- W empik go
Pamiętniki Jana Duklana Ochockiego. Tom 3 - ebook
Pamiętniki Jana Duklana Ochockiego. Tom 3 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 389 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jana Duklana Ochockiego, z pozostałych po nim rękopismów przepisane i wydane przez
J. I. Kraszewskiego
Qui audiunt audita dicunt, qui vident
plene sciunt.
Plautus.
Tom trzeci.
Wilno.
Nakładem i Drukiem Józefa Zawadzkiego.
1857.
Pozwolono drukować, z obowiązkiem złożenia w Komitecie Cenzury, prawem oznaczonej liczby exemplarzy. Wilno, dnia 19 Grudnia 1856 roku.
Cenzor Paweł Kukolnik.WYJĄTKI Z NOTAT OPATA OCHOCKIEGO.
Godziny życia mojego, ubiegały w zajęciu ciągłem i porżądnem, a porządek ten wiele stanowił dla samotnika. Ten, który nie robi planu dziś jeszcze na ciąg spraw jutrzejszych, nie żyje, ale wlecze za sobą ciężar życia, a dowodem, że ono jest brzemieniem dla niego, nieustanne narzekanie i stękanie, które mu towarzyszy. Najskuteczniejszy sposób używania życia zapisał Kant w swej Antropologii, zalecając porządnie po sobie następujące ciągłe zatrudnienie. Wstawałem zawsze o godzinie czwartej i cały ranek poświęcałem sprawom i powinnościom chrześcijan – skim, odprawując kapłańskie moje modlitwy. Następowało czytanie biblii i innych książek, które miałem pod ręką. To zajęcie zabierało mi cały czas przedpołudniowy, polem wychodziłem z domu, a jeśli to był dzień, w którym nie mogłem mieć obiadu u horodniczego, musiałem sobie przerywać czytanie czuwaniem nad kuchenką. W te dnie bowiem sani sobie na kominku jeść gotowałem, i odwiedzający mnie tutejsi mieszkańcy zostawali przy ogniu, jak Marka Kurcyusza posłowie Samnitów. W samej rzeczy, przywłaszczałem sobie natenczas jego ducha i pychę; z jednego źródła czerpaliśmy oba: on gardząc darami ofiarowanemi przez posłów, ja upokorzeniem, którego doznawałem kucharzując. Po południu następowały odwiedziny, a wróciwszy z nich czytałem znowu i czytaniem kończyłem zajęcie dzienne. Do tych zabaw przyczyniało się przez sześć tygodni uczenie wnucząt pułkownika.
Tak… czas mojego pobytu na obczyźnie upływał nie dając żadnej nadziei zmiany losu; nigdy sen nic skleił wprzód powiek moich, dopókim się nie umordował myślami natrętnemi o kraju i pozostałej w nim rodzinie, przyjaciołach i sobie.
Jednej z tych smutnych nocy bezsennych przybiega do mnie służący pułkownikowej Panajewej, natenczas już owdowiałej, zapraszając mnie do niej natychmiast i to jak najprędzej. Niezmiernie zdziwiło mnie to wezwanie o północy, wszakże domyśliłem się, że nadzwyczajna jakaś musiała być do tego pobudka, i po drodze wstąpiłem do horodniczego, który mi oświadczył, że on także jest wezwany wraz z wielą obywatelami i urzędnikami do pani pułkownikowej. –
Przybywamy nareszcie na te zagadkowe zaprosiny – znajduję całe towarzystwo w jak najlepszym humorze, poucz i wino, które pułkownikowa miała z Rossyi sprowadzone, roznoszą i częstują, wszyscy weseli, postrzegam szepty potajemne, jakieś niby przysposobienia mnie ostróżne do ważnej nowiny, naostatek dowiaduję się, że zostałem – oswobodzony!
W pierwszej chwili niemal straciłem przytomność, rozumiałem, że sobie żartują ze mnie, ale w końcu uwierzyłem temu szczęściu. Ten, który patrzy na miliony drobnych robaczków, na najlichsze stworzeńka, Miałżeby zapomnieć o człowieku? Ufność moja w Opatrzności i spokój duszy znać podobały się Bogu, i dźwignął mnie prawicą swoją.
Pułkownikowa jak tylko z Permu odebrała wiadomość, natychmiast śpiesząc mi ją udzielić, nie zwlekła ani chwili i posłała po mnie chcąc o zmianie losu zawiadomić. Właśnie Paweł I Cesarz wstępował na tron Rossyjski, a pierwszem dziełem jego, było uwolnienie nas z Syberyi; łzy wdzięczności powitały rozpoczynające się panowanie jego.
