Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki jenerała Józefa Szymanowskiego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki jenerała Józefa Szymanowskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 307 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PA­MIĘT­NI­KI JE­NE­RA­ŁA JÓ­ZE­FA SZY­MA­NOW­SKIE­GO

wy­dał

Sta­ni­sław Schnür-Pe­płow­ski

WE LWO­WIE

NA­KŁA­DEM RO­DZI­NY JE­NE­RA­ŁA

W KO­MI­SIE KSIĘ­GAR­NI H. AL­TEN­BER­GA

1898

Z DRU­KAR­NI E. WI­NIA­RZA WE LWO­WIE

Szy­ma­now­scy, her­bu Śle­pow­ron, za­li­cza­ją się do ro­dzin zda­wien daw­na osia­dłych na Ma­zow­szu.

Mar­cin Szy­ma­now­ski, sę­dzia so­ha­czew­ski, jako po­seł z Raw­skie­go, pod­pi­sał akt unii lu­bel­skiej, lecz po­tom­ko­wie jego nie kwa­pi­li się z wy­stą­pie­niem na szer­szą wi­dow­nię pu­blicz­ną, po­prze­sta­jąc na ziem­skich urzę­dach. Do­pie­ro Ma­ciej Mi­chał Szy­ma­now­ski, kasz­te­lan raw­ski, se­na­tor­ską god­no­ścią do­dał bla­sku swe­mu ro­do­wi, zaś z czte­rech sy­nów kasz­te­la­na, star­szy Do­mi­nik pia­sto­wał waż­ny urząd re­jen­ta me­try­ki ko­ron­nej, pod­czas gdy młod­szy od nie­go Jó­zef, znacz­nym w swo­im cza­sie jako po­eta cie­szył się roz­gło­sem. Sy­nem Do­mi­ni­ka był Jó­zef Szy­ma­now­ski, uro­dzo­ny w roku 1779. Wy­cho­wa­nek war­szaw­skie­go kor­pu­su ka­de­tów, opu­ścił pod­czas in­sur­rek­cyi ko­ściusz­kow­skiej szko­łę ry­cer­ską i bez wie­dzy ro­dzi­ców za­cią­gnął się jako ochot­nik do sze­re­gów woj­ska na­ro­do­we­go. Przy­dzie­lo­ny do szta­bu je­ne­ra­ła Igna­ce­go Ka­mień­skie­go, prze­był pod jego roz­ka­za­mi ob­lę­że­nie War­sza­wy przez sprzy­mie­rzo­ne woj­ska ro­syj­sko-pru­skie, a po upad­ku re­wo­lu­cyi osiadł na oj­czy­stym za­go­nie w Grą­dach, uzu­peł­nia­jąc swe wy­kształ­ce­nie czę­ste­mi wy­ciecz­ka­mi za­gra­ni­cę. W roku 1806 je­den z pierw­szych zna­lazł się Szy­ma­now­ski pod zwy­cię­ski­mi zna­ka­mi Na­po­le­ona i za­li­czo­ny do szta­bu trze­cie­go kor­pu­su mar­szał­ka Da­vo­usta w cha­rak­te­rze ad­ju­tan­ta, zna­lazł spo­sob­ność do zwró­ce­nia na sie­bie uwa­gi ce­sa­rza. Gdy bo­wiem pod Po­mie­cho­wem, pod­czas prze­pra­wy przez Wkrę, nie­przy­ja­ciel zaj­mo­wał brzeg prze­ciw­le­gły. Szy­ma­now­ski z po­rucz­ni­kiem Zie­mięc­kim, wsko­czy­li pierw­si do ło­dzi i prze­że­gnaw­szy się zna­kiem krzy­ża świę­te­go, do­sta­li się szczę­śli­wie na dru­gą stro­nę rze­ki. Ce­sarz uj­rzaw­szy ten czyn śmia­ły mło­dych ofi­ce­rów, rzekł z wi­docz­nem za­do­wo­le­niem:

– To do­brze, do­brzy chrze­ścia­nie są do­bry­mi żoł­nie­rza­mi!

Pod pru­ską Iła­wą, (Preus­sisch Eu­lau), kon­tu­zy­ono­wa­ny, po­spie­szył wszak­że bez zwło­ki pod blo­ko­wa­ny przez na­sze woj­ska Gru­dziądz, wal­cząc męż­nie w sze­re­gach świe­żo sfor­mo­wa­ne­go, dru­gie­go puł­ku pie­sze­go i po­wo­ła­ny po­now­nie do służ­by przy szta­bie mar­szał­ka Da­vo­usta, opu­ścił ją w roku 1809 w stop­niu sze­fa ba­ta­lio­nu. Kam­pa­nia ów­cze­sna przy­nio­sła Szy­ma­now­skie­mu le­gię ho­no­ro­wą, za wa­lecz­ność oka­za­ną przy wzię­ciu Re­gens­bur­ga, (d. 24 kwiet­nia 1809), pod­czas gdy już w roku 1807 otrzy­mał nie­ustra­szo­ny żoł­nierz krzyż pol­ski vir­tu­ti mi­li­ta­ri. Był tez Szy­ma­now­ski w ogniu pod Aspern i pod Wa­gram, a w stop­niu gro­sma­jo­ra po­wró­cił w roku 1810 do kra­ju. Pa­mięt­na wy­pra­wa dwu­na­ste­go roku za­sta­ła go na sta­no­wi­sku pod­puł­kow­ni­ka, a jak­kol­wiek ła­two mógł po­zo­stać w kra­ju w cha­rak­te­rze or­ga­ni­za­to­ra za­kła­dów puł­ko­wych, to mi­mo­to po­sta­rał się o do­wódz­two pierw­sze­go od­dzia­łu po­sił­ko­we­go, wy­sy­ła­ne­go na li­nię bo­jo­wą. Ko­men­da to była wiel­ce uciąż­li­wa, gdyż oprócz świe­żo w la­za­re­tach wy­go­jo­nych re­kon­wa­le­scen­tów, przy­dzie­lo­no do od­dzia­łu Szy­ma­now­skie­go żoł­nie­rzy róż­nej bro­ni oraz na­ro­do­wo­ści, po­wra­ca­ją­cych do wła­snych kor­pu­sów, tu­dzież licz­ny, cięż­ki ta­bor. Nad­to sprzecz­ne, a czę­sto­kroć nie­wy­ko­nal­ne roz­ka­zy, ja­kie Szy­ma­now­ski od­bie­rał, tu­dzież prze­waż­ne siły nie­przy­ja­ciel­skie, z ja­kie­mi po dro­dze przy­cho­dzi­ło mu się mie­rzyć, były po­wo­dem, iż nie bez strat znacz­nych uda­ło się do­świad­czo­ne­mu wo­jow­ni­ko­wi do­trzeć pod Bo­ry­so­wem do dy­wi­zyi Dą­brow­skie­go. W krwa­wej wy­pra­wie nad Be­re­zy­ną, do­wo­dził Szy­ma­now­ski garst­ką nie­do­bit­ków jaka jesz­cze z dru­gie­go puł­ku pie­cho­ty przy ży­ciu po­zo­sta­ła, ale i z tą garst­ką zdo­łał on oca­lić pod Oli­wą park pol­skiej ar­ty­le­ryi, za­gro­żo­ny przez ści­ga­ją­ce ar­mię na­po­le­oń­ską ko­lum­ny ro­syj­skie. Wi­dząc bo­wiem, że wy­cień­czo­ne i roz­ku­te ko­nie po­cią­go­we nio zdo­ła­ją wcią­gnąć dzia­ła na śli­skie a stro­me wzgó­rze, Szy­ma­now­ski pierw­szy rzu­cił się do kół i sam po­czął je po­py­chać. Za przy­kła­dem ko­men­dan­ta po­szła wia­ra – i dzia­ła oca­lo­no. Bił się jesz­cze Szy­ma­now­ski z na­stę­pu­ją­cy­mi co­raz­to na­tar­czy­wiej Ro­sy­ana­mi pod Ka­li­szem, a uzu­peł­niw­szy ka­dry dru­gie­go puł­ku świe­żo za­cięż­nym żoł­nie­rzem, któ­re­go mu do­sła­no do Dus­sel­dor­fu, za­mia­no­wa­ny zo­stał puł­kow­ni­kiem, by po­dzie­lać od­tąd losy pol­skiej dy­wi­zyi Dą­brow­skie­go.

Pod­czas chwi­lo­we­go za­wie­sze­nia bro­ni, w lip­cu t… r. Na­po­le­on przy­był do Lip­ska i za­rzą­dził prze­gląd ca­łej dy­wi­zyi. Ber­tier, ks. d'Avi­gny i Dą­brow­ski, mu­sie­li wów­czas usły­szeć nie­jed­ną cierp­ką uwa­gę z ust zch­mu­rzo­ne­go wład­cy i tyl­ko Szy­ma­now­skie­mu uda­ło się chwi­lo­wo roz­po­go­dzić gniew­ne ob­li­cze ce­sa­rza. Pod­czas prze­glą­du jego puł­ku zda­rzy­ło się, iż żoł­nie­rze nie dość wpraw­nie osa­dza­li ba­gnet na lu­fie ka­ra­bi­no­wej, czem znie­cier­pli­wio­ny Na­po­le­on za­wo­łał ostro do ko­men­dan­ta:

– Jak­to, więc pan nie na­uczy­łeś na­wet swych żoł­nie­rzy ro­bie­nia bro­nią?

Nie­zmię­sza­ny tem py­ta­niem Szy­ma­now­ski od­parł bez­zwłocz­nie:

– Naj­ja­śniej­szy Pa­nie! Je­że­li żoł­nie­rze moi źle osa­dza­ją ba­gne­ty, to mi­mo­to rę­czę mą oso­bą, iż do ata­ku zło­żą się nimi do­sko­na­le!…

Ce­sarz za­milkł i sta­nąw­szy na cze­le dy­wi­zyi ka­zał jej kil­ka­krot­nie ata­ko­wać ba­gne­tem, po­czem nie­tyl­ko wy­ra­ził Szy­ma­now­skie­mu uzna­nie, lecz ka­zał so­bie przed­sta­wić czte­rech ofi­ce­rów oraz czte­rech sze­re­gow­ców, ce­lem od­zna­cze­nia ich le­gią ho­no­ro­wą.

Wal­czył na­stęp­nie nasz puł­kow­nik w bi­twach pod Wütem­berg, Ro­gan, Ko­swik, Düben, In­ter­bork i w tem ostat­niem spo­tka­niu oca­lił ar­ty­le­ryę mar­szał­ka Neya, po­rzu­co­ną na pa­stwę nie­przy­ja­cie­la przez ucho­dzą­cych z pola wal­ki Fran­cu­zów. Przed­sta­wio­ny za ten czyn do krzy­ża le­gii ho­no­ro­wej, otrzy­mał te za­szczyt­ną od­zna­kę do­pie­ro po bi­twie pod Lip­skiem, w któ­rej to ba­ta­lii nie ustą­pił z pola wal­ki aż do koń­ca, mimo dwóch ran, od­nie­sio­nych w tem krwa­wem spo­tka­niu, by od­zna­czyć się nie­ba­wem w bi­twie pod Ha­nau, (dnia 30 paź­dzier­ni­ka 1813 r.), któ­ra otwo­rzy­ła Na­po­le­ono­wi dro­gę po­wro­tu do Fran­cyi. W Le­Mans, do­kąd się ścią­ga­ły wszyst­kie od­dzia­ły pol­skie, od­cię­te od głów­nej ar­mii, za­sta­ła Szy­ma­now­skie­go wia­do­mość o ka­pi­tu­la­cyi Pa­ry­ża oraz o ab­dy­ka­cyi ce­sar­skiej. Zwo­łał więc Dą­brow­ski do sie­bie wszyst­kich wyż­szych ofi­ce­rów na na­ra­dę, z któ­rej wy­pa­dło, iż Szy­ma­now­ski wraz z So­kol­nic­kim uda­dzą się do Fon­ta­ine­ble­au ce­lem przy­po­mnie­nia Na­po­le­ono­wi, iż woj­sko pol­skie do­peł­ni­ło wo­bec nie­go wszel­kich zo­bo­wią­zań, oraz z proś­bą, o radę, co mu nadal czy­nić wy­pa­da. Zby­ci ogól­ni­ka­mi, uda­li się obaj wy­słan­ni­cy z Fon­ta­ine­ble­au do prze­by­wa­ją­ce­go w Pa­ry­żu cara Alek­san­dra, do­pra­sza­jąc się u nie­go po­zwo­le­nia na po­wrót woj­ska pol­skie­go do oj­czy­zny z bro­nią w ręku i z ho­no­ra­mi woj­sko­wy­mi. Nie­szczę­dził im car naj­po­chleb­niej­szych za­pew­nień, a gdy w ja­kiś czas I póź­niej Szy­ma­now­ski zna­lazł się w Pe­ters­bur­gu, do­znał nad­zwy­czaj przy­chyl­ne­go przy­ję­cia u dwo­ru. Co wię­cej, gdy dnia pew­ne­go, puł­kow­nik jako widz przy­glą­dał się po­pi­som woj­sko­wym w Strel­nej, zbli­żył się do nie­go wiel­ki ksią­że Kon­stan­ty i we­zwał Szy­ma­now­skie­go, by dnia na­stęp­ne­go udał się wraz z nim do cara, ce­lem po­dzię­ko­wa­nia za mia­no­wa­nie go ad­ju­tan­tem. Za­szczy­co­ny tak nie­zwy­kłem od­zna­cze­niem, wy­ra­ził wdzięcz­ność z po­wo­du nie­spo­dzie­wa­nej ła­ski, rów­no­cze­śnie jed­nak oświad­czył, iż nie może z niej ko­rzy­stać tak dłu­go, do­pó­ki nie zo­sta­nie uwol­nio­ny od przy­się­gi wier­no­ści, wy­ko­na­nej kró­lo­wi sa­skie­mu, jako księ­ciu war­szaw­skie­mu. Nic spo­dzie­wał się ta­kiej od­po­wie­dzi brat car­ski i nie omiesz­kał za­uwa­żyć, iż od cza­su jak ist­nie­je car­stwo ro­syj­skie ni­ko­mu nic przy­szło do gło­wy od­ma­wiać ta­kie­go za­szczy­tu oraz, że on nie po­dej­mu­je się przed­sta­wić ca­ro­wi otrzy­ma­nej re­ku­zy…

Mi­mo­to Szy­ma­now­ski nie zmie­nił pier­wot­ne­go po­sta­no­wie­nia, dyk­to­wa­ne­go zresz­tą po­czu­ciem ho­no­ru woj­sko­we­go i za po­śred­nic­twem je­ne­ra­ła Sie­pa­gi­na sta­rał się przed­sta­wić przy­czy­ny swej od­mo­wy Alek­san­dro­wi I. Car, lubo za­cho­wał wo­bec Szy­ma­now­skie­go z (ego po­wo­du ura­zę, nic dał tego po­znać na ra­zie, lecz prze­ciw­nie, ka­zał oświad­czyć puł­kow­ni­ko­wi,iż jak­kol­wiek uwa­ża spra­wę Kró­le­stwa Pol­skie­go jako osta­tecz­nie roz­strzy­gnię­tą, to mi­mo­to nie zo­bo­wią­zu­je go do no­sze­nia car­skiej cy­fry na szli­fach przed za­mknię­ciem Kon­gre­su wie­deń­skie­go i owszem chwa­li jego oględ­ność, wy­pły­wa­ją­cą z pra­wo­ści, wła­ści­wej na­ro­do­wi pol­skie­mu…

Przy no­wej or­ga­ni­za­cyi ar­mii Kró­le­stwa Pol­skie­go

Szy­ma­now­ski, za­mia­no­wa­ny do­wodz­cą puł­ku strzel­ców pie­szych gwar­dyi, cie­szył się zra­zu szcze­gól­niej­szy­mi wzglę­da­mi ka­pry­śne­go w. księ­cia Kon­stan­te­go, ale ry­chło nie­pod­le­głość zda­nia i szcze­rość żoł­nier­ska puł­kow­ni­ka ścią­gnę­ły na nie­go nie­ła­skę ca­re­wi­cza. Lu­bio­ny po­wszech­nie W woj­sku i W to­wa­rzy­stwie war­szaw­skiem, po­dał się Szy­ma­now­ski w roku 1818 do dy­mi­syi, lecz car przy­po­mniał so­bie daw­niej­szą jego no­mi­na­cyę i w cha­rak­te­rze przy­bocz­ne­go ad­ju­tan­ta za­trzy­mał puł­kow­ni­ka na li­ście ofi­ce­rów ar­mii, udzie­la­jąc mu rów­no­cze­śnie nie­ogra­ni­czo­ne­go urlo­pu za­gra­ni­ce. Jako po­wód for­mal­ny tego za­rzą­dze­nia po­słu­ży? stan zdro­wia puł­kow­ni­ka, któ­ry już wów­czas za­pa­dał na do­kucz­li­wą wiel­ce po­da­grę. Zja­wiał się Szy­ma­now­ski w War­sza­wie je­dy­nie pod­czas po­by­tu Alek­san­dra I. w tem mie­ście i już przed upły­wem dwóch lat za­żą­dał zu­peł­ne­go uwol­nie­nia od służ­by, któ­re też otrzy­mał, bez przy­zna­nia stop­nia je­ne­ral­skie­go, słusz­nie mu się na­le­żą­ce­go.

Do­pie­ro po­wsta­nie li­sto­pa­do­we po­wo­ła­ło dziel­ne­go żoł­nie­rza po­now­nie w sze­re­gi na­ro­do­we. Po­wie­rzo­no mu or­ga­ni­za­cyę dzie­więt­na­ste­go puł­ku pie­sze­go i już w lu­tym 1831 r. pierw­szy ba­ta­lion te­goż puł­ku bił się pod Gro­cho­wem. Przy­dzie­lo­ny do dy­wi­zyi Gieł­gu­da, wkra­cza­ją­cej na Li­twę, od­zna­czył się Szy­ma­now­ski pod Raj­gro­dem, (w dniu 29 maja), gdzie Ro­sy­anie pra­gnąc utrzy­mać po­zy­cyę, jako klucz wo­je­wódz­twa au­gu­stow­skie­go, wzgó­rza, pa­nu­ją­ce nad ową miej­sco­wo­ścią, wzmoc­ni­li ba­te­ry­ami oraz czę­sto­ko­ła­mi, bro­nio­ne­mi przez kor­pus sied­mio­ty­sięcz­ny Sac­ke­na. Mi­mo­to Szy­ma­now­ski na cze­le dwóch ba­ta­lio­nów zdo­był most pod Raj­gro­dem i prze­chy­lił sza­lę zwy­cię­stwa na na­szą stro­nę, za co rząd na­ro­do­wy wy­na­gro­dził go stop­niem je­ne­ra­ła bry­ga­dy.

W dniu dzie­sią­tym czerw­ca t… r. cała dy­wi­zyą Gieł­gu­da sta­nę­ła w Kiej­da­nach, wi­ta­na ra­do­śnie po dro­dze przez lud­ność, od­święt­nie przy­bra­ną. W ko­ścio­łach bito we dzwo­ny na przy­ję­cie wojsk na­ro­do­wych, ko­bie­ty rzu­ca­ły im kwia­ty pod nogi, domy miesz­kań­ców sta­ły otwo­rem dla żoł­nie­rzy. Do Kiej­dan przy­by­li głów­niej­si na­czel­ni­cy od­dzia­łów po­wstań­czych, dzia­ła­ją­cych na Li­twie i Żmu­dzi, a zna­lazł się tam rów­nież Chła­pow­ski, któ­ry chwiej­ne­go Gieł­gu­da zdo­łał na po­cze­ka­niu prze­ko­nać, iż los ca­łej wy­pra­wy za­wisł od wzię­cia Wil­na. Sprze­ci­wiał się ener­gicz­nie temu pro­jek­to­wi Dem­biń­ski, wio­dą­cy straż przed­nią wojsk na­ro­do­wych i wy­ka­zy­wał w go­rą­cych sło­wach nie­moż­ność jego wy­ko­na­nia. Po­pie­rał go dziel­ny par­ty­zant żmudz­ki, Sta­nie­wicz, więc na pred­ce zmie­nio­no znów plan ope­ra­cyj­ny i po­sta­no­wio­no nie opusz­czać Żmu­dzi, jeno na za­ję­cie Po­łą­gi oraz w celu oczysz­cze­nia rej czę­ści kra­ju, wy­słać Szy­ma­now­skie­go wraz z dzie­więt­na­stym puł­kiem pie­cho­ty, z dwo­ma dzia­ła­mi oraz z jaz­dą, wie­dzio­ną przez Sta­nie­wi­cza a li­czą­cą czte­ry­sta koni. Pułk dzie­więt­na­sty, zło­żo­ny wy­łącz­nie z świe­żo za­cięż­ne­go żoł­nie­rza któ­ry do­pie­ro pod Raj­gro­dem w miej­sce kosy otrzy­mał zdo­by­te na nie­przy­ja­cie­lu ka­ra­bi­ny, li­czył za­le­d­wie ośmiu­set sze­re­gow­ców. Słusz­nie więc zwra­cał Dem­biń­ski uwa­gę, je­ne­ra­łów, że nie na­le­ży roz­dzie­lać sił i tak już sła­bych, je­że­li mają na celu opa­no­wa­nie Wil­na. Ale Chła­pow­ski, pe­łen naj­lep­szych my­śli za­wo­łał: Z po­dob­nym od­dzia­łem nie­tyl­ko­bym Po­łą­gę zdo­był, ale całą Kur­lan­dyę od jed­ne­go do dru­gie­go koń­ca prze­szedł!… Tak za­tem po­sta­no­wio­no marsz na Wil­no i eks­pe­dy­cyę na Żmudź. Myśl usa­do­wie­nia się na Żmu­dzi i za­ję­cia po­zy­cyi mię­dzy Świę­tą a Wi­lią nie była bez pew­nych za­let – jak to słusz­nie za­uwa­ża hi­sto­ryk li­sto­pa­do­wej re­wo­lu­cyi, Ba­rzy­kow­ski. – Za­moż­ność tego kra­ju, ścią­gnio­no tu od­dzia­ły po­wstań­cze i czyn­ne wzię­cie się do ich uor­ga­ni­zo­wa­nia, mo­gły kor­pus Gieł­gu­da wzmoc­nić do dwu­dzie­stu ty­się­cy żoł­nie­rza, a z taką siłą wie­le moż­na zro­bić na Li­twie. Na­le­ża­ło jed­nak spiesz­nie ubiec Wil­no, gdyż w ra­zie klę­ski, utrzy­ma­nie się na Żmu­dzi było nie­po­do­bień­stwem.

Nie­ste­ty szyb­kość w dzia­ła­niu obcą była Gieł­gu­do­wi, wo­bec cze­go i wy­nik żmudz­kiej wy­pra­wy nic mógł być uwień­czo­ny po­wo­dze­niem. Nie tra­cąc cza­su, po­cią­gnął Szy­ma­now­ski ku Ro­sie­niom, do­kąd po­dą­ża­ły też drob­ne od­dział­ki po­wstań­cze, a ra­czej źle uzbro­jo­ne dru­ży­ny, nie ma­ją­ce wy­obra­że­nia o woj­sko­wej or­ga­ni­za­cyi. Na przy­spo­so­bie­nie ochot­ni­ków do boju nic star­czy­ło wszak­że cza­su, gdyż w po­bli­skich Szaw­lach do­brze oszań­co­wa­nych, usa­do­wił się czte­ro­ty­sięcz­ny gar­ni­zon ro­syj­ski, do­wo­dzo­ny przez puł­kow­ni­ków Mo­esta oraz Kot­ze­bu­ego. W dniu czwar­tym czerw­ca za­ata­ko­wał Szy­ma­now­ski Szaw­le, któ­re przed­sta­wia­jąc z na­tu­ry wa­row­ną po­zy­cyę a nad­to bro­nio­ne przez ostrze­la­ne­go w boju żoł­nie­rza, dały sku­tecz­ny od­pór wa­lecz­nym lecz nie­do­świad­czo­nym w bo­jo­wem rze­mio­śle ko­lum­nom po­wstań­czym. Trzy razy szli nasi do sztur­mu, zna­cząc dro­gę gę­stym tru­pem, a jak­kol­wiek uda­ło się chwi­lo­wo Szy­ma­now­skie­mu opa­no­wać przed­mie­ścia, to jed­nak pod prze­wa­gą ognia nie­przy­ja­ciel­skie­go mu­siał je­ne­rał dać ha­sło do od­wro­tu. Oca­lał nie­mal cu­dem. Siedm kul prze­dziu­ra­wi­ło jego płaszcz a mi­mo­to ża­den po­cisk na­wet nie dra­snął dziel­ne­go żoł­nie­rza.

Bli­sko pięć­set lu­dzi w ran­nych i w za­bi­tych po­stra­dał szczu­pły od­dział Szy­ma­now­skie­go, a co gor­sza, zwąt­pie­nie tak ła­twe w po­wstań­czych sze­re­gach, ogar­nę­ło żmudz­kich par­ty­zan­tów. Wszyst­kim ręce opa­dły z wy­jąt­kiem na­sze­go wo­dza, któ­ry ko­rzy­sta­jąc z po­stra­chu wznie­co­ne­go wśród

Ro­sy­an wsku­tek ata­ku na Szaw­le, cof­nął się nie­na­ga­by­wa­ny do Cy­to­wian, ce­lem or­ga­ni­za­cyi od­dzia­łu. Dzię­ki ofiar­no­ści oko­licz­ne­go zie­miań­stwa po­wstał nie­ba­wem w Cy­to­wia­nach szpi­tal, w któ­rym pa­nic miej­sco­we opa­try­wa­ły z ca­łem po­świę­ce­niem ran­nych, tu­dzież le­jar­nia dział i ma­ga­zy­ny bro­ni, jaką w tych stro­nach dało się ze­brać. Tym­cza­sem nie­przy­ja­ciel, nie­zbyt po­chop­ny do star­cia w otwar­tem polu, ogniem i mie­czem nisz­czył po­sia­dło­ści osób po­dej­rza­nych o sprzy­ja­nie po­wsta­niu, do­pusz­cza­jąc się roz­licz­nych gwał­tów i ra­bun­ku. Pod wpły­wem wie­ści do­la­tu­ją­cych go ze wszech stron o bez­pra­wiach, ja­kie po­peł­ni­ło roz­pa­sa­ne żoł­dac­two na bez­bron­nej lud­no­ści, wy­pra­wił Szy­ma­now­ski w dniu ósmym czerw­ca t… r. do je­ne­ra­ła Schir­ma­na, do­wo­dzą­ce­go na­czel­nie na Żmu­dzi, pi­smo na­stę­pu­ją­cej tre­ści:

"Je­ne­ra­le!

Choć nie wąt­pię, iż jeń­cy pol­scy są rów­nie do­brze trak­to­wa­ni i z po­dob­ny­mi wzglę­da­mi jak jeń­cy wasi, któ­rych los woj­ny od­dal w na­sze ręce, to mi­mo­to je­stem nie­spo­koj­ny, co zresz­tą jest mą po­win­no­ścią, o to co się dzie­je z ka­pi­ta­nem Ko­zie­rac­kim i pod­po­rucz­ni­kiem Kras­sy­nem z dzie­więt­na­ste­go puł­ku pie­cho­ty, cięż­ko ran­ny­mi w bi­twie pod Szaw­la­mi. Ośmie­lam się upra­szać za po­śred­nic­twem ofi­ce­ra – par­la­men­ta­rza o wia­do­mo­ści o do­pie­ro­co wy­ra­żo­nych oso­bach, a je­śli żyją, pro­szę o po­zwo­le­nie na udzie­le­nie im za­sił­ku pie­nięż­ne­go. Oko­licz­no­ści znie­wa­la­ją nie­kie­dy na­ro­dy do wal­ki, ale ho­nor woj­skow­cy każe pa­mię­tać o obo­wiąz­kach ludz­ko­ści z chwi­lą usta­nia boju, z chwi­lą ostat­nie­go strza­łu ar­mat­nie­go. Od­dział wojsk, po­zo­sta­ją­cy pod roz­ka­za­mi Wa­szej Eks­cel­len­cyi, sta­wił za­szczyt­ny opór pod Szaw­la­mi, co skła­nia mnie do "wy­ra­że­nia po­wa­ża­nia dla ich wo­dza. Wy­bacz jed­nak je­ne­ra­le, iż od­wo­łam się do Twe­go po­czu­cia ho­no­ru z po­wo­du ra­bun­ku, gwał­tów, uci­sku i po­żo­gi, ja­kich się do­pusz­cza­ją pań­scy żoł­nie­rze.

Są­dzę, że nie są oni upo­waż­nie­ni do po­dob­ne­go po­stę­po­wa­nia ani ze stro­ny Wa­szej Eksc­cl­len­cyi, ani na­wet ze stro­ny J. E.

je­ne­ra­ła-gu­ber­na­to­ra hra­bie­go Pah­le­na Nie­mniej nie­ubła­ga­na hi­sto­rya uczy­ni kie­dyś panu za­rzut z po­wo­du, iż mo­głeś coś ta­kie­go ścier­pieć. Już i dziś wie­le za­gra­nicz­nych dzien­ni­ków wy­li­cza ohyd­ne czy­ny, ja­kich się do­pu­ścił tu­taj na Żmu­dzi puł­kow­nik B…e. Czyż po­tra­fisz znieść spo­koj­nie je­ne­ra­le, by na­zwi­sko Twe, na­zwi­sko dziel­ne­go żoł­nie­rza, łą­czo­no z mia­nem czło­wie­ka, któ­re­mu świat ucy­wi­li­zo­wa­ny za­rzu­ca bar­ba­rzyń­stwo: Wąt­pię, by ist­nia­ły roz­kaz lub usta­wa, znie­wa­la­ją­ce czło­wie­ka, no­szą­ce­go epo­le­ty, do za­my­ka­nia oczu wo­bec okru­cieństw, prze­ciw­nych ho­no­ro­wi, je­że­li już nic ludz­ko­ści. Pew­ny je­stem je­ne­ra­le, że nic są ci zna­ne czy­ny mnie wia­do­me. In­a­czej, nie zniósł­byś cze­goś po­dob­ne­go, albo też po­zo­sta­wał­byś w nie­zgo­dzie z wła­snem su­mie­niem. In­a­czej, prze­ko­nał­byś się pan, że Opatrz­ność Boża speł­ni wcze­śniej czy póź­niej wy­rok wyż­szej spra­wie­dli­wo­ści na Twej wła­snej ro­dzi­nie. Pro­szę, nie bierz pan za złe otwar­to­ści sta­re­go żoł­nie­rza, któ­ry umie ce­nie ho­nor in­nych, gdyż jego wła­sna cześć jest mu dro­gą, żoł­nie­rza, któ­ry wie, iż nie na­le­ży przy­spa­rzać nie­szczęść kra­jo­wi na­wie­dzo­ne­mu woj­ną, bo dość jest klęsk, któ­rym prze­szko­dzić nie­po­dob­na…

Nie­ba­wem po wy­pra­wie­niu tego li­stu, je­ne­rał Schir­man opu­ścił Szaw­le i wszyst­kie swe siły ścią­gnął do Kur­lan­dyi. Od­wrót ten spo­wo­do­wa­ny zo­stał ru­chem wojsk na­ro­do­wych, któ­re po nie­uda­łym ata­ku na Wil­no zwró­ci­ły się ku Żmu­dzi. Była to myśl przed­nia, gdyż Wi­lia, Świę­ta, Nie­wia­ża i Du­bi­sa stwa­rza­ły sil­ne li­nie obron­ne, wzdłuż któ­rych moż­na było pró­bo­wać szczę­ścia na­wet wo­bec prze­waż­nych sił prze­ciw­ni­ka. Lecz u Gieł­gu­da nic nic było sta­łe­go i co go­dzi­na zmie­nia­ły się pla­ny dzia­ła­nia w głów­nej kwa­te­rze, roz­ło­żo­nej bez­czyn­nie nad Wi­lią. Tym­cza­sem Szy­ma­now­ski, już w dniu dwu­dzie­stym trze­cim czerw­ca za­jął Szaw­le, a czu­jąc, że nie­dłu­go po­zo­sta­wi go nie­przy­ja­ciel w spo­ko­ju, wy­wiózł z mia­sta za­pa­sy żyw­no­ści, tu­dzież ran­nych żoł­nie­rzy pol­skich, pie­lę­gno­wa­nych w tam­tej­szym la­za­re­cie i wzmoc­nił oko­py od stro­ny, z któ­rej się spo­dzie­wał ata­ku. Ja­koż po upły­wie dni kil­ku, zwia­dy wy­sła­ne aż do Mysz­kuć, do­nio­sły o zbli­ża­niu się znacz­nych sił ro­syj­skich. Pod­ko­mend­ni Szy­ma­now­skie­go do­ma­ga­li się ustą­pie­nia z mia­sta bez wal­ki, ale do­świad­czo­ny żoł­nierz zdo­łał prze­ko­nać swych pod­wład­nych, iż nie go­dzi się opusz­czać sta­no­wi­ska bez wy­mie­nie­nia z prze­ciw­ni­kiem choć­by jed­ne­go wy­strza­łu. Po­zo­sta­wiw­szy więc część od­dzia­łu w Szaw­lach, wy­szedł z resz­tą swej ko­men­dy o pół mili na spo­tka­nie Ro­sy­an, cią­gną­cych w ośm ba­ta­lio­nów pod do­wódz­twem puł­kow­ni­ka Kru­ko­wa. Star­cie było nie­zwy­kle gwał­tow­ne, lecz mimo znacz­nej li­czeb­nej prze­wa­gi po stro­nic prze­ciw­ni­ka, wy­co­fał się Szy­ma­now­ski po dłuż­szej wal­ce z mia­sta, z któ­re­go wczas jesz­cze zdo­łał upro­wa­dzić ran­nych i jeń­ców, a stra­ty wy­rzą­dzo­ne przez na­sze dzia­ła wśród ko­lum ro­syj­skich, spra­wi­ły, iż Kru­ków nie mógł i my­śleć o wy­zy­ska­niu chwi­lo­wej prze­wa­gi. Szy­ma­now­ski cof­nął się w naj­lep­szym po­rząd­ku do Cy­to­wian, zaś jaz­da sza­wel­ska pod osło­ną Grzy­ma­ły za­sła­nia­ła wy­bor­nie jego od­wrót. W Cy­to­wia­nach po­łą­czył się z Szy­ma­now­skim wiecz­nie nie­zde­cy­do­wa­ny Gieł­gud i tam też od­by­ła się wiel­ce burz­li­wa rada wo­jen­na, w cza­sie któ­rej zgro­ma­dzo­ny pod okna­mi do­mo­stwa kor­pus ofi­cer­ski, gło­śno dał wy­raz nie­za­do­wo­le­niu ogól­ne­mu z po­wo­du do­tych­cza­so­wych dzia­łań. Chcąc złe za­że­gnać, Gieł­gud otwarł okno by za­pew­nić ze­bra­nych, że bić się bę­dzie do upa­dłe­go i tej to za­pew­ne de­mon­stra­cyi przy­pi­sać na­le­ży, iż po­sta­no­wio­no za każ­dą cenę od­zy­skać do­pie­ro­co utra­co­ne Szaw­le.

Ta­bo­ry wy­pra­wio­no w lasy i w dniu siód­mym lip­ca woj­sko ru­szy­ło w po­chód. Głów­ny kor­pus po­su­wał się przez Rud­ki, zaś od­dział Szy­ma­now­skie­go przez Szaw­ra­ny, gdyż jemu przy­pa­dło w udzia­le ata­ko­wa­nie mia­sta od stro­ny Po­nie­wie­ża. Od­dzie­lo­ny od resz­ty kor­pu­su je­zio­rem i roz­le­gły­mi ba­gna­mi, na­próż­no ocze­ki­wał Szy­ma­now­ski wy­pusz­cze­nia w głów­nej kwa­te­rze racy, któ­ra we­dle umo­wy, o go­dzi­nie pierw­szej po pół­no­cy mia­ła dać ha­sło do wspól­ne­go sztur­mu przez wszyst­kie od­dzia­ły rów­no­cze­śnie. Tym­cza­sem noc prze­szła a zna­ku nic było, bo za­po­mnia­no o wzię­ciu rac z sobą… Tak więc do­pie­ro o świ­cie ósme­go lip­ca, huk dział zwia­sto­wał po­czą­tek wal­ki pod Szaw­la­mi. Szy­ma­now­ski miał do prze­by­cia dłu­gą, wą­ską gro­ble, ostrze­li­wa­ną z jed­nej stro­ny przez nie­przy­ja­ciel­skie dzia­ła, gra­ją­ce bez prze­rwy z wa­row­nej re­du­ty, z dru­giej znów stro­ny bro­nio­ną przez wy­so­ką wie­żę, z któ­rej pa­ra­pe­tów sy­pa­ła pie­cho­ta gę­stym ogniem ka­ra­bi­no­wym na ata­ku­ją­cych. Dla za­chę­ce­nia pie­cho­ty, któ­ra już przy po­przed­nim sztur­mie na Szaw­le znacz­nie ucier­pia­ła, pu­ścił się je­ne­rał na­przód na cze­le szwa­dro­nu żmudz­kiej jaz­dy. Do­tar­ła ona wpraw­dzie do wnę­trza mia­sta, lecz le­gła co do nogi od kar­ta­czo­we­go ognia prze­ciw­ni­ka. Strzel­cy nasi, roz­sy­pa­ni w ty­ra­lie­ry, nie do­trzy­ma­li pla­cu, mimo go­rą­cej za­chę­ty ze stro­ny wo­dza. – Męz­two je­ne­ra­ła Szy­ma­now­skie­go mo­gło za wzór słu­żyć, – pi­sze o owej po­trze­bie nie­zbyt skłon­ny do po­chwał Dem­biń­ski. – Trud­no, aby kie­dy wię­cej oso­bi­stej od­wa­gi wi­dzieć moż­na było. Płaszcz jego od kul był po­dziu­ra­wio­ny.

Coż jed­nak zna­czy­ło mę­stwo żoł­nie­rza i po­gar­da śmier­ci ze stro­ny do­wódz­ców po­szcze­gól­nych od­dzia­łów, wo­bec bra­ku wspól­ne­go dzia­ła­nia i kie­ru­ją­cej na­czel­nie dło­ni? Atak Gieł­gu­da od przo­du, źle po­my­śla­ny, źle też zo­stał wy­ko­na­ny. Je­den tyl­ko ba­ta­lion siód­me­go puł­ku pie­cho­ty zdo­łał się prze­drzeć aż do śród­mie­ścia, lecz nie po­par­ty do­sta­tecz­nie mu­siał się cof­nąć, tra­cąc prócz dziel­ne­go ko­men­dan­ta, ma­io­ra Ja­ro­my, tak­że księ­dza Logę. Wo­ła­ją­ce­go do to­wa­rzy­szy bro­ni ka­pła­na, iż Po­lak kro­ku nie cofa, kula ka­ra­bi­no­wa tru­pem po­ło­ży­ła na miej­scu.

Czas jesz­cze ja­kiś trwa­ła pu­ka­ni­na bez celu i war­to­ści, aż w koń­cu wy­dał Gieł­gud roz­kaz do od­wro­tu ku Kur­sza­nom, nie trosz­cząc się wca­le o od­dział Szy­ma­now­skie­go, zmu­szo­ny do okrą­że­nia Sza­wel. Ucie­ra­jąc się bez prze­rwy z nie­przy­ja­cie­lem, któ­ry z od­por­ne­go prze­szedł w za­czep­ne dzia­ła­nie, do­stał się wresz­cie nasz je­ne­rał do Kur­szan, gdzie za­stał zbio­ro­wi­sko bez­ład­ne żoł­nie­rzy, koni, wo­zów i dział, w naj­wyż­szym nie­po­rząd­ku, bez żad­nych pla­có­wek wo­bec bli­skie­go po­ści­gu prze­ciw­ni­ka: O świ­cie dnia na­stęp­ne­go, (dzie­wią­te­go lip­ca), od­by­ła się rada wo­jen­na, na któ­rej Szy­ma­now­ski wraz z je­ne­ra­ła­mi: Ro­lan­dem i Chła­pow­skim, oraz z puł­kow­ni­ka­mi Bor­kow­skim i Wi­śniew­skim, oświad­czył się za roz­dzia­łem kor­pu­su i przy­łą­czo­ny do ko­lum­ny Ro­lan­da bił się jesz­cze pod Użwę­ta­mi, Chwo­łaj­nią, Szweksz­niem, Gier­do­wą i No­wem Mia­stem, czu­jąc, że obo­wiąz­kiem jego było wy­trwać do ostat­ka. W De­gu­ciach od­dział Ro­lan­da, zdzie­siąt­ko­wa­ny de­zer­cyą i osa­czo­ny z trzech stron przez Ro­sy­an, nie mógł i my­śleć o da­niu sku­tecz­ne­go opo­ru, gdyż żoł­nierz był zde­mo­ra­li­zo­wa­ny, głod­ny i bosy. Na ra­dzie wo­jen­nej po­sta­no­wio­no więc na­przód wy­strze­lać całą amu­ni­cye za­pa­so­wą i do­pie­ro w osta­tecz­nym ra­zie wkro­czyć do Prus. Szy­ma­now­skie­go

2

upo­waż­nio­no do trak­to­wa­nia z wła­dza­mi pru­skie­mi. W dniu pięt­na­stym lip­ca, o świ­cie, nie­przy­ja­ciel sil­nie za­ata­ko­wał na­sze przed­nie stra­że. Ro­land za­jął po­zy­cyą i roz­po­czął żywy ogień, wśród któ­re­go po­wró­cił Szy­ma­now­ski z dwo­ma puł­kow­ni­ka­mi pru­ski­mi, z któ­ry­mi umó­wio­ny zo­stał układ przej­ścia gra­ni­cy i zło­że­nia bro­ni. Wkro­cze­nie na­stą­pi­ło te­goż dnia pod wią Pa­ke­mo­nen, przy­czem rząd pru­ski za­pew­nił Ro­lan­da, że pod­ko­mend­nych jego nie wyda Ro­sy­anom, oraz że po od­by­tej kwa­ran­tan­nie cho­le­rycz­nej, po­zwo­li im po­wró­cić, do Pol­ski. Przy­rze­czeń tych nic do­trzy­ma­no, gdyż żoł­nie­rzy upro­wa­dzo­no pod ba­gne­ta­mi wgłąb kra­ju, zaś od ofi­ce­rów za­żą­da­no pod sło­wem ho­no­ru oświad­cze­nia na pi­śmie, że do koń­ca woj­ny nie opusz­czą wy­zna­czo­nych im leż. Szy­ma­now­ski oraz dwu­dzie­stu dwu ofi­ce­rów, od­mó­wi­li pod­pi­su żą­da­nych re­wer­sów. Opor­nych za­mknię­to prze­to w twier­dzy We­ich­sel­mün­de… pod Gdań­skiem, skąd od­zy­ska­li wol­ność do­pie­ro w grud­niu 1831 roku, wraz z po­le­ce­niem opusz­cze­nia te­ry­to­ry­um pru­skie­go.

Je­ne­rał osiadł chwi­lo­wo w Dreź­nie, gdzie już daw­niej za­miesz­ka­ła mał­żon­ka jego, Ma­tyl­da z Po­nia­tow­skich wraz z dzia­twą. Ale wpły­wy ro­syj­skie po stłu­mie­niu po­wsta­nia li­sto­pa­do­we­go, się­ga­ły da­le­ko poza gra­ni­ce ca­ra­tu. Zmu­szo­ny do opusz­cze­nia Dre­zna, mimo ła­ska­wych wzglę­dów do­zna­wa­nych ze stro­ny sa­skie­go dwo­ru, prze­niósł się Szy­ma­now­ski do Karls­ru­he, gdzie na dwo­rze w. ks. Ba­deń­skie­go był oso­bi­sto­ścią na­der mile wi­dzia­ną z po­wo­du ogła­dy swej, we­so­ło­ści i za­cno­ści cha­rak­te­ru. Ale li­be­ral­ne rzą­dy w. ks. Le­opol­da sta­ły się nie­ba­wem sola w oku ab­so­lut­nym mo­car­stwom i rząd ba­deń­ski ulec mu­siał re­ak­cyj­nym żą­da­niom prze­moż­nych są­sia­dów. Mu­sie­li więc i pol­scy wy­gnań­cy gdzie­in­dziej szu­kać przy­tuł­ku. W le­cie 1839 roku wi­dzi­my

Szy­ma­now­skich w Ne­apo­lu, a ra­czej w Ischii, gdzie zwy­kli byli prze­pę­dzać skwar­ną porę. Na­stęp­nej zimy prze­nie­śli się do Rzy­mu i z owych cza­sów, w pa­mięt­ni­kach księ­dza Kay­sie­wi­cza, dość czę­ste znaj­du­je­my wzmian­ki o domu je­ne­ra­ło­stwa. Ksiądz Kay­sie­wicz go­ścił rów­nież u Szy­ma­now­skich na Ischii i w li­ście pi­sa­nym do Jana Koź­mia­na, (w li­sto­pa­dzie 1839 r.), temi sło­wy cha­rak­te­ry­zu­je do­mo­we po­ży­cie tu­ła­czej ro­dzi­ny:…Pani Szy­ma­now­ska, któ­ra jest du­szą ca­łe­go domu, ro­dem jest z Ukra­iny. Oj­ciec jej, Po­nia­tow­ski, jest z star­szej li­nii te­goż domu. Lat dwa­dzie­ścia bli­sko cier­pi ona cią­gle a cier­pi nie­skoń­cze­nie. Zo­sta­ły śla­dy daw­nej uro­dy, to mniej­sza, ale jaka od­wa­ga w cier­pie­niu i we­so­łość i uprzej­mość i cią­głe oko na wszyst­ko. Cier­pią­ca wy­cho­wa­ła swe dzie­ci, syna do pięt­na­ste­go roku, aż go ko­niecz­nie z rąk opu­ścić mu­sia­ła czy­ste­go jak li­lię… Cór­ki tak­że są, jak gdy­by dziś się na­ro­dzi­ły, nie ru­mie­nią się, nie spusz­cza­ją oczu, bo nic nie wie­dzą cze­go­by się wsty­dzić mia­ły, ni­cze­go się nie do­ro­zu­mie­wa­ją. Star­sza ma po­pęd głów­ny do mi­ło­sier­nych uczyn­ków, Być sio­strą sza­rą, to jej ide­ał. Młod­sza by się cią­gle mo­dli­ła i umar­twia­ła cia­ło, ale oby­dwie to­wa­rzy­szą so­bie we wszyst­kiem. Trze­ba im ka­zać jeść przy sto­le, bo wszyst­ko chcą dla ubo­gich zo­sta­wiać; trze­ba wzbra­niać, aby nic klę­cza­ły za dłu­go i po­wiem ci jako ta­jem­ni­cę, (bo to jest wła­sność nie moja), że mat­ka w wiel­ki post zbu­dziw­szy się, zna­la­zła obie mo­dlą­ce się i na­prze­mian się bi­czu­ją­ce i co wię­cej, że im tego zu­peł­nie nie wzbro­ni­ła, aby uf­no­ści do niej nic stra­ci­ły, ale tyl­ko okre­śli­ła tak, aby sła­be­mu ich zdro­wiu to nie szko­dzi­ło… Po obie­dzie trzy­dzie­stu że­bra­ków do­sta­wa­ło za­wsze je­dze­nie; dzie­ci, baby, po­ubie­ra­ne w suk­nie, szy­te w wol­nym od nauk cza­sie; in­nym le­kar­stwa lub je­dze­nie do domu, in­nym pen­sye sta­łe po­sy­ła­no…

W po­rze ran­nej ksiądz Se­me­neń­ko udzie­lał pan­nom lek­cyi hi­sto­ryi pol­skiej, od­wdzię­cza­jąc się w ten spo­sób za go­ści­nę, uży­czo­ną mu wraz z Kay­sie­wi­czem w domu Szy­ma­now­skich, któ­rych syn, Oswald, wy­cho­wa­ny w jed­nym z gło­śnych pen­sy­ona­tów ge­new­skich, ko­rzy­stał też nie­ma­ło z świa­tłe­go to­wa­rzy­stwa obu ka­pła­nów. W je­sie­ni 1839 roku zje­cha­li Szy­ma­now­scy na dłuż­szy po­byt do wiecz­ne­go mia­sta, któ­re­go je­ne­rał już do zgo­nu nie opu­ścił, lubo ro­dzi­na jego z po­wo­du trud­no­ści pasz­por­to­wych, czy­nio­nych przez rząd ro­syj­ski prze­by­wa­ją­cym w Rzy­mie Po­la­kom, prze­nio­sła się póź­niej do Szwaj­ca­ryi, od­wie­dza­jąc go od cza­su do cza­su i za­opa­tru­jąc wszyst­kie jego po­trze­by. Na­wią­zaw­szy sto­sun­ki z kar­dy­na­ła­mi i z ary­sto­kra­cya miej­sco­wą, zdo­łał Szy­ma­now­ski po­zy­skać za­ufa­nie Piu­sa IX., któ­re­mu też to­wa­rzy­szył w cza­sie pa­mięt­nych roz­ru­chów czter­dzie­ste­go ósme­go roku do Ga­ety. O tym do­wo­dzie przy­wią­za­nia ze stro­ny sta­re­go wo­jow­ni­ka, peł­nią­ce­go pod­ów­czas służ­bę na­ro­do­we­go gwar­dzi­sty, nie za­po­mniał Oj­ciec Świę­ty po po­wro­cie do Rzy­mu. O co­kol­wiek pro­sił nasz je­ne­rał – sło­wa ks. Kay­sie­wi­cza – pe­wien był, że otrzy­ma; ko­go­kol­wiek po­le­cił ze swych ro­da­ków, był pew­nym, że zo­sta­nie uprzej­mie przy­ję­tym. Nie­raz za­trzy­my­wał się Pa­pież na uli­cy, by dać na­sze­mu star­co­wi rękę do uca­ło­wa­nia i roz­we­se­lić go aniel­skim uśmie­chem i sło­wem ja­kiem, jemu sa­me­mu tyl­ko wła­ści­wem. Pa­nu­ją­ce­go na­śla­do­wał dwór, na­śla­do­wa­ły wła­dze i oso­by rzą­do­we. Lud rzym­ski znał i wiel­bił sę­dzi­we­go a po­boż­ne­go je­ne­ra­ła pol­skie­go, któ­re­go cod­nia wi­dy­wa­no po ko­ścio­łach a czę­sto na pro­ce­sy­ach i na na­bo­żeń­stwach pu­blicz­nych. Dla prze­jezd­nych ro­da­ków był Szy­ma­now­ski do­radz­cą i jak­by kon­su­lem pol­skim. Mło­dych i nie­za­moż­nych ar­ty­stów pol­skich za­chę­cał i wspie­rał, ile mógł, z wła­snej kie­sze­ni a jesz­cze wię­cej przez inn­nych, po­le­ca­jąc ich za­moż­niej­szym kra­jow­com.

Szcze­gól­niej­szą też życz­li­wo­ścią ota­czał je­ne­rał zgro­ma­dze­nie OO. Zmar­twych­wstań­ców, któ­re­mu, zwłasz­cza w pierw­szych la­tach ist­nie­nia, nie­jed­no­krot­nie stał się po­moc­nym przez swo­je zna­jo­mo­ści oraz sto­sun­ki. Miesz­ka­jąc tuż opo­dal co­dzien­nie na­wie­dzał ko­ściół Świę­te­go Klau­dy­usza, chy­ba że go sil­niej­szy atak pe­do­gry przy­ku­wał do łoża. W ten spo­sób prze­był Szy­ma­now­ski ostat­nich lat dwa­dzie­ścia pięć ży­wo­ta w Rzy­mie. Z wie­kiem ro­sła nie­moc, wzma­ga­ły się cier­pie­nia fi­zycz­ne, spo­tę­go­wa­ne jesz­cze bar­dziej smut­kiem z po­wo­du stra­ty có­rek Anny i Zo­fii, za­męż­nej Szem­be­ko­wej, zga­słych w kwie­cie wie­ku, oraz wie­ścia­mi do­la­tu­ją­ce­mi z kra­ju, po stycz­nio­wem po­wsta­niu. Szu­kał prze­to po­cie­chy osa­mot­nio­ny sta­rzec w mo­dli­twie i zgasł ci­cho, gdy­by lam­pa wy­pa­lo­na, w dniu pięt­na­stym stycz­nia 1867 roku na ręku księ­dza Kay­sie­wi­cza. Zwło­ki jego spo­czę­ły w skle­pach świą­ty­ni Sta Ma­ria so­pra la Mi­ne­rva zaś Osse­rva­to­re Ro­ma­no wspo­mi­na­jąc o zgo­nie Szy­ma­now­skie­go, na­zwał go słusz­nie: naj­wier­niej­szym i naj­bar­dziej przy­wią­za­nym do Ojca Świę­te­go sy­nem, oraz przed­sta­wi­cie­lem sta­ro­daw­ne­go ho­no­ru pol­skie­go.

Do spi­sy­wa­nia wspo­mnień z czyn­ne­go swe­go ży­cia przy­stą­pił Szy­ma­now­ski w póź­nym do­pie­ro wie­ku, gdyż za­czął ukła­dać pa­mięt­nik w Rzy­mie, w roku 1858, stąd też spu­ści­zna li­te­rac­ka je­ne­ra­ła nic jest zbyt bo­ga­tą a re­mi­ni­scen­cye, kre­ślo­ne z pa­mię­ci, bez ja­kich­kol­wiek no­tat i kart geo­gra­ficz­nych, drżą­cą ręką star­ca, wy­ma­ga­ły pew­nych zmian w sty­li­za­cyi, opusz­cze­nia po­wtó­rzeń oraz mniej waż­nych epi­zo­dów. Prócz pa­mięt­ni­ków, no­szą­cych w ory­gi­nal­nym tek­ście ty­tuł: Wspo­mnie­nia z cza­sów Jó­se­fa Szy­ma­now­skie­go, by­łe­go je­ne­ra­ła woj­ska pol­skie­go, (emi­gran­ta), zna­la­zły się jesz­cze w pa­pie­rach Szy­ma­now­skie­go: Wy­ciąg po­praw­ny z no­ta­tek A. K. przy moim szta­bie bę­dą­ce­go, obej­mu­ją­cy nie­któ­re szcze­gó­ły, do­ty­czą­ce nie­szczę­snej wy­pra­wy Gieł­gu­da na Li­twę, tu­dzież frag­ment bio­gra­fii księ­cia Ada­ma Czar­to­ry­skie­go. Z przed­mo­wy tego frag­men­tu zda­wa­ło­by się wy­ni­kać, że Szy­ma­now­ski za­mie­rzał kre­ślić syl­wet­ki osób, ode­gry­wa­ją­cych waż­niej­szą rolę w po­wsta­niu li­sto­pa­do­wem. Skoń­czy­ło się nie­ste­ty na pro­jek­cie, a ra­czej na dość po­bież­nym szki­cu bio­gra­ficz­nym księ­cia Ada­ma. Tak więc, je­dy­nie Wspo­mnie­nia je­ne­ra­ła, obej­mu­ją­ce okres cza­su mię­dzy ro­kiem 1806 – 1814 przed­sta­wia­ją za­okrą­glo­ną ca­łość, wiel­ce ory­gi­nal­ną i mnó­stwo cie­ka­wych za­wie­ra­ją­cą szcze­gó­łów z doby na­po­le­oń­skich wo­jen a nie wąt­pi­my, że zaj­mą one szer­szy ogół jako wier­ny ob­raz epo­ki, tyle pa­mięt­nej w ży­ciu na­szem po­roz­bio­ro­wem.

Wy­daw­ca.

WSPO­MNIE­NIA

1806–1814

Za­czy­nam w Rzy­mie, do­pie­ro w roku 1858 to pi­sem­ko, któ­re­go po­cząt­ko­wa data się­ga roku 1806. Prze­mil­czeć bo­wiem osa­dzi­łem za po­trzeb­ne o cza­sach re­wo­lu­cyi ko­ściusz­kow­skiej, w któ­rej tak­że jako zu­peł­nie nie­do­świad­czo­ny mło­dzie­niec, że tak po­wiem wy­ro­stek, acz dość gor­li­wy pa­try­ota, uszedł­szy po­ta­jem­nie z domu ro­dzi­ców i z kor­pu­su ka­de­tów war­szaw­skich, znaj­do­wa­łem się w obo­zie pod War­sza­wą, przy szta­bie je­ne­ra­ła Igna­ce­go Ka­mień­skie­go, do­wo­dzą­ce­go jaz­dą. Przej­dę ra­czej do owej, pa­mięt­nej mi epo­ki, w któ­rej Na­po­le­on po po­bi­ciu pod Jeną ar­mii pru­skiej, za­jąw­szy Ber­lin, po­su­nął się na cze­le zwy­cię­skich swych wojsk ku War­sza­wie. Za­miesz­ka­ły w ma­jąt­ku moim dzie­dzicz­nym Grą­dy, pod Bło­niem, o mil czte­ry od War­sza­wy, gdy mie wieść do­szła o zbli­ża­niu się ar­mii fran­cu­skiej, po­spie­szy­łem na­tych­miast do mia­sta dla za­cią­gnię­cia do­kład­niej­szych wia­do­mo­ści. Ja­koż prze­ko­naw­szy się, że Fran­cu­zi już i Po­znań za­ję­li, czy­ni­łem w domu przy­go­to­wa­nia, aby się do niej naj­spiesz­niej do­stać a wy­da­jąc lu­dziom i do­mow­ni­kom moim róż­ne po­le­ce­nia ja­kie uwa­ża­łem za po­trzeb­ne, nie mogę za­mil­czeć o drob­nym wy­pad­ku, cha­rak­te­ry­zu­ją­cym tak du­cha pa­try­otycz­ne­go ludu na­sze­go, ja­ko­też zdro­we jego po­ję­cie i roz­sąd­ne do oj­czy­zny oraz do dzie­dzi­ców przy­wią­za­nie. Gdy bo­wiem mó­wi­łem sta­re­mu haj­du­ko­wi ojca mego nie­bosz­czy­ka, Ka­zi­mie­rzo­wi Kru­piń­skie­mu, trud­nią­ce­mu się za­rzą­dem mego domu, oraz soł­ty­so­wi miej­sco­we­mu, Bal­ce­ro­wi, jak mają so­bie po­stą­pić.

gdy­by ja­kieś obce woj­sko nad­cią­gnę­ło, wów­czas obaj ci lu­dzie w se­kre­cie wziąw­szy mnie na stro­nę, po­wie­dzie­li mi te sło­wa:

– A my do­my­śla­my się, do­kąd Wiel­moż­ny Pan je­dzie…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: