- W empik go
Pamiętniki - ebook
Pamiętniki - ebook
„Pamiętniki” Jana Chryzostoma Paska to zbiór wspomnień spisanych pod koniec życia przez polskiego szlachcica. Pierwsza część barwnie opisuje wojenne doświadczenia autora – wojnę ze Szwecją, Siedmiogrodem, Moskwą oraz wyprawę wojskową do Danii. Pełno tam ciekawych spostrzeżeń, odkrywających światopogląd Sarmaty i jego ocenę innych kultur. Druga część opisuje sarmackie życie ziemiańskie. Wszystko podane soczyście, z humorem i werwą.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8115-043-9 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Rok Pański 1657
Rok pański 1658
Rok pański 1659
Rok Pański 1660
Rok pański 1661
Rok pański 1662
Rok pański 1663
Rok pański 1664
Rok pański 1665
Rok pański 1666
Rok pański 1667
Rok pański 1668
Rok pański 1669
Rok pański 1670
Rok pański 1671
Rok pański 1672
Rok pański 1673
Rok pański 1674
Rok pański 1675
Rok pański 1676
Rok pański 1677
Rok pański 1678
Rok pański 1679
Rok pański 1680
Rok Pański 1681
Rok pański 1682
Rok pański 1683
Apostrophe
Rok pański 1684
Rok pański 1685
Rok pański 1686
Rok pański 1687
Rok pański 1688Nie umiejętność moja to sprawiła,
Ale natura dobrym cię czyniła;
Ta zaś łaskawość i kochanie z tobą
Z tej okazyjej, żeśmy rośli z sobą.
Kiedym wsiadł na cię, tak mi się widziało,
Że na mnie wojska sto tysięcy mało;
Było i męstwo, było serca dosyć,
Nie trzeba było w pierwszy szereg prosić.
Ustaną teraz we mnie te przymioty.
Ubędzie owej, co była, ochoty;
Zawsze od bystrej wody sokół stroni,
Gdy czuje, w skrzydłach że piora wyroni.
Nie takieć nasze miało być rozstanie,
Nie z takim żalem ciężkim pożegnanie;
Tyś mię donosić miał jakiej godności,
A ja też ciebie dochować starości.
Ciężkież to na mnie będą peryjody,
Gdy sobie wspomnę na owe swobody,
Których, na tobie jeżdżąc, zażywałem
I com zamyślił, tego dokazałem.
Gdy wojska staną w zwykłej bataliej,
Ja nie wygodzę swojej fantazyjej.
Więc ciężko westchnąć i zapłakać cale,
Na cię wspomniawszy, moj dereszuVale!
Druga w tymże roku potrzeba była pod Gnieznem z Szwedami, z wielką wojska szwedzkiego szkodą. Było bo jeszcze naszych Polaków przy królu szwedzkim siła; aryjani, lutrowie chorągwie mieli swoje, pod którymi katolików wiele służyło, jedni per nexum sanguinis drudzy dla wziątku i swywoli.
Trzecia potrzeba po szczęśliwie odebranej Warszawie i wzięciu hetmana szwedzkiego najwyższego, Witemberka, przez zły rząd złym też szczęściem poszła, bo mogliśmy bić króla szwedzkiego, póko nie przyszedł kurfistrz brandoburski z szesnastu tysięcy wojska swego; ale jak się skupili, Tatarowie auksyliarni najpierwej od nas uciekli, a potem wojsko z pola zegnano i godnych żołnierzów naginęło, ale też i Szwedów.
Czwarta nader szczęśliwa pod Warką wiktoryja, kiedyśmy z Czarnieckim samego wyboru szwedzkiego kilka tysięcy trupem położyli i rzekę Pilicę krwią i trupami szwedzkimi napełnili. Od tego czasu już nutare coepit potęga szwedzka i znacznie słabieć.
Piąta potrzeba, a prawie też już ostatnia z Szwedami inter viscera pod Trzemeszną kiedyśmy z samą tylko Czarnieckiego dywizyją, a dwa tysiąca mając z sobą ordy krymskiej, sześć tysięcy Szwedów tych, co się byli z różnych fortec zgromadzili i już się za królem do Prus przebierali z wielkimi dostatkami, których nabyli w Polszcze, tak wycięli, jak owo mówią, nec nuntius cladis nie został się i jeden, któryby był królowi o zginieniu tego wojska zaniósł; bo który z pobojowiska do lassa albo na błota uciekł, tam od ręki chłopskiej okrutniejszą zginął śmiercią; kogo chłopi nie wytropili, musiał wyniść do wsi albo do miasta: po staremuż mu zginąć przyszło, bo już nigdzie nie było Szwedów. (A ta okazyja była od Rawy mila). Ze wszystkich tedy tych zginionych, nie wiem, jeżeliby się który znalazł, któryby nie miał być egzenterowany, a to z tej okazyjej: zbierając chłopi zdobycz na pobojowisku, nadeszli jednego trupa tłustego z brzuchem, okrutnie szablą rozciętym, tak, że intestina z niego wyszły. Więc że kiszka przecięta była, obaczył jeden czerwony złoty; dalej szukając, znalazł więcej: dopieroż inszych pruć, i tak znajdowali miejscami złoto, miejscem też błoto. Nawet i tych, co po lassach żywcem znajdowali, to wprzód koło niego poszukali trzosa, to potem brzuch nożem rozerznąwszy i kiszki wyjąwszy, a tam nic nie znalazszy, to dopiero: „Idźże, złodzieju pludraku, do domu: kiedy zdobyczy nie masz, daruję cię zdrowiem”. Bito i po inszych miejscach Szwedów znacznie w tym roku. Ale gdziem nie był, trudno o tym pisać. Bo ja przez wszystkie wojny tego trzepaczki trzymałem się, Czarnieckiego, i z nim zażywał czasem okrutnej biedy, czasem też i rozkoszy; gdyż właśnie był wódz maniery owych wielkich wojenników i szczęśliwy; sufficit, że po wszystek czas mojej służby w jego dywizyi nie uciekałem, tylko raz, a goniłem – mógłby razy tysiącami rachować. Po prostu wszystka moja służba była sub regimine jego i miła bardzo.Rok Pański 1657
Roku Pańskiego 1657 mieliśmy wojnę węgierską, na którą były zaciągi nowe, między którymi zaciągał też Filip Piekarski, krewny mój; z której racyjej i ja tam podjechałem. Złodziej Węgrzyn, szalony Rakocy, świerzbiała go skóra, tęskno go było z pokojem, zachciało mu się polskiego czosnku, który mu ktoś na żart schwalił, że miał być lepszego, niźli węgierski, smaku.
Jako Kserkses ob caricas Atticas podniósł przeciwko Grecyi wojnę, tak i pan Rakocy podobnąż szczęśliwością we czterdziestu tysięcy Węgrów z Multanami, Kozaków zaciągnąwszy alterum tantum, wybrał się na czosnek do Polski; aleć dano mu nie tylko czosnku, ale i dzięgielu z kminem. Bo jak on tylko wyszedł za granicę, zaraz Lubomirski Jerzy poszedł w jego ziemię, palił, ścinał, gdzie tylko zasiągł, wodę a ziemię zostawił. A potem od matki Rakocego wielki okup wziąwszy, wyszedł synowi perswadować, żeby nie wszytkiego czosnku zjadał, przynajmniej na rozmnożenie zostawił. A my też już z Czarnieckim posługowali, jakeśmy umieli; i tak szczęśliwie najadł się czosnku, że wojsko wszystko zgubił, sam się w ręce dostał, potem uczyniwszy targ o swoję skórę, pozwolił miliony i uprosiwszy sobie zdrowie, jako Żyd kałauzowany, do granice bardzo małym poczcie samokilk tylko, zostawił in opptigneratione umówionego okupu wielgomożnych grofów Katanow, którzy zrazu wino pili, na śrebrze jadali w Łańcucie, jak było nie widać okupu, pijali wodę, potem drwa do kuchni rąbali i nosili i w tej nędzy żywot skończyli. Okup przepadł, on też sam, że nigdzie nie miał oka wesołego, bo gdzie się obrócił, wszędzie płacz i przekleństwo słyszał od synów, mężów, braci, których na wojnie polskiej pogubił, wpadł w desperacyją i umarł. Otóż tobie czosnek!
Kiedy na tę wojnę wyjeżdżał, pożegnawszy się z matką, wsiadł na konia; w oczach jej padł koń pod nim. Kiedy mu matka perswadowała, żeby zaniechał tej wojny, mówiąc, że to znak jest niedobry, odpowiedział, że to nogi końskie złe, ale nie znak. Przesiadł się tedy na inszego; złamał się pod nim dyl w moście, znowu spadł z konia: i na to powiedział, że dyl był zły. Jak to przecie te praesagia zwyczajnie rady się weryfikują.