- W empik go
Pamiętniki. Tom 3, 1870-1925 - ebook
Pamiętniki. Tom 3, 1870-1925 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 637 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NASTRÓJ SPOŁECZEŃSTWA WE FRANCJI PO ROKU 1871. DEPRESJA WŚRÓDEMIGRACJI POLSKIEJ. ORJTENTACJA ROSYJSKA WE FRANCJI. GAMBETTA.OSTATNIE LATA MICHAŁA CZAJK0WSKIEG0. KSIĄŻĘ JÓZEF LUBOMIRSKĄJEGO PAMIĘTNIKI I CHARAKTER. LIDJA PASZKOW.
Smutnie kończył się dla mnie ten rok 1871. "Pan Ludwik Wołowski – pisałem pierwszego grudnia do siostry – powiedział na jednym ze swych wykładów wstępnych w Consewatoire des Arts et Metiers, że tem, co odróżnia człowieka od zwierzęcia, jest kapitał. Schwarzenberg utrzymywał, że człowiek zaczyna się od barona. Dla wielu współczesnych ekonomistów człowiek, który nic nie posiada, jest podczłowiekiem. A nadczłowiekiem jest dla nich nie genjusz, ale miljoner. Według tej miary Rotszyld jest bliski bóstwa, a ja stoję niedaleko od zwierzęcia. Na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa, który rzadko pozwala na to, żeby pięć razy z rzędu wygrać na loterji, cieszę się, że rok 1872 będzie dla mnie mniej ciężki, niż rok 1871".
Gdy wreszcie Wersal zwyciężył, sofizmaty, uchwalane przez Zgromadzenie Narodowe, napełniały mnie przerażeniem. Pewnego razu nie mogłem powstrzymać się, aby nie powiedzieć w pewnym salonie: "Ogłaszacie pana Thiers'a za oswobodziciela kraju! Jest on co najwyżej oswobodzicielem jego części, bo przecież dwie wasze prowincje odstąpił wrogowi. A reszty właściwie nie oswobodził, ale raczej wykupił za cenę kilku miljardów okupu!" Bluźnierstwo, wypowiedziane w czasie uroczystego nabożeństwa, nie oburzyłoby bardziej otoczenia, niż to zdanie, wypowiedziane wobec ludzi, dumnych z własnej kapitulacji.
Do roku 1871 wydawałem się sobie samemu człowiekiem, który z zapałem wspina się na wysoką górę. Po roku 1871 wydawało mi się, że z trudnością schodzę na dół po jej przeciwległem zboczu. Powstanie 1863 roku upadło. Prusy przytłaczały Francję. Spełnienie moich najpiękniejszych marzeń zostało znów odsunięte w nieokreśloną przyszłość; i choć nie wiedziałem, ile lat życia jeszcze mi zostało, nie czułem już tej niezachwianej nadziei, która opromieniała moją młodość, że doczekam upadku Rosji, Prus i Austrji.
Zaraz po upadku Komuny miałem uczucie podobne do tego, które ścisnęło serca emigrantów polskich z 1831 roku nazajutrz po zawarciu pokoju z Rosją w roku 1856. Wielu z nich przeczuło, że umrą na wygnaniu i że innemu pokoleniu danem będzie oglądać odrodzenie ojczyzny, dla której oni żyli i walczyli.
W roku 1871 Francja skurczyła się nietylko terytorjalnie, ale i moralnie. Znaczenie wojenne Francji zostato na długo przyćmione; zewsząd instruktorzy niemieccy wypierali francuskich, a metody francuskie ustępowały miejsca niemieckim. Ale i równowaga duchowa Francji była zachwiana.
Naród nie może bezkarnie oddać części swego terytorjum w ręce obcego najeźdźcy. Przywódcy narodu, oddowiedzialni za tę zbrodnię, którzy każde usiłowanie oporu traktowali jak karygodne szaleństwo, szydzą z każdego, kto ich gani. Le Figaro nazywał wolnych strzelców wolno-zmykaczami, a gwardzistów narodowych pantoflarzami. Klęska Francji odbiła się fatalnie na duszy narodu
Zgromadzenie Narodowe słusznie nazywano Zgromadzeniem nieszczęść *).
Wybory, z których wyszło Zgromadzenie Narodowe, odbywały się w okresie upadku moralnego narodu. Im więcej kandydat dawał gwarancji, że za wszelką cenę podpisze pokój, tem więcej miał szans, że będzie wybrany. Otóż, pierwszym skutkiem pokoju w roku 1871 była Komuna.
Porażka Komuny rozzuchwaliła jeszcze bardziej koalicję dawnych stronnictw, które bezwstydnie ukazywały swój egoizm. Gdy Zgromadzenie Narodowe przeniosło się do Wersalu, Rochefort złośliwie zażartował z jego członków. Ponieważ obradowali w departamencie Seine-et-Oise,. Rochefort nie nazywał ich nigdy inaczej, jakSeine-Oisillons **). Widzieliśmy, jakiem okrucieństwem drapieżnych ptaków odznaczały się owe gęsi po zdobyciu Paryża.
Pomimo okropności bezlitosnych represyj, Paryż powrócił wkrótce do normalnych warunków swego bytu z przed wojny. Ulice znów były po dawnemu oświetlone, teatry wznowiły przedstawienia. Mieszczanie, którzy mieli zwyczaj przysłuchiwać się rozprawom sądowym, aby mieć rozrywkę za darmo, teraz chodzili na posiedzenia sądu wojennego, okazując tem więcej zadowolenia, im sroższe były wyznaczone kary, i narzekając na świadków, którzy nie chcieli obciążać oskarżonych; bo w czasie rewolucji dusze ludzkie sięgają niekiedy ideału, ale spadają bardzo nisko, gdy tylko zawiodą początkowe nadzieje. Ci, którzy podpisali kapitulację, mścili się za swe poniżenie na zwyciężonych członkach Komuny i to przy oklaskach ogromnej -
*) Garibaldi, obrany posłem z okręgu Nicei, nie zdolal nawet oznajmić Zgromadzeniu Narodowemu, że zrzeka się mandatu, nie chcąc tracić obywatelstwa włoskiego. Dzikie wrzaski zagluszyły jego słowa.
**) Oisillons – gąsięta.
większości dzienników. Ale, gdy Sylla zgniótł demagogów Wiecznego Miasta, wracał wówczas jako triumfator nad wrogami Rzymu, podczas gdy Syllowie roku 1871 chełpili się tem, że cofnęli kraj do epoki Burbonów, wówczas, gdy on stanowczo szedł ku Rzeczypospolitej; wedle jedynego udanego wyrażenia marszałka Mac-Mahon'a, gdyby wówczas pokazano żołnierzom białą chorągiew, karabiny wypaliłyby same.
Naganka prasy konserwatywnej po upadku Komuny na rodaków Dąbrowskiego i Wróblewskiego z jednej strony i zwycięstwo Prusaków z drugiej wywołały ten dziwny skutek, że nagle wybitni członkowie kolonji polskiej w Paryżu doszli do przekonania, że Francja jest skazana na długotrwałe niesnaski wewnętrzne i zwątpili o niej.
Kosztem wielkich ofiar utworzono w Paryżu dwie szkoły polskie: jedną, przygotowawczą do liceów i do egzaminu maturalnego, drugą przygotowawczą do szkół wyższych: szkołę na Batignolles i szkolę na Montparnasse. Skasowano szkołę na Montparnasse, choć rozsądniej byłoby ją zachować; jeśli można było przewidywać, że liczba dzieci emigrantów będzie malała w miarę wygasania samej emigracji, to jednak pewne było, że liczba studentów z kraju, przybywających do Francji dla dopełnienia wykształcenia, będzie stale wzrastała, i że ułatwienie im wstępu do wyższych zakładów naukowych byłoby palącą potrzebą. Sprzedano piękny budynek szkoły na Montparnasse i rozpuszczono uczniów. Nie rozpuszczono wprawdzie uczniów szkoły na Batignolles, ale sprzedano obszerny budynek szkolny i kupiono inny, o wiele skromniejszy. Napróżno notarjusz wskazywał, że wartość budynku wzrasta z każdym miesiącem i źe, gdyby zaczekano ze sprzedażą pół roku, możnaby natem zyskać kilkaset tysięcy franków; pesymizm niektórych Polaków wziął górę nad temi roztropnemi radami.
Ten prąd pesymistyczny sprawiał, że ci, którzy mu ulegali, zaczęli w Austrji pokładać nadzieje, które tak długo pokładali we Francji. Książę Władysław Czartoryski w mowie, wygłoszonej trzeciego maja w Bibljotece Polskiej, podkreślił tę ewolucję. Koncesje, wydarte od Austrji dla Galicji, nie usprawiedliwiały bezgranicznej ufności, którą pokładano w tej monarchji. Przyszłość miała wykazać, że Austrja stanie się satelitą Prus.
Austrjacka orjentacja spaczyła kierunek polityki polskiej: hrabia Stanisław Tarnowski powiedział pamiętne zdanie do Franciszka Józefa: "Chcemy na zawsze stać przy tobie". Stanisław Smolka napisał: "Śpiewajmy: Jeszcze Polska nie zginęła, póki Austrja żyje", jakgdyby naród nasz mógł kiedykolwiek zgodzić się na ten dworacki warjant refrenu pieśni Legjonów: "Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy". Dzieciństwem było przypuszczać, że gdyby Austrja zginęła, ipso facto i Polacy przestaliby istnieć! Było to bluźnierstwo, które oburzało ogromną większość, wierną narodowym tradycjom.
Oportunizm polski spotkał się we Francji z oportunizmem Gambetty. Zjawiska te były wynikiem jednakiego przygnębienia moralnego, analogicznego braku wiary, podobnego duchowego ustępstwa na rzecz anemji kraju; były to rzeczy groźne, ale przemijające. Dają one pokarm gwałtownym polemikom stronnictw politycznych, które kamienują się nawzajem popelnionemi błędami, zamiast zastanowić się każde zosobna nad błędami własnemi. Polemiki takie są nieuniknione, gdyż każde stronnictwo czuje zasadniczą niechęć do przyznania mea culpa i dąży do usprawiedliwienia dawnych błędów swoich, wystawiając na światło dzienne błędy swoich przeciwników, a usiłując gloryfikować własne.
Wziąłem się do dziennikarstwa i przez długie lata byłem korespondentem dzienników L'Opiniom w Rzymie, Gassetta d'Italia we Florencji i Pungolo w Neapolu.
Dina, który kierował dziennikiem L'Opinione, pozostawiał mi całkowitą swobodę w wyrażaniu mych poglądów. Reakcyjna większość Izby francuskiej groziła wówczas Włochom, że popierać będzie przywrócenie władzy świeckiej Papieża, trzymała okręt L'Orenoque w porcie Ankony i w ten sposób przygotowywała orjentację półwyspu w stronę Niemiec, co tak żywo dotknęło przyjaciół wolności w Europie.
Salony na Faubourg Saint-Germain spodziewały się przywrócenia monarchji. George Sand wyraziła się o hrabim de Chambord, że jest najbardziej naiwnym ze wszystkich pretendentów do tronu. Książęta Orleanu, mniej od niego naiwni, mieli nie więcej widoków powodzenia, a Napoleonidzi mogli znowu ukazać się na scenie tylko po to, by wymieść Orleanów, gdyby ci przywłaszczyli sobie władzę.
Rozwijając te poglądy w dziennikach włoskich, wiedziałem dobrze, że Polska nie odgrywa najmniejszej roli w rozważaniach żadnej istniejącej partji, i to stwierdzenie napełniało mnie goryczą.
Od czasu do czasu ogłaszałem artykuły o Polsce w jednym z dzienników paryskich. Umieszczano je przez szacunek osobisty dla mnie, ale oczy wszystkich zwrócone były ku Rosji; nie przyznawano się jednak, że tylko strach i interes były pobudkami tego kierunku. Starano się usprawiedliwić go względami uczuciowemi. Zamykano oczy na zbrodnie rządu rosyjskiego, przypisywano winę jego ofiarom, przyjmowano uroczyście najgorszych jego przedstawicieli. Urzędnik, będący w pogardzie nawet nad Newą, był nad Sekwaną otoczony pochlebstwami. Na wszelkie tony opiewano cnoty i zdolności tępych i okrutnych autokratów. Literaci szli w ślady polityków, a historycy w ślady literatów. Emigranci polscy musieli w milczeniu gryźć wędzidło. Rzadko nadarzała im się sposobność do protestów przeciwko temu zamroczeniu sumienia publicznego.
Francja, na długo bezsilna w stosunkach zewnętrznych, ograniczała się do hamowania wewnętrznego upadku, którym była zagrożona. Co zaś do emigrantów polskich z roku 1831, a nawet z roku 1863, zwycięstwo Prus było dla nich dzwonem pogrzebowym, gdyż wszystko przepowiadało, że zejdą do grobu, nie doczekawszy wyzwolenia ojczyzny. Odtąd, wśród coraz bardziej wzrastającej obojętności Europy, będą musieli ponawiać protesty przeciwko niegodziwościom, popełnianym w Polsce. Jasnem się stawało, że Francja coraz natarczywiej szuka w Rosji oparcia przeciw Niemcom i że sprawa polska staje się dla niej z każdym dniem mniej dogodną. Od upadku Napoleona III, oportunizm rozlał się szeroką falą i stał się ewangelją rządu, niezdolnego do spojrzenia twarzą w twarz swemu potężnemu przeciwnikowi, skazanego na ciągłe lawirowanie, omijanie przeszkód i kierowanie się w wyborze sojuszników tylko podszeptami strachu, nie troszcząc sięo sprzeczności zasad ani o różnicę celów, do których owi sojusznicy dążą. Wszystko wskazywało na to, że pan Thiers, przywódca oportunizmu, będzie miał Gambettę za następcę.
Lepsza zresztą była kompromisowa polityka Thiers'a i Gambetty, którzy schylali się wobec burzy i przezornie poprzestawali na dreptaniu w miejscu, niż reakcyjna polityka większości Zgromadzenia Narodowego, które wysilało się napróżno, aby dawny system przywołać do życia. W korespondencjach do dzienników włoskich lub polskich notowałem z dnia na dzień mozolny wysiłek narodu, który po ogromnych klęskach starał się stopniowo podźwignąć. Ale zmordowany i rozczarowany, zajęty leczeniem ran własnych, długich lat jeszcze potrzebować będzie, zanim stanie się zdolnym wejrzeć na cudze nieszczęście. Każdy zarzut pod adresem Rosji psuł harmonję koncertu pochwał, których jej nie szczędzono i tylko przez pobłażliwość pozwalano mi czasem powątpiewać o słuszności panegiryków dla samodzierźcy, lub piętnować pewne uchybienia polskie.
Nic dziwnego, że Francja, wobec grożącego niebezpieczeństwa niemieckiego, poszła w kierunku sojuszu z Rosją, dobrowolnie zamykając oczy na zasadniczą sprzeczność, jaka istniała między autokracją, przesyconą najgorszemi tradycjami bizantynizmu, a republiką, opartą na zasadach Wielkiej Rewolucji francuskiej. Niemniej narażała się Francja na poważne niebezpieczeństwo, uzależniając się całkowicie od sojusznika tak niepewnego, że przez jakiś czas dał się omotać cesarzowi Wilhelmowi i był już na drodze zdrady. Interwencja rosyjska oddala Francji ogromną przysługę, ale Francja drogo zapłaciłaby za nią, gdyby carat nie był upadł przed ostatecznem uregulowaniem losów Europy. Francja poświęciła całkowicie Polskę, ustąpiła carowi Konstantynopol, kawał Azji, i uczyniła z niego władcę bardziej groźnego dla świata, niż byłby nim zwycięski cesarz Wilhelm. Francja miała to cudowne szczęście, że zebrała korzyści z tego przeciwnego naturze sojuszu, a uniknęła groźnych skutków, które miały z niego wyniknąć. Ale cudu tego nie zawdzięcza rozumowi swoich mężów stanu. Nie przewidywali oni nigdy upadku caratu. Z początku byli tem przerażeni, a później marzyli o tem, by podeprzeć, a później odbudować ten gmach. Glosy polskie, ostrzegające Francję przed złudą rosyjską, były więc słuszne i historja nie zatwierdzi pochwał, których oportunizm udzielał sam sobie.
Oportunizm jest wygodną teorją, która niedogodną zasadę: "cokolwiek się zdarzy, pełnij swój obowiązek", pozwala zastąpić bardzo wygodną formułką: "czyń to, co ci się osobiście wydaje najkorzystniejszem". Dzięki tej formułce mąż stanu, oskarżony o odstępstwo od zasad, odpowiada niewzruszenie: "Ojczyzna przedewszystkiem". Moż – naby przypuszczać, że to przez poświęcenie dla kraju, zamiast iść prostą drogą, lawiruje w zygzaki. Sprowadzony do swej najprostszej postaci, oportunizm polega natem, że, zamiast słuchać sumienia, słucha się pobudek swej własnej korzyści.
Panowanie Gambetty zaczęło się w roku 1871. Gdy stawiano mu pomnik, popularność jego już bardzo zmalała i wybrano dla niego miejsce na dziedzińcu Carrousel dlatego, że miejsce to zależało od rządu, a nie od rady miejskiej, która ociągała się z jego przyznaniem. Pomnik wznosi się w miejscu, gdzie niegdyś był grób rewolucjonisty Łazowskiego, którego córkę Konwencja wprawdzie adoptowała, ale którego prochy, podobnie jak prochy Marat'a, zostały po dziewiątym Thermidora rozsiane na cztery wiatry.
Gambetta pozostał bożyszczem polityków, którzy po jego śmierci kolejno obejmowali jego urząd. Wiktor Meric w pewnem dziełku wyszydza "nowy kult najświętszego serca świeckiego i rewolucyjnego Gambetty", a Juljusz Valles nazywał go tandeciarskim Dantonem, dodając: "Pospolitość służy jego powodzeniu, a banalność zasad jest nawozem jego talentu".
Wielu Paryżan nie krępuje się wyrażać życzenie, aby uwolniono stolicę od pomnika Gambetty. Na pomniku tym naga kobieta dosiada lwa skrzydlatego, któremu w ten sposób przeszkadza ulecieć w powietrze. Aforyzmy, wyryte na kamieniu tego pomnika, przywodzą na myśl ową słynną mistyfikację Pawła Biraulfa, który otworzył listę składek na wzniesienie posągu dla Hegesippe'a Simon'a, cytując jego najlepszą myśl: "Gdy sionce wschodzi, ciemności znikają". Natychmiast wielu senatorów i posłów zapisało się na liście, sądząc, że ten komunał zdradza genjusz osobistości, która nigdy nie istniała. Publiczność serdecznie się uśmiała z powodzenia tego kawału, nie zastanawiając się, że jest równie śmieszna, gdy pełna szacunku czyta banalności, na które powinnaby wzruszyć ramionami. Są to rzeczywiście prawdy, należące do kategorji prawd de la Palisse, w rodzaju zdania: "drzwi muszą być otwarte albo zamknięte, a kij musi mieć dwa końce". Sentencje, które przyjaciele Gambetty wybrali z mów jego, aby przekazać je potomności do podziwiania, są komunałami tej samej wartości, naprzykład: "Przyszłość nikomu nie jest zakazana", albo: "Wielkie odszkodowania mogą wynikać z prawa. My lub dzieci nasze mogą się ich spodziewać". Te maksymy Gambetty nie zrobią z pewnością konkurencji maksymom Larochefoucauld'a. Wszelako prawdą jest, że te dźwięczne sentencje znaczą: "Możemy spokojnie założyć ręce i cieszyć się przypuszczeniem, że pewnego dnia przyszłość wynagrodzi niesprawiedliwości chwili obecnej, my zaś nie potrzebujemy nawet palcem ruszyć, ani grosza wydać na to. Czekajmy spokojnie, aż pewnego dnia prawo wróci nam Alzację i Lotaryngję. Jeśli nie nastąpi to za naszego życia, może dzieci nasze doczekają tego. Do tego czasu i my, i one mamy tylko pobierać to, co nam przypada z budżetu".
Obowiązki teraźniejszości przerzucić na przyszłość, nie obowiązuje to do niczego i nie zmusza do żadnych poświęceń. Obywatele powinni tylko pilnować swych interesów; prawo wypełni ich życzenia i pomoc ich nie jest tu potrzebna. Dzięki temu nieskończonemu odkładaniu Niemcy pożarłyby wreszcie dwie prowincje francuskie, gdyby nie napadł na Francję Wilhelm, któremu zabrakło przenikliwości, by zrozumieć, że nikt go napadać nie będzie, gdyby go nie nękał ten niepokój, póki Francja stoi jeszcze na nogach. Jego niecierpliwa chęć ostatecznego pognębienia Francji spowodowała upadek dawnego stanu rzeczy w Europie.
Gambetta był tylko nowem wydaniem Dantona; był to Danton, oglądany przez szkła pomniejszające. Dla wielu ludzi Danton jest symbolem zapału 1792 roku, który rzeczywiście przez pewien czas podzielał, aż do chwili, gdy, przerażony widokiem Republiki, wplątanej w wojnę z najpotężniejszemi państwami, począł powstrzymywać ruch, który uprzednio podniecał. Tak właśnie ocenia go jego ostatni historyk. Według M. A. Mathiez'a istnieje dwóch Dantonów. Jeden, to Danton legendy: patrjota gorący i wojowniczy, który śni o ziszczeniu odwiecznego marzenia umarłej monarchji, o wyznaczeniu Francji naturalnych granic starożytnej Galji; porywczy trybun, który tyranom Europy rzuca wyzwanie w postaci głowy królewskiej; człowiek zuchwały, który uderza stopą w ziemię ojczystą, aby z niej wywołać miljony ochotników; nieprzejednany demagog, który wciela w sobie śmiertelną walkę z wrogiem. Takiego właśnie Dantona spopularyzowały obrazy i rzeźby po roku 1870-tym, Dantona, którego partja republikańska podziwiała i czciła poprzez Gambettę obrony narodowej. Ale istnieje drugi Danton, różny od tamtego, Danton prawdziwy: przebiegły i sceptyczny polityk, który szybko zwątpi w powodzenie Rewolucji; intrygant bez skrupułów, którego tajna działalność idzie stanowczo wbrew jego oświadczeniom publicznym; spryciarz uliczny, który stara się dla swych niskich ambicyjek wyzyskać niezmierzone znużenie, wywołane przez wojnę, partoląc byle jak pokój za wszelką cenę, haniebny pokój z wrogami; wyrozumiały wódz wszystkich defetystów epoki, detetysta tem bardziej niebezpieczny, im bardziej nieuchwytny*.
"W chwili najwyższego napięcia Rewolucji francuskiej – pisze Adam Mickiewicz – Konwencja pod karą śmierci zakazała swym jenerałom, by przyjmowali deputacje nieprzyjacielskie, by zawierali z wrogami jakiekolwiek ugody, nawet dla wymiany jeńców, i skazała na śmierć wszystkich jeńców wojennych. Historycy mają -
*) Danton et la paix (Danton i pokój). Paris 1919, I tom in-18.
słuszność, że godzina, w której jenerał francuski przyjął parlamentarjuszy armji nieprzyjacielskiej, była pierwszą godziną upadku Rewolucji" *).
Teza, którą podtrzymuje pan Mathiez, jest słuszna, wydaje nam się tylko, że za daleko idzie, niedostatecznie odróżniając Dantona z początku Rewolucji od Dantona z jej końca. Danton w początku Rewolucji był zupełnie szczerze najdonioślejszym głosicielem największych aspiracyj narodu francuskiego, ale szybko ochłonął, zaniechał wszelkiej propagandy zagranicą, wolał nie wyzyskać sposobności do całkowitego zniszczenia armji pruskiej, niż przedłużyć wojnę. Pokumał się z Orleanami: Ludwik – Filip wyrażał się o nim z pochwałą. Książę Talleyrand wyjechał do Londynu za paszportem, wydanym przez Dantona. Nie uważam za dowiedzione, żeby Danton miał osobiście i dla własnej korzyści rozkradać fundusze publiczne, ale pewne jest, że był otoczony przez łajdaków, i to właśnie dało broń przeciwko niemu w ręce nieskazitelnego Robespierre'a. Garnier de 1'Aube zawołał dziewiątego termidora do zdyszanego Robespierre'a: "Dusi cię krew Dantona!", na co ten odpowiedział: "Chcę mścić się za niego!"
Gambetta nie paktował z Prusami, ale był to dyktator rzadkiego niedołęstwa. Tolerował nadużycia potworne, puszczał bezkarnie dostawców, którzy dostarczali żołnierzom buty na papierowych podeszwach. Całą nadzieję pokładał w pomocy zagranicznej.
Aktorzy największą wagę przywiązują do tego, aby zgrabnie padać na scenie; Gambetta uczynił to z wdziękiem w roku 1871. Udawał, że chce wojny na śmierć i życie, a nie pragnął jej bardziej, niż Jules Simon i gdy Paryż rozpoczął powstanie, Gambetta, aby nie wypowia- -
*) La Politique du XIX-me siecie (Polityka XIX-go wieku) Paris 1870, I tom in 18.
dać się ani za jedną ani za drugą stroną, wyjechał do kąpieli morskich w San Sebastian. Zaledwie proletariusze zostali zwyciężeni, powrócił, aby ciągnąć korzyści z ich urazy do partji zwycięskiej!
George Sand szybko odgadła, że Gambetta grał rolę trybuna, chociaż nie było w nim materjału na zbawiciela ludu. "Oburzenie ogarnia" – pisała George Sand – "kiedy czyta się już od dwóch dni dekrety, wydawane łaskawie dla ukrócenia nadużyć, które piętnowała cała Francja; dyktator zaś poprzestał natem, że obnosił wszędzie swą napuszoną i lodowatą wymowę… Ta dyktatura uczniowska nas zgubiła… Ci ludzie, którzy doprowadzili Francję do wycieńczenia i nie umieli zużytkować jej krwi i pieniędzy, są tu więcej winni, niż Prusacy *).
"Gambetta jest rozwlekły i niezrozumiały. Jego zapał ma wyraz pospolity. Jest to emfatyczny komunał w całej swej banalności" **). Po zdobyciu Metzu, George Sand wola: "Otośmy pozostali bez armji, z dyktatorem bez genjuszu" ***). Niezwłocznie zaś dodaje: "Nie mówmy nigdy, że Francja się skończyła, że stanie się jak Polska. Czyż Polsce nie jest przeznaczone zmartwychwstanie?" ****).
George Sand słusznie określa wymowę Gambetty jako napuszoną i lodowatą: było to gadulstwo grzmiące i puste. Takie natury grube i krwiste, obdarzone grzmiącą wymową, podobają się tłumom, ponieważ ich myśli pozbawione są jakiejkolwiek oryginalności. Mówcy tego rodzaju znają zakres umysłowości słuchaczów i nigdy go nie przekraczają.
–-
*) Correspondance. Lettres des 20 Janvier, i et 2 Fevrier 1871 (Korespondencja. Listy z 20 stycznia, i i 2 lutego 1871 r.). Paiis 1884, tom VI.
**) Journal d'un voyageur pendant la guerre de 1871 (Dziennik podróżnika podczas wojny 1871 r.). Revue des Deux Mondes, i i 15 marca, 1 kwietnia 1871.
***) Ibidem.
****) Ibidem.
Millaud, założyciel dziennika Le Petit Journal, odpowiedział współpracownikowi, który żądał kilku wierszy dla zapełnienia kolumny druku w numerze: "Niech pan umieści, że pewien żeglarz po morzach dalekich napotkał węża morskiego takiej długości, jaką pan zechce podać. Jeśli to nie wystarczy, niech pan doda, że struś połyka kamyki bez szkody dla zdrowia. Zawsze znajdą się czytelnicy, którym to sprawi przyjemność*. Ta wierna charakterystyka umysłowości szerokiej publiczności zapewniła powodzenie jego dziennikowi. Im bardziej jakieś twierdzenie pozbawione jest cech nowości, tem bardziej wyda się godnem siedmiu mędrców Grecji w oczach publiczności pewnej kategorji.
Mowy Grarnbetty podlegały cenzurze ukształconych literacko przyjaciół, a gdy powstał zamiar zebrania ich i ogłoszenia drukiem,. musiano uciec się do pomocy byłego ucznia Szkoły Normalnej, żeby, według uświęconej formułki, wygładzić styl tych przemówień. Niektóre ustępy, wygłaszane z impetem i oklaskiwane z uniesieniem, mogłyby wywołać śmiech pusty, gdyby je zostawić bez zmiany, jak ten naprzykład: "O, szczęśliwi mieszkańcy Hawru! Podczas gdy morze wzywa was z przodu, Sekwana wzywa was od tyłu!" *).