Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętnik z roku 1830-1831 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik z roku 1830-1831 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 323 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­MO­WA W WIERZB­NIE

Dnia 29 li­sto­pa­da oko­ło go­dzi­ny 6-tej wie­czo­rem za­szły w War­sza­wie zda­rze­nia, któ­re się roz­po­czę­ły naj­ściem na miesz­ka­nie Bel­we­de­ru przez mały po­czet cy­wil­nych i woj­sko­wych oraz przez oto­cze­nie Ro­sjan po ko­sza­rach sto­ją­cych. Jak wiel­ki ksią­żę zdo­łał uchro­nić się od spo­tka­nia z na­past­ni­ka­mi, tak ku dnio­wi i ro­syj­skie puł­ki rej­te­ro­wa­ły się za mia­sto. Prze­szło 1000 jeń­ców Ro­sjan po­zo­sta­ło, a ze wszyst­kim w ca­łym noc­nym za­mie­sza­niu do stu lu­dzi zgi­nę­ło, mię­dzy któ­ry­mi kil­ku ge­ne­ra­łów, ofi­ce­rów, szpie­gów po­je­dyń­czym po­ści­giem lub przy­pad­kiem za­bi­tych zo­sta­ło . Temu po­ru­sze­niu Szko­ły pod­cho­rą­żych, aka­de­mi­ków, woj­ska i mło­dzie­ży do­po­mo­gło po­spól­stwo, któ­re broń z ar­se­na­łu ro­ze­sła­ło.

Na­za­jutrz dnia 30 li­sto­pa­da z dniem kup­cy nie otwie­ra­li skle­pów, wła­ści­cie­le do­mów po­za­my­ka­li się po do­mach, a tym­cza­sem tłu­my ludu uzbro­jo­ne­go bie­ga­ły po uli­cach i na wi­wat strze­la­ły. Wiel­ki ksią­żę z woj­skiem swo­im i cząst­ką pol­skie­go stał koło Mo­ko­to­wa i ro­gat­ki trzy­mał. Do­wóz żyw­no­ści z róż­nych stron prze­rwa­ny zo­stał. Nie­do­sta­tek żyw­no­ści zmu­sił po­spól­stwo do gwał­tow­ne­go skle­pi­ków i szyn­ków otwie­ra­nia. Za­cho­dzi­ła oba­wa łu­pie­ży. Oby­wa­te­le mia­sta, do­mów wła­ści­cie­le dziw­nie się w tym ra­zie nie­dba­ły­mi o swo­je ży­cie i swą wła­sność oka­za­li. Wła­dze miej­skie wy­wró­co­ne zo­sta­ły, a oni jak w kry­jów­kach po do­mach sie­dzie­li. Tyl­ko woj­sko po­rzą­dek utrzy­my­wa­ło i eks­ce­sów nie do­pusz­cza­ło, tchnąc aż do pro­stych żoł­nie­rzy naj­pięk­niej­szym du­chem; dnie i noce na­stęp­ne sta­ło pod go­łym nie­bem wśród sto­li­cy w nie­do­stat­ku cier­pli­we w prze­świad­cze­niu, że to dla spra­wy oj­czy­zny zno­si.

W trud­nym sto­li­cy nie­ła­dzie ksią­żę Lu­bec­ki wspól­nie z księ­ciem Ada­mem Czar­to­ry­skim za­raz o pół­no­cy udał się do Bel­we­de­ru, gdzie zna­la­zł­szy wiel­kie­go księ­cia, wzy­wał go do szu­ka­nia środ­ków dla uspo­ko­je­nia bu­rzy, lecz wiel­ki ksią­żę oświad­czył, że wca­le nie my­ślał wda­wać się w kłót­nie pol­skie. Za­tem ksią­żę Lu­bec­ki jesz­cze przed dniem we­zwał Radę Ad­mi­ni­stra­cyj­ną, któ­ra do gro­na swo­je­go przy­bra­ła se­na­to­rów: księ­cia Czar­to­ry­skie­go, księ­cia Mi­cha­ła Ra­dzi­wił­ła, Paca i Ko­cha­now­skie­go. Jej zwy­kłe miej­sce po­sie­dzeń było w pa­ła­cu Na­miest­ni­ka, że jed­nak nad­zwy­czaj­ne dla niej otwie­ra­ły się za­trud­nie­nia, wniósł ksią­żę Ra­dzi­wiłł, aby miej­sce po­sie­dzeń prze­nio­sła do bu­do­wy Ban­ku, gdzie straż go­to­wa, dru­kar­nia i inne po­trze­by pod ręką były. Prze­nie­sie­nie to na­sta­ło w dzień pod eskor­tą ludu uzbro­jo­ne­go, wśród okrzy­ków ra­do­snych, że rząd do dzia­łań re­wo­lu­cyj­nych przy­stę­po­wał. Była Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na znie­wo­lo­na zaj­mo­wać się wszel­ki­mi po­rząd­ku dro­bia­zga­mi, bo inne wła­dze albo nie­czyn­ne, albo roz­trą­co­ne były. Za­raz uchwa­li­ła utwo­rze­nie się gwar­dii miej­skiej, czy­li stra­ży bez­pie­czeń­stwa, któ­rej urzą­dze­nie po­ru­czy­ła Pio­tro­wi Łu­bień­skie­mu, a na pre­zy­den­ta mia­sta po­wo­ła­ła Sta­ni­sła­wa Wę­grzec­kie­go, wpraw­dzie sta­re­go, ale po­sia­da­ją­ce­go wzię­tość z daw­ne­go pre­zy­denc­twa. Wi­ce­pre­ze­sem zo­stał były ge­ne­rał kasz­te­lan To­masz Łu­bień­ski, któ­re­mu z wiel­ką gor­li­wo­ścią oby­wa­te­le w po­moc nad­bie­gli i w sto­li­cy po­rzą­dek na­stał.

Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na na do­wódz­two woj­ska we­zwa­ła nie­zwłocz­nie ge­ne­ra­ła Chło­pic­kie­go. Ale wid­ny dzień upły­wał i zna­leźć go nie moż­na, krył się to u puł­kow­ni­ka So­bie­skie­go, to u ge­ne­ra­ła Da­rew­skie­go. Tym­cza­so­wie tedy ku wie­czo­ro­wi ob­jął do­wódz­two ge­ne­rał Pac, nim na­za­jutrz, wcho­dząc w czyn­ność, ge­ne­rał Chło­pic­ki ro­ze­słał roz­ka­zy do puł­ków po kra­ju roz­sta­wio­nych, aby się ku sto­li­cy zbli­ży­ły. Bli­skość wiel­kie­go księ­cia, nie­pew­ność, jak so­bie woj­sko po­stą­pi, nie­cier­pli­wi­ły tłu­my. Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na zło­żo­na z mi­ni­strów nie mia­ła uf­no­ści, oskar­ża­na o opie­sza­łość. Tłu­my po­spól­stwa, pod­nie­ca­ne od umy­słów go­ręt­szych, go­to­we były na­paść na nią. Po­sło­wie bę­dą­cy w War­sza­wie po­czę­li się scho­dzić i przy­by­li dnia 1-go grud­nia do Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej, a za­bie­ra­jąc po ko­lei gło­sy, kasz­te­lan Dem­bow­ski i po­sło­wie Le­le­wel i Fran­ci­szek Soł­tyk, prze­kła­da­jąc, że Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na win­na pręd­ko ob­my­ślić środ­ki dla wła­sne­go za­bez­pie­cze­nia, pro­si­li, aby sami człon­ko­wie Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej we­szli w sie­bie i oce­ni­li się, ile za­ufa­nia po­stra­da­li. Wsku­tek tego ustą­pi­li z Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej mi­ni­ster oświe­ce­nia Sta­ni­sław Gra­bow­ski, ge­ne­rał Rau­ten­strauch, se­kre­tarz sta­nu ge­ne­rał Kos­sec­ki, a we­zwa­ni zo­sta­li do Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej do utwo­rzo­ne­go wy­dzia­łu wy­ko­naw­cze­go: kasz­te­lan Leon Dem­bow­ski, po­sło­wie Le­le­wel, Wła­dy­sław Ostrow­ski i Gu­staw Ma­ła­chow­ski, jako prze­wod­ni­czą­cy ko­mi­sjom ostat­nie­go sej­mu. To nie mało umy­sły na chwi­lę uspo­ko­iło.

Ale w tym­że cza­sie stwo­rzył się klub pa­trio­tycz­ny, któ­ry Jo­achi­ma Le­le­we­la swo­im ogło­sił pre­ze­sem. W nim żar­li­we gło­wy na­rze­ka­ły na nie­czyn­ność Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej i ge­ne­ra­ła Chło­pic­kie­go, spi­sa­ły punk­ta, żą­da­jąc, aby im za­dość­uczy­nio­no z groź­bą, że przy­mu­szą Radę Ad­mi­ni­stra­cyj­ną do przy­ję­cia do skła­du swe­go kil­ku klu­bi­stów. Na­za­jutrz rano 2-go grud­nia pre­zy­du­ją­cy Le­le­wel usi­ło­wał zła­go­dzić nie­cier­pli­wość i zjed­nać za­ufa­nie tak w Ra­dzie Ad­mi­ni­stra­cyj­nej jak w ge­ne­ra­le Chło­pic­kim; tym­cza­sem Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na, chcąc prze­świad­czyć klu­bi­stów w jak trud­nym znaj­du­je się po­ło­że­niu i jaw­nym uczy­nić dzia­ła­nie swo­je, we­zwa­ła kil­ku klu­bi­stów do po­mo­cy w dzia­ła­niach swo­ich, z czym nad­biegł do klu­bu Wła­dy­sław Ostrow­ski i klu­bi­stów za­wia­do­mił. Ksią­żę Mi­chał Ra­dzi­wiłł i Gu­staw Ma­ła­chow­ski z Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej usu­nę­li się.

Te­goż 2-go grud­nia na żą­da­nie wiel­kie­go księ­cia z Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej wy­sła­ni zo­sta­li do uma­wia­nia się z wiel­kim księ­ciem: ksią­żę­ta Czar­to­ry­ski i Lu­bec­ki oraz po­sło­wie Le­le­wel i Wła­dy­sław Ostrow­ski. Przy­by­li o go­dzi­nie 3-ciej z po­łu­dnia a po pię­cio­go­dzin­nej roz­mo­wie po­wró­ci­li. Na­przód prze­ma­wiał ksią­żę Lu­bec­ki, prze­kła­da­jąc, że po­stę­po­wa­nie Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej nie mo­gło być inne, gdyż znaj­do­wa­ła się za­gro­żo­ną ód po­spól­stwa i nie mia­ła in­nych środ­ków utrzy­ma­nia po­rząd­ku tyl­ko ta­kie, ja­kie przed­się­bra­ła, że gdy­by mia­ła wię­cej woj­ska, by­ła­by zdol­na po­rzą­dek utrzy­mać, że nie prze­wi­du­je, co jesz­cze zajść może, że to, co za­szło, nie z cze­go in­ne­go wy­ni­ka, tyl­ko z za­szłych wie­lo­licz­nych po­gwał­ceń praw i kon­sty­tu­cji. Na to wiel­ki ksią­żę pe­łen spo­koj­no­ści żywo opo­wia­dał, że nie po­spól­stwo to było, co na jego miesz­ka­nie Bel­we­der­skie na – szło. Po­czy­tu­jąc to naj­ście za mor­der­cze, wy­mie­niał zda­rze­nia szcze­gól­ne, so­bie świa­do­me i wy­ty­kał, jak da­le­ce do nich woj­sko­wi na­le­że­li. Wspo­mniał o wier­no­ści sług swo­ich Ro­sjan, z któ­rych je­den pier­sia­mi swy­mi za­sło­nił drzwi do jego po­ko­jów i zgi­nął, a dru­gi z trze­cie­go pię­tra wy­sko­czył i nogi po­ła­mał chcąc prę­dzej z po­mo­cą po­śpie­szyć. Za­rzu­cał, że Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na, da­jąc do­wódz­two nad woj­skiem ge­ne­ra­ło­wi Chło­pic­kie­mu, ubli­ży­ła jemu jako na­czel­ne­mu wo­dzo­wi.

Ob­szer­ne to opo­wia­da­nie od­pie­rał ksią­żę Lu­bec­ki po­na­wia­nym upew­nie­niem, że gdy­by rząd miał wię­cej woj­ska, był­by moc­niej­szy, a te­raz le­d­wie się od po­spól­stwa i gwał­tow­nych umy­słów za­bez­pie­czyć może. Ksią­żę Czar­to­ry­ski przy­ma­wiał się, wy­ma­wia­jąc wy­mu­szo­ne oko­licz­no­ścia­mi po­stę­po­wa­nie rzą­du. Ostrow­ski przy­po­mi­nał wiel­kie­mu księ­ciu uwa­gę, któ­rą mu w cza­sie sej­mu czy­nił, że nie­bez­piecz­nym jest przy­kła­dem dla lu­dów, gdy ich rzą­dy z lek­ce­wa­że­niem przy­siąg wy­ko­na­nych oswa­ja­ją. Że gwał­ty, wy­rzą­dzo­ne kon­sty­tu­cji, są po­wo­dem re­wo­lu­cji; jej ce­lem zaś sta­je się po­łą­cze­nie wszyst­kich Po­la­ków pod jed­no ber­ło, a za­tem po­łą­cze­nie gu­ber­ni­jów pol­skich z Kró­le­stwem, co nie do­pie­ro obie­ca­no.

Wtem ze­rwa­ła się z ka­na­py księż­na Ło­wic­ka, przy­sko­czyw­szy do księ­cia Lu­bec­kie­go, pa­te­tycz­nie uro­czy­stym gło­sem po­czę­ła mu wy­rzu­cać, że on, któ­ry do­tąd zu­peł­ne za­ufa­nie kró­la po­sia­dał, któ­ry był jego mi­ni­strem fa­wo­ryt­nym, te­raz go za­wo­dzi i opusz­cza, że obo­wią­zek wi­nien być je­dy­nym ce­lem dzia­ła­nia, od któ­re­go, gdy się kto od­da­la, wpa­da w mi­lio­ny cy­fer nie­pew­nych, że obo­wiąz­kiem było Radę Ad­mi­ni­stra­cyj­ną za­cho­wać taką jak ją król po­sta­no­wił, że wten­czas był­by ksią­żę moc­ny, ale ją osła­bił, przy­bie­ra­jąc oso­by po­pu­lar­ne i w re­wo­lu­cyj­ną za­mie­nił wła­dzę. Ksią­żę Lu­bec­ki od­pie­rał za­rzu­ty tym, że Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na, bę­dąc w naj­więk­szym nie – bez­pie­czeń­stwie, je­dy­nie przez przy­bra­nie osób, wzię­tość w na ro­dzie ma­ją­cych, mo­gła wła­dzę kró­lew­ską oca­lić i sto­li­cę od znisz­cze­nia ochro­nić, że za­pał po­su­nię­ty jest do naj­wyż­sze­go stop­nia i chy­ba cięż­kim krwi roz­le­wem mógł­by być uśmie­rzo­ny. Księż­na Ło­wic­ka, nie prze­sta­jąc na tej eks­pli­ka­cji, wy­nu­rza­jąc swe uczu­cia jako Po­lka dla kra­ju i na­ro­du swe­go, po­czę­ła wię­cej jesz­cze wy­ma­wiać księ­ciu Lu­bec­kie­mu, że po­le­ga na oso­bach, któ­re wła­śnie rzą­do­wą moc osła­bia­ją, a w roz­czu­lo­nej ży­wo­ści, wska­zu­jąc na Le­le­we­la, w nim sło­wem i ge­stem spraw­cę po­bu­rze­nia wska­za­ła. Na pierw­sze tak wy­raź­ne za­rzu­ty zra­zu uśmie­chem od­po­wia­dał Le­le­wel, a gdy zna­lazł porę przy­mó­wie­nia się, za­czy­nał od tego, że wi­dzi, iż jest po­dej­rza­ny o ja­kieś kno­wa­nia. Prze­rwa­ła mu księż­na Ło­wic­ka i za­prze­czy­ła, że nie ma po­dej­rze­nia, ale, ob­ra­ca­jąc swą mowę do Ostrow­skie­go i Le­le­we­la, chwy­ci­ła ich za rękę i wy­sta­wia­ła na co kraj pol­ski na­ra­ża­ją. W ży­wych groź­ną przy­szłość ma­lu­jąc ko­lo­rach, wzy­wa­ła ich wy­ra­za­mi naj­czul­szy­mi, aby chcie­li całe to po­bu­rze­nie uśmie­rzyć, bo jest prze­świad­czo­na, że to jest w ich mocy. Ksią­żę Lu­bec­ki, po­pie­ra­jąc nie­ja­ko ar­gu­men­to­wa­nie księż­nej, utrzy­my­wał, że Ostrow­ski i Le­le­wel mają wzię­tość swo­ją i że ich do Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej po­wo­ła­nie i po­stę­po­wa­nie obu były je­dy­nym środ­kiem dzia­ła­nia Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej za­bez­pie­cza­ją­cym, lecz że wstrzy­mać re­wo­lu­cji ani oni, ani już nikt nie zdo­ła.

