- W empik go
Panowie nas tu przesiedlili - ebook
Panowie nas tu przesiedlili - ebook
Ponad sto lat temu Norwegia uzyskała niepodległość, a Saamowie, rdzenni mieszkańcy dalekiej północy kontynentu europejskiego, którzy przez wieki swobodnie przemieszczali się z reniferami między letnimi i zimowymi pastwiskami, stali się nagle solą w oku młodego państwa. Uznano ich za element obcy, do tego norwescy rolnicy potrzebowali ziemi. W 1919 roku Szwecja i Norwegia doszły więc do porozumienia w sprawie ograniczenia migracji zwierząt i ludzi między oboma państwami.
Takie jest tło jednego z mroczniejszych rozdziałów w historii Szwecji. Żeby wykorzenić koczownicze zwyczaje Saamów, szwedzkie władze zarządziły przeniesienie hodowców reniferów z dalekiej północy na tereny położone nieco bardziej na południe w ramach „dyslokacji”. Dla Saamów było to jednak bággojohtin – przymusowe przesiedlenie. Pierwsi, których zmuszono do opuszczenia domów, wierzyli, że dane im będzie jeszcze je kiedyś zobaczyć.
Książka Panowie nas tu przesiedlili ukazuje te dramatyczne wydarzenia: zgubę reniferów instynktownie wędrujących na północ, zostawianie saamskich dzieci u krewnych, rozpad rodzin, systemową dyskryminację rasową, wynaradawianie – z perspektywy pokrzywdzonych. Elin Anna Labba zebrała ich wspomnienia, zdjęcia, listy i fragmenty joików, aby wreszcie wybrzmiał głos tych, którzy sami nie mogą już o tym opowiedzieć.
W 2020 roku książka została nagrodzona prestiżową szwedzką Augustpriset.
Elin Anna Labba (ur. 1980) – dziennikarka i była redaktorka naczelna magazynu „Nuorat”. Obecnie pracuje w Tjállegoahte, centrum pisarzy saamskich, którego celem jest wzmacnianie i popularyzowanie literatury saamskiej, w Jokkmokk. Panowie nas tu przesiedlili to jej debiut książkowy. Tekst zrodził się z pragnienia zrozumienia historii własnej rodziny.
W języku Saamów „mówić” i „pamiętać” to prawie to samo. Nie zapomnimy tych, o których opowiadamy. Dlatego Elin Anna Labba zbiera historie, wspomnienia i okruchy rodzinnych opowieści, byśmy pamiętali o ludziach, których próbowano zatrzeć, kiedy powstawała nowoczesna Skandynawia. Przymusowe przesiedlenia Saamów, oznaczające zagładę tożsamości, kultury i języka, stanowią w tym poruszająco napisanym reportażu punkt wyjścia do szerszej dyskusji o tym, czy zadane kiedyś rany mają szanse kiedykolwiek się zabliźnić.
Joanna Gierak-Onoszko
Labba pisze szeptem o tym, o czym należałoby krzyczeć. O poczuciu wyższości tych, którzy mówią głośniej, i o wyobcowaniu tych, których nikt nie pyta o zdanie. Krzyk nigdy nie był jednak domeną mieszkańców Północy, mamy więc przed sobą cichą i przejmującą opowieść o przymusowych przesiedleniach Saamów, które zniekształciły ich tożsamość, rozumienie krajobrazu i opiewające go pieśni. Warto wsłuchać się w te głosy, bo dzięki nim lepiej zrozumiemy Skandynawię, ciemne karty w jej historii i wyzwania, przed którymi stoją współcześni rdzenni Północy.
Ilona Wiśniewska
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67790-68-0 |
Rozmiar pliku: | 7,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bures eatnehat
Na początku
Ścieżka biegnie w górę po wyschniętych bagnach, to znika, to znów się pojawia. Po chwili wpada do rzadkiego lasku karłowatych brzóz. Całą sobą czuję, jaka jest stara. Zbaczam z niej nieco dalej, kieruję się w stronę prześwitu. Idąc przez trzęsawisko, stąpam po powalonych spróchniałych pniach. Wiem, że ziemia odbiera to, co jej, a to, czego szukam, już ledwie daje się dojrzeć.
Wędruję między obozowiskami. Z pierwszego, wysoko na wzniesieniu, roztacza się widok na morze. Obóz jest tak stary, że zostało po nim tylko palenisko. Kępa wysokiej trawy, kilka zarośniętych kamieni. W drugim obozowisku widać kręgi łagodnie odznaczające się w zapadniętym torfie. Byłam tu już kiedyś i wiem, dokąd zmierzam. Przechodzę przez dawną zagrodę dla reniferów i mijam zimne źródło, z którego wciąż bije krystalicznie czysta woda.
Nigdy nie byłam w miejscu równie cichym jak to. Nie słychać tu wiatru, chociaż wiem, że wieje. Minęły lata, od kiedy stały tu goahti, a dzieci biegały wkoło. Minęły lata, od kiedy ktoś siedział tu i tkał, rozpalał ogień w árra, palenisku pośrodku goahti, i ścinał ostre trawy do ocieplenia butów.
Starsi opowiadali, jak po przybyciu witali się z ziemią, z górami, obozami, ścieżkami, mnie brak na to odwagi. Gdzie właściwie przynależę? Co jest moim domem? Rozmawiałam z innymi wnukami przesiedleńców. Jaką cząstkę terenów użytkowanych przez nowe saamskie wspólnoty, jaką cząstkę tej przestrzeni możemy naprawdę nazwać swoją? U siebie czuję się tylko na peryferiach tych ziem, w miejscach, o których wiem, że nikt inny za nimi nie tęskni – powiedział ktoś. Nie do końca czuję się związany z okolicą, w której teraz mieszkam – mówi ktoś inny. Nie jest mi tu może źle, ale brakuje jakiejś głębszej więzi.
Fińsko-saamski poeta Áillohaš (Nils-Aslak Valkeapää) stwierdził kiedyś, że dom nosimy w sercu. Ale czy da się tak, jeśli zostało się z tego domu wygnanym?
Czy wolno mi opłakiwać miejsce, które nigdy nie było moje?
Minęło ponad sto lat od pierwszych przymusowych przesiedleń Saamów. To wtedy nasi krewni po raz ostatni przeprowadzili renifery przez cieśninę na kontynent. Od tamtej pory ich obóz stoi pusty. Szepcze coś na ucho tym, którzy pamiętają, którzy czasem tu przychodzą. Większości jednak nic nie mówi. Brakuje wiedzy o jego byłych mieszkańcach.
Taka jest właśnie historia Saamów. Mała różnica w szacie roślinnej, delikatne wzniesienie terenu, doszczętnie spalone goahti. Nasza opowieść przypomina nieustawiony drogowskaz, rozdział, który nigdy nie mieści się do podręcznika historii. Zarazem od lat toczą się w sądach procesy między wspólnotami Saamów z północy a państwem norweskim. Ludzie walczą o niegdysiejsze pastwiska, opuszczone pod przymusem. Dawni mieszkańcy Vapsten w szwedzkim regionie Västerbotten pozywają potomków tych, których zmuszono, żeby się tam przenieśli. Ciągają się więc po sądach, uwikłani w historię narzuconą im przez Szwecję.
Kładę się na chruście. Ziemia pochłania obozowiska – tak być powinno, opłakuję jednak opowieść, która także znika. Wyślizguje mi się z rąk i właśnie dlatego tu jestem. W tym miejscu mieszkał mój dziadek – váre – z rodzeństwem. I jego rodzice, Risten i Gárena Jovnnowie, to był ich dom. Chciałam o nich napisać, ale nic z tego nie wyszło.
W archiwum w Helsinkach znalazłam tylko jedną czarno-białą fotografię, zdjęcie matki z trójką małych dzieci. Jedno z nich to mój váre, dziesięcioletni. Ma na sobie zniszczone gákti. Wiem, dlaczego nikt go nie połatał. Chociaż jest środek lata i od dawna powinni być nad morzem, wciąż przebywają w Gárasavvon (Karesuando), w okolicach, gdzie zazwyczaj spędzali zimy. Przydzielono im pokój w budynku sądu, żeby mieli gdzie się podziać z ciężko chorym i przykutym do łóżka isá, ojcem. Jeśli data z archiwum się zgadza, zdjęcie wykonano zaraz po jego śmierci. „Paraliż po wylewie” – taką przyczynę zgonu podaje księga parafialna. Risten zostaje wdową z garstką reniferów, z których ledwo da się wyżyć. Potem pakuje dzieci do ráidu, połączonych ze sobą sanek ciągniętych przez renifery. Rodzina zostaje przesiedlona. W 1923 roku dociera w góry, w okolice Jåhkåmåhkke (Jokkmokk).
Późniejszy okres przypomina próżnię. Nie chcieli o nim mówić. Dziś wiem, że moja rodzina nie była jedyna. W Sápmi, gdzie dorastałam, mnóstwo ludzi opatrywało swoje rany milczeniem.
Będzie to więc książka o tych, o których mogę napisać, o tych, których świadectwa nagrano i zachowano w archiwach i którzy zechcieli opowiedzieć swoją historię. O tych, którzy mają zdjęcia, listy, wiersze i dokumenty. Jestem wdzięczna za ich każde, najmniejsze nawet wspomnienie i za to, czym się ze mną podzielili. Z ich historii my, pozostali, możemy się domyślić własnej przeszłości. Na tych stronach słowo po słowie przywracam do życia swoją rodzinę.
Przez lata przeprowadziłam wywiady z wieloma osobami, byli wśród nich zarówno ci, którzy doświadczyli przymusowych przesiedleń na własnej skórze, jak i ich dzieci oraz wnuki. Uzyskałam też zgodę na wykorzystanie wywiadów nagranych przez innych – wszystkie przeprowadzono ze starszymi, dziś dawno już nieżyjącymi osobami. Jest to więc tekst oparty na chórze głosów. Anegdot, joiku, urywków wspomnień. Wątków i ścinków, które połączyłam ze sobą i splotłam. Czasem kolory są wyraźne, czasem jednak tkanina jest pełna dziur i ciszy. Przekaz ustny z czasem matowieje. Przyszło mi więc pogodzić się z tym, że forma tekstu mimowolnie upodabnia się do całej historii Saamów, jest jak tkana tasiemka do obwiązywania butów, którą pocięto siekierą. Nitki nawet się nie siepią, po prostu się urywają i trudno podjąć wzór na nowo.
Kiedy pracowałam nad tą książką, również ci, z którymi sama rozmawiałam, zaczęli odchodzić, jedno po drugim. Za każdym razem, kiedy tak się działo, miałam poczucie, że wraz z nimi tracę cząstkę siebie. Kogo możemy teraz spytać? Słyszałam mnóstwo historii przesiedleń czekających, aż ktoś je spisze. Ktoś inny. Opowiadali przede wszystkim ludzie zmuszeni do wyprowadzki, gdy na ich tereny przeniosły się rodziny Saamów z północy. Mam nadzieję, że teraz – póki jeszcze czas – więcej osób zdecyduje się mówić. Wielu z tych, których spotkałam, traktuje opowiadanie o przeszłości jak rodzaj terapii. W języku najbliższym mojemu sercu słowa „pamiętać” i „opowiedzieć” brzmią niemal identycznie. Muitit to pamiętać, a muitalit – opowiedzieć. Pamiętamy tych, o których opowiadamy.
Giitos eatnat. Bardzo wam dziękuję, muore, váre, áhkku, áddjá – moi i innych. Utkałam to wszystko dla was. W ten sposób chcę was ojoikować.
2
Rájit
Granice
Granice istniały zawsze, kiedyś jednak podążały skrajami trzęsawisk, dolinami, wzdłuż lasów czy szczytów gór. Nowe granice państw nordyckich biegną w poprzek tych dawnych, naturalnych. Przecinają pastwiska, więzy rodzinne i odwieczne szlaki migracyjne. Kiedy dzieli się ziemię, różni się ludzi. Dlatego opowieść o przymusowych przesiedleniach musi rozpocząć się właśnie tam. Na granicy, w 1751 roku.
Chciałam w zasadzie, żeby moja książka składała się z samych opowieści, trudno jednak zrozumieć przymusowe przesiedlenia, jeśli nie opowie się przy tym o granicach. Starsi często je wspominają, dla nich granice są tym, co przemeblowało całe ich życie.
W 1751 roku zostaje wytyczona granica między Norwegią (należącą wówczas do Danii) oraz Szwecją (w której skład wchodzi Finlandia). Kraje nordyckie i Rosja dzielą tereny na północy między siebie i podpisują traktat graniczny. Żeby przy okazji załatwić sprawę Saamów, którzy od niepamiętnych czasów żyli na tym obszarze, niepodzielonym granicami, układają kodycyl lapoński, załącznik do traktatu granicznego. Potwierdza on, że Saamowie to oddzielna grupa etniczna z prawem do ziemi. Zezwala im na połów ryb, polowanie i wypas reniferów, jak dotąd. Każdej jesieni stada tych zwierząt wędrują na zimowy wypas w głąb lądu. Wiosną wracają nad morze, na letnie pastwiska. To, że ludzie przekraczają nowe granice, wydaje się więc oczywiste.
Z czasem jednak prawo do życia po staremu zostaje ukrócone. W XIX wieku granice sukcesywnie się zamyka, a stada reniferów stłacza na mniejszych obszarach. Proces nasila się na początku kolejnego stulecia, kiedy Norwegia staje się niepodległym państwem. Norwegowie chcą ziemi dla swoich obywateli. Przekraczający granicę ludzie z reniferami działają na władze jak płachta na byka. Nie przynależą do Norwegii, nawet jeśli żyli tam od pokoleń. Łąki, na których Saamowie wypasają swoje zwierzęta, mają się zmienić w pastwiska dla bydła i służyć rolnictwu. „Styl życia koczowników stanowi ciężar dla kraju i osiadłej ludności, gdyż nie jest zgodny z interesem i zasadami cywilizowanego społeczeństwa” – mówi w norweskim parlamencie między innymi Christian Holtermann Knudsen, przewodniczący Partii Pracy.
W 1919 roku Szwecja i Norwegia rozwiązują wspólny problem, podpisując konwencję o wypasie reniferów. Dokument ogranicza liczbę zwierząt, które wolno przeprowadzać przez granicę. Pośrednio państwa uzgadniają, ilu ludzi należy wysiedlić z ich domów na wybrzeżu Atlantyku.
Od 1919 roku przez całe lata 20. i początek lat 30. szwedzkie władze regionalne systemowo przesiedlają hodowców reniferów, żeby wypełnić umowę z sąsiadem. W konwencji zaznaczono, że przy przesiedleniu należy uwzględniać życzenia „ludności lapońskiej”. W rzeczywistości sami zainteresowani nie mają nic do powiedzenia.
Urzędnicy określają to rozwiązanie jako dyslokację. Po saamsku zostają ukute specjalne pojęcia: bággojohtin (przymusowe przesiedlenie) i sirdolaččat (przesiedleńcy), jak starsi nazywają samych siebie. Pierwsi, zmuszeni do przenosin, opuszczają domy pewni, że będą mogli jeszcze kiedyś do nich wrócić.
Oddaję im teraz głos, bo tylko oni mogą o tym opowiedzieć.
.
Posłuchaj mnie teraz... Wydarzyło się to ostatniego lata, kiedy tam byliśmy. Nie, może jednak ostatniej wiosny... Mártemu Jovnnie przyśnił się sen, pamiętam, że chodziło w nim o to, że Saamowie pojechali do kościoła w Tromsø. Stado reniferów krążyło wokół wieży kościelnej, aż ta całkiem się zawaliła. Tak mu się śniło... Wyjaśnił mi ten sen i powiedział, że odtąd już nie będziemy mogli się tu przenosić.
Potem dowiedzieliśmy się więcej o konwencji i poinformowano nas, że nie będziemy mogli już wrócić. Od tej pory Sápmi ze Szwecji nie wolno tam przychodzić. Inspektor nam tak powiedział. No wiesz, rada regionu zrobiła objazd jak król. Szwecja musiała przyjąć Saamów na swoje terytorium.
I tak się stało.
Sunná Vulle Nihko Ovllá
Olof Petter Nilsson Päivio
.
Z norweskiego punktu widzenia pożądane jest ograniczenie obciążeń związanych z wypasem szwedzkich reniferów w norweskim okręgu administracyjnym w możliwie jak największym stopniu . Wedle strony szwedzkiej konieczne zmniejszenie pogłowia zwierząt na jej terytorium można osiągnąć dzięki dyslokacji pewnej grupy ludności lapońskiej – zgodnie z jej życzeniem – z terenów w okolicach Karesuando i Jukkasjärvi na zamieszkiwane przez Lapończyków obszary położone dalej na południe, w regionie Norrbotten, głównie w Jokkmokk i Arjeplog. Jak się okazało, znajdzie się tam dla nich miejsce.
Z KONWENCJI O WYPASIE RENIFERÓW (1919)
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Źródła
Okładka, front: Dillá muore, Margareta Utsi na jeziorze Áhkájávrre, 1956. Fot. Sven-Gösta Johansson
Zadruk wewnętrznej strony okładki: Joik z Muitalus sámiid birra, Johan Turi, ČálliidLágádus, 2010. Fot. Carl-Johan Utsi
Okładka, tył: Ándom Ovllá (Olof Andersson Omma) w Striimie (Strimasundzie), 1937. Stoi oparty o renifera, którego przyprowadził ze sobą z północy. Źródło: Västerbottens museum, fot. Göte Haglund
s. 2–3: Ulica w Romsie (Tromsø). Być może w drodze do kościoła? Źródło: Perspektivet Museum, Høegh-samlingen
s. 4–5: Mapa autorstwa Jennifer Bergkvist
s. 6: Kościół w Gárasavvon (Karesuando), 1908. Wszyscy się tutaj spotykali w czasie świąt, takich jak Boże Narodzenie, Wielkanoc czy márjjábeaivvit pod koniec maja. Źródło: Norges arktiske universitetsmuseum, fot. Emelie Demant Hatt
s. 8: Suorgi (Kittdalen). Pradawny szlak wędrowny między letnimi a zimowymi pastwiskami w pobliżu dzisiejszej granicy szwedzko-norweskiej. Źródło: Norges arktiske universitetsmuseum, fot. H.A. Vinje
s. 11: Váhkara (najmłodsza córka w rodzinie), Risten, z dziećmi – Márge i Joną. Na rękach trzyma najmłodsze dziecko, żyło zaledwie kilka lat. Źródło: Museovirasto-Finnish National Board of Antiquities, fot. Eliel Lagercrantz
s. 15: Ci, którzy nie muszą przeprawiać się z reniferami, płyną łodzią przez fiord. Na rękach trzymają szczeniaki i dzieci. Źródło: Perspektivet museum, Høegh-samlingen
s. 16: Rávdnji / Straumen, w pobliżu miejsca, gdzie renifery zazwyczaj przepływały z kontynentu na Sállir / Kvaløyę. Źródło: Norges arktiske universitetsmuseum, fot. Olaus Solberg
s. 21: Fot. Carl-Johan Utsi
W tekście wykorzystano dokumenty i nagrania z Archiwum Dialektów i Pamięci Zbiorowej w Instytucie Filologii i Pamięci Zbiorowej, Muzeum Uniwersytetu w Tromsø, szwedzkiego Muzeum Gór i Saamów w Ájtte, archiwum Urzędu do spraw Lapończyków i archiwów kościelnych w Archiwum Państwowym, Muzeum Regionu Västerbotten, Srebrnego Muzeum, Muzeum Nordyckiego, Biblioteki Królewskiej, SMHI i eKlima. Autorka posiłkowała się w nim także aktami prawnymi oraz badaniami naukowymi, literaturą i artykułami poświęconymi przymusowym przesiedleniom i migracjom reniferów przez granicę Szwecji i Norwegii.