- W empik go
Pensjonarki - ebook
Pensjonarki - ebook
Trzy opowiadania z życia pensjonarek: „Z pamiętników pensjonarki”, „Pieszczocha” i „Wypracowanie”. Autorka przenosi nas w czasy młodości i mimo, iż opowiada o innej epoce, podobieństwa do współczesności, do tego co sami przeżywaliśmy będąc uczniami, są ogromne. Czyta się te książeczkę z nostalgią, a może niejednemu z czytelników trakcie lektury łezka się w oku zakręci? Zbiorek naprawdę godny polecenia. Każdy go przeczyta z prawdziwą przyjemnością wspominając własne szkolne przygody i perypetie. Polecamy!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-110-6 |
Rozmiar pliku: | 712 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mama wstała wzruszona, uściskała mnie serdecznie i wyszła prędko z pokoju, zamykając drzwi za sobą, zanim ja opatrzyłam się, że to chce uczynić, bo miałam głowę spuszczoną i łzy zasłaniały mi oczy.
Ale usłyszawszy zamknięcie drzwi, zrozumiałam, że mama mnie odeszła, a skoro znalazłam się sama w salonie na pensji pani X. zrobiło mi się tak smutno, tak straszno, że ja także rzuciłam się do drzwi. Chciałam mamę koniecznie choć raz jeszcze zobaczyć i pocałować; pobiegłam do drzwi, chwyciłam za klamkę, ale w tej chwili drzwi się otworzyły i ujrzałam w nich siostrę pani X. pannę Bronisławę, która była nauczycielką na pensji. Nie zważałam na to, serce biło mi gwałtownie, wszystkie pulsy drgały, zdawało mi się, że umrę, jeżeli mamy nie zobaczę więcej. Tymczasem panna Bronisława stała we drzwiach, i nie myślała wcale ustąpić mi miejsca, przeciwnie, patrzała na mnie spokojnie i poważnie, chociaż łagodnie.
- Ja chcę mamy, zawołałam, usiłując przecisnąć się koło niej - proszę, puść mnie pani.
Pożegnanie z mamą trwało już bardzo długo, parę razy mama wychodziła, a ja zawsze swoim płaczem, zmusiłam ją do powrotu.
Mama twoja musi odjechać, Ksawerko, odparła panna Bronisława, wiesz przecie, że kolej nie czeka.
W tej chwili bardzo mało obchodziła mnie kolej; przeciwnie, przyszło mi na myśl, że jeśli mama na ten pociąg się spóźni, to zabawi parę godzin, a może i cały dzień dłużej, więc zamiast się uspokoić, wołałam głośniej, z całą rozpaczą, jaką czułam w tej chwili.
- Ja chcę mamy, ja chcę mamy!
I zgorączkowana, z całych sił odpychałam pannę Bronisławę, żeby się raz z tego pokoju wydostać, bo za nim był przedpokój, a mama mogła tymczasem wyjść na schody, może na ulicę i już nie mogłabym jej zatrzymać.
Panna Bronisława wzięła mnie za rękę.
- Ksawerko, jesteś już duża dziewczyna, masz osiem lat, powinnaś być rozsądną.
Słowa te wydały mi się bardzo dziwne, w domu przecież wszyscy uważali mnie za dziecko i mówili, żem bardzo maleńka. Chciałam to powiedzieć pannie Bronisławie, ale przyszło mi na myśl, że mama tymczasem odejść gotowa, więc nie tracąc czasu na próżno, wołałam znowu.
- Ja chcę mamy! ja muszę mamę zobaczyć.
I mówiąc to płakałam, ale moje łzy nie robiły wielkiego wrażenia na nauczycielce, nie puszczała mojej ręki, podniosła mi głowę do góry, i zmusiła prawie, bym na nią patrzała.
- Ksawerko! wyrzekła, sądziłam, że jesteś rozsądną i dobrą dziewczynką, że kochasz twoją mamę, widzę jednak, żem się omyliła.
Jak to! ja nie kochałam swojej mamy, ja, co właśnie krzyczałam z całych sił, żeby ją jeszcze zobaczyć. Te słowa doprowadziły mnie do ostateczności i jakkolwiek panna Bronisława, wzbudzała we mnie pewną bojaźń pomimo swojej zwykłej słodyczy, szarpnęłam ręką, którą ona trzymała i rzuciłam jej wyzywające spojrzenie.
- Mamy! ja chcę do mamy, wołałam, tym głośniej, że widziałam, jaka mi się dzieje niesprawiedliwość.
Ale ręka panny Bronisławy była daleko silniejsza od mojej.
- Ty, widzę, mówiła, nie wiesz, co to znaczy kochać.Pieszczocha
Na pewnej pensji w klasie drugiej odbywała się lekcja geografii.
Panna Helena opowiadała ciekawe rzeczy o biegu Wisły i jej dopływach, miejscowościach które przerzyna, mieszkańcach tych miejscowości, nawet potrąciła o wspomnienia historyczne. Każde dziecko zna tę rzekę, a nawet z okna zakładu pani Lickiej pensjonarki mogły widzieć jej szare nurty, pomimo to kilkadziesiąt par oczek niebieskich, siwych, czarnych i piwnych wpatrywało się w pannę Helenę jak w tęczę, bo przy tym umiała ona tak ślicznie i zajmująco wykładać, że słuchano ją zawsze uważnie, choćby nawet mówiła o najobojętniejszych rzeczach, a cóż dopiero, gdy opowiadała o Wiśle.
Na zakończenie panna Helena zacytowała parę wierszy z Flisa Klonowicza, jak to: „Bug z Wołynia i siostra jego Narew z Podlasia przybyli razem do Nowego Dworu” ażeby służyć Wiśle. Uśmiechały się wówczas te, które znały Bug, albo Narew, jak uśmiechały się przy wspomnieniu Sanu lub Dunajca te znów, które nad tymi rzekami mieszkały.
Wrześniowe słońce przedzierało się przez szare rolety, zawieszone u okien, i koleją przez szpary rozświetlało jaki kawałek ławki, jaką płową lub czarną główkę, aż wreszcie swawolić zaczęło ze złotymi włosami Mani Radzickiej. Pomiędzy całą klasą, słuchającą z największą uwagą, wyróżniała się ta świeżo przybyła pensjonarka.
Widocznie nie myślała ona o tym, co mówiła panna Helena, bo na jej twarzyczce tkwił wyraz znudzenia i zadąsania.
Panna Helena, uważnym wzrokiem śledząc swoje uczennice, dostrzegła to zapewne, bo zapytała jej:
- A ty, Radzicka, czy znasz jedną z rzek, o których mówiłam?
Głos jej był łagodny i przyjazny, a oczy zachęcały dziewczynkę do odpowiedzi, ale Mania spuściła głowę.
- Radzicka, Maniu Radzicka - powtórzyła równie przyjaźnie panna Helena - ty przecież jesteś z okolic Tarnopola; czy to być może, byś nie znała żadnej z rzek, o których mówiłam?
Spoglądała na dziewczynkę - ta milczała, tylko usta jej wydęły się kapryśnie. Mania wydawała się bliską płaczu.
- No, odpowiedz-że - wyrzekła znowu nauczycielka.
- Ja nie wiem - bąknęła wreszcie Mania.
- Jak to nie wiesz? Nie przebywałaś jakiej rzeki, jadąc do Krakowa? Czy jechałaś nocą? Czyś tylko nie uważała? To się często zdarza, ale trzeba odpowiedzieć.
Znowu było milczenie, a potem Mania odparła jeszcze niewyraźniej:
- Nie wiem.
- To żadna odpowiedź, nalegała panna Helena; no, w jakiż sposób przybyłaś do Krakowa, czy koleją?
- Nie wiem - ciszej jeszcze szepnęła.Wypracowanie
Zaraz po dzwonku otwarły się drzwi piątej klasy na pensji pani S. i wszedł nauczyciel polskiego, pan Horyński. Klasa była liczna, jednak pomiędzy trzydziestoma blisko uczennicami, które ją składały, ani jedna twarzyczka nie zachowała obojętnego wyrazu. Wszystkie uśmiechały się, wszystkie oczy zabłysły i można było pomyśleć, że siwa głowa pana Horyńskiego dobrotliwa i mądra zarazem była promieniem słońca wśród dnia pochmurnego. Szedł powoli ku katedrze, a idąc obrzucał wzrokiem wszystkie ławki, jedną za drugą, i spoglądał na dziewczątka z takim uczuciem, jakby to były jego własne dzieci.
Uczył ich już lat kilka. Wzrastały, rozwijały się pod jego kierunkiem, znał doskonale usposobienie, zdolności, charakter każdej z nich. Wiedział, że Lutka Bolińska chociaż rumieniła się po uszy i jąkała kiedy ją było wyrwać, umie lekcje doskonale, tylko trzeba ją ośmielić. Nie tak jak Reginka Wister, która nieustannie wysuwa się naprzód, o niczym nie wątpi, unosi się tylko na ławce by zwrócić na siebie uwagę, szepcząc z błagalnym spojrzeniem: „Ja powiem, ja, ja” a gdy ją zapytać, najczęściej odpowiada ni w pięć ni w dziewięć. Wiedział, że Józia Palczyńska jest niepoprawną gadułą, mówi nieoględnie co tylko jej ślina przyniesie na język, i często tym sposobem sobie i drugim przykrość uczyni, że Bronia Szarska miała równie dobre serce jak głowę, myślała zawsze o drugich, nigdy o sobie.
Pan Horyński miał doskonałe oczy, słuch równie doskonały, dostrzegł zaraz, gdy która panienka przy wydawaniu odczytywała książkę lub kajet, rozłożony przez usłużną koleżankę w odpowiednim miejscu; pochwycił zaraz szept podpowiadania i wiedział z góry która go najwięcej potrzebuje i która najlepiej tę czynność wykonywa.
Zdarzyło się raz, że Zosia Lutkowska bez omyłki wyrecytowała lekcję, którą kładła jej w ucho siedząca za nią Bronia Szarska. Pan Horyński słuchał z uśmiechem, ale potem powiedział z najzimniejszą krwią:
- Dobrze, bardzo dobrze, panno Szarska, należałaby ci się piątka, gdyby do ciebie zwrócone było pytanie, ale panna Lutkowska zasłużyła na jedynkę, widocznie nic a nic nie umie, skoro pozwoliła się w odpowiedzi wyręczyć.