- W empik go
Pamiętniki jenerała Lwa Mikołajowicza Engelhardta - ebook
Pamiętniki jenerała Lwa Mikołajowicza Engelhardta - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 384 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pamiętniki jenerała Engelhardta, znalezione gdzieś na strychu wiejskiego jego pomieszkania, niedawno wydane zostały przez rodzinę zmarłego z przypisami i notami znanego literata rosyjskiego, P. Łonginowa. Tam, gdzie te przypiski prostowały fakta i daty, w których często plątał się Engelhardt, pisząc tylko z pamięci, zamieściliśmy je w tekście, nie chcąc ich mięszać z własnemi naszemi objaśnieniami, tyczącemi się rzeczy polskich; tam zaś, gdzie zmieniać chciały pogląd Autora na rzeczy i ludzi tamtego czasu, opuszczaliśmy je, chcąc przez to zostawić nie tkniętą całą indywidualność tych sądów i postrzeżeń Engelhardta, zawsze prawie słuszniejszych, niż rzekome prostowania ich komentatora. Dla braku zupełnego szkół w ówczesnej Rosyi Engelhardt wychowywał się dorywczo tu i owdzie, abecadła uczył go diaczek unickiej cerkwi miejscowej, dalej dwaj jezuici w Smoleńsku, później był na jakiejś prywatnej pensyi, utrzymywanej przez cudzoziemca, reszty douczył się sam w życiu własną pracą, zachowując poczciwe zasady umysłu i serca, których liczne daje dowody w opowieści swojej, a które naturalnie, jako niepopłatne w czasach tych powszechnego zepsucia, nie mogły go zaprowadzić daleko, innych bowiem potrzeba było warunków, ażeby się dostać na wyżyny ówczesne. Adjutant i krewny Potemkina, świadek w Jassach nagłego zgonu jego, Engelhardt służył później przy Suworowie, odbył, oprócz tureckiej, obie kampanie polskie, był na sejmie Grodzieńskim, na którym tak wymownie deliberowały bagnety moskiewskie, dobywał Pragi. W opisie wszystkich tych wypadków, tak boleśnie dotykających dawną Polskę, Engelhardt, nie schlebiając wcale Polakom, zachował tę poczciwą bezstronność sądu i opinii o rzeczach i ludziach ówczesnych, której napróżno szukać nie tylko w pisarzach rosyjskich, ale tem więcej jeszcze w Niemcach nadbałtyckich, tak zażartych wrogów wszystkiego, co polskie, skoro, wstąpiwszy do służby rosyjskiej, przywdzieją na siebie liberyą caryzmu. Ta właśnie bezstronność i cała część anegdotyczna i obyczajowa, malująca tak żywo ludzi wysoko położonych w hierarchii administracyjne] i wojskowej rosyjskiej, którzy tak fatalnie wpływali na ostatnie chwile rozkładu dawnej Rzeczypospolitej, z całą jasnością prawdy i jaskrawością barw odtwarzającą postacie i charaktery tychże ludzi, z wierzchu tylko ogładzonych, przez naocznego świadka, uczestnika ich i współdziałacza, była głównym powodem wydania po polsku tych pamiętników z objaśnieniami co do rzeczy polskich i co do ludzi wpływających na jej losy, które późniejsze nabytki i poszukiwania historyczne objaśniły i na jakie tłómacza ich stało. W pamiętnikach tych, podług wyznania samego ich Autora, osobliwie w rozdziale opisującym rzeczy polskie, zaszły pewne opuszczenia i zmiany, których szczerze żałować przychodzi; zresztą, w całym ich ciągu nawet spotykać się dają niedomówienia, napomknienia tylko na miejscach drażliwszych, łatwo tłómaczyć się dające i samem stanowiskiem Autora, kiedy wspomnienia swoje spisywał, i teraźniejszem położeniem swobody słowa w Rosyi, ledwo wydobywającej się z pod knebla urzędowego. Co do religii Engelhardta, niewątpliwie był on ochrzconym w wyznaniu panującem w Rosyi, ale daleki od fanatycznej wyłączności wszystko ożywiającego prawosławia; przekonania jego były więcej chrześcijańskie, jak tego dowodzi znaleziony po jego śmierci rękopis tłomaczenia znanego dzieła "Triomphe de l'Evangèle". Jenerał Engelhardt przeciągnął pamiętniki swoje do 1826 r., ale, począwszy od wsta – pienia na tron Aleksandrą I, są to tylko wypisy z oficyalnych relacyi zdarzeń i wypadków ogólnych, nie przedstawiające najmniejszego interesu i żadnej styczności z Polską nie mające, dla czego opuściliśmy je zupełnie w tłómaczeniu niniejszem.WSTĘP.
