- W empik go
Pamiętniki włóczęgi Tom 2: z czasów przejścia XVIII do XIX wieku - ebook
Pamiętniki włóczęgi Tom 2: z czasów przejścia XVIII do XIX wieku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 425 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie wiem czy mi się tylko wydaje, czy w istocie dawniej było więcej krwi w ludziach? To jednak pewno że na kogo tylko osobliwie z ludzi dojrzałych, spojrzałeś każdy za krwistego uważał się i z tego powodu puszczanie krwi perjodycznie odbywał, a najmniejsze niedomaganie przez to leczyło się. Każdy tym końcem miał nieodstępnego cyrulika, lub w razie potrzeby udawał się do miasteczka. Znajdowało się wielu którzy na nowiu lub pełni regularnie krew puszczali, a skoro który z nich umarł, natychmiast powiadano:
– Pewnie na nowiu krwi nie puścił? Była w tem pewnego rodzaju medycyna, a dla niektórych poniekąd rozrywka. Znałem staruszka niejakiego Romejkę, ten puszczał krew regularnie na pełni; a raz wracając z miasteczka po odbytej peryodycznej operacyi, zawadził o sąsiada i trafił nato że jemu jako choremu krew puszczano, a że Romejko był człek bardzo koleżeński więc dla kompanii, odbytą już operacyę tego samego dnia powtórzył i snąć że mu to wcale nie szkodziło, widziałem go bowiem ośmdziesięcioletnim bardzo rzeźwym staruszkiem. Dziś na innej wojnie tyle krwi nic popłynie, ile za dawnych czasów, pod cyruliczym orężem wylewało się.– Jak uważam zapuściłem się w dziedzinę nauki medycznej, spieszę więc do kronikarskiej powinności. Owóż do czego zmierzałem, aby opowiedzieć; że ojciec mój będąc krwistego temperamentu, za najmniejszem wzburzeniem lub wstrząsnieniem moralnem, podlegał apoplektycznym atakom i leczył się powyższą metotą. Ztąd i łaska dla Sawickiego powstała… że on za młodu sposobił się na cyrulika, a będąc nieodstępnym od pana, za najmniejszą okazyą krew mu puszczał. Niekiedy nawet ojciec do tego przystępował spodziewając się jakiej przeciwności lub zmartwienia, tym sposobem uprzedzał chorobę. Owóż teraz ojciec zaniechał parę perodycznych terminów puszczenia krwi, której dużo mu napsuły dewotki, a następnie to nieszczęsne przejście z córką.
Nieoględna Jadwiga w uniesieniu nie zwracała uwagi na mieniącą się twarz ojca, któremu przy ostatnich jej słowach oczy już krwią nabiegały. Po odejściu Jadwigi ojciec zaledwie z wielkiem wysileniem, podniósł się z krzesła i zmierzając ku swoim apartamentów zatoczył się. Jakoś szczęściem, miałem tyle przytomności, żem go podchwycił, i już nie powiem zaprowadziłem, raczej na pół bezwładnego zaciągnąłem do jego pokoju, dokąd zaraz zbiegli się ludzie i Sawicki już nie przytomnemu krew puścił. Ojciec za mojej pamięci miał już kilka podobnych ataków, a mianowicie przy pojawieniu się Zwizdy na wydobycie sched pasierbic, po utracie urzędu i jeszcze w skutek różnych przeciwności, kilka z nich było silniejszych, lecz sam Sawicki dotąd puszczeniem krwi i chłodzącymi środkami, zawsze zaradził. Teraz od razu zaszło większe niebezpieczeństwo, tak że przybyły nasz lekarz dwu innych zawczwał. Ojciec był w malignie nieustającej i ciągle nieprzytomny, a obawiano się że lada chwila skończy.
Nic łatwiej nie rozprzęga się jak dom stojący rygorem. Trzeba widzieć co zasobą pociąga obezwładnienie tej ręki, która wszystko prowadzi i utrzymuje. W jednej chwili dom zanadto liczny zamienił się w odludną pustynie. Ja zaś na wicegospodarza dla tej hałastry prowadzonej silną i sprężystą wolą, byłem za młody i za mało doświadczony. Suzański więcej ekonomicznem gospodarstwem zajęty, chociaż pracowity, atoli słabego i łagodnego charakteru, nie był w stanie ładu przywrócić.
Przy chorym oprócz domowego lekarza, pozostawaliśmy ja, i Kawaler, który tyle że dniem i nocą siedział wyprostowany na sofie w przyległym pokoju, lecz mimo najlepszych chęci dobrego serca, wrodzonej sztywności do doglądania chorych nagiąć nie umiał. Sawicki teraz dość obojętnie patrząc na swego dawnego pana i dobrodzieja jak na przyszłego nieboszczyka, niekiedy tylko pokręcił się dla formy. Ja zaś w trwodze o życie ojca i pierwszy raz przy ciężko chorym znajdując się, głowę straciłem. Baronowa dbała o swoje drogie zdrowie, czasem się dowiadywała, a resztę czasu przepędzała na naradach z Wolkiem i Nawiżenym, którzy widocznie coś knowali i często wydalali się z domu. Jadwiga zapewne z wyrzutem sumienia, pospieszyłaby ojca doglądać, lecz że ten w malignie ciągle oniej coś bredził, zatem nasz lekarz któremu musieliśmy o tyle, o ile zwierzyć powód choroby, oddalił ją aby na wypadek odzyskania przytomności, nie zwiększać rozdrażnienia chorego. X. Joachim który teraz czas swój między dwie parafije rozdzielał, a jako lekarz ułomności ducha, a nawet i ciała, bowiem dla ubogich parafijan nawet i medycynę praktykował, rzadko mógł nam w pomoc przychodzić. Z kawalerem tedy nie dałbym sobie rady, gdyby nie przyszła nam w pomoc Teklunia, która od razu z własnego natchnienia i popędu poczciwego sercy, natychmiast przeniosła się do chorego przy którym nieodstępnie zostawała. Przełożenie zaś moje i lekarza, aby bacząc na własne zdrowie więcej oszczędzała się i nie oddawała się nieustannemu czuwaniu, nieodniosły żadnego skutku. A nie tylko że umiała być pożyteczną w doglądaniu chorego lecz niezbędną stała się.
Każdy człowiek lubo tylko licha jednostka między niezliczonymi milionami, zawsze jednak coś tam stanowi w tej wielkiej całości. Nie poznałbyś domu naszego, tak jedna naruszona sprężyna całą machinę zrujnowała. Kochane jaskółki poczuły śmierć zaglądającą pod strzechę i już nie przylatywały. Cisnęli się tylko wierzyciele, a ich troskliwość o zdrowie ojca zdaleka niekiedy dolatująca moich uszu, w zapytaniu: „A czy jeszcze żyje?”–serce mi rozdzierała. Nie odgadlibyście który z sąsiadów troskliwie wywiadywał się o zdrowie ojca? Szałwijski codzień skrycie bez ostentacyi, przysyłał kogoś w tym celu. A często syn jego Karol który niedawno wrócił z zagranicy, konno przyjeżdżał na wieś i ludzi o zdrowie chorego wypytywał. Ponieważ spotkawszy się z nim w sąsiedztwie, zabraliśmy znajomość raz tedy dotarł aż do mnie i z wielką nieśmiałością zapytał; czy nie mógłby być mi w czem pomocnym?… Był to prawdziwie zacny młodzieniec.
Nakoniec piątego dnia choroby słowa uroczyście przez lekarza wymówione:
– Odzyskał przytomność, niebezpieczeństwo minęło,–jakby magiczną silą w okamgnieniu zmieniły postać rzeczy. Czuła Baronowa nagle stała się nieodstępną przy chorym, to przewracała poduszki, to okrywała nogi i potrafiła w ojcu wzbudzić to przekonanie że jedynie jej gorliwym staraniom zawdzięcał swoje ocalenie. Sawicki, Wolko i Nawiżeny jakby wrośli w pański próg. Cały dom w jednej chwili do dawnego ładu powrócił, a jedni drugich wyprzedzali w usługach dla pana.
Następowała, raptowna zmiana dekoracyi, prawdziwa zasługa jak zwykle bywa, stawała się niewidzialną. Kawaler że dobre swe chęci jak umiał, jedynie przez czuwanie okazał, teraz udał się na spoczynek, który jednym ciągiem trwał blizko doby. Poczciwy starowiną! – Teklunia jedna chociaż zdaleka nie przestawała być użyteczną, znając bowiem nieprzychylne usposobienia chorego dla siebie, nie nastręczała mu się. Poczciwa sąsiadka pani Suczyńska, czyli wiedziona instynktem czy może zawiadomiona przez kogo? zaraz po odzyskaniu przytomności przybyła z zamiarem nieodstąpienia chorego do końca i przyrosła prawie do jego poduszek. A ten sam chory który przed chwilą jeszcze mógłby umrzeć zapomniany, gdyby nie poczciwe staranie Tekluni, która do końca trwania niebezpieczeństwa nie opuściła dobrowolnie obranego stanowiska, a do poświęcenia łączyła wielką umiejętność czynienia miłosierdzia wrodzoną kobietom; ten sam chory opływał teraz w gorliwe starania i czujną opiekę.
„Kto ma takich przyjaciół których nic nie zmienia Niech to wyżej nad wszystkie bogactwa ocenia.” mówi poeta. Lekarz obawiając się rozdrażnienie chorego odnowić, Jadwigę zawsze od jego łoża usuwał, a ta zamknąwszy się u siebie, wysyłając tylko sługę na zwiady o zdrowiu ojca, nikogo widywać nie chciała.
Zdrowie ojca równie szybko wracało, jak niespodzianą i gwałtowną była choroba, którą po odzyskanej już przytomności mocny temperament, a nie mniej siła woli chorego przemogły. Skoro już myśli rozproszone zgromadzać zaczął, ojciec powiodłszy wzrokiom po otaczającem go przyjaznem kółku, naprzód zapytał o Wikąta.
Dzieląc się dotąd z czytelnikiem wszelkiemi doznanemi wrażeniami, chciałem równie z nim podzielić moją niezaspokojoną ciekawość. Lecz ażeby i tak jego wyciągniętych na kwintę przez moje gadaniny, względów do reszty nie osłabić. Opowiem w tem miejscu chociaż to daleko później stało mi się wiadomem o przyczynach smutnego przejścia Jadwigi z ojcem, którego skutki wielkiem nieszczęściem nam zagroziły.
Po scenach odegranych przez świątobliwą kongregacyę pobożnych plotkarek, ojciec zburzony i draśnięty do żywego w miłości własnej i ambicyi, tem więcej jeszcze uczuł natem że ów spisek uknuty przez okolicę wypadł na rok wyborowy. Za przykładem tedy Alexandra Wielkiego umyślił ów węzeł gordyjski heroicznie rozciąć. Owoż co znaczyła konferencya ojca z Baronową, do której Wikąt powołany dostał ostateczną odprawę i jak widzieliście, dom nasz nagle opuścił. Poczem ojciec wezwawszy Jadwigę wręcz bez przygotowań uprzednich, oświadczył jej że Wikąta widywać już nie będzie. Przypuszczam że być musiała żywa utarczka między ojcem a córką, która jedna z rodzeństwa dotąd rządziła się absolutnie, a jeżeli przyjmowała wolę ojca to dla tego jedynie że ta nic miała na celu rozłączenia z miłym jej Filozofem. Na ów niespodziany argument Jadwiga miała probować z początku łzami i prośbami zmiękczyć wolę ojca, lecz że te pożądanego skutku nie odniosły, ostro się postawiła, oświadczając: że jeżeli Wikąt dom opuści ona do klasztoru wstąpi. Ojciec jakkolwiek dotąd we wszystkiem córce dogadzał, jednak do podobnie energicznej opozycyi nieprzyzwyczajony, po prostu napędził ją jak krnąbrnego dzieciaka. Byłto może za gwałtowny pierwszy stanowczy objaw rodzicielskiej woli, do której zepsute dziecko wcześniej należałoby przyzwyczajać. Smutne zaś następstwa tego już wam wiadome.
Z całego sąsiedztwa dobijającego się o posiadanie Wikąta, bracia Fasoliccy pewno najwięcej go pragnęli. Raz że jako Filozof, tancmistrz między licznymi Francuzami osiadłymi w okolicy, był swego rodzaju rzadkością. A więcej jeszcze jak mi się zdaje była solą w oku dla Fasolickich ona oda Wikąta w Cacance, z rodowodem Jagiellońskim domu naszego. Z tem wszystkiem pomimo niezaprzeczonej zawiści i gorącego pożądania, obaj bracia byli ludźmi światowymi i znającymi się na formach towarzyskich, aby do podobnych podstępów jak ex Wieprznik posunąć się mieli. Ograniczyły się tedy ich chęci na admiracyi dla wielkiego tonu i uczoności encyklopedycznej Wikąta i na serdecznych z nim stosunkach. Szczególnej hr. Anastazy najbliższy nasz sąsiad o miedzę, Wikąta do siebie przygarnął, a jako jeździec zawołany posiadający najlepsze wierzchowe konie w okolicy, często używał z nim tej rozrywki. Zatem Wikąt oddalony z naszego domu niemógł więcej uszczęśliwić hr. Anastazego jak obierając u niego schronienie. Na trzeci dzień Wikąt napisał do mnie list prosząc tymczasem o przysłanie potrzebniejszych rzeczy, resztę zaś miał potem zabrać. Przytem było serdeczne dla mnie pożegnanie, na które wyznaję, nie zwróciłem uwagi chociaż Wikąta lubiłem, lecz właśnie w chwili odebrania jego pisma ojciec znajdował się w największem niebezpieczeństwie.
Nie pojmuję dla czego ojciec najpierw o Wikąta dopominał się. Czyli po długiej nieprzytomności nie zebrawszy jeszcze myśli, nie przypominał tego co zaszło? Czy przeciwnie w jednej chwili odzyskawszy dawną bystrą i przezorną przytomność umysłu, rozpoczynał przez nią nowe kroki dyplomatyczne? Lub nakoniec po prostu bez żadnej ukrytej myśli, jako wrócony z ciężkiej choroby do nowego życia, chciał na jego wstępie rozweselić się dobrym humorem Wikąta i popatrzeć na ulubioną twarz swego faworyta? Tego wytłumaczyć nie umiem. Wiem tylko że zaledwie Baronowa posłyszała tę wolę ojca, natychmiast torbanistę na najlepszym koniu po Wikąta wyprawiła, który jak najspieszniej przybył. Ojciec czulej go i serdeczniej niż innych powitał, jakby przed chwilą tylko z nim się rozstał. A wesołość Wikąta pierwszy uśmiech po powrocie do zdrowia, na usta chorego wywołała.
Zanim Wikąt zdołał przybyć, ojciec zapytał o córkę wyrażając zadziwienie że między przytomnymi jej nie dostrzegał, a skoro przybyła czule ją uściskał dziękując w jak najserdeczniejszych wyrazach, za troskliwe i nieodstępne doglądanie w chorobie, które nawet na stan jej zdrowia tak wpłynęły, że aż zmieniła się do niepoznania. Wistocie że te kilka dni niepokoju jakby latami dla Jadwigi stały się; zapewne dręczyło ją sumienie za tę niewczesną przeciw ojcu porywczość, której skutki nadspodzianie, były fatalne. Ojciec pierwsze kroki odrodzenia z ciężkiej choroby, stawił dla mnie w postaci sfinxa; nie mogłem bowiem odgadnąć znaczenia tych dwóch spiesznie następujących po sobie faktów wezwania Wikąta i Jadwigi, nie wiedząc czemu je przypisywać miałem: czyli niezatartym jeszcze śladom gorączki, w skutek których obecność Tekluni doglądającej go w chorobie, ojciec przypisał Jadwidze? Czyli oba te fakta były wynikami jego zręcznej dyplomacyi, którą po mistrzowsku zwykle prowadził, że przeżywszy z ojcem lat przesło dwadzieścia, znać się na niej nie umiałem.
Po chorobie ojca zaszły w domu rozmaite nieprzewidziane wydarzenia, których zrazu dokładnie nie wyjaśniwszy, pobieżnie o nich opowiem. Ojciec mój należał do rzędu ludzi spieszących z życiem i zwyczajem podobnych charakterów o ile gwałtownie przyjmował wszelkie wrażenia, o tyle znów pędząc za nowemi, ślady dawniejszych zacierał. Tylko co powstał ze śmiertelnego prawie łoża, poróżniony z całą okolicą, po smutnem przejściu z córką, widocznie już coś nowego zamyślał. Nanowo był czynny, przenosił oblężenia wierzycielskie i o nowym kredycie z powodu nadchodzących wyborów zamyślał.
Jak się powiedziało, wzorowa przyjaciółka pani Suczyńska przybywszy w miłosiernym, celu pielęgnowania chorego pod niebytność mojej matki, u nas rozgościła się. Ojciec niedługo potrzebował tych czułych starań, bo na trzeci dzień po przejściu niebezpieczeństwa, już był na nogach i miewał tajemne z Baronową narady, do których przypuszczano niekiedy panią Suczyńskę.XXXVII.
Pewnego dnia czuła matka posłała po faworyta Tymcia który wbrew swemu zwyczajowi niechlujstwa, przybył wymyty, wyczesany, i bardzo strojny, a nawet po raz pierwszy w życiu, łysinę pokrył rudą peruczką. Ni z tego ni z owego ściągnęły te same pobożne niewiasty, będące niedawno jeszcze powodem wypadków, których smutne skutki zaledwie jeszcze przeminęły. Sam dom dnia tego jakoś świąteczniej wyglądał, przygotowywano wystawniejsze przyjęcie. Jadwiga i Baronowa staranniej ubrały się, a nawet marszałkowa Suczyńska w tajemnicy sprowadziła z domu karmazynową ingierszalową suknię i żółtą, chustkę bagdadzką w duże palmy, strój który ku wielkim uroczystościom posługiwał jej. Odbyła się wspaniała uczta z wielkiem zadowolnieniem pobożnych żołądków i woreczków, których żądze co do ciastek i specyałów, aż nadto miały czem zaspokoić się. Ojciec wysadzał się na uprzejmość i grzeczność. Wikąt zaś dzień ten przepędził u hrabiego Anastazego.
Po obiedzie który więcej jeszcze rozwinął wielkie krasomówcze zdolności pobożnych niewiast, kiedy zebrani w salonie słuchaliśmy pobłażliwych poglądów onych miłosiernych języków na zdrożności bliźnich; pani Suczyńska po trzykroć ceremonjalnie dygnąwszy przed ojcem, przełożyła mu w długiej i czułej przemowie, prośbę o łaskawe pozwolenie dla obecnego tu synka Tymcia, konkurowania o rękę przezacnej jego córki hrabianki Jadwigi. Ojciec przyjął przełożenie z radością, a biorąc je niby do serca, odpowiedział stosownie do głębokich uczuć i rozrzewnienia, jakiemi w tej chwili zdawał się być przejętym, rzecz zaś tak zakończył:
– Nie mogę wymagać świetniejszej nad tę, dla domu mojego kolligacyi i lepszej rękojmi szczęścia mojego dziecka, jak powierzając je w szanowne ze wszech miar, ręce czcigodnego syna moich zacnych przyjaciół, Pana Tymoteusza, którego… etc… następował szereg komplementów, do sformułowania których w każdej okazyi ojciec posiadał zdolność w wysokim stopniu. Nakoniec ciągle rozczulony, zwracając się do córki dodał:
– Wszakże według przyjętych przeze mnie zasad, nienarzucania mej woli dzieciom co do ich przyszłości, polegać w tem będę na zdaniu mej córki, która nad wiek swój młody dojrzała rozsądkiem, potrafi ocenić dobre wasze chęci według ich niezaprzeczonych zasług. Pozostaje tylko z mojej strony zachęcić ją, do tego wyboru przezacnego, a tu obecnego – przy tych słowach skłonił się ku Tymciowi – w którym ojcowskie me serce jej przyszłe szczęście przewiduje. – Na to wszystko Jadwiga dygnąwszy ceremonjalnie, odpowiadała niby
z rozczuleniem i nieśmiałością, uczucia które jej dotąd były zupełnie obce.
