- promocja
Paragraf na diabła - ebook
Paragraf na diabła - ebook
Od ich ostatniego spotkania minęło blisko dwa lata… Marcel Malinowski oszukał Dagmarę Baranowską i ponownie trafił za kratki. Ona w tym czasie mimo wielu trudności kontynuuje aplikację, rozwija karierę prawniczą i przy ogromnym wsparciu rodziców wychowuje ich wspólne dziecko. Marcel spędził w zakładzie karnym półtora roku. Nie było dnia, aby nie myślał o Dadze i ich córeczce, Zuzi. Wie, że popełnił błąd. Zdobycie zaufania dziewczyny tylko początkowo było jego celem. Nie przewidział, że szczerze ją pokocha. Z pomocą swojego przyjaciela, Krzyśka, próbuje wpłynąć na dziewczynę i wielokrotnie prosi ją o widzenie. Czy Dagmara w końcu ulegnie i spotka się z mężczyzną, którego mimo wszystko nadal darzy uczuciem? Czy może zaczeka, aż ten sam stanie na jej drodze? Jaką podejmie decyzję? Jedno jest pewne, chłopak za kilka miesięcy wychodzi na wolność i nic go nie powstrzyma. Ma zamiar odzyskać swoje dziewczyny.
Kontynuacja kipiącej namiętnością powieści sensacyjnej. Jeszcze bardziej emocjonująca i wciągająca.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-323-2 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie chcę, żeby mnie jeszcze bardziej znienawidziła. – Potarłem nerwowo dłonie. – Plan był prosty. Rozkochać ją w sobie, aby mieć na nią wpływ. Na nią i na jej ojca. Łysemu kara kończy się za dwa lata. Jak wyjdzie na wolność, będzie potrzebował prawnika i prokuratora po swojej stornie. Ja miałem się do niej zbliżyć, zdobyć i uzależnić od siebie. Tak, aby jadła mi z ręki. Tak, abym mógł szantażować ją albo jej ojca – westchnąłem. – Miała dla mnie wykraść pewne dokumenty. Łysy chciał mieć na jej starego jakieś haki.
– I co było dalej? – spytał adwokat.
– Obserwowałem ją pół roku. Byłem tam, gdzie ona, widziałem wiele… – Zacisnąłem mocno zęby na wspomnienie Dagmary w objęciach tego gacha ze studiów. – Wszystko byłoby okej, nie obeszłoby mnie to zupełnie, gdyby nie… uczucie.
– To ciekawe – burknął pod nosem ten drugi.
Przymrużyłem powieki i uważnie mu się przyjrzałem. Gość był naprawdę komiczny. Okulary rodem z poprzedniej epoki, dziwna fryzura i jeszcze ta czarna sukienka.
– I zdaje się, że zostanie pan ojcem – kontynuował z wyraźną kpiną.
Spiąłem się automatycznie, przeniosłem wzrok na adwokata, który był jednocześnie przyjacielem Dagi. Patrzył na mnie nieco łagodniej, więc olewając obecność prokuratora, skupiłem się na rozmowie właśnie z nim.
– Łysy mi nie odpuści. Wie o mnie i o niej. A teraz, kiedy ona jest w ciąży… – Pochyliłem się i spojrzałem mu prosto w oczy. – Powiem wszystko, bylebyście zapewnili jej ochronę. Nie chcę, żeby z mojej winy coś jej się stało – wyznałem, a potem doprecyzowałem: – Jej albo naszemu dziecku.Rozdział 1
Stukot sędziowskiego młotka. Tak, to był ostatnio mój ulubiony dźwięk. Kolejna wygrana sprawa i kolejny zadowolony klient. Ty razem pani Ewelina, która po stracie narzeczonego chciała odzyskać samochód będący w posiadaniu jej niedoszłych teściów. Sprawa niby prosta, ale jakże emocjonalna.
– Dziękuję, pani mecenas. Ten samochód to jedyna pamiątka po nim. Dziękuję, że go pani dla mnie odzyskała.
Uścisnęłam jej dłoń i uśmiechnęłam pokrzepiająco.
Kochałam to uczucie. Uszczęśliwianie ludzi, ratowanie ich i wyciąganie z kłopotów. Czy czułam się wtedy jak Bóg? Nie, ale będąc na sali rozpraw, dostawałam skrzydeł, czułam, że mogę wiele. Moc sprawcza. Tak, coś w tym było.
– To jest moja praca – odparłam, zabierając dłoń. – Gdyby kiedyś potrzebowała pani pomocy, proszę przyjść do kancelarii. Z największą przyjemnością pomogę.
– Obym nigdy więcej nie potrzebowała pomocy prawnika, ale będę pamiętać.
Pożegnałyśmy się szerokimi uśmiechami. Odprowadziłam ją wzrokiem, a potem zrobiłam to, co zazwyczaj w wolnej chwili. Sięgnęłam do torebki po telefon. Musiałam sprawdzić, czy nie miałam nieodebranego połączenia od mamy. Odblokowałam smartfon i automatycznie się uśmiechnęłam. Zdjęcie Zuzi umazanej kaszką manną za każdym razem kładło mnie na łopatki. Była najsłodszą istotą, jaką znałam. Dawała mi motywację, siłę do walki o lepsze jutro. Serce mi pękało, kiedy każdego ranka opuszczałam dom. Musiałam jednak to robić. Myśleć również o sobie i o przyszłości, którą miałam jej zapewnić. Gdy tylko miałam czas, przeglądałam jej zdjęcia oraz filmiki nadesłane przez mamę. Byłam jej wdzięczna za opiekę nad małą. Za pomoc, którą otrzymywałam od swoich rodziców.
Zaraz po porodzie wróciłam do rodzinnego domu. Połóg zupełnie mnie przerósł. Gdyby nie obecność matki, mogło być różnie. Służyła swoim doświadczeniem i wiedzą, które zdobyła, wychowując mnie i Malwinę.
Duże wsparcie okazał mi również Grzegorz. Mój szef był niezwykle wyrozumiały. Przez dwa miesiące po narodzinach Zuzi miałam zupełną przerwę w pracy, a od czterech pracowałam zdalnie, łącząc to z wizytami w sądzie. Jeszcze będąc w ciąży, zaczęłam prowadzić sprawy z jego upoważnienia. Wiedziałam, że robi to tylko ze względu na matkę. I w końcu dowiedziałam się dlaczego. Poznałam prawdę.
– Kolejna wygrana sprawa? – Usłyszałam męski głos za plecami, więc oderwałam wzrok od komórki.
Nie musiałam się upewniać. Doskonale wiedziałam, kto za mną stoi. Przewróciłam oczami, głęboko westchnęłam, a potem mimo wielkiej niechęci się odwróciłam.
– Co ty tu robisz? – spytałam na „przywitanie”. – Znów to samo? Chyba jasno się wyraziłam ostatnim razem.
Krzysiek był jedyną osobą z paczki Marcela, która się ze mną kontaktowała. Pozostali nie podejmowali takich prób. Nie, wcale tego nie oczekiwałam. Sama tego nie robiłam. Czułam się oszukana i zraniona, również za ich sprawą. Znali prawdę, znali motywy Marcela, a mimo to żadne z nich mi tego nie zdradziło. To zrozumiałe, byli lojalni wobec przyjaciela. Ja nie należałam do ich paczki, nie byłam jedną z nich. Wyłącznie Krzysiek stanowił wyjątek. Próbował mnie ostrzec. Pamiętam doskonale jego słowa, kiedy w dniu wesela Izy zjawiłam się w barze, gdzie mieli zwyczaj się spotykać. Wtedy też zobaczyłam Marcela w objęciach innej kobiety…
– Po co tu przyszłaś? – Usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam Krzyśka.
– Będzie lepiej, jeśli o nim zapomnisz – doradził mi.
– Będzie lepiej? To groźba?
– Rada – odparł, rozglądając się na boki. Podszedł bliżej i dodał: – To nie jest facet dla ciebie.
– A skąd ta pewność?
– Lubię cię, nie tylko ze względu na Malwinę. Po prostu mnie posłuchaj. Nie szukaj z nim kontaktu, bo to się może źle skończyć. I nie dla niego, ale dla ciebie.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Bo nie chcę, żebyś skończyła jak Malwina. Jesteś za młoda, żeby umierać.
– Co ty pieprzysz? – zapytałam, pocierając ramiona, na których pojawiła się gęsia skórka.
– Jedź już stąd i nie wracaj – warknął.
– Ale, Krzysiek…
– Jedź stąd – warknął ponownie.
Po aresztowaniu przyjaciela zmienił taktykę. Dzwonił, pisał, w końcu zgodziłam się na pierwsze spotkanie. Postawiłam sprawę jasno: z Marcelem koniec. Nic i nikt mnie nie przekona, aby dać mu kolejną szansę. Krzysiek jednak nie dawał za wygraną. Narzucał się i próbował wymusić moją wizytę w więzieniu. Bezskutecznie starał się na mnie wpłynąć.
– Wiem, ale mam sprawę – odparł. – Możemy pogadać? To zajmie nam dosłownie chwilę.
Przymknęłam oczy i westchnąwszy, przystałam na jego prośbę.
– Maksymalnie piętnaście minut – wyjaśniłam. – Mam kolejną rozprawę. Nie mam czasu na pogaduchy – dodałam, odwracając wzrok. – No dobra, to może usiądźmy – zaproponowałam, wskazując ręką krzesła ustawione pod ścianą.
Podeszłam bliżej i usiadłam ostrożnie, aby nie pomiąć togi.
– Co jest tak ważne, że fatygujesz się do sądu? Potrzebujesz pomocy prawnika?
Spojrzałam na niego, mając nadzieję, że chociaż tym razem nie przychodzi do mnie z tym samym problemem.
– Przecież wiesz, po co tu jestem – odparł, na co przymknęłam powieki. – Po raz kolejny mam tę samą prośbę. Byłem u niego. Chce się z tobą spotkać.
Otworzyłam oczy, jednocześnie odwracając wzrok w przeciwną stronę. Nie pozwolę rozdrapać tych ran.
– Wiem, że nie chcesz o nim gadać, ale…
– Krzysiek – zaczęłam, ale zawiesiłam głos. Podniosłam się z krzesła i stanęłam naprzeciwko niego. Górując nad nim, kontynuowałam: – Przychodzisz do mnie po raz kolejny. Wysyłasz mi wiadomości średnio co dwa miesiące. Dzwonisz, a ja i tak nie odbieram. I tak przez cholerne półtora roku. Nie zmieniłam zdania. Nie odwiedzę go, rozumiesz? Między nami wszystko skończone. Nie wiem, po co nadal przychodzisz. Nie chcę być niemiła, ale proszę cię, zrozum to i daj mi już spokój.
Podniósł się z krzesła i zrównał ze mną.
– Wiem, że mnie nie lubisz…
– Nie lubię? – weszłam mu w zdanie. – Serio? – prychnęłam. – Wiedziałeś o tym od samego początku. Cała wasza paczka o tym wiedziała. A teraz przychodzisz i udajesz przyjaciela? Niby dlaczego miałabym mu wybaczyć? Podaj mi jeden racjonalny powód, dla którego miałabym to zrobić.
Nie potrzebował chwili namysłu. Odpowiedź padła automatycznie.
– On cię kocha – zapewnił, na co wybuchnęłam śmiechem. – Naprawdę. Zakochał się, a potem pogubił w tym wszystkim. Nie planował tego.
Pokręciłam głową, śmiejąc się szeroko.
– Daga… – Wyciągnął rękę, chcąc dotknąć mojego ramienia.
Odsunęłam się, po czym warknęłam:
– Przestań! – Podniosłam głos, czym przyciągnęłam wzrok jakiegoś adwokata przechodzącego obok nas. – Posłuchaj – ściszyłam głos – nie ma już nic między nami. Rozumiesz? Możesz mu to przekazać. Niech da mi spokój i mnie nie nęka. Ty mnie nie nękaj.
Podeszłam do krzesła, wzięłam z niego torbę. Miałam zamiar odejść, ale Krzysiek wyprowadził mnie z równowagi.
– A Zuzia?
Wspomnienie mojej córki było błędem z jego strony. Podziałało to na mnie niczym płachta na byka.
– Posłuchaj – wystawiłam palec wskazujący w jego stronę – pozwoliłam ci ją poznać, ale nie używaj jej jako karty przetargowej. To jest moja córka i nie dam jej skrzywdzić ani wciągnąć w to bagno.
– To też jest jego córka – odgryzł się. Widząc moje wzburzenie, spuścił z tonu. – Daga, proszę cię, jedź do niego i porozmawiaj z nim. On nie chce dla was źle. Żałuje tego, co zrobił.
– Po co mam tam jechać, skoro zapewne sam mnie odwiedzi? Zostało mu pół roku odsiadki.
Krzysiek pokręcił głową i westchnął zrezygnowany. Doskonale wiedział, że nie jestem łatwą przeciwniczką. Skoro przez tyle miesięcy nie udało mu się mnie przekonać, w jaki sposób dałby radę teraz?
– Proszę cię, przemyśl to. Zrób to dla waszej córki. – Wyciągnął z kieszeni spodni jakąś kartkę i wysunął w moim kierunku. – Prosił mnie, żebym ci to przekazał.
Spojrzałam niepewnie na papier. Tak, to zdecydowanie otworzy moje ledwo zabliźnione rany. Wahałam się, czy powinnam, ale ostatecznie wzięłam od niego, jak się później okazało, list.
– Nie czytałem – zapewnił, kiedy go otworzyłam.
Moje oczy zaszły łzami, gdy zobaczyłam obszerny tekst z podpisem „Kocham Cię niezmiennie i równie mocno”.
– Przeczytam w wolnej chwili. – Złożyłam kartkę na pół i pospiesznie schowałam do torebki.
Starałam się, aby Krzysiek nie dostrzegł moich zaszklonych oczu. Mimo że upłynęło półtora roku, nadal to we mnie siedziało. Bo jak miałoby być inaczej? Może i byłoby mi łatwiej, gdyby Zuzia tak bardzo nie przypominała Marcela. Tymczasem ona była jego kopią. I choć była malutka, wyraźnie dostrzegałam to podobieństwo. Miała jego oczy i nosek.
To wystarczyło.
– Teraz muszę lecieć. – Wygładziłam togę, równocześnie mrugając. Wreszcie, gdy ostrość widzenia powróciła, spojrzałam na niego.
– Jasne – burknął pod nosem. – Do zobaczenia – powiedział, zanim się odwrócił.
– Nie – wtrąciłam prędko. – Proszę cię, nie przychodź więcej.
Krzysiek przytaknął, a potem rzucił:
– Okej, jak sobie życzysz.
– Tak, tego właśnie sobie życzę.
Z torebką i aktówką w ręce, szybkim krokiem poszłam na kolejną rozprawę. Starałam się nie myśleć o przeszłości. O Marcelu i o prośbie Krzyśka. Wyzbyłam się nawet potrzeby odczytania listu tu i teraz. Musiało to poczekać, musiałam odsunąć myśli na bok. Doskonale wiedziałam, że to, co przeczytam, nie pozwoli mi w pełni zachować profesjonalizmu, a tym samym nie będę w stanie pomóc klientowi. Rozkojarzyłoby mnie to, być może nawet rozbiło. List musiał zaczekać…
Gdy już wreszcie znalazłam odpowiednią salę rozpraw, skupiona w stu procentach weszłam do niej i przywitałam ze swoją klientką.
– Pani Paulino, proszę się tak nie denerwować – pokrzepiłam ją. – Te alimenty się pani należą. Pani i pani dzieciom – zapewniłam. – Spokojnie, to tylko formalność.
Uśmiechnęłam się do niej, co od razu odwzajemniła. Bycie samotną matką bywa trudne i wymagające. Coś o tym wiedziałam. Od kilku miesięcy próbowałam być dla swojej córki matką i ojcem. Wiedziałam jednak, że jej tata kiedyś się pojawi, że będzie chciał ją poznać i że ta chwila zbliżała się wielkimi krokami.
§§§
– Już jestem! – krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.
Zostawiłam kurtkę i torebkę w przedsionku, a potem weszłam w głąb domu. Dostrzegłam moją córeczkę próbującą raczkować na macie w salonie. Była pod opieką swojego dziadka.
– Cześć, kotku – przywitałam się z nią, kiedy robiła „fikołka”. – Cześć, tato. – Dałam mu szybkiego buziaka w policzek, po czym uklęknęłam obok dziecka.
– Jak w sądzie? – spytał, gdy całowałam małą w główkę.
Westchnęłam i skinęłam głową.
– Dobrze. Obydwie sprawy przebiegły pomyślnie – odparłam, nie odrywając wzroku od Zuzi.
– Jesteś świetną prawniczką. Jestem z ciebie bardzo dumny, wiesz?
– Wiem i dziękuję. – Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem na ustach, a on momentalnie odwzajemnił się tym samym. – Może kiedyś ci dorównam – dodałam.
Moja relacja z ojcem uległa znacznej poprawie. Pojawienie się w naszym życiu Zuzi na nowo nas do siebie zbliżyło. Nadal miałam do niego żal, lecz późniejsze wydarzenia nie przeszły bez echa. Byłam mu wdzięczna za pomoc w sprawie wyroku Marcela. Dostał najniższy, jaki mu groził – dwa lata odsiadki. Dodatkowo moja ciąża i powrót do domu – to wszystko nas umocniło, pomogło nam ponownie stać się, razem z mamą, zgranym teamem.
– Pójdę się przebrać i zaraz ją przejmę – powiedziałam, podnosząc się z klęczek.
– Przecież wiesz, że to dla mnie przyjemność – odparł z uśmiechem, jednocześnie wpatrując się w swoją wnuczkę.
– Wiem, ale wiem też, że masz mnóstwo innych spraw do załatwienia. – Poklepałam go po ramieniu. – Zaraz wracam.
Wróciłam do przedpokoju, wzięłam torebkę, a potem poszłam do swojej sypialni. Ściągnęłam ubrania i włożyłam zwykły T-shirt oraz getry. Ze względu na Zuzię i jej zapędy do ściągania okularów z nosa zrezygnowałam z nich. Nie bez problemów oswoiłam się już z soczewkami. Sam brak okularów korzystnie wpływał na mój wygląd i samopoczucie. Nie przypominałam już szarej myszki, która chowała się za wielkimi oprawkami. Stałam się pewną siebie kobietą oraz prawniczką.
Sięgnęłam do torebki po telefon, który informował mnie o nadejściu SMS-u. Zanim jednak wzięłam w ręce aparat, zauważyłam list, który przekazał mi Krzysiek. Usiadłam na łóżku i zawahałam się przez moment. Czy aby na pewno powinnam go odczytać? Byłam świadoma, że przeczytanie tych słów wpłynie na mnie, być może nawet namiesza mi w głowie. Przez chwilę rozważałam wyrzucenie go do kosza. Nie zrobiłam tego jednak. Nie wytrzymałam, nie chciałam się dłużej katować. Po prostu otworzyłam kartkę i przeczytałam treść.
Cześć,
wiem, że nie spodziewałaś się tego. I nie mam na myśli listu. Wiem, że mnie nienawidzisz, że jesteś wściekła i nie chcesz ze mną rozmawiać. Mimo wszystko, proszę cię, przyjdź. Chociaż ten jeden raz. Za pół roku i tak się spotkamy, ale mimo tego chcę porozmawiać, wyjaśnić ci wszystko.
Pamiętasz, jak opowiadałem ci o Kubusiu i o tym, że tęsknota za nim pomogła mi przetrwać to piekło? Teraz mam innego anioła. Tęsknię za swoją córką. Wiem od Krzyśka, że ma na imię Zuzia i że jest piękna. Nigdy jej nie widziałem, ale i tak za nią tęsknię. Cholernie mocno. Jest moją motywacją. Ty również nią jesteś. Wiem, że źle zaczęliśmy, że zbyt wiele złego się między nami wydarzyło, ale mamy córkę, która jest naszą przyszłością. Chcę być jej ojcem i częścią jej życia. Chcę też być w twoim życiu. Nie odpuszczę, dopóki tego nie osiągnę.
Kocham Cię niezmiennie i równie mocno.
Marcel
Złożyłam list na pół i odłożyłam na łóżko. Przymknęłam powieki i pozwoliłam swobodnie spłynąć łzom. Przez dłuższą chwilę po prostu tak trwałam. Nie mogłam dopuścić, aby mnie to rozbiło. Przez ostatnie półtora roku stałam się twarda, odporna na ból. Zrobiłam to dla córki. Mimo zmiany, która we mnie zaszła, wspomnienie naszej przeszłości wywołało płacz. Czułam się jak cholerna idiotka. Jeden list zburzył mur, który pozornie budowałam przez miesiące. Tak, pozornie myślałam, że nie tęsknię i nie darzę go żadnym uczuciem. Okazało się, że żyłam w błędnym przeświadczeniu.
Spojrzałam na białą kartkę leżącą na materacu. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, czy byłabym w stanie spełnić prośbę Marcela. Pół roku – tyle dzieliło mnie od stanięcia z nim twarzą w twarz. Ale czy chciałam to przyspieszać?
Usłyszawszy dobiegający z dołu płacz małej, oddaliłam od siebie tę myśl. Pospiesznie otarłam wilgotne policzki i biegiem ruszyłam do salonu.
– Daj ją – powiedziałam do ojca, a potem wzięłam ją na ręce.
– Jest śpiąca – wyjaśnił. – Zrobię mleko – dodał, znikając w kuchni.
Kołysałam Zuzię i całowałam ją w główkę, chodząc po całym salonie. Starałam się ją uspokoić, choć to na nic się zdało. Tuliłam ją do siebie, cały czas mając w pamięci list Marcela. Uśmiechnęłam się do niej, gdy ta wreszcie przestała płakać.
– Moja piękna. Mój aniołek – szeptałam, wpatrując się w jej charakterystyczne tęczówki.
Zupełnie nie zauważyłam powrotu ojca. Wzięłam od niego butelkę, usiadłam na kanapie, a mała od razu ochoczo zaczęła jeść. Wpatrywałam się w nią z uśmiechem na ustach. Gołym okiem widać było rysy Marcela. Była tak bardzo do niego podobna. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że nawet będąc najlepszą prawniczką w mieście, nie będę w stanie zapewnić jej wszystkiego, czego potrzebuje. Nigdy nie zastąpię jej ojca. I może ten list coś zmienił. Wyznanie miłości i jego motywacja. On chciał nas odzyskać, chciał kontaktu i… mojej miłości. Tylko czy ja byłam na to gotowa? Jedno było pewne – byłam ciekawa, ale i przestraszona wizją naszego ponownego spotkania.
– Tato – zaczęłam, nie odrywając wzroku od Zuzi. – Mógłbyś mi załatwić widzenie?
– Widzenie? – spytał zaskoczony.
Spojrzałam na niego, a potem skinęłam głową.
– Tak, chcę z nim porozmawiać. Najszybciej, jak to możliwe.
Ojciec przyjrzał mi się uważnie, domyślił się, o kogo mi chodziło.
– Jesteś pewna? – dopytał się.
– Tak, tato. Najwyższa pora to zrobić.
Przeniosłam wzrok na córkę. Właśnie kończyła opróżniać butelkę. Miała apetyt. Było tak od urodzenia. Rozwijała się prawidłowo, dużo jadła i dużo spała. Nie była kłopotliwym dzieckiem. Była wręcz wymarzonym dzieckiem. A wpatrując się we mnie swoimi jaszczurkowatymi oczami, przypominała mi, jak bardzo jej chciałam i jak bardzo kochałam jej tatę. Jak kochałam kiedyś i jak kochałam nadal.