Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Pięć po dwunastej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 października 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,99

Pięć po dwunastej - ebook

8 maja 1945 roku hitlerowski Wehrmacht skapitulował na wszystkich frontach. Dzień ten kojarzy się nie tylko z zakończeniem drugiej wojny światowej, ale i ostatecznym kresem istnienia III Rzeszy. Ale w małej północnoniemieckiej mieścinie Flensburg, a ściślej mówiąc na jej przedmieściu Mürwick, w dawnych koszarach szkoły marynarki wojennej, jeszcze przez pełne dwa tygodnie istniał i działał nadal „legalny” rząd tejże Rzeszy, na czele z wyznaczonym osobiście przez Hitlera „prezydentem”.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17674-4
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ilu­stra­cja na okładce: GMJ

Copy­ri­ght © for this edi­tion by Dres­sler Dublin sp. z o.o., Oża­rów Mazo­wiecki 2024

Wydaw­nic­two Bel­lona
ul. Han­kie­wi­cza 2
02-103 War­szawa
tel. +48 22 457 04 02
www.bel­lona.pl

Dołącz do nas na Face­bo­oku:
www.face­book.com/Wydaw­nic­two.Bel­lona

Księ­gar­nie inter­ne­towe:
www.swiatk­siazki.pl
www.ksiazki.pl

Dys­try­bu­cja
Dres­sler Dublin sp. z o.o.
ul. Poznań­ska 91
05-850 Oża­rów Mazo­wiecki
tel. (+ 48 22) 733 50 31/32
e-mail: dys­try­bu­cja@dres­sler.com.pl
www.dres­sler.com.pl

Wer­sję elek­tro­niczną przy­go­to­wano w sys­te­mie ZecerZAMIAST WSTĘPU

ZAMIAST WSTĘPU

8 maja 1945 roku hitle­row­ski Wehr­macht ska­pi­tu­lo­wał na wszyst­kich fron­tach. Dzień ten koja­rzy się nie tylko z zakoń­cze­niem dru­giej wojny świa­to­wej, ale i osta­tecz­nym kre­sem ist­nie­nia III Rze­szy. Ale w małej pół­noc­no­nie­miec­kiej mie­ści­nie Flens­burg, a ści­ślej mówiąc na jej przed­mie­ściu Mürwick, w daw­nych kosza­rach szkoły mary­narki wojen­nej, jesz­cze przez pełne dwa tygo­dnie ist­niał i dzia­łał na­dal „legalny” rząd tejże Rze­szy, na czele z wyzna­czo­nym oso­bi­ście przez Hitlera „pre­zy­den­tem”.

Jesz­cze przez pełne dwa tygo­dnie po kapi­tu­la­cji dzia­łało, wyda­wało roz­kazy, potwier­dzało awanse i roz­dzie­lało ordery Naczelne Dowódz­two Nie­miec­kich Sił Zbroj­nych, osła­wione Obe­rkom­mando der Wehr­macht (OKW) na czele z feld­mar­szał­kiem von Keitlem i gene­ra­łem puł­kow­ni­kiem Jodlem. Tymi samymi, któ­rzy mniej wię­cej rok póź­niej, po pro­ce­sie w Norym­ber­dze, zawi­snąć mieli na szu­bie­nicy, jako sprawcy nie­zli­czo­nych zbrodni wojen­nych.

Przez wiele dni po ofi­cjal­nej i bez­wa­run­ko­wej kapi­tu­la­cji nie­miec­kich sił zbroj­nych przed sie­dzibą pogro­bo­wego „rządu” spa­ce­ro­wał wła­sny, uzbro­jony po zęby war­tow­nik. Nad gma­chem szkoły mary­narki wojen­nej powie­wała na­dal flaga ze zło­wiesz­czą swa­styką, a alianccy żoł­nie­rze, któ­rzy w tym samym cza­sie trzy­mali wartę przed sie­dzibą sojusz­ni­czej komi­sji kon­tro­l­nej we Flens­burgu, mieli wyraźny roz­kaz, aby pre­zen­to­wać broń na widok hitle­row­skich, gene­ral­skich dys­tynk­cji dostoj­ni­ków z OKW.

