Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętnik Jana Maykowskiego, członka "Komitetu Centralnego" a następnie komisarza nadzwyczajnego Rządu Narodowego w zaborze austryackim - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik Jana Maykowskiego, członka "Komitetu Centralnego" a następnie komisarza nadzwyczajnego Rządu Narodowego w zaborze austryackim - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 231 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁO­WO WSTĘP­NE.

Au­tor pa­mięt­ni­ka uro­dził się w r. 1826 we wsi Ja­sien­nej nad Pi­li­cą, w po­bli­żu Bia­ło­brze­gów i Su­chej, w pół­noc­nym kra­ju woj. San­do­mier­skie­go. Oj­ciec jego, Edward May­kow­ski był do­wódz­cą ba­ta­lio­nu sa­pe­rów w ran­dze ma­jo­ra. Nie­wta­jem­ni­czo­ny w sprzy­się­że­nia już wów­czas puł­kow­nik w pierw­szej chwi­li 29-go li­sto­pa­da wa­hał się co ro­bić; ale cze­go mu nie wy­szep­ta­li lu­dzie, to po­wie­dzia­ła sama moc cu­do­twór­cza. Co­raz to nowy żoł­nierz sta­wał pod nowo pod­nie­sio­ną cho­rą­gwią na nowe ha­sło; lud wrzał żą­dzą wol­no­ści, wy­mie­rzał swą spra­wie­dli­wość i chwy­tał za oręż; sza­se­rzy Kur­na­tow­skie­go wsz­czy­na­li wal­kę, któ­ra tyl­ko bra­to­bój­czą być mo­gła; opa­no­wa­nie ar­se­na­łu czy­ni­ło ruch już nie­odwo­łal­nym: May­kow­ski do­strzegł dro­gę, któ­rą pój­dzie część na­ro­du, w Kró­le­stwo Kon­gre­so­we wtło­czo­na, i za­raz na nią sam wszedł. Już w nocy opę­dzał się sza­se­rom na Sa­skim Pla­cu i Kra­kow­skim Przed­mie­ściu, a nad ra­nem bez ni­czy­je­go roz­ka­zu sta­nął na po­ste­run­ku obron­nym przy zbie­gu No­we­go Świa­ta i Pla­cu Trzech Krzy­ży. W po­cząt­ku kwiet­nia po­rwa­ła go na­gle, jed­ne­go z pierw­szych, cho­le­ra, wnie­sio­na przez woj­sko ro­syj­skie.

W nie­wiel­kiej wio­sce zo­sta­ła mło­da, nie­zwy­kle pięk­na wdo­wa, Ju­lia z Gar­czyń­skich, z czwor­giem drob­nych dzie­ci. Wy­cho­wa­nie po­tom­stwa, oca­le­nie nie­wiel­kie­go ma­ją­tecz­ku, sta­ło się je­dy­nem za­da­niem jej ży­cia: od­rzu­ci­ła pro­po­zy­cye mał­żeń­stwa, aby, speł­nia­jąc obo­wią­zek wzglę­dem dzie­ci, nie prze­nie­wie­rzyć się ich ojcu. Dro­biazg wzra­stał w at­mos­fe­rze moc­no uczu­cio­wej a pod­nio­słej. Szcze­ra po­boż­ność ze­spa­la się w tym domu z bez­względ­nym a bez­wied­nym pa­try­oty­zmem; dla nich był on jak­by uta­jo­nym cie­pli­kiem. Pan dzia­dek ma­cie­rzy­sty p. Gar­czyń­ski, kon­fe­de­rat bar­ski, już 90-let­ni, ale jesz­cze raź­ny, uosa­biał dzie­ciom prze­szłość, któ­ra pod za­wo­ła­niem Ma­ryi, wła­ści­wie za oj­czy­znę wal­czy­ła. Sta­ry Jan, to­wa­rzysz bo­jo­wy z Hisz­pa­nii, or­dy­nans ojca, a te­raz przy­ja­ciel i pia­stun dzie­ci, kar­mił je opo­wie­ścia­mi o przy­go­dach, w za­cię­tej wal­ce na­ro­do­wej prze­by­tych, uczył chłop­ców musz­try, opo­wia­dał im o Na­po­le­onie, księ­ciu Jó­ze­fie i Mo­skwie i urzą­dzał za­ba­wy w woj­nę. Wal­ter Scott z Ossy­anem we dwóch tak­że przy­kła­da­li się do wy­kształ­ce­nia i roz­pa­la­li wy­obraź­nię. Przy do­brem po­ży­ciu z lu­dem po­da­nia, z ust jego zbie­ra­ne, bu­dzi­ły, ja­kieś ta­jem­ni­cze tę­sk­no­ty, ma­lo­wa­ły nowe kra­iny ba­śni, rzu­ca­ły nowe uro­ki na ży­cie, co mia­ło wszyst­kich ubło­go­sła­wić. Każ­de­mu z dzie­ci do­sta­ło się coś z ma­rzy­ciel­stwa i coś z za­pa­łu, każ­de czu­ło moc, któ­ra rwie za sobą i nie pyta chcesz, czy nie chcesz. Epo­ka cią­głych mę­czeństw, szu­bie­nic i kaj­dan wzmac­nia­ła jesz­cze i po­głę­bia­ła ów na­strój pa­try­otycz­ny. Go­spo­dar­stwo w Ja­sien­nej w ko­bie­cych rę­kach szło co­raz go­rzej. Oko­ło r. 1840, po śmier­ci kon­fe­de­ra­ta (żył 102 lata) mu­sia­ła puł­kow­ni­ko­wa fol­war­czek wy­dzier­ża­wić i prze­nieść się do do War­sza­wy, do­kąd za­bra­ła i obu chłop­ców star­szych, od­da­nych zra­zu do Ra­do­mia. Obaj ukoń­czy­li szko­ły w War­sza­wie, i gdy nie było wy­bo­ru, do­sta­li się do biur rzą­do­wych. Mat­ka przez sto­sun­ki swe­go męża, dzie­ci przez swe zdol­no­ści, za­le­ty umy­słu i za­mi­ło­wa­nie książ­ki, zna­la­zły wstęp do lep­szych, ci­chych, przed po­li­cya uta­jo­nych to­wa­rzystw sto­li­cy. Wpływ ta­kich Do­brzań­skich, póź­niej Szum­lań­skich, Ja­ni­szew­skich, Ja­nic­kich, wresz­cie Wój­cic­kie­go roz­wi­jał i kształ­cił na­byt­ki tra­dy­cyi ro­dzin­nych, po­sie­wy domu i szko­ły. I u sa­mej puł­kow­ni­ko­wej za­pło­nę­ło żyw­sze ogni­sko zbio­ro­wej my­śli oby­wa­tel­skiej, gdy cór­ka je­dy­nacz­ka, póź­niej­sza Ma­rya Il­nic­ka, skoń­czyw­szy pen­syę u Ple­wiń­skiej, za­czę­ła już pró­bo­wać pió­ra. Je­że­li sta­rzy w tych to­wa­rzy­stwach da­wa­li wspo­mnie­nia i na­uki, mło­dzi owie­wa­li je du­chem – a był to duch bun­tu, cią­głe­go bun­tu nie­po­praw­nych Po­la­ków. Obaj May­kow­scy, ze­tknąw­szy się z mło­dzie­żą my­ślą­cą o Oj­czy­znie, czy­na­mi dla oj­czy­zny bra­li udział w ro­bo­tach pod­ziem­nych. Star­szy, Edward w r. 1850 wszedł do ów­cze­sne­go sprzy­się­że­nia i w sa­mych jego po­cząt­kach wraz z wie­lu in­ny­mi za­gro­żo­ny, ale od wie­lu in­nych wsku­tek wcze­sne­go ostrze­że­nia szczę­śliw­szy, uciekł za gra­ni­cę; w Pa­ry­żu skoń­czył Szko­łę Cen­tral­ną i przy wy­bit­nych zdol­no­ściach, choć Cu­dzo­zie­miec, zo­stał in­ży­nie­rem na dro­gach za­chod­nich. Młod­szy, któ­ry w spi­sku do­po­ma­gał tyl­ko bra­tu, oca­lał i miał da­lej w Ko­mi­syi Skar­bu w wy­dzia­le dóbr i la­sów do­słu­gi­wał się ka­ry­ery. Sek­cya dóbr, w któ­rej słu­żył, da­wa­ła mu spo­sob­ność do dłuż­szych co­rocz­nych prze­jaz­dów po kra­ju, do za­zna­ja­mia­nia się z lu­dem, po­zna­wa­nia jego na­stro­ju, do pak­to­wa­nia z oby­wa­tel­stwem ziem­skiem, w któ­rem wów­czas nie było ani ugo­dow­ców, ani re­ali­stów, choć byli już Wie­lo­pol­scy. Na wy­ro­bie­nie osta­tecz­ne umy­słu wy­war­ło wpływ sta­now­czy mał­żeń­stwo sio­stry, któ­ra w po­cząt­kach r. 1853 wy­szła za To­ma­sza Unic­kie­go, praw­ni­ka z po­wo­ła­nia, urzęd­ni­ka Ban­ku Pol­skie­go, czło­wie­ka o kry­sta­licz­nie czy­stym cha­rak­te­rze, z głę­bo­ką mi­ło­ścią oj­czy­zny, su­ro­we­go dla sie­bie i in­nych, a przedew­szyst­kiem grun­tow­nie wy­kształ­co­ne­go jesz­cze w uni­wer­sy­te­cie war­szaw­skim.

Mło­dy jesz­cze, do­pie­ro 18-let­ni po­zna­łem Jana May­kow­skie­go w r. 1858 u pań­stwa Unic­kich. W sa­lo­nie li­te­rac­kim, któ­ry się był u nich wy­two­rzył, sko­ro tyl­ko pani domu we­szła w li­te­ra­tu­rę war­szaw­ską, ude­rzy­ła mnie wy­mo­wa jej bra­ta, z po­cząt­ku spo­koj­na, w mia­rę opo­ru lub roz­wo­ju my­śli ro­sną­ca w na­mię­ność, ob­ra­za­mi dzia­ła­ją­ca, skład­na, po­to­czy­sta – a nie tyl­ko w spra­wach pu­blicz­nych, w po­li­ty­ce, ale i w rze­czach li­te­rac­kich, czy cho­dzi­ło o po­wieść Geo­r­ge Sand albo Kra­szew­skie­go, czy o Szaj­no­chę, Sy­ro­kom­lę lub Pola, któ­ry­mi wów­czas w War­sza­wie żywo się zaj­mo­wa­no. Bliż­sze po­zna­nie po­ka­za­ło mi na­tu­rę Za­pal­ną, o ide­ali­stycz­nym na­stro­ju, ale i gło­wę lo­gicz­ną. Przy­sta­li­śmy ja­koś do sie­bie i mimo róż­ni­cy wie­ku za­przy­jaź­ni­li się. Miesz­ka­nie w tym sa­mym domu uła­twia­ło sto­sun­ki. Za­pro­si­łem go do sie­bie na ty­go­dnio­we wie­czo­ry, od je­sie­ni 1857 r. urzą­dza­ne dla mło­dzie­ży pa­try­otycz­nej: wśród mło­dych był mło­dym, jak i my. Poza ko­ła­mi, do któ­rych ja sam na­le­ża­łem, ob­ra­cał się jesz­cze w in­nych; by­wał np. u Jur­gen­sa, nie u Nar­cy­zy ż mi­chow­skiej. By­li­śmy ra­zem d. 18 mar­ca 1859

i Pi­ja­rów na na­bo­żeń­stwie za du­szę Ada­ma – Ju­liu­sza – Zyg­mun­ta. W biu­rze bliż­sze sto­sun­ki łą­czy­ły au­to­ra pa­mięt­ni­ka z Alek­san­drem Ada­mo­wi­czem i Bro­ni­sła­wem Brze­ziń­skim. Pierw­szy z nich zaj­mo­wał się pil­nie dzie­ja­mi Pol­ski; dru­gi był go­rą­cym, czyn­nym, ale nie wy­bu­cho­wym pa­try­otą: obu po­zna­łem i ścią­gną­łem do sie­bie. Z Brze­ziń­skim zwią­za­ła mnie waż­na spra­wa już przy sa­mym upad­ku po­wsta­nia w r. 1864. W li­sto­pa­dzie 1859 r. wy­je­cha­łem do Pa­ry­ża, aby się otrzeć o tę emi­gra­cyę, któ­ra nie przy­ję­ła amne­styi, po­znać jej li­te­ra­tu­rę i do­cho­wa­ne szcząt­ki lu­dzi, a po­tem udać się na stu­dya do He­idel­ber­ga. Kie­dy nie­prze­wi­dzia­ne oko­licz­no­ści zmu­si­ły mnie do po­wro­tu już w mar­cu 1860 r., Jan May­kow­ski był już zwo­len­ni­kiem ja­kie­goś uze­wnętrz­nia­nia uczuć, cze­goś, coby z dusz wy­szło na ze­wnątrz, a było upo­mnie­niem się o pra­wa. W pierw­szej po­ło­wie czerw­ca na po­grze­bie So­wiń­skiej ob­ja­wiał mło­dzień­czy za­pał. Pierw­sza ma­ni­fe­sta­cya już bez­po­śred­nio pa­try­otycz­ną, d. 29 li­sto­pa­da, 1860 r. na Lesz­nie, mia­ła w nim głów­ne­go wy­ko­naw­cę przy­go­to­wań. Waż­ne a wia­ro­god­ne jest w pa­mięt­ni­ku od­sło­nie­nie sto­sun­ku Jur­gen­sa do tego ob­cho­du. Są zno­wu inne świa­dec­twa, że w cza­sie na­rad u Kro­nen­ber­ga w koń­cu grud­nia 1862 r. Jur­gens, wbrew zda­niu pa­try­otów ze wszyst­kich ziem pol­skich, uwa­żał po­wsta­nie za nie­odzow­ną ko­niecz­ność, a gdy już wy­bu­chło – we­dług ze­zna­nia zmar­łe­go w sa­mym po­cząt­ku bie­żą­ce­go stu­le­cia Dra Fran­cisz­ka Śli­wic­kie­go w War­sza­wie – rze­ko­my teo­re­tyk nil­le­ne­ry­zmu, jak go na­zy­wał Mie­ra­sław­ski – wi­dział jed­no tyl­ko wyj­ście z wą­wo­zu: z po­wsta­niem się łą­czyć.

Gdy w środ­ku mar­ca 1861 r., pod wra­że­niem wy­pad­ków 25 i 27 lu­te­go, a po wy­wią­za­niu się ze skrom­nej mis­syi do Gut­tre­go w Pa­ry­żu Po­znań­skim sta­ną­łem w War­sza­wie, nie mo­głem jej po­znać; in­a­czej się tu te­raz żyło, in­a­czej ra­do­wa­ło, in­a­czej cier­pia­ło, a nie sza­la­ło wca­le. Nowe ży­cie, nowy lud; tyl­ko ka­mie­nie i mury też same. Czu­łeś, chwy­ta­łeś jak­by już od­ra­dza­nie się na­ro­du. Kto nie wi­dział War­sza­wy w tych dniach nie­za­po­mnia­nych, ten nie był świad­kiem naj­wspa­nial­szej może ewo­lu­cyi w dzie­jach. Pod­nio­sła się ku nie­bu i ku oj­czyź­nie ska­la umy­słów i serc W jed­nej chwi­li pię­ciu ofiar usta­li­ło się od­ra­zu ja­kieś nowe, ta­jem­ni­cze, mię­dzy­czą­stecz­ko­we lgnie­nie, wspól­ne, bez róż­ni­cy klas, sta­nów, ma­jąt­ków i po­wo­łań, oby­wa­tel­stwo; ja­kieś ogrom­ne skie­ro­wa­nie się wszel­kich żądz i in­te­re­sów, wszel­kich dą­żeń spo­łecz­nych, zgod­nych czy roz­bież­nych, w jed­no sze­ro­kie ko­ry­to żą­dzy na­ro­do­we­go bytu. Lu­dzie wy­szla­chet­nie­li, lud się umo­ral­nił. Za­dzi­wia­ją­co zmniej­szy­ła się licz­ba prze­stępstw i wy­kro­czeń. Czło­wiek był i go­ręt­szym i czyst­szym niż daw­niej. W tym skrom­nym za­kre­sie ży­cia pu­blicz­ne­go, ja­kie da­wa­ła de­le­ga­cya, speł­nia­no, co na­ka­zy­wał obo­wią­zek, nie­tyl­ko z ocho­tą i rze­tel­no­ścią, ale i z re­li­gij­nem jak­by po­sza­no­wa­niem. Służ­ba de­le­ga­ta czy kon­sta­bla nie była przy­wi­le­jom dla ucie­chy tych, któ­rym po­zwo­lo­no na krót­ką chwi­lę ode­tchnąć: była twar­dym tru­dem, speł­nia­nym przez wiel­kich i ma­lucz­kich z jed­na­ko­wą gor­li­wo­ścią. Pa­mię­tam, jed­nej nocy na czę­ści uli­cy Mar­szał­kow­skiej i na ów­cze­snej Próż­nej znaj­do­wa­łem się na stró­ży ra­zem z May­kow­skim i Il­nic­kim: nas dwóch ziąb prze­jął, Jan po­zo­stał i ni – gdy nie opusz­czał swej ko­lei. Nie by­li­śmy z sobą d, 8. kwiet­nia na Kra­kow­skiem Przed­mie­ściu i Pla­cu Zam­ko­wym, gdzie lała się tak ob­fi­cie krew. Ale­śmy się zna­leź­li obaj u Fary d. 15. paź­dzier­ni­ka na na­bo­żeń­stwie Ko­ściusz­kow­skiem. Ra­zem nas po go­dzi­nie 4-ej rano po­gna­no. Na Pla­cu Zam­ko­wym i przez całą dro­gę (Pod­wa­le, Fre­ta) mia­łem go nie­opo­dal sie­bie. Na nie­go, ja­sne­go blon­dy­na, ale nie ude­rza­ją­ce­go wzro­stem, wska­zy­wa­li obo­zu­ją­cy na Pla­cu Zam­ko­wym żoł­nie­rze "Eto (czy też w o t) p o l s k i j k o r o l", wpę­dzi­li go na je­den z ogni w mroź­ną noc roz­pa­lo­nych i ka­za­li mu prze­zeń ska­kać. Kie­dym w sa­mym koń­cu grud­nia opusz­czał War­sza­wę, Jan nie na­le­żał jesz­cze do żad­ne­go ta­jem­ne­go związ­ku, zresz­tą, naj­wcze­śniej­sza ze wszyst­kich or­ga­ni­za­cya War­sza­wy znaj­do­wa­ła się do­pie­ro w za­ląż­kach, Czar­ni Bra­cia byli mi­sty­fi­ka­cyą, a ruch na dro­gę re­wo­lu­cyj­ną na­praw­dę we­pchnę­li do­pie­ro Dą­brow­ski i Chmie­liń­ski na wio­snę 1862 r. Nie­sły­cha­na była ru­chu tego gwał­tow­ność.

Na je­sie­ni 1861 r. spro­wa­dził się au­tor pa­mięt­ni­ka do mnie, do domu Za­moy­skich przy ul. Ża­biej do tego sa­me­go miesz­ka­nia, któ­re obec­nie zaj­mu­je Ta­de­usz Ko­rzon. Po no­wym wy­jeź­dzie moim za­gra­ni­cę w sa­mym koń­cu grud­nia 1861 r. przy­był May­kow­skie­mu współ­lo­ka­tor, Oskar Awej­de, przez nas na uni­wer­sy­te­cie prze­zwa­ny "Ba­si­kiem".

W lip­cu 1862 r. do­cho­dzi­ły do He­idel­ber­ga po­gło­ski o ko­mi­te­cie re­wo­lu­cyj­nym, w koń­cu sierp­nia, po po­wro­cie ze Szwaj­ca­ryi, do­wie­dzia­łem się o Ja­nie, że jest nad­zwy­czaj czyn­ny i gło­śny. W parę ty­go­dni póź­niej do­sta­li­śmy "Straż­ni­cę" z ode­zwą d. 1. Wrze­śnia; w paź­dzier­ni­ku już nowi przy­jezd­ni wy­mie­nia­li na­zwi­sko May­kow­skie­go, jako jed­ne­go z człon­ków Ko­mi­te­tu Cen­tral­ne­go; po­wtó­rzył mi je Ku­rzy­na, przy­byw­szy na ob­chód li­sto­pa­do­wy do He­idel­ber­ga. Ten po­śpiech i rwa­nie się, ten pęd sza­lo­ny przej­mo­wa­ły mnie zgry­zo­tą: pra­ca una­ro­do­wie­nia szko­ły, 600 no­wych szkó­łek dla ludu, roz­wój umy­sło­wy, spo­łecz­ny i bądź co bądź pol­ski: wszyst­ko szło na mar­ne, a nie­szczę­ście pew­ne, a dra­bi­na nie­szczęść – jak ma­wiał Alek­san­der Kra­jew­ski – nie ma­ją­ca nig­dy szcze­bla, któ­ry­by był ostat­nim.

Gdy w koń­cu grud­nia wró­ci­łem do kra­ju, nie było już spo­so­bu za­ta­mo­wać po­to­ku: ruch ogar­nąw­szy masy, stał się już ży­wio­ło­wym – ale, nie­ste­ty, ludu wiej­skie­go osia­dłe­go nie tknął. May­kow­ski był prze­ciw­ny po­wsta­niu i na krót­ko przed wy­bu­chem, pra­wie jed­no­cze­śnie z Gil­le­rem, wy­szedł z Ko­mi­te­tu. W krót­kiej prze­rwie mię­dzy 11. a 18. stycz­nia wy­zwo­lo­ny z wię­zów za­leż­no­ści, za­drżał z trwo­gi o los na­ro­du; z roz­pacz­li­we­go po­ło­że­nia po za­ma­chu Wie­lo­pol­skie­go na mło­dzież ca­łe­go Kró­le­stwa szu­kał wyj­ścia w wiel­kiem ja­kiemś ca­ło­pa­le­niu, w ofie­rze ży­cia tych wszyst­kich, na któ­rych cią­ży­ła od­po­wie­dzial­ność za na­stro­je­nie mas miej­skich na ton wal­ki zbroj­nej. D. 16. stycz­nia w pią­tek wcze­snym wie­czo­rem we wspól­nem miesz­ka­niu na­szem roz­wi­nął przedem­ną po­mysł ze­bra­nia się w ko­ście­le (Re­for­ma­tów) i wy­ru­sze­nia z go­dła­mi wia­ry i męki na uli­ce mia­sta, aby się dać wy­mor­do­wać. Zdzi­wi­ło mnie to, gdy spo­wie­dzi z tego głę­bo­ko tra­gicz­ne­go sta­nu du­szy w pa­mięt­ni­ku nie zna­la­złem. Był to je­dy­ny mo­ment, w któ­rym czło­wiek sta­le pło­ną­cy, ener­gicz­ny, a sil­ny w my­ślach uka­zał mi się bez ognia, ener­gii i spraw­no­ści umy­sło­wej, tak dla jego in­dy­wi­du­al­no­ści zna­mien­nych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: