Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego, od roku 1786 do 1815. Tom 5 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki Bartłomieja Michałowskiego, od roku 1786 do 1815. Tom 5 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 267 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PA­MIĘT­NI­KI BAR­TŁO­MIE­JA MI­CHA­ŁOW­SKIE­GO Od roku 1786 do 1815

ogło­szo­ne przez

Hen­ry­ka Hr. Rze­wu­skie­go.

Tom V

War­sza­wa.

Na­kła­dem S. H. Merz­ba­cha przy uli­cy Mio­do­wej Nr. 486.

1857.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry, po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by exem­pla­rzy.

w War­sza­wie dnia 30 Czerw­ca (12 lip­ca) 1856 r.

Star­szy Cen­zor,

F. So­biesz­czań­ski.

w Dru­kar­ni J. Unger.

Wy­pra­wa Na­po­le­ona na Ros­syą, jak naj­go­rzej mu po­szła i sta­ła się kre­sem jego za­wo­du. Cały na­ród wier­ny Bogu i Jego po­ma­zań­co­wi, jed­no­myśl­nie prze­ciw­ko nie­mu po­wstał. Sam opusz­czał swo­je rolę i za­że­gał swo­je sie­dzi­by, żeby na­chodź­ca nig­dzie nie zna­lazł ani żyw­no­ści, ani przy­tuł­ku. Wszedł na­ko­niec Na­po­le­on do Mo­skwy, i zna­lazł w niej same pust­ki, nie tak grzecz­nie go przy­ję­li w Mo­skwie, jak Pa­ryż w nie­speł­na pół­to­ra roku po­tem przy­jął jego nie­przy­ja­ciół. Na­ko­niec pod­pa­lo­no mia­sto, i po pro­stu wy­ku­rzy­li z nie­go ko­ro­no­wa­ną­go awan­tur­ni­ka.

Do­brze to po­wie­dział je­den po­eta ła­ciń­ski, quem Jo­vis vult per­de­re de­men­tat. Wy­klę­ty przez Ojca świę­te­go, a sza­ta­na py­chą, upo­jo­ny, rze­czy­wi­ście ro­zum stra­cił. Chciał w jed­nej kam­pa­nii pod­bić pań­stwo siło rów­nej nie­gdyś Rzym­skie­mu, a znacz­nie prze­wyż­sza­jąc tę siłą mo­car­stwo, któ­re zdo­by­te zo­sta­ło od Alek­san­dra Wiel­kie­go. Bez ma­ga­zy­nów, bez za­pa­sów, jak­by sa­mo­pas po­dró­żu­ją­cy, wgrzązł w śro­dek pań­stwa Ros­syj­skie­go, ogrom­ną ar­mię swo­je wy­gło­dził, wy­mro­ził,?jed­nem sło­wem za­prze­pa­ścił, a na­bro­iw­szy, uciekł do Pa­ry­ża, gdzie już bez tego bla­sku, któ­rym zwy­cięz­ca mami swój na­ród, za­czął wśród nie­chę­ci po­wszech­nej, go­to­wać się do no­wej wy­pra­wy.

Dru­ga wy­pra­wa nie była szczę­śliw­sza od pierw­szej. Wszy­scy jego sprzyr­nie­rzeń­cy od­stą­pi­li go, i przy­łą­czy­li się do jego nie­prz­ja­ciół. Już xię­stwo War­szaw­skie za­ję­te było przez woj­sko ros­syj­skie, a rząd tym­cza­so­wy był od­da­ny ra­dzie, w któ­rej kil­ku Po­la­ków zna­ko­mi­tych i świa­tłem i cno­tą za­sia­da­ło. Kraj nasz od­dy­chał po tylu klę­skach. Pie­niądz za­czy­nał zno­wu na­pły­wać do Pol­ski, zwłasz­cza po zdo­by­ciu Gdań­ska przez Ros­sy­an, a re­kwi­zy­cye, któ­re były w uży­ciu za władz­twa Na­po­le­ona, usta­ły, Ros­sy­anie za wszyst­ko, co na swój uży­tek ob­ra­ca­li, go­to­wym gro­szem pła­ci­li. Nie­szczę­śli­wej pa­mię­ci sys­te­mat kon­ty­nen­tal­ny się skoń­czył, kup­cy an­giel­scy już się po­ka­zy­wa­li za kup­nem psze­ni­cy i jęcz­mie­nia. Bar tek o wszyst­kiem mi do­no­sił,.1 jego li­sty co­raz były we­sel­sze. Jak­że nio miał być we­so­łym, kie­dy miał znacz­ne za­pa­sy i mo­je­go i swo­je­go chle­ba, a tych cena cią­gle się pod­wyż­sza­ła.

Jako się po­wie­dzia­ło, w cza­sie woj­ny ba­wi­łem u Ksa­we­row­stwa, i tam do­cho­dzi­ły mnie wie­ści naj­do­kład­niej­sze o wszel­kich wy­pad­kach tej woj­ny. Nie czu­łem naj­mniej­sze­go po­cią­gu do Na­po­le­ona; uwa­ża­łem go jako przy­wlasz­czy­cie­la naj­wyż­szej wła­dzy, któ­rej nad­uży­wał. Wi­dzia­łem w nim czło­wie­ka z nad­zwy­czaj­nym ge­niu­szem, ale z du­szą cia­sną, sa­mo­lu­ba upo­jo­ne­go swo­ją wiel­ko­ścią, prze­śla­dow­cę mo­jej re­li­gii, a nig­dy nie po­dzie­la­łem opi­nii u nas roz­po­wszech­nio­nej, że on pra­gnął być wskrze­si­cie­lem Pol­ski. Upa­dek jego za­wsze mi się zda­wał być nie­zbęd­nym dla spo­koj­no­ści Eu­ro­py, a na­wet w okre­sie naj­wyż­szej jego sła­wy, ten upa­dek prze­czu­wa­łem.

Nie moż­na się było z tem ode­zwać przed są­sia­da­mi Ksaw­crow­stwa na­wie­dza­ją­cy­mi] jego dom, bez wy­wo­ła­nia sprzecz­ki, bo oni wszy­scy byli za­pa­le­ni Na­po­lco­ni­ści. Nie moż­na ich było prze­ko­nać, że Fran­cya ani po­trze­bu­je Pol­ski, ani o nią dba. I że ile razy Po­la­cy jej za­ufa­li, za­wsze za­wie­dze­ni zo­sta­li. Nio wie­lu Po­la­ków zna do­kład­nie wła­sną hi­sto­ryę. I to jest jed­na z przy­czyn onay­lek po­li­tycz­nych, ja­kich się do­pu­ści­li, ale wady na­ro­do­we są wiel­ce upar­te w swo­iój trwa­ło­ści. I jesz­cze wie­le lat upły­nie, nim Po­la­cy się prze­ko­na­ją, jak są od Fran­cu­zów lek­ce wa­że­ni.

Mie­li­śmy w na­szem naj­bliż­szem są­siedz­twie męża tro­che dzi­wa­ka, ale praw­dzi­wie god­ne­go, i wiel­ce zaj­mu­ją­ce­go ry­ce­rza. Li­twin za­ku­ty, nie­gdyś w Ko­ściusz­kow­skiej woj­nie za­wo­ła­ny,puł­kow­nik bry­ga­dy ko­wień­skiej, osiadł o małe pół mili od nas, tak, że do nas przy­cho­dził pie­cho­tą, bo wiel­ki znał sza­cu­nek dla Ksa­wer­ka, i ze mną sic po­znaw­szy, za­raz mnie po­lu­bił. Jego oj­ciec klient donu Sa­pie­żyń­skie­go, mia) wieś dzie­dzicz­ną w oko­li­cach Ko­brj­nia, a wi­dać że mu­siał być mę­żem świa­tłym, bo dzie­ciom swo­im dat bar­dzo sta­ran­ne Wy­cho­wa­nie; puł­kow­nik, kil­ku ję­zy­ka­mi tłu­ma­czył się z ła­two­ścią. Otóż, że z ma­leń­ka miał skłon­ność do żoł­nier­ki, gdy skoń­czył edu­ka­cyę, oj­ciec ku­pił mu po­rucz­ni­kow­stwo w bry­ga­dzie Ko­wień­skiej, a tak roz­po­czął swój za­wód ry­cer­ski jak pa­nicz, ale tak gor­li­wie przy­ło­żył się do służ­by, że zo­stał jed­nym z dziel­niej­szych ofi­ce­rów woj­ska Rze­czy­po­spo­li­tej. Roku 1792 wsła­wił się w bi­twie pod Brze­ściem, a po ak­ces­sie kró­la do kon­fe­de­ra­cyi Tar­go­wic­kiej, ze swo­ją bry­ga­dą wy­ko­nał przy­się­gę wier­no­ści Im­pe­ra­to­ro­wej Ka­ta­rzy­nie. Ale gdy na­de­szła in­sur­rek­cya 1794, on z swo­ją bry­ga­dą wziął w niej udział, i tak się po­pi­sy­wał, że ścią­gnął ku so­bie przy­chyl­ność na­czel­ni­ka Ko­ściusz­ki. Pod­czas ob­lę­że­nia War­sza­wy, pod jego okiem, za­brał Pru­sa­kom czte­ry ar­ma­ty, za co otrzy­mał sto­pień puł­kow­ni­ka. Ale to wszyst­ko wy­szło na nic, bo ta in­sur­rek­cya po kil­ko­mie­sięcz­nym, ale wie­ko­pom­nym opo­rze sko­na­ła, a z nią i ta reszt­ka Pol­ski, któ­ra się jesz­cze była ja­kimś cu­dem za­cho­wa­ła.

Pan Rym­sza nie mógł wró­cić do ży­ją­ce­go jesz­cze ojca, bo gdy­by się był po­ka­zał na Li­twie, był­by schwy­ta­ny i ode­sła­ny ra Sy­bir, za to, że zła­mał przy­się­gę, któ­rą był uczy­nił Im­pe­ra­to­ro­wej. Ale przedarł się do Ga­li­cyi, i tam się po­znał z Ksa­wer­kiem, któ­ry mu ofia­ro­wał po­miesz­ka­nie i wszel­kie wy­go­dy w swo­im domu, co też pan Rym­sza przy­jął, i bliz­ko dwóch lat u nie­go prze­sie­dział.

Ale gdy się do­wie­dział, że ge­ne­rał De­ni­sko zbie­ra na Wo­łosz­czy­znie ja­kąś siłę zbroj­ną pol­ską, pod pro­tek­cyą Por­ty Ot­to­mań­skiej, pan Rym­sza tara się udał, Ksa­we­rek opa­trzył go na dro­gę. Pan De­ni­sko _______. X'

pod­że­ga­ny od pana Au­bert Du­biiy­et po­sła Rze­czy­po­spo­li­tej Fran­cuz­kiej w Stam­bu­le, ude­rzył na Ga­li­cyą z swo­ją garst­ką. W niej woj­ska ce­sar­skie­go nie było, bo wszyst­kie sity tej mo­nar­chii byty ob­ró­co­ne prze­ciw­ko Fran­cu­zom. On po­chle­biał so­bie że uda mu się zbun­to­wać chłop­stwo ga­li­cyj­skie prze­ciw­ko rzą­do­wi, ale wiel­ce się omy­lił. Bo po­spól­stwo sta­nę­ło przy rzą­dzie i rzu­ci­ło się na na­chodź­ców.

Wia­do­me wszyst­kim roz­wią­za­nie tego lek­ko­myśl­ne­go przed­się­wzię­cia, Pan De­ni­sko wdzedl w kil­ka­dzie­siąt koni, a roz­bi­tym zo­staw­szy przez chłop­stwo, le­d­wo w kil­ka­na­ście koni wró­cił do Moł­da­wii. Resz­ta się roz­pierz­chła lub wpa­dła w ręce chło­pów. Nie­któ­rzy od nich za­mor­do­wa­ni zo­sta­li, in­nych we Lwo­wie pod sąd od­da­no. Sąd bar­dzo roz­trop­nie po­stą­pił, że usu­nął z tej spra­wy kwe­styę po­li­tycz­ną, a są­dził wi­no­waj­ców je­dy­nie jako roz­bój­ni­ków, a tym spo­so­bem uwol­nio­nych zo­sta­ło wie­lu oby­wa­te­lów skom­pro­mi­to­wa­nych i uwię­zio­nych in car­ce­re duro, a mia­no­wi­cie: pan Au­gu­styn Trze­cic­ski, Dzie­du­szyc­ki i inni zna­ko­mi­ci,za­słu­że­ni kra­jo­wi mę­żo­wie. Co się ty­czy tych, któ­rzy wzię­ci zo­sta­li z bro­nią w ręku, kil­ku z nich, a mia­no­wi­cie ma­jo­ra Mel­for­ta wa­lecz­ne­go ofi­ce­ra, po­wie­szo­no we Lwo­wie, in­nych po­roz­sa­dza­no po for­te­cach, a póź­niej ce­sarz ich uła­ska­wił.

Na szczę­ście pana Rym­szy, kil­ka dni przed tą wy­pra­wą., po­kłó­cił się był z tym sa­mym ma­jo­rem Mel­for­tem, i w po­je­dyn­ku jaki z tego po­wo­du z nim od­był, zo­stał nie­bez­piecz­nie po­strze­lo­nym, ie był przy­ku­ty do łóża bo­le­ści w Jas­sach. I tam bie­do­wał, do­pó­ki wspa­nia­ło­myśl­ny Im­pe­ra­tor Pa­weł nie po­słał tym wy­chodz­com prze­ba­cze­nie z po­zwo­le­niem] po­wro­tu do jego pań­stwa. Wte­dy pan Rym­sza z ge­ne­ra­lem De­ni­sko uda­li się do Pe­ters­bur­ga, gdzie od Im­pe­ra­to­ra ła­ska­wie byli przy­ję­ci. Na­wet pan Rym­sza za­bie­rał się wstą­pić w służ­bę ros­syj­ską, gdzie mu ofia­ro­wa­no sto­pień pod­puł­kow­ni­ka, w puł­ku szty­ftu-ją­cym się kon­no­pol­skim, na wzór ka­wa­le­ryi na­ro­do­wej, i w ta­kim­że mun­du­rze, ale śmierć ojca i po­trze­ba uda­nia się do Li­twy dla ukła­dów fa­mi­lij­nych, prze­szko­dzi­ły mu usku­tecz­nić ten za­miar.

W Pe­ters­bur­gu od­no­wił był daw­ną zna­jo­mość z JW. Po­cie­jem, oboź­nym li­tew­skim, z któ­rym słu­żył pod­czas re­wo­lu­cyi. Ten pan wiel­ce go po­lu­bił, i za­brał go z sobą do Li­twy. Udał się więc z Wil­na, gdzie zo­sta­wił pana Po­cie­ja, do swo­jej oj­co­wi­zny, ' tam zro­bił układ z swo­im bra­tem, któ­ry mu spła­cił jego sche­dę, i od­li­czł za nią w go­to­wi­znie czter­dzie­ści ty­się­cy, któ­re u pana Po­cie­ja ulo­ko­wał, i przy nim czas ja­kiś miesz­kał.

Trze­ba wie­dzieć, że panu Po­cie­jo­wi z ja­kiejś suk­ces­syi do­sta­ła się była wio­secz­ka gra­ni­czą­ca z do­bra­mi Ga­li­cyj­skie­mi Ksa­wer­ka. Zaj­mo­wa­ła trzy­dzie­ści włók pe­ri­fe­ryi, wodę, knie­je, nie­zło za­bu­do­wa­nie go­spo­dar­skie, i sia­ki tuki dom z ogro­dem. Gdzież panu Po­cie­jo­wi ma­ją­ce­mu ogrom­ne do­bra w Ros­syi i Pru­sach, dbać o małą wio­skę w kor­do­nie ce­sar­skim? Otóż kie­dy razu jed­ne­go pan Rym­sza oświad­czył mu chęć uda­nia się na ja­kiś czas do Ga­li­cyi, żeby uści­skać się z pa­nem Ksa­wo­rym Mi­cha­łow­skim, i jemu się uiścić z dłu­gu, co go był u nie­go za­cią­gnął, pan Po­ciej mu po­wie­dział: wie­szże co, pa­nie Mi­ko­ła­ju? w tam­tych stro­nach mam wio­skę wca­le mi nie­po­trzeb­ną, bo tam pew­nie nig­dy mo­jej nogi nie po­sta­wię; kup ją u mnie jak­by kota w wor­ku: masz u mnie czter­dzie­ści ty­się­cy, do­daj jesz­cze dzie­sięć, a Brza­ski będą two­je. –Ale kie­dy nie mam tych dzie­się­ciu ty­się­cy. – Mniej­sza z tem, dasz mi swój ob­lig, a ja rok ci po­cze­kam.– Zgo­da, i tego sa­me­go dnia wszyst­kie for­mal­no­ści praw­ne od­by­li. Pan Itym­sza za tran­zak­cyą po­je­chał do swo­je­go dzie­dzic­twa, ale po dro­dze za­je­chał do Po­rze­cza, gdzie wte­dy miesz­kał mój Ksa­we­rek.

Od tego za­czął, że mu wy­pła­cił to, co mu Ksa­we­ry dał bez pre­ten­syi zwro­tu, i opo­wie­dział mu in­te­res, któ­ry go z Li­twy prze­sa­dza do Ga­li­cyi. Ksa­we­ry i Ksa­we­ro­wa obej­rze­li tran­zak­cyą i zna­leź­li, że ta jego ro­bo­ta była wiel­ce ko­rzyst­ną. Tyle tyl­ko, że puł­kow­nik się kło­po­tał, że mu za rok trze­ba było wy­pła­cić dzie­sięć ty­się­cy, ale Ksa­we­ry go uspo­ko­ił, mó­wiąc: ja ci dam pie­nią­dze puł­kow­ni­ku, i do­dam jesz­cze do tej kwo­ty trzy ty­sią­ce, bo prze­cie do ma­jąt­ku przez tyle lat za­nie­dba­ne­go z go­łe­mi rę­ka­mi przyjść nie moż­na; a dla mo­ich trzy­na­stu ty­się­cy, lep­szej lo­ka­cyi nie znaj­dę jak u cie­bie.

In­te­res zo­stał za­ła­twio­ny, a pan Rym­sza osiadł na dzie­dzicz­nej roli. Ale że to było dla nie­go zu­peł­nie no­wym za­wo­dem, że wię­cej się zaj­mo­wał ogro­dem, książ­ka­mi i po­lo­wa­niem, nie rolą. Nie szło u nie­go tak ko­rzyst­nie jak­by iść po­win­no. Tyle tyl­ko, że je­den ko­niec roku sty­kał sic z dru­gim, dłu­gów nie po­mna­żał, ale zbie­rać nie umiał. Na­przy­krzy­ło mu sic być cią­gle dłuż­nym Ksa­we­re­mu, i do­pó­ty go mę­czył, aż ten mu­siał przy­zwo­lić na na­stęp­ny układ: puł­kow­nik mu przy­znał pra­wo dzie­dzic­twa na Brza­skach, wa­ru­jąc so­bie wła­da­nie do­ży­wot­nie tego ma­jąt­ku, a Ksa­we­ry go zak wi­to­wał z dłu­gu, i na­zna­czył mu ty­siąc reń­skich w wa­lu­cie na rok, aż do jego śmier­ci. I dał mu po­rę­ka­wicz­ne­go tu­zin sztuć­ców srebr­nych.

Do­pie­ro puł­kow­nik zo­stał uszczę­śli­wio­ny, ma­wiał o so­bie: je­stem pan. Moja rola utrzy­mu­je mnie, moje ko­nie i psy, młyn i pro­pi­na­cya opła­ca­ją po­dat­ki, a ty­siąc reń­skich, co je po­bie­ram od pana Rot­mi­strza, ob­ra­cam na książ­ki i kwia­ty. Był z nie­go praw­dzi­wy fi­lo­zof, a tak był przy­wią­za­ny do Ksa­we­ro­wej, że ona zdo­ła­ią go zwró­cić do peł­nie­nia obo­wiąz­ków re­li­gii ka­to­lic­kiej, od­daw­na przez nie­go za­nie­dba­nych.

On to, r. 1809 pró­bo­wał w Kra­ko­wie, aża­liż mu się nie wda wstą­pić na nowo w służ­bę. Ale go tam dość obo­jęt­nie przy­ję­to. Daw­ne za­słu­gi już były za­po­mnia­ne, a w za­wo­dzie woj­sko­wym nic wio­dło się tyl­ko ta­kim, co w le­gio­nach obok Fran­cu­zów wal­czy­li, lub tym, co umie­li po­zy­skać wzglę­dy oso­bi­ste księ­cia Jó­ze­fa, a któ­rzy na­le­że­li do wy­kwint­ne­go to­wa­rzy­stwa Wa­ar­sza­wy. Otrzy­my­wa­li ta­kie pul­kow­nic­twa, ci co niby kosz­tem wła­snym szty­fto­wa­li puł­ki. W czem była cala il­lu­zya. Bo ci im­pro­wi­zo­wa­ni puł­kow­ni­cy, nie­tyl­ko że wła­snej zło­tów­ki na pułk nie wy­ło­ży­li, ale na­wet mnie­ma­na ich hoj­ność, znacz­ne zy­ski im przy­no­si­ła. Bo ma­jąc pra­wo for­tra­go­wa­nia, po­pro­stu sprze­da­wa­li stop­nie ka­pi­tań­skie i po­rucz­ni­kow­skie, a pie­niędz­mi, któ­re do nich z tej sprze­da­ży wpły­wa­ły, roz­po­czy­na­li form­na­cye puł­ków, bo cały wy­da­tek w pie­cho­cie był umun­du­ro­wa­niem kan­to­ni­stów. W jeź­dzie wy­dat­ki były nie­rów­nie więk­sze, gdyż trze­ba było i ko­nie ku­pić. Ale za to stop­nie obe­ro­fi­cer­skie dro­żej się sprze­da­wa­ły. A na­ko­niec po­ka­za­ło się, że i tym prze­my­słem le­d­wo trze­cia część puł­ku sic two­rzy­ła, a dwie czę.ści za­wsze przez de­par­ta­ment wo­jen­ny gro­szem pu­blicz­nym do­peł­nio­ne były.

Z tego po­wo­du było kil­ka cie­ka­wych wy­pad­ków. Je­den z nich przy­to­czę: Kie­dy fran­cu­zi wkro­czy­li w zie­mię polsk.T, a Po­la­cy za­czę­li się uzbra­jać dla ja­kichś na­dziei, któ­rych Na­po­le­on nie my­ślał zi­ścić, pe­wien mło­dy oby­wa­tel na za­dłu­żo­nej wio­sce osia­dły, ofia­ro­wał na cały pułk swo­im kosz­tem fun­do­wać płasz­cze, byle do­stał tego puł­ku do­wódz­two. Wia­do­mo jak wszyst­ko u nas robi się lek­ko­myśl­nie. Cze­go żą­dał, to i za­raz otrzy­mał, i dano mu no­mi­na­cyą na pul­kow­ni­ka,i|do­wódz­cę puł­ku trzy­ty­siącz­ne­go. Swo­im kosz­tem, ka­zał uszyć dzie­sięć płasz­czów i na­tem skoń­czył A że był puł­kow­ni­kiem, wła­dza za tę nie­rze­tel­ność bez zhań­bie­nia sie­bie sa­mey, nie mo­gła mu od­jąć stop­nia, ile że ta urno­wa bę­dąc ust­ną, ja­kiż był na nią li­te­ral­ny do­wód? De­par­ta­ment więc jego j za­stą­pił, a on oczy­ścił wio­skę swo­je z dłu­gów. '

Był on naj­niez­dat­niej­szym zpo­mie­dzy wszyst- | kich do­wódz­ców puł­ków. Nig­dy służ­by fron­to­wej nie mógł się na­uczyć. Dano mu po­źniej dru­gi pułk, może że naj­wię­cej wy­ćwi­czo­ny zpo­mie­dzy wszyst­kich, ale }, i tam utrzy­mać się nie­mógł, otrzy­mał­con­si­liu­ma­bu­on­di. Po kil­ko­let­niej prze­rwie, pod­czas pro­wi­zo­rycz­ne­go rzą­du Księ­stwa War­szaw­skie­go, wkrę­cił się w służ­bę cy­wil­ną, gdzie ja­kem sły­szał, du­brze mu się po­wo­dzi.

Te szcze­gó­ły swo­je­go za­wo­du żoł­nier­skie­go, opo­wie­dział mi pan Rym­sza, on nie od­da­wał spra­wie­dli­wo­ści księ­ciu Jó­ze­fo­wi, od­ma­wiał mu wszel­ką zdol­ność nie­zbęd­ną dla na­czel­ni­ka, twier­dził, że jego sła­wa była przy­własz­czo­na, oprócz wiel­kiej od­wa­gi oso­bi­stej, żad­ne­go przy­mio­tu mu nie przy­zna­wał, i czę­sto po­wta­rzał, źe ród Po­nia­tow­skich byl stwo­rzo­ny na zgu­bę Po­la­ków. A że Ksa­we­ry za­cho­wy­wał wiel­ką cześć dla kró­la Sta­ni­sła­wa, z tego po­wo­du mie­dzy nim, a pa­nem Rym­szą by­wa­ły czę­ste sprzecz­ki, ale któ­re w ni­czem nie osła­bia­ły ich wza­jem­nej przy­jaź­ni.

Pan Rym­sza cier­pieć nie mogł Na­po­le­ona, na­zy­wał go lu­do­żer­cą, a kie­dy nie­szczę­ścia za­czę­ły się na nie­go sy­pać, nie taił swo­je­go ukon­ten­to­wa­nia, że we­dle nie­go spra­wie­dli­wość Bo­ska sie do­peł­nia. Tem wie­le so­bie na­ro­bił nie­przy­ja­cioł, bo wszy­scy ta­mecz­ni oby­wa­te­le naj­sil­niej­szy do Na­po­le­ona czu­li po­ciąg, i uwa­ża­li szczę­ście Po­la­ków, być ści­śle zjed­no­czo­ne z jego po­myśl­no­ścią, o co on z są­sia­da­mi nie­ustan­nie się sprze­czał.

Ztemw­szyst­kiem był to bar­dzo po­czci­wy czło­wiek. Za­przy­jaź­ni­li­śmy się ser­decz­nie, i nie było dnia, | że­by­śmy ra­zem kil­ka go­dzin nie prze­pę­dzi­li. Czę­sto | spie­ra­li­śmy się z sobą, bo on nic do­bre­go nie upa­try – j wał w te­raź­niej­szo­ści i wszyst­ko rad był zwra­cać do prze­szłych cza­sów. Co go naj­wię­cej gor­szy­ło już od za­ło­że­nia Księ­stwa War­szaw­skie­go, to, że mło­da szlach­ta po­chop weź­mie do służ­by cy­wil­nej. Uwa­żał to być hań­bą ma­jąc siłę i wiek po temu, uchy­lać się od za­wo­du żoł­nier­skie­go. O co ze­mną by­wa­ły nie­ustan­ne sprzecz­ki. Ale nie moż­na było go prze­ko­nać, że za­wód cy­wil­ny nie jest ra­niej ko­rzyst­nym dla
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: