Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pięć minut terapii - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Pięć minut terapii - ebook

TA KSIĄŻKA TO TWÓJ KIESZONKOWY TERAPEUTA

Kim jestem? Co tak w ogóle oznacza przerażające stwierdzenie „Po prostu bądź sobą”? Czym właściwie jest bycie „autentycznym”? Te ważne pytania mogą być naprawdę przytłaczające.

Odpowiedzi na nie pomoże ci znaleźć psychoterapeutka Sarah Crosby, która dzieli się doświadczeniem w formie przystępnych wskazówek i ćwiczeń. Znajdziesz tu informacje miedzy innymi na temat:

  • odkrywania siebie,
  • budowania więzi i tworzenia relacji,
  • życzliwych rozmów ze sobą,
  • rozpoznawania i działania wyzwalaczy,
  • wyznaczania granic.

Wystarczy, że krok po kroku wcielisz je do swojego życia, a odnajdziesz długotrwałe szczęście, pewność siebie oraz spokój w związkach i przede wszystkim w sobie.

Sarah Crosby – psychoterapeutka mieszkająca w Irlandii. Ukończyła z wyróżnieniem licencjat w dziedzinie archeologii i geografii na University College Dublin. Następnie przekwalifikowała się na humanistyczną terapeutkę integracyjną. W międzyczasie zaczęła tworzyć i publikować treści dotyczące zdrowia psychicznego na Instagramie jako @TheMindGeek. Bardzo szybko zdobyła wielu obserwatorów, aktualnie jej profil śledzi ponad 360 tysięcy osób. Jej celem jest tworzenie przystępnych i interesujących treści na temat zdrowia psychicznego.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-188-7
Rozmiar pliku: 5,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Cześć.

To ty! Jesteś tu.

Bar­dzo mnie to cie­szy.

Zapra­szam do _Pię­ciu minut tera­pii_. Pozwolę sobie zało­żyć, że zasta­na­wiasz się, kim jesteś, i szu­kasz prze­wod­nika, który uła­twi ci dal­sze pozna­wa­nie sie­bie. Rozu­mie­nie wła­snej osoby jest warun­kiem osią­ga­nia i pod­trzy­my­wa­nia szczę­ścia, pew­no­ści sie­bie i spo­koju. Jeśli wła­śnie te aspekty życia chcesz pie­lę­gno­wać, dobrze tra­fi­łaś. Prawda, że to cie­kawa kwe­stia do prze­my­śle­nia? Mam na myśli to „kim jestem?”. Co tak naprawdę ozna­cza budzące postrach zda­nie: „Po pro­stu bądź sobą”? Co to zna­czy „być auten­tycz­nym”?

Zanim wspól­nie przej­dziemy do zgłę­bia­nia tytu­ło­wej tera­pii, pozwól, że podzielę się z tobą jed­nym ze swo­ich naj­wcze­śniej­szych wspo­mnień doty­czą­cych sytu­acji, w któ­rej ktoś mówi mi, kim jestem. Może przy­po­mnisz sobie podobne zda­rze­nie z wła­snego życia?

Mia­łam wtedy sie­dem lat. Gdy rok szkolny dobiegł końca, a nasi rodzice sta­nęli w obli­czu nie­ubła­ga­nie nad­cią­ga­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści w postaci dwóch mie­sięcy nie­prze­rwa­nego oglą­da­nia kolej­nych odcin­ków _Sabriny, nasto­let­niej cza­row­nicy_, wielu z nas tra­fiło z powro­tem do szkoły pod­sta­wo­wej dla nie­po­znaki prze­mia­no­wa­nej na „obóz twór­czy”. Dołą­czyli do nas ucznio­wie z innych lokal­nych szkół.

I tak pew­nego dnia, w samym środku desz­czo­wego irlandz­kiego lata, zebra­li­śmy się w kla­sie pani Mona­ghan. Zaję­łam miej­sce obok swo­jej przy­ja­ciółki Cla­ire i nie­cier­pli­wie wypa­try­wa­łam początku zabawy.

– Opo­wiedz­cie nam o sobie! – huk­nął w stronę zgro­ma­dzo­nych tro­chę nie­po­radny koor­dy­na­tor zajęć sto­jący w przed­niej czę­ści sali.

Przez chwilę nikt się nie odzy­wał, lecz potem pomiesz­cze­nie roz­brzmiało kako­fo­nią dzie­cię­cych okrzy­ków.

– Jestem Paddy!

– A ja mam sześć lat.

– Mój numer tele­fonu…

Istna rzeź dla zmy­słów.

– Mam na imię Sarah! – zabrzmiało, gdy inne hałasy uci­chły. Sku­li­łam się w sobie jakby zalęk­niona wła­sną otwar­to­ścią.

– Dobrze, a teraz pogru­pu­jemy was według imion! – zagrzmiał koor­dy­na­tor i wycią­gnął z szu­flady biurka pani Mona­ghan długą rolkę z samo­przy­lep­nymi iden­ty­fi­ka­to­rami.

Przez następny kwa­drans opie­ku­no­wie cho­dzili wokół nas, pytali o imiona, zapi­sy­wali je na iden­ty­fi­ka­to­rach i przy­kle­jali nam do koszu­lek.

– Sarah, pro­szę. To ty.

Zer­k­nę­łam na iden­ty­fi­ka­tor i zama­szy­ście wypi­sane imię, ozdo­bione mnó­stwem zawi­ja­sów. Pomy­śla­łam, że przez jeden dzień mogę to pono­sić, czemu nie.

– A teraz podziel­cie się na grupy o takim samym imie­niu!

Rozej­rzaw­szy się, ujrza­łam prze­ra­że­nie wyzie­ra­jące z każ­dej twa­rzy. Czy on osza­lał?! Zna­łam kilka osób, ale pozo­stałe cho­dziły do innej szkoły! Nic o nich nie wie­dzia­łam! Pomy­śla­łam, że są mi zupeł­nie obce.

Kilka kolej­nych minut trwało usta­wia­nie nas, aż wresz­cie wszy­scy zostali odłą­czeni od swo­ich pier­wot­nych par. Sta­łam z trzema innymi rów­nie mar­kot­nie wyglą­da­ją­cymi Sarah – w tym jedną bez „h”, lecz ani myśla­łam sprze­czać się o takie dro­bia­zgi.

Powio­dłam wzro­kiem dookoła. Wyglą­dało na to, że naj­wię­cej wśród nas jest Aoife i Aisling (ewi­dent­nie te dziew­częce imiona cie­szyły się wtedy w Irlan­dii naj­więk­szą popu­lar­no­ścią). Moja przy­ja­ciółka nale­żała teraz do cał­kiem pokaź­nego ple­mie­nia. Patrzy­łam współ­czu­jąco na dzieci o uni­ka­to­wych imio­nach, dopóki Deli­lah, Ana­sta­sia i Tobin nie tra­fili do grupy „Różne”.

Zaczęła we mnie nara­stać panika. Resztę tygo­dnia mia­łam spę­dzić z trzema zupeł­nie nie­zna­nymi mi dziew­czyn­kami tylko ze względu na ety­kietkę, co do któ­rej nie mia­łam żad­nego wyboru.

Pomy­śla­łam, że zupeł­nie mi się to nie podoba, i zebraw­szy się na odwagę do prze­ciw­sta­wie­nia się sys­te­mowi, poże­gna­łam się z pozo­sta­łymi Sarah, odkle­iłam swój iden­ty­fi­ka­tor i tak ukrad­kowo, jak tylko potra­fi­łam, pode­szłam do grupki Cla­ire, które chęt­nie przy­jęły mnie do swego grona, zado­wo­lone, że się roz­ro­sło. Resztę dnia spę­dzi­łam z nimi.

Choć jako dziecko bałam się auto­ry­te­tów, po pro­stu czu­łam, że nie mogę bez­tro­sko pogo­dzić się ze spę­dze­niem tygo­dnia w zespole zjed­no­czo­nym tylko za sprawą ety­kietki, w któ­rej kwe­stii nie mie­li­śmy nic do powie­dze­nia.

Wpraw­dzie aku­rat w tym przy­padku z deter­mi­na­cją (oraz pod­skór­nym nie­po­ko­jem) zbun­to­wa­łam się prze­ciwko szu­flad­ko­wa­niu, mia­łam w życiu wiele innych sytu­acji, w któ­rych godzi­łam się ze znacz­nie mniej pomoc­nymi łat­kami przy­cze­pia­nymi mnie albo innym. Choć powyż­szy przy­kład na pierw­szy rzut oka spra­wia wra­że­nie sto­sun­kowo nie­szko­dli­wego, przy­ta­cza­jąc go, chcia­łam pod­kre­ślić sprawę znacz­nie waż­niej­szą. Mamy bowiem ten­den­cję do przyj­mo­wa­nia i iden­ty­fi­ko­wa­nia się z tym, co się o nas mówi, to zaś ozna­cza, że tego rodzaju doświad­cze­nia mogą od naj­młod­szych lat rzu­to­wać na nasze poczu­cie toż­sa­mo­ści.

Przez całe doro­słe życie, zarówno to oso­bi­ste, jak i w pracy psy­cho­te­ra­peutki, stop­niowo docho­dzi­łam do wnio­sku, że ważny aspekt odkry­wa­nia tego, kim rze­czy­wi­ście jeste­śmy, polega na odkle­ja­niu ety­kie­tek, które przy­lgnęły do nas nie­jako po dro­dze, oraz na bada­niu tego, co znaj­duje się pod spodem.

Bez dal­szych cere­gieli wyłożę karty na stół. Tytu­łowa tera­pia może peł­nić wiele funk­cji, lecz już na wstę­pie chcę jasno zastrzec, że nie jest to nowe podej­ście tera­peu­tyczne, które jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki w pięć minut roz­wiąże wszyst­kie twoje pro­blemy. Nie zastę­puje ona psy­cho­te­ra­pii ani innego rodzaju wspar­cia w zakre­sie zdro­wia psy­chicz­nego. Niniej­sza książka nie będzie cię kar­mić pustymi obiet­ni­cami ani mamić cudow­nymi rezul­ta­tami. Nie wykona też za cie­bie pracy, dzięki któ­rej poczu­jesz się szczę­śliw­sza, spo­koj­niej­sza i pew­niej­sza sie­bie. Trudno mi o tym pisać, lecz pomy­śla­łam, że każdą rela­cję naj­le­piej jest zacząć od otwar­to­ści i uczci­wo­ści!

Mam zara­zem nadzieję, że w _Pię­ciu minu­tach tera­pii_ znaj­dziesz jesz­cze wię­cej. Mam tu na myśli podróż ku samo­po­zna­niu. Odkle­ja­nie wspo­mnia­nych ety­kie­tek. Eks­plo­ra­cję toż­sa­mo­ści. Szansę na tera­peu­tyczny wgląd we wła­sne życie z dala od zgiełku mediów spo­łecz­no­ścio­wych.

Książka ta jest pełna przy­stęp­nie poda­nych, łatwych do stra­wie­nia infor­ma­cji, wśród któ­rych możesz buszo­wać do woli lub przy­swa­jać je w poda­nej kolej­no­ści. Przy odro­bi­nie szczę­ścia prze­my­śle­nia i pomy­sły zawarte na jej kar­tach będą dla cie­bie źró­dłem wglądu, otu­chy, spo­koju i wspar­cia.

Roz­siane po całej książce ramki „Twoje pięć minut” zawie­rają pro­ste, lecz sku­teczne ćwi­cze­nia prak­tyczne, które możesz wypró­bo­wać w wybra­nej wol­nej lub celowo wygo­spo­da­ro­wa­nej chwili. Na końcu każ­dego roz­działu znaj­dziesz zaś „Men­talne zapi­ski”, które zachę­cają do codzien­nego prze­zna­cza­nia pię­ciu minut na zasta­no­wie­nie się nad głów­nymi omó­wio­nymi w nim tema­tami.

O ile ja przy­wo­łuję na kar­tach tej książki swoją wie­dzę spe­cja­li­styczną jako psy­cho­te­ra­peutka, o tyle ty możesz czer­pać z wie­dzy o sobie i o świe­cie, w któ­rym żyjesz. Książka ta nie jest więc prze­wod­ni­kiem, „jak być sobą według moich wska­zó­wek”, lecz zapro­sze­niem do wyru­sze­nia w podróż po wła­snej oso­bo­wo­ści.

Czy­taj dalej, jeśli:

- Jesteś cie­kawa sie­bie i chcia­ła­byś się poznać tro­chę lepiej.
- Masz wra­że­nie, że jesteś tro­chę (albo bar­dzo) zagu­biona, i chcesz zyskać więk­szą kla­row­ność umy­słu.
- Nie czu­jesz się zbyt dobrze i chcia­ła­byś poczuć się lepiej.
- Gdy wszy­scy inni zdają się bez waha­nia zmie­rzać przed sie­bie, ty nie jesteś do końca pewna, czego ocze­ku­jesz.
- Chcesz być szczę­śliw­sza, spo­koj­niej­sza i bar­dziej pewna sie­bie.
- Jesteś otwarta na odkry­wa­nie powo­dów, dla któ­rych odda­lamy się od sie­bie, i spo­so­bów na powrót do praw­dzi­wego ja.

Jest to bada­nie róż­nych aspek­tów tego, kim i jacy jeste­śmy, z nadzieją na dostrze­że­nie tych czę­ści sie­bie, które warto pie­lę­gno­wać, oraz tych nie­pa­su­ją­cych już do osoby, jaką stop­niowo się sta­li­śmy.

W tej książce natkniesz się na wiele mod­nych słów, takich jak więź, gra­nice, tro­ska o sie­bie czy wyro­zu­mia­łość, jeśli więc takie ter­miny przy­pra­wiają cię o mdło­ści, suge­ruję prze­pi­ja­nie ich łykiem moc­nej her­baty.

Inter­net osią­gnął pewien pro­gowy punkt nasy­ce­nia roz­ma­itymi poję­ciami doty­czą­cymi zdro­wia psy­chicz­nego. Od czasu do czasu sama pró­buję się nie krzy­wić na widok nie­któ­rych nad­uży­wa­nych słów, takich jak gra­nice (nawia­sem mówiąc, gra­ni­com jest poświę­cony cały roz­dział 6). Osta­tecz­nie musia­łam prze­ła­mać tę nie­chęć ze względu na ryzyko pomi­nię­cia nie­któ­rych waż­nych infor­ma­cji tylko z powodu zbyt­niego wyświech­ta­nia okre­ślo­nych słów. Nie bez kozery jed­nak coraz czę­ściej posłu­gu­jemy się tymi ter­mi­nami: umoż­li­wiają one pro­wa­dze­nie waż­nych czy nawet nie­zbęd­nych roz­mów. Zachę­cam cię więc do odło­że­nia na półkę – podob­nie jak zro­bi­łam to ja – zastrze­żeń doty­czą­cych tego rodzaju żar­gonu.

Mam nadzieję, że na kolej­nych stro­nach znaj­dziesz łatwe do przy­swo­je­nia spo­strze­że­nia doty­czące nie zawsze łatwych tema­tów – będą to oso­bi­ste reflek­sje, prak­tyczne wska­zówki, pyta­nia wyja­śnia­jące, zapi­ski men­talne i narzę­dzia, które możesz wyko­rzy­stać do odkry­wa­nia sie­bie.

Nie­za­leż­nie od tego, czy masz ugrun­to­wane poczu­cie toż­sa­mo­ści, czy czu­jesz się tro­chę zagu­biona, możesz wyko­rzy­stać tę książkę jako narzę­dzie wspo­ma­ga­jące reflek­sję, głęb­sze zro­zu­mie­nie nie­któ­rych wła­snych doświad­czeń oraz – mam nadzieję – dostrze­ga­nie i prze­ła­my­wa­nie sta­rych wzor­ców postę­po­wa­nia i two­rze­nie nowych.

Budo­wa­nie lub odzy­ski­wa­nie poczu­cia sie­bie jest podróżą, pod­czas któ­rej skutki doko­ny­wa­nych przez nas wybo­rów kumu­lują się. Nikt nie może nam prze­ka­zać wła­snego poczu­cia sie­bie. A zatem, choć książka ta zawiera spo­strze­że­nia, reflek­sje i suge­stie, które łącz­nie mogą wywrzeć zna­czący wpływ na twoje życie, z mojego doświad­cze­nia wynika, że samo czy­ta­nie o takich kwe­stiach rzadko wystar­cza, by dopro­wa­dzić do trwa­łej zmiany. Wgląd w sie­bie zwięk­sza świa­do­mość, lecz pro­ces praw­dzi­wych zmian wymaga pracy, dzia­ła­nia, podej­mo­wa­nia ryzyka, wyro­zu­mia­ło­ści, wraż­li­wo­ści i cier­pli­wo­ści.

Byłoby zatem naj­le­piej, gdy­byś pod­czas lek­tury naj­le­piej, jak umiesz, zaan­ga­żo­wała się w reflek­sje, ćwi­cze­nia i two­rze­nie men­tal­nych zapi­sków. Pro­po­nuję, abyś czy­ta­jąc kolejne roz­działy, pro­wa­dziła oso­bi­sty dzien­nik. Wiedz też, że jeśli w nie­które dni nie będziesz miała na to ochoty – nic nie szko­dzi.

W każ­dym roz­dziale poru­szy­łam inny aspekt rela­cji ze sobą.

1. Odkry­wa­nie sie­bie. Jak być sobą.
2. Bada­nie więzi. Jak two­rzyć zna­czące rela­cje.
3. Roz­mowa ze sobą. Jak oka­zy­wać sobie wię­cej życz­li­wo­ści.
4. Roz­po­zna­wa­nie wyzwa­la­czy. Jak rozu­mieć wła­sne reak­cje.
5. Samo­re­gu­la­cja. Jak się uspo­ka­jać.
6. Wyzna­cza­nie gra­nic. Jak praw­dzi­wie dbać o sie­bie.
7. Repa­ren­ting. Jak się uzdra­wiać.
8. Nie tylko ja. Jak być dobrym przy­ja­cie­lem.

Zanim zapo­znasz się z kolej­nymi roz­dzia­łami o swej wewnętrz­nej podróży, już teraz możesz zadać sobie dwa bar­dzo ważne pyta­nia:

- Jakie uczu­cia żywię wzglę­dem sie­bie?
- Jakie uczu­cia chcia­ła­bym wzglę­dem sie­bie żywić?

Nie spiesz się. Odpo­wie­dzi dadzą ci wyobra­że­nie o tym, co naj­bar­dziej chcia­ła­byś zaczerp­nąć z kolej­nych kart tej książki.

Potrzeba odkrywania siebie

Oto kilka powo­dów, dla któ­rych warto się wybrać w pro­po­no­waną przez tę książkę podróż, któ­rej celem jest samo­po­zna­nie:

- Nie­mal każ­demu z nas przy­da­łaby się spo­koj­niej­sza i bar­dziej świa­doma rela­cja z samym sobą.
- Kocha­nie sie­bie bywa trudne. Naiw­nie byłoby sądzić, że książka ta zapo­cząt­kuje piękną love story z samym sobą. Jak każda rela­cja także i ta się zmie­nia. Każdy z nas, bez wyjątku, miewa dni, kiedy nie czuje się dobrze we wła­snej skó­rze i prze­glą­da­jąc ser­wisy spo­łecz­no­ściowe, doświad­cza pro­ble­mów z akcep­ta­cją wła­snego ciała lub po pro­stu nie chce mie­rzyć się ze świa­tem. W odkry­wa­niu samego sie­bie istotne jest poję­cie neu­tral­no­ści – nie ana­li­zu­jemy sie­bie w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach ani nie dążymy upo­rczy­wie do trans­cen­den­cji. W owej neu­tral­no­ści zawiera się akcep­ta­cja. I choć począt­kowo może nie wyda­wać się to czymś, do czego warto dążyć, mam nadzieję, że po wyko­na­niu opi­sa­nych w dal­szej czę­ści książki ćwi­czeń zauwa­żysz, że zaczy­nasz być dla sie­bie mniej surowa, trzy­masz się z dala od kry­ty­kanc­kiego, wewnętrz­nego drę­czy­ciela (wię­cej na ten temat napi­sa­łam w roz­dziale 3) i prze­sta­jesz zado­wa­lać się czymś, co nie jest pełną miło­ścią wła­sną.
- Jeśli celowo uni­kasz zaj­mo­wa­nia się rela­cją ze sobą, możesz powie­lać wzorce, które pod­świa­do­mie prze­ję­łaś od kogoś lub przy­swo­iłaś w inny spo­sób. Na jakimś eta­pie życia mogły one być nie­zbędne i/lub pomocne, lecz z bie­giem czasu i za sprawą ich nad­uży­wa­nia prze­stają cię one wspie­rać, a raczej zaczy­nają krę­po­wać.
- Rela­cja ze sobą czę­sto odzwier­cie­dla spo­sób funk­cjo­no­wa­nia w kon­tak­tach inter­per­so­nal­nych. Dobre mnie­ma­nie o sobie korzyst­nie przy­czyni się do każ­dej innej rela­cji w twoim życiu. Z tego względu pie­lę­gno­wa­nie samo­świa­do­mo­ści jest w isto­cie aktem altru­izmu.
- Będąc cie­kawa wła­snych prze­ko­nań, sta­jesz się bar­dziej świa­doma chwil, w któ­rych ogra­ni­cza­jące cię opi­nie mogą ste­ro­wać twoim życiem.
- Zwra­ca­nie uwagi na rela­cję ze sobą nie sprawi, że pewne emo­cje prze­staną się poja­wiać. Cho­dzi raczej o moż­li­wość inten­cjo­nal­nego odpo­wia­da­nia na nie w sprzy­ja­jący ci spo­sób zamiast odru­cho­wego reago­wa­nia podyk­to­wa­nego nie­po­ko­jem lub gnie­wem.
- Pie­lę­gno­wa­nie świa­do­mej rela­cji ze sobą pozwala doświad­czać bogac­twa i speł­nie­nia pły­ną­cego z innych rela­cji w twoim życiu. Przy­czy­nia się ono do umac­nia­nia poczu­cia wła­snej war­to­ści, dzięki któ­remu zaczniesz czuć się bez­piecz­niej, będąc sobą. Zna­jąc wła­sną war­tość, wiemy, że zasłu­gu­jemy na wła­ściwy rodzaj miło­ści.

Bez względu na to, czy będziesz zaglą­dała do tej książki tylko od czasu do czasu, czy każ­dego dnia korzy­stała z zamiesz­czo­nych w niej wska­zó­wek, aby pogłę­bić wgląd w sie­bie, mam nadzieję, że pomoże ci ona wzmoc­nić poczu­cie więzi ze sobą i bez­pie­czeń­stwa, a osta­tecz­nie także uskrzy­dle­nia. Otwo­rzysz się zarówno wewnętrz­nie, jak i na wszystko, co jesz­cze cię czeka…Jak być sobą

Pozna­nie sie­bie jest począt­kiem wszel­kiej mądro­ści

Ary­sto­te­les

Nie­jed­no­krot­nie przed roz­mową o pracę albo randką sły­szymy od naszych bli­skich: „Po pro­stu bądź sobą”. Porada ta, choć pod­szyta dobrymi inten­cjami, od zawsze budziła mój opór, trudno bowiem być sobą, kiedy nie jest się do końca pew­nym wła­snej toż­sa­mo­ści.

„Być sobą?” A jeśli inni tej osoby nie polu­bią? Jeżeli nie zechcą jej zatrud­nić? Albo nie będą chcieli się z nią umó­wić? Mam lep­szy pomysł: domy­ślę się, kim chcą, żebym była, i dokład­nie taką sie­bie im zaofe­ruję! Prawda, że to zna­ko­mity plan…? Zda­rzało mi się tak myśleć.

Sporo czasu zajęło mi zro­zu­mie­nie, że bycie sobą nie jest toż­same z takim prze­obra­że­niem swo­jej oso­bo­wo­ści, by paso­wała do dru­giego czło­wieka. Możemy oczy­wi­ście wyjść naprze­ciw ocze­ki­wa­niom poten­cjal­nego pra­co­dawcy i w trak­cie roz­mowy kwa­li­fi­ka­cyj­nej śmiało powie­dzieć, że znamy zawi­ło­ści Excela czy któ­re­goś z pro­gra­mów firmy Adobe, lecz skłon­ność do zmie­nia­nia pod­sta­wo­wych war­to­ści i zacho­wań zależ­nie od firmy, która nas zatrud­nia, wysta­wia na ryzyko znacz­nie głęb­sze aspekty naszego poczu­cia samego sie­bie.

Bycia sobą nie można włą­czyć na zawo­ła­nie. Budząc się pew­nego ranka, nie posta­na­wiamy: „Hmm… myślę, że to dobry dzień, by zacząć być praw­dzi­wie i w pełni sobą”, jakby cho­dziło o jakiś wiszący w sza­fie ciuch, który tylko czeka na wła­ściwą pogodę. To raczej sta­wa­nie się – pro­ces cią­gły, oparty na bar­dzo wielu codzien­nie podej­mo­wa­nych decy­zjach. Jeśli zatem czu­jesz, że brak ci w tej kwe­stii peł­nej jasno­ści, nie masz powo­dów do nie­po­koju.

Pra­wie nie ma dnia, by do mojego gabi­netu tera­peu­tycz­nego nie zawi­tał ktoś z tego rodzaju wąt­pli­wo­ściami. W żad­nym razie nie sądź więc, że jesteś jedy­nym czło­wie­kiem, któ­remu nie udaje się dojść ze sobą do poro­zu­mie­nia w tym zakre­sie.

Czym jest „ja”?

Zanim przejdę do dal­szych roz­wa­żań o samo­po­zna­niu, prze­zna­czę chwilę na omó­wie­nie, czym w isto­cie jest „ja”. Pod­stawy naszego poczu­cia sie­bie kształ­tują się na wcze­snym eta­pie życia pod wpły­wem wielu czyn­ni­ków. Oto nie­które z nich:

- Pierw­sze rela­cje z opie­ku­nami.
- Na ile kocha­jące i kojące były te rela­cje.
- Na ile świa­domi sie­bie byli nasi główni opie­ku­no­wie.
- Ocze­ki­wa­nia i życze­nia ota­cza­ją­cych nas osób.
- Śro­do­wi­sko, w któ­rym dora­sta­li­śmy.
- Sta­bil­ność emo­cjo­nalna domo­wego ogni­ska, w któ­rym się wycho­wy­wa­li­śmy.
- Ode­brane wykształ­ce­nie.
- Kon­takty z rówie­śni­kami.
- War­to­ścio­wa­nie spo­łeczne, zgod­nie z któ­rym pewne oso­bo­wo­ści – takie jak przed­się­biorca, spor­to­wiec czy model – są cenione wyżej niż inne.

Na wzbie­ra­ją­cej fali nurtu samo­roz­woju i zwięk­sza­ją­cej się pre­sji na osią­gnię­cie mak­sy­mal­nej pro­duk­tyw­no­ści („czło­wiek suk­cesu”) wyło­niła się kon­cep­cja ide­al­nego sie­bie – osoby, któ­rej samo­świa­do­mość pozwala wznieść się ponad wła­sny nie­po­kój i spra­wia, że niczym się ona nie stre­suje, wstaje każ­dego dnia o pią­tej rano, żeby pome­dy­to­wać, i ogól­nie rzecz bio­rąc, pozja­dała wszyst­kie rozumy.

Kon­cep­cja „dosko­na­łego” nie­zmien­nego ja jest jed­nak zwy­kłym mitem. To uro­jone ja powinno być stałe, prze­wi­dy­walne i do bólu spójne.

Nie wiem, jak ty to postrze­gasz, lecz w moich uszach brzmi to sztucz­nie i mecha­nicz­nie… I do tego bez­sprzecz­nie jest nie­re­alne! Tym­cza­sem wiele osób zmaga się z owym mitycz­nym poj­mo­wa­niem sie­bie, jakby każdy czło­wiek miał obo­wią­zek do niego dążyć.

Kiedy jed­nak przyj­rzymy się bli­żej temu tokowi myśle­nia, będzie go łatwiej pojąć. Skąd wszak mamy wie­dzieć, które czę­ści nas są lub mogą być aspek­tami praw­dzi­wego ja, a które kon­struk­tami wznie­sio­nymi w odpo­wie­dzi na dotych­cza­sowe prze­ży­cia?

Ja nie jest jed­no­ścią; składa się z wielu płyn­nych ele­men­tów. Może to na przy­kład ozna­czać, że dzi­waczne nasto­let­nie ja jest rów­nie moje, jak to doj­rzałe i doro­słe.

Ni­gdy nie dowiemy się o sobie abso­lut­nie wszyst­kiego ani tego nie zro­zu­miemy – choć w cza­sach obse­syj­nego dąże­nia do pro­duk­tyw­no­ści i opty­ma­li­za­cji nie­trudno czuć się zmu­sza­nym do osią­gnię­cia tego celu.

W związku z tym warto raz na jakiś czas poświę­cić chwilę na spraw­dze­nie, czego w isto­cie ocze­ku­jesz od samo­po­zna­nia. Czy nie nale­ża­łoby tych ocze­ki­wań ure­al­nić? Nie jest wszak twoją rolą wpa­so­wy­wa­nie się w formę o okre­ślo­nych para­me­trach, nie­za­leż­nie od tego, czy stwo­rzy­łaś ją sama, czy zro­bił to ktoś inny.

Począt­kowo możesz czuć opór na myśl o tym, że pewne aspekty cie­bie na zawsze pozo­staną tajem­nicą. Możesz potrze­bo­wać czasu, by pogo­dzić się z kon­cep­cją nie­zna­jo­mo­ści wszyst­kich swo­ich czę­ści.

Roz­wa­ża­jąc tę kwe­stię, warto pamię­tać, że wszy­scy mamy ogra­ni­czone zasoby ener­gii. A gdy z deter­mi­na­cją upie­ramy się, by nadać spra­wom okre­ślony bieg, zuży­wamy jej bar­dzo dużo; podej­mu­jemy wysi­łek, który mogli­by­śmy z więk­szą korzy­ścią spo­żyt­ko­wać na eks­plo­ro­wa­nie świata.

Aby odkryć, kim jeste­śmy, należy porzu­cić ideę ja jako celu czy też kon­kret­nej wszyst­ko­wi­dzą­cej, wszyst­ko­ro­bią­cej i ze wszech miar pozy­tyw­nej istoty.

Jeste­śmy tylko ludźmi – peł­nymi zarówno świa­tła, jak i cie­nia. Będziemy popeł­niać błędy. Co wię­cej, ich popeł­nia­nie jest nam potrzebne.

Samo­po­zna­nie polega na nie­prze­rwa­nym dąże­niu do sie­bie, lecz pro­ces ten nastę­puje falami. Warto więc dać sobie pozwo­le­nie na odkry­wa­nie.

„Bycie sobą” może być trudne, jeśli:

- W dzie­ciń­stwie nie zachę­cano nas do indy­wi­du­al­no­ści i eks­pre­sji.
- Doświad­czy­li­śmy porzu­ce­nia.
- Padli­śmy ofiarą prze­śla­do­wań, czy to w okre­sie dora­sta­nia, czy w doro­słych związ­kach.
- Byli­śmy kry­ty­ko­wani za oka­zy­wa­nie wła­ści­wych nam wszyst­kim eks­cen­trycz­nych, a zara­zem pięk­nych stron sie­bie.
- Nie przy­sta­jemy do spo­łecz­nych ocze­ki­wań.

Bycie sobą jako ciąg wyborów

Nauka bycia sobą może oka­zać się jed­nym z naj­trud­niej­szych i naj­od­waż­niej­szych zadań, jakich się podej­miemy. To coś, nad czym wiele osób czę­sto się zasta­na­wia, ponie­waż codzien­nie odkry­wamy i two­rzymy różne aspekty samych sie­bie i kon­fron­tu­jemy się z nimi. Mając to na uwa­dze, warto dostrze­gać w pro­ce­sie cią­głego odkry­wa­nia sie­bie bło­go­sła­wień­stwo zamiast prze­kleń­stwa; uko­je­nie, nie zaś cier­pie­nie.

Każ­dego dnia prze­ży­wamy wiele sytu­acji, które mogą pomóc nam zbli­żyć się do sie­bie lub wyco­fać i pójść po linii naj­mniej­szego oporu.

Cza­sami decy­zja jest nad­zwy­czaj pro­sta – wybie­ramy, czego chcemy posłu­chać, jaki nowy serial obej­rzeć jed­nym cią­giem na Net­flik­sie, co prze­czy­tać lub zjeść. Te wybory nie stwa­rzają wiel­kiego ryzyka dla naszego ja, zwłasz­cza jeśli doko­nu­jemy ich w poje­dynkę.

Inne oko­licz­no­ści pro­wa­dzą jed­nak do znacz­nie trud­niej­szych wyzwań w kwe­stii poczu­cia praw­dzi­wego ja, przy­spa­rza­jąc nam tym samym więk­szych nie­po­ko­jów. Możemy na przy­kład mieć inne zda­nie niż życiowy part­ner i bić się z myślami, czy mach­nąć na to ręką, czy zająć wła­sne sta­no­wi­sko. Możemy nie zga­dzać się z zacho­wa­niem swego rodzica, lecz mieć poczu­cie nie­sto­sow­no­ści wygło­sze­nia wła­snej opi­nii. Choć cudze ocze­ki­wa­nia mogą koli­do­wać z naszym postrze­ga­niem samych sie­bie, czę­sto czu­jemy pre­sję, by popły­nąć z prą­dem…

Nabra­nie umie­jęt­no­ści patrze­nia na poczu­cie mojego ja z tej per­spek­tywy zajęło mi kilka lat, była to jed­nak praca wyzwa­la­jąca. Jeśli trak­tu­jesz poczu­cie sie­bie jako wyzna­czony cel lub listę punk­tów do odha­cze­nia, łatwo możesz wpaść w pułapkę przy­kle­ja­nia sobie ety­kie­tek w rodzaju „nudna” albo „nie­za­radna życiowo”. Dla odmiany, kiedy myślisz o wła­snym ja jak o czymś płyn­nym – trak­tu­jąc je tak, jakby codzien­nie się sta­wało – otwie­rasz furtkę do rado­ści, cie­ka­wo­ści i wyro­zu­mia­ło­ści.

W codzien­nych inte­rak­cjach zawsze wię­cej ryzy­ku­jemy, usil­nie pró­bu­jąc być kimś, kim nie jeste­śmy, niż będąc sobą. Choć takie drobne decy­zje zdają się mieć nie­wiel­kie zna­cze­nie, ich sku­mu­lo­waną kon­se­kwen­cją może być utrata sie­bie.

Czym jest utrata siebie?

To odno­sze­nie wra­że­nia, że nie wiemy, kim jeste­śmy, lub poczu­cie ode­rwa­nia od sie­bie. Zerwa­nie więzi ze sobą może być dłu­go­trwa­łym, doświad­cza­nym przez całe życie sta­nem bądź sytu­acją o bar­dziej nagłym cha­rak­te­rze.

Oznaki utraty sie­bie:

- Poczu­cie nie­speł­nie­nia w obec­nym życiu.
- Brak zaufa­nia do wła­snych osą­dów.
- Zacho­wa­nia impul­sywne i szu­ka­nie natych­mia­sto­wej gra­ty­fi­ka­cji.
- Trud­no­ści z podej­mo­wa­niem decy­zji w kwe­stiach, które wcze­śniej nie przy­spa­rzały pro­ble­mów, i póź­niej­sze roz­trzą­sa­nie doko­na­nych wybo­rów.
- Nasi­le­nie kry­tyki wzglę­dem sie­bie i innych.
- Skłon­ność do rela­cji współ­za­leż­nych (jeden part­ner jest w nich uza­leż­niony od dru­giego, który z kolei chce czuć się potrzebny).
- Trud­no­ści z nawią­za­niem bliż­szych więzi z ota­cza­ją­cymi oso­bami.

Doświad­cza­jąc utraty sie­bie, możemy myśleć o sobie na przy­kład tak:

„Nie wiem, kim jestem. Nie wiem, co lubię. Nie wiem, co chcę robić. Nie wiem, kim chcę być. Nie wiem, o co cho­dzi w moim życiu ani czego od niego ocze­kuję. Jestem spa­ni­ko­wany, pozba­wiony moty­wa­cji, zatro­skany, wystra­szony, nie­zde­cy­do­wany; może nawet zobo­jęt­niały. Mam wra­że­nie, że tonę. Wszy­scy potra­fią pozbie­rać się do kupy, tylko nie ja. Czuję, że zostaję w tyle”.

Ponie­waż takie myśli mogą budzić prze­ra­że­nie, poczu­ciem utraty sie­bie należy zająć się od razu, gdy tylko się pojawi.

Bodźce wyzwalające poczucie utraty siebie

Utrata sie­bie może być spo­wo­do­wana wie­loma czyn­ni­kami. Naj­częst­szymi przy­czy­nami są:

- Rela­cje.
- Komórka rodzinna.
- Żałoba.
- Trauma.
- Zmiana ról.

Rela­cje

Cza­sami wikłamy się w zwią­zek z kimś tak mocno, że zanim się zorien­tu­jemy, tra­cimy poczu­cie tego, kim byli­śmy wcze­śniej. W takich przy­pad­kach mamy skłon­no­ści do przed­kła­da­nia potrzeb part­nera nad wła­sne. W nie­któ­rych rela­cjach poja­wia się pro­blem nad­mier­nej kon­troli lub jakie­goś rodzaju pre­sji, przez co dla świę­tego spo­koju rezy­gnu­jemy ze swo­ich przy­jaźni i zajęć.

Według nie­któ­rych norm spo­łecz­nych nie­je­den roman­tyczny zwią­zek w ogóle nie jest postrze­gany jako taki, bo na przy­kład nie został ofi­cjal­nie ogło­szony na Face­bo­oku albo trwał nie­cały rok; nie­mniej kiedy się koń­czy, jeste­śmy zdru­zgo­tani. Dla odmiany po zakoń­cze­niu wie­lo­let­niego związku możemy nie czuć się tak źle, jak się spo­dzie­wa­li­śmy, gdyż zacho­wy­wa­li­śmy w nim jakąś cząstkę sie­bie.

To kwe­stia wspólna dla wszyst­kich rela­cji – czas ich trwa­nia nie musi być wprost pro­por­cjo­nalny do wpływu na życie. Rela­cje są dla nas czymś wię­cej niż pro­stą sumą ich czę­ści. Staje się to szcze­gól­nie widoczne, gdy nie potra­fimy pojąć bólu serca po roz­sta­niu – zwłasz­cza jeśli zwią­zek trwał krótko lub sama zde­cy­do­wa­łaś się go zerwać.

Rela­cje sym­bo­li­zują bez­pie­czeń­stwo i żywot­ność; są szki­cem moż­li­wej przy­szło­ści. Anga­żu­jąc się w zwią­zek, zaczy­namy się zasta­na­wiać, jak by to było – pozwo­lić tej oso­bie w pełni wnik­nąć w nasz świat. Kiedy zaś zwią­zek się koń­czy, opła­ku­jemy nie tylko znik­nię­cie kon­kret­nej osoby, lecz także utratę wszyst­kiego, co dla nas repre­zen­to­wał, i wszyst­kiego, w co wie­rzy­li­śmy, że może repre­zen­to­wać. Pamię­taj więc, by w takich chwi­lach być dla sie­bie deli­katną.

Komórka rodzinna

Aby wyro­snąć na doro­słych o zrów­no­wa­żo­nym poczu­ciu sie­bie, wszyst­kie dzieci potrze­bują cze­goś okre­śla­nego w psy­cho­te­ra­pii mia­nem bez­piecz­nej bazy.

Jeśli opie­ku­no­wie nam ją zapew­niają, możemy badać szer­sze oto­cze­nie nie tylko z poczu­ciem bez­pie­czeń­stwa, lecz także z prze­ko­na­niem, że po powro­cie spo­tkamy się z obec­no­ścią, wraż­li­wo­ścią, kom­for­tem i miło­ścią.

Nie­stety, u wielu osób rodzice nie peł­nią tej funk­cji (celowo bądź nie). Nie­któ­rzy robią, co w ich mocy, ale bory­kają się z wła­snymi pro­ble­mami. Inni są nie­obecni fizycz­nie lub emo­cjo­nal­nie bądź też na oba z tych spo­so­bów. Co gor­sza, bywają też okrutni i nie­prze­wi­dy­walni. Ponie­waż nasza toż­sa­mość kształ­tuje się we wcze­snym dzie­ciń­stwie, zabu­rzyć mogą ją wszel­kie prze­jawy braku bez­pie­czeń­stwa w bazie.

Wcze­sne nega­tywne inte­rak­cje stają się lek­cjami, które głę­boko przy­swa­jamy. Jeśli na przy­kład płacz dziecka spo­tyka się z prze­mocą wer­balną lub fizyczną, może ono zacząć koja­rzyć szu­ka­nie pomocy z krzywdą. To zaś czę­sto skut­kuje nego­wa­niem tych wła­snych emo­cjo­nal­nych aspek­tów, które wywo­łują czy­jąś agre­sję. Koniecz­ność odrzu­ce­nia w dzie­ciń­stwie nie­któ­rych czę­ści naszego ja może sprzy­jać póź­niej­szym ten­den­cjom do zamy­ka­nia się w sobie i utraty sie­bie. W ten spo­sób wzo­rzec ukształ­to­wany na pod­sta­wie dzie­cię­cych doświad­czeń zabie­ramy ze sobą w doro­słość; echa wcze­snej traumy utrzy­mują się nie­kiedy o wiele dłu­żej niż wspo­mnie­nia.

Żałoba

Śmierć bli­skiej osoby może wyrwać z korze­niami nawet naj­moc­niej ugrun­to­wane ja. Żałoba zwy­kle sta­nowi głę­boki wstrząs, który nie­raz pro­wa­dzi do kom­plet­nego zagu­bie­nia. I choć takiego poczu­cia straty należy się spo­dzie­wać w przy­padku odcho­dze­nia osób z kręgu naszych naj­bliż­szych, podob­nie głę­boką żałobą może nas okryć śmierć czło­wieka, z któ­rym nie byli­śmy szcze­gól­nie sil­nie zwią­zani – kogoś, kogo nawet oso­bi­ście nie zna­li­śmy. Także odej­ście domo­wego zwie­rzę­cia, czę­sto baga­te­li­zo­wane przez spo­łe­czeń­stwo, może oka­zać się jedną z naj­do­tkliw­szych strat, jakich doświad­czy­li­śmy. Tak wiele wysiłku wkła­damy w uni­ka­nie roz­mów o śmierci i jej nie­uchron­no­ści – nie tylko jako jed­nostki, lecz także spo­łeczny kolek­tyw – że gdy ktoś z bli­skich prze­mija, nasze codzienne wypie­ra­nie rze­czy­wi­sto­ści zostaje dra­stycz­nie zakłó­cone.

Czy­jaś śmierć może skło­nić nas do zakwe­stio­no­wa­nia naszych życio­wych wybo­rów i prio­ry­te­tów. Sprawy daw­niej uzna­wane za ważne nagle oka­zują się bła­host­kami, co wiąże się z nie­unik­nio­nym ode­rwa­niem od poczu­cia sie­bie. W świe­tle tego, co się nam przy­da­rzyło, możemy się fru­stro­wać, że ktoś inny trapi się mało waż­nymi z naszego punktu widze­nia zaha­mo­wa­niami czy kom­plek­sami. Pamię­taj jed­nak, że cier­nie fru­stra­cji z bie­giem czasu stę­pieją.

Teraz możemy jesz­cze tego nie czuć, lecz za jakiś czas zmiana prio­ry­te­tów i szansa na zbu­do­wa­nie poczu­cia sie­bie od początku mogą oka­zać się uskrzy­dla­jące, jeśli tylko sobie na to pozwo­limy. Mitch Albom pięk­nie ujął to w książce _Wtorki z Mor­riem_, pisząc, że śmierć koń­czy życie, a nie zwią­zek. Słowa te padły w kon­tek­ście rela­cji z uko­chaną osobą, która ode­szła, ale można je także odnieść do więzi ze sobą. Nie ode­szłaś ani tak naprawdę się nie zagu­bi­łaś; po pro­stu okry­łaś się cię­ża­rem smutku i pró­bu­jesz ukoić swój ból naj­le­piej, jak potra­fisz.

Trauma

Trauma jest reak­cją na dowolne wyda­rze­nie lub doświad­cze­nie, które prze­kra­cza nasze moż­li­wo­ści radze­nia sobie z pro­ble­mami. Rzu­tuje ona na nasz spo­sób myśle­nia, odczu­wa­nia, postrze­ga­nia i prze­twa­rza­nia; wywiera na nas wpływ fizyczny, psy­cho­lo­giczny, spo­łeczny, a czę­sto także duchowy, pro­wa­dząc do jed­nej z form utraty sie­bie.

To, co dla jed­nego czło­wieka będzie bar­dzo nie­po­ko­jące i trau­ma­tyczne, u innego może nie wywo­łać podob­nej reak­cji. Na przy­kład śmierć domo­wego zwie­rzę­cia czy wypro­wadzka rodzeń­stwa mogą u róż­nych osób mieć zupeł­nie inny wydźwięk. Z tego względu w kon­tek­ście poję­cia skali traumy znacz­nie waż­niej­sze jest zro­zu­mie­nie wpływu, jaki ma na kogoś dane wyda­rze­nie niż szcze­góły tego wyda­rze­nia.

Stwier­dze­nie prze­ży­cia traumy jest koniecz­nym warun­kiem ponow­nego nawią­za­nia rela­cji z samym sobą, lecz bywa nie­zwy­kle trudne. Czę­sto sta­ramy się zaprze­czać: „Powin­nam lepiej sobie z tym radzić”, „Już dawno powin­nam była się z tym upo­rać”, „Inni mają gorzej”, „On prze­szedł przez to samo i jakoś się trzyma”. Zwróć uwagę na aspekt porów­na­nia prze­ja­wia­jący się w wielu stwier­dze­niach tego rodzaju.

Należy pamię­tać, że każdy czło­wiek prze­żywa traumę ina­czej i ina­czej się z niej leczy, a żadna reak­cja nie sta­nowi oznaki siły ani sła­bo­ści.

Spo­sób prze­twa­rza­nia traumy zależy od wielu czyn­ni­ków, takich jak uwa­run­ko­wa­nia bio­lo­giczne, cha­rak­ter wyda­rze­nia czy dostęp do wspar­cia. Reak­cja na traumę jest skut­kiem podej­mo­wa­nych przez mózg i ciało dzia­łań mają­cych zapew­nić nam bez­pie­czeń­stwo, jeśli więc wsku­tek traumy doświad­czasz utraty wła­snego ja, wiedz, że jest to odruch natu­ralny. Gdy następ­nym razem przy­ła­piesz się na roz­wa­ża­niach negu­ją­cych twoje prze­ży­cia, przy­po­mnij sobie, że prze­twa­rzasz je na swój wyjąt­kowy spo­sób, któ­rego nie można porów­ny­wać z reak­cją żad­nej innej osoby. Pie­lę­gna­cji wyma­gają nawet nie­wi­doczne rany.

Zmiana ról

Od wcze­snych lat życia świa­do­mie i podświa­do­mie przy­swa­jamy roz­ma­ite infor­ma­cje o tym, co jest „fajne” albo „dobre”, a co nie jest. Rolom w rodzi­nie przyj­rzymy się bli­żej w dal­szej czę­ści tej książki, teraz zaś cof­niemy się do szkol­nych lat, kiedy byli­śmy zale­wani przez oto­cze­nie komu­ni­ka­tami spo­łecz­nymi.

_Możesz uczyć się do egza­minu, ale lepiej, żeby inni o tym nie wie­dzieli._

_Spinki z motyl­kami są szczy­tem mody, musisz jak naj­szyb­ciej się dosto­so­wać._

_Nie wolno ci się w niej pod­ko­chi­wać!_

_Bądź sobą! Nieee… nie takim sobą!_

Co jest dopusz­czalne w tym oto­cze­niu? Czym mogę nara­zić się tej gru­pie? Przy­na­leż­ność wiąże się z poczu­ciem bez­pie­czeń­stwa, od naj­młod­szych lat uczymy się więc, jakie zain­te­re­so­wa­nia czy inkli­na­cje mogą stać jej na prze­szko­dzie. Fil­tru­jąc infor­ma­cje, uczymy się odgry­wa­nia ról, które przy­no­szą nam korzy­ści. Nie zawsze zna­cząco róż­nią się one od naszych „praw­dzi­wych” ja – nie­kiedy są to po pro­stu nieco inne, mniej wyra­zi­ste wer­sje nas samych; na przy­kład mniej eks­cen­tryczne.

Cza­sami nawet utrata jed­nej z odgry­wa­nych ról może przy­czy­nić się do poczu­cia ode­rwa­nia od tego, kim jeste­śmy. Ja na przy­kład, pogo­dziw­szy się z dia­gnozą nie­swo­istego zapa­le­nia jelit, doświad­czy­łam utraty nie­za­leż­no­ści oraz wyj­ścia z domo­wej roli „pani­kary”. W zamian zosta­łam „dziec­kiem z cho­robą Leśniow­skiego-Crohna”, „cho­rym dziec­kiem”. Na podob­nej zasa­dzie po zakoń­cze­niu dłu­go­trwa­łego związku możemy nie mieć pew­no­ści, kim jeste­śmy poza gra­ni­cami roli, jaką w nim odgry­wa­li­śmy. Pozba­wieni har­mo­no­gramu zajęć roku aka­de­mic­kiego po ukoń­cze­niu stu­diów czy śro­do­wi­ska biu­ro­wego po rezy­gna­cji z kon­kret­nej pracy także możemy się czuć zagu­bieni. Nie­któ­rzy świeżo upie­czeni rodzice mają poczu­cie winy, bo tęsk­nią za utra­co­nymi aspek­tami ich przed­ro­dzi­ciel­skiego ja. Inni tracą sens życia, kiedy dzieci opusz­czają rodzinne gniazdo. Strata to strata, a każdą z nich można dotkli­wie prze­żyć.

Twoje pięć minut. ja w trzech odsło­nach

Przyj­rzyj się wła­snym wcze­śniej­szym doświad­cze­niom utraty sie­bie, zada­jąc sobie nastę­pu­jące pyta­nia:

- Jakich rodza­jów „ja” potrze­bo­wa­łam, aby się roz­wi­jać?
- Kim musia­łam się stać, aby zostać zaak­cep­to­waną przez przy­ja­ciół?
- Kim musia­łam się stać, aby być kochaną w swo­ich związ­kach?

Zastąp czas prze­szły teraź­niej­szym, aby nadać powyż­szym pyta­niom aktu­alny kon­tekst, i sprawdź, jak będą się przed­sta­wiały odpo­wie­dzi.

Spo­soby, na jakie ucie­kamy od zasta­na­wia­nia się nad utratą sie­bie:

- Doko­ny­wa­nie w sobie daleko idą­cych zmian, dopa­so­wa­nych do osoby, z którą prze­by­wamy.
- Naśla­do­wa­nie innych.
- Speł­nia­nie cudzych ocze­ki­wań.
- Nie­zdrowe przy­wią­zy­wa­nie się w rela­cjach.
- Uni­ka­nie for­mu­ło­wa­nia i wyra­ża­nia wła­snych opi­nii.
- Auto­ma­tyczne akcep­to­wa­nie cudzych sądów jako „słusz­nych”.
- Mówie­nie „tak”, gdy mamy na myśli „nie”.
- Zobo­jęt­nia­nie się przez nad­miar pracy czy tre­nin­gów, wcho­dze­nie w nałogi itp.

Unikanie utraty siebie

Przez wiele lat uni­ka­łam kon­fron­ta­cji z poczu­ciem utraty sie­bie. Wtedy nie zda­wa­łam sobie z tego sprawy, lecz haro­wa­łam jak wół, byle się z nim nie zmie­rzyć. Nie dostrze­ga­łam, że w ten spo­sób jedy­nie odkła­dam na póź­niej zaję­cie się pro­ble­mem. Z życiem nie­ro­ze­rwal­nie wiążą się bolączki, przed któ­rymi nie można się ustrzec, a jed­nak pró­bo­wa­łam, gdyż bata­lia z nimi ozna­cza­łaby koniecz­ność pracy nad zaak­cep­to­wa­niem osoby, jaką rze­czy­wi­ście byłam – a tego bar­dzo nie chcia­łam, bo po pro­stu nie­na­wi­dzi­łam sie­bie.

Uni­ka­łam więc, klu­czy­łam i wyco­fy­wa­łam się, aż w końcu nie było już dokąd zbiec. Zna­la­złam się na dnie – w miej­scu, o któ­rym cza­sami sły­szysz od innych, ale sądzisz, że ni­gdy tam nie tra­fisz. Przy­tło­czył mnie ogrom wła­snego smutku i nie­po­koju. Cier­pia­łam na bez­sen­ność. Zaczęły się napady lęku, a moja – zwy­kle prze­bie­ga­jąca dość łagod­nie – cho­roba Leśniow­skiego-Crohna dawała mi popa­lić. Kiedy nie chcemy słu­chać ciała, osta­tecz­nie zaczyna ono krzy­czeć.

Zwró­ce­nie uwagi na wła­sne lęki wydaje się ryzy­kowne, zupeł­nie jakby mogło to je wzmoc­nić, pogłę­bić. Czymś bar­dzo ludz­kim jest chęć ucie­ka­nia od nie­przy­jem­nych emo­cji i wra­żeń. Dla­czego mie­li­by­śmy świa­do­mie decy­do­wać się na dys­kom­fort? Ale jak powie­dział Carl Gustav Jung: „To, czemu się opie­rasz, nie tylko prze­trwa, lecz także będzie nara­stać”. W rezul­ta­cie w wieku dwu­dzie­stu trzech lat tra­fi­łam na kozetkę psy­cho­te­ra­peuty i osta­tecz­nie musia­łam sta­wić czoło swoim emo­cjom, zamiast przed nimi ucie­kać.

Może odnaj­du­jesz się w tych sło­wach, a może nie. Tak czy ina­czej, nie wydaje mi się, że konieczne jest się­gnię­cie dna, by zająć się kwe­stią utraty sie­bie, prze­ko­na­łam się jed­nak, że świa­do­mość czę­sto wiąże się z dys­kom­for­tem. Ale nie każdy dys­kom­fort jest zły. Cza­sami sta­nowi on oznakę zmiany – rodzaj nara­sta­ją­cego bólu.

Co warto wie­dzieć o uni­ka­niu:

- Uni­ka­nie daje ilu­zję spo­koju, lecz jest w naj­lep­szym razie doraźną pożyczką, od któ­rej możemy zapła­cić wygó­ro­wane odsetki.
- Próby wypy­cha­nia stra­chu i dys­kom­fortu poza gra­nicę świa­do­mo­ści są męczące.
- Nie „odpu­ścimy” sobie niczego, dopóki nie przyj­rzymy się temu, co do sie­bie „dopu­ści­li­śmy”.
- Zuży­wa­nie ener­gii na uni­ka­nie dre­nuje naszą wital­ność.
- Sta­wia­nie oporu zasad­ni­czo wzbu­dza więk­szy nie­po­kój niż myśli, któ­rym się opie­ramy.

Odkrywanie i odbudowywanie relacji

Pro­ces odkry­wa­nia i odbu­do­wy­wa­nia rela­cji ze sobą nie polega na naci­śnię­ciu prze­łącz­nika ani na prze­bie­gnię­ciu linii mety czy prze­tur­la­niu się przez nią. Do samo­po­zna­nia nie wie­dzie żadna droga na skróty; w tym przy­padku cenna jest sama podróż. Pewne wska­zówki nasuwa ter­min „samo­po­zna­nie”. Cho­dzi w nim o szu­ka­nie; o cie­ka­wość, roz­grze­by­wa­nie i roz­pa­ko­wy­wa­nie. Mam dobrą wia­do­mość: skoro czy­tasz te słowa, to zna­czy, że już ten pro­ces zapo­cząt­ko­wa­łaś. W dal­szej wędrówce daj sobie więc zie­lone świa­tło na wyko­ny­wa­nie opi­sa­nych w tej książce ćwi­czeń ze szcze­ro­ścią i otwar­to­ścią, które już wobec sie­bie żywisz.

Odkry­wa­nie nie jest środ­kiem do celu.

Kiedy tylko możesz, pozwól sobie więc na łagod­ność wobec sie­bie; na zwy­czajne bycie i cie­sze­nie się tym pro­ce­sem.

Twoje pięć minut. Zyski­wa­nie świa­do­mo­ści wybo­rów

Na pro­ces samo­po­zna­nia warto spoj­rzeć z per­spek­tywy podej­mo­wa­nych każ­dego dnia dzia­łań. Zadaj sobie nastę­pu­jące pyta­nia:

- Jakie wybory i dzia­ła­nia zbli­żają mnie do sie­bie?
- Jakie wybory i dzia­ła­nia mają odwrotny sku­tek?
- Czy zbli­żam się do swo­jego praw­dzi­wego ja, czy od niego odda­lam?

Dostrzeganie i nazywanie

Pro­ces dostrze­ga­nia i nazy­wa­nia emo­cji może wypeł­nić lukę mię­dzy tym, co myślimy, a tym, co czu­jemy. Nazy­wa­jąc emo­cję, sta­raj się okre­ślić, co czu­jesz. Zamiast mówić: „Jestem zła”, powiedz: „Czuję złość”. „Jestem nie­spo­kojna” zamień na: „Czuję nie­po­kój”, a „Jestem zestre­so­wana” – na „Odczu­wam stres” i tak dalej. Prze­skok od „jestem taki” do „czuję to” pozwala dostrzec, że w isto­cie nie skła­dasz się wyłącz­nie z tej kon­kret­nej emo­cji, i daje prze­strzeń na obser­wo­wa­nie jej, a nie utoż­sa­mia­nie się z nią. Sta­nowi zara­zem łagodne przy­po­mnie­nie, że odczu­wane emo­cje są przej­ściowe; to pocie­sza­jące w sytu­acji, w któ­rej trudno o inne pokrze­pie­nie.

Dostrze­ga­nie i nazy­wa­nie tego, czego jeste­śmy świa­domi, zarówno w ciele, jak i umy­śle, zdaje się banalne, lecz wiele osób unika tego ze względu na dys­kom­fort poten­cjal­nie wią­żący się z tymi dzia­ła­niami.

Zgod­nie z radą mojego men­tora – umieść nie­wielką naklejkę gdzieś w swoim pokoju lub z tyłu tele­fonu. Kiedy ją zauwa­żysz, zasta­nów się, jakich wra­żeń w swoim ciele jesteś świa­doma. Zacznij od pyta­nia: „Co w tej chwili czuję?”. Z bie­giem czasu przy­wy­kamy do nalepki i sta­jemy się mniej świa­domi jej obec­no­ści, ale mogę śmiało powie­dzieć, że choć od przy­kle­je­nia małej nie­bie­skiej kropki na półce z książ­kami minęło wiele lat, wciąż służy mi ona za przy­po­mnie­nie.

Twoje pięć minut. Kon­trola wła­snego stanu

Jed­nym z naj­przy­stęp­niej­szych i zara­zem naj­rza­dziej uży­wa­nych narzę­dzi, jakimi dys­po­nu­jemy, jest kon­trola wła­snego stanu poprzez zwy­kłą obser­wa­cję. To wcale nie musi być skom­pli­ko­wane. Możesz to zro­bić od razu:

- Jak się czuję? Może jestem zmę­czona, głodna albo nie­spo­kojna?
- Jakie wra­że­nia koja­rzące się z danym odczu­ciem umoż­li­wiły mi uświa­do­mie­nie go sobie?

Zapisz odpo­wie­dzi w dzien­niku.

Nie przestawaj się bawić

Jako dzieci mie­li­śmy pozwo­le­nie na zabawę. Bada­nie gruntu. Przy­wdzie­wa­nie róż­nych szat. Eks­pe­ry­men­to­wa­nie z tym, kim jeste­śmy. „Czy to tro­chę ja, czy nie ja?” Jako ciotka sze­ściorga mło­dych ludzi zarę­czam, że nie ma na świe­cie furii porów­ny­wal­nej do wście­kło­ści dziecka popro­szo­nego o prze­rwa­nie zabawy!

Ale gdy prze­kra­czamy dwu­dziestkę, spo­łe­czeń­stwo zdaje się ocze­ki­wać od nas stop­nio­wego rezy­gno­wa­nia z zabawy, zaś ukoń­cze­nie trzy­dzie­stego roku życia czę­sto wyzna­cza jej kres osta­teczny.

„Żad­nych wię­cej głu­pot! Jesteś już »doro­sła«, więc powin­naś dosko­nale wie­dzieć, kim jesteś, a wszel­kie eks­pe­ry­menty, próby czy spraw­dza­nie, kim jesz­cze mógła­byś zostać, przy­pusz­czal­nie zostaną uznane za kry­zys wieku śred­niego… albo półśred­niego”.

Zabawa staje się oznaką „nie­doj­rza­ło­ści” czy też „nie­udol­no­ści”. W ten spo­sób tra­cimy moż­li­wość bawie­nia się i odkry­wa­nia, przez co pozo­staje nam nie­wiele prze­strzeni na zmiany albo na roz­wój – a prze­cież nie uro­dzi­li­śmy się po to, by trwać w nie­zmie­nio­nej for­mie po wsze czasy. Nasze ja zmie­nia się podob­nie jak ciała. Z nie­któ­rych aspek­tów wyra­stamy. Nie­które naby­wamy w trak­cie życia; odkry­wamy z wie­kiem…

Twoje pięć minut. Baw się życiem

Prze­znacz moment na udzie­le­nie odpo­wie­dzi na poniż­sze pyta­nia:

- Czy jest coś, czego zawsze chcia­łaś spró­bo­wać, ale do tej pory tego nie zro­bi­łaś? Może cho­dzić o taniec, aktor­stwo czy kurs fiń­skiego dla począt­ku­ją­cych!
- Czy masz jakiś pomysł na zro­bie­nie reko­ne­sansu w tym zakre­sie? Choćby malut­kiego? Pozwól sobie pró­bo­wać. Pozwól sobie błą­dzić. Zacznij ponow­nie bawić się życiem.

Dostrzegaj okazje

Każ­dego dnia doko­nu­jemy wybo­rów, które nas odda­lają bądź zbli­żają do samych sie­bie. Jed­nym z ele­men­tów pro­cesu samo­po­zna­wa­nia jest pozwo­le­nie sobie na cie­ka­wość (pozba­wioną osą­dza­nia!) w kwe­stii codzien­nych decy­zji.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: