- W empik go
Perepietyha (Prześpiewna) kniahini na Ukrainie w czasach Skolotów, Sarmat, Fenicyan i Jeremiego Proroka - ebook
Perepietyha (Prześpiewna) kniahini na Ukrainie w czasach Skolotów, Sarmat, Fenicyan i Jeremiego Proroka - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 569 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Minął rok cały. Skoloty nie wrócili. Żony ich i siostry i córki wyglądały daremno, wpatrując się w step albo na morze ku brzegom azyjskim. Niewolnicy wiernie pełnili służbę, paśli tabuny i stada, znosili wełnę i skóry. Syndowie orali w polu, siali proso, jęczmień i pszenicę, jak siewali u siebie, i darzyło im się, tak jak ongi darzyło im się w Syndyi. Skolotki przywykały do strawy zbożowej, a Madiesowa nawet mało co mięsa jadała, synek zaś jej, którego powiła i już odłączyła, nie chciał ani rusz mięsa surowego, które mu babka stara w usteczka kładła; krzyczał, rzucał się i wyciągał rączęta do matki, by mu dała kawałek placka maczanego w mleku. Matka dawała, całując go, a babka gniewała się, wróżąc, że będzie niewieściuchem, niedołęgą.
Mijał rok trzeci, Skolotów jak nie widać, tak nie widać. Niewiastom zaczyna się przykrzyć, starcy niepokoją się, bo niewolnicy poglądają jakoś śmielej, a mołodyce i dziewoje częściej i poufniej rozmawiają z nimi. Gdy starzec który pogrozi nahajką, to się śmieją niewolnicy i dziewuchy. Matka Madiesowa pięścią grozi i zębami zgrzyta.
Zatoka morska niedaleka niezmiernie obfitowała w ryby, przeto Fenicy nazwali ją Nun-phaik (nun, ryba, phaik, zamożny). Lubili oni tam uczęszczać, ale przez dwa roki już nie zjawiali się, z bojaźni Skolotów. Naraz przypławiają ich okręta, rybacy zapuszczają sieci w morze, a kupcy na lądzie rozkładają kupią swą, przywabiając kupujących.
Madiesa matka stara niespokojna o syna, posłała w darze baranów kilka z żądaniem, by kupiec przybył z kupią swą do namiotu, rozłożonego zdala od kosza, ale też i zdala od morza; posłowie mieli pozostać zakładnikami bezpieczeństwa. Ubezpieczona, przybyła w otoczeniu niewolników syndyjskich, którym rozkazywał białobrody i poważny stryj Madiesa, uzbrojony w siekierę i nahaj potężny.
Fenicyanin z uniżonością kupiecką przywitał gości i okazywał rozłożoną kupią, ale stara przerwała mu, mówiąc:
– Kupię i wiele zakupię i dam ci zysku jakiegoś nie miał nigdy, jeno pierw odpowiedz mi na moje pytania. Najpierw zkąd jesteś? jakie ziemie przebyłeś? jakich ludzi widziałeś w podróży?
– Jestem z Fenicyi, kupczę z Egiptem i Babilonem. Teraz nie byłem daleko, tylko w ziemi Togormo (Armenia), u źródeł rzeki Hufra (Eufrat). Togormo kupce pierw docierali do Lydyi, przywożąc kupią babilońską i indyjską, łatwiej było holować rzeką Halis, ale jak Kimr rozpoczęli tę wojnę nieszczęsną, muszę łazić po górach i skałach i z wielkim trudem dobijam się do korabi na rzece Czoruk, którą pławię w Czoryk morze, a to wszystko, aby uniknąć tych Kimrów.
– Kędyż oni są, te Kimry?
– W Synopie, gdzie byli przedtem; dostali się tam obłazami nadmorskiemi przez wysokie góry, a wasze Skoloty nie wiedzieli o tem i popędzili dalej aż do Kaspiku, aby obejść góry. Nie byliby moie obeszli, bo han umarł… na krosty…
– Han umarł!… słyszycie! han umarł!… – zawołała stara, a niewolnikom rozjaśniły się oblicza.
– Poczem Skoloty wybrali sobie hana innego…
– Nie wiesz, jak się zowie?…
– Wiedziałem… przypomnę sobie, bo mi go nazwał Targomos stary, co u was był w niewoli. Han zowie się jakoś… Ma… Madi… co ma za żonę hanową siostrę…
– Madies?
– Tak, tak, Madies, Madies!… han przódy umarł, potem jego żona i dziecko…
– Madies hanem! słyszycie, Madies hanem! mój syn hanem! bo han umarł i żona i dziecko i wszyscy, a mój syn hanem! ja matka hana… ja matka hana!…
Tak raz po raz wołała stara, klaskając w ręce i podskakując z radości, a niewolnicy spojrzeli po sobie i mimowoli spojrzeli na nahaj Skoloty starego i posmutnieli, bardzo posmutnieli.
– Stryj Madiesa, zgorszony tą pustotą bratowej, pytał dalej:
– A gdzież oni teraz?
– Ormianie bacząc moc nieprzeliczoną, bo ciągle przybywały im posiłki, zgodzili się dać okup i otworzyć żelazne wrota nad morzem. Hanowi dali za żonę najpiękniejszą z góralek, którą sobie wybrał i ma z nią już synka, na imię mu Nobos, widział go stary on Torgomos, jeniec wasz i opowiadał mi. Za Żelaznemi wrotami nadmorskiemi zastąpiło im wojsko Medów z królem swym Astybares, lecz nie sprostali! rozbici w puch! Skoloty zajęli step nadmorski, gdzie rośnie oliwa, a samych królewskich koni pasło się 50.000. Tam zalegli, koszem, jedzą, piją, dobrze im się dzieje… Mają zdobywać miasta wszystkie na północ Araratu (1). Ale to potrwa długie lata, bo to grody krzosane w skałach wysokich…
Opowiadanie przerwała matka Madiesa, wołając:
– Ja, matka hana! ja, matka hana!… Pokaż, co masz na przedaj, dam ci złota, srebra, koni, owiec, wełny, skór.
– Oto płaszcz babiloński, prześliczny, a tu fenicki purpurowy w kwiaty śliczne, roboty sydońskiej. Za garstkę złota dam je obadwa, a bardzo wspaniałe, jak prawdziwa królowa będzie w nich wyglądać matka wielkiego hana Skolotów (2).
– Dawaj… masz!
– A tu mam korale, takie czerwone i piękne, jak ów kwiat, co się zowie panem niebios, po naszemu balsamin… Bardzoby zdobiły piękną szyję matki hana. Dam za uncyą złota.
– Dawaj… masz!
– A ten kobierzec… W Persyi tkali go mędrkowie, co to potrafią, aby na nim spoczęła królowa jaka. Dam go za dwie uncye.
– Dawaj… masz!