Pamiętniki każdego człowieka o tem, co mu się, zdarzyło widzieć, słyszeć, lub czego był sam naocznym świadkiem albo działaczem w życiu, jakkolwiek życie to i działalność jego były nieznaczne w świecie, zawsze są godne zająć uwagę przyszłych pokoleń, jako obraz obyczajów, sposobu życia ludzi tego wieku, politycznych i wojennych jego wydarzeń i znakomitości, które z jakiejbądź strony w nim się odznaczyły. Żałuję mocno, żem się niemi zajął w późnym już wieku moim, bo w sześćdziesiątym roku życia, mnóstwo bowiem rzeczy zajmujących przez to się zapomniało, a co się wiernie spamiętało nawet przez tę przerwę czasu, straciło niewątpliwie cechę pierwszego wrażenia i logiczne następstwo zdarzeń; ale za to zajęcie się niemi przyniosło mi tę wielką, przyjemność odtwarzania niejako bezpowrotnej młodości mojej i rozprawiania o niej, co według słów Segura jest jedyną, rozkoszą starego wieku.
Ojciec mój był rzeczywistym radzcą stanu i kawalerem Św. Włodzimierza II. klasy; na imię mu było Mikołaj; matka moja była Buturlinówna z domu. Ojciec mój był jednym z pierwszych ze smoleńskiej szlachty, którzy się pożenili z Wielkorosyankami, albowiem od czasu zawojowania Smoleńszczyzny przez cara Aleksieja Michajłowicza, – a wiadomo, że Smoleńsk był wzięty 20 września 1654 r. i traktatem Andruszowskim w r. 1667 odstąpiony Rosyi, – szlachta smoleńska z miłości dla utraconej dawnej ojczyzny swojej, Polski, żeniła się tylko z Polkami, kiedy za panowania Anny wszelkie stosunki i związki z Polską były wzbraniane nawet do takiego stopnia srogości, że za znalezioną jaką książkę polską wysyłano posiadacza jej na Sybir. Smoleńszczanie z nienawiści do Rosyan żenili się tylko pomiędzy sobą tak, że śmiało powiedzieć można, iż przez te związki wszyscy byli sobie krewnymi i jakby jednę stanowili rodzinę. Pierwszy, który się ożenił z Rosyanką, był Jakób Arszeniewski, drugim był ojciec księcia Tauryckiego, Grzegorza Potemkina. (1)
1766. Urodziłem się 1766 r. dnia 10 lutego we wsi Zajcowie, Smoleńskiej gubernii, w majątku rodzinnym, nadanym przez Zygmunta III., króla polskiego, przodkowi mojemu, jenerałowi Wernerowi Engelhardtowi, rodem z Kurlandyi, który, służąc w wojsku jogo, odebrał tę nagrodę w dobrach "za krwawe zasługi przeciwko Moskwie", jak to w przywileju nadawczym czytać można. Dano mi na chrzcie imię Chartampia, ale babka moja, Buturlinowa, kiedy mnie przywieziono do niej do wsi Kirmany w Niżegorodzkiej gubernii, przemieniła Chartampia na Lwa, na pamiątkę syna swego, zabitego w wojnie siedmioletniej. Tam przebywałem i wychowywałem się u niej przez lat pięć, to jest do końca jej życia.
1771 – 1773. Babka moja dobra swoje, składające się z 1200 dusz, oddała córkom swoim, – matce mojej i ciotce, wyszłej za mąż za Stremouchowa, – nie zostawiwszy sobie na przeżycie więcej, jak sto dusz, i chociaż dochód jej z tej pozostałości nie dochodził sta rubli, wszelako – z przyczyny wielkiej taniości płodów rolniczych, z braku dróg i komunikacyi pochodzącej, – wystarczało to jej na życie tak, że nigdy nie była ciężarem dla dzieci swoich i nie miała długów. Fizyczne wychowanie moje zgodne było ze znanym systematem Russa, chociaż babka moja nie tylko nie czytała nigdy i nie znała dziel tego pisarza, ale bodaj czy umiała czytać i pisać nawet po rosyjsku. Zimą, wylatywałem boso i w jednej koszuli na ulicę bawić się z chłopiętami i, cały przeziębły i skostniały prawie, powracałem ogrzewać się na przypiecku jej izby, co tygodnia parzyłem się w bani w najgorętszej parze i w odkrytych sankach przywożono mnie nazad z dość daleka do domu. Żywiono mnie najprostszeini i najgrubszemi potrawami; z takiego życia wyniosłem zdrowie tak krzepkie i tak się wzmocniłem fizycznie, że byłem w możności znosić bezkarnie wielkie zimno i gorąco i jakiekolwiek jadło, ale za to niczego mnie nie uczono, ztąd też byłem zupełnie zwichniętem i popsutem dzieckiem.
1774. Po śmierci babki ojciec mój, będąc już pułkownikiem, mianowany wojewodą w odebranej od Polski Białejrusi, wziął mnie ze sobą do Witebska, porzucić zaś służbę wojskową zmusiło go zrujnowanie zupełne jego majątkowe, zaciągnąwszy bowiem u ciotki mojej Witkowiczej z Małorosyi trzy tysiące rubli, dług, który na owe czasy był prawie niemożliwy do wypłacenia, bo majątki wówczas nie przynosiły w urodzajnych guberniach prawie żadnego dochodu, żyto bowiem płaciło się po 25 kopijek czetwert i za tę cenę przedać go trudno było z przyczyny zupełnego braku dróg i komunikacyi wodnych, a gorzelni prawie nie było; ztąd ojciec mój mógł żyć tylko z pensyi rządowej i wtenczas tylko wypłacić zdołał dług ten nielitościwą ciotce mojej, kiedy rząd, w nagrodę za zupełne zrujnowanie majątku matki rnojej przez buntownika Puhaczewa, wypłacić mu kazał 3 tysiące rubli. Emelka (Emiljan), z nazwiska Puhaczew (Puhacz), był zbiegłym dońskim kozakiem, samozwańczo wydającym siebie za cesarza, Piotra III., jakoby ocalonego, ukrywającego się w różnych stronach kraju przed żoną swoją, cesarzową Katarzyną II., która rozpuściła kłamliwą wieść o jego śmierci; w następstwie, widząc ku temu przyjazne okoliczności, odkrył się on i, poufnie zwierzywszy się Jaickim kozakom, napomykał im o przysiędze, którą wiernie dochować mu powinni byli, i żądał od nich pomocy dla wstąpienia na prawowity tron naddziadów swoich. Kozacy ci, w zupełnej ciemnocie swojej ślepo mu uwierzywszy, przysięgli mu na wierność bezwzględną i powstawszy masą pociągnęli za sobą Baszkirów i liczną część złożoną najwięcej z poddanych pańskich i tak zwanych dworowych (dworskich) ich ludzi. Puhaczew obiecał im za to udarować ich wolnością, nie brać z nich żadnych podatków, ani rekrutów, i sól dawać im bezpłatnie. Szlachtę, która mu w ręce wpadała, wieszał, a żony ich i córki, ohydziwszy je, oddawał towarzyszom swoim. Bunt ten wybuchnął przy końcu wojny tureckiej 1771 r. i ciągnął się przez dwa lata, póki nie zebrano dostatecznego wojska dla poskromienia go pod głównem dowództwem jenerała grafa Piotra Panina, (brata ministra). W całej Rosyi w ludzie panowało ogromne wzburzenie, i gdyby Puhaczew poszedł był prosto na Moskwę, nie zatrzymując się, jak to zrobił tak długo, w Ufimskiej i innych graniczących z nią guberniach, kto wie, coby z tego wyjść było mogło i ileby Rosya wycierpieć musiała; ale on nie miał ani rozumu, ani silnego charakteru, ani tej sposobności korzystania z okoliczności tak przyjaznych zuchwałemu jego przedsięwzięciu, wałęsał się to tu, to tam po kraju, podszedł pod Kazań, który spalił cały, oprócz twierdzy, i tam na Arskiem polu pobity został po raz pierwszy stanowczo przez majora Michelsona małym oddziałem wojska, kiedy sam miał do 20 tysięcy łudzi i liczną artyleryi Uchodząc ztamtąd ku Symbirskowi i dalej na Jaik, ujęty został przez tych samych kozaków, którzy pierwszymi byli jego pomocnikami, i wydany sławnemu późniejszemu bohaterowi Suworowowi, który był wtenczas jenerał-majorem i dowodził wojskami tam po mieszczonemi. Cesarzowa rozkazała rzekę Jaik przezwać Urałem, a kozaków tych uralskimi, Puhaczewa zaś przywieziono do Moskwy, całego okutego w żelaznej klatce, z trzema głównymi towarzyszami jego, gdzie tez był 10 stycznia 1775 r. okrutną śmiercią skarany, a inni wszyscy uczestnicy buntu zostali ułaskawieni. Cesarzowa oddać kazała samozwańca pod sąd senatu, synodu i jeneralatu, a ponieważ w Rosyi kary śmierci nie było, a przestępstwa jego potrzebowały wyjątkowego z tego prawa postanowienia, to członkowie synodu w dekrecie swoim twierdzili, że, chociaż Puhaczew i jego wspólnicy zasłużyli na karę śmierci, jednakże oni z duchownego charakteru swojego podobnego dekretu podpisać nie mogą. Inni członkowie sądu postanowili: Puhaczewowi, rozćwiertowawszy go naprzód, następnie ściąć głowę, podobnież i głównemu wspólnikowi jego w Moskwie, a dwóch innych powiesić w Ufie i Urału, co też w dniu wyżej oznaczonym dokonanem zostało. (2 )
1775. Po przybyciu do Witebska zaczął mnie uczyć abecadła djaczek unickiej tamecznej cerkwi, ale że byłem bardzo popsutem dzieckiem, ledwo we dwa lata nauczyłem się porządnie czytać i pisać.
1776. Wtenczas dano mi nauczyciela, odstawnego porucznika Braunszwejga, który mnie za 60 rubli rocznie uczył pierwszych prawideł arytmetyki i niemieckiego języka; na naukę francuzkiego chodziłem do klasztoru jezuitów, gdzie umie uczył jezuita Walfort, ale mało z tego wszystkiego skorzystałem, będąc leniwym i niepojętnym nad wyraz.
1777. W tym roku sprowadzono do starszej siostry mojej z Wilna Madame Leneveu, płacono jej 500 rubli rocznie, i mnie też ona uczyła po francuzku i w przeciągu jednego roku mówiłem już dość dobrze tym językiem, dla niemieckiego zaś chodziłem do jezuity Kacawryka, który regularnie i systematycznie każdej soboty chłostał mnie dyscypliną, zkąd tak mi obmierzł nieszczęśliwy język niemiecki, że nigdy nie mógłem dojść do tego, abym nie tylko nim dobrze mówił, ale go nawet porządnie rozumiał. Wówczas także zapisano mnie sierżantem do pułku stojącego w mieście garnizonem (3). Pułkownikowi Drewiczowi, komenderującemu huzarskim pułkiem, dano za zasługi jego w wojnie przeciwko polskim konfederatom znaczne posiadłości w Witebskiej prowincyi, a oprócz tego zbogacił się on niezmiernie zdzierstwami w Polsce, a ponieważ ojciec mój jako wojewoda był mu przychylny i ułatwiał mu interesa tyczące się majętności jego, Drewicz przyjął mnie jako kadeta do swego ochotniczego Białoruskiego pułku. Nigdy nie zapomnę, z jaką niewypowiedzianą radością ujrzałem się ustrojonym w huzarski mundur z brzęczącym pałaszem i taszką.
Przyznać się, tu muszę, że miałem najgorsze skłonności: nigdym nie powiedział słowa, żebym nie skłamał; jak tylko wstawano od obiadu, zaraz obiegałem naokoło stół i wypijałem, co tylko zostało w kieliszkach; wszystkie łakocia chwytałem ukradkiem i chowałem w taszkę. Nieraz, kiedy tak objuczonego przyprowadzano mnie do matki mojej, z płaczem biedna żaliła się, "jednego mam syna, ale jakiejże mogę spodziewać się z niego pociechy przy takich występnych jego skłonnościach!" Ani kary, ani przestrogi rodzicielskie mnie nie poprawiały, a do tego byłem jeszcze nieoprzątnym, niezgrabnym i przesadkowatym, oto jaką, na przyszłość pociechę obiecywałem rodzicom moim.
1778. Takim dotrwałem do 1778 roku. Wtenczas odkryły się namiestnictwa i ojciec mój został mianowany prezesem izby cywilnej połockiej, mnie zaś odwieziono do Smoleńska na pensyą utrzymywaną w tem mieście przez cudzoziemca Elerta, gdzie rok jeden przebyłem. Prawdę powiedziawszy, chociaż on z naukami mało był obeznany i cała jego pedagogika ograniczała się na skróconem nauczaniu katechizmu, gramatyki, historyi, jeografii i mitologii bez najmniejszego rozumowanego wykładu, a tylko na koniecznem wyuczeniu się na pamięć, bez najdrobniejszej zmiany słów francuzkich; za to z nieubłaganą srogością utrzymywał szkołę w zupełnej wojskowej dyscyplinie, bił bez miłosierdzia za najmniejsze przekroczenie ferutą i drewnianą linią w łapę, siekł rózgami i dyscypliną, kazał klęczeć po cztery godziny, słowem, był prawdziwym tyranem. Ale, jak się zdaje, dla mnie było to koniecznym i jedynym sposobem poprawy, a ponieważ miałem nie dobrą pamięć, nie było dnia, żebym nie był bity, pomimo to a może i dla tego robiłem znaczne postępy w arytmetyce i jeometryi, fechtowałem i tańczyłem wcale dobrze, korzystając z tych lekcyi, dawanych przez samego Elerta. Francuzki język szedł także bardzo dobrze, bo nikt nie śmiał ani jednego słowa powiedzieć po rosyjsku, dla pilnowania czego ustanowieni byli dozorcy, którzy mieli prawo kary nad drugimi uczniami, a nadzór nad tymi cenzorami był tak srogi, że jeźli Elert spostrzegł, że źle sprawowali swoje urzędy, albo nadużywali danej im władzy, siekł ich jeszcze więcej, niż drugich, bez miłosierdzia, a i degradował natychmiast. Żeby zasłużyć na te dostojeństwa szkolne, trzeba było być celującymi w naukach i najprzykładniejszego prowadzenia się, ztąd sądzę, że przez tę emulacyą dochodziło się dobrych skutków w moralności i nauce, chociaż wszystko zasadzało się na rózgach. Kilku młodych chłopców okaleczało od tak srogiego postępowania, ale pomimo to pensya była zawsze pełną. Za takie wychowanie płacono Elertowi po sto rubli rocznie, na pełnem jego utrzymaniu. Bywały tam także wieczory tańcujące dwa razy na tydzień, na które przychodziły i małe panienki, którym także nie przepuszczano i tak koniecznie do zupełnego wyuczenia się menueta i kontredansa nikt dzieci nie odbierał. Porównywając teraźniejsze wychowywanie z tem, co tu piszę, o dawnem, nikt pomimo całej prawdy opisu nie zechce zapewne wierzyć, że tak istotnie było. Jednakże co do chłopców, czy nie lepsza umiarkowana srogość, niż zwolnienie zupełne od kar cielesnych? Przywyknienie od dzieciństwa do niesprawiedliwości nie będzież im pożytecznem w życiu?
Po skończonym roku przyjechałem do rodziców do Połocka; jakaż była ich radość, gdy mnie ujrzeli zupełnie innym, – przyzwoitym i oprzątnym, zgrabnym tancerzem, mówiącym dobrze po francuzku i rozprawiającym trzy po trzy o różnych naukach, chociaż paplałem o nich, jak papuga, nic nie rozumiejąc, i wkrótce też wszystko zapomniałem.
Tymczasem Drewicz, chociaż miałem tylko lat trzynaście, przedstawił mnie na wyższy stopień audytora, ale kiedy, mianowany jenerał-majorem, oddał pułk swój nowemu pułkownikowi, stryjowi memu Engelhardtowi, siostrzeńcowi księcia Potemkina, ten zamiast tego podwyższenia przeniósł mnie do Preobrażeńskiego pułku gwardyi sierżantem.
W tym też roku ojciec mój, mianowany wicegubernatorem Mohylowskim, przeniósł się do Mohylowa, a że jenerał-major Zorycz (4), dymisyonowany faworyt Katarzyny, otrzymawszy w nagrodę swych trudów 13 tysięcy dusz z miasteczkiem Szkłowem, zaprowadził tam szkołę, dla której zapisał zdatnych nauczycieli, oddano i mnie do niej jeszcze na rok jeden. Szkoła ta później zmienioną została na korpus kadetów, uposażony tym przywilejem cesarzowej, że po zdaniu w nim egzaminu uczniowie jego jako oficerowie wstępowali do wojska. Po śmierci Zorycza rząd wziął ten korpus w swoje zawiadywanie i na swój koszt, a korpus ten obecnie przeniesiony został do Moskwy. Po ukończonym roku pobytu w tej szkole p. Szczelin, oficer od kwatermistrzowstwa, przyjaciel mojego ojca, jakby własnego syna uczył mnie w Orszy praktycznej jeometryi i geodezyi; mieszkałem tam u jenerał-majora B., którego nazwiska nie chcę wspominać dla tego, że moralność moja ciężkiego w domu jego szwanku doznała.
Natem się skończyła cała edukacya moja.II. SŁUŻBA MOJA W PREOBRAŻEŃSKIM PUŁKU GWARDYI I NIEKTÓRE ANEGDOTY.
Jeszcze za czasów pobytu mego w szkole Szkłowskiej Korsakow dostał dymisyą z obowiązku swego faworyta (5). Wielkim wpływem u dworu odznaczać się zaczął Aleksander Łanskoj (6). Korsakow w podarunku za zasługi swoje dostał w Mohylowskiej gubernii sześć tysięcy dusz, 200 tysięcy rubli na podróż za granicę, brylantów i pereł miał na 400 tysięcy rubli podług tego, jak te klejnoty ceniono wówczas, razem podług kursu teraźniejszego miał on w gotówce, klejnotach i innych drogich sprzętach 2, 400, 000 rubli. Ponieważ w dobrach mu darowanych nie było odpowiedniego dla niego pomieszkania, Korsakow wyprosił sobie u obywatela tamecznego Józefowicza dom jego we wsi Zeliwlu, leżącej blisko Mohylowa, dokąd zjeżdżać się zaczęli w odwiedziny krewni jego i przyjaciele, gdzie też i ja z ojcem moim często bywałem. Jakkolwiek dom w Zeliwlu był ogromny, ciasno w nim było tak, że w jednym pokoju pomieszczano po dwie rodziny, jedni przyjeżdżali, wyjeżdżali drudzy, ale mniej jak 80 osób nigdy tam nie bywało, cóż dopiero mówić o liczbie sług i koni? Więcej sześciu miesięcy Korsakow prowadził takiego rodzaju życie, nie było zabaw i uczt, którychby ciągle na nowy sposób nie urządzał, ztąd a jeszcze bardziej z najrozmitniejszego nieporządku, bo nie tylko właśni jego ludzie, ale i gościnni słudzy upijali się, szampańskiem winem, w krótkim czasie przeżył znaczną część sumy na podróż mu danej. Jeśli wspominam o tem, to głównie dla tego, że przy tej sposobności pierwszy raz zacząłem wchodzić w towarzystwo dam, starać się o ich łaskę i robić znajomości, zawierając stosunki z znaczniejszymi ludźmi.
1779. W tym roku ojciec mój wraz z innymi kolegami swymi wicegubernatorami wezwany został do cesarzowej. Katarzyna sama przez się przekonać się chciała o ilości dochodów z rządowych majątków w każdej gubernii i ocenić osobiście przy tej sposobności ludzi, którym jej finanse poruczono były. Słyszałem od ojca mojego, w jakie szczegóły rachunkowe wchodziła ona z każdym z zapytywanych wicegubernatorów na osobności, ilu to z nich uwolniła natychmiast od obowiązków a w miarę zadowolenia swego, ilu posunęła na wyższy stopień gubernatorów, jak w liczbie innych i ojca mojego, którego Mohylowskim gubernatorem zamianowała.
Oto jakim sposobem ojciec mój był przedstawiony Naj. Pani. W wigilią prezentacyi jenerał-prokuror, książę Wiaziemski, (obowiązek ówczesny jenerał-prokurora mieścił w sobie zarazem naczelnictwo tajnej ekspedycyi i teraźniejsze ministerstwa sprawiedliwości i spraw wewnętrznych), uwiadomił mojego ojca, aby w dniu naznaczonym stawił się przed gabinetem Jej Cesarskiej Mci i przez kamerdynera tam znajdującego się zameldował się Naj. Pani (7).
O pierwszey godzinie dopiero ojciec mój wezwany został do cesarzowej i, kiedy Katarzyna pytała o przeszłą służbę jego, ojciec mój odpowiedział, że był kapitanem w pułku Mielgunowa, który był adjutantem przy Piotrze III. Na to cesarzowa: "A więc ja znam Wpana, byłeś bowiem służbowym kapitanem w Peterhofie, kiedym na tron wstępowała. " Tak było w istocie, ale przed ojcem moim, chociaż był w dobrych stosunkach z Grzegorzem Orłowem, nie odkrywano sprzysiężenia, znając jego poczciwe zasady, a naczelnicy, znajdujący się przy Piotrze III. w Peterhofie, już przechyleni na stronę Katarzyny, nie wydali żadnych rozkazów obrony oficerom służbowym. Potem cesarzowa zaczęła się wypytywać o dochodach Mohylewskiej gubernii; ojciec mój, odpowiedziawszy na wiele szczegółów, prosił cesarzową, aby mu wolno było, mając słabą pamięć, wesprzeć ją notatkami, które przyniósł ze sobą, w przewidzeniu właściwej odpowiedzi na zapytania, których pamięcią parną objąćby nie mógł. Cesarzowa, wziąwszy notatki do ręki, powiedziała ojcu: "Pozwól mi przejrzeć tg książeczkę, daleko więcej objaśniającą rzeczy, niż ustne odpowiedzi", i, długo przeglądając te notatki, znowu się odezwała: "Daruj mi Wpan te notatki, abym każdemu wicegubernatorowi rozkazała mieć podobne. " Potem znowu zapytała: "Dla czego w waszej gubernii w zeszłym roku ludność przecierpiała tak srodze przez brak soli, że musiała wymaczać śledzie i tem pokarmy swoje zaprawiać? (a było to fałszywe doniesienie, wymyślone przez wrogów namiestnika ówczesnego, jenerała Zachara Czernyszewa). Najjaśniejsza Pani, odpowiedział mój ojciec, jest to fałszywe oskarżenie, na dowód czego posłużyć może ta sama książeczka, w której jasno pokazana znaczna ilość soli, jaka każdego roku oprócz użycia zostawała remanentem w magazynach solnych. Cesarzowa, przepatrzywszy wiadomość o soli i upewniwszy się o prawdzie słów ojca mego, odrzekła: "Powiem namiestnikowi waszemu, że ma w osobie twojej urzędnika, który słusznemi dowodami bronić go umie", jakoż drugiego dnia powtórzyła to wszystko bratu namiestnika, jenerałowi Janowi Czernyszewowi (8). I znowu zapytała: "Dla czego na Beszenkowieckiej komorze tak mało z ceł zbiera się pieniędzy? Ja wiem, że wszyscy celnicy dzielą się zemną mojemi dochodami, i wstrzymać ich od tego niepodobna, wszelakoż trzeba mieć sumienie, a zdaje się, że ci celnicy wcale go nie mają. " Naj. Pani, odpowiedział mój ojciec, za poczciwość ich ręczyć nie śmiem, tem więcej, że, komora ta leży w Połockiej, nie w mojej gubernii, wszelako i tłomaczenie się ich w części jest słusznem, albowiem Żydzi, w których ręku jest cały handel białoruski, chociaż jeżdżą do Rygi za kupnem różnych towarów przywozowych z morza Bałtyckiego, jako to cukru, kawy, win, angielskiego piwa i t… d., główne wszakże artykuły ich handlu kupują na jarmarkach w Lipsku, Frankfurcie i Królewcu, a jeżdżą do Rygi po to mianowicie, aby nabywać od tamecznych kupców świadectwa, jakoby towary te hurtem kupowane były w Rydze. Cała ta sztuczna operacyą tak się odbywa: prawo postanowiło, że wszystkie towary kupiono w Rydze, jako już opłacane na tamecznej komorze, wolne mają przejście w głąb' kraju za świadectwem tylko kupców rygskich, zapewniającem, że od nich były nabyte. Takim sposobem Żydki, nabywszy takie świadectwa, płyną z pustą prawie barką po Dźwinie i, – przybiwszy w nocy na brzeg Polski, na którym czekają na nich towary zakupione za granicą, – płyną bezpiecznie pod komorę Beszenkowiecką, której urzędnicy, sprawdziwszy ilość towarów ze świadectwem, podstępnie w Rydze wydanem, jakoby one ztamtąd pochodziły, zmuszeni są swobodnie dalej je przepuszczać. "A to prawdziwi sztukmistrze, jak widzę, i Żydzi wasi i celnicy", powiedziała cesarzowa, "tem więcej pewni swego, im trudniejsze, jeśli nie niepodobne do wynalezienia są sposoby, aby nadużycia te wykorzenić można. " I przytrzymawszy tak ojca mego na osobności więcej dwóch godzin, cesarzowa łaskawie dała mu ręce do pocałowania i odprawiła go, mówiąc: "Życzyłabym sobie wszystkich wam podobnych mieć wicegubernatorów, chociaż pamięć wasza gorsza jest od mojej, bom sobie was zaraz przypomniała, i bądźcie pewni, że i na przyszłość pamiętać o was będę. "
1780. W roku tym cesarzowa przedsięwzięła obejrzeć nowo nabyte białoruskie prowincye; łącznie z tym celem Mohylów naznaczony był jako miejsce spotkania się Katarzyny z cesarzem Józefem II. Dla przyjęcia wysokich podróżników robiły się stosowne do godności ich przygotowania. Namiestnik cesarzowej, graf Zachar Czernyszew, nie szczędził trudów, aby poruczone mu gubernie Połocka i Mohylowska wydawały się w całym blasku wzorowej organizacyi, którą w nich zaprowadził, jakoż rzeczywiście były one w kwitnącem położeniu tak zewnętrznie, jak i w wewnętrznym swoim ustroju administracyjnym i sądowniczym. Urzędnicy, których sobie dobrał namiestnik, odznaczali się moralnością i praktyką umiejętną w obowiązkach swoich służbowych; słowem, gubernie te służyć mogły za przykład organizacyi dla Rosyi całej. Z początku obywatele tych gubernii nie byli zadowoleni z nowego rządu, prawdę albowiem rzekłszy, namiestnik surowo się z nimi obchodził, w kraju, w którym dotąd panowała zupełna anarchia, postępowanie panów względem poddanych było zupełnie dowolne, życie tych ostatnich nawet było zależnem od nich, bogaty i możny uciskał biedniejszych, jak i kiedy mu się podobało; a więc nie mogło to im dogadzać, kiedy na każdym kroku tych dowolności dawniejszych wstrzymano ich zapędy? Największe zaś, bo ogólne nieukontentowanie wywołało zaprowadzenie nowych dróg w tym kraju. Za to też drogi te nie tylko do stolic, ale do pogranicznych gubernii i powiatów były takie, jakich w całem cesarstwie nie było; szerokie, proste te drogi prowadzone były przez lasy, góry i wąwozy, z wyrytemi po obu stronach przykopami, obsadzonemi dwoma rzędami drzew; góry były skopane, groble posypane, po błotach i trzęsawiskach mosty dobre i trwałe, przeprawy przez rzeki bezpieczne, na pocztowych stacyach postawione były domki schludne, z prostemi, ale oprzętnemi meblami, tak, że podróżny nie tylko nocleg wygodny, ale i inne wszelkie wygody w nich znajdował. Namiestnik potrafił skłonić obywateli majątków, w których zaprowadzone były stacye pocztowe, nie tylko wziąć na siebie dozór samych stacyi, ale i koni i pocztylionów na nich, odzianych przyzwoicie na sposób pruski; skarb zaś zyskiwał o tyle, iż, płacąc pomierną cenę niższą, niż gdzie indziej utrzymującym te poczty, dawał im jeszcze sposobność małego zarobku.
W miastach gubernialnych i powiatowych domy dla różnych władz sądowniczych stawiano kamienne i dwupiętrowe z właściwą dla nich architekturą i odpowiedniem pomieszczeniem; domy dla carskich namiestników obszerne, z wielką salą, tronem, w której mieściła się wszystka szlachta dla wyborów; domy dla gubernatorów podobneż, równie jak i dla innych wyższych urzędników. W następstwie, kiedy to wszystko dokończonem zostało, ten prawdziwy mąż stanu od wszystkich był szczerze uszanowanym.
Ponieważ cesarzowa naznaczyła dla pobytu swego w Mohylewie dni siedm, żeby więc dostatnio zabawić Naj. Panią i dwór jej, graf Czernyszew sprowadził z Petersburga nadworną włoską operę, muzykę dworską dla koncertów i znaczniejszych artystów, pomiędzy którymi odznaczała się śpiewaczka Bonafina, i własnym kosztem wystawił teatr i wielką obok salę podług planów głośnego wówczas architekta Brigonzi.
Oprócz tego wszystkiego dla manewrów przed cesarzem Józefem zebrano znaczny korpus wojsk pod dowództwem jenerała Rzewskiego, odznaczającego się taktycznemi wiadomościami autora kilka dzieł wojskowych.
Na miesiąc przed przybyciem cesarzowej zjechali się zagraniczni ministrowie, część dworu, mnóstwo cudzoziemców a osobliwie wielka liczba znacznych i bogatych polskich panów, tak, że Mohylow wyglądał bardziej na ludna, stolicę, niż na proste miasto gubernialne. Nieprzerywane ciągnęły się uczty, bale i straszna gra w karty, jakiej nigdy dotąd w Rosyi nie bywało i później takiej już pewno nie było; hrabia Sapieha przegrał wtenczas cały swój ogromny majątek. Zdaje się, że ten Sapieha był synem Piotra, narzeczonego niegdyś córki księcia Menszykowa, nim ta ostatnia została zaręczona z Piotrem II. – Sapieha ten ożenił się później z hrabianką, Zofią Skowrońską, siostrzenicą Katarzyny L, i był szambelanem dworu rosyjskiego (9).
Podtenczas dziwne także przytrafiło się zdarzenie ówczesnemu gubernatorowi moskiewskiemu, jenerałowi Piotrowi Paskowi; był on namiętnym graczem i pewnej nocy, przegrawszy już dziesięć tysięcy rubli, około trzeciej godziny zdrzymnął się przy stoliku kartowym, kiedy razem ocknął się nagle i krzyknąwszy attendez! rzekł: przyśnił mi się starzec o długiej białej brodzie i powiedział mi Słuchaj Pasku! korzystaj z chwili, postaw na trójkę trzy tysiące rubli, wygra ci ona soniko, zagnij paroli, znowu wygrasz soniko, zagnij setlewę, a jeszcze soniko taż trójka ci wygra, i oto patrzcie, trójka leży na podłodze! – idzie trzy tysiące rubli! I rzeczywiście z rzędu wygrał trzy razy. Widzenie to skończyło się natem, ale oto jeszcze dziwniejsze. Pasek był leniwcem i złym urzędnikiem namiestnik napędzał go i często w nieukontentowaniu swojem urzędowe posyłał mu nagany. Pewnego dnia w przytomności mojego ojca i innych urzędników, kiedy go spotkała podobna nieprzyjemność: "Nie", rzekł, "panowie bracia, już się dość najadłem podobnych słodyczy, podaję się do dymisyi, starzec mój o siwej brodzie, który mi ongi dał wygrać dość znaczną sumę, dziś przyśnił mi się znowu i rzekł: Pasku! dość już tych umartwień, podaj się do dymisyi, uwolnią cię, to pewna, ale nie przejdą trzy miesięce, będziesz mianowany senatorem, a gdy w rok od tej daty książę Dołhorukow, głównokomenderujący w Moskwie, umrze, Czernyszewa naznaczą na jego miejsce, a ciebie zrobią namiestnikiem na miejscu Czernyszewa. Ojciec mój zapisał sobie datę dnia tego i wszystko się jota w jotę do roku spełniło (10).
Nakoniec cesarzowa przez Pskowską i Połocką gubernie przekroczyła granicę Mohylowskiej, gdzie mój ojciec spotykał ją, gubernator bowiem wysłany był naprzeciw cesarza Józefa, który pod imieniem hr. Falkensteina ciążył od granicy galicyjskiej. Cesarzowa, łaskawie podawszy rękę do pocałowania, powiedziała: "Gdybym sama naocznie nie widziała takiego urządzenia Białejrusi, nie wierzyłabym niczyjemu o niem zapewnieniu, a drogi wasze – to sady!" Przed przybyciem do Mohylowa Naj. Pani nocowała w Szkłowie u Zorycza i obiecała mu w powrocie przebyć jeszcze u niego całą dobę.
Wjazd do Mohylowa 24 maja 1780 r. był wspaniały: o trzy wersty od miasta wystawiona była tryumfalna brama prześlicznej architektury, między nią a miastem stały wojska z jednej, a z drugiej strony lud i mieszczanie z cechowemi chorągwiami swemi. U samej tryumfalnej bramy przyjmował cesarzową namiestnik miejscowy, hr. Zachar Czernyszew, z urzędnikami gubernialnymi, szlachtą i ich marszałkami konno; u bram miejskich przybyły w wigilią feldmarszałek hr. Rumiancow-Zadunajski, książę Potemkin, i wszyscy jenerałowie; przed karetą cesarzowej był konwój z szwadronu kirysierów. Otoczona wyżej wymienionemi osobami, przy gromie dział i dźwięku dzwonów cesarzowa udała się do katedry prawosławnej, u drzwi której przyjętą była przez arcybiskupa mohylewskiego, Jerzego (11), ztamtąd, ucałowawszy obrazy, po skończonem nabożeństwie zajechała do pałacu namiestnika przygotowanego dla niej. Tam spotkał ją katolicki arcybiskup mohylewski, Siestrzeńcewicz (12), z duchowieństwem swojem i żona Namiestnika, staats-dama dworu.