Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pani La Muerte - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pani La Muerte - ebook

Krwawe azteckie rytuały w podziemiach łódzkiej willi

Amelia jest przywódczynią pradawnego, azteckiego Zakonu Krwawego Księżyca. Za czasów jej panowania zaczyna spełniać się przepowiednia o końcu zakonu. Członkinie giną okrutną śmiercią, a nagrania z egzekucji dostarczane są ich przywódczyni. Wkrótce okazuje się, że mroki przeszłości skrywają znacznie więcej tajemnic. Amelia zbyt wiele razy rozwścieczyła boga, któremu służy, by móc liczyć na akt łaski.
Walka o istnienie zakonu nie toczy się tylko pomiędzy seryjnym mordercą i Amelią. Bezlitosny Mroczny Pan również pragnie wymierzyć sprawiedliwość, a prawa rządzące światem Azteków są brutalne i krwawe. Każde przewinienie musi spotkać kara. Czy Amelii uda się oszukać przeznaczenie i ujść cało z tej rozgrywki na śmierć i życie?

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-750-6
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Ta książka nie powstałaby bez kilku ważnych dla mnie osób. Dziękuję całej rodzinie za znoszenie moich humorów i nakarmienie, kiedy byłam w ciągu pisarskim i nie odklejałam palców od klawiatury.

Dodatkowo pragnę podziękować w tym miejscu mojej kuzynce Nataszy Sherzai, bo bez niej wiele scen w tej książce by nie powstało albo wyglądałyby zupełnie inaczej.

Mojej koleżance Dominice Stańczak za zgodę na umieszczenie jej koni – Sagarta i J’adore – w mojej powieści. Tutaj też jedzą one twoje ciasteczka Candy Horse <3

Dziękuję również Magdzie Zawadzkiej-Okoń i Milenie Witkowskiej za niesamowite wsparcie i wiarę w moją twórczość. Magdzie dodatkowo za promocję przy prasowym pokazie _Apokawixy_. Pozamiatałaś wtedy, nawet Jakub Ćwiek z PigOutem wypadli przy mnie blado. Wszyscy wokół wiedzieli, że zajmuję się pisaniem <3

Adzie Tulińskiej i Kasi Haner za pytania, kiedy coś wydam, dzięki czemu w końcu przestałam się obijać i podpisałam tę umowę.

Szczególne podziękowania kieruję do Babci i Dziadka, bo dzięki nim Wy możecie tę książkę przeczytać.

PS. Na pewno o kimś tutaj zapomniałam, ale to się nadrobi przy kolejnej powieści.NA KRAWĘDZI ŻYCIA

Skąpana w bieli, czerni i czerwieni

Ostrożnie stąpa po cienkiej linii.

Wśród ciemności nocy

Stopa za stopą delikatnie kroczy,

Ostatkiem sił utrzymawszy równowagę.

Strach w oczach się maluje,

Lęk duszę ściska.

Z każdym krokiem

Linia bardziej się chybocze.

Momentami dech odbiera.

Cienka tkanina wiatrem pofalowana,

Zmarznięte ramiona okrywa.

Łzy spływające po policzkach,

Z blaskiem kryształów nikną w cieniach nocy.

Nagle stopa z linii się osuwa,

Równowaga zostaje utracona.

W pustkę otchłani spada ciało.

Dusza w mroku zatracona,

Odczuwa rozkosz z bólu.

A rozpływające się cierpienie,

Przynosi ulgę od zmrożenia.

Martwa, w ciemność i mrok otulona,

Bramy piekieł przekracza.

Z Czarnym Mefisto korytarzem kroczy,

Oddając się w ręce rozkoszy,

Pragnieniu diabeł daje ukojenie,

Uciszając szaleństwo panujące w duszy,

Uwolniwszy słowa przyduszone długim milczeniem.

Aleksandra KomorowskaPROLOG

Jeden zły ruch, jeden niewłaściwy krok w jedną albo w drugą stronę, a nie będzie już odwrotu. Wystarczy jeden czarny łabędź, jeden wypadek przy pracy lub po prostu zwyczajny kaprys losu, by życie obrało zupełnie inny kierunek. A konkretniej, by znalazło się na drodze, z której nie da się zawrócić. Pozostaje wtedy jedynie uczyć się na błędach przeszłości. Lecz nawet to nie uchroni duszy przed zatraceniem na ścieżce mroku. Jedna kropla krwi potrafi uwolnić przeraźliwe zło i popchnąć do przelania kolejnych. A to rozbudza pragnienie. Ogromne pragnienie krwi, które tylko diabeł potrafi uśmierzyć.