– Sercem przepełnionem wdzięcznością przyjmuję zaszczyt który mię spotyka, lecz oceniając ile akt podobnej wagi w życiu kobiety, pociąga za sobą odpowiedzialności za przyszłe szczęście człowieka któremu poświęca się, życzyłabym sobie przed wyrzeczeniem ostatniego słowa bliżej poznać i dać się poznać szanownemu panu Tymoteuszowi. – Całą tę allokucyę zmówiła ze stosownem uczuciem i arystokratyczną godnością, i niezaprzeczenie była w tej chwili nieodrodną cór-swojego ojca, z którym że oboje odgrywali komedyę, dla mnie jako potrosze wtajemniczonego, było aż zanadto widocznem. Lecz że całej tej intrygi wówczas nie pojmowałem, pozwól szanowny czytelniku, że czas nam ją dopiero rozwiąże. Niech przez to jedno jeżeli mi się uda, trzymam twoję rozbudzoną ciekawość na wodzy.
Byłoby długo opowiadać, jako pani Suczyńska we łzach skąpana, przez uścisk macierzyński, udzieliła tej rosy serdecznej, przyszłej synowej. Jak oboje swatowie ucałowali się serdecznie. Tymcio zaś starannie otarłszy nos z tabaki, piękne rączki hrabianki kilkakrotnie do ust przycisnął. Z jakiem szczerem uczuciem winszowały dewotki, a łatwo odgadnąć co przytem myślały, te szczególniej które same będąc szczęśliwemi matkami, miały przyszłość synów do ustalenia? W każdym razie była to scena arcy serdeczna, a dla pocieszenia dewotek zakończona pojawieniem się dwóch dużych tac, z których jedna przynosiła bursztynowy tokaj i kielichy, druga uginała się pod cukrami i ciasta – mi. Radowały się tedy serca przytomnych od wznoszonych wiwatów, a woreczki nasycały się przysmakami.
W ten wyżej opisany sposób uszczęśliwiony Tymcio prawo starania się o rękę hrabianki Jadwigi uzyskał. Znający monografiję konkurów, jak się takowe za onych czasów odbywały", zrozumie że podobna pozycya była tylko dalekim wstępem do ślubnego kobierca, na którym nim postawił szczęśliwe kroki każdy konkurent o zamożniejszą, szlachciankę, a tembardziej arystokratkę, musiał odbywać nowicyat narzeczonego, chociażby w osobie swojej łączył wszelkie wymagane warunki. Cóż dopiero powiedzieć jeżeli ów wybrany był tylko jakimś w gorszym razie, taki przed onym nowicyatem obowiązanym był przejść czyściec tak zwanego starającego się o rękę. Nie umiem wytłumaczyć, dla czego to było we zwyczaju przedłużać o ile możność tę rolę nieszczęsnych Tantalów, narzeczonych. Może jedne oblubienice obawiały się rozczarowań, inne być rozczarowanemi. Lub znajdowały że spragniony, milszy od przesyconego? Taki zaś biedak z charakterem starającego się którego cierpliwości niemiłosiernie doświadczano latami, często doczekał że go jaki więcej pożądany odsadził, a w braku tego dostawała mu się z czasem wyschła już i pomarszczona rączka. Jakby nie było i taką nawet pozycyę w stosunku do pięknej i miljonowej panny, łysy i zatabaczony Tymcio mógł jeszcze jako świetną dla siebie uważać. Dokonanie zaś wielkiego dzieła spoczywało na mądrej i przebiegłej główce mamy dobrodziejki.
W zamian świetnej pozycyi jaką dla Tymcia wywalczyła, pani Suczyńska wnosiła w dom nasz, rączkę szpetnej Rózi dla mnie, niewprzód jednak mającą mnie uszczęśliwić, aż po odbytem małżeństwie Tymcia. Wyrok ten srogi zniosłem z chrześcijańskiem poddaniem się, będąc aż nadto przekonanym, że w całym dzisiejszym żarcie oświadczyn, ani połowy prawdy nie było. Nakoniec jako dar najwspanialszy ofiarowała ojcu gałązkę oliwną przymierza z okolica, które rozpoczynało się od nasycenia pobożnych niewiast, a miało ostatecznie rozkwitnąć na balu u Suczyńskich, na który zostaliśmy zaproszeni.
Pióro wzbrania się od opisania fety Suczyńskich, która jak wszystkie u nich odznaczała się głodem chłodem i zabójczą wonią świec łojowych domowej fabryki. Że zaś ta uroczystość jako in gratiam przyszłej synowej odznaczała się rzęsistą illuminacyą, zatem nabawiła gości silniejszym katarem. Na tej fecie ojciec zgodzony z towarzystwem bal u siebie zaprojektował, do którego aż kilka ważnych znajdowało się powodów; Poprawienie niedoszłej przedwyborowej uroczystości, inaugoracya Tymcia jako starającego się i najważniejsze pożegnanie Wikąta, który więcej niż kiedy względy ojca pozyskał. A że powziął zamiar stały przenieść się do Anastazego, więc ojciec oświadczył mu że tak na sucho z domu przyjacielskiego nie wychodzi się i w skutek tego pożegnanie w cześć jego urządzało się.
Z powodu tej uroczystości w niemałym znalazłem się kłopocie, ponieważ ojciec polecił mi urządzenie owacyi i niespodzianek w cześć Wikąta. Nie miałem nigdy do tego najmniejszej zdolności, a cofać się nie można było, wiedziałem bowiem z doświadczenia i subordynacyi, że skoro ojciec wyrzekł „stań się” to stać się musiało. Nic wiedząc jak wybrnąć z trudnego położenia radzi – łom się Za ranka, który ochotnie w pomoc nam zawsze przychodził, a teraz byt zdania żeby urządzić petardę przy jednym z klombów, za którym on ukryty będzie grał solo na klarnecie pięknego marsza pułkowego, a po spaleniu petardy da jeszcze kilka strzałów z moździerza. Rozumiejąc że ojciec nie tego po mnie wymagał zwierzyłem się Baronowej, która rzecz całą urządziła w tem sposób, że sam Wikąt przygotował dla siebie niespodzianki, do urządzenia których i ta okoliczność zręcznie nadała się; że Wikąt na jakiś czas przed balem miał odebrać wiadomość o śmierci swego stryja starszego w rodzie, bogatego i bezdzietnego, po którym dziedziczył znaczny majątek i tytuł hrabiowski. Wiadomość zachowywała się dotąd w domowej tajemnicy, aż ją ojciec ku powszechneej radości i uwielbieniu arystokratów, przy pożegnalnym toaście dla Wikąta ogłosił. Z tego tedy wzięty był assumpt do ułożenia niespodzianki, którą jak zwykle składały fajerwerki, illuminacye i t… p. Główną zaś rolę odegrywał tam transparent z cyfrą Wikąta, a raczej już Kąta, jak go w domu przezwano zaraz po ogłoszeniu tajemnicy. Nad cyfrą wznosiła się ogromnych rozmiarów korona hrabiowska, a pod tem wszystkiem był umieszczony akrostych z wierszami własnej kompozycyi jubilata, które lubo wielce przez szlachtę podziwiane, a za nie odbierać musiałem pochwały i podziękowania, wolałbym do nich nie przyznawać się. Taki byłem zły na to mimowolne przywłaszczenie, że wierszy nie zapamiętałem.
Każdy się domyśli że kawaler nie opuścił zręczności do kantaty, a Szkuda do symfonii. Szlachta zaś przy kielichu piękne oracye do Wikąta stosowała, arystokracya po francuzku, a kilku z szarego końca połacinie; natenczas bowiem trwało jeszcze to przekonanie, że cudzoziemiec jeżeli nie znał miejscowego języka, to nieodmiennie łaciński. Na waletę popili się i popłakali. Jakże inaczej ucztę pożegnalną, zakończyć?
Przy tej okazyi powtórzyły się na małą skalę tańce popisowe odbywane niegdyś w Cacance. Mutantur tempora a z niemi mody. Dziś byłoby zgorszeniem a nadto pośmiewiskiem gdyby dorośli figurowali w tańcach charakterystycznych. Natenczas nie było w tem nadzwyczajności bo nietylko młodzi w naszym wieku, ale już dobrze dojrzałe osoby przy zręczności w tańcach solowych produkowały się. Figurowaliśmy tedy jak niegdyś w Cacance Wikąt z Jadwigą i ja z Teklunią. Z tą tylko różnicą że Jadwiga o ile dawniej dla Tekluni była pogardliwą, o tyle teraz stała się uprzejmą, a nawet uprzedzającą. Czule stosunki już przed balem rozpoczęły się, bowiem w ten sam dzień kiedy ojciec miał się już lepiej, Jadwiga spotkawszy Teklunię uściskała ją, szczerze, dziękując za starania przy chorym ojcu podjęte. Podobnej zmiany po latach dwudziestu nie umieliśmy sobie wytłumaczyć i nic dziwnego, bowiem tyle cudów niepojętych działo się w domu. Jadwiga posunęła tę nowonarodzoną sympatyę do tego stopnia że zająwszy się strojem Tekluni na bal, uczyniła go prawie świetniejszym od swojego, Nadto życzyła sobie ażeby obie razem w jej apartamentach, na bal ubierały się.
– Czy pamiętasz moja droga, nasz dziecinny występ w Cacance? – ozwała się Jadwiga przy ubieraniu.
– To już dość dawno – odpowiedziała pomieszana Teklunia, nie pojmując do czego zmierzało to zapytanie.
Ja nigdy nie zapomnę, chociażby dla tego sa – mego żeby wiecznie wstydzić się, że byłam tak niesprawiedliwą względem ciebie moja droga. – A po tych słowach Jadwigi nowy uścisk następował.
Jadwiga zmieniła od razu względem mnie i Tekluni zimny i pogardliwy sposób postępowania, stawszy się dla nas tak przyjazną i uprzedzającą, że gdyby nie jej wzrost wybujały i postawa nie nadająca się do wykradzenia, pomyślałbym że ją zamieniono. Bowiem natenczas jeszcze pogłoski o wykradaniu i zamianie przez włóczących się cyganów, nietylko małych dzieci ale doroślejszych dziewczątek, zyskiwały większą wiarę. Na balu nie Baronowa, a Jadwiga była gospodynią, a gospodynią uprzejmą i starannie dbająca o dogodzenie gościom, w czem coraz większe jej podobieństwo do ojca przbibjało się, a przez tę niespodziankę naszą zabawę ożywiła i uświetniła. Jednem słowem bal powiódł się doskonałe, ponieważ nie tylko jaskółki i dewotki, ale nawet staraniem tych ostatnich, dawno odbiegły, szary koniec ściągnął w znacznej liczbie. Dobry znak bacząc na zbliżające się wybory.
Hrabia Anastazy nie posiadając się z radości że Filozofa zaszczyconego nowem dostojeństwem, miał w domu posiadać, zaprosił wszystkich na nową ucztę przez którą godnie go miał powitać. Tak to bale z balów rodziły się; każdy zaś bal hr. Anastazego wcale zasłużenie, epokę w okolicy stanowił. Hrabia Anastazy był to jeden z rzadkich exemplarzy między arystokratami, umiejący pogodzić życie wygodne a nawet wystawne z dobrym stanem majątku i starannem prowadzeniem interesów, a dogadzając dzisiejszym fantazyom i próżnostkom, pamiętał o jutrzejszym spokoju. W calem urządzeniu domu, jakoteż i zabawy nikt nie sprostał jego gustowi i znajomości rzeczy. A we wszystkiem umiał zachować tę miarę filozoficzną, że wszystkiego było zadość, a niczego zanadto; co według mego rozumienia, jest wielką zaletą towarzyskiego człowieka.
Że przytej okoliczności przypadała jakaś feta domowa, zatem czynny i obfity w pomysły Wikąt, urządził rozmaite niespodzianki. Między innemi, ziściło się marzenie hr. Anastazego podsłuchane przezemnie w Cacance, co do wygłoszenia przez Filozofa pochodzenia rodziny Fasolickich od Piastów. Podszepnąłem myśl tę Wikątowi, który przy stosownej niespodziance, wydeklamował i na pargaminie spisany wiersz wręczył Anastazemu. A ten jako w swoim rodzaju oryginalny, chociażby dla samego ostatniego rymu przytoczę:
„O, toi comte celebre, dont le protoplaste
Prince charron et aieul des grands rois, Piaste
Qui avec la gloire cet honneur a acquit
D'avoir reproduit la race Fasolicequi(?)
Nic nie dodaję że obaj bracia Fasoliccy rzewnie się popłakali. A zapał i zachwycenie panów trudne są do opisania. I na tym balu znajdowała się Teklunia pięknie przystrojona staraniem Jadwigi, a jeszcze więcej wdziękiem i młodością. I tam ją młodzież otaczała, a zachwycając się jej wdziękami, zdawała się zapominać o podrzędnem stanowisku w towarzystwie; mnie to pochlebiało i byłbym z tego szczęśliwy, gdyby nie to że ten mój robaczek zazdrości wyrastał na węża.XXXVIII.
Zaledwie minęło trzy tygodnie od choroby ojca a w domu tyle nowego zaszło: naprzód przytulenie do łona ojcowskiego zbuntowanej córki, przywrócenie wygnanego Wikąta, pogodzenie z okolicą i nakoniec fakt najważniejszy otwarcie szranek ubiegania się o rękę Jadwigi, za które pierwszy Tymcio wstąpił. Natem wszystkiem okolica zyskała trzy bale. Tak to szybko żyło się w one czasy!
Chociaż nikt nie brał na serio urzędowego tytułu konkurenta udzielonego Tymciowi, wszakże sprawił on niemałe zaburzenie w okolicy między kandydatami do ożenku. Nikt podobnego wyboru za stanowczy nie poczytał, nie przypuszczano bowiem ażeby Jadwiga jedna z piękniejszych, a bez zaprzeczenia najmiljonowsza panna na dużej przestrzeni, a zatem mająca w czem wybierać, zatrzymała się na zatabaczonym Tymciu. Ogół przyjęcie Tymcia, uważał za krok dyplomatyczny, jakich często używano dla zwabienia pożądańszego konkurenta, jakoż ci tłumnie cisnęli się w otwarte szranki, a laurem zwycięzkim miały być miljony Jadwigi, których właścicielka utraciwszy od razu dawną wyniosłość i oziębłość, uprzejmą, a nawet zalotną stawała się.
Wikąt zamieszkawszy u hr. Anastazego o małe pół godzinki drogi, najczęściej u nas przesiadywał, do czego wprawdzie miał ważne powody: naprzód kursu wyższej filozofii z nami nie przeszedł, a także pozostawały wyższa, szkoła tańców, konnej jazdy, a dla mnie osobno fechtunków, w tem wszystkiem zobowiązał się Wikąt nas wydoskonalić. Rozpoczynaliśmy to nowe kształcenie od tańców, na które prawie codzień zbieraliśmy się. A że Teklunia nie tylko nie była wyłączona, ale nawet pożądana przez Jadwigę, więc Zaranek zawdzięczając złożył dla naszych tańców wcale niezły kwartet, zagłuszany jego klarnetem. One tańce prędzej były dla nas zabawą niż nauką, do której niekiedy przyłączała się młodzież z sąsiedztwa, chociaż i we dwie pary Wikąt z Jadwigą, a ja z Teklunią wystarczaliśmy sobie. Dla odmiany używaliśmy konnej jazdy, a zawsze we dwie pary. Dawniej Jadwiga z Wikątem dla nauki niby odbywała przejażdzki, lecz w takim razie towarzyszył im zaufany masztalerz, który jako stary i wierny sługa, powierzonej sobie panny z oka nie spuszczał. Teraz moja obecność zadość czyniąca wymaganiom przyzwoitości, uwalniała tamtą parę od tego nieodzownego dozoru. I wszystkim nam dobrze się działo. W istocie były to mogę powiedzieć, ostatnie szczęśliwe chwile w domu rodzicielskim spędzone.
Jadwiga z właściwym sobie taktem w postępowaniu, w należytej odległości Tymcia trzymała, nie dając mu innych praw nad te, że zapychając nos tabaką, patrzył z kąta na nasze tańce, lub podczas kiedy bujaliśmy we czworo na dobrych koniach, on nieboraczek w samotności, z polecenia ubóstwionej namotywał włóczkę, lub przerysowywał wzory do haftu, bowiem do konnej jazdy, tańca i t… p… ćwiczeń wymagających pewnej zręczności, Bóg go nie stworzył. Tymcio zaślepiony miłością znosił wszystko w pokorze, lecz matka chcąc wywojować lepszą i mocniejszą pozycyę dla swego faworyta synaczka, zbrojno przeciw Jadwidze wystąpiła. Nie na wiele jednak przydały się moralne przełożenia mamy dobrodziki na które przyszła synowa odpowiadała zimno i obojętnie, zawsze w jeden sposób: – Jeżeli nie miałam szczęścia podobać się jaką jestem, to już inną nie będę, a zresztą nie ja jedna na świecie. Pani Suczyńska w każdym innym razie uciekłaby się niezawodnie do plotki, jako broni którą zręcznie władała, lecz żywiąc nadzieję że doprowadzi Tymcia do pożądanego celu, oszczędzała przyszłą synowę. Jednakże tę nową Judyt wojującą trudno było rozbroić. A o ile szlachetną broń do tej tajemnej walki obrała, wkrótce się to pokaże.
Tymcio tymczasem swojemi konkurami osłaniał przed światem szybko rosnące przywiązanie Jadwigi do Wikąta, którego ojciec zdawał się nie dostrzegać. Tolerowanie tego samego, przeciw czemu tak energicznie ojciec powstawał przed niedawnym czasem, stało się dla mnie nieodgadnionem. Lecz że czas nie daleki miał mi to wyjaśnić, racz więc łaskawy czytelniku, podzielić w tym względzie moją cierpliwość. Tymcio tedy ze wszech miar, był jak najwygodniejszym konkurentem.
Z Rózią Suczyńską była trudniejsza dla mnie sprawa. Wiedziałem o tem że ona miała mię uszczęśliwić swą niepowabną rączką, na szczęście nie prędzej jednak, aż wzdychania Tymcia zostaną uwieńczone; przezorna bowiem mamunia wierząc w niestałość rzeczy ludzkich, policzyła między takowe i sentymenta Jadwigi dla swego synka i nadobną Rózię trzymała jako przynęte do spełnienia ważniejszych zamiarów. O tej świetnej dla mnie przyszłości zdawałem się nie wiedzieć ponieważ mnie nie uprzedzano, a nawet ojciec teraz już nieprzynaglał mię do częstszego odwiedzenia Suczyńskich. Największą męczarnią dla mnie było przybycie Rózi do nas, ciężka i niezgrabna w tańcu najczęściej swoim wyborem mnie uszczęśliwiała. Dla tego staraliśmy się zabawiać ich przejażdzką, usłużna Baronowa jechała z Suczyńskimi w powozie, a nasze dwie nierozdzielne pary swoim zwyczajem, konno i zawsze przez jakiś nieprzewidziany wypadek, odbiwszy się od towarzystwa, powracaliśmy później inną drogą.
Tak stały rzeczy kiedy matka i siostra Tekla wróciły. Zdrowie matki niewiele polepszyło się, bowiem w oddaleniu od domu dręczyły ją niepokoje o pozostałą rodzinę; snadź już było przeznaczeniem tej męczennicy nie posiąść spokoju w tem życiu, znów ją czekały nowe udręczenia..
Wikąt zadowolniony swojem położeniem dotąd nie bardzo spieszył do objęcia spadku i nowego tytułu, lecz przynaglany przez Jadwigę, teraz za granicę wybierał się. Trudno go było puścić bez stosownego pożegnania; z tej okazyi skorzystał hrabia Ansatazy, który po onej odzie piastowej, Wikąta więcej jeszcze polubił i je – go wielkie zalety pod niebiosa wynosił. Ojciec skwapliwie chwycił się pozoru pożegnania Wikąta, jako razem dobrej sposobności przed nadchodzącemi wyborami utwierdzić się w świeżej pamięci wyborców. Narodzenie dwóch nowych uroczystości witała okolica, bal hrabiego Anastazego odbył się ze zwykłą świetnością., dla naszego zaś gotowała się smutna niespodzianka.