Słodkie i miłe panowanie Alexandra I otarło już łzy moje, ale uczucia wdzięczności dla cesarza Pawła nie stłumiło, tę zachowam do zgonu.
Jeszcze urzędowej o naszem uwolnieniu nie było wiadomości, czekać więc musiałem na nią; w tydzień dopiero przyszło oznajmienie do horodniczego o oswobodzeniu i rozkaz dla mnie stawienia się do kompanii mojej do Tobolska. Łatwo się domyśleć, żem napróżno i chwili jednej nie stracił, tyle tylko ile przyjaźń i wdzięczność kazały na pożegnanie z przyjaciółmi poświęcić. Pułkownikowę odwiedziłem najpierwszą; przyodziany w znaki dystynkcyjne, zaprosiłem wszystkich na pożegnalne zebranie, rozstałem się z nie – mi i nagląc woźnicę, leciałem już do Tobolska. Wyrachowywałem czas mający upłynąć do powrotu na łono rodziny, ale prędzej jak w trzy miesiące, do swoich dostać się nie było podobna!
Przez Tunin przejeżdżając wstąpiłem do doktora, z którym poznajomiłem się był w Turyńsku; serdeczne jego i sprawnika przyjęcie zabrało mi dzień cały. W ogólności, ludzkość i gościnność jest tu najpowszechniejszą cnotą, z równą ona objawia się siłą w chacie ubogiego wieśniaka i mieszkaniach bogatych; niema prawie wyjątków.
Tatarowie nawet, przez których wioski przejeżdżaliśmy, dawali dowody tej cnoty. Mylne mieliśmy pojęcia o mieszkańcach tutejszych, wystawując ich sobie dzikiemi i nieużytemi; mogło to być dawniej charakterem pierwszych tej ziemi osadników, ale dziś całkiem inaczej. Mieszkańcy Sybiru dzielą się na rossyjskich, jeszcze za Iwana Bazylewicza, Groźnym zwanego, zamieszkałych tu, i później tu już zsyłanych i osiedlonych; jakoteż autochtonów. Panujący ten, opierając się podbojami swemi o królestwa Astrachańskie i Kazańskie, nową dla Rossyi zdobył
Amerykę. Tu znaleźli Rossyanie złoto, srebro, miedź, żelazo, kamienie drogie, futra kosztowne. Jeden zbieg z wojsk cesarza nazwany Jermak, stanąwszy na czele zebranej drużyny, podbił dla siebie Carstwo Tobolskie; czując jednak, że się sam nie utrzyma, listem prosił o przebaczenie posyłając łupy Tatarskie Iwanowi Bazylewiczowi. Udarowany został pałaszem i wodzem mianowany, ale przy zdobyciu Tobolska, gdy wojsko na płytach szykował, w Irtyszu w rzekę Tobol wpadającym, z tratwy skacząc utonął. Pamięć tego bohatera dotąd jest w Sybirze szanowaną, i corocznie w dnie zaduszue, odprawia się zań nabożeństwo.
Porównywając powszechną prawie ciemnotę tutejszych mieszkańców z właściwą im prostotą i łagodnością obyczajów, wyznaćby potrzeba, że oświata nie wielki wpływ wywiera na uobyczajenie człowieka; lub jeśli tu zachodzi wyjątek szczególny, mieszkańca Syberyi postawić potrzeba w tym względzie obok najucywilizowańszych narodów. Sposób życia spokojny, w towarzystwie uprzejmość, dla nieznajomych ludzkość, wsparcie dla biednych, przyjaźń połączona z otwartością, najlepiej cechują obyczaje i charakter narodów tu zamieszkałych. Powszechnem jest przysłowiem: – Jak ci nie wstyd robić to lub mówić? (Kak tiebie nie stydno)?
Tych wyrazów używają i do dzieci, chcąc w nich zaszczepić uczucie wstydu uczciwego; w społeczeństwie z równemi sobie często się to także odzywa i świadczy dobrze o szlachetnych dążeniach narodu tego.
Przez czas pobytu mojego w Turyńsku, więzienia i policya były całkiem puste. W całym zaś powiecie o dwóch tylko obwinionych słyszałem: jednym Saburowie, rodem z innej prowincyi, który wypuszczony z wojska przybył tu na posielenie i zaprosiwszy do siebie dwóch tatarów wierzycielów swoich, miał ich zabić, drugim młodym człowieku, który swego sąsiada podpalił. Ostatni był sądzony na knuty.