Gęsta mgła z okolicznych pól leniwym strumieniem wpływała w ciemności lasu. Podmuchy silnego wiatru przewracały drzewa i zrywały linie elektryczne, rozwiewając przy tym resztki chmur na niebie. Wśród gwiazd zaczął wyłaniać się krwawy księżyc, zapowiadało się jego całkowite zaćmienie. Siedem zakapturzonych postaci przemknęło w ciemnościach nocy. Wszystkie miały na sobie czarne szaty narzucone na białe półprzezroczyste suknie, obszyte na rękawach złotą koronką. Postać idąca na czele trzymała lampion ze świecą w środku, a pozostałe miały w dłoniach sztylety z czerwonymi rubinami na końcu rękojeści. Z ich ust wydobywały się słowa łacińskiej pieśni sprzed wieków. W oddali słychać było wycie psów do księżyca, a zimny wiatr rozwiewał rytualne szaty, przyprawiając o gęsią skórkę ich właścicielki. Razem zmierzały w stronę kamiennego budynku, z zewnątrz przypominającego niewielką kopię rzymskiego Panteonu. Dlatego świątynia nazwana została Mrocznym Panteonem. Wśród potężnych kolumn migotało czerwone światełko, do którego się kierowały. Mrok wypełniający wnętrze mroził im krew w żyłach i odbierał dech, ukazując przy tym swoją potęgę. Potęgę Czarnego Mefisto, któremu kiedyś zaprzedały dusze.

Postać znajdująca się na czele postawiła lampion przy kamiennych schodach, a następnie weszła po nich do środka. W ślad za nią udały się pozostałe. Kilka metrów dalej w półmroku przewodniczka wyciągnęła stary srebrny klucz i wsunęła go do otworu w ścianie, po czym przekręciła. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej po plecach. Uderzył ją chłód kamienia, z którego zrobione były wrota świątyni. Otworzyła ukryte drzwi, a sama przesunęła się w bok, aby pozostałe mogły zejść po schodach prowadzących do podziemi. Gdy już wszystkie znalazły się w ciemnej klatce schodowej, wejście zamknęło się za nimi. Na krótką chwilę zapadła całkowita, nieprzenikniona ciemność. Nastała cisza, gdy słowa pieśni przestały płynąć z ich ust. Teraz słychać było jedynie ciche postukiwanie obcasów na kamiennym podłożu. Ostrożnie stawiając kroki na stopniach, powoli schodziły krętymi schodami w dół, aż dotarły do długiego, zimnego korytarza. Na ścianie po ich prawej stronie co kilka metrów umieszczone były zapalone pochodnie. Unosząc dumnie głowy, przeszły do komnaty, w której miały złożyć Czarnemu Mefisto krwawą ofiarę. Każda z nich czuła jednocześnie podniecenie i strach. Nadeszła godzina śmierci. Za chwilę odbiorą życie niewinnej duszy, składając ją w ofierze swojemu Panu.

Z wysokiego, kamiennego sklepienia, które podparto hebanowymi belkami, zwisały pasy czarnego i czerwonego, lekko prześwitującego jedwabiu. Na środku okrągłej komnaty ustawiony był ołtarz, wyciosany z czarnego błyszczącego smoczego szkła. W miejscach, na które padało delikatne światło pochodni, dostrzec można było delikatne przebłyski krwawej czerwieni zastygłej magmy. Przy krawędziach blatu znajdowały się podłużne wgłębienia, w których zbierała się krew ofiarna. Surowiec do wyciosania ołtarza przywieziono tu kilkaset lat temu ze zboczy wulkanu znajdującego się na terenie dzisiejszego Meksyku. Razem z nim przybyły tu również manuskrypty i zwoje z opisami azteckich rytuałów, bogato ilustrowane, na podstawie których spisano po łacinie _Wolumen Krwi_. Księga została później oprawiona w czarną skórę ze skrzydeł nietoperzy, które zamieszkiwały tamtejsze jaskinie. Jedna z kobiet podeszła do srebrnej skrzyni, stojącej pod ścianą pomieszczenia i wyjęła ową księgę. Nad skrzynią wisiało siedem mieczy wykutych z najtwardszej stali. Na ostrzu każdego z nich wyryto napis: _Mors tua vita mea._ W rękojeściach zatopiono niewielkie kawałki czarnego kamienia księżycowego oraz drobinki złota.

