Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego od roku 1786 do 1815. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego od roku 1786 do 1815. Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 275 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PA­MIĘT­NI­KI BAR­TŁO­MIE­JA MI­CHA­ŁOW­SKIE­GO Od roku 1786 do 1815

ogło­szo­ne przez

Hen­ry­ka Hr. Rze­wu­skie­go.

Tom II

War­sza­wa.

Na­kła­dem S. H. Merz­ba­cha przy uli­cy Mio­do­wej Nr. 486.

1857.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry, po po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by eg­zem­pla­rzy.

w War­sza­wie dnia 30 Czerw­ca (12 Lip­ca) 1856 r.

Star­szy Cen­zor,

F. So­biesz­czań­ski.

w Dru­kar­ni J. Unger.

Lu­dzie, któ­rym kie­ru­nek spo­łe­czeń­stwa jest po­ru­czo­ny', nig­dy nie prze­bie­gną z po­żyt­kiem swo­je­go za­wo­du, je­że­li ja­ką­kol­wiek pry­wat­ną na­mięt­ność wpro­wa­dzą do swo­ich dzia­łań po­li­tycz­nych. Ten tyl­ko bę­dzie wiel­kim w tem po­wo­ła­niu, któ­ry po­tra­fi się roz­dzie­lić na dwa sta­no­wi­ska, jed­no pry­wat­ne, dru­gie po­li­tycz­ne, ale w taki spo­sób, żeby po­cią­gi, na­mięt­no­ści, skłon­no­ści, wstrę­ty, nie­na­wi­ści czło­wie­ka pry­wat­ne­go, w ni­czem nie wpły­wa­ły na czło­wie­ka pu­blicz­ne­go. Na­tu­ra ludz­ka sprze­ci­wia się ta­kie­mu po­dzia­ło­wi jed­no­li­te­go czło­wie­ka, po­dob­ne­mu za­ofia­ro­wa­niu swo­jej in­dy­wi­du­al­no­ści. Je­st­to rzecz trud­na; a jed­nak bez niej nie moż­na być na­zwa­nym mę­żem sta­nu, ani do­peł­nić swo­je­go po­słan­nic­twa.

Ztąd zpo­mię­dzy wszyst­kich wyż­szo­ści umy­sło­wych spo­łe­czeństw ludz­kich, bez wąt­pie­nia naj­rzad­szą, jest praw­dzi­wy mąż sta­nu. I o tem nas prze­ko­ny­wa, owa mi­strzy­ni ży­cia, Hi­sto­rya. Fran­cya, któ­ra wszyst­kie inne na­ro­dy wy­prze­dzi­ła w ukształ­ce­niu chrze­ściań­skiem, któ­rej opi­nie są ja­ko­by głów­nym to­nem, do któ­re­go się sto­su­ją, mniej lub wię­cej wi­docz­nie dźwię­ki wszyst­kich na­ro­dów Eu­ro­py, przy­najm­niej w wyż­szych jej war­stwach; Fran­cya, któ­ra nie­prze­li­czo­ny po­czet wiel­kich mę­żów we wszel­kich za­wo­dach oka­że, trzech tyl­ko praw­dzi­wych mę­żów sta­nu w prze­cią­gu czter­na­stu wie­ków po­sia­da­ła, wszy­scy trzej du­chow­ni, a z któ­rych je­den był z na­ro­du ob­ce­go Fran­cyi.

Ma­jąc na wzglę­dzie sto­su­nek li­czeb­ny, moż­na twier­dzić, że mię­dzy mo­nar­cha­mi naj­więk­szą, ilość mę­żów sta­nu zna­le­ść­by moż­na. Bo nie za­pę­dza­jąc się zbyt głę­bo­ko w ba­da­niu od­da­lo­nych wie­ków; po­wiem bez bo­jaź­ni, żeby kto za­prze­czał moje twier­dze­nie, że w tym okre­sie, któ­ry stra­wił więk­szą część mo­je­go ży­wo­ta, na kil­ku tro­nach Eu­ro­py sie­dzie­li mo­nar­cho­wie, wiel­cy mę­żo­wie sta­nu, a mię­dzy nimi naj­po­tęż­niej­szym bla­skiem za­ja­śniał w tym za­wo­dzie Fry­de­ryk Wiel­ki, któ­ry je­dy­nie głę­bo­ko­ścią swo­jej po­li­ty­ki, pod­niósł na sto­pień po­ten­cyi pierw­sze­go rzę­du, pań­stwo nie­ma­ją­ce do tego żad­nych przy­ro­dzo­nych wa­run­ków.

Ale Fry­de­ryk Wiel­ki wła­śnie do naj­wyż­sze­go stop­nia pod­niósł w swo­jej oso­bie tę zdol­ność roz­dzie­le­nia sie­bie na dwa, że tak po­wiem prze­ciw­no­łe sta­no­wi­ska. Od­da­lał od swo­je­go pry­wat­ne­go to­wa­rzy­stwa tych, któ­rym z peł­ną uf­no­ścią po­wie­rzał róż­ne wy­dzia­ły za­rzą­du swo­ich państw, a zno­wu tych któ­rych za­szczy­cał naj­ści­ślej­szą po­ufa­ło­ścią, z któ­ry­mi prze­pę­dzał ży­cie w chwi­lach wol­nych od za­trud­nień kró­lew­skich, któ­rzy naj­bliż­si byli jego ser­ca, nig­dy nie do­pu­ścił do mie­nia naj­mniej­sze­go wpły­wu w spra­wach sta­nu. Wol­ter, La­me­tri, Al­ga­rot­ti, Dar-zans, Ka­iser­ling, Po­lnic, byli lu­dzie zna­ko­mi­ci dow­ci­pem i uczo­no­ścią. Król w ich to­wa­rzy­stwie czer­pał nie­tyl­ko za­ba­wę, ale na­ukę; mi­ło­wał ich jak oso­bi­stych przy­ja­ciół, ale ani od­krył przed żad­nym z nich, naj­mniej­szej ta­jem­ni­cy sta­nu, ani na­wet za­się­gnął rady do za­rzą­du pań­stwa; owszem po­wta­rzał, że gdy­by jaka pro­win­cya prze­ciw nie­mu prze­wi­ni­ła, nie mógł­by le­piej ją uka­rać, jak po­wie­rze­niem jej za­rzą­du fi­lo­zo­fom i li­te­ra­tom. Z po­mię­dzy tych wszyst­kich co skła­da­li jego to­wa­rzy­stwo w Sans-

So­uci, jed­ne­go tyl­ko Lu­che­zy­nie­go użył w za­wo­dzie pu­blicz­nym, bo za­uwa­żył, że pod tą jego po­wło­ką li­te­rac­ką, kry­ła się nie­po­spo­li­ta zdol­ność dy­plo­ma­tycz­na

Hi­sto­rya pol­ska oka­że po­czet nie­szczu­pły wo­dzów wo­jen­nych, po­etów, mów­ców, na­wet uczo­nych pierw­sze­go rzę­du. Ale ani jed­ne­go męża sta­nu, W ści­słem zna­cze­niu tego wy­ra­zu. I dla­te­go wła­śnie po wy­pra­wie wo­jen­nej naj­świet­niej­szej czy­na­mi, omal że nie za­wsze na­stę­po­wał po­kój szko­dli­wy dla Rze­czy­po­spo­li­tej. Po­lak nie może być mę­żem sta­nu, i na­próż­no­by się o to ku­sił; bp jego cha­rak­ter na­ro­do­wy sta­wi do tego nie­prze­łom­ne za­po­ry. Ja­kim­że spo­so­bem mógł­by się zna­leźć czło­wiek uni­ce­stwia­ją­cy, że tak po­wiem swo­je in­dy­wi­du­al­ność, w ja­kimś sta­tecz­nym, a jej ob­cym sys­te­ma­cie, w na­ro­dzie, któ­re­go duch jest ja­ko­by apo­te­ozą in­dy­wi­du­ali­zmu, tak da­le­ce, że w kon­sty­tu­cyi po­li­tycz­nej tym du­chem wy­ro­bio­nej, ca­łe­go na­ro­du ob­ra­da mo­gła być za­ta­mo­wa­ną, przez in­dy­wi­du­al­ny po­je­dyn­czy opór.

Ten in­dy­wi­du­alizm jest tak da­le­ce wko­rze­nio­ny we krwi każ­de­go Po­la­ka, że się prze­bi­ja w każ­dej jego czyn­no­ści. O żad­nej rze­czy są­dzić nie umie, tyl­ko ze swo­je­go in­dy­wi­du­al­ne­go sta­no­wi­ska. Po­sta­wić sie­bie na miej­scu tego, któ­re­go są­dzi, jest dla nie­go rze­czą nie­po­dob­ną, a że wra­że­nia ja­kich do­świad­cza, są… je­dy­nem pra­wi­dłem jego są­dów, więc je­że­li kto umiał po­zy­skać jego skłon­ność, temu bez wa­ha­nia przy­zna wszyst­kie cno­ty, wszyst­kie przy­mio­ty, wszyst­kie zdol­no­ści. A ten sam czło­wiek je­że­li go ob­ra­zi, tak, że to jego do nie­go przy­wią­za­nie ustą­pi miej­sca nie­na­wi­ści, wszel­kie bez wy­jąt­ku za­le­ty ja­kie do­pie­ro mu przy­zna­wał, za­raz od­mó­wi. I w tem nie­ma z jego stro­ny ob­łu­dy, to co mówi wie­rzy w chwi­li kie­dy mówi. Ten któ­re­go ogło­sił się stron­ni­kiem, we­dle jego prze­ko­na­nia jest do­sko­na­łym; chcieć w nim upa­trzyć ja­kąś sła­bą stro­nę, jest zbrod­nią, a zno­wu nie mniej­szą jest zbrod­nią przy­znać ja­ką­kol­wiek zdol­ność, temu, któ­re­go jest prze­ciw­ni­kiem. Żeby Ko­per­nik żył do­tąd, ale żeby opi­nia po­li­tycz­na skło­ni­ła go do kon­fe­de­ra­cyi Tar­go­wic­kiej, a za­wa­ko­wa­ła po­źniej ja­kaś głów­na ka­te­dra astro­no­mii, na któ­rej­by mógł sie­dzieć tyl­ko pro­fes­sor przez nas wy­bra­ny, a na kan­dy­da­tów do niej po­da­no na­sze­go wiel­kie­go Ko­per­ni­ka, i na­przy­kład pana Ki­liń­skie­go, oczy­wi­ście temu ostat­nie­mu ob­ser­wa­to­ry­um­by zo­sta­ło po­wie­rzo­ne.

Przy ta­kiem uspo­so­bie­niu na­ro­do­wem, na­uka sta­nu prak­tycz­na jest nie­po­dob­na. A co gor­sza rząd pań­stwa pra­wem ko­niecz­no­ści musi być pod wpły­wem plo­tek, a in­te­re­sa sta­nu prze­kształ­ca­ją, się W in­te­re­sa sa­lo­nów. Zda­je się, że daw­ni kró­lo­wie pol­scy umie­li po­znać tę wadę cha­rak­te­ru na­ro­do­we­go, bo czę­sto sej­my zwo­ły­wa­li nie w sto­li­cy, ale w ja­kichś mie­ści­nach, gdzie dla cia­sno­ty z trud­no­ścią moż­na się było roz­sta­so­wać, aże­by jak mi się wi­dzi wy­zwo­lić rząd, przy­najm­niej z wpły­wów ka­wiarń i bi­lar­dów, lub tego co w owych cza­sach było na ich miej­scu, gdyż nie może być znacz­ne­go mia­sta, gdzie­by nie były ja­kieś miej­sca uprzy­wi­le­jo­wa­ne dla scha­dzek próż­nia­ków.

Ta wada na­ro­du tak szla­chet­ne­go, tak oce­cho­wa­ne­go in­ne­mi wiel­kie­mi cno­ta­mi i zdol­no­ścia­mi, nig­dy mi się czuć nie data tyle, ile od po­wro­tu z po­grze­bu mo­je­go bra­ta do War­sza­wy, zkąd przez czte­ry lata, to jest do­pó­ki trwał ostat­ni sejm pol­ski, raz tyl­ko na krót­ko od­je­cha­łem.

Kie­dy przy­je­cha­łem do War­sza­wy, już król od dwóch ty­go­dni był z po­wro­tem w zam­ku. Ja go nie wi­dzia­łem, bo już uwol­nio­ny ze służ­by, po­sta­no­wi­łem… nie po­ka­zvwa sie u dwo­ru Pa­no­wie Trem­bec­ki i Łuba moi do­pie­ro ko­le­dzy na­ma­wia­li mnie, że­bym by­wał w zam­ku, ale nie da­łem się na­kło­nić do tego. Prze­kła­da­jąc im, że kto się ro­dził anno Do­mi­ni 1733, może się uwa­żać w roku 1788 za dość sta­re­go, żeby spo­koj­no­ści pra­gnąć. Wszak­że oni mnie przy­jaźń do­cho­wa­li, czę­sto by­wa­li u mnie, i od nich mia­łem wia­do­mo­ści o kró­lu i o dwo­rze. Na­wet pan Trem­bec­ki raz się wy­mó­wił przedem­ną z tem, że król się gnie­wał na mnie, że ja­ko­by po­gar­dzi­łem jego służ­bą, i że z tego po­wo­du nie­przy­chyl­nie o mnie się wy­ra­ził. To mnie nie­wie­le zmar­twi­ło, bo by­łem do tego przy­go­to­wa­ny, ale wiel­ce się cie­szy­łem, że król był we­so­ły, że miał na­dzie­ję, iż na­ko­niec ko­lej szczę­ścia wkrót­ce spad­nie na nie­go i na Rzecz­po­spo­li­tą, i że z nie­cier­pli­wo­ścią ocze­ki­wał sej­mu, któ­ry miał za­pew­nić po­myśl­ność po­wszech­ną.

Król miał słusz­ne po­wo­dy po­dob­ne­mi na­dzie­ja­mi się kar­mić. Wszyst­ko po­szło jak naj­le­piej na kon­fe­ren­cy­ach ja­kie miał z Im­pe­ra­to­ro­wą i Ce­sa­rzem. Już nie było ta­jem­ni­cą dla ni­ko­go, że mię­dzy nimi sta­nął był pro­jekt trak­ta­tu wiel­ce ko­rzyst­ne­go dla Rze­czy­po­spo­li­tej, mó­wię pro­jekt, bo we­dle na­szej kon­stj­tu­cyj, sejm tyl­ko mógł za­wie­rać po­dob­ne umo­wy. Odło­żo­no więc to do na­stęp­ne­go sej­mu, któ­re­go mar szał­kiem miał być JW. Szczę­sny Po­toc­ki naj­po­pu­lar­niej­szy ma­gnat pol­ski, a za­szczy­co­ny szcze­gól­ną, życz­li­wo­ścią Im­pe­ra­to­ro­wej.

Co przy­najm­niej wąt­pli­wo­ści nie ule­ga, Im­pe­ra­to­ro­wa tak da­le­ce ufa­ła w roz­są­dek Pol­ski, iż jako gwa­rant­ka kon­sty­tu­cyi Rze­czy­po­spo­li­tej, a więc ma­ją­ca pra­wo, wszyst­ko in sta­tu quo w niej za­cho­wać, po­zwo­li­ła, żeby na na­stęp­nym sej­mie, jej siłę zbroj­ną do stu ty­się­cy głów pod­nieść, i fun­dusz na ich utrzy­ma­nie ob­my­ślić. Nad­to, po­zwo­li­ła, żeby król trzy­mał po dwo­rach za­gra­nicz­nych nie już agen­tów pry­wat­nych, ja­ki­mi byli na­przy­kład Bo­skamp W Stam­bu­le, a Kor­ty­czel­li w Rzy­mie, ale rze­czy­wi­stych po­słów kró­la i Rze­czy­po­spo­li­tej, a czem Im­pe­ra­to­ro­wa naj­oczy­wist­szy dała do­wód swo­jej dla nas życz­li­wo­ści, woj­ska swo­je, któ­re bli­sko od stu lat kon­sy­sto­wa­ły w Pol­sce, z jej po­sia­dło­ści wy­pro­wa­dzi­ła. Wa­ro­wa­ła so­bie tyl­ko dla nich wol­ny prze­chód przez Ukra­inę do Tur­cyi, ale to nie było cię­ża­rem, lecz owszem ko­rzy­ścią dla Rze­czy­po­spo­li­tej, bo żoł­nierz ros­syj­ski za wszyst­ko so­wi­cie pła­cił, tak, że nie­ma­ło szla­chec­kich do­mów wzbo­ga­ci­ło się w tam­tych stro­nach, do­star­cza­niem dla nie­go żyw­no­ści. Od śmier­ci Jana III, Pol­ska pierw­szy raz przed za­dzi­wio­ną Eu­ro­pą po­ka­za­ła się jako pań­stwo nie­pod­le­głe, i czy moż­na było mieć w po­dej­rze­niu alians z mo­nar­chii­nią, któ­ra na wstę­pie da­wa­ła nam tak prze­ko­ny­wa­ją­ce do­wo­dy swo­jej przy­jaź­ni?

Ga­bi­net ber­liń­ski pa­trzał z nie­spo­koj­no­ścią na ukła­dy nad­dnie­prow­skie, i na nie­bez­pie­czeń­stwo gro­żą­ce pań­stwu tu­rec­kie­mu, któ­re­go dzier­ża­wy wzmoc­ni­ły­by po­tę­gę są­sied­nich państw, a z któ­rych naj­mniej­szy udział, Pru­som do­stać się nie mógł, przez samo geo­gra­ficz­ne po­ło­że­nie tego kró­le­stwa. Zwią­zał się jak naj­ści­ślej z An­glią, któ­ra wię­cej od nie­go lę­ka­ła się upad­ku Por­ty Ot­to­mań­skiej, i z nią po­spo­łu po­bu­dził Szwe­cyą prze­ciw Ros­syi. Na Fran­cya, któ­rej lud już za­czy­nał się bu­rzyć ra­cho­wać nie mógł, ale ra­cho­wał na po­ryw­czość na­mięt­no­ści pol­skich, na nie­roz­waż­ną ła­two­wier­ność na­sze­go na­ro­du, na nie­sta­tecz­ność jego opi­nij. I na tym ra­chun­ku się nie omy­lił.

Komu u nas mo­gło być taj­no, że w cza­sie sied­mio­let­niej woj­ny, rząd pru­ski zry­wa­niem sej­mów, przez po­słów jemu obo­wią­za­nych, prze­szko­dzi! nam wziąć udział w tej woj­nie, któ­ra­by Pol­skę pod­nio­sła, a mo­że­by się na­wet za­okrą­gli­ła Pru­sa­mi ksią­żę­ce­mi. Że pierw­szy po­dział, któ­re­mu Im­pe­ra­to­ro­wa tak dłu­go się opie­ra­ła, był na niej, i na ce­sa­rzo­wej Ma­ryi Te­re­sie wy­ra­ożo­ny przez ten­że rząd za­wsze dla nas nie­chęt­ny. Przez ja­kąż fa­tal­ność, ci co u nas sta­nę­li na cze­le opi­nii pu­blicz­nej, zdo­ła­li od­wró­cić na­ród od jego praw­dzi­wych przy­ja­ciół, i rzu­cić w ob­ję­cia tego, któ­ry cią­gle czy­hał na jego za­gła­dę?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: