Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn - ebook
Patriarchat rzeczy. Świat stworzony przez mężczyzn dla mężczyzn - ebook
Kto ma większe szanse na przeżycie ataku serca – kobieta czy mężczyzna?
Dlaczego w kieszeniach damskich spodni nie mieści się telefon?
Czy maszynki do golenia dla kobiet muszą być różowe, a sprzęty kuchenne obłe i jakby wyjęte z domku dla lalek?
Dlaczego manekiny w crash testach nigdy nie mają piersi?
Kto wpadł na pomysł stworzenia klawiatury z większymi klawiszami dostosowanymi do użytkowniczek mających dłuższe paznokcie?
„Uważaj, żeby nie wyszła z tego jędzowata książka!” – usłyszała Rebekka Endler od swojego przyjaciela, który przeczytał pierwsze fragmenty Patriarchatu rzeczy. To jednak nie zniechęciło jej do dalszych badań ani do pisania, a słowa takie jak „jędzowata” czy „zdzirowata” autorka proponuje zamknąć w sejfie na toksyczne, seksistowskie epitety.
Endler uważnie przygląda się rzeczywistości, w której żyjemy, i wypunktowuje zakamuflowane nierówności społeczne. Sprawdza, dlaczego świat jest skrojony na męską miarę. Pyta o powody, dla których bezrefleksyjnie i pokornie przyjmujemy zastałe męskocentryczne standardy.
Patriarchat.
Projektant naszej rzeczywistości.
Narzędzie dyscyplinowania kobiet.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8700-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pewna starsza kobieta w Pompejach pobiła mnie kiedyś mopem i nazwała _puttana_, bo zamiast ustawić się w długiej kolejce do damskiej toalety, skorzystałam z męskiej. Ta historia, którą często opowiadałam w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, stała się moją ulubioną anegdotką o cenie, jaką przyszło mi zapłacić za niestosowne zachowanie. Dotychczas morał brzmiał mniej więcej tak: co za przestarzały i reakcyjny obraz świata musiała mieć ta kobieta – no i różnice kulturowe dzielące kraje oraz pokolenia też na pewno nie były bez znaczenia. Od czasu do czasu opowieść ta służyła mi również za przykład pokazujący, jak kobiety wbijają sobie nawzajem nóż w plecy, zamiast wykazać się zrozumieniem dla codziennego trudu bycia przedstawicielką swojej płci. Nie wpadłam jednak na to, że istota problemu mogła leżeć zupełnie gdzie indziej.
Dwa lata temu opracowywałam pięciominutowy materiał radiowy o _potty parity_ („parytecie nocnikowym” – przyp. tłum.), co nie było wcale moim pomysłem, ale przedmiotem otrzymanego zlecenia. Znalazłam w internecie pracę doktorską naukowczyni, która nie tylko poświęciła dizajnowi toalet swoją rozprawę, lecz także stworzyła własny projekt pisuarów dla kobiet. Bettina Möllring, profesorka wykładająca wzornictwo przemysłowe w Kilonii, opowiedziała mi później tak dużo o historii łazienek i wszystkich patriarchalnych przejawach niesprawiedliwości kształtujących naszą codzienność, że niemożliwe było zmieszczenie tego w pięciu minutach. Zrobiłam więc to, co robię zwykle, kiedy mam poczucie, że trafiłam na dziennikarskie złoto: zagłębiłam się w temat, a kiedy mój tekst o związku toalet publicznych z patriarchatem nabrał kształtów, zaproponowałam go kilku redakcjom przyjmującym dłuższe materiały (do radia i druku). W odpowiedzi dostałam… same odmowy. A ponieważ chodziło o sikanie, nie brakowało gier słownych: do takich tematów nam się nie spieszy (hyhy), opowieść o pisuarach nie dostała w naszej redakcji owacji _na stojąco_ (hyhy). Ale moja ulubiona odmowa brzmiała po prostu: ten temat jest pozbawiony politycznego i ogólnospołecznego znaczenia. Jak kiepsko musiałam zareklamować swoją propozycję, jeśli w odpowiedzi przyszło coś takiego!
A może przypadkowo natknęłam się na inny problem? Bettina Möllring powiedziała mi o oporze, z jakim się zmaga od dziesięcioleci, gdy decydenci zbywają kwestię równouprawnienia w zakresie sikania pobłażliwym uśmieszkiem: polityka ma ważniejsze rzeczy do roboty niż poświęcanie czasu na takie duperele. Przypomina to walkę z wiatrakami, stwierdziła Möllring. Czyżbym i ja właśnie się z nimi potykała? Z tą tylko różnicą, że w mojej sytuacji mężczyźni podejmujący decyzje to nie politycy, ale redaktorzy?
Bingo.
Ta książka jest więc zapisem mojej podróży do głęboko zakorzenionych patriarchalnych idei, które kształtują społeczeństwo. Opowiada o ich wpływie na nasze codzienne życie i otoczenie. Jest książką o wściekłości odczuwanej przez wszystkie osoby, które próbują wstrząsnąć istniejącymi strukturami, ideami i projektami – oraz o tym, jak uczą się one radzić sobie z gwałtownym sprzeciwem patriarchalnej dominacji.
Krótka historia patriarchalnego dizajnu brzmi tak: mężczyzna jest miarą wszechrzeczy. Dosłownie. Co oznacza realne niedogodności dla przynajmniej 50 procent ludzkości. I to nie tylko w kolejce do toalety. Kto przeżyje wypadek samochodowy? Kto pokona chorobę? Co w ogóle uznaje się za chorobę, a czego nie? Dlaczego język jest taki, jaki jest? Dlaczego sport tak dalece się różni w zależności od tego, czy uprawiają go kobiety czy mężczyźni? Dla kogo zbudowane jest miasto? Dlaczego wszystkie duże ulice noszą nazwiska mężczyzn? Dlaczego kieszenie w moich spodniach są bezużyteczne? Dlaczego internet jest taki, jaki jest?
Podczas zbierania materiału szybko sobie uświadomiłam, że nie da się napisać książki o patriarchacie, nie pisząc jednocześnie o kapitalizmie i dyskryminacji. Wiele historii pokazuje, że w centrum zawsze znajduje się chęć utrzymania władzy. A kto ma władzę? Bogaci. Biali. Mężczyźni. Większość władzy przypada bogatym, białym, cispłciowym1* mężczyznom.
Pracując nad tą książką, rozmawiałam z wieloma kobietami w różnym wieku. Tylko z kobietami, tak się złożyło, choć wcale tego nie planowałam. Szybko jednak zauważyłam, że propozycja udzielenia wywiadu wywoływała u mężczyzn dziwne reakcje, na które – krótko mówiąc – po prostu nie miałam ochoty2*. Wolałam czerpać przyjemność z pracy, dyskutując z badaczkami, ekspertkami, pionierkami, aktywistkami, kobietami, które napotkały w życiu przeszkody i postanowiły podjąć wysiłek usunięcia ich z drogi – dla siebie i tych, które przyjdą po nich. Bo, tyle jest pewne, ich historie i doświadczenia wytyczyły z dala od betonowych dróg nowe ścieżki, po których, miejmy nadzieję, łatwiej będzie kroczyć przyszłym pokoleniom. Spacer przez życie dla każdej i każdego, tak brzmi obietnica czekająca na końcu feministycznej tęczy. To przecież jasne!
Mówiąc jednak poważnie: myślę, że jeśli się nam uda zapoczątkować rozmowy o tych mechanizmach także poza dyskursem akademickim i własną postępową bańką, kierując na nie uwagę, wszystkie i wszyscy coś zyskamy. Przykłady z niniejszej książki mogą stanowić punkt wyjścia, ale nie jest to wyczerpujący katalog ani tym bardziej encyklopedia patriarchalnego dizajnu, bo znacznie więcej niż omawianych tu spraw jest rzeczy, na które się nie natknęłam albo na które zabrakło miejsca.
Kiedy pracowałam nad tą książką, pewnego razu doradca podatkowy zapytał mnie, dlaczego przygotowuję teraz tak mało materiałów dla radia, a kiedy mu wyjaśniłam, że zajmuję się właśnie pisaniem o patriarchalnym dizajnie, zareagował słowami: „O Boże, muszę się teraz bać‽3*”.
Ten strach ogarniający mężczyzn za każdym razem, kiedy kobiety wskazują na nieprawidłowości w funkcjonowaniu naszego świata, był podczas mojej pracy wszechobecny. Na początku maja 2020 roku kolektyw radiowy STRG_F4* opublikował na YouTubie film dokumentalny na pokrewny temat: #GenderDataGap. Inspiracją była książka Caroline Criado-Perez _Niewidzialne kobiety_1 traktująca o tym, że badania leżące u podstaw analiz naukowych i wynalazków w dużej mierze opierają się na danych zebranych wśród mężczyzn. Z tej nierównowagi, pogłębiającej się wraz z biegiem historii i utrzymującej do dziś, rozwinął się świat bazujący na danych dotyczących mężczyzn i obliczeniach, w których uznaje się ich za normę. Film stworzony przez STRG_F w ciągu pierwszych kilku dni na YouTubie otrzymał ponad dwa razy więcej negatywnych niż pozytywnych ocen oraz tysiące wściekłych komentarzy, głównie od facetów, którzy sprawiali wrażenie, jakby twórczynie:cy filmu chcieli im osobiście coś odebrać.
Męskie przywileje, choć trwają uparcie w naszym patriarchalnym świecie, wydają się jednak kruche. Dowody można znaleźć w każdej sekcji komentarzy pod dowolną feministyczną publikacją w sieci.
Mój długoletni przyjaciel i starszy kolega po fachu, z którym od czasu do czasu rozmawiałam o swoich badaniach i o pisaniu, stwierdził, że powinnam uważać, żeby nie wyszła z tego „jędzowata” książka. Określenie „jędzowata”, abstrahując od tego, że powinno się je zamknąć na cztery spusty razem ze słowami typu „zdzirowata” w sejfie na toksyczne seksistowskie epitety (i że na pewno jeszcze nigdy nikt go nie użył, udzielając rady dotyczącej tonu książki mężczyźnie), zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię: dostrzeganie i opisywanie niesprawiedliwości jest w porządku, byle nie wiązała się z tym tak negatywna i niekobieca emocja jak złość – bo wtedy „trudniej brać książkę na poważnie”. „Hienami stają się niewiasty”, pisał Friedrich Schiller w 1799 roku w _Pieśni o dzwonie_5* – niebezpieczna anarchia, do czego jeszcze mogłoby dojść, gdyby kobiety kierowały się uczuciami! To po prostu niekobiece, ba, nieludzkie, wręcz zwierzęce.
Soraya Chemaly stwierdza w swojej książce _Rage Becomes Her: The Power of Women’s Anger_2, że żyjemy w społeczeństwie, które świetnie sobie radzi z patologizowaniem gniewu kobiet, zamiast brać go na poważnie i dostrzegać w nim potencjał pożądanych zmian.
Od małej wpaja się nam, że złość jest brzydka, a kiedy kobietę spotka niesprawiedliwość, to wolno jej prosić o pomoc albo się smucić, byleby nie wpadła we wściekłość. Logiczne: smutek jest bierny. Smutna kobieta cierpi jako ofiara, nie stanowiąc zagrożenia dla istniejącego porządku. W złości natomiast tkwi potencjał aktywizowania. Złość może być motywacją do napisania książki. Albo, jak to ujęła amerykańska działaczka na rzecz praw kobiet i poetka Audre Lorde: gniew może się przerodzić w coś, co działa na społeczeństwo jak „operacja korekcyjna”3. Kiedy przegroda nosowa jest tak krzywa, że człowiek nie może już oddychać, najpierw trzeba „złamać” nos, by mogła nastąpić poprawa…
Zamiast więc cenzurować gniew, który dał początek tej książce, zaprzęgłam go do własnych celów. Równocześnie próbowałam jednak mieć na względzie delikatne męskie ego i łamać nosy z ostrożnością, bo – jak zauważył David Graeber w książce _Utopia regulaminów_4 – mężczyźni już na samą sugestię, że być może istnieje jakaś perspektywa inna od ich własnej, reagują zazwyczaj tak, jakby doświadczali przemocy.
Mimo że nachodzi mnie czasem nagła ochota, by wszystko roznieść w pył, jestem głęboko przekonana, że feministyczna przemiana społeczna musi być inkluzywna. A więc nieść za sobą poprawę jakości życia _wszystkich_ ludzi. Na zaprojektowaniu samochodu w ten sposób, by podczas zderzenia zapewniać optymalną ochronę nie tylko kierowcy, lecz także kierowczyni, skorzystaliby wszyscy, włącznie z mężczyznami. Bo któż nie chce mieć żywej dziewczyny, żony, matki, córki czy siostry, i to niezależnie od jej koloru skóry i wyznania, stanu konta i orientacji seksualnej? Kiedy pociągniemy tę myśl konsekwentnie do końca, automatycznie zaprowadzi nas do intersekcjonalnego feminizmu.
Termin ten pochodzi od amerykańskiej działaczki na rzecz praw obywatelskich i prawniczki Kimberlé Crenshaw, która ukuła go ponad trzydzieści lat temu – definiując intersekcjonalność jako „soczewkę albo pryzmat pokazujący, jak ze sobą współdziałają i wzajemnie się pogłębiają różne formy nierówności”5. Nie każda nierówność powstaje w ten sam sposób. Chodzi o zbadanie relacji pomiędzy różnymi mechanizmami centralizacji władzy poprzez skupienie się w szczególności na osobach, które znajdują się na przecięciu wielu doświadczeń dyskryminacji, na przykład ze względu na płeć, ubóstwo i kolor skóry. Przykład: co zyskuje migrantka, która zarabia na utrzymanie sprzątaniem i żyje w niepewnych warunkach, bez zabezpieczenia emerytalnego, kiedy kobieta, za którą wykonuje prace domowe, jako menedżerka w biznesowym garniturze rozbija szklane sufity? Jej sytuacji nie zmienia to w najmniejszym nawet stopniu. Równouprawnienie i udział w życiu społecznym nie spływają same z siebie z góry na dół, podobnie zresztą jak ulgi podatkowe dla bogatych nie budują ogólnego dobrobytu.
To nie jest książka o teorii feministycznej, bo na ten temat napisano już wiele innych (czytajcie je!), tylko raczej o życiu, praktyce, codziennych rzeczach.
Skuteczny feminizm nie może być pożyteczny wyłącznie dla mnie, białej, uprzywilejowanej, heteroseksualnej cispłciowej kobiety, lecz musi rozważać i zwalczać _każdą_ przyczynę wykluczania oraz ucisku, a więc nie tylko seksizm, ale także dyskryminację ze względu na kolor skóry, wiek, budowę ciała, orientację seksualną, wyznanie…6* Nie wszystkie z tych kwestii znajdziecie w tej książce, jest na to nie dość obszerna, a moja wiedza zbyt ograniczona. Ale bez obaw, literaturę, która rozjaśnia te zagadnienia i pomaga w głębszym zrozumieniu intersekcjonalnego feminizmu, znajdziecie bez trudu!
Czy chodzi mi o coś takiego jak „falliczna wyciskarka do cytrusów Philippe’a Starcka”, zapytała mnie niedawno pewna artystka, kiedy jej opowiedziałam, że piszę o dizajnie. Wygooglałam to i – nie: wprawdzie będzie też w kilku miejscach mowa o projektach wykorzystujących falliczne kształty, ale kultowa, choć wyraźnie niepraktyczna wyciskarka nie podpada pod moją definicję patriarchalnego dizajnu, ponieważ jest to projekt równie niefunkcjonalny dla wszystkich używających jej osób, a w każdym razie tak wynika z opinii, które przeczytałam w internecie. Nie dyskryminuje mężczyzn ani kobiet, białych ani niebiałych, młodych ani starych – to po prostu dizajnerska wyciskarka, która kiepsko działa. _Function follows form_. A że ten gadżet, przy całej swojej wadliwości, prawdopodobnie nigdy nie osiągnąłby statusu kultowego, jeśliby go zaprojektowała kobieta, to być może kwestia patriarchalnych struktur, ale nie patriarchalnego dizajnu jako takiego.
Niepraktyczna wyciskarka to jeszcze nie patriarchalny dizajn
Dizajn to forma, jaką nadajemy naszym ideom. Wszystko, co stworzył człowiek, zostało w jakiś sposób zaprojektowane. Obejmuje to zarówno obiekty świata materialnego – samochody, zabawki erotyczne, wiertarki, rowery, ubrania – jak i rzeczy niematerialne, takie jak dizajn społeczny: przestrzeń publiczną, planowanie miast, ale też język, prawo i politykę. Kolejną, bardziej rozległą i stale się poszerzającą sferą, w której idee otrzymują formę, jest internet: media społecznościowe, algorytmy, standardy społeczności, wszystko to, co należy do cyberprzestrzeni.
To książka o tym, dlaczego świat jest taki, jaki jest, i dlaczego wielu osobom7* to nie odpowiada. Oraz o tym, co możemy zrobić, by go zmieniać. To historia sukienki w kwiatki, butów do piłki nożnej, historia gier wideo, seksu i religii. Z jednej strony chodzi o dizajn zupełnie bezsensownie różnicowany ze względu na płeć, o pomysły i wynalazki mające na celu wyłącznie trzymanie kobiet w ryzach. Z drugiej zaś o dizajn bezsensownie ignorujący płeć, który uniemożliwia kobietom wykorzystywanie swojego potencjału, a czasem nawet przeżycie. Chodzi też o to, w jaki sposób patriarchalny dizajn kształtuje niemal wszystko, co nas otacza.
Zacznijmy jednak od początku.
1* Cispłciowość – zgodność tożsamości płciowej z płcią metrykalną przypisaną przy urodzeniu; przeciwieństwo transpłciowości – przyp. tłum.
2* Reakcje były przeróżne: od stwierdzeń, że przesłanka mojej książki to kompletna bzdura, aż po odpowiedź: „Dziękuję za zainteresowanie, obejrzałem sobie Pani stronę internetową, oto link do profilu mojego syna, który jest modelem”.
3* Ta hybryda wykrzyknika ze znakiem zapytania (‽) nosi nazwę „interrobang” i jest zgrabnym połączeniem OMG i WTF. To bardzo praktyczny znak interpunkcyjny, dziś już niemal zapomniany, ale świetnie pasuje do wielu kwestii poruszanych w tej książce.
4* Czyli CTRL_F; nazwa kanału pochodzi od skrótu klawiaturowego polecenia „Znajdź” („Strg” – od słowa _Steuerung_ – zastępuje na niemieckich klawiaturach „Ctrl”) – przyp. tłum.
5* Friedrich Schiller, _Pieśń o dzwonie_, tłum. Andrzej Lam, Pułtusk 2005, s. 49 – przyp. tłum.
6* Ta myśl doprowadziła mnie też do decyzji, aby neutralność form pod względem płci wprowadzać w tej książce za pomocą znaku dwukropka, a nie gwiazdki. Więcej na ten temat w rozdziale 9. (Podczas gdy w języku niemieckim język inkluzywny staje się pomału standardem – choć oczywiście nie bez oporów części społeczeństwa – w polskim jest jeszcze mało rozpowszechniony. Mimo to, a może właśnie dlatego zdecydowałam się jednak stosować za autorką formy z końcówkami dwóch rodzajów, np. „autor:ka”, „naukowczynie:cy”, w zamyśle obejmujące całe spektrum tożsamości płciowych – przyp. tłum.).
7* Wszystkim osobom niebędącym cis mężczyznami. (Odnoszące się do tożsamości płciowej słowa „cis” i „trans” w połączeniu z wyrazami „kobieta” i „mężczyzna” traktuję nie jako przedrostki, co mogłoby błędnie sugerować kategorie, ale jako nieodmienne przymiotniki – określenia pewnej cechy łączącej grupę osób; stąd pisownia rozdzielna, analogiczna do wyrażeń typu „blond dziewczyna” – przyp. tłum.).ROZDZIAŁ 1
KONSTRUKTY JĘZYKOWE
Na początku było słowo. Jeszcze zanim zostaliśmy jako dzieci przełomu wieków wsadzeni w lakierki albo w sweterek z Wojowniczymi Żółwiami Ninja, od pierwszego dnia uczyliśmy się języka, naszego „języka ojczystego”. Dla mnie był to francuski, ale ponieważ nie rozmawiałam w tym języku z nikim poza mamą i bratem, wkrótce po zapisaniu do szkoły zaczął go stopniowo zastępować – niewątpliwie praktyczniejszy w Niemczech – niemiecki. Język to coś znacznie więcej niż zestaw sylab i słów, zawarte są w nim idee podzielane przez większość danej wspólnoty społecznej, wprogramowane jak kod, nie zawsze widzialne i słyszalne, a mimo to kształtujące nasze myślenie i działania. Niektórym z tych kodów przyjrzałam się dokładniej – zacznijmy od binarności.
Lingwistyczne dwa ognie
Podział na rodzaj żeński i męski1* jest powszechny w językach europejskich. Jednakże idea dwóch przeciwstawnych kategorii nie jest faktem biologicznym, ale konstruktem społecznym. Istnieją tożsamości płciowe sytuujące się zarówno pomiędzy, jak i poza szufladkami przewidzianymi przez społeczeństwo większościowe.
Na początek musimy odróżnić płeć biologiczną2* (_sex_) od społecznej (_gender_). W patriarchalnym dizajnie odnajdziemy obie kategorie, ale w kontekście języka chodzi przede wszystkim o gender, czyli o to, co ja i osoby z naszego sąsiedztwa, wychowujące nas i projektujące ubrania, rozumiemy pod pojęciami „żeński” i „męski” – a więc o cechy przyporządkowywane przez społeczeństwo poszczególnym płciom. Ale to, że „płeć” jest konstruktem, nie oznacza jeszcze, że nie istnieje. Ani że nie niesie za sobą realnych konsekwencji. Zazwyczaj jest wręcz przeciwnie: nasze struktury ideowe są trwalsze od tych z kamienia. Pomnik łatwo zburzyć.
Weźmy językowy przykład ukazujący, jak działa powiązanie języka ze światem. Niemal sto lat temu po raz pierwszy zaobserwowano efekt buba–kiki. Eksperymenty pokazały, że większość ludzi (w zależności od badania nawet do 98 procent) w ten sam sposób przypisuje te dwie przypadkowe nazwy do kształtów3*, i to niezależnie od kręgu kulturowego. W niektórych eksperymentach do figur przyporządkowywano także określone cechy, takie jak „przytulny” i „zabawny”, i również w tej kwestii stwierdzono zadziwiającą zgodność.
A co to ma wspólnego z płcią? Otóż podobnie jak buba i kiki, wyobrażenia o żeńskości i męskości są zupełnie arbitralne, a mimo to panuje powszechna społeczna zgoda co do tego, w których umysłowych szufladkach umieszczać dane cechy. Inaczej niż w przypadku nazw „buba” i „kiki”, których przyporządkowanie nie niesie konsekwencji, ponieważ żadne z nich nie ubiega się o stanowisko kierownicze ani żadna stacja kolejowa nie zostanie nazwana ich imieniem, nasze językowe przypisywanie cech płciowych rzutuje na współżycie społeczne.
Które to buba, a które kiki?
W _The Last Bohemians_, jednym spośród wielu moich ulubionych podcastów, Ali Gardiner przeprowadza wywiad z feministyczną filmowczynią Vivienne Dick, a kiedy rozmawiają o przeprowadzce młodej Dick z Irlandii do Nowego Jorku w latach siedemdziesiątych, Gardiner zwraca się do niej z uznaniem: „It takes _balls_ to do that”. Hm…
Nie sądzę, żeby moszna należała do podstawowego wyposażenia umożliwiającego ekscytujące, niekonwencjonalne życie, ale dobrze rozumiem, dlaczego pielęgnowanie takich skojarzeń jest korzystne dla patriarchatu. To rzeczywiście kwestia kultury: w wielu językach używamy synonimów słowa „jądra”, aby wyrazić podziw dla wyjątkowej odwagi4*. Mieć jaja, _avoir des couilles_… W 1932 roku Ernest Hemingway w swojej słynnej powieści _Śmierć po południu_1 po raz pierwszy użył słowa _cojones_, żeby opisać brawurę toreadora, sprytnie, bo korrida od razu przywodzi na myśl Hiszpanię – czyli odważne hiszpańskie jaja. Jednak w zachodniej kulturze męskie genitalia już znacznie wcześniej utożsamiano ze źródłem szlachetności i śmiałości. W szesnastowiecznej Anglii rozprawiano o tym, czy moszna mieści oprócz spermy także to, co stanowi o istocie męskości: fizyczną siłę i bohaterskie cnoty – wszystko wygodnie spakowane do woreczka i zawieszone między nogami. Co ciekawe, wygląda na to, że starożytni Grecy mieli podzielone zdania co do tego, na ile wielkość jąder świadczy o odwadze człowieka. Wprawdzie najczęściej używane określenie odwagi, _andria_, pochodzi od słowa _anēr_, mężczyzna (podobnie jak polskie „męstwo” – przyp. tłum.), a w komediach antycznych znajdziemy zarówno postacie z ogromnymi jądrami symbolizującymi potęgę, jak i ich pozbawione – co oznaczało, że są słabeuszami. Grekom jednak nieobca była refleksja, że duże genitalia mogą skutkować toksyczną męskością, przejawiającą się na przykład w braku samokontroli i lubieżnym, niebezpiecznym zachowaniu. Dlatego greccy artyści między nogami tak wielu herosów zawiesili raczej coś wielkości gałki muszkatołowej. To samo dotyczy zresztą wielkości penisa – im szlachetniejszy bohater, tym mniejsze jego klejnoty. Na wyobrażenie, że „jaja to odwaga”, natykamy się tak często również dlatego, że jest bardzo wyraziste. W języku niemieckim pełno jest implicytnych przypisań płci. Jeszcze jeden paskudny przykład: na początku lutego 2020 roku, dzień po sensacyjnym głosowaniu, dzięki któremu członek liberalnej partii FDP został wybrany na premiera Turyngii dzięki głosom posłów skrajnie prawicowej AfD, lider liberałów Christian Lindner powiedział, że Thomasa Kemmericha coś „opanowało”5*. Z tego powodu – to już moje słowa – przestał być _panem_ samego siebie i zgodził się na wybór, chociaż musiał przecież zdawać sobie sprawę, że to błąd.
Herkules z wyposażeniem godnym herosa
Abstrahując od tego, że cała ta sprawa przeszła już do historii, a Kemmerich dobitnie udowodnił, spod jakiego jest sztandaru, warto się krótko zastanowić nad czasownikiem _übermannen_. „Zostać opanowanym” to w istocie jedna z niewielu dostępnych mężczyznom możliwości wyrażania uczuć czy raczej – kiedy się nie ma wyboru – ich dopuszczenia do głosu. Rzekomą słabość przedstawia się w tym kontekście jak militarną porażkę.
Rzymianie są regularnie opanowywani przez Asterixa i Obelixa – siły natury (względnie ponadnaturalne, zdobyte za sprawą magicznego napoju) nawiedzają człowieka i sprawiają, że staje się zupełnie bezsilny, stąd też gramatyczna strona bierna (_übermannt werden_). Sprawdziłam, jakie słowa występują najczęściej w połączeniu z tym czasownikiem – w kolejności alfabetycznej są to: ból, emocja, gniew, łzy, namiętność, nostalgia, ochota, odurzenie, podniecenie, popęd, radość, rozpacz, sen, smutek, szczęście, tęsknota, tęsknota za domem, trwoga, uczucie, wiosenne pobudzenie, współczucie, wstyd, wściekłość, wzruszenie, zachwyt, zmęczenie. Można by też powiedzieć, że „bycie opanowanym” to akceptowalna wśród mężczyzn forma utraty kontroli, ponieważ pochodzi z zewnątrz i wiąże się z wojną.
Kiedy kobiecie uda się zgodnie z męskimi kryteriami coś osiągnąć, nie zaniedbując przy tym typowo kobiecych cnót6*, często zachwala się ją jako _power woman_. Stawia się ją na piedestale, zazwyczaj wzniesionym przez mężczyzn7*, aby ogłosić: spójrzcie tutaj, kiedy kobieta chce, to też może emanować siłą i władzą! Z męskiej perspektywy powinna być wzorem dla wszystkich kobiet, które narzekają i czują się przeciążone oczekiwaniami związanymi z karierą i rodziną – w przeciwieństwie do _power woman_, która przecież ma moc i obwieszcza światu: hej, wszystko jest wspaniale!
Szybko stałoby się jasne, jakie to patriarchalne, paternalistyczne i żałosne, gdyby zacząć nazywać mężczyzn, którzy osiągnęli już coś w życiu, prawdziwymi _power men_. Kai Pflaume, prezenter, ikona stylu i reklamy, ojciec rodziny (osobowość telewizyjna porównywalna może z Marcinem Prokopem – przyp. tłum.) – prawdziwy _power man_!
À propos „ojca rodziny”… Gdzie się właściwie podziewają wszystkie „matki rodziny”? Ach, zapomniałam, kobieta tak czy owak troszczy się o bliskich:e, bo praca opiekuńcza leży przecież w jej naturze – tym różni się od mężczyzny, który musi walczyć ze swoim instynktem, by nie zachowywać się jak kompletny dupek. Bycie matką rodziny nie jest po prostu cechą wyróżniającą.
Mogłabym przytoczyć jeszcze długą listę przykładów, ale szczerze mówiąc, nie byłoby to ani szczególnie pouczające, ani ciekawe. Wartość poznawcza nie powinna wynikać z powszechności zjawiska, ale raczej z uświadomienia sobie, co nasze słowa wyrażają i jakie mają działanie.
Tylko jeden, ostatni przykład na koniec: 1996 rok, byłam w trzeciej klasie, nauczyciel WF-u zarządził mecz w dwa ognie. Chłopcy kontra dziewczyny albo – jak mówił – _herrlich_ (wspaniali) kontra _dämlich_ (durnowate). Podczas gdy chłopcy mieli przedni ubaw, zawstydzone dziewczyny spuszczały wzrok i przygotowywały się psychicznie na nieuniknioną porażkę. Zbijanie piłką to jedno, ale określanie naszych wysiłków słowem _dämlich_ było znacznie dotkliwszym upokorzeniem. Moje dorastające Ja po raz pierwszy świadomie poczuło serce łomocące w gardle, byłam okropnie wściekła. _Herren_ (panowie) _– herrlich, Damen_ (panie) _– dämlich,_ przecież język nie może być tak banalny i podły‽
Nawet jeśli to oczywista etymologiczna bzdura: zostało we mnie poczucie, że słowa mogą boleć dłużej niż oberwanie piłką w twarz.
Szpiedzy
wyruszyli
w trudną drogę
przez letnią noc.
Niektórym kobietom
zrobiło się za ciepło,
ściągnęły więc
trencze.
Ruszyć z miejsca kamień obrazy
Nawet faceci, którzy twierdzą, że „wszystko poza generycznym rodzajem męskim8* jest brzydkie i zaburza płynność lektury” (a takich nadal jest wielu), muszą przecież zauważyć, że przy drugim zdaniu ich mózg wraca do pierwszego, aby poprawić wytworzony w głowie obraz.
Według przywoływanego często Sokratesa kto nie występuje w języku, nie istnieje też w świadomości. Dwa tysiące czterysta lat później stwierdzamy: tak, to prawda, i niewiele się w tym zakresie zmieniło. Co bynajmniej nie oznacza, jakoby kobiety do dziś godziły się ze swoją niewidzialnością. Wystarczy przywołać Marlies Krämer9*: jeśli O.G. to _Original Gangster_, to Krämer zasługuje na miano O.F., _Original Feminist_. Nie dlatego, że jest jedną z pierwszych feministycznych myślicielek. Powód jest inny: wszystko, co się wydarzyło na życiowej drodze urodzonej w 1937 roku w Illingen (Zagłębie Saary) Krämer, wskazuje na to, że zradykalizowała się nie pod wpływem pism czy nauk ikon feminizmu, lecz za sprawą osobistych, niezapośredniczonych doświadczeń. Ojciec zabronił jej studiować, wykształciła się więc na sprzedawczynię, a w wieku trzydziestu kilku lat została wdową samotnie wychowującą czworo dzieci. Wiele zagadnień feminizmu poznała na własnej skórze: nieodpłatną, niewidoczną pracę opiekuńczą, nierówność szans w edukacji, życie w niepewności, poczucie bycia niewidzialną dla osób podejmujących decyzje… W pewnym momencie postanowiła się bronić. Wszystko zaczęło się w 1990 roku, kiedy nie zgodziła się być „posiadaczem” swojego nowego paszportu. Ona, pani Marlies Krämer, nie jest nikim takim, odmówiła więc podpisania. Potrzeba było sześciu lat i wielu podpisów, by Bundesrat po unijnych negocjacjach zdecydował, że odtąd dokumenty tożsamości będą miały posiadaczy _i_ posiadaczki. Pierwszy mały sukces, którym jednak pani Krämer nie miała zamiaru się zadowolić. W końcu, bądźmy szczere:rzy, jej życie nie stało się lepsze przez sam tylko fakt, że oto oficjalnie jest posiadacz_ką_ paszportu. Zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych, kiedy debata o języku wrażliwym na płeć dopiero się zaczynała, a na pierwsze poważniejsze zmiany trzeba było jeszcze poczekać niemal trzy dekady.
To, co stwierdził Sokrates, a odczuła Krämer, pokazują dziś badania: kobiet nie uwzględnia się automatycznie, jeśli się o nich nie wspomina. Kto więc stale mówi albo słyszy o „klientach”, ten podświadomie wyklucza, że chodzi także o klientki. Niewidoczna pozostaje wówczas również możliwość, że klientka ma inne potrzeby, priorytety i życzenia niż przeciętny klient.
„Mechanicy muszą być w stanie obsługiwać narzędzia. Dlatego nie powinni mieć długich paznokci”.
Te dwa zdania, po niemiecku i po francusku, czytały osoby biorące udział w przeprowadzonym w 2002 roku eksperymencie, w którym mierzono, ile czasu zajmuje zrozumienie drugiego zdania. W obu tych językach, w przeciwieństwie na przykład do angielskiego, występuje rodzaj gramatyczny. Forma „mechanik” to więc zarówno generyczne maskulinum, jak i nazwa zgodnie ze stereotypem męsko kojarzonego zawodu. Dopiero kiedy dochodzimy do „długich paznokci”, staje się jasne, że pojęcie to w tym przypadku prawdopodobnie odnosi się do mężczyzn _i_ do kobiet. Osoby uczestniczące w badaniu potrzebowały na zrozumienie drugiego zdania więcej czasu niż grupa kontrolna, która również czytała zdania sformułowane w generycznym rodzaju męskim, ale w kontekście zawodów kojarzonych z kobietami i zazwyczaj noszących nazwy z żeńskimi końcówkami, takich jak „telefonista”, „przedszkolanek” czy „kosmetyk”2.
Oprócz argumentu, że to okropnie nieprecyzyjne, a tym samym niepraktyczne, warto dodać, że język działa w naszej głowie także jako wyzwalacz świadomości. Kiedy pytamy ludzi o „polityczki i polityków, na które i których warto głosować w następnych wyborach do Bundestagu”, to zarówno mężczyźni, jak i kobiety wymieniają znacznie więcej kobiet, niż gdy pytamy po prostu o „polityków”. Również pytanie o „sławne pisarki i sławnych pisarzy”, co niezbyt zaskakujące, pozwala nagle wydobyć z otchłani pamięci więcej kobiet niż generyczne maskulinum3.
Od 12 października 2020 roku żywię podejrzenie, że wraz z 42 milionami współobywatelek jestem wyjęta spod prawa – niczym nieograniczone, żyjemy na legislacyjnej ziemi niczyjej. Tamtego dnia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych (z kierownictwem z CDU/CSU10*) zablokowało złożony przez Ministerstwo Sprawiedliwości (kierowane przez SPD11*) projekt ustawy o prawie upadłościowym i naprawczym z powodu wątpliwości konstytucyjnoprawnych, ponieważ była w nim mowa o „dyrektorce zarządzającej”, „konsumentce” i „dłużniczce”. Projekt został sformułowany inaczej, niż się przyjęło, nie w generycznym maskulinum, a w generycznym femininum, co zupełnie nie przypadło do gustu koalicjantom. Rzecznik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych oznajmił, że projekt posługujący się „wyłącznie żeńskimi formami terminów” z prawnego punktu widzenia być może dotyczy tylko kobiet. Interesujące! Czy w takim razie wszystkie prawa dotyczą być może tylko mężczyzn? Ministerstwo tak nie uważa, ponieważ „generyczny rodzaj męski uznano za obowiązujący dla osób płci męskiej i żeńskiej”, tłumaczył rzecznik. Generyczny rodzaj żeński natomiast „nie został dotychczas uznany w językoznawstwie za obejmujący osoby płci żeńskiej i męskiej”. Ach tak. Mówiąc w uproszczeniu, argument brzmi: tak musi być, ponieważ… no, bo… tak robimy od zawsze! Panowie w ministerstwie nie uświadomili sobie przy tym, że ich sposobu argumentacji bez problemu można użyć także przeciwko generycznemu maskulinum – co warto byłoby zauważyć, gdyby nie fakt, że zostało to już dokładnie opisane ponad trzydzieści lat temu przez lingwistkę Luise Pusch4. To ona jako pierwsza określiła ten absurdalny aspekt języka niemieckiego mianem „generycznego maskulinum” i objaśniła problem za pomocą następującego przykładu: „Dziewięćdziesiąt dziewięć śpiewaczek i jeden śpiewak to razem stu śpiewaków (ale zauważ: dziewięćdziesiąt dziewięć gruszek i jedno jabłko nie dają razem stu jabłek, co najwyżej sto owoców!). Dziewięćdziesiąt dziewięć kobiet przepadło, nie da się już ich odnaleźć, zniknęły w męskiej szufladzie”. A niemiecki język prawniczy też nie jest zestawem zasad wyrytym w kamieniu, lecz podlega stałym przemianom, jak pisze Anna Katharina Mangold, profesorka prawa europejskiego na Uniwersytecie we Flensburgu5.
Nieco pomóc tym przemianom – prawdopodobnie taką intencję miała ministra sprawiedliwości Christine Lambrecht, kiedy posługując się chytrym projektem ustawy12*, z powodzeniem zwróciła uwagę na brak językowej równowagi. Również „New York Times” podjął temat, informując, że sytuacja w Niemczech pokazuje, „jak konwencje językowe związane z głęboko zakorzenionymi normami dotyczącymi rodzaju mogą stać się przeszkodą na drodze ku równouprawnieniu”6.
Pisarz Nele Pollatschek również się sprzeciwia głęboko zakorzenionym normom związanym z rodzajem, tyle że nie upatruje rozwiązania w stosowaniu żeńskich form, lecz w rozwijaniu języka bez feminizowania nazw zawodów – dlatego też woli być pisarzem niż pisarką. Przyznaję: wrażenie fiksacji na genitaliach i poczucie bycia redukowaną przez żeńską końcówkę do mojej płci nie są mi obce. „Feminizowanie języka to seksistowska praktyka, której celem jest zwalczanie seksizmu”, pisze Pollatschek w „Tagesspiegel”, tłumacząc, że wraz z każdą żeńską końcówką w domyśle dodajemy też przymiotnik „żeński”, odróżniający nas od innej płci7. Chcąc przywracać kobietom widoczność, stawiamy w centrum uwagi ich odmienność, zamiast równoprawności. To wszystko trafia mi do przekonania. Tylko że nie znam na razie lepszego rozwiązania. W języku angielskim, na który powołuje się Pollatschek w swoich przykładach, nie istnieje rodzaj gramatyczny, słowo _the actor_ jako takie jest neutralne, dopiero za sprawą żeńskiej formy (_the actress_) staje się męskie. Być może wymaga to reformy, ale w niemieckim do dziś mamy trzy rodzaje.
Dopóki dochodzi do językowego uniewidoczniania rzeczywistej strukturalnej nierównowagi, będę się upierać przy feminatywach, nawet jeśli – jak pisze Pollatschek – równa się to wołaniu za każdym razem „wagina!”13*. Również w tej książce, gdzie konsekwentne stosowanie form żeńskich jest precyzyjniejsze, a każde inne rozwiązanie byłoby mylące. To, jak posługujemy się językiem na co dzień, kształtuje naszą percepcję, choć często sobie tego nie uświadamiamy.
Podczas pandemicznego lata 2020 roku słuchałam w radiu rozmowy prezentera z reporterem. Temat dotyczył pytania, czy można znów bezpiecznie posłać dzieci do szkoły. Użyto form: uczennice i uczniowie, nauczycielki i nauczyciele. Ale równocześnie: lekarze, politycy, naukowcy. Czyżby miało to coś wspólnego ze statusem‽ Tymczasem zrównoważona językowa reprezentacja kobiet i mężczyzn w używanych w sferze publicznej określeniach zawodów wpływa na to, czy dziecko uwierzy w swoje szanse na przyszłość zawodową w danej dziedzinie.
Mateusz i Matylda
Klasycznym i niestarzejącym się hitem wśród długookresowych badań dotyczących płci, który w prosty sposób obrazuje moc języka i percepcji, jest tak zwany _Draw-a-Scientist Test_. Od ponad pięćdziesięciu lat przeprowadza się eksperyment, w którym dzieci w wieku od pięciu do dwunastu lat, zazwyczaj żyjące w krajach anglojęzycznych, dostają zadanie narysowania osoby zajmującej się nauką. I od pięćdziesięciu lat większość rysunków przedstawia mężczyzn w fartuchach laboratoryjnych. Typowe „akcesoria”, takie jak książki, próbówki czy po prostu okulary, częściej można natomiast zobaczyć na obrazkach przedstawiających naukowczynie, zupełnie jakby rekwizyty te były konieczne, aby umieścić kobietę w naukowym kontekście14*. W pierwszej serii eksperymentów przeprowadzonych między 1966 a 1977 rokiem z pięciu tysięcy rysunków jedynie dwadzieścia osiem przedstawiało naukowczynie – wszystkie narysowały dziewczynki. Mniej niż 1 procent dzieci wyobrażało sobie zatem pod pojęciem _scientist_ kobietę, nawet wśród dziewczynek było to jedynie 1,2 procent. Z biegiem lat ten odsetek stale rośnie, a motorem zmian są dziewczynki. W 1985 roku już 33 procent ich rysunków przedstawiało kobiety, w 2016 roku – 58 procent, a zatem pierwszy raz więcej dziewczynek namalowało naukowczynię. (Chłopcy natomiast do dziś w dziewięciu na dziesięć przypadków rysują mężczyznę)8. Zanim jednak zaczniemy z entuzjazmem mówić o pozytywnej tendencji – jest pewien haczyk: im starsze dziewczynki, tym mniej spośród nich maluje naukowczynie, zupełnie jakby życie pozbawiało młode kobiety złudzeń i odbierało im wiarę w możliwość zrobienia kariery naukowej, którą miały jeszcze jako sześciolatki (70 procent namalowało kobietę). Choć przywołany eksperyment jest bardzo prosty, to dobrze ukazuje dominujące w społeczeństwie na przestrzeni lat stereotypy i postrzeganie ról. Również rzeczywista liczba naukowczyń wzrosła w ostatnich latach na całym świecie, choć nie tak znacząco jak ich reprezentacja na dziecięcych rysunkach – a poza tym znacznie się różniła w zależności od dziedziny: w naukach inżynieryjnych na przykład wynosiła w 2005 roku nadal tylko 28,4 procent9.
Do niewidzialności naukowczyń przyczynia się również to, _jak_ o nich mówimy. Co mają ze sobą wspólnego teoria ewolucji Darwina, zasady dynamiki Newtona, teoria względności Einsteina, prawa Mendla, a nawet kot Schrödingera? Wszystkie noszą imiona, a ściśle mówiąc nazwiska, swoich odkrywców. Dlaczego nie mówimy o radioaktywności Curie, rozszczepieniu jądra atomowego Meitner, modelu powłokowym Goeppert-Mayer czy podwójnej helisie DNA Franklin?
Dwóch ostatnich nazwisk sama wcześniej nie znałam. Musiałam skorzystać z wyszukiwarki, aby znaleźć dwie naukowczynie, które dokonały przełomowych odkryć. Rosalind Franklin jako pierwsza opisała podwójną helisę DNA i uwieczniła ją fotograficznie. W 1952 roku było to wielkie osiągnięcie, bo genetyka molekularna nie wyszła jeszcze z powijaków, DNA zostało dopiero co odkryte i nikt dokładnie nie wiedział, jak wygląda. Odpowiedź na to pytanie umożliwiła rozszyfrowanie komponentów, a tym samym zrozumienie budowy wszelkiego życia. Jednak mało kto poza wąskim kręgiem specjalistek:ów słyszał o Rosalind Franklin.
Nie tylko znamy nazwiska większej liczby mężczyzn, niektóre z nich stały się wręcz prawdziwą marką. Wystarczy nazwisko, a już przed oczami mamy zdjęcie i dokonania. À propos zdjęcia: kto nie zna wystawiającego język Einsteina, ikonicznego, jaskrawego obrazu Andy’ego Warhola? Natomiast portret fizyczki w jaskrawych kolorach…? Mnie nic nie przychodzi do głowy15*. To nie przypadek! Amerykańskie badania pokazały, że kiedy mówimy o osobach publicznych w trzeciej osobie, mamy skłonność do dwukrotnie częstszego wymieniania wyłącznie nazwisk mężczyzn, podczas gdy kobiety przywołujemy zazwyczaj z imienia i nazwiska10. W 2016 roku w USA odbyła się kampania wyborcza Trump kontra Hillary Clinton16*.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
1* Nietypowa kolejność? I dobrze, stopniowe przemiany zaczynają się od budowy zdań!
2* Swoją drogą również w biologii panuje zgodność co do tego, że dychotomia płci nie istnieje.
3* Występuje wiele przypuszczeń co do przyczyn tego efektu. Być może jest to kwestia kształtu, w jaki układają się usta podczas wypowiadania tych słów. Albo skojarzenia wyglądu liter z figurami, chociaż efekt ten można także zaobserwować wśród dzieci niepotrafiących jeszcze czytać.
4* Synonimy odwagi odwołujące się do rejonu męskich gonad występują przede wszystkim w językach europejskich, wyrażenie to znalazłam we francuskim, w hiszpańskim, portugalskim, angielskim, polskim i rosyjskim. W wietnamskim na przykład generalnie używa się znacznie mniej metafor związanych z narządami płciowymi.
5* Niemiecki czasownik _übermannen_ („ogarnąć, opanować, zmóc”) zawiera w sobie słowo _Mann_, mężczyzna, a etymologicznie związany jest prawdopodobnie z atakiem dokonanym przez oddział liczący wielu mężczyzn. Słowo „o-pan-ować” oczywiście nie w pełni to oddaje – przyp. tłum.
6* Czyli opieki nad domem i rodziny, bo w przeciwnym razie jest raczej karierowiczką albo kobietą wybraną ze względu na parytety.
7* Bo czy jakaś kobieta, która choć raz zastanawiała się nad pojęciem _power woman_, dobrowolnie poddałaby się takiemu bezsensownemu samookreśleniu‽
8* Generyczny rodzaj męski – rodzaj męski stosowany uogólniająco, a nie w odniesieniu do osób płci męskiej, na przykład do mówienia o grupach niejednorodnych płciowo lub o nieznanym składzie albo w nazewnictwie zawodów i funkcji, o czym niżej – przyp. tłum.
9* Chodzi tu o feministyczne zaangażowanie Marlies Krämer na rzecz równego traktowania płci w języku, zdaję sobie natomiast sprawę z tego, że wypowiada się w generalizujący, a tym samym fałszywy sposób o islamie, i czyni ją to w moich oczach problematyczną postacią, bo – jak wspomniałam – wierzę w intersekcjonalny feminizm, który nie toleruje żadnej dyskryminacji. Mimo to zdecydowałam się opisać jej oddolne zaangażowanie, ponieważ przygotowało ono drogę walkom, które prowadzimy dzisiaj.
10* Frakcja łącząca centroprawicową, chadecką Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną (Christlich Demokratische Union) i bliźniaczą partię działającą w Bawarii (Christlich-Soziale Union) – przyp. tłum.
11* Lewicowa, neoliberalna Sozialdemokratische Partei Deutschlands – przyp. tłum.
12* Używam tego określenia, ponieważ koń trojański nosił nazwę „Projekt ustawy o rozwoju prawa upadłościowego i naprawczego” i nikt mi nie wmówi, że brzmi to jak wielka genderowa rewolucja.
13* Co ściśle rzecz biorąc, nie jest prawdą, bo nie każda kobieta ma wulwę i waginę.
14* Choć może to wynikać również z tego, że rysunki wykonane przez dziewczynki zwykle przedstawiają więcej szczegółów niż te autorstwa chłopców.
15* Widziałam raz wprawdzie budkę z kiełbaskami curry __ z szyldem „Marie Curry”, co też podpada pod popkulturę, ale gra słów wykorzystana na potrzeby działalności gastronomicznej kontra sztuka warta miliony to jednak różne ligi.
16* Choć trzeba dodać, że Clinton sama posługiwała się w kampanii swoim imieniem, prawdopodobnie w celu zdystansowania się od dziedzictwa swojego męża, a równocześnie podkreślenia, że jest kobietą. W badaniu uzyskano jednak te same wyniki także wtedy, gdy kandydatkę wykluczono z obliczeń.ŹRÓDŁA
Inkluzywny wstęp
1 Caroline Criado-Perez, _Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn_, tłum. A. Sak, Kraków 2020.
2 Soraya Chemaly, _Rage Becomes Her: The Power of Women’s Anger_, New York 2018.
3 Audre Lorde, _The Uses of Anger_, „Women’s Studies Quarterly” 1981, dostępny także online: https://academicworks.cuny.edu/wsq/509 (dostęp: 2.02.2019). Wyd. polskie: _Użytek z gniewu: odpowiedź kobiet na rasizm_, w: tejże, _Siostra outsiderka_, tłum. B. Szelewa, Warszawa 2015.
4 David Graeber, _Utopia regulaminów. O technologii, tępocie i ukrytych rozkoszach biurokracji_, tłum. M. Jedliński, Warszawa 2016.
5 Katy Steinmetz, _She Coined the Term ‘Intersectionality’ Over 30 Years Ago. Here’s What It Means to Her Today_, „Time”, 20.02.2020, https://time.com/5786710/kimberle-crenshaw-intersectionality (dostęp: 3.08.2020).
Konstrukty językowe
1 Ernest Hemingway, _Śmierć po południu_, tłum. B. Zieliński, Warszawa 1999.
2 Lisa Irmen, Nadja Roßberg, _Gender Markedness of Language: The Impact of Grammatical and Nonlinguistic Information on the Mental Representation of Person Information_, „Journal of Language and Social Psychology” 2004, Vol. 23, s. 272–307, https://doi.org/10.1177/0261927X04266810 (dostęp: 6.06.2019).
3 Dagmar Stahlberg, Sabine Sczesny, _Effekte des generischen Maskulinums und alternativer Sprachformen auf den gedanklichen Einbezug von Frauen_, „Psychologische Rundschau” 2001, Vol. 52, s. 131–40, https://doi.org/10.1026//0033-3042.52.3.131 (dostęp: 19.10.2020).
4 Luise F. Pusch, _Totale Feminisierung: Überlegungen zum umfassenden Femininum_, „Women in German Yearbook” 1988, Vol. 4, s. 1–14.
5 Anna Katharina Mangold, _Mitgemeint_, „Verfassungsblog”, 13.10.2020, https://verfassungsblog.de/mitgemeint (dostęp: 17.10.2020).
6 Christopher F. Schuetze, _Can a Bill Have a Gender? Feminine Wording Exposes a Rift_, „The New York Times”, 15.10.2020, https://www.nytimes.com/2020/10/15/world/europe/germany-gender-billlanguage.html (dostęp: 17.10.2020).
7 Nele Pollatschek, _Gendern macht die Diskriminierung nur noch schlimmer_, „Der Tagesspiegel”, 30.08.2020, https://www.tagesspiegel.de/kultur/deutschland-ist-besessen-von-genitaliengendern-macht-die-diskriminierung-nur-noch-schlimmer/26140402.html (dostęp: 17.10.2020).
8 Youki Terada, _50 Years of Children Drawing Scientists_, „Edutopia”, 22.05.2019, https://www.edutopia.org/article/50-years-children-drawing-scientists (dostęp: 5.08.2020).
9 _Women, underrepresented minorities, blacks, and Hispanics in S&E and all occupations: 2017_, National Center for Science and Engineering Statistics, „National Science Foundation”, https://ncses.nsf.gov/pubs/nsb20201/u-s-s-e-workforce#figureCtr874 (dostęp: 18.12.2020).
10 Stav Atir, Melissa J. Ferguson, _How Gender Determines the Way We Speak about Professionals_, „PNAS, Proceedings of the National Academy of Sciences” 2018, Vol. 115, s. 7278–7283, https://doi.org/10.1073/pnas.1805284115 (dostęp: 28.08.2020).