Kolejna z kobiet skrytych pod kapturami szat przeszła przez pomieszczenie i od jednej z pochodni zapaliła białe świece, rozświetlając tym panujące ciemności. Przy każdym jej kroku słychać było stukanie obcasów oraz szmer szaty sunącej za nią po marmurowej posadzce. Dwie inne wyszły przed szereg i skierowały się w stronę czarnych drzwi za przezroczystym jedwabiem po drugiej stronie pomieszczenia. Zdjęły znajdującą się na nich kłódkę, po czym otworzyły je. Jedna z nich chwyciła świecę i razem z drugą weszły w panujące wewnątrz niewielkiego pomieszczenia ciemności. Chwilę później wyprowadziły stamtąd nagą kobietę, która miała związane ręce za plecami. Jej ciało było trochę przybrudzone ziemią, a nadgarstki poocierane od krępującej je liny. Przetłuszczone i potargane włosy okalały jej twarz. Miała lekko rozchylone usta, z jej oczu zionęła pustka, a po policzku spływała pojedyncza łza. Od dwóch tygodni nie widziała światła dziennego. Żyła jedynie o chlebie i wodzie, przytrzymywana w tym ciemnym małym pomieszczeniu, ukrytym głęboko pod ziemią. Nikt jej nie szukał, w zewnętrznym świecie jej istnienie zostało wymazane. Wiedziała, że nikt nie usłyszałby jej krzyku. Ściany były zbyt grube, a samo miejsce, gdzie się znajdowała, zbyt opustoszałe. Kiedy po nią przyszły, nawet nie stawiała oporu. Zdążyła się już pogodzić ze swoim losem, który był nieunikniony. Gdy szła, jej stopy przeszywał chłód marmuru. Spuściła wzrok, nie chcąc przyglądać się wystrojowi komnaty. Kobiety popchnęły ją w stronę ołtarza, przez co potknęła się i upadła na kolana. Zaschło jej w gardle. Dotarło do niej, że jej koniec jest naprawdę bliski. Nie czuła jednak strachu przed śmiercią. Usilnie starała się zachować spokój. Z sekundy na sekundę stawało się to coraz trudniejsze. Do głosu zaczynał dochodzić instynkt przetrwania, podpowiadający jej, by spróbowała uciec. Nie miała jednak najmniejszych szans, a próba ucieczki mogłaby jedynie pogorszyć jej sytuację. Kobieta stojąca z prawej strony złapała ją za włosy i pociągnęła do góry, zmuszając do powstania. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, by nie wydać z siebie jęku bólu. Z wysiłkiem wykonała nieme polecenie. Była słaba i wycieńczona. Ledwo trzymała się na nogach. Ostatkiem sił udało jej się pokonać odległość dzielącą ją od obsydianowego ołtarza. Gdy tam dotarła, żadna z kobiet nie rozwiązała sznura na nadgarstkach, zamiast tego pozostałe zbliżyły się do nich i razem ułożyły ją na ołtarzu. Przeszedł ją dreszcz, kiedy skóra zetknęła się z lodowatą powierzchnią. Nieświadomie zaczęła się wyrywać, one jednak ją przytrzymały. Pozycja, w jakiej została ułożona, nie była wygodna. Skrępowane ręce wbijały jej się w plecy. Poczuła ból w ramionach, gdy jedna z nich przycisnęła je mocniej do zimnego obsydianu. Miała wrażenie, że chłód kamienia jest jak setki drobnych igieł wbijających się w jej ciało. Pragnęła, aby nieznajome zakończyły już to, co zaczęły. Wiedziała jednak, że to dopiero początek cierpienia, którego doświadczy w najbliższym czasie. Kobieta, która miała dodatkowo naszyty czerwony półksiężyc na swojej szacie, położyła _Wolumen Krwi_ oraz mały zagięty nóż, również z obsydianu, obok jej stóp. Następnie wszystkie po kolei zdjęły z głów kaptury. Na czołach miały narysowane zaschniętą już krwią symbole odwróconego półksiężyca. W ich oczach czaił się mrok. Mrok, nad którym same już dawno utraciły kontrolę. Stojąc dookoła niej w kręgu, wywoływały strach w duszy. Na ich twarzach nie widać było żadnych emocji. Biła od nich pewność siebie i powaga. Ponownie zaczęły śpiewać łacińską pieśń, a śpiew roznosił się echem po całej komnacie. Jedna z nich zawiązała jej oczy czerwoną chustą, po czym złapała kosmyk włosów i odcięła go swoim sztyletem. Kobieta stojąca przed księgą zaczęła szeptać łacińskie słowa. Dwie jej towarzyszki, które stały po bokach, odeszły na chwilę, by zapalić kadzidła. W powietrzu rozeszła się silna woń żywicy kadzidłowca oraz sproszkowanych roślin z amazońskiej dżungli. Kolejna podeszła do pochodni przy wejściu do komnaty i spaliła w niej odcięty kosmyk włosów. Zapach spalenizny nie był jednak wyczuwalny ze względu na intensywną woń kadzideł. Gdy z powrotem ustawiły się w kręgu, powoli rozcięły żyły na przedramionach ofiary. Krzyk uwiązł w gardle dziewczyny. Nawet nie drgnęła, kiedy krew wypływała wolnym strumieniem z ran i zaczęła spływać do wgłębień na ołtarzu. Chciała zacząć błagać, aby ukróciły jej cierpienia i zabiły ją już teraz. Była jednak tak przerażona, że nie potrafiła wydać z siebie głosu. Jedna z kobiet przyniosła ze stojącego blisko hebanowego stolika dzban z czerwonym winem. Lekko przechyliła naczynie i pozwoliła, by wino wypłynęło z niego niewielką strużką na świeże rany. Alkohol sprawił, że zaczęły przeraźliwie piec, a im więcej go na nie spływało, tym bardziej ból się nasilał. Znowu próbowała się wyrwać, lecz jej wysiłki na nic się zdały, bo one przycisnęły ją jeszcze mocniej do kamienia. Tym razem wydała cichy jęk bólu, gdy nadgarstki bardziej wbiły jej się w plecy. Po dłuższej chwili krew na ołtarzu wymieszała się z winem i powoli zaczęła skapywać na podłogę. Kobiety następnie rozcięły skórę na wewnętrznej stronie jej ud, a kiedy krzyknęła, zatkały jej usta kawałkiem chusty. Po jej ciele zaczęło rozchodzić się uczucie bezsilności, pomimo to wciąż szarpała się i próbowała wyrwać. Czuła, jak razem z krwią powoli opuszcza ją życie. I wtedy zrozumiała, że już nie ma odwrotu. Nic już jej nie ocali.

Skończyły śpiewać pieśń. Jedynie szept ich przywódczyni rozpraszał ciszę panującą pod ziemią. Chwilę później on także umilkł. Postać z czerwonym księżycem na szacie zsunęła ją ze swoich ramion, pozwalając, by opadła na posadzkę. Została w samej półprzezroczystej sukni, przez którą prześwitywało jej nagie ciało. Przeniknął ją chłód komnaty, poczuła, jak twardnieją jej sutki, a skóra pokrywa się gęsią skórką. Opanowała jednak dreszcz, który chciał nią wstrząsnąć. Zamknęła księgę i wzięła do ręki zagięty nóż. Okrążyła ołtarz i stanęła przy głowie ofiary. Przełknęła ślinę i wzięła głębszy oddech, uspokajając tym buzujące w niej emocje. Pewną ręką wbiła nóż w tchawicę kobiety na ołtarzu i przekręciła go o 90 stopni. Usłyszała, jak ta zaczyna dławić się krwią, więc wyjęła czerwony materiał z jej ust. Ofiara przestała się wyrywać swoim oprawczyniom, kiedy po jej ustach rozpływał się metaliczny posmak krwi. To był jej koniec. Nie dały jej jednak jeszcze zaznać spokoju. Pozostałych sześć kobiet również zsunęło z siebie szaty, zostając w samych cienkich sukniach, a następnie chwyciło swoje sztylety i zatopiło ich ostrza w jej ciele. Wydała z siebie ostatni krzyk, wyginając plecy w łuk, po czym jej ciało bezwładnie opadło na czerń ołtarza. Przywódczyni rozcięła jej klatkę piersiową swoim nożem, aby wyjąć serce z ciała. Włożyła dłoń w jeszcze ciepłą pierś i wyciągnęła martwy organ. Skapująca krew brudziła biel sukni. Zamknęła oczy, kiedy po jej ciele rozeszło się uczucie żądzy i silnego głodu. Teraz one musiały zaspokoić swoje pragnienie krwi. Powoli uniosła do swoich ust martwe serce i odgryzła jego kawałek. Poczuła niezwykłą ulgę, gdy smak krwi rozszedł się w jej ustach. Otworzyła oczy i ostrożnie podała serce swojej towarzyszce po prawej stronie, która postąpiła tak jak ona, po czym przekazała je dalej. Ostatnia z nich włożyła na wpół zjedzone serce z powrotem do piersi martwej ofiary. Rytuał dobiegł końca, tak jak zaćmienie księżyca. Ich pragnienie na jakiś czas zostało zaspokojone, a ofiara – złożona Czarnemu Mefisto. Dusza tej kobiety należy teraz do niego. Zresztą tak jak one same.