Le­le­wel, ob­ra­ca­jąc mowę do wiel­kie­go księ­cia, mó­wił, że bez wąt­pie­nia Jego Ce­sa­rze­wi­czow­ska Mość umie roz­róż­niać te pierw­sze zda­rze­nia noc­ne w Bel­we­de­rze, któ­re tak są dla nie­go bo­le­sne od dal­szych wy­da­rzeń, któ­re są na­ro­do­wym po­ru­sze­niem, że te­raz roz­ta­cza się już przed­miot wyż­szy, pod­no­szą­cy wiel­ki i nie­uga­szo­ny ogień w upo­mi­na­niu się o roz­cią­gnie­nie praw i kon­sty­tu­cji pol­skiej do Po­la­ków w gu­ber­niach pol­skich i po­łą­cze­nia ich z Kró­le­stwem, że pierw­szy wy­buch był tyl­ko do tego pod­nie­tą, a te­raz ob­ja­wia się po­wszech­na wola na­ro­du.

Na to wiel­ki ksią­żę przy­ma­wiał i po­wta­rzał, że to nie jest śro­dek do­po­mi­na­nia się gwał­tow­nie (par la vio­len­ce). Ostrow­ski prze­kła­dał, że uży­wa­no na­próż­no próśb, przed­sta­wień i na­wet żar­li­wych re­kla­ma­cji, że tego są do­wo­dem wszyst­kie sej­my i tak licz­ne a bez­sku­tecz­ne pe­ty­cje, że na od­par­cie gwał­tu, gwałt tyl­ko mógł być sku­tecz­ny, że nie tyl­ko w Pol­sce po­dob­ne za­szły zda­rze­nia, ale we Fran­cji i w Bel­gium. Nie przy­pa­da­ło to do my­śli wiel­kie­mu księ­ciu, gdy Le­le­wel z uczu­ciem po­wie­dział, że prze­cież i Pol­ska gwał­tow­nie przez trzy mo­car­stwa ro­ze­bra­ną zo­sta­ła. W dal­szym przy­ma­wia­niu się czy­nił tę uwa­gę, że ce­sarz Mi­ko­łaj ma w swym pań­stwie wie­le lu­dów, a dwa na­ro­dy, dla któ­rych rów­nież oj­cem być po­wi­nien. Przy­sta­łoż, aby na­ród pol­ski przez ja­kąś po­li­ty­kę był tyle cza­sów, jak jest, uci­ska­ny? Co zaś do po­stę­po­wa­nia swo­je­go i Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej są­dził Le­le­wel, że nie ule­ga za­rzu­to­wi, bo co w tych dniach za­mie­sza­nia i roz­przę­że­nia wy­cho­dzi­ło z kar­bów le­gal­no­ści, zda­je mu się, że to każ­dy z człon­ków Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej usi­ło­wał na dro­gi le­gal­ne zwra­cać przez upo­waż­nie­nie kró­lew­skim imie­niem. Od ta­kie­go po­stę­po­wa­nia Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej i on sam nie wy­łą­czał się, wi­dząc w tym utrzy­ma­nie wę­zła mię­dzy dzia­ła­niem na­ro­du i kró­lem, a tym spo­so­bem oczy­wi­ście Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na usi­łu­je kraj dla kró­la oca­lić.

Wiel­ki ksią­żę wy­do­byw­szy z kie­sze­ni uka­zał swój roz­kaz dzien­ny, któ­rym za­rę­cza amne­stię dla tych, któ­rzy swe błę­dy wy­zna­ją, czy­niąc tę uwa­gę, że nie­zmier­ną ze swej stro­ny oka­zu­je wy­ro­zu­mia­łość, gdy wszyst­kie jak­kol­wiek gwał­tow­ne zda­rze­nia tyl­ko błę­dem na­zy­wa. Na to Ostrow­ski po­wie­dział, że z ta­kiej amne­stii nikt ko­rzy­stać nie ze­chce, bo nikt się do winy nie przy­zna. Tu py­tał wiel­ki ksią­żę, co by mo­gło naj­prę­dzej całe za­wi­chrze­nie uspo­ko­ić? Ostrow­ski na to ob­ja­wił swą myśl, że od­da­le­nie się wojsk ro­syj­skich od War­sza­wy i ustęp ich do Ro­sji za gra­ni­cę mo­gły­by po­ją­trzo­ne umy­sły uła­go­dzić, wte­dy księż­na Ło­wic­ka i wiel­ki ksią­żę wy­mó­wi­li się, że to nie­trud­no na­stą­pić może. Alę ra­zem za­szło py­ta­nie, co ze swą oso­bą wiel­ki ksią­żę ma uczy­nić? Ksią­żę Lu­bec­ki opi­nio­wał, że naj­le­piej uczy­ni, kie­dy do War­sza­wy po­wró­ci. Roz­po­czę­ło się o to praw­dzi­we wo­to­wa­nie. Ksią­żę Lu­bec­ki dał głos za zo­sta­niem. Ksią­żę Czar­to­ry­ski chciał nie­któ­re uwa­gi nad tym czy­nić, ale mu wiel­ki ksią­żę prze­rwał, żą­da­jąc od­po­wie­dzi tak albo nie; za­tem ksią­żę Czar­to­ry­ski gło­so­wał za po­zo­sta­niem. Ostrow­ski był za od­da­le­niem się z kra­ju. Le­le­wel po­dob­nie, a to z tego po­wo­du, że księż­na Ło­wic­ka upew­ni­ła, że wiel­ki ksią­żę od swe­go woj­ska ro­syj­skie­go odłą­czyć się nie może, kie­dy bli­skość woj­ska ro­syj­skie­go w sto­li­cy oba­wę i nie­spo­koj­ność utrzy­mu­je, a nad­to woj­sko ro­syj­skie uwa­ża­ne bę­dąc od ludu za cu­dzo­ziem­skie, a na­wet za nie­przy­ja­ciel­skie, mo­gło­by się ata­ków spo­dzie­wać.

Wiel­ki ksią­żę pro­te­sto­wał się, że żad­nych nie­przy­ja­ciel­skich kro­ków nie czy­nił i nie uczy­ni; dla­te­go chęt­nie przy­stą­pił do kon­wen­cji, któ­ra z nim uma­wia­ną i za­raz dla pu­bli­ko­wa­nia dru­kiem pi­sa­ną była. Za­rę­czył wiel­ki ksią­żę, iż nie bę­dzie War­sza­wy ata­ko­wał, a gdy­by roz­kaz do­stał, wprzód 48 go­dzi­na­mi ostrze­że, żą­dał po­dob­ne­go upew­nie­nia od Po­la­ków, lecz Ostrow­ski od­po­wie­dział, że po­ha­mo­wa­nie zbroj­ne­go ludu nie ule­ga ni­czy­jej mocy, że moż­na utrzy­mać w kar­bach sub­or­dy­na­cji woj­sko re­gu­lar­ne, ale nie wzbu­rzo­ne po­spól­stwo, że ten wa­ru­nek wza­jem­ny być nie może, ra­dził więc na nowo wiel­kie­mu księ­ciu, żeby się spod War­sza­wy od­da­lił dla wła­sne­go bez­pie­czeń­stwa. Na co mu księż­na Ło­wic­ka od­po­wie­dzia­ła z iro­nią: „Och dzię­ki za tę tro­skli­wą pie­czo­ło­wi­tość!” Przy­rzekł wiel­ki ksią­żę, że nie wyda żad­nych roz­ka­zów do ar­mii li­tew­skiej, aby ta kro­ki nie­przy­ja­ciel­skie czy­nić mia­ła. Oświad­czył ży­cze­nie, aby miał wy­pusz­czo­nych ge­ne­ra­łów z nie­wo­li, o co de­pu­ta­cja do­ło­żyć wszel­kich sta­rań przy­rze­kła. Obie­cy­wał ze swej stro­ny wiel­ki ksią­żę wy­jed­nać amne­stię dla wy­zna­ją­cych błę­dy swo­je. Zgod­nie czy­ni­ła de­pu­ta­cja uwa­gę, że taka amne­stia jest ni­czym. Czy­nił zno­wu uwa­gę wiel­ki ksią­żę, że z jego stro­ny nie może być więk­szej wy­ro­zu­mia­ło­ści, jak kie­dy same zbrod­nie błę­da­mi na­zy­wa. Le­le­wel po­pie­rał uwa­gę; że trud­no wy­ma­gać, aby tak roz­ma­ite błę­dy, któ­re zbrod­nia­mi były, mia­ły być przez win­nych wy­ja­wia­ne. Wiel­ki ksią­żę po­wtó­rzył po kil­ka razy, że go to cie­szy, że sam pan Le­le­wel przy­zna­je, że były wy­stęp­ki i zbrod­nie. Po­no­wił to przy­zna­nie Le­le­wel, bo istot­nie zda­rzy­ły się łu­pie­stwa, mor­der­stwa, a któż by wy­zna­wać po­dob­ne błę­dy przy­cho­dził? nie o amne­stię tedy idzie, ale o zu­peł­ne pusz­cze­nie wszyst­kie­go w nie­pa­mięć. Po dłu­gim wzbra­nia­niu się, gdy za­le­d­wie uma­wia­nie się ze­rwa­nym nie zo­sta­ło, przy­stał na­resz­cie wiel­ki ksią­żę, że bę­dzie po­śred­ni­kiem do wy­jed­na­nia ła­ska­wo­ści kró­la pusz­cze­nia wszyst­kie­go, co za­szło w nie­pa­mięć.

Ostat­ni punkt o gu­ber­nie pol­skie zda­wał się nie­po­dob­nym do prze­pro­wa­dze­nia. Naj­moc­niej stał przy tym wiel­ki ksią­żę, że nie może się o to ani wsta­wiać, ani być po­śred­ni­kiem do kró­la.

Zro­bił uwa­gę Ostrow­ski, że to po­łą­cze­nie nie musi być tak trud­ne do usku­tecz­nie­nia, od­wo­łu­jąc się do swej roz­mo­wy z wiel­kim księ­ciem w cza­sie sej­mu, z ust któ­re­go sły­szał, iż po­wró­ce­nie Pol­sce Li­twy i Wo­ły­nia sta­now­czo przez Alek­san­dra za­de­cy­do­wa­ne było, je­dy­nie burz­li­wo­ścią kil­ku po­słów wstrzy­ma­ne zo­sta­ło. Co więc przed kil­ku laty stać się mo­gło i te­raz da się ła­two wy­ko­nać. Le­le­wel zaś do­dał, że gdy w ni­niej­szej roz­mo­wie z wiel­kim księ­ciem rzecz o gu­ber­niach pol­skich była uma­wia­nym przed­mio­tem, że za­tem pew­nie po­zwo­li o tym dru­kiem wspo­mnieć? Na to przy­stał i po­zwo­lił, a na­wet nie od­ma­wiał czy­nio­ne­go o to przed­sta­wie­nia do swych rąk przy­jąć i kró­lo­wi zło­żyć. I to na­pi­sa­nym zo­sta­ło.

Po­wieść ta cała pi­sa­na jest z opo­wia­da­nia Le­le­we­la, któ­ry naj­le­piej pa­mię­cią ob­jął to, co sam mó­wił i to, co się jego sa­me­go ty­czy­ło, dla­te­go co do przy­ma­wia­nia się in­nych de­le­go­wa­nych może jest mniej do­kład­na i mniej zu­peł­na. Wresz­cie nie ma w niej na celu po­wtó­rze­nia wszyst­kich ma­łych szcze­gó­łów i my­śli we wza­jem­nej roz­mo­wie ra­zem to­czo­nej, lub w osob­nej po­je­dyń­czych de­le­go­wa­nych z księż­ną Ło­wic­ką lub wiel­kim księ­ciem, ale ze­bra­nie głów­nych wi­do­ków, któ­re były istot­ną roz­mo­wy osno­wą. Le­le­wel z po­wo­du uprze­dze­nia, z ja­kim się wiel­ki ksią­żę i księż­na Ło­wic­ka ob­ja­wi­li w tej roz­mo­wie, do­zna­wał oso­bliw­szych przy­mó­wek. Jak w ra­zie księż­na Ło­wic­ka w nim głów­ne­go spraw­cę roz­ru­chu wska­zy­wa­ła, tak po­tem wiel­ki ksią­żę, gdy mu przy­szedł na myśl jego pa­łac Brüh­low­ski i gdy za­py­tał się, co by się z nim sta­ło, wraz się ob­ró­cił z za­py­ta­niem, że to musi być naj­le­piej panu Le­le­we­lo­wi wia­do­mo? Na od­po­wiedź, że nie wie, ksią­żę Lu­bec­ki o lo­sie i ca­ło­ści tego pa­ła­cu rzecz całą opo­wia­dał. W in­nym ra­zie py­tał wiel­ki ksią­żę Le­le­we­la, czy­li jest ten sam, co był pro­fe­so­rem w Wil­nie. Le­le­wel przy­znał, że ten sam. A tu w War­sza­wie stu­den­ci uni­wer­sy­tec­cy za­wi­chrze­nie zrzą­dzi­li, wię­ceś to ty, Le­le­we­lu, mu­siał spra­wić? Le­le­wel od­parł to uwa­gą, że miej­scem i cza­sem daw­ny obo­wią­zek jego od Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go od­da­lo­ny i trud­no te dwie rze­czy ko­ja­rzyć, że w swo­im do­mo­wym po­ży­ciu za­mknię­ty, pra­wie że nie zna uczniów War­szaw­skie­go Uni­wer­sy­te­tu, a je­że­li ma to szczę­ście, że jego imię jest gdzie­kol­wiek uży­te, los mu to zjed­nał a nie wła­sne sta­ra­nie.

Py­tał wiel­ki ksią­żę, gdzie ową pierw­szą noc po­wsta­nia znaj­do­wał się? „Przy łożu ojca mego do­go­ry­wa­ją­ce­go” – od­po­wie­dział Le­le­wel – „bo wła­śnie tej­że nocy na mo­ich rę­kach ży­cia do­ko­nał”. Pod ko­niec jesz­cze roz­mo­wy jesz­cze wiel­ki ksią­żę ob­ró­cił się do Le­le­we­la i po­wie­dział, że w War­sza­wie już i klub się za­wią­zał. „Tak jest” – od­po­wie­dział Le­le­wel – „na­wet mnie swo­im ogło­sił pre­ze­sem”. Lecz te mniej zna­czą­ce szcze­gó­ły mniej by zna­czą­ce były, gdy­by de­le­go­wa­ni osob­ne swo­je z księż­ną Ło­wic­ką albo z wiel­kim księ­ciem roz­mo­wy opo­wie­dzie­li, z ta­kich roz­mów je­dy­nie o jed­nej z opo­wia­da­nia Le­le­we­la wia­do­mo jest.

Pod ko­niec dłu­gich roz­mów i spi­sa­nia kon­wen­cji księż­na Ło­wic­ka ra­czy­ła osob­no prze­mó­wić do Le­le­we­la, skło­nio­na do tego przez księ­cia Lu­bec­kie­go, roz­mo­wa ta była w ję­zy­ku pol­skim. W tej Le­le­wel prze­kła­dał, jak płon­ne są po­dej­rze­nia, aby miał prze­ciw Ro­sji mieć ja­kie nie­chę­ci i sam za­mie­sza­nia wznie­cać, że owszem chlu­bi się li­te­rac­ki­mi sto­sun­ka­mi swy­mi z uczo­ny­mi ro­syj­ski­mi i cie­szy się zna­jo­mo­ścią nie­któ­rych Ro­sjan, ale ze swe­go spo­koj­ne­go ży­cia po­glą­da na sto­sun­ki na­ro­dów pol­skie­go i ro­syj­skie­go. Po­strze­ga w roz­wi­ja­ją­cym się po­wsta­niu na­ro­do­wym nie po­wsta­nie na kró­la ani na na­ród ro­syj­ski, któ­ry, je­śli chce, może się brat­nim pol­skie­go na­zy­wać, ale prze­ciw po­li­ty­ce ro­syj­skiej, któ­ra od tak daw­ne­go cza­su na­ród pol­ski gnę­bi. Prze­kła­dał, jak da­le­ce w po­stę­po­wa­niu swo­im Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na ca­łej usil­no­ści do­kła­da­ła, aby in­te­res na­ro­du w związ­ku z kró­lem utrzy­mać, w na­dziei, że król wej­rzy w po­trze­by i cier­pie­nia na­ro­du, że tyl­ko pręd­kie ocze­ki­wa­niom za­dość­uczy­nie­nie może zjed­nać umy­sły; że to ja­wią­ce się po­ru­sze­nie sta­nie się po­ru­sze­niem ca­łe­go na­ro­du, rów­nież czu­ją­ce­go, a to uczu­cie księż­na jako Po­lka pew­nie oce­niać umie. Prze­kła­dał, że się prze­bra­ła miar­ka cier­pli­wo­ści. Ce­sarz Alek­san­der czy­li to łu­dził, czy­li szcze­rze obie­cy­wał spo­ić gu­ber­nie pol­skie z Kró­le­stwem, ale utrzy­my­wał na­ród w na­dziei i ocze­ki­wa­niu. Te­raz ce­sarz Mi­ko­łaj po ko­ro­na­cji li­stem wpraw­dzie pry­wat­nym, ale pu­blicz­nie ogło­szo­nym, od­jął tę na­dzie­ję. I cze­góż wię­cej na­ród miał ocze­ki­wać, cóż mu czy­nić po­zo­sta­je? Upew­nia­ła księż­na Ło­wic­ka, że kie­dy wiel­ki ksią­żę z ce­sa­rzem o gu­ber­niach pol­skich mó­wić bę­dzie, za­cznie od przy­po­mnie­nia, jak tym kro­kiem w na­ro­dzie pol­skim przy­krą uczy­nił sen­sa­cję. Le­le­wel prze­kła­dał da­lej, że miesz­ka­jąc wie­le lat w gu­ber­niach pol­skich, jeż­dżąc co­rocz­nie na Wo­łyń, wi­dzi po­gar­sza­ją­cy się los miesz­kań­ców, że szcze­gól­niej za pa­no­wa­nia Mi­ko­ła­ja wszyst­ko się po­gor­szy­ło: in­to­le­ran­cja na­ro­do­wo­ści, in­to­le­ran­cja re­li­gij­na i w ad­mi­ni­stra­cji, wy­cień­cze­nie sił fi­zycz­nych i mo­ral­nych gnę­bi tam­te pro­win­cje. Czy­liż Po­lak, pa­trząc na ten ucisk ziom­ków, może to ozię­ble zno­sić? Od­wo­łu­ję się do sa­mej księż­nej uczuć.