Złodziejstwa między mieszkańcami Syberyi prawie się nie trafiają; występek ten jeśli się zdarzy, to chyba z powodu zesłanych na posielenie, których tu co roku znaczna liczba przybywa, sądzonych na katorhę, to jest do robót w kopalni. Wysileni ciężką pracą i chorzy, pospolicie po nie – jakim czasie wypuszczani na wolność, żyją z jałmużny w łańcuchach gór Uralskich ciągnących się do Chin. Natura wysiliła się tu na zgromadzenie wszelkiego rodzaju bogactw, niezliczone są rudnie nie tylko skarbowe, ale i prywatne panów rossyjskich, Strogonowych, Demidowych i innych.
We wszystkich tych rudniach pracują skazani na robotę, dostając dziennie po dwie kopiejki. Miasto Ekaterynburg przeznaczone zarazem na skład droższych kruszców i kamieni i na ich obrabianie. Tu przy wielkim stawie z groblą murowaną, w kuźniach kamiennych złoto i srebro przelewają na szyny; i tak przerobiony kruszec do Petersburga się odsyła, w porze zimowej, z pomocą koni pocztowych i obywatelskich. Wyprawy te zowią się serebranką; myśmy w naszej podróży zimowej uciekali od nich, gdyż spotkawszy je, koni dostać nie mogliśmy po stacyach, zwłaszcza gdy drugi transport nierównie większy z Nerczyńska z gubernii Irkutskiej o werst 5, 000 od Tobolska położonego z pierwszym się połączył. Ponieważ żyły złote nie tak łatwo się znajdują, biorą więc ziemię zmięszaną z kruszcem złote proszki w sobie mającym, przysypują do tego piasku, kładną tę mięszaninę w naczynia gliniane, polewają często wodą i bełcą. Złoto jako cięższe opada na dno, wtenczas osad wierzchni odrzuciwszy, znajdują pod spodem żądany kruszec.
Przy tym transporcie wysyłają się także drogie kamienie z obłasti czyli wielkorządztwa Ekaterynburgskiego, dobywane w górach Uralskich i tamże oszlifowane. Składają się one w szuflady materyami bawełnianemi i jedwabnemi wyklejane, rozdzielając na różne rodzaje. Jedne przeznaczone są na tabakierki, inne na pierścionki, pieczątki, dewizki, zapinki i kolczyki. Osobno odkładają się inne, które użyć się mogą do orderów, podobieństwo mające do rubinów, szmaragdów i chryzolitów. Są niektóre mające po sobie żyłki złote, w ogóle póki to nieoszlifowane in crudo , niekształtne i brzydkie.
Widziałem to wszystko przygotowane do wyprawy petersburgskiej u dyrektora tej fabryki pana Rozderyszyna, który posłyszawszy o moim przejeździe, wraz z kolegą podróży mojej panem Polkowskim, zaprosił nas na obiad. Towarzysz mój został dla straży naszych rzeczy, w których nie małe miewaliśmy szkody po stacyach – szczególniej żal mi było skradzionej suczyny i kotki sybirskiej. Pan dyrektor darował mi kilka kamieni, z których później pamiątki przyjaciołóm moim w kraju porobiłem, jeden tylko szafir został mi w pierścieniu.
Można też było u jubilerów tutejszych zrobić nie drogo piękny zbiór kamieni, ale mając jeszcze przeszło 3, 000 werst do przebycia z kassą dosyć szczupłą, nie mogłem na to szafować.
W dzień imienin jest tu zwyczajem, jak u nas, że się sąsiedzi schodzą sami z powinszowaniami, albo zapraszani bywają przez gospodarza. Jeśli przyjdą zrana, zastają stół zastawiony zakąskami, w dnie mięsne dają gęś nadziewaną, albo pieczeń pokrajaną, źwierzynę i pasztet po tutejszemu zwany pirogiem… W dnie postne zastawiają wielki pirog nadziany wątrobą jesiotra, kawiorem, lub wybornemi rybami, sterletem i t… p. Niekiedy są także na talerzach rodzynki, migdały i figi, ale te bardziej służą do ozdoby stołu, i dobry ton dozwala ich ledwie pokosztować, gdyż owoce te przywożone zdaleka są drogie i rzadkie. Jeśli się trafią, również Europejskie gruszki (tych nawet nie widziałem) lub, co częściej, jabłka, dzielą się niemi po kawaląteczku jak osobliwością. Zabawy tutejsze są dosyć smętne; płcie pospolicie rozłączają się w nich, między mężczyzn roznoszą tyle kubków z wódką ile jest osób, a po spełnieniu ich następuje obnoszenie na nowo tego trunku; co się i po trzy razy powtarza. Każdy wypiwszy swój kubek bierze stojąc zakąskę, po czem siadają.
Po kilkakrotnem wychyleniu kubków wszczyna się szmer i różne obojętne rozmowy lub żarciki następują, z wszelkiej jednak przyzwoitości zachowaniem. Gospodyni domu osobno damy częstuje czajem, a niektóre i bez cukru go piją. Do kawy nie mają gustu. Herbatę powszechnie robią na stołach w samowarach, na które się wysadzają co do kształtu i kruszcu, bogatsi mają te naczynia i czajniki srebrne.
Herbatę najwyborniejszą dostają z Chin, w buteleczkach czarnych z figurkami, ale ta rzadka i droga.
Taką mi darował dla osobliwości w Tobolsku vice-gubernator, przydając, iż podobną sam cesarz Chiński zwykł pijać. Po pierwszej filiżance czaju, następuje pończ, i ten trunek piją już do rozejścia, rzadko go robią z arakiem, najczęściej z wódką.
Nalewki rozmaite mają i dobre, to jest owoce europejskie nalewane winem prawdziwem, wódką albo arakiem. Orzechów obfitość, kształt ich i smak całkiem się różnią od naszych. Cedry Syberyjskie rodzą szyszki, podobne do sosnowych, a w tych znajdują się drobne orzeszki, delikatną odziane łupinką. Smak ich nie jest zły, używane są jednak w towarzystwie bardziej dla zabawy rąk niż dla przyjemności gęby. Gdy nadejdzie chwila opuszczenia domu, kobiety najpierwej wychodzą, nigdy przez mężczyzn niewyprowadzane, a nawet przez mężów, chociaż wschody w każdym prawie domu wymagają tej usługi. Odchodząc kobiety żegnają całe towarzystwo ukłonem, ale się nie całują, przeprowadza je gospodyni domu. Mężczyźni zawsze bawią dłużej. W najtłumniejszyeh kompanijach, przy największej obfitości trunków, niezdarzyło mi się nigdy być świadkiem swaru lub kłótni. W razie gdy się na to zanosi, horodniczy lub sprawnik, czy inna jaka rządowa osoba, wcześnem pośrednictwem gorszym następstwom zapobiegać powinna.
Obiady wielkie rzadko się tu trafiają, zaproszonym w takim razie nie braknie jadła, ale mało w niem smaku. Wielcy nawet panowie nie trzymają kucharzów, ale mają kobiety kucharki, a gotowanych potraw same gospodynie kosztują. Najwięcej do tego wprawiają włościanki poddane, które się tu zowią powarkami. Po większej części, w piecach zalepionych jak u nas żydzi zwykli, jedzenie gotują. Gęś pieczona lub indyk, w pomniejszych domach po całych tygodniach trwa na stołach.
Wesela lub zapusty tak czasem obchodzą, że mężczyzni z kobietami wspólnie bawić się mogą, ale i tu krajowy zwyczaj mieć chce, że połączone płcie w jednej sali, oddzielają się obierając sobie jedną stronę, i mężczyzni między sobą, kobiety osobno tańcują. Jeden tylko widziałem krajowy jakiś taniec w używaniu, w którym dosyć zręcznie nogami przebierają.
Skromność jest pierwszą tych zabaw zaletą; nigdy młodzieniec niema przystępu do swojej ulubionej, widuje ją tylko zdaleka na nabożeństwie. Galą wiadomość obyczajów, talentów, przymiotów, majątku czerpie od sąsiadów, wypytując się ich o to wszystko co się panny tyczy. Nareszcie przez swatów myśl swoją rodzicom odkrywa, a gdy zostanie przyjęty, wolno mu z panną widywać się i bawić przy rodzicach jej. Po szlubnych ceremonijach, które najczęściej w cerkwiach odbywają się publicznie, przy wprowadzeniu małżonki do domu rodziców, spotkani przez nich nowożeńcy, odbierają obraz na znak błogosławieństwa. Na ten koniec rodzice mający dzieci wcześnie się zasposabiają w obrazy oprawne w srebro, sztucznie wyrabiane i pozłacane. Ściany mieszkań są pospolicie gęsto takiemi obrazami pozawieszane, którym każdy przychodzący winien oddać pokłon i przeżegnać się przed niemi. W niebytności gospodarza domu, chociażby kto miał interesa, nie może wnijść do pokoju, który jest zamknięty, póki nie zapuka. Wtenczas wychodzi służący i oznajmuje, że niema gospodarza, lub gospodyni sama czyni to, przezedrzwi. Powinnością jest wrócić, wypytawszy o czasie, w którym jest spodziewany.
W cerkwiach, mówiłem już z jaką pobożnością i uszanowaniem zachowują się wszyscy. Przy nich mieszkają zwykle ci, którym straż jest polecona, w ocieplonych opalanych izbach na boku. Wieże mnóstwem dzwonów są napełnione dobranych tonami, na których dzwoniąc na nabożeństwo, jeden a najwięcej dwóch dzwonników wygrywają różne melodye za pomocą sznurów do rąk łokcia i nogi poprzywiązywanych. Wosk tu bardzo drogi, pszczół bowiem w ulach niema, miód tylko przaśny z Europy bywa dowożony, i ten w jednej jest prawie z cukrem cenie; ale niedostatek wosku nie wpływa wcale na oszczędzenie światła, które bardzo rzęsisto zapalają przy nabożeństwach. W dnie zaduszne, każdy przychodzący do cerkwi musi mieć w ręku świecę zapaloną woskową, toż samo przy pogrzebach i w wielkie święta. Posty tak obchodzą ściśle, że niektórzy przez cały wielki post od ryby się nawet wstrzymują, na pożywienie używając tylko jarzyn i chleba; ostatnie trzy dni zupełnie nic nie jedzą.
Względem ubogich niema granie szczodrobliwości; wchodząc i wychodząc z kościoła zwykli dopełniać rozdawania jałmużny; oprócz tego, dom każdego mieszkańca jest pewnym zawsze dla ubogiego przytułkiem.
Wyżej się powiedziało, że święta najuroczystsze razem z religijnym ich obchodem, do południa tylko zajmują nabożeństwem; resztę dnia zwyczajem jest i zabawie i pracy nawet poświęcać. Kobiety piorą bieliznę. W tej robocie tak są wytrwałe, że największy mróz ich nieodstręcza. Dzieci także zawczasu do wytrwania na zimno przywykają. Niewiasty wystawione tak często na chłód przejmujący, winne mu są zapewna to zdrowie, czerstwość i świeżość, jakiemi się odznaczają.
W domach swoich mają po dwa pipce, ale uzbrajanie się jak najstaranniejsze od mrozów, nie zapobiega nigdy marznieniu okien, które są zawsze lodem pokryte. Ten pospolicie tak bywa gruby, że dla zobaczenia czegokolwiek, potrzeba palcem rozgrzewać i robić otwór na pół cala głęboki. Dla niedostatku hut, szkła są drogie, u uboższych miejsce ich zastępują pęcherze, bogatsi mają szyby z przezroczystego kamienia (miki), który daje się łupać na listki, ale tafelki te wązkie i w ołów oprawiać się muszą.
Prócz łatwego sposobu do życia ze szczodrobliwości zwykłej mieszkańców, przybywający tu z Europy, mogą mieć zysk z pracy własnej i umiejętności. Nauki i kunszta powszechnie są szacowane, a umiejący obce języki, rysunek, muzykę, mogą wychowując dzieci dobrą zarobić płacę. Współtowarzysz mój, dawny przeor, dziś prowincyał, ksiądz Silicz, z rysunku miał dochód dość znaczny. Na wesele pana Tarczaninowa wyrysował stosowne godła, za które ofiarowano mu sto rubli assygnacyjnych.
Drugą część mieszkańców Syberyi składają Tatarowie, nazwiska ich hord wymieniłem już wyżej. Mieszkaniem ich są narty, to jest budy pokryte grubemi lamcami z wełny tutejszych owiec. W tych budach całe pędzą życie, tu jeść gotują w kotle, z którego nigdy reszty dawniejszego waru wyrzucać się nie godzi… Większa ich część dotąd rekrutów nie daje, i podatków jeszcze nie opłaca; liczba ich nawet nie jest dokładnie rządowi wiadoma, z powodu rozległości lasów, w których się kryją. Rządzeni przez swoich kniaziów, dzielą się na różne pokolenia, podlegają ich władzy sądowniczej i im podatek w sobolach, popielicach i innych futrach składają.
Łowienie soboli jest rzeczą ciekawą: zima, która tu trwa dziewięć miesięcy najprzyzwoitszą ku temu jest porą, a pies niezbędnym pomocnikiem do tych łowów. On siedzącego na drzewie sobola, który jest wielkości kota, przewącha zdaleka. Wtenczas myśliwy przypatruje się, dopatrzy i wypuszcza strzałę z łuku, ażeby hukiem ognistej strzelby nie popłoszyć innych w blizkości znajdujących się soboli. Trafia się wszakże, że i ze strzelbą już to polowanie odbywają. Z zabitego sobola zdarta skóra idzie do torby, a mięso surowe żywi myśliwca i psa razem. Noce przepędzają oni wraz ze psami w lesie na grubych wojłokach. Zdaje się rzeczą nie do wiary, żeby nigdy przy tak straszliwych mrozach ognia nie rozniecali, przecież to rzecz pewna, ie się bez niego obchodzą. Niezmierne zaspy śniegowe, któreby odgrzebywać było potrzeba dla rozpalenia ognia, czynią niepodobnem prawie rozgrzanie w ten sposób. Żywności też ugotowanej nigdy mieć nie mogą; wynoszą tylko z sobą tyle rybiego chleba ile go spotrzebować mają przez zimę, a ten wraz z mięsem sobola, stanowi pożywienie tatara. Po ukończeniu polowania obciężeni skórami, w powrócie do swych nart nie mają innego przewodnika wśród tak wielkich lasów, nad gwiazdy nocą, a w dzień znaki po drzewach. Całą tę podróż swoją odbywają na rodzaju łyżw sankowych. Powszechnie końcem polowania jest czas, gdy śniegi topnieć zaczynają, wtenczas co najprędzej śpieszą do domu, aby w mięknących zaspach nic utonąć. Dowodem obfitości śniegów jest kilkakrotne ich przez zimę zmiatanie z dachów, gdyby nie to, najmocniejsze rusztowanie musiałoby się pod ciężarem jego obalić. Z traktu, chociaż na gościńcach pocztowych jest obszerny, zwrócić niepodobna bez nieuchronnego narażenia się na zagrzebanie w zaspach i sumiotach.
Tatarowie odleglejsi od kałmyckich plemion, mają fizyognomie polskich tatarów; strój ich wierzchni krótki, czapeczki na głowach noszą czerwone.
W domowem pożyciu jest to naród spokojny i skromny, czy ich poczytamy za gałęź tej Ordy, która przez tyle wieków kłóciła spokój Chińczyków i w dzisiejszej dynastyi panującej króluje niezmiernemu krajowi, czy za potomków owych Tatarów co uniżyli dumę Bajazeta, dzisiejsi porównani z tamtemi dziwnie się od nich różnią, brak im tego ducha wojennego, tej buty, która wygania z domowej zaciszy dla sławy i podbojów. Zdaje się, że nie mogą być dziećmi naddziadów tak sławnych pod Tamerlanem i Dżienghiskhanem. Lubo jednak skromni i spokojni, przecież młodzież ich często wypada na trakty dla obdzierania podróżnych. Skarga zaniesiona przed ich wybornego czyli kapłana, powraca szkodę, czego sam na sobie doświadczyłem.
Niewiasty nie są u nich tak ściśle jak u Turków utrzymywane, mają wolność chodzenia po wsiach i rozmawiania z mężczyznami.
Przejeżdżających wpuszczają do domów swoich, a że języka rossyjskiego mało jeszcze rozumieją, dla tego przy pocztach są tłómacze i zwoszczycy ich językiem mówiący. Meczety ich bez wież, o dachu tylko wzniesionym wysoko z galeryą.
Strój kobiet jest dowodem, że próżność i chęć podobania się na całym świecie panują słabszej półowie rodu ludzkiego; całe czoło ozdabiają blaszkami kruszcowemi, dużemi jak półzłotówki, na głowie noszą też haftowane czapeczki. Znakiem niewiasty zamężnej jest warkocz z cudzych zapewne włosów przypięty i niżej pasa spadający, w pośrodku klamrą zaciśniony. Wszystkie noszą spodnie odzienie od wierzchniego dłuższe. Świeżo za mąż wyszłe ubierają się w kaszkiety jakieś z piórami na głowę. W ogólności fizjognomie ich są dosyć przyjemne; mężczyzni na zimę noszą po kilka futer, wierzchni ubior nakształt sukni kobiecej uszyty i wywrócony szerścią do góry, takąż czapkę i rękawice, co ich zdaleka czyni podobniejszemi do niedźwiedzi niż do ludzi. W niektórych osadach zaprowadzono religię chrześcijańską, i wioski te na czas pewien od podatku są uwolnione. Zostawione w każdej chacie obrazy święte na deszczułkach malowane, często później Tatary obojętnie na pokrywy do garnków obracają, co na moje oczy widziałem, gorliwe tylko apostołowanie i nieustanna piecza mogłyby ich trwale nawrócić.
Nie brak starania, ale niedosyć jeszcze miano czasu by na tę dzicz podziałać. Dzieci różnych ord tatarskich brane bywają do seminaryów i szkółek krajowych dla nauki, ale tych wiele być nie może, a wychodzący ztąd z lepszem usposobieniem, najczęściej użyci zostają do posług rządowych.
Pożywieniem Tatarów jest mięso zwierząt, ryby i chleb z mąki rybiej; więcej ku południowi posunięci mogą mieć chleb żytni do tego, ale północniejszyni zupełnie na nim zbywa. Mieszkańcy Syberyi nie jedzą zajęcy, mając je za rodzaj kotów; chrześcijanie także przez poszanowanie dla Ducha Świętego, którego gołąb jest symbolem, ptastwa tego nie tykają.
Mieszczanie są bogaci, handlują najwięcej sobolami i wszelkiem innym futrem, bawełnianemi i jedwabnemi towarami, które im Baszkiry i Kirgisy z Chin przywożą, podróż odbywając na ujuczonych wielbłądach przez kilkanaście dni pustych stepów, w których wody nawet braknie. Towar ten dostawiają na juchtę czyli jarmark do granicy w miejsce umówione, i tu bez pośrednictwa żadnej monety przedaż się odbywa sposobem zamiany. Mój gospodarz Sachanow, woził na ten targ skóry czerwone i żółto wyprawne, a za nie przywiózł bawełny i jedwabiu.
Tatarowie często wykradają łudzi nadgranicznych, którym nożem nasiekłszy podeszwy, wiozą ujuczonych na wielbłądach i w głąb kraju Sprzedają. Niekiedy kupcy biorą za tutejsze towary od Chińczyków srebro, mające u nas wartość monety; są to czworograny lane, kilkadziesiąt rubli wartości mające, bez cech i herbów, literami tylko chińskiemi oznaczone.
W Berezowie pod samym prawie biegunem położonym, gdzie natura roślinom niedozwala się utrzymać, karmią się ludzie najwięcej rybami i mięsem z reniferów, które tu stadami utrzymują. Działyński, który tam przebywał, miał już kilkanaście swoich reniferów i od nich przypłodek. Pisząc do mnie przez kupców handlujących skórami i jesiotrami użalał się, że mu niedźwiedzie wielką szkodę w stadzie czynią, przysłał mi nawet skórę jedną, którą z sobą do domu przywiozłem. Miewał on w Tobolsku o tysiąc wiorst dowożoną mąkę, do tej zaś z własnego stada masło i ser, którego robieniem trudniła się niewolnica z Tobolska do posług mu dana. Płacąc wdzięcznością jej usługę, w czasie gdy później wybrany został delegatem na koronacyą Cesarza Pawia Igo na miejscu Olizara, wyrobił dla niej uwolnienie przez księcia Eurakina, i na przejazd jej do kraju przesłał pieniądze. Po śmierci nieodżałowanego tego rnęża, kobieta powróciła do Moskwy, miejsca, zkąd wprzód dekretowaną była na Syberyą.
Zimna tu są takie, że latem ziemia się ledwie na pół arszyna rozmarza, i gdy w Egipcie sztuka, tu w Syberyi natura sama robi mumije.
W opisaniu pobieżnem tego kraju, strzegłem się stronności i przesady, ażeby do siebie nie dać zastosować przysłowia francuzkiego: a beau mentir qui vient de loin. Pędząc życie smutku i goryczy pełne w tym kraju, starałem się by uczucia osobiste nic na sąd o nim nie wpływały. Z drugiej strony trudno mi było widzieć go pięknym; dla wędrownika przechodzącego z południa na północ, zaraz za Wołgą step i pustynia odarta ze wszystkich darów natury się poczyna. Dwa razy będąc w Wiedniu, przejeżdża – iąc pmz Tyrol, bawiąc kilka miesięcy w Wenecyi dla widzenia wspanialej ceremonii zaślubienia morza, nakoniec pięć lat mieszkając w ojczyźnie Cycerona, Scypionów, Katona, możnaż mi było pokochać te lody i śniegi??
Przybyłem do Tobolska, a dopytawszy się o dom księdza Kulikowskiego, który mieszkał z dwoma dawniej przybyłemi Polakami, zastałem już u niego księdza Silicza, i razem z nim stanąłem u sędziego powiatowego.
Pierwszą naszą czynnością było stawienie się przed panem Tołstoj, jako gubernatorem i zastępcą namiestnika, namiestnik bowiem permski i tobolski umarł w Tuminie, rażony apopleksyą. Vice-Gubernatorem był nowo przybyły pan Koszelow. Musieliśmy się tu cztery tygodnie zatrzymać oczekując na hrabiego Działyńskiego, o tysiąc kilkadziesiąt wiorst oddalonego, jakoteż na Salomonowicza, o siedemset mieszkającego. Przez cały ten czas nigdyśmy u siebie obiadu nie jedli; ludzkość i gościnność tutejszych urzędników i obywateli ubiegała się o przyjęcie nas u siebie; parę razy byliśmy także u księdza archiereja, na którego celebrze znajdowałem się.
Sowietnik Mielnikow, ktory nas w rządzie pozapisywał i pasporta nam wydawał, do tego stopnia był dla nas litościwy i uczynny, że nie tylko sani z własnej kieszeni niektórych pieniędzmi opatrzył, ale się składką na ten cel zatrudnił. Tym sposobem każdy, oprócz Działyńskiego i mnie, został przyzwoicie opatrzonym na tę daleką podróż. Rosensas, dyrektor Ekonomii, przyjmował nas w swoim domu uprzejmie, i Działyńskiemu na drogę pieniędzy pożyczył, a on w części użył ich na wsparcie biedniejszych wygnańców. Miło mi tu wspomnieć te czyny pełne serca i miłości chrześcijańskiej, choć cnota nagradza się w samem swem źródle, wewnętrznem uspokojeniem się i pociechą jaką sprawia, winniśmy dodać jej blasku, gdyśmy się jej dotknęli i poznali ją.
Nie umiem nic powiedzieć o Tobolsku i jego pięknościach, bo prócz pałacu gubernatora i kilku kościołów, w których bywaliśmy, niecśmy z resztą obaczyć nie mogli dla nieznośnych mrozów, które tu około 26 stycznia tak były wielkie, że wylana ze szklanki woda, lodem na ziemię spadała.
Miałem tu zręczność rozmawiać po włosku z panem Selifontowem niegdyś posłem we Włoszech, a teraz tło Irkutska na gubernatora przysłanym, który nas wzywał kilka razy do siebie i gościnnie przyjmował.
Tobolsk napełniony był cudzoziemcami, niemcami i włochami zesłanemi na wygnanie; włoch piętnowany był antreprenerem teatru.
Żaden z wygnanych tu nie pobierał pensyi, sposobem do życia jest litość obywateli lub własny przemysł i praca. Jeśli który z nich grunt bierze, dają mu ze skarbu krowę, parę wołów lub konia i nieco pieniędzy na zaprowadzenie gospodarstwa.
Mówiłem wyżej, że przyczyną naszego zatrzymania się w Tobolsku było oczekiwanie na Działyńskiego; z Berezowa nie mógł nadjechać tak prędko dla wielkich śniegów, i trudno mu było dostać tyle furmanek ile ich pod rzeczy potrzebował. Jelenie lub psy służą tu na pocztach w miejscu koni. Psy używane są sybirskie nie wielkie, ale na mocnych nogach i dobrze zbudowane, przywykły ze stacyi do stacyi kierować się same. Uprząż na nich lekka, wprzęgają po cztery lub sześć do sanek. Widziałem sam w Tobolsku, jak chłopak z dolnego na górne miasto wiózł pod górę beczkę wody, sam siedząc na saniach, dwoma tylko psami. Konieczną ostrożnością jest przywiązać się do sanek, bo w przypadku wywrotu, podróżny wypada, i na pustym stepie zmarznąć lub łupem zwierza stać się musi. Psy utrzymywane są lejcami, te jednak nie służą ani do nadania kierunku, ani do zahamowania ich, osobliwie gdy lisa lub zająca postrzega. Naówczas zapominają o obowiązku i puszczają się w gonitwę za zwierzem. W takim razie dla naprostowania na drogę, rzucają się przed psy przygotowane na ten cel kije, a gdy i to nie pomaga, zapuszcza się w śnieg grot żelazny głęboko i tak zastanawia ekwipaż