Czarny łabędź – zjawisko lub sytuacja, której istnienie jest tak nieprawdopodobne, że nikt nie bierze jej pod uwagę, a gdy dochodzi do skutku, wywołuje duże zmiany na całym świecie.

Smocze szkło – inna nazwa obsydianu.

_Mors tua vita mea_ (łac.) – ‘Twoja śmierć moim życiem’.ROZDZIAŁ 1

Obudził ją chłód, który zawładnął całym jej ciałem. Była zdezorientowana, a wszystkie jej mięśnie zesztywniałe. Leżała na marmurowej podłodze w rytualnej komnacie. Ostatnie świece właśnie kończyły się dopalać i niebawem pomieszczenie miało zatopić się w mroku. Była naga, a na jej skórze znajdowała się zaschnięta krew. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Krzywiąc się z bólu, powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Dookoła niej pozostałe członkinie zakonu, któremu przewodziła, również leżały na podłodze i tak jak ona, były nagie i we krwi. Nie wiedziała, która jest godzina, gdyż w komnacie nie było zegara. Jedna z zasad tego miejsca brzmiała, że czas tutaj przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Jeśli zaszła taka potrzeba, mogły spędzić tu nawet ponad dobę bez wychodzenia na powierzchnię.

Jęknęła cicho. W głowie zaczynało jej ćmić od wypitego po rytuale wina zmieszanego z krwią. Powoli rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu swojego okrycia wierzchniego. Przyjrzała się swoim towarzyszkom oraz pustym kryształowym kielichom stojącym na blacie ze smoczego szkła. Gdy dostrzegła czarny materiał przy ołtarzu, z trudem wstała z podłogi. Kiedy większość świec i pochodni przestawała się palić, tu na dole robiło się naprawdę zimno. Znów przeszedł ją dreszcz. Lekko się zataczając, jakoś zdołała dojść do obsydianowego stołu ofiarnego. Podniosła nakrycie, po czym włożyła je na siebie i odetchnęła z ulgą, gdy chłód przestał tak bardzo jej doskwierać. Następnie podeszła po kolei do swoich towarzyszek, aby delikatnie je obudzić. Były ledwie przytomne i tak samo zmarznięte jak ona. Przez cały dzień przed złożeniem ofiary wszystkie pościły, więc ssało je już trochę w żołądku. W ich ustach nadal pozostał delikatny metaliczny posmak krwi z wieczerzy. Żadna z nich jednak nie była tym zniesmaczona. Odbyły ten rytuał, jak i inne, już tak wiele razy, że stały się one dla nich wręcz czymś naturalnym.

Po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło, gdy stanęła pod prysznicem i odkręciła gorącą wodę, która niemalże ją parzyła. Odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła, by krople spływały jej po twarzy. Woda wokół stóp zabarwiała się na czerwono od krwi, która była na jej ciele i we włosach. Sięgnęła po odrobinę mydła i nałożyła je powoli na skórę. Westchnęła cicho, czując przyjemność płynącą z tej czynności. Gorący prysznic rozgrzał jej zesztywniałe mięśnie, przynosząc ulgę. Gdy skończyła myć swoje gęste, idealnie czarne włosy szamponem, zakręciła wodę i wyszła spod prysznica na ciemne kafelki łazienkowej podłogi. Sięgnęła po ręcznik i się nim opatuliła. Delikatny materiał przylgnął do jej rozgrzanej, lekko zaczerwienionej skóry. Pozwoliła, aby ręcznik opadł na posadzkę u jej stóp, a następnie przeszła parę kroków w stronę wiszącego w pomieszczeniu lustra. Przyjrzała się swojej twarzy, na której malowało się niewyspanie. Sięgnęła po korektor, chcąc choć trochę zakryć cienie pod oczami. Kiedy efekt względnie ją zadowolił, podniosła z parapetu szlafrok z czarnego jedwabiu i włożyła na siebie. Woda skapująca z włosów zmoczyła materiał na jej plecach i piersiach.

Cicho stawiała stopy na parkiecie, przemierzając parter willi znajdującej się w lesie na obrzeżach Łodzi. Idąc w stronę jadalni, położonej w drugiej części domu, czuła zapach smażonych jajek oraz świeżo mielonej kawy. Jej gosposia zapewne usłyszała, że wróciły z Mrocznego Panteonu i zaczęła przygotowywać śniadanie. Wszystkie odetchnęły z ulgą, gdy po wyjściu na powierzchnię okazało się, że dopiero świta i że tym razem nie spędziły tam całej doby. Przekroczyła próg jadalni i zarejestrowała, że Blanka i Emilia siedzą już przy stole. Lidia, Walentyna, Liliana i Alicja zapewne jeszcze doprowadzały się do porządku po długiej nocy. Podeszła do miejsca u szczytu stołu, gdzie nalała sobie kawy do filiżanki. Wsypała do niej dwie łyżeczki brązowego cukru i zamieszała, a następnie zajęła swoje krzesło. Upiła łyk napoju, po czym zerknęła na jedno z zajętych miejsc po swojej prawej stronie i zamyśliła się.

– Wszystko w porządku, Amelio? – spytała ta, w którą się wpatrywała nieobecnym wzrokiem.

Delikatnie pokiwała głową, aby przytaknąć, z jej ust jednak nie wypłynęły żadne słowa.

– Nie zastanawiałaś się nigdy, czy to, co robimy, aby na pewno jest słuszne? – odezwała się w końcu Amelia, mrugając kilka razy powiekami. – Zadajemy tym kobietom ogromne cierpienie, a potem jemy ich serca podczas każdego zaćmienia księżyca. Nie masz przez to czasem wyrzutów sumienia?

– Nie – odpowiedziała bez wahania jej rozmówczyni. – Dobrze wiesz, że nie mamy wyboru, bo taka jest nasza rola i była nią również dla naszych przodków. Nikt nas nie pytał, czy chcemy wstąpić do Zakonu Krwawego Księżyca. Decyzja została podjęta za nas z chwilą naszych narodzin.

– A nie boisz się, że kiedyś zostaniemy w jakiś sposób ukarane za te okrucieństwa? – zadała jej kolejne pytanie, z powrotem wpatrując się w jeden punkt przed sobą i jednocześnie przytykając do ust filiżankę z kawą.

– Staram się o tym nie myśleć – mruknęła jej towarzyszka, nakładając na talerz przyniesioną przez gosposię jajecznicę i kończąc tym tę przedziwną rozmowę.

Zerknęła na stary zegar wiszący na ścianie naprzeciwko niej. Dochodziła siódma rano. Po porannym słońcu nie było śladu. Całe niebo zasnuły burzowe chmury. Lada chwila mogły spodziewać się oberwania chmury. W oddali słychać już było pierwsze grzmoty.

Gdy pozostałe cztery członkinie zakonu zasiadły do stołu, ponownie rozpoczęła rozmowę. Tym razem jednak już na inny temat, choć coraz częściej dopadały ją rozważania na temat moralności jej czynów.

– Niebawem musimy rozpocząć przygotowania do Halloween – stwierdziła, przełykając kęs jedzenia, który miała w buzi.

– Najpierw trzeba zmyć resztki krwi w komnacie – odparła Blanka, która zajmowała miejsce po jej lewej stronie i właśnie zaczęła sobie nakładać jajecznicę na talerz.

Blanka była jej prawą ręką. Potrafiła się świetnie zorganizować i dopiąć wszystko na ostatni guzik. To jej Amelia powierzała najważniejsze zadania. Była też pierwszą z członkiń zakonu, którą poznała, gdy były jeszcze dziećmi. Przez lata nawiązała się między nimi głęboka przyjaźń i do tej pory nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Zresztą tak jak pozostałe należące do bractwa. Wszystkie były ze sobą do bólu szczere. A kiedy zaszła taka potrzeba, kryły się nawzajem. Wiedziały, że jeśli kiedyś przyjdzie co do czego, to będą zdane tylko na siebie, dlatego zdarzało się, że były niemalże nierozłączne. Były dla siebie jak siostry od różnych matek.

– Ale masz rację – dodała Blanka. – Do Halloween nie zostało już wiele czasu. W tym roku zaćmienie księżyca wypadło wyjątkowo blisko święta ku czci Jacka Skellingtona.

– Powiem ci, że nadal mnie bawi fakt, iż dzięki Timowi Burtonowi ludzie wierzą, że to tylko postać z bajki – przerwała jej siedząca obok Emilia. – Jeszcze sto lat temu część z nich była gotowa go poszukiwać i udowadniać jego istnienie. Zresztą sam reżyser dowiedział się o nim tylko dlatego, że ożenił się z jedną z członkiń zakonu po tym, jak tamta mogła odejść ze służby Czarnemu Mefisto.

– To niejedyny taki przypadek w historii – odezwała się Amelia. – Choć trzeba przyznać, że zapewnia nam to jakieś bezpieczeństwo. Teraz, gdyby ktoś zaczął szukać Króla Dyń, zostałby uznany za wariata i wysłany do psychiatryka. W ten sposób możemy podważyć wiarygodność mitów krążących na temat Zakonu Krwawego Księżyca i zachować jego istnienie w tajemnicy przed światem. I tak jest najlepiej dla wszystkich. Zauważ, że gdy nastała era wielkich odkryć i technologii, wszystkie stowarzyszenia zeszły do podziemia, a te, które nie przeszły w stan konspiracji, już nie istnieją – kontynuowała, znów wpatrując się przed siebie. – Ludzie to bestie. Zniszczą wszystko, co stanie im na drodze do zdobycia władzy, i zapłacą każdą cenę, by zrównać z ziemią to, co im się nie podoba. Chcą zagarnąć na własność to, co nie należy do nich, by pokazać swoją potęgę innym. Czasem jeszcze pojawia się ktoś, kto uważa, że może wymierzyć im sprawiedliwość. W praktyce jest dokładnie taki sam jak oni. Uważa się za wszechmogącego, siejąc wokół siebie zniszczenie.

– Słuszna uwaga – stwierdziła Blanka. – Wróćmy jednak do tematu Halloween. Które w tym roku zajmą się przygotowaniem wieczerzy dla Jacka? – zapytała.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Nie słychać było nawet metalicznego brzęku sztućców. Wszystkie zamarły na dźwięk wypowiedzianych słów. Król Dyń był istotą bardzo wybredną i trudno było go zadowolić. Amelia chrząknęła znacząco, wciąż jednak żadna się nie odzywała.

– Rzućmy Przeklętymi Kośćmi Krwi – przerwała w końcu ciszę Walentyna.

Przywódczyni kiwnęła głową, zgadzając się na to rozwiązanie. Następnie wstała od stołu i przeszła przez salon do innego pomieszczenia, które służyło jej za gabinet. W powietrzu unosił się zapach, który często można spotkać w starych bibliotekach. Zresztą nie bez przyczyny. Wzdłuż ścian ciągnęły się regały pełne książek. Tych starych i tych nowszych. Na środku stało duże, rzeźbione ręcznie, ciemne biurko dębowe, a przy nim obite w czarną skórę solidne krzesło. W pomieszczeniu panował półmrok przez to, że jedyne okno było szczelnie zasłonięte krwistoczerwonymi, aksamitnymi kotarami. Amelia podeszła do biurka i otworzyła pierwszą szufladę. Wyjęła z niej szkatułkę z wyrzeźbionym półksiężycem, w której znajdowały się Przeklęte Kości Krwi. Dwie. Wystrugane z kawałka ludzkiej kości podczas nocy wstąpienia do zakonu. W środku każdej z nich była zatopiona przy pomocy żywicy jej kropla krwi, a na wszystkich ściankach kości – krople krwi pozostałych członkiń. Każda z nich była oznaczona ich indywidualnym symbolem. Jeśli przy rzucie wypadły dwa takie same symbole, jedną z wybranych przez Przeklęte Kości była przywódczyni bractwa.

Trzymając w dłoniach niewielką szkatułkę, wróciła do jadalni. Z każdym kolejnym krokiem czuła jej ciężar. Wiedziała, że nie da się zmienić tego, co zadecydują Kości. Gdy przekroczyła próg pomieszczenia, znów nastała cisza, adekwatna do powagi sytuacji. Wszystkie jak jeden mąż wstały z krzeseł, a następnie dwie z nich zaczęły robić miejsce na środku stołu. Emilia podeszła do okna i zasunęła kotary. W jadalni zapanował półmrok. Wracając do pozostałych, wzięła ze sobą świecznik i zapałki. Lekko drżącą ręką ustawiła go na czarnym obrusie, po czym zapaliła wszystkie trzy białe świece. Kobiety powoli cofnęły się o krok, tak aby utworzyć krąg. Amelia zbliżyła się do stołu. Wzięła głębszy oddech i postawiła szkatułkę. Czuła lekki strach, a dodatkowo przestraszyła się, że ręce zaczną jej się trząść. Przewodziła pozostałym obecnym w tym pokoju. Nie mogła pokazać, że się czegoś lęka. A jednak się bała. Od wczorajszego wieczoru męczyły ją złe przeczucia, nie opuszczając jej ani na chwilę. Odepchnęła niepokojące ją myśli, otworzyła drewniane pudełko i odczepiła z wewnętrznej strony pokrywki niewielki kawałek obsydianu, kształtem przypominający wrzeciono. Przed rzuceniem Kośćmi należało upuścić kroplę krwi na miejsce, gdzie zostaną wyrzucone. Nakierowała dłoń nad stół obok świecznika, a następnie ukłuła się w palec wskazujący bardzo ostrym kawałkiem smoczego szkła. Kropla krwi spłynęła po czarnym kamieniu, błyszcząc przy tym w blasku świec, po czym spadła na obrus. Amelia odłożyła narzędzie z powrotem do szkatułki i wzięła do skaleczonej ręki Kości, tak aby nadal sącząca się z rany krew dotknęła ich powierzchni. Szepnęła kilka słów po łacinie na tyle cicho, by pozostałe nie mogły ich usłyszeć. Wiedziały jednak, że za moment Przeklęte Kości Krwi upadną na stół, wydając werdykt. Każda z nich wstrzymała oddech. Przywódczyni zakonu wykonała delikatny ruch nadgarstkiem i wypuściła Kości z dłoni. Czas, którego potrzebowały, aby dotknąć powierzchni skropionej krwią, wydawał się wiecznością. W końcu jednak upadły na czarny materiał, a z tą chwilą na twarzach wszystkich kobiet odmalowało się przerażenie. Kości upadły na krawędzie. Nie wybrały żadnej z nich. Skonsternowane, spojrzały po sobie. Taka sytuacja zdarzyła się tylko raz w całej historii zakonu. Kości zawsze były zdecydowane i wyrażały się jasno. Teraz jednak ich decyzja nie miała żadnego sensu. Amelia zbladła i z trudem przełknęła ślinę. Jako jedyna wiedziała, co kryje się za takim ułożeniem. Miała wrażenie, że zaczyna brakować jej powietrza, a świat dookoła zaczyna wirować. W jednej chwili dopadł ją lęk, jakiego nigdy nie czuła. Szmery pozostałych zmyły się w jeden szum, a przed oczami jej pociemniało. Rozchyliła usta, by coś powiedzieć, jednak w tym momencie osunęła się na podłogę, tracąc przytomność. Wiedziała, że nadchodzą mroczne czasy. Jak i to, że zakon będzie musiał wejść jeszcze głębiej na ścieżkę mroku, aby przetrwać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: