Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki - ebook

Słodko-gorzka opowieść jednego z najbardziej znanych karykaturzystów polskich, który był inicjatorem powołania do życia pisma satyrycznego „Szpilki”, a także pomysłodawcą i założycielem Muzeum Karykatury w Warszawie.
Obecne wydanie Pamiętników zostało wzbogacone reprodukcjami plakatów i rysunków autora. Dołączono także pierwodruk listów Eryka Lipińskiego do żony z sierpnia 1944 roku z Saskiej Kępy, gdzie zastało go powstanie warszawskie i skąd mógł się jedynie przyglądać płonącej Warszawie, martwiąc się o najbliższych.
Dzieciństwo w Moskwie, szkolne lata i studia na ASP w Warszawie, przedwojenne środowisko artystyczne i pierwsze sukcesy opisuje autor w humorystycznej formie. W czasie wojny był więziony w Oświęcimiu i na Pawiaku. Pracując jako sanitariusz w Dulagu w Pruszkowie, uratował wielu ludzi od wywózki.
Po wojnie zajął się m.in. projektowaniem plakatów filmowych i teatralnych (był jednym z twórców Polskiej Szkoły Plakatu i organizatorem pierwszego Biennale Plakatu), ilustrowaniem książek i pism, pisaniem humorystycznych tekstów do kabaretów i „publigrafiką”.
Był jednym z inicjatorów i pierwszym przewodniczącym Społecznego Komitetu Opieki nad Cmentarzami i Zabytkami Kultury Żydowskiej w Polsce. Za ukrywanie w czasie okupacji przyjaciół pochodzenia żydowskiego został w 1991 roku uhonorowany tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
W Państwowym Wydawnictwie Iskry wydał kilka książek, ale największym powojennym wyzwaniem było stworzenie Muzeum Karykatury, jednego z pierwszych na świecie, które istnieje do dziś i nosi jego imię.

Kategoria: Wywiad
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-0438-4
Rozmiar pliku: 6,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Niniejsze wydanie Pamiętników naszego Ojca jest wznowieniem książki wydanej blisko trzydzieści lat temu, krótko przed Jego śmiercią. Pamiętniki to w istocie podzielony na działy zbiór luźnych wspomnień, zwykle spisanych po latach. Eryk Lipiński opisuje swoje życie z dystansem, ironią i humorem, koncentrując się niemal wyłącznie na sprawach publicznych i zawodowych. Nie ma tu miejsca dla jego kobiet i dzieci, dla bardziej intymnych refleksji czy prywatnych emocji. Jedyny wyjątek czyni Autor dla swego ojca, a naszego dziadka – Teodora Rawicz Lipińskiego, którego bardzo kochał i szanował, i któremu dedykował Pamiętniki.

Niedawno odnalazł się list pisany przez Ojca do jego ówczesnej żony Hanki. Zaskoczony 1 sierpnia 1944 roku na Saskiej Kępie i odcięty od żony, Eryk Lipiński rejestrował każdy dzień w formie listu, który być może miał być nigdy nieprzeczytany przez adresatkę. Wstrząsająca relacja z pierwszych dni i tygodni powstania warszawskiego przeżywanego po prawej stronie Wisły jest wyjątkowo osobista i emocjonalna, dlatego zdecydowaliśmy się uzupełnić wygładzone Pamiętniki o ten niezwykły list.

Dodaliśmy także kilka wcześniej niepublikowanych zdjęć i kolorowych reprodukcji prac Ojca oraz uzupełniliśmy treść o przypisy, lepiej tłumaczące dzisiejszemu Czytelnikowi zapomniane już okoliczności opisywanych wydarzeń.

Zapraszamy przeto do zagłębienia się w świat miniony, lecz fascynujący – świat już nieistniejący, a jednak ożywiony na nowo, przywrócony nam wspominkami naszego Ojca.

Zuzanna Lipińska, Tomek Lipiński

Londyn – Warszawa, styczeń 2016Wstęp do pierwszego wydania

Wspomnienia Eryka Lipińskiego nie potrzebują wstępu. A jednak Eryk życzył sobie, bym się tu wypowiedział. Gdy pytałem Eryka – dlaczego właśnie ja – popatrzył tylko na mnie swoimi jasnymi oczyma, a ja zrozumiałem, że sam muszę sobie odpowiedzieć. I oto, co mi się wydaje: mam najgorętszą aprobatę dla Eryka, lecz jednocześnie jestem całkowicie od niego różny, co pozwala mi widzieć go z dystansu. Być może o takie spojrzenie mu chodziło? Jeżeli tak, to służę.

Zaczyna się od tego, że pochodzę z prowincji, zaś Eryk jest warszawiakiem. Jest on, w moich oczach, najbardziej warszawskim warszawiakiem, jakiego znam. Wymaga to jednak wyjaśnienia, sięgającego do przeszłości. W moich młodych latach miejsce pochodzenia miało znaczenie i łączyło się z charakterem. Dziś w wieku TV owe podziały straciły sens i stały się nieuchwytne. Tymczasem wówczas istniało dobitne pojęcie prowincji, i więcej, głębokiej prowincji, gdzie wszystko było inne niż w stolicy, nawet czas biegł odmiennie. My, w naszej szkole w Lublinie, myśleliśmy o kolegach z uczelni stołecznych z zawistnym szacunkiem – to byli „warszawiacy”.

Otóż Eryk jest dla mnie wciąż przede wszystkim warszawiakiem. Zresztą w przypadku Eryka bierze się to z celowej decyzji. Tłukł się po świecie, przyjaciół ma wszędzie, potrafiłby przyswoić się, gdzie tylko by zechciał, zresztą dzieciństwo spędził poza Warszawą, ale sam pisze, że gdy tu przyjechał, postanowił zostać warszawiakiem. Co to znaczy? Gdybym musiał być precyzyjny, byłbym w kłopocie: mówiłbym o ruchliwości umysłowej, giętkości, dynamice... Może najbliższe byłoby określenie: twórcza umiejętność wykorzystywania sytuacji (zawsze trudnej w tym mieście), jednak bez zachłanności osobistej, z niejaką nonszalancją, przy tym z upartym zachowaniem niezależności. Państwo nie mają pojęcia, jak myśmy tego zazdrościli w raczej ociężałej Kongresówce.

Może Eryk też ma coś z tego, ale jeżeli tak, to na miarę Sienkiewiczowską. Idzie o to, że był on warszawiakiem w specjalnym okresie historycznym, który po części jest też moim, ale odmiennie. Należymy bowiem do pokolenia, które miało po kilka oddzielnych życiorysów. Ja mam ich sześć, Eryk, według moich obliczeń, powinien mieć ich dziewięć (dochodzi mu jeszcze trochę caratu, rewolucji w Rosji itd.). W pamiętniku Eryka cechą może najbardziej uderzającą jest jego ciągłość: przemija sanacja, niezwykłe środowisko międzywojenne, potem okupacja, Gierek, ale mamy wciąż poczucie zdecydowanej, powiedziałbym wręcz – upartej! jednolitości. Jest ono tym bardziej zaskakujące, że Eryk przetrzymuje nie tylko najdziksze skoki historii, ale jeszcze zajmuje się wszystkim. Plastyka to jego podstawowa misja, ale przecież jest też pisarzem, wytwórnią dokumentów (za okupacji), działaczem społecznym, organizatorem instytucji, aktorem kabaretowym, aktywistą sportowym, zaś w samej tylko – zasadniczej przecież dla niego! – dziedzinie sztuki stykał się ze wszystkim, łącznie z muzyką (to on wykrył plagiat Piosenki o mojej Warszawie, ściągniętej przez rzekomego autora ze szlagieru berlińskiego, co było głośnym skandalem, i o czym zresztą wspomina!). Nie zajmował się bodaj tylko astronomią, a i to nie jest pewne, bo pamiętam, że w swojej grafice posługiwał się znakami zodiaku.

A jednak z tej rozmaitości wyłania się stale ta sama jednolita droga życiowa: powiedziałbym nawet, że jest u Eryka – jeśli idzie o zmienne sytuacje historyczne – niejaka nonszalancja wobec kolejnych katastrof, niejaka obojętność wobec cegieł sypiących się tuż pod naszym bokiem. Ta równowaga jest właśnie dla mnie „warszawska”. Ale nie oznacza to li tylko charakteru czy też związku ze środowiskiem, z ludzkim klimatem miasta, lecz także, i nawet przede wszystkim, bierze się z przeszłości.

Eryk jest, wśród polskich współczesnych grafików, najbardziej przynależny do historii! Wygląda to na paradoks, ponieważ jego główną działalnością jest aktualna satyra, co wydaje się odległe od szacunku dla minionych wieków. Bynajmniej! Proszę zobaczyć, jak Eryk rysuje portrety dawnych pisarzy czy polskich monarchów: jest to najprostsza spontaniczna linia, kpiarska, lecz zarazem życzliwa. Ale zaraz! Jest tu jednak coś nowego. Ten związek Eryka z historią uzupełnia jego obraz: dołącza się tradycja szlachecka. Na czym ona polega? Ciche lekceważenie wobec władzy i siły, poczucie niezależności, głęboki demokratyzm wobec innych bez względu na ich klasę, rasę i gotówkę... Tylko że to są również cechy warszawskiego Eryka! I oto mamy klucz do Eryka: jest to polski warszawski szlachcic, który się nie zmienił poprzez katastrofy tego wieku! Żeby to sprecyzować, trzeba było królewiaka z zaszytej prowincjonalnej Polski B czy nawet C, oraz plebejusza, czyli mnie, i teraz widać, że Eryk słusznie wezwał mnie do tego wstępu, tym więcej, że kocham go właśnie dlatego, że nikt podobnie jak on nie uzupełnia tego, czego mi brakuje, czego brakuje dokoła, i co może dziś wszystkim nam by się przydało, w tym 1990 roku zachwiania się kryteriów. To przede wszystkim, w moim odczuciu, stanowi o decydującej aktualnej wartości wspomnień Eryka.

Zygmunt Kałużyński

Warszawa, październik 1990Rodzina

Według legend rodzinnych, przekazywanych ustnie z ojca na syna, przodkami naszej rodziny byli Tatarzy – jeńcy wojenni osiedlani na ziemiach litewskich przez Wielkiego Księcia Witolda, brata króla Władysława II Jagiełły. Jeńcy owi, pozbawieni swych kobiet, żenili się z Białorusinkami i Litwinkami, porzucając zazwyczaj wiarę przodków, i po latach całkowicie się zasymilowali z miejscową ludnością. W roku 1605 otrzymali polskie szlachectwo.

Podobno któryś z moich pradziadów brał udział w bitwie pod Wiedniem w roku 1683, co być może jest prawdą. W kaplicy na górze Kahlenberg, wśród wymalowanych na stropie herbów uczestników tej historycznej bitwy, figuruje też herb Rawicz, używany zresztą również przez inne rodziny.

O szlachcie polskiej mówi się i pisze dobrze lub źle, zależnie od tego, kto pisze i jaką tezę zamierza udowodnić. Ale jedną z dodatnich cech, jakie zawdzięczamy szlachcie, było pieczołowite kultywowanie tradycji rodzinnej. Szlachcic musiał znać swych przodków i krewnych, historię swego rodu, datę nadania szlachectwa i klejnot herbowy, którym się pieczętował.

Niejednokrotnie musiał swe szlachectwo udowodnić, aby nie być posądzonym, że się „na szlachectwo wszorbował”, mówiąc słowami Waleriana Nekandy Trepki, który w swej książce Liber chamorum, napisanej w roku 1626, tępił tych, którzy będąc chłopami lub mieszczanami, bezprawnie podszywali się pod stan szlachecki.

Pielęgnował więc polski szlachcic swe dokumenty rodowe, wszelkie dowody nadań, drzewo genealogiczne i portrety przodków. Oczywiście zdarzało się, zwłaszcza w niektórych rodach magnackich, że nadworni panegirycy wyprowadzali historię rodu swych panów nawet od rzymskich senatorów. Ale jeżeli odrzucimy tę część, która jest legendą, to mamy (a raczej mieliśmy) dokładnie udokumentowane dzieje wielu polskich rodzin, i to od kilkuset lat.

Niestety, od czasów rozbiorów wskutek licznych wojen, które przetoczyły się przez nasze ziemie, przenoszenia się zubożałej szlachty do miast, popowstaniowych emigracji wiele tych bezcennych dokumentów bezpowrotnie przepadło. Czasami przyczyny zaginięcia były inne. W posiadaniu mego stryjecznego brata, doktora Zygmunta Lipińskiego, znajdowało się szczegółowe drzewo genealogiczne naszej rodziny. Kiedy doktor Lipiński w roku 1949 został aresztowany za magazynowanie benzyny na potrzeby karetki pogotowia szpitala w Płońsku (którego był dyrektorem) i skazano go na dwa lata więzienia, jego żona Stefania, przestraszona, że władze mogą dowiedzieć się o szlacheckim pochodzeniu męża, i to może wpłynąć na zwiększenie wyroku, ów cenny dokument rodzinny spaliła. Nie przyszło jej do głowy, że mogła dać go mnie na przechowanie lub zabezpieczyć w inny sposób. Ale trzeba pamiętać, jakie to były czasy. Zachował się natomiast inny dokument, wydany w roku 1817. Otóż kiedy po wojnach napoleońskich na kongresie wiedeńskim zostało ustanowione Królestwo Polskie z carem Aleksandrem I jako królem, nowa administracja królestwa postanowiła uporządkować sprawy prawne stanu szlacheckiego i tytułów. Przeprowadzono wówczas rejestrację i weryfikację rodzin szlacheckich.

Dotyczyło to również doktora medycyny Mikołaja Lipińskiego herbu Rawicz, właściciela majątku rodowego Koyrany oraz posiadłości Wojekowyszczyzna i Ambrejewszczyzna znajdujących się w powiecie lidzkim województwa wileńskiego.

Possesionatus Mikołaj Lipiński musiał mieć wszystkie papiery w porządku i na „Sessyi Deputacji Wywodowej Szlacheckiej Guberni Litewsko-Grodzieńskiej” z datą 19 września 1817 roku otrzymał dokument uznający go wraz z synami za „aktualną starożytną szlachtę”.

Z treści tego obszernego pisma wynika, że pierwszym historycznie znanym i udokumentowanym przedstawicielem rodziny był Adam Lipiński, który otrzymał szlachectwo w roku 1605, i odtąd pieczętował się herbem Rawicz, wyobrażającym pannę na niedźwiedziu.

Pozostawił on trzech synów: Andrzeja, Mikołaja i Jerzego. O dalszych jego losach, jak i jego potomków – Andrzeja i Jerzego – nic nie wiadomo, natomiast Mikołaj, ożeniony z Heleną Jachimowiczówną, miał dwoje dzieci: Krzysztofa i Teofila. Krzysztof pozostawił Tomasza, Stefana i Kazimierza. Ten ostatni 14 czerwca 1742 roku uzyskał potwierdzenie praw do posiadanych przez przodków majątków. Poza tym ani o nim, ani o Stefanie nie ma żadnych informacji, natomiast Tomasz napisał testament z datą 10 grudnia 1778, z którego dowiadujemy się, że miał dwoje dzieci – Mikołaja i Urszulę.

Mikołaj to doktor Mikołaj Lipiński, ożeniony z Karoliną z Sielawów. To właśnie on przeprowadzał w roku 1817 potwierdzenie szlachectwa rodu Lipińskich. Małżeństwo to miało trzech synów: Stanisława, Piotra i Stefana. Być może również ich córką była Wiktoria Lipińska, zmarła w roku 1902, pochowana na cmentarzu Powązkowskim koło katakumb.

O Stefanie i Piotrze nie zachowały się również żadne wiadomości. Być może od wszystkich tych mężczyzn, o których brak informacji, pochodzą inne linie rodziny Lipińskich. Natomiast Stanisław, mój pradziad, brał udział w powstaniu listopadowym w 1830 roku jako oficer strzelców konnych. Ponieważ jego nazwisko nie figuruje w spisach oficerów służby czynnej wojsk Królestwa Polskiego, prawdopodobnie po wybuchu powstania wstąpił do wojska na ochotnika, a jako szlachcic otrzymał szarżę oficerską.

Później znalazł się w Dreźnie, gdzie poślubił Saksonkę, Monikę Kalkhoff, i wkrótce powrócił do swego majątku. Zmarł w roku 1870 i pochowany został na cmentarzu Powązkowskim obok Wiktorii Lipińskiej – być może swej siostry, być może córki.

Starszego syna Stanisława i Moniki nazwano Bronisław Wandalin Serafin, o czym dowiadujemy się z zachowanej metryki chrztu, ale dalsze jego losy nie są znane. Drugi syn, Dyonizy, ożenił się z Julią z Podwińskich i pozostawił czworo dzieci: Teodora Stanisława, Antoniego, Łucję, później zamężną Zdzisławową Kożuchowską, i Stanisławę, późniejszą żonę Alfreda Witwickiego.

Dyonizy brał udział w powstaniu styczniowym, i chociaż jeden ze złośliwych wujów twierdził, że jego rola ograniczyła się do uszycia we dworze pokaźnej liczby amarantowych rogatywek, późniejsze wydarzenia temu zaprzeczają. Za udział w powstaniu rząd carski skonfiskował mu bowiem dobra rodzinne i zesłał na Syberię, zakazując zamieszkiwania na obszarze Królestwa Polskiego. Wobec tego dziadek Dyonizy osiedlił się w Odessie i, będąc inżynierem, budował linie kolejowe na szerokich południowych obszarach cesarstwa rosyjskiego.

