- W empik go
Pan Twardowski. Poemat w XVIII pieśniach - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
31 grudnia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Pan Twardowski. Poemat w XVIII pieśniach - ebook
Poemat Lucjana Rydla opowiadający o sławnym Panu Twardowskim, Mistrzu Twardowskim, zwanym polskim Faustem – szlachcicu polskim, który, wedle podania, zaprzedał duszę diabłu. Jest głównym bohaterem kilku baśni i legend, z których niemal każda przedstawia odmienną historię. Jedna z najbardziej znanych głosi, że obecnie przebywa on na Księżycu. (za Wikipedią).
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-981-2 |
Rozmiar pliku: | 513 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ I. W OJCOWSKIM DWORKU.
W Skrzypnie, wśród zapadłej wioski,
Żył sobie szlachcic gołota;
Zwał się Imci Pan Twardowski.
Bieda do niego z za płota
Zaglądała nieraz w gości:
Ledwie stało na chleb boski
I wszystkim było wiadomo,
Że i w święto szlachcic pości.
Nizki dworek, szyty słomą,
Skrawek pola, szkapiąt para,
Oto całe jego włości;
Ryngraf złoty, szabla stara
Ponad łóżkiem Jegomości,
Proste ławy, stół kulawy,
Oto całe ruchomości.
Ale wesół był chudzina
I jak mógł, odganiał troski;
Jeno gdy spojrzał na syna,
Na swojego jedynaka,
Zasępiał się pan Twardowski
I rzedła mu gęsta mina;
Wzdychał z cicha: „Panie Chryste,
Czemuż u mnie bieda taka?!”
I od łez miał oczy mgliste.
A synalek co dzień z rana
Chadzać musiał o pół mili
Na naukę do plebana.
I nie próżno głowę sili:
Czyta gładko po łacinie,
Wie kto Seneka, Wergili,
A nawet na pergaminie
Litery wyciąga cudnie.
Łatwe, widno, miał pojęcie.
Lecz do domu na południe
Powróciwszy, dla zabawki
Psami koty szczuł zawzięcie,
Albo też po sadach z procy
Strzelał gawrony i kawki.
Tak mu schodził czas do nocy.
Lat piętnaście miał już Janek,
Gdy raz, jakoś na jesieni,
Zaszedł proboszcz w odwiedziny.
Ojciec wybiegł aż przed ganek,
Kłaniał się w progu i w sieni,
Aż w końcu wyszli do sadu.
Stary wyniósł piwa dzbanek,
Zasiedli oba pod gruszą
I z proboszczem, gadu, gadu.
Janek, choć stał na uboczu,
Zgadł, że o nim radzić muszą,
Bo go nie spuszczali z oczu.
Gdy skończyła się rozmowa,
Ojciec woła go i gada:
– „Pójdziesz mi Waść do Krakowa
I wstąpisz na Akademię.
Tać jest księdza proboszczowa,
– Za którą podziękuj – rada.
Ucz się, boś nie bity w ciemię,
Będą z ciebie ludzie z czasem!”
W tydzień po rozmowie owej,
Był Jaś do drogi gotowy:
Inkaust i piórnik za pasem,
Żupan z ojca przerobiony,
Lecz wyglądał niby nowy;
Na głowie miał czapkę z piórkiem,
Żółte ciżmy i przez ramię
Tłomoczek, związany sznurkiem.
Stary dał mu w garść dukata,
Zrobił nad nim krzyża znamię…
I poszedł Janek do świata.ROZDZIAŁ II. PRZYBYCIE DO KRAKOWA.
Jak tam było w tej podróży,
I jak długo szedł piechotą,
I którędy – mniejsza o to.
Dość, że świata kawał duży
Przewędrował, zanim w końcu
Ujrzał Kraków: łuną złotą
Grały wieże, dachy, mury,
A nad miastem zamek w słońcu
Świecił błyszczącemi ściany
Na grzbiecie wawelskiej góry
I spozierał w nurt wiślany.
Więc do miasta szedł chłopczyna;
Idąc przez ludne ulice
Pyta o Mistrza Marcina,
Bo list miał doń od plebana.
Wskazano mu kamienicę,
Wszedł – w sieni krata kowana
W kwiaty, ptaszki i w iglice.
We drzwi zapukał dębowe…
Nic… Minęła długa chwila…
Janek powtórnie kołata;
Zamek zgrzytnął i połowę
Drzwi powoli ktoś uchyla.
Janek widzi łysą głowę,
Pod łysiną twarz pyzata,
Jedno oko patrzy, zdrowe,
A na drugiem czarna łata.
– „No, i kogóż Waść tu szuka?”
– „List mam do Mistrza Marcina.”
– „Zobaczymy – Mistrz odmruka –
Wejdź!” – schowała się łysina…
Wszedł. Mroczna była komnata,
Sklepienie w niej, jak w kościele;
U potężnego komina
Banie, lejki, rurki, słoje,
Gnaty dziwne i piszczele
I straszne, wypchane ptaki,
Wszędzie pergaminów zwoje,
Ksiąg olbrzymich bardzo wiele,
Tablice z tajnymi znaki…
Przy pulpicie, w czarnej todze
Siedział Mistrz Marcin u stoła
I pozierał jednem okiem.
Janek, onieśmielon srodze,
Z uszanowaniem głębokiem
Dał list, nie mówiąc nic zgoła.
Mistrz otworzył list i czyta,
A chłopiec patrzy dokoła,
Na przeróżne one dziwa,
To ukradkiem, z za pulpita,
Na onego personata,
Co łysiną kiwa, kiwa
I list jednem okiem czyta.
Skończył. – I oko i łata
Podniosły się na chłopaka;
Milczał Mistrz Marcin czas długi
I rzekł: „Potrzeba mi żaka
Do pomocy i usługi;
Mała rzecz: zamieść mieszkanie,
Nanosić wody i drewek,
Za to Waść stancyę dostanie
I w potrzebie przyodziewek.
Na collegia czas swobodny
Daję. Quod attinet strawy,
To nie będziesz tutaj głodny:
Na studentów lud łaskawy,
Kup jeno łyżkę, garnuszek,
Suto wyżywi cię Kraków.
– Tu dłonią klepnął się w brzuszek –
Tak żyją tysiące żaków!”
..............
Zgodził się więc za pacholę,
Ale nie zasypiał gruszek,
Ucząc się w Krakowskiej Szkole.ROZDZIAŁ III. DZIEJE UBOGIEGO ŻAKA.
Skoro wszedł pomiędzy żaki
Został z początku „beanem”.
Bean – wiecie, kto to taki?
W Akademii owem mianem
Nowo przybyły się zowie.
Niech się w cierpliwość uzbraja,
Czekają go dziwne próby!
Janka przechodziło mrowie,
Gdy swywolna żaków zgraja
Dzikie płatała z nim psoty:
Wsadzili go na pień gruby,
Kołki ciosali na głowie
I złocili żółtkiem z jaja,
„Bo to głowa do pozłoty”;
Machali drewnianym mieczem
I porwawszy go w obroty,
Wrzask podnieśli: „Łeb usieczem!
Gdzie jest kat? Dawać tu kata!”
Nie skończyły się swywole,
Póki nie zmienił dukata
I nie kupił piwa kadzi.
Odtąd już miał spokój w szkole
I wszyscy byli mu radzi.
Janek garnął się do świata,
Ambitna była zeń sztuka
I głowę nie od parady
Miał na karku, więc nauka,
Jak po maśle, szła mu gładko.
Pilnie chadzał na wykłady
Do Krakowskiej Akademii,
Gdzie Mistrz Marcin z czarną łatką
Uczył chemii i alchemii
I doskonalił szkolarze
W gwiazdarstwa sztuce zawiłej.
– Gdy w południe na zegarze
Godzina była dwunasta
Wówczas kończył Mistrz uczony
I szedł krzepić swoje siły.
Ze wszystkich kościołów miasta
Wszystkie wraz krakowskie dzwony
Sercami ze spiżu biły,
A trębacz z Maryackiej wieży
Trąbił w cztery świata strony.
Wysypywał się wesoło
Z Akademii rój młodzieży
I długo jeszcze przed szkołą
Swywoli ten tłum i hasa.
Z krzykliwej onej gromady
Zwolna rozchodzą się żaki,
Każdy z garnuszkiem u pasa,
I do mieszczan na obiady
Ciągnie żaczek jaki taki.
Twardowski u pewnej wdowy,
Co z bogactwa była znana,
Miał codzień obiad gotowy
W domu na Kleparskim Rynku,
Podle świętego Florjana.
Przychodził i stawał w sieni,
A wdowa: – „Bóg z tobą synku,
Pewnieś głodny, pożywże się,
Naści barszczu, z chleba skórkę,
Do garnuszka zraz pieczeni…”
Ledwie rzekła – miskę niesie
I przed Twardowskim ją stawia.
Miała jedynaczkę córkę,
Dziewczyna to była gładka,
Ale pyszna gorzej pawia
I drapieżna gorzej żbika.
Za latami płyną latka,
Lecz każdego zalotnika
Z gniewem, z drwinką precz odprawia.
Narzekała na nią matka,
Córka dogryzała starej,
Wieczne kwasy i grymasy,
Dąsy, fochy, płacze swary.
A żak dumał sobie z cicha:
– „Oj szkoda tej Nety, szkoda,
Co za foremna uroda!
Lecz przytem ta złość, ta pycha!
Hej ty koląca stokrótko,
Mężczyzną jestem – u licha! –
Umiałbym cię trzymać krótko,
Byłabyś wzorem kobiety!”
Tak sobie Twardowski wzdycha.
Patrząc na urodę Nety.
W Skrzypnie, wśród zapadłej wioski,
Żył sobie szlachcic gołota;
Zwał się Imci Pan Twardowski.
Bieda do niego z za płota
Zaglądała nieraz w gości:
Ledwie stało na chleb boski
I wszystkim było wiadomo,
Że i w święto szlachcic pości.
Nizki dworek, szyty słomą,
Skrawek pola, szkapiąt para,
Oto całe jego włości;
Ryngraf złoty, szabla stara
Ponad łóżkiem Jegomości,
Proste ławy, stół kulawy,
Oto całe ruchomości.
Ale wesół był chudzina
I jak mógł, odganiał troski;
Jeno gdy spojrzał na syna,
Na swojego jedynaka,
Zasępiał się pan Twardowski
I rzedła mu gęsta mina;
Wzdychał z cicha: „Panie Chryste,
Czemuż u mnie bieda taka?!”
I od łez miał oczy mgliste.
A synalek co dzień z rana
Chadzać musiał o pół mili
Na naukę do plebana.
I nie próżno głowę sili:
Czyta gładko po łacinie,
Wie kto Seneka, Wergili,
A nawet na pergaminie
Litery wyciąga cudnie.
Łatwe, widno, miał pojęcie.
Lecz do domu na południe
Powróciwszy, dla zabawki
Psami koty szczuł zawzięcie,
Albo też po sadach z procy
Strzelał gawrony i kawki.
Tak mu schodził czas do nocy.
Lat piętnaście miał już Janek,
Gdy raz, jakoś na jesieni,
Zaszedł proboszcz w odwiedziny.
Ojciec wybiegł aż przed ganek,
Kłaniał się w progu i w sieni,
Aż w końcu wyszli do sadu.
Stary wyniósł piwa dzbanek,
Zasiedli oba pod gruszą
I z proboszczem, gadu, gadu.
Janek, choć stał na uboczu,
Zgadł, że o nim radzić muszą,
Bo go nie spuszczali z oczu.
Gdy skończyła się rozmowa,
Ojciec woła go i gada:
– „Pójdziesz mi Waść do Krakowa
I wstąpisz na Akademię.
Tać jest księdza proboszczowa,
– Za którą podziękuj – rada.
Ucz się, boś nie bity w ciemię,
Będą z ciebie ludzie z czasem!”
W tydzień po rozmowie owej,
Był Jaś do drogi gotowy:
Inkaust i piórnik za pasem,
Żupan z ojca przerobiony,
Lecz wyglądał niby nowy;
Na głowie miał czapkę z piórkiem,
Żółte ciżmy i przez ramię
Tłomoczek, związany sznurkiem.
Stary dał mu w garść dukata,
Zrobił nad nim krzyża znamię…
I poszedł Janek do świata.ROZDZIAŁ II. PRZYBYCIE DO KRAKOWA.
Jak tam było w tej podróży,
I jak długo szedł piechotą,
I którędy – mniejsza o to.
Dość, że świata kawał duży
Przewędrował, zanim w końcu
Ujrzał Kraków: łuną złotą
Grały wieże, dachy, mury,
A nad miastem zamek w słońcu
Świecił błyszczącemi ściany
Na grzbiecie wawelskiej góry
I spozierał w nurt wiślany.
Więc do miasta szedł chłopczyna;
Idąc przez ludne ulice
Pyta o Mistrza Marcina,
Bo list miał doń od plebana.
Wskazano mu kamienicę,
Wszedł – w sieni krata kowana
W kwiaty, ptaszki i w iglice.
We drzwi zapukał dębowe…
Nic… Minęła długa chwila…
Janek powtórnie kołata;
Zamek zgrzytnął i połowę
Drzwi powoli ktoś uchyla.
Janek widzi łysą głowę,
Pod łysiną twarz pyzata,
Jedno oko patrzy, zdrowe,
A na drugiem czarna łata.
– „No, i kogóż Waść tu szuka?”
– „List mam do Mistrza Marcina.”
– „Zobaczymy – Mistrz odmruka –
Wejdź!” – schowała się łysina…
Wszedł. Mroczna była komnata,
Sklepienie w niej, jak w kościele;
U potężnego komina
Banie, lejki, rurki, słoje,
Gnaty dziwne i piszczele
I straszne, wypchane ptaki,
Wszędzie pergaminów zwoje,
Ksiąg olbrzymich bardzo wiele,
Tablice z tajnymi znaki…
Przy pulpicie, w czarnej todze
Siedział Mistrz Marcin u stoła
I pozierał jednem okiem.
Janek, onieśmielon srodze,
Z uszanowaniem głębokiem
Dał list, nie mówiąc nic zgoła.
Mistrz otworzył list i czyta,
A chłopiec patrzy dokoła,
Na przeróżne one dziwa,
To ukradkiem, z za pulpita,
Na onego personata,
Co łysiną kiwa, kiwa
I list jednem okiem czyta.
Skończył. – I oko i łata
Podniosły się na chłopaka;
Milczał Mistrz Marcin czas długi
I rzekł: „Potrzeba mi żaka
Do pomocy i usługi;
Mała rzecz: zamieść mieszkanie,
Nanosić wody i drewek,
Za to Waść stancyę dostanie
I w potrzebie przyodziewek.
Na collegia czas swobodny
Daję. Quod attinet strawy,
To nie będziesz tutaj głodny:
Na studentów lud łaskawy,
Kup jeno łyżkę, garnuszek,
Suto wyżywi cię Kraków.
– Tu dłonią klepnął się w brzuszek –
Tak żyją tysiące żaków!”
..............
Zgodził się więc za pacholę,
Ale nie zasypiał gruszek,
Ucząc się w Krakowskiej Szkole.ROZDZIAŁ III. DZIEJE UBOGIEGO ŻAKA.
Skoro wszedł pomiędzy żaki
Został z początku „beanem”.
Bean – wiecie, kto to taki?
W Akademii owem mianem
Nowo przybyły się zowie.
Niech się w cierpliwość uzbraja,
Czekają go dziwne próby!
Janka przechodziło mrowie,
Gdy swywolna żaków zgraja
Dzikie płatała z nim psoty:
Wsadzili go na pień gruby,
Kołki ciosali na głowie
I złocili żółtkiem z jaja,
„Bo to głowa do pozłoty”;
Machali drewnianym mieczem
I porwawszy go w obroty,
Wrzask podnieśli: „Łeb usieczem!
Gdzie jest kat? Dawać tu kata!”
Nie skończyły się swywole,
Póki nie zmienił dukata
I nie kupił piwa kadzi.
Odtąd już miał spokój w szkole
I wszyscy byli mu radzi.
Janek garnął się do świata,
Ambitna była zeń sztuka
I głowę nie od parady
Miał na karku, więc nauka,
Jak po maśle, szła mu gładko.
Pilnie chadzał na wykłady
Do Krakowskiej Akademii,
Gdzie Mistrz Marcin z czarną łatką
Uczył chemii i alchemii
I doskonalił szkolarze
W gwiazdarstwa sztuce zawiłej.
– Gdy w południe na zegarze
Godzina była dwunasta
Wówczas kończył Mistrz uczony
I szedł krzepić swoje siły.
Ze wszystkich kościołów miasta
Wszystkie wraz krakowskie dzwony
Sercami ze spiżu biły,
A trębacz z Maryackiej wieży
Trąbił w cztery świata strony.
Wysypywał się wesoło
Z Akademii rój młodzieży
I długo jeszcze przed szkołą
Swywoli ten tłum i hasa.
Z krzykliwej onej gromady
Zwolna rozchodzą się żaki,
Każdy z garnuszkiem u pasa,
I do mieszczan na obiady
Ciągnie żaczek jaki taki.
Twardowski u pewnej wdowy,
Co z bogactwa była znana,
Miał codzień obiad gotowy
W domu na Kleparskim Rynku,
Podle świętego Florjana.
Przychodził i stawał w sieni,
A wdowa: – „Bóg z tobą synku,
Pewnieś głodny, pożywże się,
Naści barszczu, z chleba skórkę,
Do garnuszka zraz pieczeni…”
Ledwie rzekła – miskę niesie
I przed Twardowskim ją stawia.
Miała jedynaczkę córkę,
Dziewczyna to była gładka,
Ale pyszna gorzej pawia
I drapieżna gorzej żbika.
Za latami płyną latka,
Lecz każdego zalotnika
Z gniewem, z drwinką precz odprawia.
Narzekała na nią matka,
Córka dogryzała starej,
Wieczne kwasy i grymasy,
Dąsy, fochy, płacze swary.
A żak dumał sobie z cicha:
– „Oj szkoda tej Nety, szkoda,
Co za foremna uroda!
Lecz przytem ta złość, ta pycha!
Hej ty koląca stokrótko,
Mężczyzną jestem – u licha! –
Umiałbym cię trzymać krótko,
Byłabyś wzorem kobiety!”
Tak sobie Twardowski wzdycha.
Patrząc na urodę Nety.
więcej..