Panny z "Wesela" - ebook
Panny z "Wesela" - ebook
Autorka biografii Wyspiańskiego powraca z nową opowieścią! Wesele w wersji herstory! Opowieść o Annie, Jadwidze i Marii Mikołajczykównach
W chałupie Jacentego Mikołajczyka krytej strzechą, pod gruszą, na przyzbie, wśród ludowych wierzeń o południcach i diabłach na rozstaju, w świecie, w którym najpopularniejszymi lekarstwami były znak krzyża i wódka, dorastały trzy panny Mikołajczykówny uwiecznione w Weselu Wyspiańskiego. Anna została żoną malarza i polityka Włodzimierza Tetmajera, Jadwiga – Panna Młoda z Wesela – wyszła za Lucjana Rydla, a Maria była miłością życia zmarłego przedwcześnie malarza Ludwika de Laveaux uwiecznionego przez Wyspiańskiego jako Widmo.
Monika Śliwińska w niesamowitej młodopolskiej herstory brawurowo opisuje życie córek bronowickiego chłopa portretowanych przez najwybitniejszych malarzy i literatów przełomu XIX i XX wieku. Z literackim rozmachem ukazuje czytelnikom świat dziewcząt przygotowywanych od najwcześniejszych lat do rezygnacji z niezależności i prawa do decydowania o sobie, ale również – przede wszystkim – świat kobiet, które w dorosłym życiu, w małżeństwach i zmiennych kolejach losu zachowały duchową niepodległość, mało tego – istotnie wpłynęły na życiorysy swoich mężów. Ślady Mikołajczykówien zachowały się w bogatej korespondencji, dokumentach państwowych i kościelnych, pamiętnikach, wspomnieniach, a przede wszystkim w niepublikowanych dotąd dokumentach z prywatnych archiwów potomków Lucjana Rydla i Włodzimierza Tetmajera.
Monika Śliwińska wprowadza nas w losy bronowickich rodzin i kreśli portrety biograficzne trzech sióstr o wiele bardziej złożone, niż to wynika z zachowanej legendy.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07196-0 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ZAŚLUBINY
W Sierpniu mgły na górach, mroźne gody;
Kiedy mgły w dolinach: pewne gody.
Julia i Adolf Tetmajerowie godów się nie spodziewają. Lato, jak co roku, spędzają w Zakopanem.
Sierpień 1890 roku w Krakowie jest upalny. Żar leje się z nieba. W powietrzu unosi się pył wprawiany w ruch przez kopyta końskie, koła dorożek, skraje letnich sukien, buty i buciki. Popołudniami leje deszcz, spada grad, biją pioruny. Tylko śniegu nie ma.
Dziennik „Czas” puszcza oko do czytelników: „Ostatnie ulewne deszcze tak częste, niemal codzienne, i połączone z silnymi grzmotami i nieustającymi błyskawicami tłumaczy sobie – jak się dowiadujemy – lud wiejski okoliczny dość oryginalnie. Oto twierdzi, iż powodem tego jest tak wielka liczba maszyn kolejowych (lokomotyw) w ostatnich czasach namnożonych, które wydzielają z siebie bardzo dużo pary, a ta nie mogąc się w powietrzu rozpływać, gromadzi się w chmury, skrapla, a następnie na ziemię silną ulewą opada”.
W niedzielę 27 lipca Mikołajczykowie idą do kościoła Mariackiego „na pacierze”. Tego dnia zostają ogłoszone pierwsze zapowiedzi. Zgodnie z tradycją są też obecni narzeczeni. To wtedy mieszkańcy Krakowa usłyszą o ślubie Włodzimierza Tetmajera. Kolejne zapowiedzi odbędą się 3 i 10 sierpnia.
W Galicji procedury zawarcia związku małżeńskiego reguluje austriacki kodeks cywilny. Osoby małoletnie (poniżej dwudziestu czterech lat) muszą uzyskać zgodę ojca na zawarcie związku małżeńskiego.
Wróćmy do książki Ignacego Sewera-Maciejowskiego:
„Ujkowie się pochylili, starszy, używający na wielkim szacunku, szepnął do Wacka:
– Zezwalamy!
Pocałowali go w twarz najprzód pierwszy, potem drugi ujek. Tak się odbyła ceremonia zezwoleństwa w rodzinie.
Przed wieczorem przysunął się ojciec i rzekł:
– Wszystko to dobrze, ale jakże będzie z waszym dziedzicem? Pono okrutnie szlachcic puszysty.
– Niedługo wyjedzie na wieś, a wtedy!...
– A jak wróci?
– Będzie po wszystkim”.
Klementyna Rybicka wspomina: „Obawiając się sprzeciwów ze strony swych rodziców, czekał na ich wyjazd do Zakopanego. A że miał już 28 lat, nie musiał mieć ich zezwolenia”.
W niedzielę 10 sierpnia, po trzecich zapowiedziach, przyszli małżonkowie spisują protokół przedślubny. W kancelarii parafii mariackiej są obecni Mikołajczykowie i świadkowie: Maciej Czepiec i malarz Damazy Kotowski.
Na pytanie wikariusza: „Czy twoi rodzice zezwalają na zawarcie tego małżeństwa?”, Anna odpowiada: „obecni i zezwalają”. Włodzimierz Tetmajer odpowiada wymijająco: „jestem doletny”.
Poniedziałek 11 sierpnia jest słoneczny. _Jarki_ dzień, mówią w Bronowicach. To dobra wróżba. Na ślub Włodzimierz Tetmajer zaprasza garstkę najbliższych przyjaciół. Są wśród nich malarze: Kasper Żelechowski, Leonard Stroynowski, Ludwik Stasiak, Wincenty Wodzinowski, Stanisław Radziejowski i Damazy Kotowski. Jadą konno w orszaku weselnym, który wjeżdża na Rynek od ulicy Karmelickiej. Malarz Marian Trzebiński napisze po latach: „Wszyscy pamiętali piękną banderię Krakusów, jaką koledzy i przyjaciele Tetmajera utworzyli poprzebierawszy się w krakowskie stroje”.
Ślub biorą w bocznej kaplicy pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej, gdzie od wieków modlą się mieszkańcy Bronowic Małych. Srebrne obrączki, które wymieniają przed ołtarzem, są za duże. Zgubią je jeszcze tego samego dnia.
O zawartym ślubie powiadomi Julię i Adolfa Tetmajerów kuzyn Stanisław Gabriel Żeleński, który o tej porze właśnie przechodzi przez Rynek. Wśród kobiet w błyszczących gorsetach, chłopów w białych sukmanach, drużbów w czapkach z pawimi piórami, którzy wysypali się z kościoła na plac Mariacki, dostrzega Włodzimierza Tetmajera.
26 sierpnia 1890 roku młodzi małżonkowie bawią się na weselu świadka. To Damazy Kotowski żeni się z Felicją Hebanowską.
SKRZYNIA
Scęście w ręku;
tego z ręki się nie zbywa,
w tajemnicy się ukrywa,
światom się nie przekazuje:
Scęście swoje sie szanuje!
Długie czarne warkocze Anny należą do przeszłości. Obcina je po ślubie. Może to zrobić podczas oczepin, następnego dnia, a nawet tydzień później. Tak nakazuje tradycja. Dziewczęta chowają warkocze na pamiątkę do skrzyni albo zatykają za obraz z wizerunkiem Matki Boskiej.
Kieszeń noszona przy spódnicy przez Annę Tetmajerową.
Anna i Włodzimierz Tetmajerowie, po 1890.
Anna nosi włosy ostrzyżone nieco powyżej linii podbródka. Wymykają się spod czerwonej chusteczki albo wiązanej w czepiec wykrochmalonej białej chustki (symbol statusu małżeńskiego). Na wsi nazywa się je _ickami_. Zapewne wiąże się to w jakiś sposób z pejsami wystającymi spod żydowskich jarmułek. Charakterystyczna krótka fryzura i czarne włosy pozwalają bez trudu zidentyfikować ją na obrazach Włodzimierza Tetmajera.
U pasa przywiązuje _smyckę_, rzemyk nabijany gwoździkami, do którego przyczepia kozik. Poza tym bez zmian: biała bluzka, gorset z kaletkami, marszczona spódnica, zapaska.
Na pierwszym wspólnym zdjęciu wyglądają obydwoje bardzo młodo. Może tylko Anna w ładnej wzorzystej katance i obowiązkowych kilku warstwach spódnic, nakładanych jedna na drugą, wydaje się nieco tęższa niż w rzeczywistości.
O mężu mówi krótko: „mój”, jak mawiają kobiety we wsi. Dla każdej ten zaimek ma inną wartość. W końcu nie wszystkie staczają batalie o swoje małżeństwa. Tetmajer bronowickim zwyczajem może mówić: „moja”. W listach do znajomych będzie pisał: „moja żona”.
Mężatka cieszy się szacunkiem we wsi. Znajomi i sąsiedzi zwracają się do niej per „wy”. _Dwoić_ oznacza zwracać się do drugiej osoby w liczbie mnogiej. W Bronowicach Małych dwoi się wszystkim małżonkom bez względu na wiek i pokrewieństwo. Dwoją siostry, bracia i dzieci rodzicom. Rodzice i teściowie zwracają się do dzieci po imieniu. Wiejski savoir-vivre rządzi się odrębnymi prawami. Znajomość zasad jest obowiązkowa i przestrzegana przez wszystkich. W strukturze pokrewieństwa i znajomości są „kumotrowie” – krewni lub dobrzy znajomi, i są sąsiedzi – „somsiady”. W zwykle licznej rodzinie jest wielu stryjów i wujów nazywanych „strykami”, „ujkami”, są rodzice chrzestni – „kszesnoociec” i „kszesnomatka”. Młodzi starych całują w rękę.
Część zasad Tetmajer zdążył już przyswoić, odkąd poznał się z Czepcami. Do krewnych żony zwraca się, używając liczby mnogiej: „słuchajcie, Macieju”. Podobnie do Mikołajczyków: „siadajcie, mamusiu”. Do rodzeństwa żony mówi po imieniu. Wszyscy oni bez wyjątku mówią do Tetmajera krótko: „pon”.
Formy te przejdą na Annę i Włodzimierza, gdy zostaną rodzicami. Córki i synowie, nawet w dorosłym wieku, będą zwracać się do nich w liczbie mnogiej. W korespondencji rodzinnej będą powtarzać się tak charakterystyczne zwroty, jak: „mama poszli”, „mama chorują”.
Niewiele zmienia się w życiu Anny po ślubie. Mieszka z rodziną, w domu, w którym przyszła na świat. Wciąż ma przy boku młodsze rodzeństwo. Nie ma więc przenosin do męża, przepełnionych łzami ceremonii pożegnania, przewożenia wiana. Wszystko, co własne, z konieczności mieści się pod wspólnym dachem. Od Mikołajczyków Anna otrzymuje malowaną skrzynię. To niezbędna część wyprawy wnoszonej do majątku po ślubie. Skrzynia jest duża, wsparta na kółkach ułatwiających przesuwanie, wyposażona w półskrzynek, czyli schowek na kosztowności, ciemnozielona, zdobiona czerwonymi, żółtymi i granatowymi ornamentami roślinnymi, zamykana na klucz. Wazony z kwiatami wymalowane na przedniej ścianie są powszechnym w tamtym czasie wzorem nawiązującym do renesansu. Ta sama skrzynia dziesięć lat później znajdzie się w didaskaliach dramatu _Wesele_, opisana jako: „ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła”.
W dramacie Stanisława Wyspiańskiego Gospodyni, po bronowicku _rozscędna_ (oszczędna) i zapobiegliwa, schowa do niej złotą podkowę otrzymaną od Wernyhory, „scęście w ręku”.
Skrzynia panny młodej jest sercem gospodarstwa. Tutaj chowa się cenne przedmioty, ubrania zakładane od święta, pościel, tkaniny na nowe spódnice.
W noweli Ignacego Sewera-Maciejowskiego Jagusię wianuje narzeczony. Wręcza jej trzysta złotych reńskich. Pieniądze wystarczają na zakup krowy (zalążek własnego gospodarstwa) i przystosowanie jednego z pomieszczeń oddanych przez rodziców na izbę mieszkalną. „Za połowę pieniędzy, co dałeś, komorę przemienią na galantą izbę, postawię piec i szerokie okno, aby ci było widno malować”.
Z pewnością nie można _Bajecznie kolorowej_ interpretować jako źródła informacji, jednak zachowane archiwalia potwierdzają wykorzystanie w tej powieści licznych szczegółów biograficznych z życia obydwojga, Włodzimierza i Anny. Ignacy Sewer-Maciejowski i jego żona Maria niemal od początku należą do najbliższych przyjaciół Tetmajerów.
Adam Grzymała-Siedlecki wspomina o wdzięczności Anny wobec obydwojga za wsparcie udzielone w pierwszych latach małżeństwa. Pisze: „Domów miejskich raczej nie lubiła, dla Sewerów czyniła wyjątek i czyniła go całym wdzięcznym sercem”.
Krakowskie salony bojkotują Włodzimierza Tetmajera i spisują na straty. Ubywa znajomych. Listów z powinszowaniami, takich jak ten przesłany przez Konstantego Górskiego, historyka sztuki, przyjaciela, przychodzi mało. Tetmajer odpowiada niezwłocznie: _Nie masz pojęcia jak mnie ucieszył Twój bilet, bo radowałem się, że Ty przecież przy mnie zostałeś. Wszyscy, cały Kraków odwrócił się ode mnie, mniejsza by o to było, nie dbam o tę całą gromadę marnych filistrów, ale co gorzej szkodzą mi wszyscy na każdym kroku. Nie rozumiem dlaczego fakt ten dlatego że nie jest zupełnie przeciętny, że zrobiłem coś takiego czego nie robi zwykły filister wywołuje taką zaciętą do mnie nienawiść całego starożytnego grodu. – Z rodziną mam fatalne przejścia bo ojciec znać mnie nie chce. Jednem słowem straszne awantury._
Te spięcia z rodziną i ostracyzm towarzyski najwięcej dotykają Annę. Ma szesnaście lat. Musi sobie z tym radzić sama. Córka Klementyna napisze po latach: „Po ożenku Ojca wielu kolegów odsunęło się od niego nie chcąc utrzymywać stosunków towarzyskich z człowiekiem – który tak się poniżył przez swój ożenek. Ojciec niewiele sobie robił z tego – ale matka moja bardzo nad tym cierpiała ze względu na Ojca”.
Późnym latem, a może wczesną jesienią, na podwórko Jacentego Mikołajczyka zajeżdżają goście, jakich w Bronowicach Małych dotąd nie widywano. To księżna Marcelina Czartoryska, utalentowana pianistka, uczennica Fryderyka Chopina, znana działaczka społeczna i inicjatorka wielu akcji charytatywnych w Krakowie. Przyjeżdża z synem Marcelim, prezesem krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, albo kuzynem Zdzisławem – trudno orzec. Pewne jest jedno: tej wizyty Tetmajerowie bardzo potrzebowali.
Klementyna Rybicka: „Tu pod starą gruszą rodzice moi przyjęli gości czym chata bogata – czyli czarnym chlebem i kwaśnym mlekiem. Goście po podwieczorku zaproponowali Ojcu – że Go zabiorą do miasta – jeśli ma jakieś sprawy do załatwienia. Ojciec jeszcze wówczas piechotą chadzał do Krakowa. Kiedy dojechali do miasta młody książę wyraził chęć towarzyszenia Ojcu przy zakupach malarskich. Razem więc chodzili dłuższy czas po mieście – spotykając wielu znajomych – a że nie było bardziej snobistycznego miasta jak ówczesny Kraków – wieść że z Tetmajerem utrzymuje towarzyskie stosunki rodzina Czartoryskich – rozeszła się lotem błyskawicy. – Od owego momentu stosunek ówczesnych krakowian uległ radykalnej zmianie”.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------