Nie prze­czy­ła temu księż­na, utrzy­mu­jąc, że jej męża, wiel­kie­go księ­cia, los gu­ber­niów ob­cho­dzi i że nie­raz ży­czył aby były z Kró­le­stwem po­łą­czo­ne. Przy­zna­wał Le­le­wel, że bądź przy­pad­kiem, bądź ze sto­sun­ków swo­ich z róż­ny­mi oso­ba­mi, to od ge­ne­ra­ła Win­cen­te­go Kra­siń­skie­go, to od in­nych osób aż nad­to do­brze wie o tej wiel­kie­go księ­cia życz­li­wo­ści, ale że dziw­nym zbie­giem oko­licz­no­ści wte­dy wiel­ki ksią­żę ob­ja­wiał to ży­cze­nie swo­je, kie­dy tego po­li­ty­ka dwo­ru pe­ters­bur­skie­go nie ży­czy­ła so­bie; a kie­dy ta za­mie­rza­ła łą­czyć gu­ber­nie pol­skie z Kró­le­stwem, wte­dy mu się to nie zda­wa­ło i był prze­ciw­nym. Lecz, jak to było, mało kto wie o tym, a na­ród znie­cier­pli­wio­ny po­czy­na się z bro­nią w ręku o swój byt upo­mi­nać. Wspo­mnia­ła księż­na Ło­wic­ka o prze­szko­dach. Na to przy­zna­wał Le­le­wel, że wi­dzi wiel­kie trud­no­ści, a pew­nie są więk­sze, któ­rych oce­nić nie zdo­ła, ale mnie­ma, iż ce­sarz mógł­by zna­leźć środ­ki, któ­re by go z trud­ne­go po­ło­że­nia wy­do­by­ły. Niech do­zwo­li, aby peł­no­moc­ni­cy na­ro­du pol­skie­go z peł­no­moc­ni­ka­mi ro­syj­ski­mi o to się roz­mó­wi­li, a pew­nie wszyst­kie trud­no­ści z sie­bie zrzu­ci i po­sta­wi się za po­śred­ni­ka mię­dzy dwo­ma na­ro­da­mi. Obie­cy­wa­ła księż­na Ło­wic­ka, że wszyst­kie te uwa­gi mę­żo­wi swe­mu wiel­kie­mu księ­ciu po­wtó­rzy i za­pew­ni­ła, że wiel­ki ksią­żę bę­dzie przed bra­tem tłu­ma­czem i po­śred­ni­kiem na­ro­du pol­skie­go, tyl­ko o cier­pli­wość pro­si­ła. Na tym ta kon­fe­ren­cja osob­na mia­ła się ku koń­co­wi, kie­dy koło go­dzi­ny 8-mej na­stą­pi­ło po­że­gna­nie i po­wrót do War­sza­wy tyle wstrzy­my­wa­ny, ile za­trzy­my­wa­li przy wiel­kim księ­ciu zo­sta­ją­cy Po­la­cy, przy­ska­ku­ją­cy do ka­re­ty, a żą­da­ją­cy, aby im roz­ka­zy na­de­sła­ne były do przej­ścia pod ko­men­dę Chło­pic­kie­go.

Na­za­jutrz rano 3-go grud­nia, za­le­d­wie się Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na gro­ma­dzić po­czę­ła, przy­padł ad­ju­tant wiel­kie­go księ­cia Wła­dy­sław Za­moj­ski z wia­do­mo­ścią, że wiel­ki ksią­żę od­pu­ścił woj­sko pol­skie przy nim bę­dą­ce i sam spod War­sza­wy ż ro­syj­skim precz ustę­pu­je, po­le­ga­jąc na pra­wo­ści na­ro­du pol­skie­go, że mu wy­mar­szu z kra­ju nie wzbro­ni. Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na ogło­si­ła ode­zwę wzy­wa­jąc, aby prze­mar­szu nikt nie trud­nił. Na­sta­ła stąd wiel­ka ra­dość, któ­ra po­mno­żo­ną była przy­by­ciem ge­ne­ra­ła Szem­be­ka, któ­re­go pułk w tej­że chwi­li do War­sza­wy przy­był. To ge­ne­ra­ła Szem­be­ka ze spra­wą re­wo­lu­cyj­ną po­wsta­nia po­łą­cze­nie się sta­ło się tym waż­niej­szą rze­czą, że zde­cy­do­wa­ło całe woj­sko; nad­to uka­za­nie Szem­be­ka na klu­bie, za­pi­sa­nie się do nie­go i prze­mó­wie­nie nie­zmier­nie ogni­ste my­śli uśmie­rzy­ło.

Zja­wi­ły się jed­nak na­rze­ka­nia i krzy­ki, że tyle zbroj­ne­go woj­ska ro­syj­skie­go, ko­nie, ar­ty­le­rię i samą do­stoj­ną oso­bę, za­kład­ni­kiem być mo­gą­cą, z kra­ju wy­pusz­czo­no; zja­wi­ły się na­le­ga­nia pręd­sze­go uzbra­ja­nia się, na­rze­ka­nia na opie­sza­łość Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej, ubo­le­wa­nie, że do­tąd kro­ki wo­jen­ne nie roz­po­czę­te.

W kło­po­cie nie­ustan­nym Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na zde­cy­do­wa­ła usta­no­wić Rząd Tym­cza­so­wy, a sama pójść do spo­czyn­ku. Ksią­żę Lu­bec­ki przed­się­wziął ogra­ni­czyć się je­dy­nie za­trud­nie­nia­mi swe­go mi­ni­ste­rium. Akt był na­pi­sa­ny, na człon­ków wy­bra­ni: ksią­żę Adam Czar­to­ry­ski, ge­ne­rał Pac, kasz­te­la­no­wie Ko­cha­now­ski i Leon Dem­bow­ski, po­sło­wie Le­le­wel i Wła­dy­sław Ostrow­ski, do któ­rych wkrót­ce po­tem przy­bra­ny ksią­żę Mi­chał Ra­dzi­wiłł. Utrud­ni­ło wy­koń­cze­nie tego usta­no­wie­nia wej­ście woj­ska i pre­zen­ta­cja ge­ne­ra­łów Win­cen­te­go Kra­siń­skie­go i Kur­na­tow­skie­go, a ku wie­czo­ro­wi brak osób z Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej do pod­pi­sa­nia, gdyż nie wy­pa­da­ło, aby ksią­żę Czar­to­ry­ski po­wo­ła­nie sie­bie sa­me­go na pre­ze­sa Rzą­du Tym­cza­so­we­go pod­pi­sy­wał jako pre­zy­du­ją­cy Ra­dzie Ad­mi­ni­stra­cyj­nej, a wo­je­wo­dy

Wa­len­te­go So­bo­lew­skie­go nie było. Rzecz prze­to do rana odło­żo­na i ci­chy bez­rząd po­zo­stał na całą noc.

Rano 4-go grud­nia akt usta­no­wie­nia Rzą­du Tym­cza­so­we­go nie mógł pod­pi­sów Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej uzy­skać, nie tyl­ko z tego po­wo­du, że, pre­zy­du­ją­ce­go wo­je­wo­dy So­bo­lew­skie­go nie było, ale że mi­ni­stro­wie Mo­stow­ski i ksią­żę Lu­bec­ki obec­ni, wy­raź­nie pod­pi­sa­nia od­mó­wi­li. Znie­wo­le­ni tedy byli człon­ko­wie, do Rzą­du Tym­cza­so­we­go po­wo­ła­ni, sami się usta­no­wić na tej praw­nej za­sa­dzie, że kie­dy Rada Ad­mi­ni­stra­cyj­na po­rzu­ci­ła swą wła­dzę, oni, jako z Rady Ad­mi­ni­stra­cyj­nej wy­ni­ka­ją­cy, w Rząd Tym­cza­so­wy za­mie­nia­ją się.

Za­le­d­wie ta rzecz uło­żo­na i ukoń­czo­na była, wcho­dził ge­ne­rał Chło­pic­ki i wy­nu­rza­jąc swo­je ndeu­kon­ten­to­wa­nie z nie­kar­no­ści woj­ska oraz z wrza­sków klu­bo­wych, zrze­ka się swe­go do­wódz­twa, a wpa­da­jąc w unie­sie­nie zbyt gwał­tow­ne, wstę­pu­je do przed­sie­ni. Spie­szą za nim człon­ko­wie rzą­du i ge­ne­ra­ło­wie obec­ni pro­szą, aby nie opusz­czał spra­wy po­wszech­nej. Stoi jed­nak ge­ne­rał Chło­pic­ki przy swo­im, gwał­tow­ne jego wzru­sze­nie przy­wo­dzi go o sła­bość tak, iż śpiesz­nym krwi pusz­cze­niem ra­to­wać wy­pa­dło. Przy­pa­dek ten nie mógł być taj­ny przed pu­blicz­no­ścią, wzbu­dził li­tość i oba­wę, aby uta­len­to­wa­ne­go nie stra­cić wo­dza; aka­de­mi­cy, wiel­ka część woj­sko­wych i ogół opi­nii stał mu się przy­chyl­ny. Ści­ga­no tych, któ­rzy się po­wa­ży­li co zdroż­ne­go o ge­ne­ra­le Chło­pic­kim po­wie­dzieć, a nade wszyst­ko Mau­ry­ce­go Moch­nac­kie­go, o któ­rym fał­szy­wa po­wieść roz­bie­ga­ła się, ja­ko­by w oso­bi­stej roz­mo­wie miał nie­grzecz­ność ge­ne­ra­ło­wi po­wie­dzieć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: