za­le­d­wie dwóch mo­gło się zło­żyć, prze­to go nie­co prze­wa­ży­ła, tak, że gdy jesz­cze do­stał pchnię­cie od mego ojca, spadł kur­firszt je­go­mość, a mój oj­ciec choć tak­że ugo­dzo­ny, ale był mógł do­sie­dzieć, wi­dząc że kur­firszt padł, zwa­lił się ta­koż, jak­by od cio­su kur­firsz­ta, z cze­go się ten nie­zmier­nie ucie­szył, mó­wiąc, że to jego ostat­nia go­ni­twa. Dał memu ojcu łań­cuch za 70 flo­re­nów ze swo­im por­tre­tem, po­ka­zy­wał mu po­tem wiel­kie skar­by i mó­wił, aby go o co­kol­wiek pro­sił a nie od­mó­wi mu. Lecz oj­ciec nie pro­sił o nic, tyl­ko żeby po­zo­stał ła­ska­wym dla nie­go księ­ciem. Że i ja by­łem temu przy­tom­ny, dał mi kur­firszt po­dwój­ne­go flo­re­na."

W r. 1565. zno­wu cho­dził do szko­ły wiej­skiej do pa­sto­ra, od ojca zaś uczył się go­spo­dar­stwa, w wy­ciecz­kach za­wsze mu to­wa­rzy­sząc. Po­tem od­da­ny zo­stał do szko­ły w Gold­ber­gu, gdzie jed­nak­że nie bar­dzo chęt­nie się uczył, bo, jak sam wy­zna­je, za­wsze ma­jąc na pa­mię­ci ży­cie dwor­skie, więk­szą miał ocho­tę do ko­nia niż do ksią­żek. Brał prę­tem po rę­kach, obie­cy­wa­no mu gor­szy jesz­cze trak­ta­ment, ale ja­koś nie mógł na­brać ocho­ty do ła­ci­ny, aż go wresz­cie fe­bra wy­ba­wi­ła ze szko­ły. – Wy­zdro­wiał w domu bar­dzo pręd­ko i z szcze­gól­nem upodo­ba­niem po­czął się ba­wić po­lo­wa­niem i ła­pa­niem pta­ków w si­dła; jeź­dził z oj­cem kon­no i wóz­ka­mi, zresz­tą od­pi­sy­wał mu wszel­kie li­sty i inne skryp­ta i w go­spo­dar­stwie mu po­ma­gał.

"W r. 1567. ku­pił mi pan oj­ciec pierw­szą szpa­dę, za kto­rą dał 34 bia­łe gro­sze… Nie pi­ja­łem jesz­cze wów­czas wina, lecz utrzy­my­wa­łem się za­wsze w trzeź­wo­ści i w imię Boże, jako mło­dy, rzeź­ki chło­pak ten rok za­koń­czy­łem." Rok na­stęp­ny rów­nież mu ze­szedł na za­ba­wach ło­wiec­kich i go­spo­dar­skich za­ję­ciach w domu oj­cow­skim. Raz tyl­ko wy­je­chał na trzy ty­go­dnie do Li­gni­cy: "Gdy roku 1568. od­pra­wia­ło się na zam­ku ksią­żę­cym li­gnic­kim we­se­le księż­nicz­ki He­le­ny z Zyg­mun­tem Kurz­ba­chem, zo­sta­łem od księ­cia we­zwa­ny do spra­wo­wa­nia służ­by pa­cho­lę­cej. Po­la­cy wy­stą­pi­li z wiel­kim prze­py­chem, mia­no­wi­cie pan Jan Pa­now­ski (?). We­se­le od­by­ło się z wiel­kie­mi ksią­że­ce­mi ce­re­mo­nia­mi od po­cząt­ku do koń­ca."ROK 1569.

"Rok teu za­czą­łem zno­wu w imię Boże w domu, aby mi Bóg uży­czył ra­do­ści i szczę­ścia we wszel­kich mo­ich przed­się­wzię­ciach, a uchro­nił od wszyst­kich nie­szczęść i wsze­go złe­go.

"W na­de­szły post wy­ru­szył J. Ks. Mość Hen­ryk z Li­gni­cy na sejm, czy­li, jak Po­la­cy na­zy­wa­ją, na ro­kosz (ra­cas), któ­ry o ja­kie 90 mil ztąd w Lu­bli­nie od­by­wa­li Po­la­cy, z tą a nie inną my­ślą i za­mia­rem, że gdy król Zyg­munt jest już bar­dzo sta­ry pan, Jego Ks. Mość może po śmier­ci zo­stać ob­ra­ny i uko­ro­no­wa­ny kró­lem pol­skim. Ja­koż ro­bi­li J. Ks. Mo­ści moc­ną na­dzie­ję i do­da­wa­li otu­chy moż­ni pa­no­wie, iż wte­dy przez sta­ny pol­skie na kró­la bę­dzie ob­ra­ny, a po śmier­ci kró­la Zyg­mun­ta w jego śla­dy wstą­pi pew­no.

"Dla tego też wy­brał się ksią­żę wspa­nia­le w tę po­dróż w 80 koni, przy­tem z wo­za­mi, tak iż było prze­szło 150 koni; prócz tych 14 dra­ban­tów gwar­dyi z ha­la­bar­da­mi, pięk­nie przy­bra­nych. Mój oj­ciec i ja mu­sie­li­śmy tak­że z nim je­chać ze zło­te­mi łań­cu­cha­mi na szyi, broń zaś trzy­ma­jąc wię­cej pod pa­chą niż przy­pa­sa­ną. Ja peł­ni­łem służ­bę i wraz z sze­ściu pa­choł­ka­mi szla­chec­kie­go sta­nu po­da­wa­łem J. Ks. Mo­ści po­tra­wy przy sto­le. Je­cha­łem z oj­cem bry­ką, tyl­ko wjazd do Lu­bli­na od­by­wa­li­śmy z oj­cem oba­dwa kon­no, po­nie­waż nam ksią­żę koni po­ży­czył.

"A ubrał mnie oj­ciec w tę po­dróż tak: ka­ftan bar­cha­no­wy ob­ra­mo­wa­ny ak­sa­mi­tem; po­tem para po nie­miec­ku spo­rzą­dzo­nych spodni, jed­na no­gaw­ka żół­ta dru­ga czar­na, prze­wle­ka­ne wstę­ga­mi ki­taj­ko­we­mi z 16. łok­ci, rów­nież poń­czo­chy z ko­ziej skó­ry i czar­na suk­ma­na z fał­da­mi. J. Ks. Mość miał, jak po­wie­dzia­łem, 80 koni pięk­nie przy­bra­nych w żół­te pió­ro­pu­sze, a pa­choł­ko­wie wszy­scy w ak­sa­mit­nych cza­pecz­kach; dzie­wię­ciu ko­pij­ni­ków, mię­dzy tymi tro­je ma­łych chło­piąt, któ­rzy mie­li czar­ne cza­pecz­ki ak­sa­mit­ne zło­tem ga­lon­ka­mi ob­szy­wa­ne i rów­neż na­czół­ka. Ich ko­nie były przy­stro­jo­ne w żół­te pió­ra i wiel­kie pió­ro­pu­sze, tak, że z przo­du za­le­d­wie owych pa­choł­ków było wi­dać, i miał każ­dy na szyi ka­ra­ce­no­wy łań­cuch za 1000 zło­tych wę­gier­skich, przy­tem srebr­ny szty­let i miecz z ta­kąż rę­ko­je­ścią.

"Trzej inni pa­choł­cy byli ubra­ni w czar­ne ka­tan­ki ak­sa­mit­ne, ob­ra­mo­wa­ne srebr­ne­mi ga­lo­na­mi i mie­li dłu­gie po­zła­ca­ne strzel­by; ich ko­nie były przy­bra­ne w czar­ne i żół­te pió­ra, mi­siur­ki zaś mie­li z wiel­kie­mi pió­ro­pu­sza­mi i łań­cu­chy w duże ogni­wa, nie mniej­szej niż 500 zło­tych war­to­ści; tak­że srebr­ne szty­le­ty i mie­cze. Trze­ci sze­reg pa­choł­ków był co­kol­wiek ro­ślej­szy, mie­li fał­dzi­ste suk­nie ak­sa­mit­ne i krę­co­ne łań­cu­chy, srebr­ne szty­le­ty i mie­cze, je­dwab­ne ka­pe­lu­sze z żół­te­mi pió­ra­mi i ko­pie z zło­te­mi gro­ta­mi.

"Wjeż­dżał też z księ­ciem do Lu­bli­na pan Jan Zbo­row­ski (Pa­raf­fsky), któ­ry z nim je­chał przez całą dro­gę. Ten miał tak­że 80 koni jaz­dy ubra­nej nie­bie­sko i czer­wo­no. Król wy­słał na­prze­ciw księ­cia Hen­ry­ka prze­szło 300 koni ka­wa­le­ryi, ja­koż zo­stał i od kró­la i in­nych pa­nów za­szczyt­nie i do­brze przy­ję­tym, a w Lu­bli­nie w dwóch do­mach umiesz­czo­nym, gdy tym­cza­sem po­sło­wie ce­sa­rza Mak­sy­mi­lia­na poza mia­stem sta­li, cho­ciaż i Jego Ks. Mo­ści ko­nie w więk­szej czę­ści za mia­stem po­zo­stać mu­sia­ły. Ksią­żę kwa­te­ro­wał tu dzie­sięć dni, nim go król na dwór za­pro­sił; tym­cza­sem od­wie­dzał J. Ks. Mość co­dzień pa­nów pol­skich.

"Dzie­sią­te­go dnia, jak po­wie­dzia­no, o go­dzi­nie dwu­na­stej, a była to nie­dzie­la, przy­słał król zna­ko­mi­tych pa­nów pol­skich oko­ło 30 kon­no, i ka­zał J. Ks. Mość do kró­lew­skie­go dwo­ru za­pro­sić. Po­je­chał tedy ksią­żę na pięk­nym ko­niu okry­tym czar­nym ak­sa­mit­nym cza­pra­kiem, zło­tem i sre­brem ha­fto­wa­nym, do dwo­ru; pa­no­wie zaś pol­scy je­cha­li wszy­scy przo­dem, tyl­ko bi­skup je­chał po pra­wym boku księ­cia, a pan Jan Zbo­row­ski (Spa­ra­fschütz­ky?) po le­wym. Mój pan oj­ciec i sta­ry Hans Ze­dlitz z Kon­rad­swal­dau, spra­wu­ją­cy urząd och­mi­strza dwo­ru wraz z kanc­le­rzem Han­sem Schramm tak­że po pra­wej stro­nie J. Ks. Mo­ści. W tym po­cho­dzie taki był ścisk, zwłasz­cza gdy J. Ks. Mość przy­był na za­mek kró­lew­ski i miał zsia­dać, iż na­wet kró­lew­ska gwar­dya nie mo­gła zro­bić tyle miej­sca, iżby ksią­żę tyl­ko się do­stał na kró­lew­skie po­ko­je.

"Król wy­szedł na­prze­ciw księ­cia aż do wscho­dów ze swe­go po­ko­ju, a miał na so­bie fu­tro so­bo­lo­we po­szy­te suk­nem i wiel­ką wy­so­ką czap­kę z kun, któ­rą zdjął w pierw­szej chwi­li, ale za­raz zno­wu wsa­dził na gło­wę, ujął księ­cia za rękę i wpro­wa­dził do swe­go kró­lew­skie­go po­ko­ju. Tam po­zo­sta­li ci pa­no­wie ze trzy go­dzi­ny ze sobą, tak iż ich każ­dy w za­ni­ku mógł wi­dzieć.

"Po­nie­waż J. Ks. Mość przy­wiózł kró­lo­wi na dwo­rze dwa lwy w drew­nia­nej klat­ce, ka­zał je wpro­wa­dzić na za­mek i pod okno pod­wieźć, gdzie król stał z J. Ks. Mo­ścią, i sam je kró­lo­wi ofia­ro­wał. Wkrót­ce po­tem po­że­gnał się ksią­żę z kró­lem i po­wró­cił do swo­jej kwa­te­ry, a pa­no­wie pol­scy od­pro­wa­dzi­li J. Ks. Mość.

"Na trze­ci dzień prze­słał ksią­żę inne dary, któ­re dla kró­la był przy­wiózł, przez mego pana ojca, Han­sa Ze­dlit­za i kanc­le­rza, a te były: klej­not z bia­łym or­łem osza­co­wa­ny na 2000 zło­tych; krysz­ta­ło­we na­czy­nie do pi­cia w kształ­cie kub­ka, wy­sa­dza­ne dy­amen­ta­mi i szma­rag­da­mi w zło­to opraw­ne­mi, osza­co­wa­ne na 500 zło­tych; da­lej sza­bla w po­chwie cał­kiem srebr­nej, po­zła­ca­nej, tak­że dro­gie­mi ka­mie­nia­mi wy­sa­dza­nej, oce­nio­na na 300 zło­tych i trzy dłu­gie po­zła­ca­ne strzel­by, pięk­ne, z ja­kie 300 zło­tych war­te i jesz­cze rusz­ni­cę, któ­rą się przy sio­dle przy­wią­za­ną wozi, ma­ją­cą, 100 ta­le­rów war­to­ści. Te dary na uczcze­nie kró­la trzy­ma­łem ja z po­ko­jow­cem w kró­lew­skiej ob­licz­no­ści, gdy je kanc­lerz Hans Schramm od­da­wał, pra­wiąc ła­ciń­ską ora­cyę. Ale król ka­zał na to po pol­sku od­po­wie­dzieć i ni­skie­go sta­nu Po­la­kom te dary od nas ode­brać i od­nieść; gdzie się po­dzia­ły, nikt nie wie.

"Każ­dy z nas my­ślał, że przy­najm­niej zło­ty łań­cuch za to do­sta­nie, lecz drob­ne zła­pa­li­śmy ryb­ki; nie do­stał ża­den nic.

"Po zło­że­niu tych da­rów wy­pra­wił ksią­żę wiel­ką ucztę i ugo­ścił naj­zna­mie­nit­szych pa­nów pol­skich, od­by­ła się iście po kró­lew­sku. Tego dnia spra­wo­wa­łem po raz pierw­szy urząd trze­cie­go kraj­cze­go przy dłu­gim sto­le i spra­wi­łem się, jak mo­głem naj­le­piej. Ja­koż chwa­lo­no mnie przed in­ny­mi, że do­brze moją rzecz zro­bi­łem.

"W dwa dni po­tem za­pro­sił król Jego Ks. Mość jesz­cze raz. O czem ci pa­no­wie ze sobą ga­da­li, nie wia­do­mo mi. Na­stęp­nie za­trzy­mał król księ­cia na wie­cze­rzy. Po­nie­waż tam usłu­gi­wa­łem, wi­dzia­łem, że tak była kiep­ska, iż ksią­żę na kwa­te­rze co­dzień wspa­nia­lej uczto­wał niż wów­czas król. Król z J. Ks. Mo­ścią i ar­cy­bi­sku­pem sie­dzie­li tyl­ko sami przy do­syć dłu­gim sto­le, a po­słu­gi­wa­ło dwóch kraj­czych i król tyl­ko je­dy­ny raz się na­pił do księ­cia z krysz­ta­ło­we­go kub­ka, któ­ry J. Ks. Mość po­przed­nio był kró­lo­wi ofia­ro­wał. Po tej uczcie, któ­ra nie trwa­ła ani dwóch go­dzin, po­że­gnał się ksią­żę z kró­lem i już go wię­cej nie wi­dział.

"Na­za­jutrz przy­słał król księ­ciu dwa pęki so­bo­li i dwa pęki kun w po­da­run­ku. Memu ojcu i Ze­dlit­zo­wi, jako też kanc­le­rzo­wi, każ­de­mu po pa­rze so­bo­li i po dwie kuny, zresz­tą ni­ko­mu nic.

"Po­nie­waż nad­cho­dzi­ło we­se­le pew­ne­go wo­je­wo­dy, na któ­re J. Ks. Mość zo­stał za­pro­szo­ny, ode­słał całą ka­wal­ka­dę i wszyst­kie wozy prócz dwóch po­jaz­dów i trzech pa­choł­ków, na­przód, z po­wro­tem do domu, sam zaś cze­kał owe­go we­se­la.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: