- W empik go
Pani Orzelska. Tom 1: obraz z domowego życia Polaków w pierwszej połowie XVIII wieku - ebook
Pani Orzelska. Tom 1: obraz z domowego życia Polaków w pierwszej połowie XVIII wieku - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 286 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W Warszawie d. 29 Paźd. (10 Listop.)1844 r.
Cenzor: Niezabitowski .
Wstęp.
Historya poglądając ze stanowiska ogólnego na czyny, jakie się wywiązały podczas długiego konania dawnej Polski, przedstawia nam z 1 8 stulecia obraz smutnych następstw, kiedy nieudolność rządzących, fanatyzm religijny, wreszcie zwolna, zaszczepione wady, zgangrenują ciało narodu i mimo silnego przy zgonie ratunku, zepchną go do grobu. – Pamiętniki, których coraz większą liczbę staranni o oświatę ziomkowie z ukrycia i kurzu na świat wydobywają, jeszcze w bardziej rażącej barwie, okres ten zwłaszcza w pierwszej jego połowie, przedstawiają.
Z ostatnim błyskiem tureckich księżyców,roz-płoszonych męztwem bohatyra z pod Wiednia, zaczęła gasnąć wdzięczność cesarza Leopolda za uratowanie swego tronu i kraju; w kilka lat potem, zostały królowi polskiemu tylko gorzkie wspomnienia i wyrzuty, jako owoc nieroztropnej polityki, a z życiem jego, zgasła gwiazda przyświecająca długie lata orężowi Polaków.
Rok 1700 nowy wiek poczynający, był chasłem do cierpień narodu, które się wraz z jego politycznem istnieniem skończyły. Odtąd aż dor. 1772 w domowem i publicznem życiu nie zaszła żadna reakcya, coby to złe z gruntu uleczyć mogła. – Karol XII młody, uniesiony żądzą sławy wojownik wpada do Polski, spycha znienawidzonego Sasa z tronu, i
III.
koronuje pełnego zdolności i dobrych chęci Stanislawa. Rozdwojeniom narodu ztąd powstałem, nie chce i nie umie zapobiedz Prymas Radziejowski. Prałat ten odziany kardynał-skini płaszczykiem, juz to jako wynikłość z charakteru swej duszy, już z powodu prywatnej urazy, nosi go na dwóch ramionach, a przez to stan rzeczy pogorszą. W koronie Jabłonowski i Potocki powiększają liczbę niechętnych; w Litwie partye Sapiechów, Ogińskich i Wiśniowieckich ścigając się wzajemnie, jeszcze większe zamieszanie sprowadzają.
Taki stan rzeczy blizko 12 lat trwający, musiał zadać śmiertelne ciosy, których Stanisław przez 5cio letne panowanie, śród wojny zagoić nie mógł.
August po przywróceniu pokoju i odzyskaniu tronu, ów niegdyś protestant a teraz katolik, fanatykom religijnym broń zagłady podaje, a sam rozkoszuje w Warszawie z pp.
Orzelską, Konigsmark i innemi, śród ciągłych festynów mniema, że kraj zupełnie szczęśliwy, albo przeplatając je kabałami, marzy o dynastycznym w polsce tronie.
W pośród takich okoliczności, nie brakowało na pięknych anachronizmach, owych kopij z lepszych czasów, nie raz naród dawał znaki sił żywotnych. Kiedy jedni, jak to za króla Sasa, popuszczali tylko pasa, drudzy usiłowali rozdmuchać, ukrytą w popiele ciemnoty iskierkę oświecenia, pozbyć się pęt jezuityzmu, osłodzić los współbraci, – ale był, w mniejszości, a opaczne przeznaczenie chciało, aby ich głos był echem wołającego na puszczy. Pociesza to wszakże, iż nie cały naród bluzgał się w błocie fanatyzmu, pijaństwa i ciemności, ie znalazła się cząstka trzeźwo myślących.
Obrawszy peryod czasu z początku 18 wieku, do skreślenia w ciasnym obrębie nie mam
Y
pretensyi abym go w formie dowolnie przyjętej pod każdym względem uwydatnił, kiedy tu stałoby materyału do napisania kilkunastotomowego dzieła. Ograniczając się na oddaniu wybitniejszych punktów domowego życia przodków i ówczesnych zdarzeń, nie zamrużałem oczów na cnoty naszych naddziadów, a przymierzając je do usterków, przekonam bezstronnych, iż nie miałem zamiaru szkalowania przeszłości, a znią własnej rodziny.–Kto po wyzdrowieniu ojca z maligny opisuje mu jego słabość, ten mu nie urąga, a kto znowu pozna błędy swoje, jest na drodze poprawy i rozumu.
O to moje zadanie, czy go rozwiązałem, osądzi cząstka tych czytelników, co bez zawiści, chłodno i wyrozumiale, pogląda na płody krajowe.
I.
w Imie Ojca Syna i Ducha Śgo zaczął ksiądz Infułat – Amen odpowiedzieli żaki z kantorem. Poczem śród głębokiej cichości panującej w kościele archiprezbiteryalnym Panny Maryi, odczytał licznie zgromadzonemu ludowi, Uniwersał zwołujący Stany Rzeczypospolitej na sejm koronacyjny, na którym Stanisław Leszczyński kandydat do tronu polskiego przez Karola króla Szwedzkiego podany i silnie popierany, miał berło po Auguście II odzierżyć. Zaledwie ostanie słowa odczytanego Uniwersału znikły gdzieś między gzymsami i kolumnami bazyliki, kiedy zakrysty an według rozkazu Prymasa poszedł przybić dekret na drzwiach kościelnych, a już lud dopiero niemy nieruchomy, tłumnie jak fala rzucił się na wszystkie strony do drzwi kościoła. Na smentarzu dopiero ozwały się tysiączne pomieszane głosy, jedne złorzecząc, drugie z oznakami radości. Było to w niedzielę po nieszporach, mieszczanie Krakowscy dowolnie mogli rozrządzać swym czasem i językami, użyć nawet dobitniejszych argumentów, niż wzajemne poswarki i pogróżki, ale rozstawione czaty rajtaryi szwedzkiej po rynku i ulicach Krakowa, z kurzącemi się lontami przy armatach, wnet oziębiły zapał radosny jednych jakoteż niechęć drugich. – Zbronzowane oblicza znojami i walkami źołdaków szwedzkich, ich obce krojem i kolorem mundury, niezrozumiały język,przypomniały, że to są przybysze, i tak Augustowi spychanemu z tronu przez obrażonego Pry masa Radziejowskiego, czy nowemu dziecku fortuny Stanisławowi sprzyjający, wspólnie rzuciliby się na tych nieproszonych gości, za lada sposobnością, gdyby surowa karność, panująca w szwedzkich szeregach, i unikanie wszelkiej zaczepki, a nadewszystko groźna postawa nie powstrzymała od napaści. Jednakże potem wszystko w mieście przybrało jakąś postac niezwyczajną: nie była to radość, co tak cechuje i umila dzień świąteczny w ludnych grodach, ani też kir żałoby po ogólnem nieszczęściu; owszem, gromadki ludu radzące po ulicach, inne oblegając ratusz, gdzie zgromadzili się rajcy z jenerałem szwedzkim Renschild, żywemi ruchami, poszeptami, okazywały stan gorączkowego przesilenia. Jak przed burzą, ciężarną gradem i piorunami, duszące powietrze, przygniata piersi, oddech tamuje, tak złowróżbna cichość osiadła wtenczas śród murów Krakowa.
Jaskrawe promienie zachodzącego słoń
ca, przenikały kolorowe szyby starodawnej świątyni Panny Maryi, jednakże tam prawie już zmrok panował. Niepewne, migotliwe światełka lamp dzień i noc gorejących przed ołtarzami cudownych obrazów, zabłysły chwilowo, i znowu ponuro, ciemno. Jednostajne milczenie, przerwał niekiedy dziad kościelny od kaplicy do kaplicy się wałęsający, albo jednotonny głos psałtysty w długich przerwach się odzywający. Szary zmrok co otulił poważne kolumny i sklepienia wielkiej świątyni, ta cichość grobowa, liczne pamiątki upłynionych wieków, zimne marmury urągające rękom co je tam nagromadziły przez próżność i dumę, nastrajają duszę do modlitwy, ale myśl skupiona w jeden punkt nieszczęścia, ehaotycznie majaczy, nie mogąc się wznieść do tronu Wszechmocnego.
Taki stan musiał ogarnąć jedne z dwóch kobiet, samotnie klęczących w kaplicy, przed ołtarzem ukrzyżowanego Zbawiciela:–mimo ciemności, machinalnie przewracała ona karty książki od nabożeństwa, podniesioną… ręką wspierała czoło, albo długo, długo wpatrywała się, w cudnej roboty Krucyfiks, o którym nie jedna legenda w pobożnych ustach ludu krakowskiego krążyła. Starzec z czerwonym krzyżem na piersiach zbliżył się do lampy, a wnet żywe na około pry snęło światło. Teraz cała postać klęczącej, zanurzyła się w blasku, jeżeliś tam przyszedł śmiertelny człowiecze, dla ukorzeniania się przed Stwórcą, odwróć oczy od tej niewiasty, nie patrz na jej lica, bo ziemska myśl odtrąci cię od niebios i przykuje do tego obrazu, co tylko we snach szczęśliwych wymarzyłeś.
Jeżeliś zuchwały i chcesz pochwycić widmo twej wyobraźni, przypatrzyć się istocie, na której czole ręka Wszechmocnego wyryła odwagę anioła opiekuńczego w oczach litość, poświęcenie się dla bliźnich, a w licach i całej postaci tę lubość, co rozkoszą niebianów natchnąć może, to miej oczy i patrz, abyś nie stracił ani jednego rysu nieznajomej, którą dosyć raz widzić, iżby na zawsze utkwiła w twej pamięci.
Skromny ubiór nie oznaczał ani zamożności, ani ubóstwa, ówczesny zwyczaj bielenia włosów nie skaził jej głowy, długie połyskujących się splotów zawoje okrążały wierzch głowy, jako korona dziewiczości, kształtną szyję i ramiona okrywał biały rąbek, fałdzista suknia zwężająca się w pasie, śliczną kibić rysowała Dziewica, której rysy twarzy, kształty postaci, zwłaszcza w obecnej chwili, byłyby rozpaczą dla chcącego je skopijować snycerza lub malarza, zaledwo 17 wiosnę liczyła.
Obok niej klęczała druga kobieta o tyleż lat starsza i podobnie ubrana. Zgodność rysów i postaci, chociaż tam róże, a tu sina bladość pokrywała lica, łatwo pozwoliły odgadnąć, że jedna z nich jest matką, a tamta córką – i tak było rzeczywiście. Dla czego pozostały samotne w kościele, jaki ciężar ugniatający ich serca, pragnęły złożyć u stopni ołtarza, wkrótce się może dowiemy.
Kto wie jak długo jednej głębokie dumanie, a drugiej cicha rzewna modlitwa za trzymałaby je w kościele, mimo tego, że już lampa nie mogła rozedrzeć otaczających świątynią ciemności, gdyby odgłos kroków dziada i skrzypiące na zawiasach dzwi, nie przypomniały klęczącym, że już czas opuścić świątynią.
– Uchodźmy ztąd, aby nie zwrócić na siebie podejrzenia, o co dziś tak łatwo – rzekła matka do córki, pociągnąwszy ją lekko za ramię i obie w milczeniu westchnęły jeszcze raz do ukrzyżowanego Zbawiciela i wyszły z kościoła. Na zakręcie drogi między licznemi sklepikami zawalającemi przystęp do Sukiennnic, wysunął się poważny męszczyzna, w barańcu zasuniętym na oczy i wdelii, której kołnierz zakrywał twarz, a wielkie fałdy resztę postawy zasłaniały. Mężczyzna ten wziął za rękę starszą kobietę i pozdrowił uścisnieniem, do dziewicy zaś przemówił z cicha.
– Moje dziecko mam parę słów powiedzieć twojej matce zostaw nas samych na chwilę.
– Mości Starosto przy Anusi możesz bienia drogi swej matce i wydobycia się z tłumu gawiedzi, została od swojej towarzyszki odłączoną pewna że czy prędzej lub poźniej znajdzie matkę, mając list przy sobie, którego wręczenie poważny człowiek tak mocno zalecai , postanowiła go sama odddać w miejsce przeznaczone, jeżeli matki nie napotka. Czy ciekawość zbliżenia się do kochanki Augusta II, czy też inna jeszcze myśl powodowała dziewicę, dosyć, że zdążała do mieszkania Kónigsmarkownej.
Wszyscy wiedzieli, gdzie mieszka słynna piękność, a dawniej faworytka królewska, łatwo więc do niej trafiła Anusia. Przeszedłszy dwa lub trzy pokoje, kazała się zameldować i oświadczyć, że ma ważny list do oddania. Kilka kobiecych głosów przenikało przez zasłonę oddzielającą ją od panny Kónigsmark, którą pokojowa uchyliwszy wpuściła Anusię. Skoro ta weszła, malowało się na twarzach obecnych osób zadziwienie, nie zmieszało to jednakże dziewicy i wręczywszy list śmiało dopełniła zlecenia.
Kiedy Konigsmarkowna podane pismo przebiegała tymczasem Anusia miała sposobność tak jej, jakoteż obecnym bliżej się przypatrzyć. Na skromnym taborecie obok okna siedziała ta, co niedawno jeszcze głośna była nie tylko w kraju ale w całej Europie ze swej piękności, nie jeden z ówczesnej młodzieży, uważałby, się za szczęśliwego, gdyby jakikolwiek wzgląd od niej pozyskał, teraz czas i okoliczności wielkie na jej twarzy zrządziły spustoszenia. Z lic znikły róże, miejsce ich zajęła żółta bladość: nie było tam jeszcze zmarszczków, lecz czoło pokryło się chmurą smutku, oczy wielkie czarną rzęsą ocienione, zaledwie iskierkę dawnego ognia zatrzymały, tylko wzrost wspaniałą postać jej nadający, świadczył niejako o dawnej piękności. Na przeciw panny Kónigsmark siedziała hrabina Rutowska, zaledwie o kilka lat młodsza od tamtej, ale zdawało się, że jest prawie jej córką. Wschodnie rysy, nos grecki, cera cokolwiek śniada, zdradzały hrabiny pochodzenie, mówiono też powszechnie, że ród swój wywodzi z Tureczyzny.
Trzecią osobą był młody mężczyzna, około 20 lat liczyć mogący, podobieństwo jego do hrabiny Rutowskiej było uderzające, nazywał ją też swoją matką. Trzy te osoby, których wspólny interes zgromadził do mieszkania Kónigsmarkownej uważane przez Anusię, spoglądały także z zajęciem na dziewczynę, piękność, szlachetna postawa, nadewszystko ta pewność w ruchach spojrzeniu i mowie, zwróciły ich uwagę. Któżby się spodziewał, że oprócz interesu, który ich w obecnym czasie wiązał, jeszcze i inne stosunki łączyły–ale nie uprzedzajmy kolei wypadków, zdarzy się nie jedna okoliczność w ciągu niniejszego opowiadania, co związek jaki nawzajem do siebie ich pociągał i który zdawała się Anusia przeczuwać, lepiej to powinowactwo wyświeci.
Hrabianka Kónigsmark, którą przez skrócenie tylko hrabianką nazywać będziemy, po odczytaniu listu żywo spojrzała się w oczy Anusi i rzekła:
– Jak dawno znasz pani Starostę Gnieźnieńskiego?
– Od półgodziny – odparła dziewica.
– Dziwny to zawsze ten pan Szmigielski, w swoich zamiarach i czynach.–Mówiła do siebie hrabianka, a potem obróciwszy się do hr. Rutowskiej i jej syna powiedziała kilka słów w obcym niezrozumiałym dla Anusi języku. Żywy rumieniec wybiegł na licach dziewicy, czuła się bowiem upoko-korzoną, że ukrywają, przed nią jakąś tajemnicę, a kto ją chciał upokorzyć dotykał najdraźliwszej strony jej duszy. Aby więc dłużej nie być na to wystawioną, zabierała się do odejścia, ale hrabianka powstawszy, ścisnęła serdecznie rękę dziewicy i rzekła.
– Kochasz swego prawego Monarchę, a więc bądź odtąd naszą przyjaciółką – twoje imie panno?
– Anna.
– Imie to utkwi w naszej pamięci, a wasze poświęcenie da sprawy Augusta, w szczęśliwych chwilach nie zostanie bez nagrody – powiedziała pani Rulowska i zdjąwszy z palea pierścień włożyła go Anusi, dodając–będzie to znak, po którym wszędzie i w każdym czasie się poznamy.
– A ja–rzekł dotąd milczący młodzieniec– śród nocy tak ciemnej i niebezpiecznej ofiaruję jej swoje ramię.
– Nie nawykłam do bojaźni – kto doświadczał nieszczęść od kolebki – nie lęka się niczego – Odparła z uczuciem i powagą Anusia.
Tu obie kobiety rzuciły na siebie znaczące spojrzenie jakby sobie chciały powiedzieć. Dziewczyny tej bezkarnie obrażać nie można, bo odpłaci tąż samą monetą.
Hrabianka pociągnęła panią Rutowską do framugi okna i rzekła. Gdyby to piękne… dziecko zbliżyło się do Augusta, miałybyśmy z księżną L. jedne więcej rywalkę.
– Nie myślm) o tem–odparła hrabina – Potocki zniósł pod Kielcami, wojsko Augusta, Prymas zwołuje sejm, a wielu pa – nów przechodzi na stronę Stanisława. Wszystko chyląc się do upadku, co dzień sprawę pogarsza. Jeden Starosta Gnieźnieński nie wydoła, Szwedowi, Stanisławowskimi obojętnym. Świeży krok Szmigielskiego w przybyciu potajemnie do Krakowa, jego śmiały plan, pokazuje że mu nie brak na odwadze, czyliż ma talenta wojskowe Czarneckiego? –- Wątpię – czas nagli – wypada coś stanowczego rozpocząć.
– Dla was kobiet ograniczona rola do… noszenia Augustowi i jego wiernym stronnikom, o obrotach, sile nieprzyjaciół, książę Holsleinbek i kawaler Randzau niech się naradzą nad planem Szmigielskiego, a jeżeli uznają go za wykonalny, ich rzeczą poświęcić swą odwagę i życie,–mówiła żywo hrabianka.
– I nam niepowinno zbywać na jednem i drugiem gdy idzie o dobro kraju, Monarchy.–Nie szpiegowaniem nie samemi intrygami przysłużyć się Augustowi możemy. Co do mnie, ja i z moim synem, czynnie chcemy wspierać sprawę upadającą.
– Przypasz więc pałasz i idź gonićSzwedów wraz ze Szmigielskim, może Karola VII w okowach stawisz przed zdziwionym Augustem. Piękny przykład dla twego syna. Dodała z goryczą hrabianka. Przypomnienie bowiem dzieci, które utraciła p. Konig-smark, a ze śmiercią ich i względy Augusta, kiedy jej rywalka szczyciła się dorodnym synem, wywołało całą niechęć dawniejszą. Tłumiąc jednakże gorszkie spomnienie i urazę wzięła rękę hr. Rutowskiej, a uścisnąwszy przyjaźnie rzekła:
– Działajmy wspólnie.
– I bez przymówek. – Mój syn z Rand-zauem pospieszy do Szmigielskiego donieść mu o stanie rzeczy. Opatrzność z syła nam tę dziewczynę, którą od dziś biorę w moją opiekę. Mieszkanie jej matki dotykające murów i najmniej strzeżonej szewskiej furtki, wiele do naszego planu pomoże. Matka Anusi musi mieć zaufanie Starosty, skoro ją przypuścił do tajemnicy, a jeżeli jej braknie na odwadze, to ją córka posiada.
– A więc do dzieła–odpowiedziała hrabianka i zaczęła szybko pisać, na przyległym stoliku.
W czasie tej krótkiej rozmowy, między dwoma niegdyś rywalkami, mimowolnie oczy Anusi spotkały się z ognistym wzrokiem młodzieńca, i jeżeli źrenice mają być rzeczywistym tłumaczem uczuć i nastrojeń duszy, to stopniowo malujący się żal, litość, rezygnacya, nareszcie miłe rozkoszne uczucie, które nie jest miłością, a któreby przyjaźnią nazwać można, przychylne zrodziło uczucia dwojga młodych ludzi, a choć słowa nie wyrzekli między sobą, jednak zrozumieli się i odtąd w duszy postanowili być wiecznemi przyjaciółmi.
Po ukończeniu listu, hrabianka, przywołała świstałką Tatarzyna zostającego na usługach pani Rutowskiej i oddawszy mu pismo aby go zaniósł do księcia Holsteinberg, zarazem poleciła odprowadzić Anusię do domu.