Państwo P. - ebook
Państwo P. - ebook
Każda z książek Sośnickiego jest innym fragmentem mapy. Państwo P., jak łatwo się domyślić, to obszar językowy zwany Polską, "ten kraj", napisany kiedyś Norwidem, pozostający w ciągłym ruchu. Sośnicki śledzi tektonikę języka, erozję znaczeń, zdobywa się na dystans do państwa P., żeby móc znów za nim tęsknić.
Spis treści
Decyzja
część I. Z Państwa P.
Lato państwa P
Państwo P. i anty-Wanda
Pan P. wyznaje: Nie jestem miejskim partyzantem
Alfabet pana P.: Jesionka
Alfabet pana P.: Etos czytelniczy
Państwo P. i pojazdy mechaniczne
Państwo P. rozmawiają o tym, co domaga się przekroczenia
Pan P. składa portfolio w warszawskiej agencji reklamowej „Rekin”
Alfabet pana P.: Buty
Pan P. i dziecko, które jest w każdym z nas
Myśli pana P. przy odmrażaniu lodówki
Alfabet pana P.: Torba na zakupy
Alfabet pani P.: Stół
Państwo P. i cena cukru
Państwo P. ulegają modzie na powieść kryminalną
Alfabet pani P.: Morze
Państwo P. i smutek zwierząt
Prywatna misja pani P.
Państwo P. o lekturach
Państwo P. wracają z dalekiej podróży
Państwo P. i pukanie do drzwi w listopadzie
Państwo P. snują fantazje na temat przeprowadzki
Z lektur państwa P.: Traktat o harmonii wywiedzionej z zasad naturalnych
Alfabet pani P.: Sygnał
Państwo P., radioodtwarzacz i kot
Trzy razy państwo P.
Alfabet pani P.: Rodzice
Pan P. podpatruje scenkę z życia sąsiadów, o których wie, że przeżywają trudny okres
Pan P. spotyka młodego poetę
Państwo P. i Noc Muzeów
Alfabet pani P.: Rośliny doniczkowe (w grudniu)
część II. Z dzienniczka Pana P.
Do dzienniczka
Potwór
Gdzie są ocalałe fragmenty pergamońskiego fryzu
Plant Planet
Burgund
Wielka podróż Arka i Jarka
Teczka Toli
Podwójny sen o Warszawie
No co ty
Na Edytę 2005
Przejście
[Słońce świeciło, padał deszcz]
Poezja napisana
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65358-40-0 |
Rozmiar pliku: | 762 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Decyzja
Część I. Z państwa P.
Lato państwa P.
Państwo P. i anty-Wanda
Pan P. wyznaje: Nie jestem miejskim partyzantem
Alfabet pana P.: Jesionka
Alfabet pana P.: Etos czytelniczy
Państwo P. i pojazdy mechaniczne
Państwo P. rozmawiają o tym, co domaga się przekroczenia
Pan P. składa portfolio w warszawskiej agencji reklamowej „Rekin”
Alfabet pana P.: Buty
Pan P. i dziecko, które jest w każdym z nas
Myśli pana P. przy odmrażaniu lodówki
Alfabet pana P.: Torba na zakupy
Alfabet pani P.: Stół
Państwo P. i cena cukru
Państwo P. ulegają modzie na powieść kryminalną
Alfabet pani P.: Morze
Państwo P. i smutek zwierząt
Prywatna misja pani P.
Państwo P. o lekturach
Państwo P. wracają z dalekiej podróży
Państwo P. i pukanie do drzwi w listopadzie
Państwo P. snują fantazje na temat przeprowadzki
Z lektur państwa P.: Traktat o harmonii wywiedzionej z zasad naturalnych
Alfabet pani P.: Sygnał
Państwo P., radioodtwarzacz i kot
Trzy razy państwo P.
Alfabet pani P.: Rodzice
Pan P. podpatruje scenkę z życia sąsiadów, o których wie, że przeżywają trudny okres
Pan P. spotyka młodego poetę
Państwo P. i Noc Muzeów
Alfabet pani P.: Rośliny doniczkowe (w grudniu)
Część II. Z dzienniczka pana P.
Do dzienniczka
Potwór
Gdzie są ocalałe fragmenty pergamońskiego fryzu
Plant Planet
Burgund
Wielka podróż Arka i Jarka
Teczka Toli
Podwójny sen o Warszawie
No co ty
Na Edytę 2005
Przejście
Poezja napisanaDecyzja
Któregoś dnia, na tajnym posiedzeniu,
które się odbywa za każdym razem gdzie indziej
– pod krzakiem czarnej porzeczki,
w wiadrze trocin, w chmurach –
zapada decyzja, której się nie drukuje
w żadnym okólniku, w ogóle nikt o niej nie wie.
Ale wchodzi w życie i wkrótce można ją poznać
po skutkach. Bywają drastyczne.
Rozwojowy region nagle kuli się w sobie,
młoda dziewczyna przesypia swoją szansę,
na domowy telefon przystojnego mężczyzny
dzwoni zła wiadomość i mówi głosem szefa,
lekarza, pracownika banku.
Zostałem tutaj wysłany
z plikiem formularzy. Mam bony na obiad
i kartę rabatową do kilku tutejszych kin,
taksówką jeżdżę na hasło. Praca jak każda inna,
choć trudno się oprzeć wrażeniu, że najlepsi
trafiają gdzie indziej. Zostało mi kilka dzielnic,
ich układ jest czytelny, dzień ciągle w miarę długi.
Nie powinienem tu zostać dłużej niż do grudnia.Lato państwa P.
Z południa na północ,
ze wschodu na zachód, i tak dalej.
Właściwie w każdym kierunku. Wszystko
się przemieszcza, jedno w dzień, drugie w nocy.
Zaczęło się niewinnie,
a potem nielegalny owoc i pierwsze
pakowanie walizek. Przejście przez Morze Czerwone,
wędrówki ludów, w świetle, pod osłoną.
Go west, young man i One way ticket.
Diariusz podróżny, powieść drogi.
W końcu tanie linie –
lotnicze i kolejowe.
A oni? Siedzą ciągle na tyłku
jakby przykuci do skały – latarnie morskie,
którym odcięto prąd
za niepłacenie rachunków.
Żółtaczka typu C zagląda do nich przez okno
telewizora i wskazuje palcem wątrobę.
We wrześniu walą się jak dwie wieże,
bo ich przygniotła szkoła. Albo biegają
z pokoju do kuchni, i z powrotem,
on do niej, ona do niego. I czegoś od siebie chcą,
ale nie biorą wszystkiego,
by było po co wracać.Państwo P. i anty-Wanda
Dlaczego polskie dziewczyny zdejmują buty w pociągu
i kładą nogi na siedzeniu naprzeciw? Dlaczego wciskają je między kolana
tego chłopaka w szortach, niezbyt sympatycznego Węgra albo Niemca,
z którym połączyła je chemia ciała i kilkadziesiąt angielskich słów?
Dlaczego nie odpowiadają na nasze polskie dzień dobry,
kiedy wchodzimy do przedziału, a gdy chwilę potem
pociąg przekracza granicę, szybko podają celnikowi swój paszport
z orzełkiem i uparcie wypatrują czegoś za oknem?
Nie składaliśmy nauczycielskiej przysięgi Hipokratesa,
ale zawsze jesteśmy gotowi udzielić bliźniemu pomocy:
Duże piersi to nie wszystko.
Fatalne położenie geopolityczne kosztowało nas wiele,
ale to w tym języku pisali Gombrowicz i Lem, każdy trochę inaczej.
Kiedy już twój Węgier rzuci się z okna albo zażyje truciznę,
a Niemiec pogrąży się w piwie, futbolu i pornografii, zatęsknisz za krajem,
gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi przez uszanowanie.
Tym krajem.