W czasie tej pracy spotykały go rozmaite przygody; niektóre znam z opowieści mego ojca.

Pewnego razu inżynier Dyonizy Lipiński zaprosił swego ojca na otwarcie nowego odcinka trasy kolejowej i namówił tego starego kawalerzystę na pierwszą w życiu przejażdżkę koleją żelazną. Pradziad zgodził się, ale na pierwszej stacji wysiadł, oświadczając, że jest to wymysł diabelski. Chciał nawet swego syna obić laską. Myślę, że miał trochę racji.

Jeden z odcinków nowej kolei przechodził przez step, gdzie napotkać można było wówczas wiele plemion koczowniczych. Otóż takie plemię w czasie którejś wędrówki napotkało przeszkody w postaci nasypu i szyn, a nie mogąc znaleźć w pobliżu żadnego przejazdu, przepędziło przez tenże nasyp kilka tysięcy wielbłądów, koni i owiec. Oczywiście na odcinku kilku kilometrów tor kolejowy przestał istnieć.

Dziadek udał się wówczas do emira, który sprawował władzę nad tym obszarem, i w imieniu cesarza Aleksandra II zażądał ukarania winnych. Emir obiecał mu to solennie. W czasie najbliższego jarmarku kazał złapać kilku Allachowi ducha winnych włóczęgów i z wielką pompą ich powiesił. Centrala w Petersburgu była zadowolona, dziadek natomiast więcej się do emirów ze skargami nie zwracał, tylko polecił lepiej pilnować nowo wybudowanych tras kolejowych.

Kiedyś dziadek stał kwaterą w pewnej wiosce, mieszkając tam w chłopskiej chacie. Miał wówczas oswojonego borsuka, któremu sprawił piękne czerwone spodnie. Któregoś dnia borsuk zniknął, a dziadek wkrótce musiał opuścić tę wieś, nie znalazłszy swego ulubieńca.

Przeszła jesień, zima, nastała wiosna. W chacie wieśniaka, gdzie kiedyś mieszkał dziadek, odbywało się przyjęcie. Pito właśnie herbatę z samowara, trzymając spodeczki na trzech palcach, kiedy spod pieca zaczął się wydobywać podejrzany chrobot. Chrobot się wzmagał, herbata stygła w ustach biesiadników. Nagle spod ziemi koło pieca wylazło jakieś stworzenie w czerwonych portkach. Biesiadnicy wypadli jak oparzeni za drzwi, zwołując całą wieś przeciwko diabłu, który się ukazał w ich chacie. Kiedy biedny borsuczek wyszedł wreszcie na świeże powietrze, cała wieś była już zmobilizowana i uzbrojona w widły, siekiery, łopaty i worki. Los borsuka był przesądzony. Zginął, tak jak wiele lat później zginęła w Polsce biała niedźwiedzica – Baśka Murmańska – towarzysząca polskim oddziałom wojskowym.

Wieniawa

Szwoleżer na Pegazie

MARIUSZ URBANEK

Opowieść o swoistym bohaterze II RP, bliskim współpracowniku Józefa Piłsudskiego, mocno zaangażowanym w politykę wojskowym, który jednocześnie brylował w świecie artystów, miał opinię hulaki i birbanta, wielbiciela kobiet i koni.

Wojciech Kossak

Malarz polskiej chwały

ARAEL ZURLI

Był gorącym patriotą. Malarzem niesłychanie pracowitym i ambitnym. A do tego był wytrawnym jeźdźcem. Podejmowany w najwyższych sferach, bywał na dworze w Wiedniu i Berlinie, błyszczał urokiem osobistym, dowcipem, świetną prezencją.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

TADEUSZ JANUSZEWSKI

Wybitny poeta Młodej Polski, którego twórczość literacką przerwała choroba psychiczna. Zafascynowany Tatrami tworzył liryczne wiersze sławiące ich przyrodę, a w swoich erotykach zerwał z pruderią, opisując śmiałe sceny miłosne, co wywołało skandal.

Wilk

MAREK HŁASKO

Hłasko miał debiutować tą powieścią w Iskrach w 1954 roku, ale nigdy nie złożył maszynopisu. Wydawnictwo spisało ją na straty. Jednak niedawne sensacyjne odkrycie tekstu doprowadziło do wypełnienia umowy sprzed ponad 60 lat.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: