- promocja
- W empik go
Paralizator - ebook
Paralizator - ebook
Młoda dziewczyna, zostaje zaatakowana. W dniu, w którym dowiaduje się że, dochodzenie w tej sprawie zostaje umorzone, na komendzie wybucha afera, związana ze zniknięciem, jednego ze świadków, w innej sprawie. Niesłusznie w tej sprawie zostaje oskarżony, Artur, policjant który ma podejrzenia, kto stoi za zniknięciem Przemka. Wspólnie ze swoim kolegą, byłym policjantem, a obecnie detektywem, Sławkiem, będzie próbował udowodnić swoją niewinność. Niestety na skutek, problemów rodzinnych, związanych z zawieszeniem w pracy, Artur próbuje popełnić samobójstwo, a Sławek prowadzi śledztwo sam. Czy uda mu się znaleźć prawdziwego sprawcę, który stoi za zniknięciem Przemka? Dlaczego Artur próbował popełnić samobójstwo? Jakie tajemnice skrywa Jurek, drugi policjant, podejrzany o zniknięcie Przemka?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-969685-1-7 |
Rozmiar pliku: | 4,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czarne krzesła, zielone ściany i szare płytki. Naprzeciwko Igi stało biurko z komputerem, za nim niski, ciemnowłosy mężczyzna z wąsami. Leniwie kiwał głową, gdy ktoś wchodził do holu, w międzyczasie bawiąc się telefonem komórkowym. Iga zerkała to na niego, to na bramkę, która wydawała dźwięk, ilekroć ktoś przez nią przechodził.
Za bramką były drzwi – za jednymi korytarz z kolejnymi drzwiami, za drugimi schody. Igę interesowały te ostatnie drzwi. Dziewczyna miała czarne włosy, spięte w wysoki kucyk. Ubrana była w granatową kurtkę, czarne botki na obcasie i jeansy. Na uszach miała założone długie, proste, srebrne kolczyki. Z kucyka, dość długiego, bo przełożonego przez ramię, wysuwały jej się ciemne kosmyki i nieco krótka grzywka. Brązowymi oczami lustrowała ludzi; dwóch mężczyzn, kobieta i mężczyzna, aż w końcu ujrzała wysokiego, umięśnionego bruneta o brązowych oczach, ubranego w niebieską bluzę i dżinsy. Mężczyzna podszedł do Igi, podał jej rękę i zaprosił na górę.
Iga podążyła za nim, najpierw przez bramkę, później schodami na czwarte piętro. Mężczyzna otworzył drzwi o orzechowym kolorze, wpuszczając Igę. Dziewczyna od razu usiadła na czarnym krześle przy biurku. Policjant zajął miejsce naprzeciwko.
– Pani Igo, niestety nie mam dobrych wieści… – zaczął. – Niestety musimy umorzyć śledztwo.
Iga nie była ani trochę tym zaskoczona.
– Oczywiście może się tak zdarzyć, że śledztwo będzie wznowione, gdyby znalazł się jakiś świadek lub dowód – kontynuował policjant. – Prowadziłem kilka takich spraw, ale na razie…
– Ten bandzior zostaje na wolności – przerwała mu Iga suchym tonem.
Policjant milczał.
– Ja wiem, że pani jest ciężko, ale nie mogę w tej sprawie nic zrobić – powiedział w końcu.
Iga spojrzała przez okno, zamyślona.
Gdy kilka tygodni temu pierwszy raz spotkała tego policjanta, obiecywał, że zrobi wszystko, by złapać mężczyznę, który ją napadł. Pewnego wrześniowego wieczora, Iga spacerowała sobie po parku, gdy nagle poczuła jakiś dziwny ból w plecach, coś jakby ją poraził prąd i się przewróciła.
Gdy udało jej się podnieść po kilku minutach, zobaczyła mężczyznę w ciemnej kurtce i czarnej czapce. Odwrócił się na chwilę, a zobaczywszy, że Iga się podnosi, zaczął biec w przeciwnym kierunku. Mimo to, dziewczyna widziała przez chwilę jego twarz, a konkretnie oczy, ponieważ reszta była zasłonięta. Gdy udało jej się nieco otrząsnąć, udała się do szpitala. Obrażenie po ataku paralizatorem okazały się niegroźne, ale lekarze i tak wezwali policję. I wtedy właśnie spotkała Piotra Sochańskiego, policjanta, z którym dziś rozmawiała i który prowadził śledztwo w sprawie napaści na Igę. Policjant przesłuchiwał dziewczynę dwa razy. W szpitalu dostała leki na uspokojenie, w związku z czym nie była w stanie zeznawać. Po wyjściu zgłosiła się do niego na komendę. Zresztą, po kolejnym przesłuchaniu, wróciła do zażywania leków na uspokojenie, bez nich nie była w stanie funkcjonować normalnie. Normalne funkcjonowanie, ograniczało się do pójścia do pracy i ewentualnie po najpotrzebniejsze zakupy, i to w ciągu dnia. Kiedyś lubiła wieczorami spacerować z koleżankami, teraz jednak nie przyszło jej to nawet do głowy. Tłumaczyła to temu policjantowi, jednak on powtarzał, że nic nie może zrobić.
– Przecież mówiłam panu, kto to mógł być.
– Tak, ale pani były chłopak ma alibi – odpowiedział Piotr. – Sprawdziliśmy to.
Iga pokręciła głową i wstała.
– Wyślę do pani zawiadomienie o umorzeniu śledztwa pocztą. Wolałem jednak pani tę informację przekazać osobiście.
– Dobrze, dziękuję – odpowiedziała Iga, wychodząc. – Do widzenia.
– Do widzenia – powiedział Piotr, zdając sobie sprawę, że Iga raczej go nie usłyszała, bo szybko wyszła.
Mężczyzna potarł skronie, następnie wstał i wyszedł na korytarz. Przy samych schodach zauważył grupkę policjantów, żwawo o czymś dyskutujących.
– Dzień dobry, co to za obrady okrągłego stołu? – zapytał, podchodząc do nich i witając się.
– A ty co, Piotrek? – zapytał jeden z nich. Miał blond włosy, zielone oczy, okulary i był chudy i niski.
– Nie wiesz?
– Ale czego? – zapytał zdezorientowany Piotr.
– W sobotę chłopaki z narkotykowego mieli akcję w pobliskim klubie „Euforia”. Zgarnęli kilku młodzieniaszków, przywieźli ich na komisariat, rano wypuścili. A dzisiaj, u komendanta była matka jednego z nich, i powiedziała, że syn nie wrócił do domu po przesłuchaniu – wyjaśnił mu inny funkcjonariusz. Był łysy, miał brązowe oczy, wzrostem i budową ciała przypominał Piotra.
– No a co my mamy z tym wspólnego? – Piotr był zdziwiony. – To, że jakiś narkoman nie wrócił do domu…
– Ta, narkoman – przerwał mu policjant. – Matka twierdzi, że to spokojny i porządny chłopak, a że czasem zabaluje to…
– …Nic takiego, każdemu się zdarza – dokończył za niego inny funkcjonariusz. Ten był blondynem o niebieskich oczach. Wysoki i umięśniony, ubrany w dżinsy i szarą bluzę z kapturem.
– Ty chyba jesteś z narkotykowego? – zapytał Piotr.
– Tak. W sobotę miałem wolne, ale na tej akcji był Artur, chyba.
– O, cholera.
– Co ty, kurwa?! Myślisz, że to Artur?! – warknął blondyn.
– No nie, ale wszyscy wiemy, jaki on jest… nerwowy…
– Na pewno by nikomu nic nie zrobił.
Piotr nie znał dobrze Artura, słyszał jednak, że na przesłuchaniach nerwy mu puszczają i często rzuca się z pięściami – zwłaszcza na podejrzanych.
Chociaż, z drugiej strony, to nie jego wina, że jakiś chłopaczek po przesłuchaniu dalej balował…
– Co to kurwa za zbiegowisko? – rozległ się głos z półpiętra.
Piotr aż podskoczył. To komendant. Był średniego wzrostu, normalnej postury, miał czarne włosy, przez które przenikała siwizna. Jego zielone oczy wręcz świdrowały podwładnych, usiłując przejrzeć na wylot ich wyniki w pracy.
– O, Wojtek – zwrócił się do blondyna w szarej bluzie z kapturem. – Dobrze, że cię widzę. Artur już dotarł do pracy?
– Nie, jeszcze go nie ma.
– Jak się zjawi, najpierw go do mnie przyślij – polecił komendant.
– Ale szefie, chyba nie z powodu tego chłopaka, co to zaginął po wyjściu od nas – zaooponował Wojtek. – Przecież to nie wina Artura, że ten smarkacz baluje…
– Taaak? – Komendant oparł ręce na biodrach i ruszył w stronę Wojtka. – Tylko że jego matka już zawiadomiła dziennikarzy. W dodatku obdzwoniła wszystkich jego znajomych, nawet tych, którzy byli z nim przesłuchiwani, i wychodzi na to, że po wyjściu z komendy ślad po nim zaginął.
– Kurwa – zaklął Wojtek.
– A Jurek twierdzi, że Arturowi puściły nerwy na przesłuchaniu.
– Jurek z nim był, jednak? – zdziwił się Wojtek– Szef wierzy Jurkowi?
– Kurwa – syknął komendant. – Nie będę ci się tu tłumaczył. Artur przyjdzie, to mu powiedz, żeby do mnie przyszedł. A teraz do roboty! Wszyscy! Policjanci ruszyli, każdy w swoją stronę. Piotr podszedł do okna. Na policyjnym parkingu pojawił się szary Hyundai Suv. Z niego wysiadał ciemnowłosy, wysoki mężczyzna, ubrany w czarną skórzaną kurtkę i dżinsy.
– Co ty tam zobaczyłeś? – zapytał Wojtek.
– Artur przyjechał – powiedział Piotr.ROZDZIAŁ II
Komendant niecierpliwie zerknął na zegarek.
– Zaraz przyjdzie, widziałem, jak chwilę temu wysiadał na parkingu z samochodu – powiedział łysy mężczyzna o niebieskich oczach. Komendant strzepnął niewidzialny pyłek ze swojej koszuli w kratkę. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
– Proszę.
W drzwiach stanął mężczyzna o niebieskich oczach, czarnych włosach, miał na twarzy również ciemny, lekki zarost. Był wysoki i umięśniony.
– Szef mnie wzywał? – zapytał.
– Wejdź, Artur, i siadaj – polecił komendant, wskazując mu miejsce naprzeciwko siebie. Artur zauważył łysego mężczyznę i posłał mu niechętne spojrzenie. – Co on tu robi? – zapytał.
– To ja się pytam, co ty robiłeś w sobotę? – zapytał uprzejmie komendant. – jak skończyłeś pracę?
– Pojechałem do domu, zmęczony byłem – odpowiedział Artur. – A co?
– I o której tam dotarłeś?
– Nie wiem, nie pamiętam…
– A o której skończyłeś przesłuchanie?
– Nie pamiętam, zmęczony byłem. W protokole przesłuchania jest wszystko – wyjaśnił Artur. – Ale o co chodzi?
– Była u nas matka jednego z tych chłopaczków, złapanych w „Euforii” – odezwał się łysy mężczyzna. – Twierdzi, że od czasu zatrzymania go przez nas nie miała z nim żadnego kontaktu.
– A o którego chodzi?
– Przemek Stasiński.
– Jurek, a ty go nie przesłuchiwałeś? – zapytał łysego mężczyzny.
– Artur, ja nikogo nie przesłuchiwałem – odpowiedział Jurek.