- W empik go
Pamiętnik z roku 1830-1831 - ebook
Pamiętnik z roku 1830-1831 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 323 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dnia 29 listopada około godziny 6-tej wieczorem zaszły w Warszawie zdarzenia, które się rozpoczęły najściem na mieszkanie Belwederu przez mały poczet cywilnych i wojskowych oraz przez otoczenie Rosjan po koszarach stojących. Jak wielki książę zdołał uchronić się od spotkania z napastnikami, tak ku dniowi i rosyjskie pułki rejterowały się za miasto. Przeszło 1000 jeńców Rosjan pozostało, a ze wszystkim w całym nocnym zamieszaniu do stu ludzi zginęło, między którymi kilku generałów, oficerów, szpiegów pojedyńczym pościgiem lub przypadkiem zabitych zostało . Temu poruszeniu Szkoły podchorążych, akademików, wojska i młodzieży dopomogło pospólstwo, które broń z arsenału rozesłało.
Nazajutrz dnia 30 listopada z dniem kupcy nie otwierali sklepów, właściciele domów pozamykali się po domach, a tymczasem tłumy ludu uzbrojonego biegały po ulicach i na wiwat strzelały. Wielki książę z wojskiem swoim i cząstką polskiego stał koło Mokotowa i rogatki trzymał. Dowóz żywności z różnych stron przerwany został. Niedostatek żywności zmusił pospólstwo do gwałtownego sklepików i szynków otwierania. Zachodziła obawa łupieży. Obywatele miasta, domów właściciele dziwnie się w tym razie niedbałymi o swoje życie i swą własność okazali. Władze miejskie wywrócone zostały, a oni jak w kryjówkach po domach siedzieli. Tylko wojsko porządek utrzymywało i ekscesów nie dopuszczało, tchnąc aż do prostych żołnierzy najpiękniejszym duchem; dnie i noce następne stało pod gołym niebem wśród stolicy w niedostatku cierpliwe w przeświadczeniu, że to dla sprawy ojczyzny znosi.
W trudnym stolicy nieładzie książę Lubecki wspólnie z księciem Adamem Czartoryskim zaraz o północy udał się do Belwederu, gdzie znalazłszy wielkiego księcia, wzywał go do szukania środków dla uspokojenia burzy, lecz wielki książę oświadczył, że wcale nie myślał wdawać się w kłótnie polskie. Zatem książę Lubecki jeszcze przed dniem wezwał Radę Administracyjną, która do grona swojego przybrała senatorów: księcia Czartoryskiego, księcia Michała Radziwiłła, Paca i Kochanowskiego. Jej zwykłe miejsce posiedzeń było w pałacu Namiestnika, że jednak nadzwyczajne dla niej otwierały się zatrudnienia, wniósł książę Radziwiłł, aby miejsce posiedzeń przeniosła do budowy Banku, gdzie straż gotowa, drukarnia i inne potrzeby pod ręką były. Przeniesienie to nastało w dzień pod eskortą ludu uzbrojonego, wśród okrzyków radosnych, że rząd do działań rewolucyjnych przystępował. Była Rada Administracyjna zniewolona zajmować się wszelkimi porządku drobiazgami, bo inne władze albo nieczynne, albo roztrącone były. Zaraz uchwaliła utworzenie się gwardii miejskiej, czyli straży bezpieczeństwa, której urządzenie poruczyła Piotrowi Łubieńskiemu, a na prezydenta miasta powołała Stanisława Węgrzeckiego, wprawdzie starego, ale posiadającego wziętość z dawnego prezydenctwa. Wiceprezesem został były generał kasztelan Tomasz Łubieński, któremu z wielką gorliwością obywatele w pomoc nadbiegli i w stolicy porządek nastał.
