- W empik go
Pamiętniki Pana Kamertona. Część 1 - ebook
Pamiętniki Pana Kamertona. Część 1 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 528 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Razu pewnego w letniej porze, gdy bawiłem dni kilka u dawnego znajomego w powiecie Poniewieżskim, słońce ku zachodowi zniżać się zaczynało, chłód wieczorny nastąpił po całodziennym skwarze. – Z panem i panią B. zasiedliśmy na ganku przed domem i kiedy dzieci wesoło biegały po dziedzińcu, ożywiona między nami toczyła się rozmowa. – Polityka ówczesna, literatura krajowa, nowinki z sąsiedztwa dostarczały do niej przedmiotów, a gęsty dym cygar dodawał może myśli.
I przyjemnie nam czas mijał: bo rozmowa najmilszą jest wtedy, kiedy jej przymus nie cedzi, obojętność nie studzi, światowa etykieta, że tak się wyrażę, nie krępuje.
Wtem pomiędzy dziećmi okrzyk radości dał się słyszeć i przybiegły co tchu do matki, klaszcząc w dłonie i wołając:
"Pan Kamerton! pan Kamerton jedzie!"
Nie miałem jeszcze czasu zapytać, kto jest ten pan Kamerton? gdy maleńka, krótka, wązka bryczeczka o jednym koniu zajechała przed ganek. Wysiadła z niej niepoczesna figurka w płóciennej bluzie, okrywającej spodnie odzienie od kurzu, w kapeluszu słomianym. – Pan Kamertou, zrzucił czem prędzej bluzę, głowę odsłonił i w surducie tabaczkowym zapiętym pod brodę, w peruce ryżego nieco koloru, trochę na bok przekrzywionej, wstąpił na ganek. – Panie domu pocałował w rękę, z panem się przywitał; a gdy ten odwróciwszy się do mnie, rzekł:
" Przedstawiam pana Kamertona. "
"Tak jest, Kamertona," – powtórzył.
Poczem śmiejąc się dodał, patrząc mi w oczy:
"Może pan ma w sobie cóś rozstrojonego, popsutego? to ja zaraz nastroję, poprawię. "
Gdym zadziwiony chciał zapytać:
"Co to za jowjalny oryginał."
"Kamerton, – odezwała się pani B… – podobno pana bierze za fortepian. "
"Czemuż nie, – odpowiedział na to, – bo czyż może być co podobniejszego do fortepianu jak człowiek? Pomijam ciało, bo to nakształt skrzyni, – ale w tem ciele jest serce, a w niem struny; przeciągnijmy je, pękają, niedociągnijmy, fałszują; ale jakże anielskie wydadzą tony, gdy na nich mistrzowska ręka zagrać potrafi!"
Tu zadziwienie moje coraz bardziej się wzmogło. Tymczasem nadszedł służący, a wyjąwszy z bryczki tłómoczek i szkatułkę, konia odprowadził do stajni; bo zapomniałem powiedzieć, że pan Kamerton sam siebie powozi, sam pan, sam sługa i utrzymuje, że najlepiej natem wychodzi; jak sługa co przeskrobie, pan mu natrze uszy, a gdy pan nadto wymagający, sługa za służbę dziękuje; wtedy się przepraszają, poprawiają, nawzajem i zgoda.
Pan Kamerton pobiegł do swego tłomoczka i dobywszy z niego całą paczkę nasion, oraz kilka kwiatowych cebulek, ofiarował pani B. Dwom małym panienkom porozdzielał cukierki, a chłopczykom, jednemu dał biczyk, drugiemu pałasik drewniany. Zrozumiałem wtedy, dla czego z taką radością dzieci przyjazd jego witały. Kiedy pani B. poszła z nim do ogrodu:
"Wszak to metr muzyki?" – zapytałem jej męża.
"Niezupełnie, chociaż mógłby nim być, bo gra dobrze i muzykę z gruntu posiada, ale nie ma do tego dosyć cierpliwości; on sobie swobodniejszy, mniej zależny wybrał zawód, krótko mówiąc, stroi fortepiany. "
"Ależ to nazwisko?"
" Przybrane."
"Któż on jest?"
"Wtem jego tajemnica cała. Wiadomo, że szlachcie, bo się pieczętuje herbem Ostoją; ale jak się istotnie nazywa, z tem się nie wyjawia; nikt go też o to nie pyta. Od lat dwudziestu osiadł w Rydze, i odtąd jeżdżąc po Litwie i Żmujdzi stroi fortepiany i z tego się utrzymuje. – Jak go lepiej poznasz, to się przekonasz, że człowiek oczytany, powiem nawet uczony. – Zdaje się, iż musiał być w uniwersytecie Wileńskim; podobno służył później wojskowo, dużo podróżował po świecie; miał żonę i dzieci, lecz gdy te pochował, wybrał sobie za stałe pomieszkanie Rygę, przez pamięć, że nieboszczka jego żona była rodem z tego miasta. Pan Kamerton jednem słowem, jest to poczciwe i dobre człeczysko, charakteru słodkiego, humoru wesołego, z przyjazdem tez swoim do każdego domu przywozi z sobą wesołość, lubią go starzy i młodzi. Z jednemi rozmawia i ma o czem mówić, z drugiemi się bawi. Jeżeli w Niedzielę, zajedzie na probostwo, proboszcz go zatrzyma, ugości; on też skoro się msza ma zacząć, spędza z chóru organistę i expedite przygrywa na organach. – Jeżeli wieczorem zajedzie do obywatelskiego domu, znajdzie w nim kilka panienek i kawalerów, a ci się nudzą, bo chcieliby potańcować, a nie ma kto zagrać, to albo do fortepianu zasiądzie; gdy go nie masz, wynajdzie jakie skrzy pęczki i tnie od ucha mazura, młodzież zaś hasa, aż miło! – Przez niego nasze panie sprowadzają z Rygi nasiona kwiatów i cebulki, dla panienek przywozi nuty, desenie, a o dzieciach sam byłeś świadkiem, że nie zapomina. "
Zabawiwszy przez wieczór cały u państwa B. z panem Kamertonem, przekonałem się, że nic mu obcem nie jest, i że Litwę i Żmujdź… jak to Francuzi mówią, umie na pamięć. Gdym nazajutrz ten dom gościnny i uprzejmy opuszczał, pan B. widząc ile mnie rozmowa z Kamertonem zajęła, ile mi się podobał, wyznał przedemną, iż nasz poczciwy stroiciel fortepianów od lat kilku spisuje Pamiętniki swoje, a ponieważ za pierwszą bytnością w tych stronach obiecał mu przywieźć niektóre z nich ustępy, przyrzekł mi, że skoro takowe otrzyma, przesłać mi je nie omieszka.
Nie minęło tygodni kilka, Pamiętniki pana Kamertona już się znajdowały w posiadaniu mojem. Nie są one opowiadaniem jego życia, gdyż w nich o sobie jak najmniej wspomina, są prędzej poglądem na kraj, który wzdłuż i wszerz przebiegając od lat tylu, doskonale poznał, a ludzi w nim zamieszkałych i poznał i nauczył się szacować (1). – Stan obecny Litwy i Żmujdzi pod względem naukowym i rolniczym, przemysłowym, handlowym najbardziej go obchodzi, lecz nie bez tego, aby się kiedy niekiedy o lat kilkanaście lub kilkadziesiąt w tył nie cofnął; zanurza się nawet w odległą przeszłość dziejową, zatrzymuje na widok starożytnego gmachu, zwalisk, lub kurhanu obrośniętego wiekowemi drzewami. – Dawna legenda, podanie, pieśń ludu jakże go zajmują! Jeżeli dzisiejsze obyczaje i zwyczaje przedewszystkiem jego uwagę zwracają, nie może mu być obojętnem… czem były za czasów pogańskich i jakiemi stopniami z rozwojem cywilizacyi doszły do tego, czem są dzisiaj.
Pamiętniki Kamertona, ponieważ je pisał z celem, ale bez planu, jak mu myśli przychodziły do głowy, nie są ciągiem nieprzerwanym lat chronologicznie idących po sobie, są to raczej urywkowe opowiadania faktów w rozmaitych czasach wydarzonych, zbiór obrazów, nie skopiowanych z artystycznie ułożonej galeryi, ale prosto uchwyconych z natury. Jeżeli się w nich napotkasz z anegdotyczną stroną umieszczoną dla zabawy, znajdziesz i sąd krytyczny, niezbędny dla nauki; bo wszakże z faktów, z obrazów, z anegdot i z bezstronnego sądu o rzeczach i ludziach składają się dzieje narodów!
–- (1) Dodać muszę, iż opisując Litwę i Żmujdź pan Kamerton dotknął się jedynie tej części kraju, w której lud język litewsko-żmujdzki przechował, to jest całej Kowieńskiej i mniejszej połowy Wileńskiej gubernii.
Otrzymawszy pozwolenie wydania Pamiętników pana Kamertonu na widok publiczny, tem chętniej to czynię, że dotąd Litwę i Żmujdź uważano pospolicie za kraj zapadły, jakby za morzami leżący, niepomnąc na to, że właśnie tem morzem posyłają produkta swoje na wykarm zgłodniałej nieraz Europy, a w zamian otrzymują pieniądze i droższe od pieniędzy: zachodnią oświatę.