Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki Juljana Ursyna Niemcewicza. Tom 1. 1811-1813, 1811-1820 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki Juljana Ursyna Niemcewicza. Tom 1. 1811-1813, 1811-1820 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 511 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. MOWA N. P.

MIA­NA Z TRO­NU DNIA 10. MAR­CA 1809.

"Wszech­wład­ną Opatrz­no­ści mocą, zwy­cięz­kiem wiel­kie­go Na­po­le­ona ra­mie­niem, osa­dzo­ny na tym tro­nie, przed pół­wie­kiem od przod­ków mo­ich już po­sia­da­nym z przy­wią­za­niem do na­ro­du, któ­re oni ze krwią we mnie prze­la­li, pierw­sze prze­mó­wie­nie do zgro­ma­dzo­ne­go sej­mu, wy­ra­zom skłon­ne­go i przy­chyl­ne­go dla was ser­ca po­świę­cam:

"Nie­do­go­dził­bym so­bie, gdy­bym w ob­li­czu zgro­ma­dze­nia tego, za­ta­ił moje uczu­cia, na wspo­mnie­nie tej chlub­nej ży­cia mego epo­ki, w któ­rej, je­dy­nym w dzie­jach przy­kła­dem, ode­bra­łem od tego na­ro­du do­wód jed­no­myśl­nej uf­no­ści i przy­wią­za­nia do mo­jej oso­by. Zbieg prze­moż­nych oko­licz­no­ści, ży­czeń wa­szych w ów­czas nie i, zi­ścił, lecz po­zo­sta­ła dla was naj­tkliw­sza w ser­cu mo­jem pa­mięć."

"Dziś po­myśl­niej­sza po­łą­czą chwi­la i na­ro­du ży­cze­nie, i moją ku nie­mu przy­chyl­ność, wspar­te oby­dwie dziel­ną po­mo­cą mo­je­go wiel­kie­go sprzy­mie­rzeń­ca, a wa­sze­go wskrze­si­cie­la. "

"W tej to ja chwi­li go­rą­co pra­gnę, bym przez zgod­ną jed­ność człon­ków sej­mu­ją­cych, w gor­li­wym o do­bro kra­ju za­wo­dzie, wi­dzieć mógł nie­myl­ne skut­ki, tego oj­czy­zny uko­cha­nia, któ­rym nie­raz Po­lak wsła­wił się, i tego za­ufa­nia, w mo­ich tro­skli­wych o wa­szą po­myśl­ność usi­ło­wa­niach, któ­re­go tyle da­li­ście mi do­wo­dów."

"Se­na­cie, po­sło­wie i de­pu­to­wa­ni na­ro­du słyn­ne­go szla­chet­nem do oj­czy­zny przy­wią­za­niem i po­świę­ca­niem się dla jej szczę­ścia! ma­cie już wia­do­my za­miar wa­sze­go zwo­ła­nia. W po­prze­dza­ją­cych mo­ich li­stach da­łem już po­znać i moje chę­ci i pań­stwa po­trze­by:"

"By­ło­by mi ra­do­śno, gło­sić zgro­ma­dzo­ne­mu sej­mo­wi zu­peł­ne po­myśl­no­ści. Lecz ta jest rze­czy ludz­kich ko­lej, przez tru­dy do szczę­śli­we­go po­wo­dze­nia do­cho­dzić. – Zy­skaw­szy co jest istot­ne­go, nie­pod­le­głość, zna­cze­nie i kon­sty­tu­cją, jesz­cze po­zo­sta­je zno­sić nie­któ­re cię­ża­ry, ja­kich wy­ma­ga kra­ju po­ło­że­nie, utrzy­ma­nie siły zbroj­nej i za­pro­wa­dze­nie rzą­du. Nasz mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych wy­sta­wi sej­mo­wi ob­raz po­stęp­ku ad­mi­ni­stra­cji, o po­rząd­ku sej­mo­wa­nia, stan po­trzeb kra­jo­wych izbie po­sel­skiej prze­ło­żo­nym zo­sta­nie.

"Czas sej­mo­wa­nia pra­wem okre­ślo­ny, oko­licz­no­ści po­śpiech wska­zu­ją­ce, na­głe kra­ju po­trze­by, już was do roz­po­czę­cia dzia­łań wzy­wa­ją; a wy­bór mę­żów sejm skła­da­ją­cych, ich w se­na­cie i izbie po­sel­skiej, cno­tą i za­słu­ga­mi zna­ko­mi­tych – prze­wod­ni­ków, czy­nią mię peł­nym uf­no­ści, że skut­ki zwo­ła­nia tego będą naj­po­myśl­niej­sze­mi dla oj­czy­zny."

"Po­la­cy! uka­za­li­ście już świa­tu dziel­no­ścią orę­ża, że­ście god­ni wa­sze­go od­ro­dze­nia; oby­wa­tel­stwo wa­sze za­pew­nia mię, iż oka­że­cie rów­nie mą­dro­ścią ob­rad, że nie – od­ro­dze­ni od przod­ków, sła­wę i do­bro oj­czy­zny nad wszyst­ko wa­ży­cie."

Mowa ta wy­raź­nie i do­brze po­wie­dzia­na, na sej­mu­ją­cych i przy­tom­nych, wiel­kie uczy­ni­ła wra­że­nie. Przy­da­ły do tego wie­le mun­dur i or­de­ry pol­skie, w któ­rych się król po­ka­zał. Po skoń­czo­nej ses­sji był wiel­ki obiad u dwo­ru, na któ­ry za­pro­sze­ni, se­nat: mi­ni­stro­wie, radz­cy sta­nu i se­kre­tarz se­na­tu; speł­nia­ne były na­stę­pu­ją­ce zdro­wia:

Przez Kró­la:

Ce­sa­rza Na­po­le­ona na­sze­go fun­da­to­ra i pro­tek­to­ra.

Przez Pre­ze­sa se­na­tu:

Fry­de­ry­ka Au­gu­sta któ­re­go­śmy pra­gnę­li i otrzy­ma­li.

Zno­wu przez Kró­la:

Szczę­śli­wo­ści Po­la­ków.

Przez Pre­ze­sa:

Szczę­śli­wo­ści Sa­sów i dłu­gie­go pa­no­wa­nia WKM. nad po­łą­czo­ny­mi na­ro­da­mi.

Król na po­ko­jach roz­ma­wiał wie­le z po­sła­mi, po­pu­lar­niej­szym był niż kie­dy­kol­wiek w swem ży­ciu.

Wy­sła­ny do Pa­ry­ża i dłu­go ocze­ki­wa­ny ge­ne­rał Fi­szer, przy­był II. Mar­ca w nocy. Ja­kie dwo­ro­wi przy­wiózł wia­do­mo­ści, nie­wia­do­mo; wno­sić tyl­ko moż­na było po we­so­łej twa­rzy i kró­la i mi­ni­stra, że po­cie­sza­ją­ce mu­sia­ły być obiet­ni­ce, bo co do skut­ków, tych wi­dzieć nie je­ste­śmy zwy­czaj­ni. Fi­szer daw­ny mój w re­wo­lu­cji to­wa­rzysz, opo­wie­dział mi swój przy­jad i po­byt; opo­wia­da­nie jego ma­lu­je dość ja­sno dzi­siej­sze po­ło­że­nie i po­li­ty­kę Fran­cji, i jej wzglę­dem nas po­stę­po­wa­nie. Od­wa­gą ry­cer­stwa na­sze­go po­zy­ska­na do­bra ku nam chęć Na­po­le­ona, wię­cej nad to wła­sny jego in­te­res, skła­nia­ły go za­pew­ne do roz­prze­strze­nie­nia, i wzmoc­nie­nia tego za­rod­ku wskrze­szo­nej Pol­ski, lecz dwie sil­ne na­prze­ciw temu sta­wa­ły mu prze­szko­dy, wła­sną jego winą ścią­gnio­ne. Od chwi­li po­ryw­cze] do Hisz­pa­nii wy­pra­wy, nie­spo­dzie­wa­ne­go w niej opo­ru, uwię­zie­nia tam sił znacz­nych wojsk swo­ich, prze­stał Na­po­le­on być po­gro­mem Pół­no­cy, prze­stał da­wać pra­wa, – ule­gać i owszem mu­siał. Bo­jaźń by Alek­san­der car nie­złą­czył się z Au­str­ją, po­sta­wi­ła go w ko­niecz­no­ści do­ga­dza­nia mu we wszyst­kich jego żą­dzach i wy­my­słach; że zaś księ­stwo War­szaw­skie, ten za­wią­zek przy­szłej Pol­ski naj­bar­dziej trwo­żył i bódł Mo­ska­lów, Na­po­le­on zna­jąc tę nie­spo­koj­ność, tę za­wzię­tość, żad­nych do uko­ły­sa­nia ich nie opusz­czał środ­ków. W Er­fur­cie jesz­cze, oka­zał Alek­san­der nie­ukon­ten­to­wa­nie, dzie­cin­ne praw­dzi­wie, z or­de­rów pol­skich, z her­bów, z po­go­ni na krzy­żu na­szym woj­sko­wym, z pusz­cza­nych do kra­ju zbie­gów mo­skiew­skich, we wszyst­kiem ja­ke­śmy wi­dzie­li do­go­dzo­no mu na­tych­miast. U dwo­ru choć po­wa­ża­no nas skry­cie, wy­strze­ga­no się dać zna­ku po­wa­ża­nia tego pu­blicz­nie, i tak gdy G. Fi­szer, z li­stem od kró­la i z dru­gim od mar­szał­ka Da­vo­ust, sil­nie go bar­dzo za­le­ca­ją­cym, kur­je­rem za­je­chał do Thu­il­le­ries, gdy się szam­be­la­no­wi oznaj­mił, ce­sarz prze­ciw­nie przy­ję­te­mu zwy­cza­jo­wi, nie przy­pu­ścił go do sie­bie, lecz przez szam­be­la­na li­sty so­bie od­dać roz­ka­zał; nie był to po­wta­rzam do­wód nie­ła­ski, lecz bo­jaź­ni i ule­ga­nia Mo­skwie, któ­rej mi­ni­stro­wie Ro­man­ców i Ku­ra­kin i mnó­stwo znaj­du­ją­cych się w ów­czas w Pa­ry­żu Mo­ska­li, świad­ka­mi byli każ­de­go pu­blicz­ne­go kro­ku. Na­próż­no mar­sza­łek Da­vo­ust, w naj­wyż­szych na­ów­czas u Na­po­le­ona ła­skach, nam jak naj­szcze­rzej przy­wią­za­ny na­le­gał o to, od­po­wia­da­no, że nie trze­ba lę­kać się Mo­skwy. U dwo­ru jed­nak i na ba­lach przez pierw­szych ma­gna­tów da­wa­nych, Fi­szer by­wał pro­szo­ny i po­wa­ża­ny; na tych to zgro­ma­dze­niach Na­po­le­on mó­wił z nim, i ostat­nie sło­wa co mu przed wy­jaz­dem po­wie­dział, były: sta­raj­cie się mieć jak naj­wię­cej woj­ska. Wy­chwa­lić się Fi­szer nie może do­wo­dów, któ­re Mar­sza­łek Da­vo­ust przy­wią­za­nia i sza­cun­ku swe­go dla na­ro­du pol­skie­go, w każ­dej oko­licz­no­ści da­wać nie prze­sta­je. Sil­nie się on za nami wsta­wia u Ce­sa­rza, i gdy­by rów­nie sil­nie śmiał Król nasz po­trze­by kra­ju prze­kła­dać, więk­sze na nie mia­no­by wzglę­dy; lecz przez zbyt­nią de­li­kat­ność i trwoż­li­wość, nie śmie Król prze­ło­żyć Ce­sa­rzo­wi sil­nie wy­cień­czo­ne­go sta­nu księ­stwa. Pan Ma­ret i inni mi­ni­stro­wie z po­dob­nych co i Na­po­le­on wzglę­dów, po­dob­neż wzglę­dem Fi­sze­ra za­cho­wa­li wy­strze­ga­nie. Z tem wszyst­kiem w wie­lu zda­rze­niach, zdra­dza­ła się ce­sa­rza do­bra chęć ku nam, i wy­so­ki sza­cu­nek, któ­ry po­wziął o męz­twie Po­la­ków. Gdy mu do­nie­sio­no o wzię­ciu Sa­ra­gos­sy. Jak się Po­la­cy spra­wia­li za­py­tał? od­po­wie­dzia­no byli pierw­si w wy­ło­mie. Ie m'y at­ten­da­is, te­gom się spo­dzie­wał, była Ce­sa­rza od­po­wiedź.

Po wy­bra­nych po­dług kon­sty­tu­cji ko­mi­sjach, przy­stą­pi­ła Izba po­sel­ska do po­praw o pra­wie kry­mi­nal­nem. Gdy przy­szło do wo­to­wa­nia, za­prze­cza­ła Izba rad­com sta­nu wo­to­wa­nia na pra­wo: jako kon­sty­tu­cji prze­ciw­ne, gdy­by był mar­sza­łek sej­mo­wy Ostrow­ski, oświe­cił Izbę, o nie­wia­do­mem jej w tym przy­pad­ku zda­rze­niu. Gdy­by był do­niósł, że kre­owa­nie Rad­ców sta­nu, i przy­pusz­cze­nie ich z mi­ni­stra­mi do wo­to­wa­nia sta­ło się za wolą Na­po­le­ona, była by Izba uspo­ko­iła się; lecz ob­ra­żo­ny sta­rzec z ha­ła­sem za­wo­łał, że sejm oba­la kon­sty­tu­cje, i że on nad­to już po­słom po­bła­ża. Te sło­wa były iskrą, któ­ra na pał­ką wpa­dła ma­ter­ją. Izba prze­ko­na­na, że przy kon­sty­tu­cji ob­sta­je, w gniew­li­wych wy­buch­nę­ła okrzy­kach, mu­siał wy­znać mar­sza­łek swo­ją po­mył­kę, i za­rę­czyć, że król Imci wię­cej kon­sy­lia­rzów mia­no­wać nie bę­dzie, że Izba na sło­wie kró­lew­skiem spo­czy­wać po­win­na, ani się lę­kać, by mia­no­wa­ni licz­ni od kró­la urzęd­ni­cy, pre­ro­ga­ty­wy sej­mo­wi tyl­ko słu­żą­ce, mie­li nadal nie tyl­ko prze­wa­żać, lecz na­wet ście­śniać. Przy­stą­pio­no więc do wo­to­wa­nia; z tem wszyst­kiem je­dy­na­stu po­słów wo­to­wać nie chcia­ło. Ogło­szo­ny na­za­jutrz de­kret kró­lew­ski, sta­no­wią­cy, że acz­by król wię­cej kon­sy­lia­rzów no­mi­no­wał, nie wię­cej jed­nak jak sze­ściu pra­wo gło­so­wa­nia mieć bę­dzie, uła­go­dził umy­sły, umy­sły mó­wię Po­la­ków rów­nie do za­pa­le­nia szyb­kie, jak do­bro­cią do uko­je­nia ła­twe.

Szły pro­jek­ta po­dat­ków, z wiel­ką wprzód pra­cą ukła­da­ne, mię­dzy Radą sta­nu i Kom­mi­sją po­sel­ską, szły mó­wię z po­śpie­chem, szły z gor­li­wo­ścią do­wo­dzą­cą, że gdzie idzie o oj­czy­znę, Po­lak z moż­no­ścią swo­ją ra­cho­wać się nie umie: rzecz na nie­szczę­ście nie­wąt­pli­wa, że moż­ność w opła­ce­niu nie od­po­wie nig­dy za­pa­ło­wi w uchwa­łach, zna­ją­cy naj­le­piej po­ło­że­nie dzi­siej­sze kra­ju prze­wi­du­ję, że le­d­wie po­ło­wa uchwa­lo­nych po­bo­rów wnij­dzie do skar­bu.

Uchwa­lo­ne po­dat­ki były na­stę­pu­ją­ce:

1. Za­cho­wa­nie po­dat­ków daw­nych.

2. Po­więk­sze­nie ofia­ry na woj­sko.

3. Po­bór oso­bi­sty na kosz­ta for­ty­fi­ka­cji.

4. Po­bór od rze­zi mię­sa ko­szer­ne­go.

5. Po­bór pro­duk­tów w na­tu­rze dla woj­ska.

6. Opła­ta pa­ten­to­wa od pro­fe­sjo­ni­stów.

7. Po­dwo­je­nie po­dym­ne­go.

8. Opła­ta od stę­pia.

Po­dat­ki te gdy­by za­pła­co­ne były, wy­nio­sły­by ogó­łem: (Nie­wy­pi­sa­na sum­ma. P. W.)

Prócz tych praw po­bor­czych, przy­ję­to z nie­któ­re­mi od­mia­na­mi ko­dex kry­mi­nal­ny fran­cuz­ki:

W ko­de­xie cy­wil­nym Na­po­le­ona za­szły nie­któ­re od­mia­ny, mia­no­wi­cie wzglę­dem ak­tów ślub­nych.

Roz­rzą­dze­nie woj­ska po­wie­rzo­ne kró­lo­wi.

Wy­jąw­szy dwa dni otwar­cia i za­mknię­cia sej­mu, dzień po­świę­co­ny na wy­bo­ry kom­mi­sjów, wszyst­kie te waż­ne usta­wy w dni je­de­na­ście ukoń­czo­ne­mi zo­sta­ły. Po­śpiech za­dzi­wia­ją­cy za­iste, dla tych oso­bli­wie co daw­ne pa­mię­ta­ją sej­my; lecz już ostat­ni kon­sty­tu­cyj­ny przy­uczył umy­sły do więk­szej sfor­no­ści, póź­niej lat kil­ka­na­ście ob­ce­go wie­lo­wład­ne­go rzą­du, z śle­pem po­słu­szeń­stwem oswo­ił Po­la­ka, lecz bar­dziej na­de­wszyst­ko for­ma dzi­siej­sza usta­wy rzą­do­wej, za­kła­da­jąc nie tyl­ko wie­lo­mów­stwu, ale i po­trzeb­ne­mu na­wet mó­wie­niu tamę, na­ka­zu­jąc wo­to­wa­nie, nie ar­ty­ku­ła­mi, lecz na cał­ko­wi­te ugo­dzo­ne już mię­dzy rzą­dem a kom­mi­sja­mi pro­jek­ta, krót­kość na­ko­niec dni tyl­ko pięt­na­stu sej­mu, wzgląd na na­głość po­trzeb, wszyst­ko na­ka­zy­wa­ło po­śpiech; lecz i tu na­wet ży­wość cha­rak­te­ru pol­skie­go, taż sama ła­twość w obu­rze­niu się i uspo­ko­je­niu, pa­mięć daw­nej wol­no­ści, łech­tli­wość na ura­zy po dwa­kroć wi­dzieć się dały. Raz ja­kem już na­mie­nił, gdy Izba obu­rzy­ła się prze­ciw chcą­cym wraz z po­sła­mi wo­to­wać Radz­com sta­nu, sil­niej­sze­go za­pa­łu i unie­sie­nia na­stę­pu­ją­cy był po­wód.

Nie mie­li pra­wa mó­wić po­sło­wie; człon­ko­wie wy­zna­czo­nych przez sejm ko­mi­sji, je­dy­ny­mi byli tło­ma­cza­mi uczuć ich i my­śli. Jest w na­tu­rze ludz­kiej sar­kać na to co go do­le­ga. Ten co roz­ka­zu­je, co nam część na­szej od­bie­ra wła­sno­ści, któ­ry ty­sią­ca­mi spo­so­bów z przy­kro­ścią, każ­de­go do­ty­ka: rząd na­ko­niec wszę­dzie mniej lub wię­cej jest nie­lu­bio­nym, a gdzie ja­ka­kol­wiek zo­sta­ła wol­ność, gło­śnych po­ci­sków, musi być ce­lem; jaw­ne do­wo­dy tej praw­dy, i w dzi­siej­szym oka­żą się sej­mie. Na­ród po­dat­ka­mi obar­cza­ją­cy się nad siły swo­je, z za­wi­ścią po­glą­da na urzęd­ni­ków, któ­rzy z uję­tych może im po­trzeb ko­rzy­stać mie­li. Po­lak dłu­go bez po­dat­ków i rzą­du, syty sta­ro­stwa­mi, usłu­gi spra­wie­dli­wo­ści i inne po­mniej­sze bez na­gro­dy wy­peł­niał, słu­żyć dar­mo sta­wa­ło się nie­ja­koś chlu­bą, uwłó­cze­niem so­bie brać za za­pła­tę nad­gro­dę. Lubo po zu­peł­nym nie­rzą­dzie, na­stał rząd aż nad­to po­dob­no licz­ny, z od­mia­ną tą nie­zmie­nił się zu­peł­nie spo­sób my­śle­nia; pio­ru­no­wa­li w każ­dej mo­wie ko­mi­sa­rze na li­stę cy­wil­ną, na zgra­je ofi­cja­li­stów, na złe przez mi­ni­strów ad­mi­ni­stra­cje, i z wie­lu wzglę­dów skar­gi ich słusz­ne­mi były. Spra­wie­dli­wie wo­ła­no na mi­ni­stra spra­wie­dli­wo­ści Łu­bień­skie­go o Szpor­tle, o osa­dze­nie krew­ne­mi swe­mi urzę­dów naj­pierw­szych, o za­wi­kła­nie w są­dow­nic­twie, o nie­wier­ność w ogła­sza­niu wy­ro­ków kró­lew­skich. Nie bez przy­czy­ny na­rze­ka­no na mnó­stwo ofi­cja­li­stów zwłasz­cza skar­bo­wych, złe to przy­szło do nas z fi­skal­nym rzą­dem pru­skim, tem naj­gor­sze, że jak gdzie in­dziej i u nas, miesz­kań­ców kra­ju na dwa dzie­li na­ro­dy; rzą­dzą­cych i rzą­dzo­nych, pła­cą­cych i opła­ca­nych. Mia­ły po­zo­ry swo­je tłum­ne okrzy­ki na Ko­cha­now­skie­go, za nie­zda­nie do­tąd ra­chun­ków z ko­mi­sji żyw­no­ści; uspra­wie – dli­wia­ja­ce­mu się, że je zdał Ra­dzie, że z pre­fek­ta­mi, z ko­mi­sa­rza­mi fran­cuz­ki­mi, jesz­cze ich skoń­czyć nie mógł – mó­wić nie dano. Naj­żyw­sze i naj­słusz­niej­sze były okrzy­ki na Za­jącz­ka dy­rek­to­ra pocz­ty.

Człek ten przed wkro­cze­niem tu­taj Fran­cu­zów że­brzą­cy chle­ba, dziś wy­uz­da­nym zbyt­kiem urą­ga­ją­cy pu­blicz­no­ści, za­miast 80, 000 ta­la­rów któ­re pocz­ty kra­jów tych, czy­ni­ły nie­gdyś kró­lo­wi pru­skie­mu, miał bez­czel­ność 160 ta­la­rów od­dać tyl­ko do skar­bu. Przy­własz­cza­ją­cy ra­czej so­bie, niż rze­tel­nie po­sia­da­ją­cy kre­dyt i pro­tek­cję rzą­du fran­cuz­kie­go, po­nu­ry, zu­chwa­ły, pod­ły gdzie trze­ba, stra­sząc wszyst­kich ze­mstą fran­cuz­ką, w nie­pod­le­gło­ści od kró­la i mi­ni­strów utrzy­mu­je się do­tąd, ni­ko­mu z czy­nów swo­ich nie­zda­jąc ra­chun­ków; wszyst­ko to król od­sy­ła do usta­no­wić się ma­ją­cej kom­mi­sji ob­ra­chun­ko­wej. Szczę­śli­wiej by­ło­by dla kra­ju, gdy­by kom­mi­sja ta daw­niej utwo­rzo­na już po­win­ność swo­ję peł­ni­ła, rów­nie za­spa­ka­ją­cem by­ło­by dla sej­mu, gdy­by król ta­bel­lę wy­dat­ków kra­jo­wych, zwa­nych dziś Bud­get, wzo­rem ce­sa­rza fran­cuz­kie­go po­dał był sej­mo­wi, lecz pan ten pew­ny swo­jej, są­dził się i in­nych być pew­nym cno­ty, są­dził krok ten uwła­cza­ją­cym pre­ro­ga­ty­wie swo­jej, – god­nym się czu­jąc uf­no­ści, chciał by mu śle­po ufa­no.

Gdy­by byli ko­mi­sa­rze sej­mo­wi prze­sta­li na wy­rzu­ce­niu ra­dzie, zdroż­no­ści któ­rych się ustrzedz nie mo­gła, do­peł­ni­li by byli obo­wiąz­ków swo­ich, lecz gdy je­den z nich Go­dlew­ski(1) z de­par­ta­men­tu Łom­żyń­skie­go wię­cej niż za- – (1) Jó­zef Go­dlew­ski był po­słem z po­wia­tu Mar­jam­pol­skie­go w de­par­ta­men­ce Łom­żyń­skim. Głos jego mia­ny dnia 22. Mar­ca 1809 jest dru­ko­wa­nym cał­ko­wi­cie i wy­no­si I 1/2 ark… in fo­lio. – Sta­no­wi po­szyt z kil­ku­na­stą in­ne­mi współ­cze­sne­mi, pro­gra­ma­mi i mo­wa­mi etc… w bi­bl­jo­te­ce słu­ży­ła po­wsta­wał na nią su­ro­wo, Li­now­ski Radz­ca sta­nu, w obro­nie tej­że Rady ode­zwał się i od­po­wia­da­jąc Go­dlew­skie­mu, w pierw­szej jesz­cze bę­dą­ce­mu mło­do­ści, użył słów, iż mó­wią­cy przedem­ną po­seł, był jesz­cze w pie­lu­chach, gdy za­sia­da­ją­cy w Ra­dzie mę­żo­wie, już byli w usłu­gach kra­jo­wych. Sło­wa te je­że­li ob­ra­zi­ły Izbę, na­ka­zać była po­win­na ob­ra­ża­ją­ce­mu za­do­sy­ću­czy­nie­nie dla ukrzyw­dzo­ne­go. Mo­że­by się było i na­tem skoń­czy­ło, gdy­by mar­sza­łek sej­mo­wy zna­lazł się był traf­nie, i zręcz­ny zda­rze­niu temu umiał dać ob­rót, lecz do­zwo­lił rzu­co­nej iskrze sze­rzyć się i w po­żar wy­buch­nąć. Umiń­ski, Go­le­jew­ski, dzie­się­ciu może in­nych, mię­dzy nie­mi już sę­dzi­wy An­to­ni Czar­nec­ki, po­seł z de­par­ta­men­tu po­znań­skie­go, po­wia­tu szrem­skie­go, z zim­ną krwią za­cię­ty i nie­znacz­nie po­bu­dza­ją­cy dru­gich, z nie­przy­stoj­nym okrzyk­nę­li ha­ła­sem, że nie przy­stą­pią do ni­cze­go, póki Li­now­ski z Izby nie wyj­dzie.

Trwa­ły nie­po­rzą­dek i wrza­wa przez wię­cej go­dzi­ny. Przez ten czas mi­ni­stro­wie uda­li się do Kró­la, z do­nie­sie­niem i proś­bą, by wziął śro­dek dą­żą­cy do uspo­ko­je­nia Izby, i po­wró­ce­nia w niej po­rząd­ku. Król burz­li­wo­ścią sej­mów pol­skich trwo­żo­ny z lat mło­dych, nie­po­ma­łu oka­zał się do­nie­sie­niem tem po­mie­sza­ny. We­zwa­ny zo­stał Boze, Bre­za, Łu­bień­ski i Sta­ni­sław Po­toc­ki. Po dłu­gich na­ra­dze­niach sta­nę­ło, iż Król na­pi­sał wy­rok, i wo­je­wo­dę Sta­ni­sła­wa Po­toc­kie­go wy­słał z nim do Izby po­sel­skiej.

Uci­szy­ła się wrza­wa, na­stą­pił po­rzą­dek, wszedł mi­ni­ster Bre­za, oznaj­mu­ją­cy Po­toc­kie­go w po­sel­stwie od Jego Kró­lew­skiej Mo­ści. Ten za­braw­szy miej­sce mię­dzy mi­ni­stra­mi, po sto­sow­nej do oko­licz­no­ści prze­mo­wie, czy­tał wy­rok kró­lew­ski, iż Król Jmci ze smut­kiem do­wie­dział się o za­bu­rze­niu Izby, że wy­ra­zy radz­cy swe­go Li­now­skie­go na­ga­nia, i do uspra­wie­dli­wie­nia się z nich, wzy­wa go do sie­bie.

Okrzyk: niech żyje Król, roz­legł się po Izbie ca­łej a pra­wo po­dym­ne­go, o któ­rem w po­cząt­ku ses­sji, z pew­no­ścią twier­dzo­no, że nie przej­dzie, dzię­ki wdzięcz­ne­mu dla Kró­la unie­sie­niu, acz małą więk­szo­ścią utrzy­ma­ło się prze­cie.

Tak się za­koń­czy­ło to nie­przy­jem­ne zda­rze­nie. Kil­ka­na­ście gło­sów za­pa­lo­nych (gdy­by Król nie oka­zał po­wol­no­ści) mo­gło na­ra­zić te pierw­sze po od­ro­dze­niu się na­szem ob­ra­dy, na roz­wią­za­nie, a co wię­cej po­dać za­gra­nicz­nym oszczer­com po­wo­dy, do no­wych po­twa­rzy, do za­rzu­ca­nia nam, że tej zo­sta­wio­nej nam drob­nej czę­ści wol­no­ści za­cho­wać nie umie­my.

Na­za­jutrz Izba ochło­nąw­szy z gnie­wu, przez mar­szał­ka swe­go wy­sła­ła do Kró­la proś­by, by Radz­ca sta­nu Li­now­ski do gro­na jej po­wró­cił.

Pro­jekt, usta­no­wie­nia men­ni­cy, i wy­bi­ja­nia mo­ne­ty, po­dług sto­py kon­wen­cyj­nej, dla nie­zro­zu­mie­nia go przez sejm nie­bie­gły w tej ma­ter­ji, dla nie­zręcz­no­ści wpro­wa­dza­ją­cych go, bo­jaź­ni re­duk­cji i strat na cyr­ku­lu­ją­cej dziś pru­skiej mo­ne­cie, nie­zmier­ną więk­szo­ścią od­rzu­co­ny, i ten­to był je­den z pro­jek­tów rzą­do­wych, któ­ry się nie utrzy­mał.

Dzień 24. ozna­czo­ny był do za­koń­cze­nia sej­mu,(1) roz­wią­za­nie one­go z po­dob­nym jak i za­czę­cie od­pra­wi­ło się ob­rząd­kiem. Że­gna­li Kró­la w tkli­wym spo­so­bie Pre­zes – (1) Pro­gram otwar­cia i za­mknię­cia sej­mu w wy­żej wspo­mnia­nym ze­szy­cie u Ła­skie­go.

se­na­tu, i mar­sza­łek sej­mo­wy: wi­dzów oso­bli­wie płci żeń­skiej moc była nie­zmier­na, każ­dy z roz­rzew­nie­niem pa­trzał na Kró­la, na gro­no od­ra­dza­ją­ce­go się na­ro­du, w zwy­kłej przod­kom na­szym po­sta­ci.

Król w na­stę­pu­ją­cy mó­wił spo­sób:

Je­że­li nie­wąt­pli­we za­ufa­nie w Na­ro­dzie i Jego do Oj­czy­zny przy­wią­za­nie, nie od­da­la­ło ode­mnie wstrę­tu i bo­le­sne­go uczu­cia, aby na pierw­szem zgro­ma­dze­niu ob­rad na­ro­do­wych, no­we­mi cię­ża­ra­mi obar­czać, za­le­d­wie do oży­wie­nia przy­cho­dzić za­czy­na­ją­cą nie­moc kra­jo­wą, z tem więk­szą dziś po­cie­chą, wi­dzę w skut­ku dzia­łań Izby po­sel­skiej, te nie­za­prze­czo­ne do­wo­dy oby­wa­tel­stwa, dla któ­re­go na wy­si­le­nia naj­trud­niej­sze po­świę­ca się, gdy idzie o wspar­cie do­bra pu­blicz­ne­go.

Izbo po­sel­ska! Oj­czy­zna win­na ci być wdzięcz­ną za do­wie­dzio­ną dla Jej po­myśl­no­ści gor­li­wość, przez któ­rą, do­da­łaś Na­ro­do­wi chwa­ły, mo­je­mu nad nim pa­no­wa­niu ozdo­by.

Czu­wać będę z mo­jej stro­ny, aby przez ści­słą ad­mi­ni­stra­cję, słusz­ną ochro­nę, do­cho­dze­niem i za­po­bie­że­niem wszel­kim nad­uży­ciom, moż­na wy­do­łać i wy­star­czyć tym po­trze­bom, na któ­re skarb pu­blicz­ny może zo­stać wy­sta­wio­ny.

Pra­ce i za­trud­nie­nia moje tem przy­jem­niej­sze­mi dla mnie sta­ną się, gdy przez nie będę mógł ulżyć te cię­ża­ry, ja­kie te­raź­niej­sze po­ło­że­nie ko­niecz­ne­mi uczy­ni­ło, a szczę­śli­wym zo­sta­nę, ile­kroć oko­licz­no­ści do­zwo­lą uchy­lić część jaką po­dat­ków przez Na­ród dźwi­ga­nych. "

"Po­kry­ję tu mil­cze­niem, nie­ja­kie nie­re­gu­lar­no­ści pierw­sze­go tego zgro­ma­dze­nia Izby po­sel­skiej, gdy jed­no­staj­nie po­wta­rza­ne do­wo­dy uf­no­ści i przy­wią­za­nia do mo­jéj oso­by, sa­mem tyl­ko oj­cow­skiem mo­jéj wdzięcz­no­ści uczu­ciem ser­ce moje na­peł­nia­ją.

"Że­gnam was Se­na­to­ro­wie, Po­sło­wie i De­pu­to­wa­ni, nie­ście to za­pew­nie­nie bra­ciom wa­szym w do­mach po­zo­sta­łym, że je­że­li po kil­ku­mie­sięcz­nym mię­dzy wami moim po­by­cie, woła mnie upra­gnio­ny głos, przy­wią­za­nych mi pod­da­nych dru­gie­go mo­je­go pań­stwa, miesz­ka­niem tyl­ko a nie my­ślą i ser­cem od was od­da­lo­ne­go, czuj­na i bacz­na na po­myśl­ność wa­szą tro­skli­wość, nig­dy mnie zaj­mo­wać nie prze­sta­nie."

Po­prze­dzi­ły te mowy po­że­gna­nia od Se­na­tu przez pre­ze­sa Ma­ła­chow­skie­go, i od Izby po­sel­skiej przez mar­szał­ka jéj Ostrow­skie­go.

Se­nat przed za­czę­ciem sej­mi­ków, za­trud­nio­ny roz­trzą­sa­niem list obie­ral­nych, da­lej pro­to­ku­ła­mi czyn­no­ści sej­mi­ko­wych, na­ko­niec ru­ga­mi, w cza­sie sa­me­go sej­mu, acz waż­ne w kon­sty­tu­cji, mniej czyn­ne jed­nak spra­wo­wał urzę­do­wa­nie.

Za­sia­dał w Izbie se­na­tu, gdzie de­pu­to­wa­ni od Izby po­sel­skiej, to jest je­den po­seł i je­den Radz­ca sta­nu, przy­no­si­li mu uchwa­lo­ne pra­wo do sank­cji ztąd od nich mowy, od Pre­ze­sa se­na­tu od­po­wie­dzi, wra­cał po­tem do Izby kon­fe­ren­cji, a że żad­ne z uchwa­lo­nych praw, nie pod­pa­da­ło tym wa­run­kom, któ­re 28 art… konst… po­zwa­la se­na­to­wi od­mó­wić swej sank­cji, wraz je pod­pi­sy­wał i Kró­lo­wi od­sy­łał.

Czuł se­nat nie­czyn­ność swo­ją w dłu­gim bez sej­mo­wa­nia cza­sie, po kil­ka­krot­ne więc prze­ło­że­nia i ust­nie, i na pi­śmie po­da­wał Kró­lo­wi, pro­sząc o or­ga­ni­za­cję swo­ją, któ­rej do­tąd zu­peł­nej nie­ma, pro­sząc by był czyn­nym, by na wzór se­na­tu fran­cuz­kie­go, miał straż nad nie­zgwał­ce­niem oso­bi­stej wol­no­ści oby­wa­te­li, nad wol­no­ścią dru­ku etc, wszyst­kie te prze­ło­że­nia grzecz­nie zby­wa­ne, nie ode­bra­ły od­po­wie­dzi, czy­li to z zwy­kłe­go ocią­ga­nia, czy­li też przez bo­jaźń, by se­na­to­wi wię­cej nie przy­dać wła­dzy, niż so­bie Król ży­czył.

Je­że­li po­śpiech i chęć naj­lep­sza, któ­re sejm oka­zał wkła­da­jąc na sie­bie naj­uciąż­liw­sze po­bo­ry, mi­łe­mi były Kró­lo­wi, miał z in­nych stron nie­spo­koj­no­ści i zmar­twie­nia swo­je, mia­no­wi­cie iż wi­dział mi­ni­stra, któ­ry przez układ­ną, słod­ką i po­boż­ną minę, przez nie­zmor­do­wa­ną pra­co­wi­tość, (któ­rą in­nych na­wet mniej czyn­nych mi­ni­strów spra­wy pod­cią­gał pod sie­bie), zda­wał się mu być naj­mil­szym, że tego mó­wię mi­ni­stra spra­wie­dli­wo­ści Łu­bień­skie­go, wi­dział po­da­nym na sztych nie­na­wi­ści i skarg po­wszech­nych. Już te od daw­na do­cho­dzi­ły do tro­nu, już Król za­sia­da­ją­cy w Ra­dzie sam je mógł wi­dzieć gdy po kil­ka­kroć Łu­bień­ski sam je­den przy zda­niu swem zo­stał, nic to ato­li nie nad­we­rę­ży­ło umi­ło­wa­nia w nim Kró­la. Gdy Ku­czyń­ski, oby­wa­tel świa­tły i ma­jęt­ny, schro­nio­ny w za­ci­szu do­mo­wem, zna­ny tyl­ko świa­tu z szla­chet­néj do­bro­czyn­no­ści swo­jej, li­stem dru­ko­wa­nym do po­sła Sze­pie­tow­skie­go,(1) oskar­żył Łu­bień­skie­go, o prze­ista­cza­nie de­kre­tów kró­lew­skich, prze­mie­nia­nie nu­me­rów w no­mi­na­cjach, da­jąc przez to wyż­sze urzę­da tym, któ­rym Król niż­sze prze­zna­czył, bla­dy ze schy­lo­ną gło­wą, ze – (1) Jó­zef Sze­pie­tow­ski po­seł z po­wia­tu Ty­ko­ciń­skie­go Dep. Łom­żyń­skie­go. List ten znaj­du­je się tak­że dru­ko­wa­ny w ze­szy­cie u Dyr. Ła­skie­go, obej­mu­je 1 1/2 ar­ku­sza dru­ku. Da­to­wa­ny z War­sza­wy dnia 20. Lu­te­go 1809. Pod­pi­sa­ny D. Ku­czyń­ski.

I jesz­cze list dru­ko­wa­ny, do po­sła N. N. obej­mu­ją­cy i ar­kusz dru­ku z War­sza­wy 24. Lu­te­go. Pod­pi­sa­ny D. Ku­czyń­ski.

łza­mi w oczach po­szedł Łu­bień­ski ze skar­gą do Kró­la, i urząd swój zło­żyć oświad­czał.

Głów­ny za­targ z Mi­ni­strem spra­wie­dli­wo­ści Fe­lik­sem Łu­bień­skim po­wstał o na­stę­pu­ją­ce miej­sce li­stu dru­gie­go. – Go­dlew­ski za­rzu­ca­jąc wła­dzom, iż za wie­le pie­nię­dzy na ad­mi­ni­stra­cję i urzęd­ni­ków wy­da­ją, po­wia­da iro­nicz­nie:

"Za­trud­nia się biu­ro JW. Mi­ni­stra Spra­wie­dli­wo­ści do­pi­sy­wa­niem na or­gi­na­le ple­ni­po­ten­cji, od Naj­ja­śniej­sze­go Pana wy­da­nej, liczb nu­me­rycz­nych prze­mie­nia­ją­cych po­rzą­dek osób w no­mi­na­cji kró­lew­skiej za­cho­wa­ny, zbyt­ko­wa więc expens jest albo w biu­rze JW. Bre­zy, gdzie nie do­brze ple­ni­po­ten­cją pi­sa­no, albo w biu­rze JW. Łu­bień­skie­go, gdzie ją nie­na­leż­nie po­pra­wia­no etc."

Za­dzi­wio­ny i obu­rzo­ny Król tak waż­ne­mi za­rzu­ta­mi, roz­ka­zał na­tych­miast by Ku­czyn­ski po­zwa­ny był przed sąd kry­mi­nal­ny, i czy­nio­ne do­wo­dził za­rzu­ty.

Sta­nął oso­bi­ście Ku­czyn­ski, a gdy z za­mknię­te­mi drzwia­mi in­kwi­zy­cje wy­pro­wa­dzać chcia­no, od­wo­łał się Ku­czyn­ski do kon­sty­tu­cji, któ­ra na­ka­zu­je – by sądy przy wi­dzach od­pra­wia­ły się. Za­sol­wo­wa­no ses­sją, a Ku­czyn­ski w try­um­fie w po­śród okrzy­ków ty­sią­ca ludu, od­pro­wa­dzo­ny do domu.

Za dru­giem przy­wo­ła­niem, gdy jed­ni tło­ma­cząc ko­deks, że ten do spra­wy tyl­ko, nie zaś do in­kwi­zy­cji przy­pusz­czał wi­dzów, dru­dzy prze­ciw­nie, Czar­nec­ki pre­zes sta­jąc by rzecz cała od­pra­wia­ła się otwar­cie, roz­pi­sał się z Praż­mow­skim i in­ne­mi ko­le­ga­mi swe­mi, i spra­wa zno­wu od­ro­czo­na.

Dziw­no że ten za­targ Ku­czyń­skie­go zbyt po­pu­lar­ny, roz­ją­trze­nie z po­zo­ru prze­śla­do­wa­nia go, prze­no­sząc się od tłu­mu, do sej­mu­ją­cych gro­na, nie ostu­dzi­ły w ni­czem gor­li­wo­ści pu­blicz­nej, i że choć nie­na­wi­dzo­ny mi­ni­ster zda­wał się wszyst­ko prze­ma­gać; utrzy­mu­ją­cy go Król nie stra­cił ani uf­no­ści, ani przy­wiąz nia na­ro­du.

Lecz cięż­sze jesz­cze na czu­łość kró­lew­ską i za­tra­tę Łu­bień­skie­go go­to­wa­ły się cio­sy: po ukoń­czo­nych już pra­cach sej­mo­wych, w wi­gil­ją roz­wią­za­nia sej­mu, od­bie­ra wie­czo­rem pre­zes Rady od pro­ku­ra­to­ra ge­ne­ral­ne­go Sza­niaw­skie­go, proś­bę o zwo­ła­nie se­sji, gdyż bar­dzo waż­ne miał Ra­dzie do­nie­sie­nia uczy­nić. Zbie­ra się Rada, przy­no­si Sza­niaw­ski, na dwóch ar­ku­szach urzę­do­we prze­ciw Łu­bień­skie­mu za­skar­że­nia po­dob­ne co i Ku­czyń­ski, do­da­ją­ce nad­to że Łu­bień­ski, po­mi­mo Rady, wy­ra­biał u Kró­la de­kre­ta i one ogła­szał. Za­rzut ten ja­kem sły­szał, miał być istot­nie praw­dzi­wy, Rada na­ka­zu­je kan­ce­lar­ji prze­pi­sa­nie tych oskar­żeń, i prze­sła­nie, ich kró­lo­wi.

Tu się ma­lu­je wszyst­kich ku Łu­bień­skie­mu nie­chęć. Acz póź­no już było w nocy, acz me­mor­jał był ob­szer­ny, kan­ce­lar­ja Rady tak się za­wi­nę­ła, iż przed go­dzi­ną je­dy­na­stą dzie­ło skoń­czo­ne, i mło­dy se­kre­tarz Gra­bow­ski, kła­dą­ce­mu się już Kró­lo­wi, jak naj­smacz­niej­szy po­dał ką­sek.

Król oskar­że­nie to cał­kiem prze­czy­tał, z jed­nej stro­ny po­wta­rza­ne ty­le­kroć za­rzu­ty i skar­gi, ro­dzi­ły w nim bo­jaźń, czy­li nie nad­to ze szko­dą do­bra pu­blicz­ne­go, utrzy­mu­je ulu­bio­ne­go mi­ni­stra, z dru­gi­éj stro­ny ma­je­sta­tu po­wa­ga, i oba­wa by ule­gnie­niem na­tar­czy­we­mu mnó­stwa upo­ro­wi, nie nad­we­rę­żył jej i do dal­szych do­ma­gań nie otwo­rzył pola, bez­sen­ne­go Kró­la drę­czy­ły noc całą.

Na­za­jutrz po wiel­kim obie­dzie, opo­wia­da­ła o tem zmar­twie­niu kró­lew­skiem ob­szer­nie kró­lo­wa, uno­sząc się nad nie­wdzięcz­no­ścią Sza­niaw­skie­go, ja­koż Sza­niaw­ski na wsta­wie­nie się Łu­bień­skie­go, zo­stał pro­ku­ra­to­rem; mimo tego ato­li miał zdol­ność i za­słu­gi swo­je, mia­no­wi­cie, przez sta­ra­nia ło­żo­ne w Ber­li­nie o od­zy­ska­nie z rąk pru­skich, waż­nych bar­dzo ar­chi­wów, do Księz­twa War­szaw­skie­go na­le­żą­cych.

Na­za­jutrz to jest 25. Mar­ca, Król ostat­ni raz był na se­sji Rady sta­nu, tam pre­zes Gu­ta­kow­ski naj­lep­szy i naj­gor­liw­szy oby­wa­tel, lecz stę­pio­ny już laty, zło­żył w ręce kró­lew­skie pre­zy­den­cję Rady. Król w naj­po­chleb­niej­szy spo­sób, od­da­jąc gor­li­wo­ści jego świa­dec­two, za ło­żo­ne dzię­ku­jąc pra­ce, od daw­na już na urząd ten na­ma­wia­ne­go wo­je­wo­dę Sta­ni­sła­wa Po­toc­kie­go, na miej­sce jego na­zna­czył. Gu­ta­kow­ski ode­brał w upo­min­ku bo­ga­tą z por­tre­tem kró­lew­skim ta­ba­kie­rę, po­dob­nąż uda­ro­wa­ny Ostrow­ski mar­sza­łek sej­mo­wy.

Wy­bór Po­toc­kie­go obie­cu­je rzą­do­wi więk­szą czyn­ność i po­śpiech. Pręd­kie w nim po­ję­cie, ła­twość pra­cy, ta­lent wy­mo­wy, umysł jed­na­ją­cy; w cięż­kich i kry­tycz­nych zda­rze­niach za­brak­nie mu może na po­trzeb­nej tę­go­ści…, spo­dzie­wać się, że pod nim od­zy­ska Rada utra­co­ną po­wa­gę, i wła­dza wy­ko­naw­cza, wpływ nad ogó­łem kra­ju, sil­niej­szy i sku­tecz­niej­szy mieć bę­dzie.

Król przy wy­jeź­dzie swo­im, wie­le nie­po­koń­czo­nych spraw, wie­le nie­od­po­wie­dzia­nych za­py­tań zo­sta­wił. Dnia 26. Mar­ca po szó­stéj zra­na król po­że­gnaw­szy się z przy­tom­ny­mi mi­ni­stra­mi i se­na­to­ra­mi wy­je­chał. Przy­spie­szy­ły wy­jazd jego trwo­żą­ce z Sak­son­ji wie­ści, nie­tyl­ko co do zbli­ża­ją­cej się woj­ny, lecz co do bu­rzą­cych się umy­słów w miesz­kań­cach. Il faut al­ler en Saxe pour cal­mer les tétes, wy­mó­wi­ła się raz Kró­lo­wa; Funk ad­ju­tant kró­lew­ski po­wie­rzył mi, że za­zdro­śni Sasi kil­ku­mie­sięcz­ne­go kró­la u nas po­by­tu, za­czę­li roz­gła­szać, że już nie po­wró­ci do nich, roz­ga­dy­wa­li­za pa­la­cze, że Król cze­ka tu tyl­ko na przy­łą­cze­nie Ga­li­cji, że sko­ro tę otrzy­ma, ogło­si się Kró­lem Pol­skim i Sak­so­nię po­rzu­ci na za­wsze. Wro­dzo­na we wszyst­kich Niem­cach ku Po­la­kom nie­na­wiść i za­zdrość, fa­na­tyzm re­li­gij­ny – spra­wi­ły, iż wie­ści te chci­wie wszę­dzie chwy­ta­ne, a złość roz­sie­wa­ją­ca te błę­dy, sama na­wet nie wie­rząc, chcia­ła by dru­dzy wie­rzy­li. Za­trwo­żo­ny król z tak na­głym ru­szył po­śpie­chem, iż dnia pierw­sze­go w dzie­wię­ciu go­dzi­nach ubiegł mil ośm­na­ście i w Kut­nie no­co­wał. Szó­ste­go dnia w wie­czór sta­nąć ma w Dre­znie. Jak nad róż­ne­mi so­bie w cha­rak­te­rze, skłon­no­ściach, oby­cza­jach, lu­da­mi pan ten kró­lu­je: w Sak­son­ji, ci­chość, spo­koj­ność, po­rzą­dek, i w czy­nach i sło­wach, nie­tyl­ko unie­sie­nia, lecz na­wet ży­wo­ści. Niem­cy zda­ją się, że ser­cem na­wet my­ślą, my zda­je się, że nie­tyl­ko ser­cem, lecz i gło­wą na­wet czu­je­my, tu pręd­kość, za­pał, unie­sie­nie, tam zim­na roz­wa­ga i ostroż­na po­wol­ność. Na pierw­szych w Dre­znie po­ko­jach uczu­je Król tę ude­rza­ją­cą róż­ni­cę. Tu gdy się po­ka­zał, tłum i gwar nie­zmier­ny, wkrót­ce uci­sze­nie, do kogo się zbli­żył, zna­lazł, wi­dział na twa­rzy we­so­łość, i ży­wych uczuć wy­ra­zy; do kogo prze­mó­wił, zna­lazł od­po­wiedź peł­ną usza­no­wa­nia, lecz wol­ną od bo­jaź­ni i za­kło­po­ce­nia; w Dre­znie kra­jo­wi za mi­ni­stra­mi i cu­dzo­ziem­ca­mi, rzad­kim sto­ją­cy sze­re­giem, mar­twi, nie­ru­cho­mi, rzad­ko za­py­ta­ni, le­d­wie od­po­wie­dzieć śmie­ją. Na po­ko­jach wie­czor­nych, ko­bie­ty, ich uło­że­nie, roz­mo­wa, strój, samo na­wet miej­sce, wi­docz­niej­sze jesz­cze wy­sta­wia­ją prze­ci­wień­stwo. Czuł roz­sąd­ny Król tę róż­ni­ce i w obej­ściu swo­jem sto­so­wał się do niej, nie rów­nie wię­cej był tu­taj udzie­la­ją­cym się, roz­ma­wiał ze wszyst­kie­mi, po­bła­żał na­wet nie­wy­kra­cza­ją­cej śmia­ło­ści. Ze śmie­chem mó­wił raz Gu­ta­kow­skie­mu, że gdy po­słów i de­pu­to­wa­nych z de­par­ta­men­tu łom­żyń­skie­go(1), miał na obie­dzie u sie­bie, tak mnie, rzekł, ob­stą­pi­li z proś­ba­mi i py­ta­nia­mi, żem się le­d­wie mógł im wy­krę­cić. W cza­sie roz­ru­chów w Izbie o Li­now­skie­go, gdy te przez po­wol­ność kró­la za­koń­czy­ły się gło­śne­mi okrzy­ka­mi, "niech żyje król", Gu­ta­kow­ski przy­szedł do Kró­la i rzekł: wi­dzisz W. K. M. że choć mamy złą gło­wę, prze­cież ser­ce do­bre."To wszyst­ko do­brze, od­po­wie­dział Król, jed­na­ko­woż po­trze­ba gło­wy." Ile mógł, sto­so­wał się pan ten do daw­nych u nas zwy­cza­jów i tego nie za­nie­dbał, że w cza­sie sej­mu da­wał zim­ne śnia­da­nie dla se­na­to­rów i po­słów, sło­wem gdy­by nie mu­siał pod­le­gać ob­cym, gdy­by kraj w mniej cięż­kich znaj­do­wał się oko­licz­no­ściach, roz­są­dek jego wie­le by uczy­nił z na­ro­dem, zdol­nym do wszyst­kie­go i do pro­wa­dze­nia ła­twym.

Pocz­ty pol­skie lo­tem szó­ste­go dnia za­pro­wa­dzi­ły kró­la do Dre­zna, dro­gi wszę­dzie naj­lep­sze, nad­zwy­czaj­na bo­wiem roku tego zima, na po­zór twar­de­go ka­mie­nia zie­mię zmar­z­łą trzy­ma­ła, przy koń­cu Mar­ca mro­zy tę­gie, gę­stą krę pę­dzi­ły przez Wi­słę i dziś dzie­wią­te­go Kwiet­nia, wszyst­ko okry­te lo­dem i śnie­giem.

Z tym wszyst­kiem mimo tę­gość zimy, przy­go­to­wa­nia – (1) Z po­wia­tu łom­żyń­skie­go To­masz Ska­rzyń­ski, z pow. ty­ko­ciń­skie­go Jó­zef Sze­pie­tow­ski, z pow. bie­brzań­skie­go An­to­ni By­kow­ski, z pow. sej­neń­skie­go Sta­ni­sław Ciem­no­łoń­ski, z pow. kal­wa­ryj­skie­go Do­mi­nik Ba­bec­ki, z pow. mar­jam­pol­skie­go Jó­zef Go­dlew­ski, z pow. dą­brow­skie­go Jan Ka­ra­iń­ski.

do woj­ny mię­dzy Au­str­ją i Fran­cją z nie­wy­mow­nym szły po­śpie­chem, lecz go­tu­ją się w Wied­niu, kie­dy już daw­no ude­rzyć na­le­ża­ło. Ocza­ro­wa­ny Alek­san­der w bez­stron­no­ści się trzy­ma, zcier­pi wszyst­ko, by­le­by mu tyl­ko nie­wspo­mi­na­no sło­wa Pol­ski. Gdy woj­na w Niem­czech już jest na wy­buch­nie­niu, w Szwe­cji prze­wi­dzia­na od daw­na na­stą­pi­ła re­wo­lu­cja. Za­cię­tość Gu­sta­wa Adol­fa IV., gwał­tow­ność cha­rak­te­ru jego, przy­mu­si­ły do niej miesz­kań­ców. Nie­po­li­tycz­na jego ku Fran­cji za­wzię­tość, ru­iny pań­stwa, i wła­snej zgu­by sta­ły się przy­czy­ną.

Tą za­śle­pio­ny, od­rzu­cił naj­więk­sze ko­rzy­ści, któ­re mu Na­po­le­on po­da­wał, w cza­sie to­czą­cej się z Mo­skwą woj­ny,(1) skut­kiem tego za­miast roz­prze­strze­nie­nia gra­nic swo­ich od Pe­ters­bur­ga, stra­cił Po­me­ran­ję i Fin­lan­dję, naj­pięk­niej­sze kró­le­stwa swe­go pro­win­cje: bo­ha­ter­ską jego w do­trwa­niu wia­ry sta­łość, za­pła­cił car Alek­san­der czar­ną zdra­dą i naj­nie­spra­wie­dliw­szą na­pa­ścią. Po dłu­gim i wa­lecz­nym od­po­rze, po od­nie­sio­nych na­wet nie­raz zwy­cięz­twach, nie­licz­na od­wa­ga tłum­nej prze­mo­cy ustą­pić mu­sia­ła, za­ję­ła Mo­skwa Fin­lan­dję, prze­zna­czo­ne do Szwe­cji an­giel­skie po­sił­ki, iść mu­sia­ły do Hisz­pan­ji, Szwe­cja z Dan­ją i Mo­skwą ra­zem ma­jąc do czy­nie­nia, ubo­ga, nie­lud­na, po­zba­wio­na ko­rzy­ści han­dlu, w ostat­niej nę­dzy po­grą­żo­ną się wi­dzia­ła. Król za­miast ła­go­dze­nia cier­pią­cych i zra­żo­nych, bar­dzij roz­ją­trzo­ny na nie­wia­rę nie­przy­ja­ciół, niż bacz­ny, niż po­mny sła­bo­ści swej, gwał­ta­mi i su­ro­wo­ścią od­strę­czał i ją­trzył, ska­so­wał gwar­dje, ode­brał im cho­rą­gwie, i in­nych wie­le po­peł­nił gwał­tów. Wscho- – (1) Gdy­by był król szwedz­ki przy­jął na­ów­czas pro­po­zy­cję Na­po­le­ona i sil­ne ku Pe­ters­bur­go­wi uczy­nił wtar­gnie­nie, za­miast Księz­twa War­szaw­skie­go mie­li­by­śmy Pol­skę.

dnie woj­sko bez­płat­ne i nie­ży­wio­ne, pierw­sze bunt pod­nio­sło i już do Sztok­hol­mu cią­gnę­ło. Po­pę­dli­wy król przed­się­wziął z za­ło­gą, sto­li­cy cią­gnąć na­prze­ciw ro­ko­szu. Dzień 13. Mar­ca na­zna­czo­ny był do tego. Król gwał­tow­nie na wy­pra­wę tę po­trze­bu­ją­cy pie­nię­dzy, na­ka­zał by dwa mil­jo­nów ta­la­rów z ban­ku ku­piec­kie­go, wy­pła­co­no mu bez zwło­ki. Ob­ru­sze­ni kup­cy, roz­ją­trzo­ne woj­sko, zdję­ci trwo­gą miesz­kań­cy, na wi­dok woj­ny do­mo­wej, znisz­czyć ma­ją­cej i to, co oszczę­dzi­ła woj­na ze­wnętrz­na, wy­sia­li z prze­ło­że­nia­mi do kró­la feld­mar­szał­ka Kling­sport, ge­ne­ra­ła Ad­ler­kreutz, pre­zy­den­ta Ter­sme­den, i puł­kow­ni­ka Sil­we­spa­re. Uczy­nił rzecz g. Ad­ler­kreutz, oświad­czył kró­lo­wi wszyst­ko, co w tej chwi­li o tak nie­szczę­śli­wym sta­nie kra­ju po­wie­dzieć moż­na, wy­nu­rzył ży­cze­nia na­ro­du, aże­by mo­nar­cha użył środ­ków ku przy­wró­ce­niu spo­koj­no­ści i po­ko­ju. Prze­ło­że­nie to otwar­cie uczy­nio­ne, bar­dziej jesz­cze roz­ją­trzy­ło kró­la. Nie­zgię­ta sta­łość cha­rak­te­ru jego, wy­nio­sła duma, i w tej nie­opu­ści­ły go chwi­li. Unie­sio­ny gnie­wem, do­był szpa­dy na gen. Ad­ler­kreutz, lecz mu ją wy­rwa­no. Po­czym Kling­sport i inni oświad­czy­li kró­lo­wi, iż tak dla bez­pie­czeń­stwa wła­snej jego oso­by, jako też dla bez­pie­czeń­stwa kra­ju, wy­pa­da ko­niecz­nie wziąść go do aresz­tu i trzy­mać pod do­zo­rem. Za­po­wie­dze­nie tak nie­spo­dzia­ne, gwał­tow­nie prze­ra­zi­ło kró­la, w jed­nej chwi­li z wie­lo­wład­ne­go pana stał się więź­niem. Cięż­ko wy­ra­zić po­ru­szeń du­szy jego w tej chwi­li okrop­nej. Cała ta wiel­ka zmia­na pół go­dzi­ny nie trwa­ła. O go­dzi­nie 1. w nocy 13. Mar­ca wy­wie­zio­no kró­la do zam­ku Drot­tin­gholm pod stra­żą 80 lu­dzi, czte­rech ofi­ce­rów, z ska­so­wa­nej przez nie­go gwar­dji, nie od­stę­pu­je go na krok.

Od­da­na re­gen­cja nad pań­stwem ksią­żę­ciu Su­der­ma­nii, któ­ry to przez He­rol­da sto­li­cy i pań­stwu ogło­sił. Znie­sio­no uciąż­li­we i nad­zwy­czaj­ne na woj­nę po­dat­ki, wy­sła­ni goń­ce do Dan­ji, Mo­skwy i Fran­cji z oświad­cze­niem, że Szwe­cja ze wszyst­kie­mi po­jed­nać się pra­gnie.

Że pa­mięt­ni­ki te pi­sa­ne są spiesz­nie, bez in­ne­go po­rząd­ku i ukła­du, jak to, co sam bieg wy­pad­ków po­da­wał, że za­pi­su­ję w nich co tyl­ko god­nem się zda­je wia­do­mo­ści cza­sów przy­szłych, nie bę­dzie od rze­czy umie­ścić tu, re­zul­ta­tu za­koń­czo­nej li­kwi­da­cji mię­dzy na­szem wy­dzia­łem żyw­no­ści i ad­mi­ni­stra­cją fran­cuz­ką. Nie­zmier­ne do­star­cze­nia dla wojsk fran­cuz­kich od wnij­ścia ich do kra­ju to jest od Li­sto­pa­da 1806, aż do Lip­ca 1808, przez 19 mie­się­cy, po­dob­no nig­dy wró­co­ne nie będą. Do­pie­ro w Lip­cu 1808 za­szła mię­dzy na­szym rzą­dem i fran­cuz­kim ugo­da, mocą któ­rej oce­nio­no wszyst­kie ga­tun­ki żyw­no­ści, za to więc rząd fran­cuz­ki wi­nien jest kra­jo­wi na­sze­mu 5, 382, 485 frank. 40. cent… od­cią­gnąw­szy od tej sum­my to, co Fran­cu­zi czy w pie­nią­dzach czy w na­tu­rze dali rzą­do­wi na­sze­mu sum­mę 1, 179, 921 frank 10 cent.

Rząd nasz ma fi­nal­nie do po­szu­ki­wa­nia na rzą­dzie fran­cuz­kim 4, 202, 564 frank 30 1/2 cent.

Nad­to za do­star­czo­ne róż­ne ar­ty­ku­ły Fran­cu­zom, za kwi­ta­mi, któ­re ad­mi­ni­stra­cja ich, uwa­ża­jąc za nie­re­gu­lar­ne w ra­chun­kach przy­jąć nie może, któ­re ato­li oczy­wi­ste­mi do­wo­da­mi stwier­dzo­ne, spo­dzie­wać się, że uczy­nią wra­że­nie i kie­dyś może za­pła­co­ne­mi zo­sta­ną, pre­ten­sje te na­sze wy­no­szą prze­szło 200, 000 fran­ków. Przy­dać na­le­ży, że Fran­cu­zi w roz­ma­itych cza­sach za­bra­ne, czy na nie­przy­ja­cie­lu, czy na­wet i na nas sa­mych zbo­ża, na­rzu­ci­li je na na­sze kon­to, że zbo­ża te zgni­łe i po­psu­te, ka­za­no za­pła­cić jak za naj­lep­sze, że rząd nasz sprze­da­wać je po­tem mu­siał za bez­cen. Że po­dług ze­zna­nia sa­me­go ich ko­mi­sa­rza Gu­iter z 68 wo­łów, któ­re Fran­cu­zi nam sprze­da­li, 47 zde­chło z za­ra­zy w dro­dze, 19 po­rzu­co­no zdy­cha­ją­ce, dwa tyl­ko sta­nę­ły na miej­scu. Że na­ko­niec na­rzę­dzia, wory na mąkę itd., któ­re rząd nasz dar­mo do­star­czył, Fran­cu­zi wy­cho­dząc ztąd, te rze­czy dar­mo przez nas do­star­cza­ne, znów za go­to­we pie­nią­dze ku­po­wać nam ka­za­li. Po­stę­pek, któ­ry nie­wiem jak na­zwać przy­stoi; Ko­cha­now­ski czy­nił co mógł, ba­ra­no­wi z wil­kiem cięż­ko się ra­cho­wać.

Od sa­me­go po­cząt­ku Kwiet­nia 1809 do­cho­dzi­ły nas wia­do­mo­ści o zgro­ma­dza­niu się co­raz bar­dziej wojsk au­str­jac­kich w Ga­li­cji. Ar­cy­ksią­że Fer­dy­nand przy­był do Kra­ko­wa, 10. sta­nął w Koń­skiem, a po­tem w Od­rzy­wo­le. Rząd nasz i naj­wyż­szy ko­men­dant, ksią­że Jó­zef Po­nia­tow­ski, nie mnie­ma­li ato­li, by tak pręd­ko wkro­czyć miał do Księz­twa, dla cze­go acz woj­sko na­sze ścią­gnię­to w oko­li­ce War­sza­wy, nie­wie­le one­go wy­cią­gnę­ło ku Pi­li­cy, resz­ta w War­sza­wie i bliz­ko­ści jej le­ża­ła. Trud­no było pięk­niej­sze­go i le­piej opa­trzo­ne­go wi­dzieć woj­ska, naj­pięk­niej­szy wy­bór ludu, w pie­cho­cie i jeź­dzie, rysz­tu­nek, dzia­ła, amu­ni­cja, wszyst­kie za­pa­sy i po­rząd­ki woj­sko­we, w tak krót­kim cza­sie, z tyla trud­no­ścia­mi, z taką kra­ju nę­dzą, jak gdy­by cu­dem stwo­rzo­ne. Na­le­ży się od­dać spra­wie­dli­wość mi­ni­stro­wi woj­ny, Księ­ciu Jó­ze­fo­wi Po­nia­tow­skie­mu, iż nie­omiesz­kał sta­rań, by woj­sko w sta­nie tym po­sta­wić. Lecz nie­ste­ty, 22 ty­sią­ce woj­ska tego wzię­te z zie­mi oj­czy­stej, albo prze­le­wa krew w Hisz­pan­ji, lub twier­dze kró­la pru­skie­go i nad mo­rzem Bal­tyc­kiem strze­że, 15 ty­się­cy le­d­wie zo­sta­ło do bro­nie­nia wła­snych sie­dlisk. Fran­cu­zi sto­jąc bliz­ko lat dwóch, ogo­ło­ciw­szy nas ze wszyst­kie­go, za­braw­szy kwiat ry­cer­stwa, wy­sta­wi­li nas na wszyst­kie nie­bez­pie­czeń­stwa, sa­mych, nie­tyl­ko po­sił­ków w żoł­nie­rzu, żad­ne­go na­wet bie­głe­go i do­świad­czo­ne­go nie po­sła­li nam wo­dza, a na tych zby­wa nam naj­bar­dziej. Dą­brow­ski ge­ne­rał nasz naj­do­świad­czeń­szy, po­sia­da­ją­cy uf­ność woj­ska, je­den mó­wię przez za­wiść księ­cia, lecz da­le­ko po­dob­niej przez nie­chęć mar­szał­ka Da­vo­ust, nie­uży­ty. Przy­czy­na nie­chę­ci Da­vo­usta do Dą­brow­skie­go była, że w cza­sie for­mo­wa­nia gwar­dji kon­nej ce­sar­skiej, gdy po wszyst­kich puł­kach na­szych, naj­lep­szych bra­no lu­dzi, on nie­ukon­ten­to­wa­nie ztąd swo­je po­ka­zał, zgro­mił w cza­sie naj­sro­żej i od­tąd nig­dy nie da­ro­wał.

W ta­kim sta­nie były rze­czy, gdy dnia 15. Kwiet­nia z rana przy­szła wia­do­mość o wkro­cze­niu Au­str­ja­ków pod No­wem Mia­stem, przy­sła­na tak­że de­kla­ra­cja ar­cy­księ­cia Fer­dy­nan­da, nie do rzą­du na­sze­go, lecz do oby­wa­te­li Księ­stwa War­szaw­skie­go mó­wią­ca, że woj­sko ce­sar­skie wkra­cza acz zbroj­nie, nie­chce ato­li wal­czyć jak Fran­cu­zów, gro­zi znisz­cze­niem, je­że­li się bro­nić bę­dziem. De­kla­ra­cję tę po­ni­żej po­ło­żym. Po ode­bra­niu de­kla­ra­cji tej, z naj­więk­szym po­śpie­chem ru­szać za­czę­to, co było woj­ska w oko­li­cach i sto­li­cy. Była to rzecz tkli­wa, wi­dzieć ocho­tę i za­pał woj­ska tego, szli w 12 ty­się­cy prze­ciw 30, a zda­wa­ło się, że pew­ni zwy­cięz­twa. Lecz te huf­ce, te wozy, dzia­ła, co przy­najm­niej kil­ko dnia­mi wprzó­dy wyjść były po­win­ne, wie­czo­rem 15., gdy nie­przy­ja­ciel już tyl­ko o mil 10, gwał­tow­nie ru­sza­ły.

Nie­zmor­do­wa­na na kraj nasz fa­tal­ność, zno­wu okrop­ne za­wie­sza swe cio­sy. Woj­sko peł­ne uf­no­ści, wo­dzo­wie nie bar­dzo do­świad­cze­ni, mia­sto str­wo­żo­ne, przy­bli­ża się go­dzi­na!

Te pa­mięt­ni­ki nie­przej­rza­ne, na­wet na­gle aż do ostat­niej chwi­li pi­sa­ne, po­wie­rzam star­sze­mu księ­dzu szpi­ta­la Dzie­ciąt­ka Je­zus. Oby Bóg za­cho­wał jesz­cze oj­czy­znę, po­zwo­lił w nich po­myśl­ne za­pi­sy­wać zda­rze­nia.

W War­sza­wie dnia 16. Kwiet­nia 1809.

J. ur. N.II. DZIEN­NIK

WY­PRA­WY AU­STRY­AC­KIEJ.

Od wie­lu mie­się­cy czy­nio­ne po ca­łej mo­nar­chji au­str­jac­kiej przy­go­to­wa­nia szły w Ga­li­cji gwał­tow­niej­szym niż gdzie­in­dziej po­śpie­chem: po kil­ka­kroć wy­bie­ra­ny licz­ny re­krut, po­pi­sy­wa­ne i gro­ma­dzą­ce się pod Kra­ko­wem woj­ska, prze­jazd Ar­cy­księ­cia Fer­dy­nan­da do Kra­ko­wa, w Mar­cu ru­sze­nie się jego ku Koń­skim na­ko­niec ku Od­rzy­wo­łu i nad Pi­li­cę, za­po­wia­da­ły nie­przy­ja­ciel­skie kro­ki; prze­cież wódz wojsk fran­cuz­kich, pod któ­rym było i na­sze, nie­ro­zu­miał… w Er­fur­cie, by na­jazd na Księz­two War­szaw­skie miał być speł­nio­nym, zda­wa­ło się to nie­zga­dzać z do­brze uło­żo­nym wo­jen­nym pla­nem. Im się bar­dziej od­gra­ża­no w Ga­li­cji, tym czę­ściej z woli Na­po­le­ona roz­ka­zy­wa­no nam, by gło­śnem uzbra­ja­niem lub przy­bli­ża­niem się ku gra­ni­com, nie wznie­cać w Au­str­ja­kach po­dej­rze­nia nie­przy­ja­ciel­skich kro­ków. Zbie­ra­ło się ato­li woj­sko na­sze na trzy mile oko­ło War­sza­wy: a lubo do 50, 000 Po­la­ków jest dziś pod bro­nią, nie zo­sta­ło się na obro­nę Księz­twa jak 14, 000. Resz­ta wal­czy w Hisz­pan­ji lub zaj­mu­je twier­dze nad mo­rzem Bal­tyc­kiem w Kisz­trzy – nie, Gło­go­wie, Szpan­dau. W tym sta­nie były rze­czy gdy dnia 15. Kwiet­nia w So­bo­tę zra­na przy­sła­no z nad Pi­li­cy od ar­cy­księ­cia Fer­dy­nan­da pro­kla­ma­cje do oby­wa­te­li Księ­stwa War­szaw­skie­go, z li­stem od te­goż do naj­wyż­sze­go wojsk na­szych wo­dza, księ­cia Jó­ze­fa Po­nia­tow­skie­go. W de­kla­ra­cji tej ar­cy­ksią­że za­po­wie­dziaw­szy, że wcho­dzi nie jak nie­przy­ja­ciel Księz­twa, lecz Na­po­le­ona, upo­mi­na by się nie bro­nio­no, wy­li­cza po­wo­dy tej woj­ny, za tyle krzywd, i za­gro­że­nie Eu­ro­pie jarz­mem przez nie­na­sy­co­ną Na­po­le­ona wy­nio­słość i chci­wość, zwra­ca­jąc się na­ko­niec do oby­wa­te­li Księz­twa, w ten do nich mówi spo­sób:

"Oso­bli­wie zaś ku wam oby­wa­te­le Księz­twa War­szaw­skie­go zwra­cam się i za­py­tu­ję was! Czy­liż je­ste­ście uczest­ni­ka­mi szczę­ścia, któ­re wam ce­sarz Fran­cu­zów przy­obie­cał? Wy­la­na krew bra­ci wa­szych pod mu­ra­mi Ma­dry­tu, jest że dla do­bra wa­sze­go wy­la­na? Po­wiedz­cie co za zwią­zek ma Wi­sła z Ta­giem? wa­lecz­ność żoł­nie­rza wa­sze­go czy­liż słu­ży­ła do po­lep­sze­nia losu wa­sze­go? Praw­da, wy­so­ce od­wa­ga wa­sza uwiel­bio­ną była, jed­na­ko­woż nie daj­cie się tym wiel­kim uwiel­bia­niom za­wo­dzić, uwiel­bia­nia te bo­wiem, acz są spra­wie­dli­we i was god­ne, nie są ni­czem in­nem, jak tyl­ko ję­zy­kiem ob­łu­dy i sa­mo­ko­rzyst­no­ści.

"Ce­sarz Na­po­le­on uży­wa wojsk wa­szych dla sie­bie, a nie dla was: wa­szę ma­jąt­ki i wa­sze woj­ska sta­ją się ofia­rą nie­do­syć ob­ce­go do­bra, lecz do­bra wa­sze­mu zu­peł­nie prze­ciw­ne­go, bo w tem mo­men­cie, lubo jego sprzy­mie­rzeń­cy, zo­sta­li­ście ato­li więk­szo­ści wojsk wa­szych bez­bron­nie po­zba­wie­ni, w ten czas, gdy wy­bór wojsk wa­szych za­le­wa krw­ją swo­ja zie­mię Ka­styl­ji, Ara­gon­ji etc."

Jak­kol­wiek spra­wie­dli­we mogą być te uwa­gi, nie Au­str­ji za­pew­ne przy­sta­ło je czy­nić, nie temu rzą­do­wi, któ­ry w roz­bój­ni­czym z in­ne­mi związ­ku, roz­szar­pał Kró­le­stwo pol­skie i imię na­sze z licz­by na­ro­dów wy­ma­zał.

Do tej de­kla­ra­cji przy­łą­czo­ny był list ar­cy­księ­cia do księ­cia Po­nia­tow­skie­go, za­po­wia­da­ją­cy mu, że za go­dzin 12 wcho­dzi w gra­ni­ce na­sze; ja­koż wkrót­ce nad­biegł go­niec z po­twier­dze­niem, że Au­str­ja­cy do No­we­go Mia­sta już we­szli.

Sko­ro wieść o tej de­kla­ra­cji i o wej­ściu nie­przy­ja­cie­la ro­ze­szła się po mie­ście; róż­ne w woj­sku i miesz­kań­cach dały się wi­dzieć po­ru­sze­nia. Cią­gnął żoł­nierz z naj­więk­szym za­pa­łem, ten­że za­pał zaj­mo­wał i lud cały. Ma­jęt­niej­si, prze­zor­niej­si, zna­jąc sła­bość na­szą i po­tę­gę nie­przy­ja­cie­la, nie­spo­koj­ni byli o przy­szłość, drża­ły mat­ki o sy­nów, pła­ka­ły ob­lu­bie­ni­ce. Całe mia­sto na­peł­nio­ne cią­gnią­cem woj­skiem, dzia­ła­mi, wo­za­mi; mło­dzież do­tąd w woj­sku nie bę­dą­ca, po­zo­sta­li na­wet mło­dzi de­pu­to­wa­ni z sej­mu, szli pod zna­ki oj­czy­ste; we wszyst­kich twa­rzach wi­dać ocho­tę, za­pał i uf­ność, żą­dzę na­ko­niec bro­nie­nia oswo­bo­dzo­nej zie­mi do ostat­ka.

Na­za­jutrz rząd nasz wy­dał dwie pro­kla­ma­cje, pierw­szą umiar­ko­wań­szą, go­ręt­szą dru­gą: ostat­nia w tych brzmia­ła sło­wach:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: