- W empik go
Pan Żuk i Kropka - ebook
Pan Żuk i Kropka - ebook
Gdy smutna czarownica Guendolina niechcący rzuciła na Krainę Biedronek złe słowo, świat stał się mdły i jakiś nie taki. Kolory wyblakły, pancerzyki Biedronek pokryły się czernią i zniknęły ciężko zarobione kropki. I jak to teraz odkręcić?
Siedmioletnia Jozia i jej nowy przyjaciel, gburowaty Pan Żuk, udają się na misję poszukiwania winowajczyni. Ale czy odnalezienie Guendoliny wystarczy, by odczynić zaklęcie? Czy zdołają przywrócić światu barwy? A może nie da się cofnąć wypowiedzianych w pośpiechu słów?
„Pan Żuk i Kropka” to historia pełna humoru i zwyczajnej magii, takiej, na jaką stać każdego z nas – magii wiary w siebie.
Marta Collier – urodzona w malowniczej lubelskiej wsi, przygodę z pisaniem rozpoczęła jeszcze w szkole podstawowej. Zdobyła tytuł magistra komunikacji na uczelni Vrije Universiteit w Brukseli. Obecnie mieszka w Karolinie Północnej. Jej debiutancka książka „Wróżka z Gwiezdnego Pyłu”, wydana w 2018 roku pod pseudonimem Lena Wolska, zdobyła uznanie czytelników, otwierając drzwi do fascynującego świata literatury dziecięcej.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-271-8303-9 |
Rozmiar pliku: | 313 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
CZY DRZEWA SZEPCZĄ?
Na polanie za domem rosło drzewo. Wysokie, brązowo-zielone – jak to drzewo. W lecie miało liście, a w zimie suche gałęzie. Łatwo można by uwierzyć, że wiosną nie pojawią się na nim pączki, że drzewo pozostanie już takie smutne i puste.
Jozia podchodziła do niego czasami, kiedy pień chował się w śniegu, i odgrzebywała brązową skorupę. Czasem, kiedy nikt nie patrzył, oplatała je rękami i mówiła mu, że będzie dobrze. I prosiła, żeby trzymało uszy do góry. Wiedziała, że drzewa nie mają uszu – oczywiście! – ale te słowa poprawiały jej humor. Jakby kryła się w nich jakaś magia.
Jozia tak naprawdę nazywała się Zuzanna. Zuzanna Korzeniowska. I zupełnie nie brzmiało to jak imię, które chciała nosić. Miało za dużo sylab i łatwo było coś w nim przekręcić. W związku z tym Zuzia przemianowała się kilka lat temu na Jozię (przypadkiem!) i tak już zostało.
Lat miała już siedem. Gdy stała na palcach, liczyła metr trzydzieści, a gdyby dołożyć do tego czapkę z pomponem, byłoby nawet metr trzydzieści pięć. Włosy miała długie, w kolorze blond (po mamie), a nos spryskany piegami (to po dziadku) i podobno była najpiękniejszą dziewczynką na świecie, jak twierdził tata. Ale Jozia tylko wzruszała na to ramionami, bo przecież komplementy nic nie znaczą, kiedy masz już siedem lat i mnóstwo rzeczy do zrobienia.
Ale wracając do naszego drzewa…
Była wczesna wiosna. Tak wczesna, że z ziemi nie przebijały się jeszcze zielone czubki krokusów, wystarczająco jednak późna, by Jozia wstawiła do garażu sanki i zdążyła zapomnieć, że kiedykolwiek na nich śmigała. Teraz czekała już tylko na te ciepłe dni, kiedy będzie mogła w końcu biegać po dworze na bosaka. Tymczasem wybrała się na polanę za dom, by odwiedzić swoje drzewo.
– Podobno niedługo przyjdzie wiosna, wiesz? – powiedziała mu szeptem.
Jozia zawsze szeptała do drzew – wystarczająco cicho, by nikt jej nie powiedział, że z drzewami się nie rozmawia. Oparła się potem plecami o pień i spojrzała wysoko w górę na gołe gałęzie.
– Tak mówi mama. Że czuć ją już w powietrzu.
Jozia nie była pewna, jak powinna pachnieć nadchodząca wiosna, ale jeśli to właśnie ją czuć było teraz w powietrzu, to znaczy, że pachniała jak błoto zmieszane z wilgotnym powietrzem. Całkiem ładnie, gdyby ktoś ją zapytał. Tak, Jozia uwielbiała zapach powietrza i dlatego każdą wolną chwilę spędzała na dworze.
– Mhm… – usłyszała w odpowiedzi.
– Co takiego? – zdziwiła się.
Czy to szeptał wiatr, czy szeleściły gałęzie, tego Jozia nie wiedziała. Była jednak pewna, że wcale się nie przesłyszała. Odwróciła się do drzewa i spojrzała uważnie na zmarszczki w korze. Wyglądały jak popękana, brązowa skorupa. Czyli wszystko było na swoim miejscu. Drzewa przecież nie szepczą. W końcu nie mają nawet ust.
Dla pewności przystawiła do kory ucho.
Nic. Cisza.
– No tak – powiedziała do drzewa, klepiąc je dłonią po chropowatej korze. – Karol pewnie nazwałby mnie głuptaską.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.