Patrzący jasno. 25 szkiców o niezbędności czytania poezji - ebook
Patrzący jasno. 25 szkiców o niezbędności czytania poezji - ebook
Czytelnicze wybory Stali nie są pogonią za tym, co najnowsze, a w domyśle: poprzez samą swą nowość – najlepsze. Są nieśpiesznym wędrowaniem, nad którym unosi się proporzec wierności, wędrowaniem oznaczającym niejednokrotnie powrót do tych samych, ale coraz inaczej i coraz pełniej rozumianych autorów. Bywał Stala odkrywcą i komentatorem poetów wchodzących na scenę życia literackiego: Bronisława Maja, Jana Polkowskiego, Marcina Świetlickiego czy Artura Szlosarka, z maestrią pisał o dojrzałej i arcydzielnej twórczości Wisławy Szymborskiej i Ryszarda Krynickiego, z pewnością jednak na jego osobistym firmamencie najtrwalej i najjaśniej świecą gwiazdy Adama Mickiewicza, Bolesława Leśmiana i Czesława Miłosza. (…) Zapisany w esejach Mariana Stali sposób myślenia jest zobowiązaniem do skupienia, którego nie może zabraknąć w życiu, jeśli ma ono zostać uznane za pełne.
Ze wstępu Andrzeja Franaszka
Marian Stala to godny sukcesor swoich znakomitych mistrzów: Kazimierza Wyki, Jerzego Kwiatkowskiego i Jana Błońskiego, uczony i krytyk o krystalicznym umyśle, jak nikt inny potrafiący przeniknąć najdelikatniejszą tkankę wiersza, odsłonić wszystkie jego pokłady, ukryte sensy i „światoodczucie” czytanych wnikliwie poetek i poetów. Przez kilka dekad uważnie obserwował ewolucję polskiej poezji, stawiał trafne diagnozy i ustanawiał hierarchie. W redagowanym przez nas wspólnie w latach 90. „NaGłosie” właśnie dzięki jego nieomylnemu słuchowi ukazywały się wiersze – często debiuty – czołowych dzisiaj twórców naszej poezji. Lektura jego tekstów to wielka lekcja skupienia, mądrości i wrażliwości, prawdziwa, jakże rzadka dzisiaj – w czasach chaosu i nadmiaru słów – duchowa przygoda.
Jerzy Illg
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6602-5 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
Czytanie poezji to szczególna przygoda duchowa, to poszukiwanie momentu olśnienia, w którym świat byłby dany zupełnie, do końca… W tej myśli ukryte jest wartościujące przekonanie: wiersz tym jest większy, im intensywniejsze wywołuje olśnienie. To zaś sugeruje, iż lektura ma pewien cel ostateczny. Jest nim przedarcie się przez setki książek, fraz, wierszy – do punktu, który w konkretnym (estetycznym, egzystencjalnym, metafizycznym) doświadczeniu stanowi centrum poezji, centrum ujmowania świata w słowo… Do punktu wprowadzającego swoisty ład we wszystko, co było i będzie przeczytane, będącego absolutnym lekturowym odniesieniem.
Zapewne: ta myśl wydać się może trochę naiwna… Istnieje nieskończenie wiele indywidualnych kształtów losu i dróg prowadzących do sensu życia, istnieje wiele wartości wzajem nieporównywalnych – czy można je redukować do jakiegoś hipotetycznego centrum, do kilkunastu fraz, kilkudziesięciu wersów? Odpowiem: te zastrzeżenia są sensowne. Nawet w indywidualnym doświadczeniu poezji istnieć może kilka niezależnych od siebie punktów centralnych. Istotne jest jednak to, że owe punkty niczego nie mają redukować i nie redukują. Przeciwnie: pozwalają widzieć dalej, głębiej, wzbogacają swym blaskiem dziesiątki uboższych poetyckich fraz… Dlatego opłaci się trud ich poszukiwania, a myśleniu o nich warto poświęcać nie chwile, lecz – lata.
2
Zapytany o najbardziej intensywną przygodę duchową, wywodzącą się z kręgu polskiej poezji, mógłbym bez wahania wskazać kilka arcydzieł słowa. Byłyby wśród nich trzynastozgłoskowce Kochanowskiego, zwrócone do Boga:
Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
I byłyby frazy Słowackiego, rozpamiętującego sens ludzkiego istnienia i samotności w świecie. Jak w _Samuelu Zborowskim_:
Gdy wyrośniesz na człowieka,
Staną ci sny… jak liczny wróg,
I stworzysz świat… jak tworzy Bóg…
Ale nie świat realnych scen,
Lecz nikły świat – jak ze snu – sen
– jak w jednej z pieśni _Beniowskiego_:
Bóg sam wie tylko, jak mi było trudno
Do tego życia, co mi dał, przywyknąć;
Iść co dnia drogą rozpaczy odludną;
Co dnia uczucia rozrzucać, czuć, niknąć.