Wydaje się to nie­praw­do­po­dobne, nie­mniej jed­nak tak było.DO MÜRWICK!

DO MÜRWICK!

Koń­czył się wła­śnie pamiętny kwie­cień 1945 roku. Jedyną wolną jesz­cze drogą, wio­dącą na pół­noc z okrą­żo­nego już nie­mal ze wszyst­kich stron Ber­lina, jechał wielki, czarny mer­ce­des.

Wewnątrz wozu sie­dział szczu­pły, wysoki męż­czy­zna ubrany w ciem­no­gra­na­towy płaszcz z dys­tynk­cjami admi­rała Krieg­sma­rine. Spod czapki suto sza­me­ro­wa­nej zło­tem wyzie­rała twarz o ostrym sępim pro­filu i zacię­tych, wąskich ustach. Lekko wysu­nięty pod­bró­dek zna­mio­no­wał sta­now­czość i upór. Skro­nie miał dobrze już przy­pró­szone siwi­zną, ale opa­lona twarz zdra­dzała cią­gły jesz­cze żywy kon­takt z mor­ską bryzą.

Na przed­nim sie­dze­niu, obok kie­rowcy, sie­dział ofi­cer, rów­nież w mary­nar­skim mun­du­rze, z galo­nami korvettenkapitäna, czyli koman­dora pod­po­rucz­nika nie­miec­kiej mary­narki wojen­nej. Ofi­cer wpa­try­wał się czuj­nie w widoczną przed nimi gładką nawierzch­nię szosy.

Za gru­bymi, pan­cer­nymi szy­bami limu­zyny prze­wi­jały się to mgli­ste, ledwo zie­lone pola, to znów jakieś małe mia­steczka, tłoczne od woj­ska, biwa­ku­ją­cego prze­waż­nie wprost na ulicy.

– Może włą­czyć radio, _Herr Gros­sad­mi­ral_? – ode­zwał się koman­dor. – Za chwilę powi­nien być naj­śwież­szy komu­ni­kat OKW.

Męż­czy­zna w admi­ral­skim mun­du­rze ock­nął się z zamy­śle­nia i ski­nął przy­zwa­la­jąco:

– Niech pan włą­czy.

Jak się oka­zało, odbiór nie był taki pro­sty. Zamiast zna­jo­mego sygnału pobli­skiego Ham­burga roz­le­gały się bowiem w ete­rze jakieś dziwne trza­ski. Dopiero po dłuż­szym szu­ka­niu po całej skali sil­nego, samo­cho­do­wego odbior­nika udało się zła­pać roz­gło­śnię pół­noc­no­nie­miecką.

– _Das Obe­rkom­mando der Wehr­macht gibt bekannt_…¹ – zachry­piała w radiu tak dobrze znana wszyst­kim for­mułka, od któ­rej zaczy­nał się zazwy­czaj każdy komu­ni­kat OKW – „…dzień i noc trwają fana­tyczne walki uliczne w cen­trum Ber­lina. Dzielna załoga bro­niła się dzi­siaj na­dal w cięż­kich wal­kach prze­ciwko ata­ku­ją­cym nie­ustan­nie bol­sze­wic­kim masom. Mimo to nie udało się zapo­biec dal­szemu posu­wa­niu się wroga w nie­któ­rych czę­ściach mia­sta. Wzdłuż ulicy Pocz­dam­skiej i na placu Belle Alliance trwają zacięte walki. W oko­licy jeziora Plötzen wróg zdo­łał prze­bić się aż do Szprewy. Na połu­dnie od Ber­lina Sowieci wpro­wa­dzili do walki z naszymi oddzia­łami nowe jed­nostki, które wal­czą ze zmien­nym powo­dze­niem. Zajęto mię­dzy innymi Beelitz, a na wschód od Wer­der udało się nawią­zać łącz­ność z obsza­rem obron­nym Pocz­damu. Na obsza­rze meklem­bur­sko-pomor­skim przy­stą­piła do akcji nowo spro­wa­dzona na front piąta, gwar­dyj­ska armia pan­cerna Sowie­tów, która wyparła nasze oddziały w kie­runku na Tem­plin oraz łań­cuch jezior pomię­dzy Lychen Neu­bran­den­burg i Anklam…

Koman­dor roz­ło­żył leżący na kola­nach map­nik i począł szki­co­wać na nim przy­pusz­czalną linię frontu.

– Są już tuż za nami…

– Ciszej! – syk­nął nie­cier­pli­wie admi­rał. – Posłu­chajmy, jak roz­wija się sytu­acja na zacho­dzie.

– „…W pół­nocno-zachod­nich Niem­czech – cią­gnął dalej spi­ker radiowy – doszło w rejo­nie Ems do sil­nych walk lokal­nych, w cza­sie któ­rych utra­cono miej­sco­wość Leer. Nad Łabą, na połu­dniowy wschód od Ham­burga, Anglicy po sil­nym przy­go­to­wa­niu arty­le­ryj­skim utwo­rzyli nowy przy­czó­łek na pół­noc­nym brzegu rzeki, w oko­licy Lau­en­burga. Nasze rezerwy przy­stą­piły już do prze­ciw­u­de­rze­nia”.

„Nasze rezerwy – pomy­ślał męż­czy­zna w admi­ral­skim mun­du­rze. – Cie­kawe, o jakich to rezer­wach może jesz­cze mówić Keitel. Prze­cież nie dalej jak dwa dni temu, gdy widzieli się po raz ostatni, szef OKW stwier­dził wyraź­nie, że nie ma już żad­nych, ale to dosłow­nie żad­nych odwo­dów… Chyba tylko ten Volks­sturm, ochrzczony już przez żoł­nie­rzy jed­no­stek regu­lar­nych »woj­skiem kościa­nych dziad­ków«, z któ­rych co młodsi byli już nie­zdolni do służby pod­czas… pierw­szej wojny świa­to­wej. Ale nawet i ten Volks­sturm nie był taki pewny. Bo na przy­kład nie dalej jak wczo­raj nade­szły z Tyrolu wia­do­mo­ści, że cały tam­tej­szy Volks­sturm przy­stą­pił do roz­bra­ja­nia Wehr­machtu i SS. Sta­rzy wete­rani znad Piawy poza­mie­niali tylko opa­ski na ręka­wach, a wyfa­so­wane »pan­cerne pię­ści« obró­cili prze­ciwko sta­wia­ją­cym opór eses­ma­nom”.

– …_Die tap­fe­ren Ver­te­idi­ger von Bre­slau_… „Dzielni obrońcy Wro­cła­wia – cią­gnął tym­cza­sem spi­ker – na­dal odpie­rają zwy­cię­sko zacie­kłe ataki prze­ciw­nika, nacie­ra­ją­cego na nich nie­ustan­nie od zachodu… Kon­ty­nu­ując walkę prze­ciwko wro­gim liniom zaopa­trze­nia nasze okręty pod­wodne zato­piły znów osiem zała­do­wa­nych po brzegi stat­ków o łącz­nej wypor­no­ści 45 tysięcy BRT, trzy nisz­czy­ciele i dwie kor­wety”.

– Sły­szy pan? – zwró­cił się admi­rał do pochy­lo­nego nad mapą towa­rzy­sza. – Nasze wilki potra­fią jesz­cze poka­zać zęby. Gdyby tak dwa lata wcze­śniej _Führer_ zechciał mnie posłu­chać, gdyby tak dwa lata wcze­śniej…

– „Nad całym obsza­rem Rze­szy dała się zauwa­żyć jedy­nie słaba dzia­łal­ność wro­gich samo­lo­tów myśliw­skich…” – chry­piał dalej gło­śnik. Jakby na iro­nię w tej samej wła­śnie chwili roz­legł się za szybą opan­ce­rzo­nego mer­ce­desa cha­rak­te­ry­styczny, przej­mu­jący świst.

– Lot­nik, kryj się! – krzyk­nął adiu­tant, kuląc się na swoim sie­dze­niu. Czarny mer­ce­des pisnął prze­raź­li­wie opo­nami, hamu­jąc rap­tow­nie na gład­kim beto­nie. Kie­rowca i jego pasa­że­ro­wie wysko­czyli pospiesz­nie i pobie­gli do rowu, zosta­wia­jąc wóz na łasce losu.

Wzdłuż szosy posy­pały się serie z pokła­do­wych dzia­łek, a zaraz po tym roz­le­gły się dwa silne, kolejne wybu­chy.

– _Jabo_!²

W odpo­wie­dzi, bar­dzo ane­micz­nie, zater­ko­tał jakiś erkaem, ale umilkł szybko, nie chcąc draż­nić powietrz­nego prze­ciw­nika, który znik­nął zresztą rów­nie szybko, jak się poja­wił.

– _Los, schnel­ler_! – zako­men­de­ro­wał admi­rał, wsia­da­jąc do wozu. Uje­chali jed­nak nie­spełna pięć­set metrów, gdy znów trzeba było się zatrzy­mać przez wid­nie­jącą na szo­sie ogromną wyrwę po cel­nej, rzu­co­nej przed chwilą bom­bie.

Kie­rowca odwró­cił się do tyłu i roz­ło­żył bez­rad­nie ręce.

– Zjeż­dżaj na bok, przez pole! – roz­ka­zał mu adiu­tant.

Kie­rowca skrę­cił posłusz­nie w prawo. Wóz szarp­nął, stęk­nął, ale nawil­gła po wio­sen­nych desz­czach zie­mia nie wytrzy­mała kil­ku­to­no­wego cię­żaru. Mer­ce­des zarył się wszyst­kimi czte­rema kołami aż po osie i sta­nął. Sil­nik wył na naj­wyż­szych obro­tach, ale koła bez­rad­nie krę­ciły się w miej­scu.

– Tam, do wszyst­kich dia­błów! Niech pan natych­miast postara się o jakąś pomoc – powie­dział admi­rał. – Prze­cież naj­póź­niej wie­czo­rem musimy doje­chać do Plön.

– _Jawohl, Herr Gros­sad­mi­ral_!

Adiu­tant wysko­czył posłusz­nie na szosę. Oka­zało się, że po dru­giej stro­nie fatal­nego leja objazd był znacz­nie wygod­niej­szy, a nawierzch­nia bar­dziej twarda. Nad­jeż­dża­jące za nimi pojazdy mijały prze­szkodę bez więk­szego trudu.

– _Halt, halt_! – pró­bo­wał zatrzy­mać kolejną, prze­jeż­dża­jącą wła­śnie cię­ża­rówkę. Odpo­wie­dział mu tylko zły błysk w oczach umo­ru­sa­nego żoł­nie­rza, sie­dzą­cego za kie­row­nicą i mach­nię­cie ręką. W ostat­niej chwili usko­czył na bok, a wielki hen­schel³ minął go z chrzę­stem, obry­zgu­jąc bło­tem ele­gancki mun­dur.

Hen­schel musiał zwol­nić na objeź­dzie, więc adiu­tant zdo­łał go dogo­nić. Zoba­czył, że cała cię­ża­rówka wypeł­niona jest szczel­nie żoł­nie­rzami w lot­ni­czych mun­du­rach. Wyglą­dali okrop­nie. Paru miało na sobie świeżo zało­żone ban­daże, przez które wyraź­nie prze­cie­kała krew.

– Stać! Roz­ka­zuję wam zatrzy­mać się! – krzy­czał adiu­tant. – Musi­cie mi zaraz dopo­móc wycią­gnąć z błota samo­chód admi­rała!

– Mamy gdzieś two­jego admi­rała! Zaraz go tu Ruscy wycią­gną za… Są już tuż za nami, nie sły­szysz? – ryk­nął mu w odpo­wie­dzi jakiś pod­ofi­cer z ręką na tem­blaku. Był bez hełmu, twarz miał osma­loną ogniem, a oczy błysz­czały mu dziko…

Adiu­tant odru­chowo się­gnął po pisto­let. Cof­nął jed­nak rękę. Cóż mógł zdzia­łać swoją zaba­weczką, skoro każdy z tam­tych mógł go w każ­dej chwili poło­żyć serią z maszy­no­wego pisto­letu. Zwie­sił więc tylko głowę i powró­cił do mer­ce­desa.

– Panie admi­rale – powie­dział cicho – mel­duję, że nikt nie chce się zatrzy­mać.

– Co?!

– Nie chcą. Po pro­stu nie chcą. Nikt nie chce nam dopo­móc, mimo że pro­si­łem, roz­ka­zy­wa­łem. Omal mnie przy tym nie zastrze­lili. Nasi nie­mieccy żoł­nie­rze…

– Co też pan wyga­duje? Pan chyba osza­lał!

– Nie­stety, _Herr Gros­sad­mi­ral_, ludzie są kom­plet­nie zde­mo­ra­li­zo­wani.

Admi­rał naci­snął głę­biej na czoło swoją bogato zło­coną czapkę i popra­wił wiszący mu u szyi Krzyż Rycer­ski.

– Zoba­czymy, czy żoł­nierz nie­miecki ma jesz­cze sza­cu­nek dla swych prze­ło­żo­nych, czy potrafi słu­chać roz­ka­zów – powie­dział cicho. – Niech pan idzie ze mną.

Wyszli razem na drogę. Od połu­dnia nad­jeż­dżał wła­śnie jakiś mocno poszczer­biony poci­skami opan­ce­rzony trans­por­ter pół­gą­sie­ni­cowy, wyła­do­wany pie­chotą. Wielki Admi­rał sta­nął pośrodku szosy i wycią­gnął dłoń w górę.

– Stój!

Tym razem wezwa­nie było sku­teczne. Trans­por­ter zatrzy­mał się. Dowódca, młody leut­nant o rumia­nej dzie­cię­cej twa­rzy, zamel­do­wał się prze­pi­sowo, pro­sząc o roz­kazy. Usły­szaw­szy o co idzie, natych­miast pole­cił swoim ludziom, aby wycią­gnęli mer­ce­desa z opre­sji.

Przez dal­szą drogę pano­wało w wozie mil­cze­nie. Każdy z pasa­że­rów czar­nego mer­ce­desa był myślami gdzie indziej.

Korvettenkapitän przy­po­mniał sobie, jak to mniej wię­cej pół roku temu otrzy­mał nagle roz­kaz, aby zamel­do­wać się w pod­ber­liń­skim Ber­nau. Kwa­te­ro­wał tam sztab admi­rała, peł­nią­cego od 1943 roku funk­cję głów­no­do­wo­dzą­cego Krieg­sma­rine. Sie­dziba sztabu miała szy­fro­wany kryp­to­nim „Koralle”, od nazwy popu­lar­nego ilu­stro­wa­nego tygo­dnika, na któ­rego łamach bar­dzo czę­sto uka­zy­wała się podo­bi­zna sie­dzą­cego teraz tuż za nim w czar­nym mer­ce­de­sie wiel­kiego admi­rała. Auto­rzy pod­pi­sów pod zdję­ciami nazy­wali go prze­waż­nie „boha­te­rem U-Bootów”.

Korvettenkapitän miał lat 30 i sporą liczbę bojo­wych odzna­czeń. Był jed­nym z bar­dzo nie­wielu ofi­ce­rów w naj­bliż­szym oto­cze­niu admi­rała, nie­wy­wo­dzą­cym się z jego uko­cha­nej broni pod­wod­nej. Pły­wał uprzed­nio na nisz­czy­cie­lach, póź­niej na tor­pe­dow­cach. Z uro­dze­nia Alzat­czyk roz­ko­chał się wcze­śnie w morzu. Sto­pień ofi­cera nie­miec­kiej mary­narki wojen­nej otrzy­mał z odzna­cze­niem w 1936 roku.

Roz­kaz sta­wie­nia się w „Koralle” mógł ozna­czać albo jakiś znaczny awans, zwią­zany z prze­nie­sie­niem, albo…

Sta­nął więc, wypro­sto­wany jak struna, i o ozna­czo­nej godzi­nie zamel­do­wał admi­ra­łowi swoje przy­by­cie. Przy­wi­tało go uważne spoj­rze­nie, oce­nia­jące nie tylko każdy szcze­gół sta­ran­nie odpra­so­wa­nego mun­duru.

– Od dziś jest pan moim oso­bi­stym adiu­tan­tem, _Herr Korvettenkapitän_ Lüdde-Neu rath. Pro­szę sobie zapa­mię­tać raz na zawsze, że nie zno­szę ani pochlebstw, ani bez­myśl­nego potwier­dza­nia wyra­ża­nych przeze mnie poglą­dów. Co nie wyklu­cza oczy­wi­ście śle­pego posłu­szeń­stwa przy wyko­ny­wa­niu moich roz­ka­zów. Jest pan zresztą chyba zbyt długo ofi­ce­rem, i to dobrym ofi­ce­rem, abym musiał to panu szcze­gó­łowo wyja­śniać.

– _Jawohl, Herr Gros­sad­mi­ral_!

– Nie żądam od moich pod­wład­nych – mówił dalej admi­rał – tego, aby byli zawsze i we wszyst­kich oko­licz­no­ściach moim wła­snym echem. Prze­ciw­nie. Zależy mi na tym, aby sły­szeć pana wła­sny, oso­bi­sty pogląd. Szczery pogląd, oczy­wi­ście… Cóż pan sądzi o swo­jej nowej nomi­na­cji? – zapy­tał nagle. – Czy jest pan z niej zado­wo­lony?

– Jestem ofi­ce­rem linio­wym – wyprę­żył się Wal­ter Lüdde-Neu­rath. – Uwa­żam, że moje miej­sce jest na okrę­cie, a nie w szta­bie.

Admi­rał słu­chał z widocz­nym zado­wo­le­niem i zmru­żył oczy.

– Dzię­kuję. Widzę, że pojął pan, o co mi cho­dzi. Może pan odejść.

I tak zaczęła się ta ich kil­ku­mie­sięczna współ­praca, jeśli tak można w ogóle okre­ślić służ­bowy sto­su­nek pomię­dzy kostycz­nym i pe dan­tycz­nym admi­ra­łem a skrom­nym koman­do­rem pod­po­rucz­ni­kiem, który będąc wycho­wan­kiem pru­skiej szkoły wojen­nej, nie sta­rał się ni­gdy i nie ośmie­lił skró­cić o cal ogrom­nego dystansu dzie­lą­cego odeń zawsze „wiel­kiego” admi­rała.

Admi­rał prze­ko­nał się nie­ba­wem, że może pole­gać cał­ko­wi­cie na swoim nowym adiu­tan­cie. Posłuszny, nie­za­wodny, inte­li­gentny, potra­fiący myśleć samo­dziel­nie i podej­mo­wać szybką decy­zję. Tak go oce­nił w służ­bo­wej cha­rak­te­ry­styce. Że opi­nia ta była słuszna, oka­zało się naj­le­piej parę dni temu, gdy radziec­kie czo­łówki pan­cerne, nacie­ra­jące na Ber­lin, dotarły nagle aż pod Ber­nau.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Naczelne Dowódz­two Wehr­machtu podaje do wia­do­mo­ści, że… (cyto­waną poni­żej sytu­ację wojsk hitle­row­skich w ostat­nich dniach kwiet­nia 1945 roku odtwa­rzamy ści­śle według auten­tycz­nych komu­ni­ka­tów OKW, z zacho­wa­niem ich peł­nej ter­mi­no­lo­gii z tego okresu).

2. Skrót od _Jagd­bom­ber_ (myśli­wiec uży­wany do ata­ków sztur­mo­wych na cele naziemne).

3. Popu­larna marka nie­miec­kich cię­ża­ro­wych samo­cho­dów woj­sko­wych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: