Pan Mikołaj czyli serce ludzkie odsłonione - ebook
Pan Mikołaj czyli serce ludzkie odsłonione - ebook
Niezwykła autobiografia, a właściwie niezwykła powieść, bo Rétif zmyśla – pisząc Pana Mikołaja, szuka rekompensaty za swoje niezbyt udane życie. Okłamuje samego siebie i czytelnika, przesyłając mu jednocześnie sygnały, że narratorowi nie można ufać. Autor, wyprzedzając Balzaka, wprowadza do literatury Paryż ulicy i pospólstwa, podrzędnych hoteli i sublokatorskich pokoików. On pierwszy ukazał Paryż nocą, ciemny z rozjarzonymi oknami sklepów, niczym szeregiem małych teatrzyków.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66511-61-3 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zdawałoby się, że w piśmiennictwie francuskim mniej grożą trwałe niesprawiedliwości lub pomyłki. Krytyka jest tam czujna, wolniejsza od uprzedzeń i postronnych kryteriów, mniej paraliżowana fałszywym pietyzmem; stosunek do przeszłości jest tak żywy, że na przestrzeni co najmniej trzech wieków wstecz pisarze są tam przedmiotem nieustającej dyskusji. Dyskutuje się i rewiduje wszystko – osoby i dzieła: pęcherz Russa, inteligencję Wiktora Hugo; o Rasynie mówi się jak o współczesnym, a o Rostandzie jak o nieświeżym nieboszczyku…
A jednak i w literaturze francuskiej istnieje pisarz, do którego stosunek dziwnie wydaje się nieuporządkowany. Pisarzem tym – niejeden z czytelników usłyszy to nazwisko ze zdziwieniem, inny ze zgorszeniem – pisarzem tym jest Rétif de La Bretonne. Przypadek tym różny od innych, że nie idzie tu o autora niedocenionego za życia – wręcz przeciwnie: cieszący się u współczesnych olbrzymim rozgłosem, wielbiony, czytany, potem zapomniany doszczętnie, niemal naznaczony piętnem hańby, wyrzucony za nawias literatury, bywał Rétif zbywany w fundamentalnych nawet podręcznikach paroma słowami petitu. Śmierć cywilna! Ale równocześnie od paru dziesiątków lat posiada on swoich żarliwych miłośników, swoich zapalonych badaczy, którzy – bez hałasu i głośnych rewindykacji, bo w istocie Rétif nie nadaje się na francuskiego Norwida – gromadzą dokumenty do jego życia i twórczości, tak jak się to robi tylko z największymi¹.
Bo też ci zagorzali „rétifiści”, mimo że nie rewindykują wprost insygniów wielkości dla swojego klienta, nie są dalecy od przyznawania mu ich w duchu. Aż wreszcie autor wybornej o nim monografii (1928), Funck-Brentano², zamyka bez ogródek swoją książkę wyznaniem, że dla niego Rétif jest największym pisarzem XVIII wieku. Paradoks? „Cóż chcecie, takie jest moje zdanie i podzielam je” – kończy z humorem Funck-Brentano, czerpiąc tę lokucję bodajże z pana Prudhomme.
Gdyby ta opinia choć w połowie była prawdą, wówczas stosunek literatury do tego pisarza – bojkot trwający przez cały wiek z górą – trąciłby skandalem! Sam ten fakt wydaje mi się dostatecznie ciekawy. Ale jeszcze ciekawsze może są okoliczności, które go objaśniają. Casus Rétifa (darujmy sobie owo „de La Bretonne”, którym przyozdobił stare rodowe nazwisko wieśniaków) jest bardzo znamiennym przyczynkiem do ewolucji obyczajowej dwóch stuleci.
Koleje literackie Rétifa były pokrótce takie. Syn chłopski, zecer w Auxerre, później w Paryżu – z którym to fachem nie rozstał się niemal do końca życia – samouk, autor kilku przez prasę ledwo zauważonych utworów, nagle bierze szturmem krytykę i publiczność powieścią _Chłopek znieprawiony_ (_Le Paysan perverti_). Powieść, wydaną (1775) bezimiennie, wzięto zrazu za dzieło Diderota albo Beaumarchais’ego! Sukces na miarę sukcesu _Nowej Heloizy_ Russa. Autor staje się z dnia na dzień najsławniejszym człowiekiem w Paryżu. Ma wówczas lat czterdzieści jeden. Odtąd płodność jego nie ustaje ani na chwilę; Rétif wyrzuca raz po raz po kilka tomów powieści, rozpychając tę podatną formę swymi rojeniami na wszystkie tematy, projektami reform, dysertacjami, filozofią, kosmogonią, socjologią, ale przede wszystkim wprowadzając w powieść elementy własnego życia i własnych przygód, przekształcanych, upiększanych i urozmaicanych na wszystkie sposoby. Publiczność czyta go chciwie; Rétif, taki, jak jest, ze swymi zaletami i wadami, odpowiada jej potrzebom. Popularny autor wciąga zresztą publiczność jakby do współpracy; kilkudziesięciotomowy (!) jego utwór _Les contemporaines_ (rodzaj kroniki „pań swowolnych” XVIII wieku) mieści niejedną autentyczną opowieść, nadesłaną mu przez czytelnika i tylko przysposobioną do druku. Sam Rétif ze wszystkimi swoimi maniami i dziwactwami staje się osobliwością Paryża, staje się legendą; osoby z najświetniejszego towarzystwa uciekają się do podstępów, aby spędzić parę godzin w towarzystwie tego człowieka, naznaczonego dla współczesnych piętnem geniuszu, odludka przy tym i filozofa-cynika w rodzaju Jana Jakuba.
Poważna krytyka ówczesna zachowuje wobec tego trwałego sukcesu pewną powściągliwość. Z zaciekawieniem przeglądałem kolejne oceny sumiennego Meistera w rocznikach słynnej „Correspondance Littéraire”. „Gdzież, u diaska, lokuje się geniusz?” – woła krytyk oszołomiony bogactwem, nowością i bezwstydem _Chłopka_ _znieprawionego_. Ale później nierówność, niedbałość i bezkrytyczna, grafomanią trącąca obfitość Rétifa, w której tonęły oryginalne pomysły, śmiałe obrazy i szczęśliwe rzuty jego natchnienia, ściągały na pisarza częściej ujemną niż dodatnią ocenę. I rzecz charakterystyczna, która później powtórzy się z Balzakiem – wady jego, z których najcięższą był brak smaku, mniej szkodziły mu za granicą niż w ojczyźnie: w Niemczech, w Szwajcarii sławią go równocześnie jako największego pisarza współczesnej Francji, niemalże Europy. Dopełnia reputacji Rétifa utwór uznany za jego arcydzieło: _Monsieur Nicolas,_ _czyli serce ludzkie odsłonione_; nie mniej niż szesnaście tomów licząca autobiografia, bezwzględnością obnażania się w „spowiedzi” pozostawiająca daleko poza sobą _Wyznania_ Russa. Rozpływa się nad tą książką Schiller; Goethe po przeczytaniu _Monsieur_ _Nicolas_ pragnąłby poznać autora, Humboldt kreśli mu z Paryża jego wizerunek. Nie ma co mówić: Rétif był w danym momencie bardzo wielką figurą literacką.
Wszystko to zapada się jak czarami w nicość wraz ze swoją epoką. Autor _Monsieur Nicolas_, który dożył cesarstwa i umarł w roku 1806, zdążył umrzeć w zapomnieniu. Bo w istocie nigdy nie nastąpiła równie nagła przemiana społeczeństwa. Inny był już styl, inne gusta, inne reformy, inne zagadnienia; inny zwłaszcza Paryż, inna literatura.
Zapomnienie, w jakim utonął Rétif, pogłębiało się z biegiem lat. Nikt nie kwapił się odkryć na nowo przesławnego niegdyś autora. Jeśli go kto brał w rękę, to jakby przez szczypce. Bo do zmiany gustów i obyczajów przyłączyły się zmiany kryteriów moralnych.
Rétif w powieściach swoich malował Paryż Ludwika XV. Ale nie ten świat, który zwykło się łączyć z epoką – kawalerowie i markizy, wytworne i dyskretne zepsucie Laclosa czy Crébillona. Ten chłopek rzucony w wielkie miasto, urodziwy mężczyzna obdarzony gwałtownym pociągiem do kobiet i – jeśli mu wierzyć – fenomenalnymi w tym kierunku zdatnościami, poznał ów Paryż, który bliższy był rynsztoka niż pałacu; oglądał więcej niż wątpliwe _dessous_ owej olbrzymiej spódnicy, którą była wówczas nakryta stolica świata. Paryż Rétifa to Paryż drobnego mieszczaństwa; Paryż gryzetek, modystek, baletnic, rajfurek, niebieskich ptaków; Paryż, w którym każdej niebrzydkiej dziewczynie przyświeca kariera jakiejś Pani Dubarry, każda wyciąga jedną rękę ku protektorowi o pełnej sakiewce, a drugą ku młodzieńcowi o ognistych zmysłach. Że przy tym handlu serc kochankowie obdarzają się nieraz mniej pożądanymi upominkami, to rzecz prawie nieunikniona i Rétif przekonał się o tym na własnej skórze… Niczego nam nie zataił; urodzony realista, malował to, co widział; chciał mówić – i w tym jego olbrzymie nowatorstwo w danej epoce – tylko prawdę i całą prawdę, a wyłącznie sprawą jego wciąż przekrwionego mózgu jest, że prawda ta barwi się raz po raz kolorami wyuzdanej fantazji. Zarazem, wyprzedzając Russa – bo jego, w znacznym stopniu autobiograficzny, _Chłopek_ _znieprawiony_ pojawił się, zanim _Wyznania_ ujrzały światło dzienne – Rétif pakuje w literaturę siebie ze wszystkim, z duszą, z ciałem (i ze wszystkimi jego częściami), w pełnej świadomości, że każdy człowiek jest sam dla siebie niezastąpionym przedmiotem analizy i obserwacji. A równocześnie ten wykolejony syn wsi zachował w pamięci wyidealizowane obrazy sielskiej niewinności. Żyjąc w jednej z najbardziej rozwiązłych epok, dzieląc jej pokątne namiętności i rozkosze, sławi równocześnie surowe cnoty ojców swoich w siermiędze; jeżeli maluje jaskrawo i z takim smakiem zło, to dlatego aby od niego odstraszyć… Wszystko to najzupełniej trafiało w gusty jego epoki: podniecano swój apetyt miłosny jego opisami, wzdychano wraz z nim do cnoty, podziwiano abnegację jego spowiedzi, uznawano zacne intencje jego reformatorskich rojeń, szanowano go.
Z upadkiem monarchii zmieniły się po trosze obyczaje, ale zwłaszcza zmienił się fason. Nastał kolejno styl spartański, rzymski, klasyczny; potem heroiczny styl Cesarstwa, potem bigoteria Restauracji, potem mieszczańska pruderia Ludwika Filipa, potem cnotliwe cesarstwo cesarzowej Eugenii. Wszystko to stworzyło szereg klimatów nieprzyjaznych dla literackiej oceny Rétifa. Pamiętajmy, że w roku 1824 skonfiskowano… _Niebezpieczne_ _związki_ Laclosa, wydane pierwszy raz w roku 1782. Kiedy w roku 1828 Stendhal wziął w powieści _Armance_ temat poważny, ale nieco drażliwy (impotencję), musiał go spowić w takie omówienia, że nikt z czytelników nie domyślił się, o co autorowi chodzi, i dopiero niedawno, po stu latach, rzecz ta została, dzięki znalezionym listom autora, wyświetlona! A proces _Pani Bovary_ – w roku 1857… _Pani Bovary_, której inkryminowana wówczas opisowość jest w porównaniu z Rétifem istnym świętym obrazkiem!
Otóż trzeba pamiętać, że właśnie w atmosferze tej różnorakiej, ale nieustannej pruderii obyczajowej wzrasta nowa nauka: krytyka literacka, historia literatury. Czy może być znamienniejszy fakt niż to, że w swoich szesnastu tomach _Poniedziałków_ Sainte-Beuve, którego chlubą jest, że nic w piśmiennictwie francuskim nie było mu obce, nie wymienia nawet nazwiska Rétifa de La Bretonne, pisarza tak wsławionego w poprzednim jeszcze pokoleniu? Nie darmo nazwał Gautier Sainte-Beuve’a „higrometrem epoki”. To świętoszkostwo, które towarzyszy początkom krytyki literackiej jako nauki, niewątpliwie zaciążyło na niej; ono to przede wszystkim tak długo nie pozwoliło jej ocenić właściwą miarą Balzaka, tak długo kazało jej zamykać oczy na geniusz Stendhala.
Nieporozumienie to pogłębiało się z biegiem czasu, a to tym bardziej, że wyrzuciwszy Rétifa za nawias literatury, historycy jej czuli się zwolnieni od obowiązków czytania tego rozwlekłego i niechlujnego autora, zwłaszcza że, jak zaraz wskażę, czytanie to było dość utrudnione. Załatwiano się z nim coraz krócej, przeważnie epitetami. I surowy Brunetière dawał tylko dobitniejszy wyraz potocznej opinii, kiedy za całą charakterystykę nazywał go po prostu świnią czy wieprzem (_ce_ _pourceau de Rétif_).
Jest w tym niewątpliwie co najmniej – uproszczenie… Bo ten Rétif, uważany przez kilka pokoleń krytyków XIX wieku za pornografa i świntucha, był dla współczesnych przede wszystkim – moralistą. Tego nie odmawiali mu nawet przeciwnicy, taką opinię o nim mieli nawet zacni księża. La Harpe (czerpię te relacje z monografii Funck-Brentano) chwali jego „grunt moralny”; inny zwie go „przyjacielem cnoty, który umie budzić do niej miłość”; ksiądz de Fontenay powiada toż samo, że „zawdzięczamy mu wspaniałe lekcje cnoty”… Dodajmy wreszcie, że jeden z utworów Rétifa, _Życie mego_ _ojca_, był do dziś po wielekroć przedrukowywany w zbiorach literatury budującej, a ostatnie jego wydanie (1929) ukazało się z przedmową sędziwego Paula Bourgeta. Takie skrócone egzekucje, jak epitet Brunetière’a, mogły wyniknąć jedynie z braku perspektywy literackiej, z sądzenia jednej epoki kryteriami drugiej. Rzadko krytyka francuska popełnia ten błąd, ale w stosunku do Rétifa popełnia go wyraźnie.
(Jak te sprawy konwenansów literacko-moralnych bywają skomplikowane, niech świadczy fakt, że ten sam wiek XVIII, który się karmił romansami Rétifa, nie mógł znieść na afiszu teatralnym tytułu komedii Moliera _Le Cocu imaginaire_ i zastąpił go gwoli przyzwoitości umyślnie na ten cel podrobionym tytułem _Le mari qui se croit trompé_³).
Jedno może być usprawiedliwieniem dla zbyt srogich gnębicieli Rétifa. Jest grube podejrzenie (i „rétifiści” popierali je nieraz dowodami), że jak wspomniałem, wiele osób, wyrażając sumaryczne sądy o tym pisarzu, nie widziało jego pism na oczy albo, o ile to i owo z nich czytali, czytali je źle, raczej po to, aby pobieżnym rzutem oka utwierdzić się w sądach odziedziczonych, niż aby sobie wyrobić sąd własny. I tu znowuż (strach, jakie to wszystko jest skomplikowane!) mieszają się w sprawę względy techniczne.
Oto jakie: Rétif był autorem straszliwie płodnym. Powieści jego mają po kilka lub kilkanaście tomów⁴. Ogółem napisał tomów dwieście czy więcej. Pisał improwizując; często, nie mając pieniędzy na koszt druku, sam – jako biegły zecer – składał rzecz wprost czcionkami, z głowy, bez pośrednictwa rękopisu⁵. Pisał (lub składał) jednym tchem, w gorączce tworzenia; pozbawiony wszelkiej samokrytyki i smaku, nie umie się ograniczyć, powtarza się, kołuje, ględzi, pakuje w powieść wszystko, co mu przejdzie przez głowę. Jako pisarz jest straszliwie nierówny, dla przygodnego odbiorcy bywa wręcz nieczytelny. „Gdzie Rétif jest dobry – powiedziano o nim – tam przewyższa najlepszych pisarzy swojej epoki; gdzie jest lichy, tam jest poniżej wszystkiego”. Aby go poznać naprawdę, trzeba mieć cierpliwość, trzeba mu udzielić kredytu życzliwego nastawienia. Rétif jest jako człowiek zjawiskiem tak ekscentrycznym, dzieło zaś jego – będące po trosze jego dwustutomową autobiografią – tak ściśle zespolone jest z człowiekiem, że trzeba go koniecznie poznawać w związku z epoką, z biografią samego autora, z historią jego dzieł; na ten zaś trud dla mniej niż podrzędnego pisarza, jakiego zeń uczyniono, mało który z oficjalnych krytyków znajdował czas i ochotę.
Poznawać Rétifa… Ale skąd go brać?⁶ Drukowane za życia autora w niewielkich nakładach, sprzedawane na makulaturę, gdy minął okres powodzenia, pierwotne wydania Rétifa stały się rychło rzadkością. Niektóre utwory zaginęły całkowicie. (Kompletny zbiór oryginalnych wydań Rétifa posiada dziś zaledwie jeden bibliofil – szacują ten zbiór na pół miliona franków). Otóż, kiedy przyszło długie zapomnienie, księgarze nie mieli odwagi przedrukowywać Rétifa lub też przedrukowywano tylko niektóre jego utwory, najdrastyczniejsze, a i te podawano zwykle w silnych skrótach, sporządzonych pod kątem erotyzmu, co oczywiście przyczyniło się do utrwalenia swoistej opinii pisarza. Księgarze do reszty wypromowali Rétifa na pornografa.
Ta słaba i niepełna znajomość pisarza, jego nierówność, nieczytelność wreszcie wielu jego pism – wszystko to opóźniło rewizję sądów o nim; rewizję, która w normalnych warunkach byłaby nastąpiła zapewne od dawna. Bo sankcje, na których zasadzie potępiono go i wyświęcono z literatury, stały się od dawna przeżytkiem. Zważmy, że przez ten czas przewiał realizm, naturalizm, literatura brutalna, „literatura dokumentu” – wszystkie rodzaje, które mogłyby się powołać na ojcostwo Rétifa. Przyszły w literaturze kierunki przyznające ogromne miejsce sprawom płci, traktowanym z nie mniejszą, raczej o wiele większą od Rétifa dokładnością. Można dziś czytać Rétifa z nowym zaciekawieniem jako kopalnię dokumentów ludzkich, ale gorszyć się nim, np. po _Kochanku Lady Chatterley,_ trudno.
Czemuż to mimo wszystko „rehabilitacja” literacka Rétifa idzie tak opornie? Może właśnie dlatego że wciąż, jeżeli już nie etycznie, to „technicznie” znajduje się on poza nawiasem literatury. Co za pisarz, którego nie ma sposobu przeczytać? Czytać Rétifa to znaczy szperać po bibliotekach, nieraz męczyć oczy nużącą pisownią (bo on miał i swoje manie ortograficzne), wyławiać pyszne stronice w istnym oceanie mętnej wody. I ta alternatywna: albo czytać go w trudnym do znalezienia i uciążliwym oryginale, albo też w skrótach, nieraz wątpliwej wartości.
Prawda, że w ostatnich latach (1930–1932) ukazało się piękne wydanie Rétifa (_Editions du Trianon_), opatrzone komentarzem jednego z najbardziej przekonanych i kompetentnych „rétifistów”. Ale cóż? I to wydanie znalazło się w obliczu nieszczęsnej obfitości pisarza; aby dwieście z górą tomów Rétifa wcisnąć w dziewięć (wielkich co prawda) tomów _Editions_ _du Trianon_, trzeba go było potężnie okroić. W _Paysan et_ _Paysanne_ _pervertis_, powieści pisanej w listach, mnóstwo listów postreszczano w dziesięciu słowach, co oczywiście przerywa prąd wrażeń… _Monsieur Nicolas_ trzeba było zredukować do trzeciej części. Mimo to wydanie _Editions du_ _Trianon_ znakomicie posunęło naprzód sprawę Rétifa.
Ale znowuż… gdzie ono jest? Wydanie to, drogie, odbite luksusowo w niewielkiej ilości egzemplarzy, rozchwytane przez bibliofilów, rychło wyczerpane, też nie dotarło do ogółu; wciąż Rétif pozostał w kręgu ciekawostek literackich. Miał dobry instynkt Laclos, że cały streścił się w kilkuset stronicach _Niebezpiecznych_ _związków_, a niemniej dobry instynkt miał Prévost, że w mnogości swoich, jakże zapomnianych dziś, utworów wylągł małą perełkę – _Manon Lescaut_… Ale nie dla Rétifa takie miniatury; jego dwieście tomów są organicznym wyrazem jego furii wyżycia się, nieustannej erekcji jego mózgu i wyobraźni.
Jak bądź się rzeczy mają, faktem paradoksalnym może, ale niemniej faktem jest, że autor, mieniony przez swego monografistę (starego, poważnego historyka) „największym pisarzem XVIII wieku”, nigdy nie doczeka się pełnego wydania⁷. Bo „klasyk” o tyle opłaca się księgarzom, o ile jest „dla młodzieży”; nie wyobrażam sobie takiej koniunktury obyczajowej, w której Rétif, mimo swego kultu cnoty, stałby się autorem dla młodzieży. Dzieła jego będą tedy zawsze mniej lub więcej niedostępne. I to jest dość osobliwa sytuacja.
Nie pomogła nawet dwóchsetna rocznica jego urodzenia, która przypadła właśnie (1934)⁸. Wiadomo, jak Francuzi umieją i lubią święcić takie daty. Ale nie „wieprza”… Toteż ta rocznica wypadła nader słabo, mimo wystawy poświęconej Rétifowi i jego epoce. Specjalny numer wydało pismo humanistyczno-lekarskie „Hippocrate”, gdzie we wstępnym artykule lekarz, dr Charpentier rozważa Rétifa z punktu widzenia – psychopatologii. Jednym z epitetów, jakie mu z dawien dawna przyczepiono, jest „erotoman”. Po części dlatego że napisał m.in. utwór – jak wszystkie autobiograficzny – _Ostatnia przygoda czterdziestopięcioletniego mężczyzny_. To wystarczyło, aby cnotliwa krytyka literacka wieku XIX obrzuciła go epitetami „starczy”, „lubieżny” itd. Dziś, gdy okres miłości przesunął się nieco (nawet w pojęciach cnotliwej krytyki), warto by może zrewidować ów wyrok. Ale skądinąd nie ulega wątpliwości, że Rétif, jak każdy wielki twórca, ma cechy patologiczne, że jest dosłownie opętany swoim życiem, swoją płcią, swoim dziełem. Może nawet trochę więcej od innych. „Fetyszysta”, „mitoman” „kompleks kazirodztwa” – takie padają słówka z jego powodu. I kiedy czytać wielką spowiedź Rétifa, _Monsieur Nicolas_, uzupełnioną _Moim kalendarzem_ – „rozumowanym” indeksem trzystu sześćdziesięciu pięciu kobiet – kiedy sobie uprzytomnić jego samego, jak błądzi nocami po Wyspie Świętego Ludwika w Paryżu, ryjąc na kamieniach parapetu daty i wypadki swego miłosnego życia, aby je co rok odczytywać ze łzami (_Felicitas! – data tota_⁹ – pisze, zawsze po łacinie, na kamieniu), ma się uczucie, że w wielkiej menażerii osobliwych zwierząt, jaką po trosze jest literatura, ogląda się w Rétifie jedno z niesamowitszych. I trudno oprzeć się myśli, że historia literatury dotkliwie się zubożyła, pozbawiając się tego okazu.
Więcej niżby się mogło zdawać. Bodaj przez wzgląd na ulubiony rozdział o „wpływach”. Co za kopalnia tematów! Rétif a Balzak; Gaudet d’Arras a Vautrin. Prowincja a Paryż u Rétifa a u Balzaka, Rétif a Laclos, markiza de Merteuil!… Rétif a Zola… A Rétif jako prekursor! Przerażająca (i niewolna może od przesady) jest ilość dziedzin, w których, wedle „rétifistów”, ten genialny samouk i poligraf był prekursorem, od Fouriera i Saint-Simona aż do rozmaitych innych. Bądź co bądź ustęp, w którym Rétif między dwoma sprośnymi scenami mimochodem szkicuje zasadę przyszłej nauki wielkiego Pasteura, jest w istocie zdumiewający. „Gdzież, u diaska, lokuje się geniusz!” – trzeba powtórzyć wykrzyknik Meistera.
(Słówko o rycinach, które też są pośrednim objawem „fetyszyzmu” Rétifa. Biedaczysko rujnował się, aby ozdabiać pisma swoje ilustracjami, które malarz Binet musiał wykonywać ściśle podług jego wskazówek: mikroskopijna nóżka, dwa razy za mała dla wyniosłej postaci, talia cienka jak osa, wydatny biust, podany jak legumina na talerzu. Malarz bronił się, jak mógł, inaczej te ideały Rétifa zmieniłyby się w istne monstra).
Przyznaję, że odkąd zetknąłem się z tym pisarzem, interesuje mnie on bardzo. I jako problem krytyki, i jako zjawisko literackie. Toteż mam nadzieję jeszcze do niego powrócić, bodaj aby zalecić ową tak interesującą _Ostatnią przygodę czterdziestopięcioletniego_ _mężczyzny_, którą przygotowuję do druku w polskim wydaniu¹⁰. Znalazłem w bibliotekach warszawskich (zwłaszcza w Bibliotece Krasińskich) stare, pożółkłe egzemplarze jego najgłośniejszych utworów. Otwierałem je z szacunkiem i ze wzruszeniem: może jaka prababcia czytała je z wypiekami na twarzy? Mam w Bibliothèque Elzévirienne jego dziwne _Inscripcions_¹¹ (owe napisy w kamieniu) i różne nowe wydania Rétifa. Do jednego – najpiękniejszego – doszedłem w oryginalny sposób. Przed kilu laty pewnego dnia poczta wręczyła mi dużą paczkę z Paryża. Otwieram i widzę, zdumiony, owo wspaniałe wydanie _Editions du Trianon_, pan Stanisław Kahan, Polak, bibliofil i smakosz literatury, doniósł mi, że przeczytał w restauracji polskiej mój felieton o Stykach i że przez wdzięczność przesyła mi ten upominek. To było utrwalenie mojego „rétifizmu”. Przez Stykę do Rétifa! – Jak nie być mistykiem wobec tak wyraźnego odcisku palca Opatrzności!…
Z tomu _Nieco mitologii_, 1935
1 W roku 1985 powstało wciąż prężnie działające Towarzystwo Rétifowskie (Société Rétif de la Bretonne) mające stronę internetową http://retifdelabretonne.net/ i wydające pismo „Etudes Rétiviennes”, którego ukazały się dotąd pięćdziesiąt dwa zeszyty, pierwszy liczył czterdzieści cztery strony, ostatni około trzysta. Badanie dokumentów archiwalnych dotyczących Rétifa rozpoczął już w czasach Boya Gilbert Rouger. Później na tym polu szczególnie zasłużyli się Philippe Havard de la Montagne i Jean Charleux.
2 Po monografii Frantza Funck-Brentana _Rétif_ _de la Bretonne, Portraits et documents inédits_ (1928) ukazała się książka Adolphe’a Tabaranta _Le vrai visage de_ _Rétif_ _de la Bretonne_ (1936), będąca pierwszą próbą dotarcia do prawdy przesłoniętej przez _Pana Mikołaja_. Z późniejszych biografii na uwagę zasługują tylko dwie: Ned Rival, _Les Amours perverties. une biographie de_ _Nicolas-Edme Rétif de la Bretonne_ (1982) i Daniel Baruch, _Nicolas-Edme Restif de la Bretonne_ (1996). Ze stale rosnącej literatury o twórczości Rétifa najcelniejsze są trzy monografie: Charles A. Porter, _Restif’s novels_ (1967), Pierre Testud, _Rétif de la_ _Bretonne et la création littéraire_ (1977) i David Coward, _The_ _Philosophy of Restif de la Bretonne_ (1991). Z opracowań w języku polskim wypada wymienić poświęcony Rétifowi monograficzny numer „Literatury na Świecie” 4–5 (1997), gdzie podano dalszą literaturę.
3 Oryginalny tytuł Moliera _Rogacz z urojenia_ zastąpiono przez _Mąż, który_ _mniema się zdradzanym_.
4 Boy się rozpędził: najwyżej osiem, na ogół cztery. Kilkanaście tomów mają zbiory szkiców i nowel, poza _Współczesnymi_, które liczą sobie czterdzieści dwa (małe) tomy.
5 W istocie tak bywało, ale z rzadka, kiedy Rétif dodawał coś w korektach.
6 Tu sytuacja całkiem się odmieniła. We Francji pojawiło się parę starannych wydań _Wieśniaka_ _znieprawionego_ (to tytuł lepszy niż Boyowski _Chłopek_), dwa wydania _Wieśniaczki_ _znieprawionej_ i kilka pomniejszych powieści. Od jakiegoś czasu wydawnictwo Honoré Champion wydaje utwory Rétifa w doskonałym opracowaniu krytycznym Pierre’a Testuda; niedawno wyszedł tom _Wieśniak i wieśniaczka znieprawieni_, a ostatnio _Noce paryskie_.
7 Boy szczęśliwie okazał się kiepskim prorokiem: w wydawnictwie Slatkine Reprints ukazało się w dwustu siedmiu tomach faksymile wszystkich pierwszych wydań utworów Rétifa.
8 Dwusetną rocznicę śmierci (2006) uczczono m.in. dużą wystawą w Auxerre z bardzo ciekawym katalogiem zatytułowanym _Je suis né auteur, pour ainsi dire_. Tamże stanął brzydki pomnik Rétifa.
9 Szczęście! – Oddała się bez reszty.
10 _Ostatniej przygody_ Boy nie wydał. Ukazała się w roku 1989 w przekładzie, ze wstępem i przypisami Ryszarda Engelkinga.
11 Wydanie w serii Bibliothèque Elzévirienne, o którym pisze Boy, już się zdezaktualizowało: Pierre Testud wydał w dwóch tomach komentowane wydanie _Napisów_ i odnalezionego przez siebie _Dziennika z lat 1785–1796_ (_Mes Inscripcions et Journal_, Manucius 2006 i 2010). Inne ważne i bardzo ciekawe dzieło Rétifa, _Żwoty powtórzone_ (_Les Revies_, Voltaire Foundation 2006), wydał z rozproszonego, niekompletnego rękopisu Pierre Bourguet.DO CZYTELNIKA
Zamierzam przedstawić Ci w całości życie jednego z Tobie podobnych, nie skrywając niczego z jego myśli ani uczynków. Człowiekiem, którego ducha zanatomizuję, mogę być tylko ja. Choć nie czytałem jeszcze Montaigne’a, wiem, że powiedział: „Wszystko wziąwszy w rachubę, mówić o sobie, zawsze przynosi nam stratę: własna przygana zawżdy znachodzi wiarę, własna pochwała trudniej”¹. Jednakowoż obstaję przy swym zamiarze: nie opowiadam własnego życia; piszę historię Człowieka.
Istnieją dwa przykłady takiego przedsięwzięcia: _Wyznania_ biskupa Hippony oraz obywatela Genewy. Mam wiele cech Augustyna, mniej przypominam Jana Jakuba: nie będę naśladował ani jednego, ani drugiego. Mam dowody na to, że Rousseau zmyślał; co zaś do Augustyna, to jego _Wyznania_ są raczej apologią. Skoro usiłuję anatomizować serce ludzkie na podstawie własnego wnętrza, zgłębiając otchłanie mojego _ja_, prawdziwość i szczerość będą nieodzowne w tym zamierzeniu. Nie tyle piszę swe _Wyznania_, ile odsłaniam _Sprężyny ludzkiego serca_. Zniknij, Mikołaju, niech zostanie Człowiek!… Niemniej to jednak prawda, że nikt inny, tylko Mikołaj składa z siebie ofiarę i miast schorowanego ciała oddaje uczonym swą znieprawioną duszę, by kroili ją publicznie dla pożytku obecnych i przyszłych pokoleń. Będę szczery nawet wtedy, gdy prawda ściągnie na mnie pogardę. W takich sytuacjach trzeba ośmielić się na wszystko lub zamilknąć; półśrodki by mnie zhańbiły.
Od urodzenia powodują mną żywe namiętności: przez nie byłem szczęśliwy i nieszczęśliwy. Jeśli mowa o szczęściu, to nigdy żaden król, żaden wybraniec Losu nie doznał tylu rozkoszy, co ja. Jeśli zaś o moich niedolach i cierpieniach, to któż bardziej ode mnie zasłużył na współczucie! Byłem znienawidzony, postponowany, zdradzany, z nędzy skazany na najcięższą i nieustanną pracę; poniżano mnie i spychano między takich, co nie byli mnie warci, kobiety unieszczęśliwiły mnie bez reszty; wyzuty z tego, co niezbędne, straszony więzieniem, drżący o życie, opętany myślami samobójczymi, radość, czy raczej pociechę, znajdywałem jedynie w nadziei na bliską śmierć; taki był mój los, w tym strasznym obrazie nie ma żadnej przesady.
Jeśli ktoś, rzuciwszy okiem na moje zalety, zechce je wyliczyć, okaże się, że zawsze byłem skromny, pracowity, oszczędny, współczujący aż do przesady; że nie byłem ani graczem, ani pijakiem, ani żarłokiem; pełen pokory czerwieniłem się, gdy okazywano mi szacunek; później byłem najsurowszym krytykiem swoich książek, czasem najbystrzejszym; często oddawałem część wynagrodzenia, mówiąc: „Nie zasłużyłem na tyle”.
Ale z drugiej strony byłem popędliwy, brutalny, zajadły, odpychający, bezwzględny, nie znosiłem przymusu, a kobiety pociągały mnie tak gwałtownie, że poświęcałem dla nich wszystko, posuwając się do karygodnych ekscesów, za nic mając wstyd i obyczajność; narażając się i narażając czyste dotąd istoty na straszne skutki rozpusty, wciągając w tę piekielną otchłań młode dziewczęta stojące jeszcze nad jej brzegiem. Czasem, nieludzko skąpy, odmawiałem jakiegoś drobiazgu; często rozrzutny i tak słaby, że dawałem się łupić, tchórzliwie opłacałem występek, pyszny i łasy na pochwały, którymi na pozór gardziłem; beztroski i bezinteresowny z lenistwa; cyniczny, dumny i pewny swej wartości; próżny aż do śmieszności; zazdrosny, zawistny, kostyczny, dziwaczny, bezwstydny, jakich wad jeszcze mi brakowało?… A jednak niekiedy oddawałem biedakom to, czego sam potrzebowałem; niejednemu pomogłem w sekrecie; wspierałem moich wrogów i broniłem ich, o czym się nigdy nie dowiedzieli; służyłem pomocą moim znajomym, jakoby w imieniu innych, którym nie przychodziło to nawet do głowy, bo wolałem być przyjacielem niż dobroczyńcą; osłodziłem ostatnie chwile umierającego, udając, że proszono mnie, bym go pojednał z kimś bliskim i potem ich obu pojednałem; ocaliłem honor niejednej panienki i trzech zamężnych kobiet; pokonałem najsroższe namiętności; powtarzałem jako życzliwe nieżyczliwe opinie, żeby pogodzić wrogów. Ale zdarzało mi się skłócić przyjaciół przez nieostrożność czy lekkomyślność; kłamałem z niewinną miną; znieważałem kobiety i dziewczęta lubieżnymi słowy…
Niepojęty labiryncie ludzkiego serca! Chaosie, pełny wszelkich sprzeczności, kto cię ogarnie?… Ja, w sobie samym! Nie skryję niczego, Czytelniku, występków ani zbrodni, bezeceństw ani plugastwa!… Tak, wyznam nawet tajemną przyczynę, która skłoniła mnie do spisania mego żywota. Chcę zadziwić przesadą w szczerości, i to będzie moja zasługa! Przyjacielu Czytelniku! – bo nie wątpię, że mnie polubisz, a może nawet, pomimo mych przywar, obdarzysz szacunkiem – bądź cierpliwy! Proszę cię o sprawiedliwość: nie sądź mnie podług tego czy tamtego uczynku, ale dopiero po przeczytaniu całości. Daję Ci dzieło naturalisty, wynoszące mnie nad Buffona; dzieło filozoficzne stawiające mnie obok Jana Jakuba, Woltera i Monteskiusza. Opowiem Ci życie człowieka naturalnego, bojąc się jedynie kłamstwa. Zostawiam ten przykład przyszłym pokoleniom. Naśladowanie będzie niełatwe!
_1 Próby_, księga trzecia, rozdział ósmy (tłum. Tadeusz Boy-Żeleński).EPOKA SIÓDMA
_Scribis ut oblectem studio lacrymabile tempus,_
_Ne pereant_ _turpi nostra pectora situ:_
_Difficile est quod, amice, mones, quia_ _carmina lœtum_
_Sunt opus, et pacem mentis habere volunt._
Ovid. _Trist_., El. V, 12.
Radzisz mi pisać dla uśpienia mych cierpień. Aby pisać, trzeba spokoju ducha, względnego dostatku, wytchnienia od życiowych kłopotów i miłego towarzystwa we własnym domu! (Dobrodziejstwa niezbędne i bezcenne, których nigdy nie zaznałem!).INDEKS
(obejmujący jedynie głównych bohaterów _Pana Mikołaja_ i rejestrujący najważniejsze o nich wzmianki)
A
Aimée, kucharka
Argeville, prostytutka
B
Baptiste Jakubina, aktorka
Barbier Julia
Baron Madelon
Beaucousin, mąż Marii, przyrodniej siostry Mikołaja
Beauharnais, hrabina de
Beaumarchais Pierre Augustin, Caron de
Bérault Jakub, nauczyciel
Berthé Peregryna
Boudard, kolega Mikołaja
Bourgeois Róża
Bourgoin, chirurg
Bourgoin Manon
Bourgoin, prot
Breugnot, przyjaciel Mikołaja
Butel-Dumont, podskarbi królewski
C
Camargo młodsza, tancerka
Cazotte Jacques
Chambon, zegarmistrz
Cœurderoi Omfala
Colette (Collet), _patrz_ Parangon, pani
Collet Mikołaj, ojciec pani Parangon
Couillard Agnieszka, teściowa Mikołaja
Crébillon syn
Czartoryski Adam, książę
D
Debée, pani, matka Sary
Demailly, Janeczka
Dumont Stefek
E
Edmée-Colette
E** (Egmont), hrabina de
Eliza, _patrz_ Tulout Eliza
Esteretka
Esterka
F
Fagard Agata
Fanchette (Collet)
Felicytka (Prodiguer)
Felizetka (Saint Léger)
Ferlet Barbara, matka Mikołaja
Filetka, zegarmistrzowa
Fouard Maryjka
Foudriat Antoni, proboszcz
G
Gaudet d’Arras
Gaudet Ludwik
Genowefka, siostra Mikołaja
Goldoni Carlo
Goton, pokojówka panny Hollier
Greslot, pani
Guéant, panna, aktorka
Guilbert de Préval, lekarz
H
Hérissant Klaudiusz, właściciel drukarni
Huet, kolega Mikołaja
K
Kircher Harriet
Knapen André, właściciel drukarni
L
Lallemand, pani
Lambelin Róża
La Reynière, Grimod de
Lebègue Agnieszka, żona Mikołaja
Lenclos Tonton
Lévêque Maria Joanna
Loiseau Ludwik Tymoteusz, przyjaciel Mikołaja
Londo Wiktoria
Luiza (Alan)
M
Madelon, ciotunia
Margot, przyrodnia siostra Mikołaja
Marianna, pokojówka
Maria, przyrodnia siostra Mikołaja
Marote, pokojówka panien Baron
Marta Wiktoria
Massé, burdelniczka
Melin, kolega Mikołaja
Mentelle Sydonia, aktorka
Mercier Louis Sébastien
Milpourmil
Miné Małgorzatka
N
Naireson
Nannette, żniwiarka u pani Rameau
Nécard Adelajda
Nimot Anżelika
Nougaret Pierre Jean-Baptiste
O
Obwieś, zięć Mikołaja
P
Parangon, pan
Parangon, pani
Pâris Małgorzata
Parizot Aurora Maria
Piôt Marysia
Potocki Stanisław Kostka
Prudhomme Junona, aktorka
Prudhot Manon
Q
Quillau Franciszek Augustyn, właściciel drukarni
R
Rapenot Edme
Renaud Jan, drukarz
Restif Agnieszka, córka Mikołaja
Restif Edme Mikołaj, przyrodni brat Mikołaja, ksiądz
Restif Edme, ojciec Mikołaja
Restif Jan, adwokat
Restif Marion, córka Mikołaja
Restif Tomasz, przyrodni brat Mikołaja, ksiądz
Rousseau Joasia
S
Sade, markiz de
Saint-Sarm, kawaler de
Sara (Debée)
Scaturin
Sellier Bona
Servigné Edmée
T
Tangis Marianna
Teresa (Desrais)
Teresa od Courbuissonów
Tiennette, kucharka
Toinette (Dominé), kucharka
Tourangeot
Tulout Eliza
V
Vernier Manon, paryżanka
W
Wiktoria (Saintonge)
Wirginia (François)
Z
Zefira
Zefiretka
Zoe (Delaporte), ukochana LoiseauCharles Baudelaire
_Paryski splin_
Przełożył, wstępem i komentarzami opatrzył Ryszard Engelking
Badacz osobliwości nowoczesnego Paryża i zaułków duszy, Baudelaire w Paryskim splinie szkicuje sceny z życia metropolii. Anegdoty, na przemian agresywne i liryczne, często paradoksalne, odsłaniają prawdę o samotniku zagubionym w wielkim mieście i szukającym ratunku w marzeniach.
W nowym wydaniu Paryskiego splinu przekład jest ulepszony, a komentarz rozszerzony.
Jestem dość zadowolony z mojego Splinu. To w sumie znowu Kwiaty zła, ale więcej w nim swobody i szczegółu, i kpiny.
_Baudelaire do Juliusza Troubata, 19 lutego 1866._Charles Baudelaire
_Sztuczne raje_
Przełożył, wstępem i komentarzami opatrzył Ryszard Engelking
Pisząc w roku 1851 szkic _Wino i haszysz_ Baudelaire wierzył jeszcze, że z wina może się zrodzić poezja, ale wiedział już, że haszysz jedynie obezwładnia. Twierdził, że wino pobudza wolę, a haszysz ją unicestwia, że wino czyni człowieka towarzyskim, a haszysz go izoluje. Dziewięć lat później wszystkim środkom pobudzającym stawia ten sam kardynalny zarzut: paraliżują wolę, najcenniejszą ze wszystkich władz. Łudzą wspaniałymi wizjami, których nie udaje się przekształcić w trwałe piękno. Nie sposób jednakowoż nie odnieść wrażenia, że te wizje go zachwycają. W swych dociekaniach dochodzi do wniosku, że pociąg do środków pobudzających wynika ze szlachetnej pobudki: głodu nieskończoności.
(Ze _Wstępu_)
W komentarzach Czytelnik znajdzie wszystkie dane, które pozwolą mu rozstrzygnąć, czy Baudelaire był narkomanem. A także prawdę o Klubie Haszyszystów.