I byłby tam z pewnością któryś z wierszy Norwida, _Eliasz_ Leśmiana i _Świat_ Miłosza…
Przede wszystkim jednak wskazałbym cztery brulionowe wiersze Mickiewicza: _Snuć miłość_, _Nad wodą wielką i czystą_, _Gdy tu mój trup_, _Polały się łzy me czyste._ To właśnie liryki lozańskie, widziane od strony odczuwania świata i mówienia o nim, są dla mnie – jak dla wielu – centralnym punktem „żyjącej historii”, najistotniejszą perspektywą patrzenia na współczesność polskiego słowa.
3
Czy można przekazać własne olśnienie? Pewno nie… choć można je (z konieczności – krótko i prosto) przybliżyć.
Szczególny blask liryków lozańskich wynika być może – to najprostsze z wyjaśnień – z tego, iż one same są zapisami momentów olśnienia, iż mają strukturę „widzenia”, nagłego wewnętrznego odsłonięcia obrazu świata i miejsca w nim konkretnego, czującego i myślącego podmiotu.
W wierszu _Polały się łzy_ jako obraz zjawia się linia dotychczasowej egzystencji przeżywającego, od dzieciństwa po „wiek klęski”. W _Gdy tu mój trup_ cielesne bytowanie podmiotu zostaje gwałtownie przekreślone (jako istnienie „trupa”), a na jego miejscu zjawia się „Piękniejszy kraj niż ten, co w oczach stoi”. W najpiękniejszym ogniwie cyklu nazwane wprost widzenie świata zewnętrznego („Tę wodę widzę dokoła…”) pozwala dotrzeć do istoty rzeczywistości i najgłębszego pierwiastka własnej duszy symbolizowanego przez „wodę wielką i czystą”. Wreszcie – w _Snuć miłość_ momentalne doświadczenie odsłania poprzez sekwencję obrazów fundamentalny nakaz, którego spełnienie buduje (czy: odbudowuje) duchowość i pozwala osiągnąć „moc” jednoczącą ze światem i zbliżającą do Boga…
Momentalność zapisanych w lirykach lozańskich doznań wiąże się z niezwykłą koncentracją (a stąd też: intensywnością) przeżywanych treści. _Polały się łzy –_ to, wedle znakomitej formuły Adama Ważyka, „życie całe ujęte w jedną frazę”. Podobnie da się opisać wiersz _Snuć miłość_: cała ziemska droga człowieka zamknięta zostaje w jednej, zwielokrotnionej czynności – w służbie miłości, która zmienia się w pamiętaną z _Boskiej komedii „_Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy”… _Nad wodą wielką i czystą –_ istota rzeczywistości zastąpiona zostaje jednym, prostym – choć niewyczerpanym – symbolem…
Dalej: koncentracja przeżywanych treści wzmacnia poczucie wewnętrznej jedności podmiotu, potęguje gest poszukiwania przezeń prawdy o sobie. Liryki lozańskie nazwać można bez przesady poezją tożsamości – tak silnie, tak natrętnie brzmi w nich pytanie o sens jednostkowego istnienia, tak całkowicie przyjmowany jest w nich kształt losu i rzucone przez ten los wyzwanie…
Dopiero tu znajdujemy się w pobliżu spraw naprawdę istotnych: siłą lozańskich wierszy jest powaga i rozległość budowanej przez nie sytuacji duchowej. Jej zasadniczym elementem jest odnalezienie w sobie odwagi szukania i mówienia prawdy, bez żadnego wyraźnego punktu oparcia…
Prawda, odnajdywana i pokazywana w lirykach, zdaje się wyjątkowo wielokształtna, pełna napięć i sprzeczności. Jest tak zwłaszcza wtedy, gdy czytamy je i rozważamy obok siebie, jednopłaszczyznowo. Trochę inaczej brzmi ta prawda, gdy spojrzymy na te wiersze jako na zapis procesu wewnętrznej przemiany. Odwaga szukania prawdy (bycia w prawdzie) okaże się wówczas najpierw odwagą odsłaniania własnej przegranej z losem, odwagą destruowania własnego życia. Odrzucone zostaje dzieciństwo „sielskie, anielskie”, młodość „górna i durna” i „wiek męski, wiek klęski”. Pozostaje egzystencja ogołocona ze wszystkiego, zanurzona w ciszy… Prawda takiego odrzucenia dotychczasowego życia jest dotkliwa i chłodna: nie ma w niej nic z litości nad samym sobą, nie ma nawoływania do współczucia. Łzy „czyste, rzęsiste” wzmacniają tylko dystans wobec przeszłej egzystencji, oczyszczają (i pustoszą) pamięć…
Drugie stadium procesu jest jeszcze boleśniejsze. Dotarcie do prawdy o sobie wiąże się w nim z odwagą odsłaniania własnej nicości. Nicości doczesnej egzystencji, która tylko wydaje się realna: „Gdy tu mój trup pośrodku was zasiada…”. Ten obraz nie jest barokowym konceptem. Jest w nim jakaś nad-słowność burząca zdroworozsądkowe iluzje. Ta prawda bolesna i burząca odsłania jednak perspektywy prawdy innej: ocalającej. Poza trupią rzeczywistością, powiada Mickiewicz,
Jest u mnie kraj, ojczyzna myśli mojej,
Piękniejszy kraj niż ten, co w oczach stoi,
Tam, wpośród prac i trosk, i wśród zabawy,
Uciekam ja.
Podobna, choć z innej strony pokazywana, perspektywa obecna jest w _Nad wodą wielką i czystą._ Odkrycie przemijania nie prowadzi tu do zupełnej negacji, odrzucenia świata, który w tym przemijaniu jest zanurzony. To, co zmienne, poddane ruchowi, kieruje tu w stronę zasady rzeczywistości: wiecznie przepływającej i wiecznie trwającej – jak woda. Parafrazując Miłosza: moment wieczny jest tu podjęty (i wyprowadzony) z ruchu…
W końcu zaś: w wierszu _Snuć miłość_ (pojawiającym się tu jako zwieńczenie procesu) nastawienie na prawdę jest zastąpione przez czynienie dobra. Ta czynna prawda, równoważna miłości – jest nie tylko ocalająca, lecz też budująca i wyzwalająca.
Jak widać, liryki lozańskie można przeczytać tak, iż będą one przedstawiały sytuację duchową (drogę ducha) równie rozległą jak w arcydziele Dantego: od pobytu w ziemskim piekle, poprzez czyściec – po horyzont wewnętrznej (auto)-deifikacji – „A w końcu będzie (moc twa) jako moc Stwórcy stworzenia”… Zapewne, można wymyśleć wiele argumentów na rzecz takiego „pozytywnego” (zakładającego możliwość przejścia od stanu wewnętrznej pustki do napełnionego sensem „nowego życia”) odczytania Mickiewiczowskiego cyklu; nie sposób jednak wykazać, że jest to odczytanie konieczne. (To samo dotyczy oczywiście odczytania odwrotnego: od pełni do pustki). Nie zmniejsza to siły i rozległości budowanej przez Mickiewicza sytuacji duchowej. Raczej: zwiększa jej dramatyczność. Droga ducha pozostaje wiecznie otwarta, prawda o sobie i świecie – trwa jako nieustanne zadanie…
4
Wraz z sytuacją duchową, dramatyczną, zmuszającą do samookreślenia, olśniewa w lozańskich wierszach coś jeszcze: pejzaż ewokowany przez wiersz _Nad wodą wielką i czystą…_ Ten pejzaż wykreowany jest jednym gestem wyobraźni, kreślącej linie poziomo i pionowo:
Nad wodą wielką i czystą
Stały rzędami opoki
– i zdaje się zarazem czymś zupełnie od wyobraźni niezależnym, istniejącym poza nią. Jest abstrakcyjny, zgeometryzowany, zbudowany kilkoma kreskami – lecz także bardzo konkretny, masywny, czerpiący swą jednostkowość z niepowtarzalności podmiotowego przeżycia, z samej tożsamości podmiotu. Jest wewnętrzny i zewnętrzny, prosty i tajemniczy… Skąd ta wieloznaczność? Być może: z niesłychanie rzadkiej umiejętności dostrzegania w jednostkowym – symbolicznego i archetypicznego.
Mickiewicz stworzył swą „wodę wielką i czystą” przez transpozycję konkretnego, nad-lemańskiego pejzażu. Sądzę tak nie dlatego, iż jego wiersz powstał w Lozannie, i nie dlatego, iż pisał do kogoś z przyjaciół: „Okno mam z mego pokoju na jezioro Leman”… Sądzę tak dlatego, iż autor _Pana Tadeusza_ miał niezwykłe poczucie realności (więc też konkretności i jednostkowości) i wyżej stawiał to, co istnieje, od tego, co tylko wymyślone. A zatem: pisząc, widział Leman, lecz starał się nie tyle opisać go – jak to uczynił przed nim Krasiński – ile uchwycić w pejzażu to, co najmocniej nasycone autentycznym istnieniem. Takie spojrzenie przyniosło szczególny rezultat: to, co najważniejsze, znalazło się na granicy widzialnego, dało się określić tylko poprzez jakości zarazem zmysłowe i symboliczne – jako „woda wielka i czysta”. W ten sposób nad-lemański pejzaż zachował swą przedmiotową tożsamość – i przekroczył ją… odsłaniając się w momencie olśnienia (przedłużanym w akcie kontemplacji) jako wewnętrzny pejzaż, związany z duchową sytuacją poszukiwania tego, co pewne, co może ugruntować egzystencję pozbawioną podstaw w materialnym, dostępnym zmysłom świecie…
I takim właśnie szczególnym miejscem są wody Lemanu dla każdego, kto trafi na wiersz Mickiewicza. Miejscem nie tak istotnym dla zbiorowej wyobraźni jak Mickiewiczowska Litwa, polski raj, ale pobudzającym do szczególnego i głębokiego namysłu nad światem. Bez brzegów Lemanu, bez wyobraźniowych powrotów do nich – nie byłoby ważnego (egzystencjalnego i metafizycznego) tonu polskiej poezji…
5
Interpretatorzy liryków lozańskich (myślę zwłaszcza o Marianie Maciejewskim, autorze najgłębszego do nich komentarza) wskazywali kilkakrotnie na ślady ich obecności we współczesnej polskiej poezji, szczególną przy tym uwagę poświęcając twórczości Miłosza. Zdaje się jednak, że lista tych, u których znaleźć można echa „lozańskiej rzeczy”, znacznie się w ciągu ostatnich dziesięcioleci rozszerzyła…
Są wśród nich poeci wielu pokoleń i różnych orientacji myślowych. Zapewne też – różna jest poetycka i myślowa waga, funkcja i ton tych nawiązań. Nie mówiąc o stopniu ich rozpoznawalności…
Jedne odwołują się do egzystencjalnej tonacji liryków, do odczucia klęski i spustoszenia. Tak jest choćby we wstrząsającej _Buchalterii_ Aleksandra Wata – w której woda wielka i czysta przybiera postać „czarnych wód”:
Płaciłem. Za wszystko. Ciałem i duszą moją.
I płynąc pod czarnym sklepieniem
i śledząc odbicie, na czarnych wodach, przewoźnika,
jego wysiłków, tak regularnych, rozmachu czarnych wioseł,
myślę ze ściskiem serca o bólach, które mnie jeszcze czekają.
Inne – są dalekim echem metafizycznej problematyki cyklu Mickiewicza. Jak piękna i niepokojąca _Przystań_ Adama Ważyka, kontemplująca poprzez fenomen odbicia w „niezamąconej wodzie” problem tożsamości nie podmiotu jednak – lecz przedmiotu:
Niezamącona woda u przystani
czarnym grzebieniem odtwarza dziób statku
Tu każda rzecz przyznaje się do siebie
wysoki brzeg na nim zmurszałe mury
żelazna brama ogrodu zamknięta
i pałająca na samotnym krzewie
różowa róża rozkwitła tożsamość.
I jeszcze: są wśród tych wierszy takie, w których Mickiewiczowskie motywy i sytuacje pojawiają się wprost – jak u Bronisława Maja:
już nikt nie może
mnie dotknąć, zranić, ocalić. Nikt
nigdy, nikomu. Unoś mnie, wodo
wielka, z tej ciemności i pustki
w pustkę i ciemność.
I są wiersze inne, w których nawiązania są ukryte, dalekie. (Tak można by odczytywać motywy „przezroczystości” i „bieli” w poezji Jana Polkowskiego, który zresztą napisał kiedyś wiersz bezpośrednio rozważający toposy lozańskiej poezji). Wszystkie te wiersze raz jeszcze potwierdzają, utrwalają sformułowany poprzednio domysł: nad-lemańskie olśnienia Mickiewicza istnieją nie tylko w pamięci czytelników, lecz także w wyobraźni wciąż nowych poetów. Myślenie o lozańskich lirykach jest więc także sposobem rozumienia i porządkowania współczesnej nam poezji…
Styczeń 1988