Rada Administracyjna na dowództwo wojska wezwała niezwłocznie generała Chłopickiego. Ale widny dzień upływał i znaleźć go nie można, krył się to u pułkownika Sobieskiego, to u generała Darewskiego. Tymczasowie tedy ku wieczorowi objął dowództwo generał Pac, nim nazajutrz, wchodząc w czynność, generał Chłopicki rozesłał rozkazy do pułków po kraju rozstawionych, aby się ku stolicy zbliżyły. Bliskość wielkiego księcia, niepewność, jak sobie wojsko postąpi, niecierpliwiły tłumy. Rada Administracyjna złożona z ministrów nie miała ufności, oskarżana o opieszałość. Tłumy pospólstwa, podniecane od umysłów gorętszych, gotowe były napaść na nią. Posłowie będący w Warszawie poczęli się schodzić i przybyli dnia 1-go grudnia do Rady Administracyjnej, a zabierając po kolei głosy, kasztelan Dembowski i posłowie Lelewel i Franciszek Sołtyk, przekładając, że Rada Administracyjna winna prędko obmyślić środki dla własnego zabezpieczenia, prosili, aby sami członkowie Rady Administracyjnej weszli w siebie i ocenili się, ile zaufania postradali. Wskutek tego ustąpili z Rady Administracyjnej minister oświecenia Stanisław Grabowski, generał Rautenstrauch, sekretarz stanu generał Kossecki, a wezwani zostali do Rady Administracyjnej do utworzonego wydziału wykonawczego: kasztelan Leon Dembowski, posłowie Lelewel, Władysław Ostrowski i Gustaw Małachowski, jako przewodniczący komisjom ostatniego sejmu. To nie mało umysły na chwilę uspokoiło.
Ale w tymże czasie stworzył się klub patriotyczny, który Joachima Lelewela swoim ogłosił prezesem. W nim żarliwe głowy narzekały na nieczynność Rady Administracyjnej i generała Chłopickiego, spisały punkta, żądając, aby im zadośćuczyniono z groźbą, że przymuszą Radę Administracyjną do przyjęcia do składu swego kilku klubistów. Nazajutrz rano 2-go grudnia prezydujący Lelewel usiłował złagodzić niecierpliwość i zjednać zaufanie tak w Radzie Administracyjnej jak w generale Chłopickim; tymczasem Rada Administracyjna, chcąc przeświadczyć klubistów w jak trudnym znajduje się położeniu i jawnym uczynić działanie swoje, wezwała kilku klubistów do pomocy w działaniach swoich, z czym nadbiegł do klubu Władysław Ostrowski i klubistów zawiadomił. Książę Michał Radziwiłł i Gustaw Małachowski z Rady Administracyjnej usunęli się.
Tegoż 2-go grudnia na żądanie wielkiego księcia z Rady Administracyjnej wysłani zostali do umawiania się z wielkim księciem: książęta Czartoryski i Lubecki oraz posłowie Lelewel i Władysław Ostrowski. Przybyli o godzinie 3-ciej z południa a po pięciogodzinnej rozmowie powrócili. Naprzód przemawiał książę Lubecki, przekładając, że postępowanie Rady Administracyjnej nie mogło być inne, gdyż znajdowała się zagrożoną ód pospólstwa i nie miała innych środków utrzymania porządku tylko takie, jakie przedsiębrała, że gdyby miała więcej wojska, byłaby zdolna porządek utrzymać, że nie przewiduje, co jeszcze zajść może, że to, co zaszło, nie z czego innego wynika, tylko z zaszłych wielolicznych pogwałceń praw i konstytucji. Na to wielki książę pełen spokojności żywo opowiadał, że nie pospólstwo to było, co na jego mieszkanie Belwederskie na – szło. Poczytując to najście za mordercze, wymieniał zdarzenia szczególne, sobie świadome i wytykał, jak dalece do nich wojskowi należeli. Wspomniał o wierności sług swoich Rosjan, z których jeden piersiami swymi zasłonił drzwi do jego pokojów i zginął, a drugi z trzeciego piętra wyskoczył i nogi połamał chcąc prędzej z pomocą pośpieszyć. Zarzucał, że Rada Administracyjna, dając dowództwo nad wojskiem generałowi Chłopickiemu, ubliżyła jemu jako naczelnemu wodzowi.
Obszerne to opowiadanie odpierał książę Lubecki ponawianym upewnieniem, że gdyby rząd miał więcej wojska, byłby mocniejszy, a teraz ledwie się od pospólstwa i gwałtownych umysłów zabezpieczyć może. Książę Czartoryski przymawiał się, wymawiając wymuszone okolicznościami postępowanie rządu. Ostrowski przypominał wielkiemu księciu uwagę, którą mu w czasie sejmu czynił, że niebezpiecznym jest przykładem dla ludów, gdy ich rządy z lekceważeniem przysiąg wykonanych oswajają. Że gwałty, wyrządzone konstytucji, są powodem rewolucji; jej celem zaś staje się połączenie wszystkich Polaków pod jedno berło, a zatem połączenie gubernijów polskich z Królestwem, co nie dopiero obiecano.
Wtem zerwała się z kanapy księżna Łowicka, przyskoczywszy do księcia Lubeckiego, patetycznie uroczystym głosem poczęła mu wyrzucać, że on, który dotąd zupełne zaufanie króla posiadał, który był jego ministrem faworytnym, teraz go zawodzi i opuszcza, że obowiązek winien być jedynym celem działania, od którego, gdy się kto oddala, wpada w miliony cyfer niepewnych, że obowiązkiem było Radę Administracyjną zachować taką jak ją król postanowił, że wtenczas byłby książę mocny, ale ją osłabił, przybierając osoby popularne i w rewolucyjną zamienił władzę. Książę Lubecki odpierał zarzuty tym, że Rada Administracyjna, będąc w największym nie – bezpieczeństwie, jedynie przez przybranie osób, wziętość w na rodzie mających, mogła władzę królewską ocalić i stolicę od zniszczenia ochronić, że zapał posunięty jest do najwyższego stopnia i chyba ciężkim krwi rozlewem mógłby być uśmierzony. Księżna Łowicka, nie przestając na tej eksplikacji, wynurzając swe uczucia jako Polka dla kraju i narodu swego, poczęła więcej jeszcze wymawiać księciu Lubeckiemu, że polega na osobach, które właśnie rządową moc osłabiają, a w rozczulonej żywości, wskazując na Lelewela, w nim słowem i gestem sprawcę poburzenia wskazała. Na pierwsze tak wyraźne zarzuty zrazu uśmiechem odpowiadał Lelewel, a gdy znalazł porę przymówienia się, zaczynał od tego, że widzi, iż jest podejrzany o jakieś knowania. Przerwała mu księżna Łowicka i zaprzeczyła, że nie ma podejrzenia, ale, obracając swą mowę do Ostrowskiego i Lelewela, chwyciła ich za rękę i wystawiała na co kraj polski narażają. W żywych groźną przyszłość malując kolorach, wzywała ich wyrazami najczulszymi, aby chcieli całe to poburzenie uśmierzyć, bo jest przeświadczona, że to jest w ich mocy. Książę Lubecki, popierając niejako argumentowanie księżnej, utrzymywał, że Ostrowski i Lelewel mają wziętość swoją i że ich do Rady Administracyjnej powołanie i postępowanie obu były jedynym środkiem działania Rady Administracyjnej zabezpieczającym, lecz że wstrzymać rewolucji ani oni, ani już nikt nie zdoła.
Lelewel, obracając mowę do wielkiego księcia, mówił, że bez wątpienia Jego Cesarzewiczowska Mość umie rozróżniać te pierwsze zdarzenia nocne w Belwederze, które tak są dla niego bolesne od dalszych wydarzeń, które są narodowym poruszeniem, że teraz roztacza się już przedmiot wyższy, podnoszący wielki i nieugaszony ogień w upominaniu się o rozciągnienie praw i konstytucji polskiej do Polaków w guberniach polskich i połączenia ich z Królestwem, że pierwszy wybuch był tylko do tego podnietą, a teraz objawia się powszechna wola narodu.
Na to wielki książę przymawiał i powtarzał, że to nie jest środek dopominania się gwałtownie (par la violence). Ostrowski przekładał, że używano napróżno próśb, przedstawień i nawet żarliwych reklamacji, że tego są dowodem wszystkie sejmy i tak liczne a bezskuteczne petycje, że na odparcie gwałtu, gwałt tylko mógł być skuteczny, że nie tylko w Polsce podobne zaszły zdarzenia, ale we Francji i w Belgium. Nie przypadało to do myśli wielkiemu księciu, gdy Lelewel z uczuciem powiedział, że przecież i Polska gwałtownie przez trzy mocarstwa rozebraną została. W dalszym przymawianiu się czynił tę uwagę, że cesarz Mikołaj ma w swym państwie wiele ludów, a dwa narody, dla których również ojcem być powinien. Przystałoż, aby naród polski przez jakąś politykę był tyle czasów, jak jest, uciskany? Co zaś do postępowania swojego i Rady Administracyjnej sądził Lelewel, że nie ulega zarzutowi, bo co w tych dniach zamieszania i rozprzężenia wychodziło z karbów legalności, zdaje mu się, że to każdy z członków Rady Administracyjnej usiłował na drogi legalne zwracać przez upoważnienie królewskim imieniem. Od takiego postępowania Rady Administracyjnej i on sam nie wyłączał się, widząc w tym utrzymanie węzła między działaniem narodu i królem, a tym sposobem oczywiście Rada Administracyjna usiłuje kraj dla króla ocalić.
Wielki książę wydobywszy z kieszeni ukazał swój rozkaz dzienny, którym zaręcza amnestię dla tych, którzy swe błędy wyznają, czyniąc tę uwagę, że niezmierną ze swej strony okazuje wyrozumiałość, gdy wszystkie jakkolwiek gwałtowne zdarzenia tylko błędem nazywa. Na to Ostrowski powiedział, że z takiej amnestii nikt korzystać nie zechce, bo nikt się do winy nie przyzna. Tu pytał wielki książę, co by mogło najprędzej całe zawichrzenie uspokoić? Ostrowski na to objawił swą myśl, że oddalenie się wojsk rosyjskich od Warszawy i ustęp ich do Rosji za granicę mogłyby pojątrzone umysły ułagodzić, wtedy księżna Łowicka i wielki książę wymówili się, że to nietrudno nastąpić może. Alę razem zaszło pytanie, co ze swą osobą wielki książę ma uczynić? Książę Lubecki opiniował, że najlepiej uczyni, kiedy do Warszawy powróci. Rozpoczęło się o to prawdziwe wotowanie. Książę Lubecki dał głos za zostaniem. Książę Czartoryski chciał niektóre uwagi nad tym czynić, ale mu wielki książę przerwał, żądając odpowiedzi tak albo nie; zatem książę Czartoryski głosował za pozostaniem. Ostrowski był za oddaleniem się z kraju. Lelewel podobnie, a to z tego powodu, że księżna Łowicka upewniła, że wielki książę od swego wojska rosyjskiego odłączyć się nie może, kiedy bliskość wojska rosyjskiego w stolicy obawę i niespokojność utrzymuje, a nadto wojsko rosyjskie uważane będąc od ludu za cudzoziemskie, a nawet za nieprzyjacielskie, mogłoby się ataków spodziewać.
Wielki książę protestował się, że żadnych nieprzyjacielskich kroków nie czynił i nie uczyni; dlatego chętnie przystąpił do konwencji, która z nim umawianą i zaraz dla publikowania drukiem pisaną była. Zaręczył wielki książę, iż nie będzie Warszawy atakował, a gdyby rozkaz dostał, wprzód 48 godzinami ostrzeże, żądał podobnego upewnienia od Polaków, lecz Ostrowski odpowiedział, że pohamowanie zbrojnego ludu nie ulega niczyjej mocy, że można utrzymać w karbach subordynacji wojsko regularne, ale nie wzburzone pospólstwo, że ten warunek wzajemny być nie może, radził więc na nowo wielkiemu księciu, żeby się spod Warszawy oddalił dla własnego bezpieczeństwa. Na co mu księżna Łowicka odpowiedziała z ironią: „Och dzięki za tę troskliwą pieczołowitość!” Przyrzekł wielki książę, że nie wyda żadnych rozkazów do armii litewskiej, aby ta kroki nieprzyjacielskie czynić miała. Oświadczył życzenie, aby miał wypuszczonych generałów z niewoli, o co deputacja dołożyć wszelkich starań przyrzekła. Obiecywał ze swej strony wielki książę wyjednać amnestię dla wyznających błędy swoje. Zgodnie czyniła deputacja uwagę, że taka amnestia jest niczym. Czynił znowu uwagę wielki książę, że z jego strony nie może być większej wyrozumiałości, jak kiedy same zbrodnie błędami nazywa. Lelewel popierał uwagę; że trudno wymagać, aby tak rozmaite błędy, które zbrodniami były, miały być przez winnych wyjawiane. Wielki książę powtórzył po kilka razy, że go to cieszy, że sam pan Lelewel przyznaje, że były występki i zbrodnie. Ponowił to przyznanie Lelewel, bo istotnie zdarzyły się łupiestwa, morderstwa, a któż by wyznawać podobne błędy przychodził? nie o amnestię tedy idzie, ale o zupełne puszczenie wszystkiego w niepamięć. Po długim wzbranianiu się, gdy zaledwie umawianie się zerwanym nie zostało, przystał nareszcie wielki książę, że będzie pośrednikiem do wyjednania łaskawości króla puszczenia wszystkiego, co zaszło w niepamięć.
Ostatni punkt o gubernie polskie zdawał się niepodobnym do przeprowadzenia. Najmocniej stał przy tym wielki książę, że nie może się o to ani wstawiać, ani być pośrednikiem do króla.
Zrobił uwagę Ostrowski, że to połączenie nie musi być tak trudne do uskutecznienia, odwołując się do swej rozmowy z wielkim księciem w czasie sejmu, z ust którego słyszał, iż powrócenie Polsce Litwy i Wołynia stanowczo przez Aleksandra zadecydowane było, jedynie burzliwością kilku posłów wstrzymane zostało. Co więc przed kilku laty stać się mogło i teraz da się łatwo wykonać. Lelewel zaś dodał, że gdy w niniejszej rozmowie z wielkim księciem rzecz o guberniach polskich była umawianym przedmiotem, że zatem pewnie pozwoli o tym drukiem wspomnieć? Na to przystał i pozwolił, a nawet nie odmawiał czynionego o to przedstawienia do swych rąk przyjąć i królowi złożyć. I to napisanym zostało.
Powieść ta cała pisana jest z opowiadania Lelewela, który najlepiej pamięcią objął to, co sam mówił i to, co się jego samego tyczyło, dlatego co do przymawiania się innych delegowanych może jest mniej dokładna i mniej zupełna. Wreszcie nie ma w niej na celu powtórzenia wszystkich małych szczegółów i myśli we wzajemnej rozmowie razem toczonej, lub w osobnej pojedyńczych delegowanych z księżną Łowicką lub wielkim księciem, ale zebranie głównych widoków, które były istotną rozmowy osnową. Lelewel z powodu uprzedzenia, z jakim się wielki książę i księżna Łowicka objawili w tej rozmowie, doznawał osobliwszych przymówek. Jak w razie księżna Łowicka w nim głównego sprawcę rozruchu wskazywała, tak potem wielki książę, gdy mu przyszedł na myśl jego pałac Brühlowski i gdy zapytał się, co by się z nim stało, wraz się obrócił z zapytaniem, że to musi być najlepiej panu Lelewelowi wiadomo? Na odpowiedź, że nie wie, książę Lubecki o losie i całości tego pałacu rzecz całą opowiadał. W innym razie pytał wielki książę Lelewela, czyli jest ten sam, co był profesorem w Wilnie. Lelewel przyznał, że ten sam. A tu w Warszawie studenci uniwersyteccy zawichrzenie zrządzili, więceś to ty, Lelewelu, musiał sprawić? Lelewel odparł to uwagą, że miejscem i czasem dawny obowiązek jego od Uniwersytetu Warszawskiego oddalony i trudno te dwie rzeczy kojarzyć, że w swoim domowym pożyciu zamknięty, prawie że nie zna uczniów Warszawskiego Uniwersytetu, a jeżeli ma to szczęście, że jego imię jest gdziekolwiek użyte, los mu to zjednał a nie własne staranie.
Pytał wielki książę, gdzie ową pierwszą noc powstania znajdował się? „Przy łożu ojca mego dogorywającego” – odpowiedział Lelewel – „bo właśnie tejże nocy na moich rękach życia dokonał”. Pod koniec jeszcze rozmowy jeszcze wielki książę obrócił się do Lelewela i powiedział, że w Warszawie już i klub się zawiązał. „Tak jest” – odpowiedział Lelewel – „nawet mnie swoim ogłosił prezesem”. Lecz te mniej znaczące szczegóły mniej by znaczące były, gdyby delegowani osobne swoje z księżną Łowicką albo z wielkim księciem rozmowy opowiedzieli, z takich rozmów jedynie o jednej z opowiadania Lelewela wiadomo jest.
Pod koniec długich rozmów i spisania konwencji księżna Łowicka raczyła osobno przemówić do Lelewela, skłoniona do tego przez księcia Lubeckiego, rozmowa ta była w języku polskim. W tej Lelewel przekładał, jak płonne są podejrzenia, aby miał przeciw Rosji mieć jakie niechęci i sam zamieszania wzniecać, że owszem chlubi się literackimi stosunkami swymi z uczonymi rosyjskimi i cieszy się znajomością niektórych Rosjan, ale ze swego spokojnego życia pogląda na stosunki narodów polskiego i rosyjskiego. Postrzega w rozwijającym się powstaniu narodowym nie powstanie na króla ani na naród rosyjski, który, jeśli chce, może się bratnim polskiego nazywać, ale przeciw polityce rosyjskiej, która od tak dawnego czasu naród polski gnębi. Przekładał, jak dalece w postępowaniu swoim Rada Administracyjna całej usilności dokładała, aby interes narodu w związku z królem utrzymać, w nadziei, że król wejrzy w potrzeby i cierpienia narodu, że tylko prędkie oczekiwaniom zadośćuczynienie może zjednać umysły; że to jawiące się poruszenie stanie się poruszeniem całego narodu, również czującego, a to uczucie księżna jako Polka pewnie oceniać umie. Przekładał, że się przebrała miarka cierpliwości. Cesarz Aleksander czyli to łudził, czyli szczerze obiecywał spoić gubernie polskie z Królestwem, ale utrzymywał naród w nadziei i oczekiwaniu. Teraz cesarz Mikołaj po koronacji listem wprawdzie prywatnym, ale publicznie ogłoszonym, odjął tę nadzieję. I czegóż więcej naród miał oczekiwać, cóż mu czynić pozostaje? Upewniała księżna Łowicka, że kiedy wielki książę z cesarzem o guberniach polskich mówić będzie, zacznie od przypomnienia, jak tym krokiem w narodzie polskim przykrą uczynił sensację. Lelewel przekładał dalej, że mieszkając wiele lat w guberniach polskich, jeżdżąc corocznie na Wołyń, widzi pogarszający się los mieszkańców, że szczególniej za panowania Mikołaja wszystko się pogorszyło: intolerancja narodowości, intolerancja religijna i w administracji, wycieńczenie sił fizycznych i moralnych gnębi tamte prowincje. Czyliż Polak, patrząc na ten ucisk ziomków, może to ozięble znosić? Odwołuję się do samej księżnej uczuć.
Nie przeczyła temu księżna, utrzymując, że jej męża, wielkiego księcia, los guberniów obchodzi i że nieraz życzył aby były z Królestwem połączone. Przyznawał Lelewel, że bądź przypadkiem, bądź ze stosunków swoich z różnymi osobami, to od generała Wincentego Krasińskiego, to od innych osób aż nadto dobrze wie o tej wielkiego księcia życzliwości, ale że dziwnym zbiegiem okoliczności wtedy wielki książę objawiał to życzenie swoje, kiedy tego polityka dworu petersburskiego nie życzyła sobie; a kiedy ta zamierzała łączyć gubernie polskie z Królestwem, wtedy mu się to nie zdawało i był przeciwnym. Lecz, jak to było, mało kto wie o tym, a naród zniecierpliwiony poczyna się z bronią w ręku o swój byt upominać. Wspomniała księżna Łowicka o przeszkodach. Na to przyznawał Lelewel, że widzi wielkie trudności, a pewnie są większe, których ocenić nie zdoła, ale mniema, iż cesarz mógłby znaleźć środki, które by go z trudnego położenia wydobyły. Niech dozwoli, aby pełnomocnicy narodu polskiego z pełnomocnikami rosyjskimi o to się rozmówili, a pewnie wszystkie trudności z siebie zrzuci i postawi się za pośrednika między dwoma narodami. Obiecywała księżna Łowicka, że wszystkie te uwagi mężowi swemu wielkiemu księciu powtórzy i zapewniła, że wielki książę będzie przed bratem tłumaczem i pośrednikiem narodu polskiego, tylko o cierpliwość prosiła. Na tym ta konferencja osobna miała się ku końcowi, kiedy koło godziny 8-mej nastąpiło pożegnanie i powrót do Warszawy tyle wstrzymywany, ile zatrzymywali przy wielkim księciu zostający Polacy, przyskakujący do karety, a żądający, aby im rozkazy nadesłane były do przejścia pod komendę Chłopickiego.
Nazajutrz rano 3-go grudnia, zaledwie się Rada Administracyjna gromadzić poczęła, przypadł adjutant wielkiego księcia Władysław Zamojski z wiadomością, że wielki książę odpuścił wojsko polskie przy nim będące i sam spod Warszawy ż rosyjskim precz ustępuje, polegając na prawości narodu polskiego, że mu wymarszu z kraju nie wzbroni. Rada Administracyjna ogłosiła odezwę wzywając, aby przemarszu nikt nie trudnił. Nastała stąd wielka radość, która pomnożoną była przybyciem generała Szembeka, którego pułk w tejże chwili do Warszawy przybył. To generała Szembeka ze sprawą rewolucyjną powstania połączenie się stało się tym ważniejszą rzeczą, że zdecydowało całe wojsko; nadto ukazanie Szembeka na klubie, zapisanie się do niego i przemówienie niezmiernie ogniste myśli uśmierzyło.
Zjawiły się jednak narzekania i krzyki, że tyle zbrojnego wojska rosyjskiego, konie, artylerię i samą dostojną osobę, zakładnikiem być mogącą, z kraju wypuszczono; zjawiły się nalegania prędszego uzbrajania się, narzekania na opieszałość Rady Administracyjnej, ubolewanie, że dotąd kroki wojenne nie rozpoczęte.
W kłopocie nieustannym Rada Administracyjna zdecydowała ustanowić Rząd Tymczasowy, a sama pójść do spoczynku. Książę Lubecki przedsięwziął ograniczyć się jedynie zatrudnieniami swego ministerium. Akt był napisany, na członków wybrani: książę Adam Czartoryski, generał Pac, kasztelanowie Kochanowski i Leon Dembowski, posłowie Lelewel i Władysław Ostrowski, do których wkrótce potem przybrany książę Michał Radziwiłł. Utrudniło wykończenie tego ustanowienia wejście wojska i prezentacja generałów Wincentego Krasińskiego i Kurnatowskiego, a ku wieczorowi brak osób z Rady Administracyjnej do podpisania, gdyż nie wypadało, aby książę Czartoryski powołanie siebie samego na prezesa Rządu Tymczasowego podpisywał jako prezydujący Radzie Administracyjnej, a wojewody
Walentego Sobolewskiego nie było. Rzecz przeto do rana odłożona i cichy bezrząd pozostał na całą noc.
Rano 4-go grudnia akt ustanowienia Rządu Tymczasowego nie mógł podpisów Rady Administracyjnej uzyskać, nie tylko z tego powodu, że, prezydującego wojewody Sobolewskiego nie było, ale że ministrowie Mostowski i książę Lubecki obecni, wyraźnie podpisania odmówili. Zniewoleni tedy byli członkowie, do Rządu Tymczasowego powołani, sami się ustanowić na tej prawnej zasadzie, że kiedy Rada Administracyjna porzuciła swą władzę, oni, jako z Rady Administracyjnej wynikający, w Rząd Tymczasowy zamieniają się.
Zaledwie ta rzecz ułożona i ukończona była, wchodził generał Chłopicki i wynurzając swoje ndeukontentowanie z niekarności wojska oraz z wrzasków klubowych, zrzeka się swego dowództwa, a wpadając w uniesienie zbyt gwałtowne, wstępuje do przedsieni. Spieszą za nim członkowie rządu i generałowie obecni proszą, aby nie opuszczał sprawy powszechnej. Stoi jednak generał Chłopicki przy swoim, gwałtowne jego wzruszenie przywodzi go o słabość tak, iż śpiesznym krwi puszczeniem ratować wypadło. Przypadek ten nie mógł być tajny przed publicznością, wzbudził litość i obawę, aby utalentowanego nie stracić wodza; akademicy, wielka część wojskowych i ogół opinii stał mu się przychylny. Ścigano tych, którzy się poważyli co zdrożnego o generale Chłopickim powiedzieć, a nade wszystko Maurycego Mochnackiego, o którym fałszywa powieść rozbiegała się, jakoby w osobistej rozmowie miał niegrzeczność generałowi powiedzieć.