Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pielgrzymka do Jasnej Góry - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pielgrzymka do Jasnej Góry - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 245 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIEL­GRZYM­KA DO JA­SNEJ GÓRY

WY­DAW­NIC­TWO TY­GO­DNI­KA IL­LU­STRO­WA­NE­GO

WAR­SZA­WA, UL. ZGO­DA 12.

WŁA­DY­SŁAW ST. REY­MONT

PIEL­GRZYM­KA

DO JA­SNEJ GÓRY

WRA­ŻE­NIA I NO­TAT­KI

WY­DAW­NIC­TWO TY­GO­DNI­KA IL­LU­STRO­WA­NE­GO

WAR­SZA­WA, UL. ZGO­DA 12.

Wszel­kie pra­wa prze­dru­ku i prze­kła­du za­strze­żo­ne.

Druk. J. Raj­skie­go w War­sza­wie, ul. Cia­sna 5 (przy Św.-Jer­skiej)

PRZED­MO­WA.

Wła­dy­sław Sta­ni­sław Rey­mont uro­dził się dn. 7 maja 1867 roku w Ko­bie­lach wiel­kich, zie­mi piotr­kow­skiej.

Ro­dzi­na jego, jak to ujaw­ni­ły ba­da­nia, prze­pro­wa­dzo­ne na miej­scu przez Ada­ma Grzy­ma­łę-Sie­dlec­kie­go, wy­wo­dzi się od nie­ja­kie­go Bal­ce­ra, Szwe­da, któ­ry po­zo­stał w Pol­sce po od­stą­pie­niu wojsk szwedz­kich od ob­lę­że­nia Czę­sto­cho­wy, i osiadł w Gi­dlach, gdzie był po­moc­ni­kiem go­spo­dar­skim w za­rzą­dzie dóbr klasz­tor­nych.

Na.wi­sko Rey­mont jest po­cho­dze­nia znacz­nie póź­niej­sze­go. Za­wdzię­czał je Wła­dy­sław swe­mu dzia­do­wi, któ­ry, klnąc, po­wta­rzał czę­sto: „a bo­daj się rej­ment (czy­li re­gi­ment) dja­blów!” Stąd prze­zwa­no go Rej­men­łem. W tej pi­sow­ni, jak to stwier­dził J. Czem­piń­ski, znaj­du­je się też ro­do­we na­zwi­sko pi­sa­rza w jego me­try­ce.

Prze­ko­ny­wa nas to do­wod­nie, że w na­zwi­sku li­te­rac­kiem Rey­mon­ta nie­ma nic ob­ce­go.

Tak samo nie­ma nic ob­ce­go i we krwi au­to­ra „Chło­pów”, cho­ciaż bo­wiem pro­to­pla­sta jego po­cho­dzi) i Szwe­cji, to jed­nak w cią­gu dwóch stu­le­ci przez mał­żeń­stwa z Po­lka­mi tyle wpły­nę­ło krwi pol­skiej do żył tej ro­dzi­ny, że wszel­ki pier­wia­stek krwi ob­cej znik­nął w tych ży­łach na dłu­go jesz­cze przed uro­dze­niem Wła­dy­sła­wa. Krą­ży­ła w nim tedy bez naj­mniej­szej wąt­pli­wo­ści krew czy­sto pol­ska.

Gdy­by­śmy jed­nak wca­le o tem nie wie­dzie­li, to po­wie­dzia­ły­by nam to samo dzie­ła pi­sa­rza, roz­po­zna­wa­ne pod ką­tem tkwią­cych w nich pier­wiast­ków ra­so­wych.

Ana­li­za ich wy­ka­zu­je bo­wiem nie­zbi­cie, że mamy do czy­nie­nia z pi­sa­rzem o tak wy­jąt­ko­wo sło­wiań­sko-pol­skiej struk­tu­rze du­cha i umy­słu, o ta­kiej.sa­mo­rod­no­ści ra­so­wej", jak malo któ­ry z pi­sa­rzy współ­cze­snych o na­zwi­skach, któ­re brzmie­niem swo­jem żad­nej nie bu­dzą wąt­pli­wo­ści.

Rey­mont, jak Ka­spro­wicz, jest przedew­szyst­kiem „sy­nem zie­mi”. Jest tak bli­sko i nie­ro­ze­rwal­nie z nią zwią­za­ny, tak w nią wro­śnię­ty wszyst­kie­mi włók­na­mi swo­jej du­szy i wszyst­kie­mi ner­wa­mi swo­je­go ser­ca, że bez tego pod­ło­ża nie­po­dob­na go zro­zu­mieć ani od­czuć.

Dla­te­go ro­zu­mie­ją go i od­czu­wa­ją naj­le­piej i naj­głę­biej lu­dzie, któ­rzy są bli­scy przy­ro­dzie, a przez przy­ro­dę bli­scy Bogu, bo Bóg i Na­tu­ra to w kon­cep­cji Rey­mon­ta jed­no.

Nie­zmien­ne, wiecz­ne pra­wa na­tu­ry, to pra­wa usta­no­wio­ne i usta­lo­ne w tej swo­jej nie­zmien­no­ści i wiecz­no­ści przez Boga. Czło­wiek po­wi­nien im być po­słusz­ny, jak po­wi­nien być po­słusz­ny woli Bo­skiej. Stąd wszyst­ko, co jest prze­ciw­ne na­tu­rze, jest prze­ciw­ne Bogu, i od­wrot­nie, co jest prze­ciw­ne Bogu, prze­ciw­ne jest na­tu­rze.

Nie­ma w tem żad­nej in­wen­cji fi­lo­zo­ficz­nej. Jest to po­gląd, swo­isty mil­jo­nom ludu pol­skie­go, ży­ją­ce­go od wie­ków zgod­nie z pra­wa­mi Boga i Na­tu­ry, i bez bun­tu pod­da­ją­ce­go się tym pra­wom.

Owo też głę­bo­kie po­czu­cie ładu i po­rząd­ku od­wiecz­ne­go na zie­mi, ce­chu­ją­ce po­glą­dy Rey­mon­ta, do­pro­wa­dza nas do wnio­sku, że mamy do czy­nie­nia z sy­nem tej zie­mi, któ­ry z niej przedew­szyst­kiem czer­pał soki od­żyw­cze dla swo­jej twór­czo­ści.

Każ­dy ar­ty­sta ma ja­kieś ta­jem­ni­cze źró­dło sił, któ­rych do­pływ krze­pi go i umac­nia w jego po­słan­nic­twie.

Dla jed­nych siły te tkwią w po­do­błocz­nej kra­inie ide­ałów, dla dru­gich w zu­peł­nie re­al­nych war­to­ściach ży­cia ziem­skie­go, w po­czu­ciu i od­czu­ciu rze­czy­wi­sto­ści ludz­kiej, ta­kiej, jaką ona jest, in­ne­mi sło­wy w praw­dzie ty­cia. Nie w szla­chet­nem kłam­stwie i ułu­dzie, któ­re wzbi­ja­ją nas po­nad ży­cie, lecz w szcze­rej tego ży­cia praw­dzie.

Rey­mont na­le­ży do tego dru­gie­go ro­dza­ju ar­ty­stów.

Jest uro­dzo­nym re­ali­stą.

I to znów do­wód waż­ki jego „ra­so­wo­ści psy­chicz­nej”, jego bli­skie­go związ­ku z lu­dem pol­skim.

Chłop pol­ski jest re­ali­stą. O tem nie może być dwóch zdań. O ile in­te­li­gen­cja pol­ska Jest, a przy­najm­niej do nie­daw­na była na­wskroś ide­ali­stycz­na, i to tak da­le­ce, że w swych wzlo­tach ide­al­nych za­tra­ca­ła w znacz­nej mie­rze po­czu­cie rze­czy­wi­sto­ści, o tyle lud pol­ski w ca­łej swo­jej ma­sie ob­da­rzo­ny jest wprost nie­po­spo­li­tem po­czu­ciem rze­czy­wi­sto­ści, co daje mu zdu­mie­wa­ją­cy nie­raz zdro­wy ro­zum, ów com­mo­ti sen­se, roz­strzy­ga­ją­cy pro­sto za­wi­łe na­wet kwe­stje spo­łecz­ne i po­li­tycz­ne trzeź­wą oce­ną „in­te­re­su ży­cio­we­go”.

Rey­mont tę wła­śnie.trzeź­wość" wniósł z sobą do li­te­ra­tu­ry.

Nie on wpro­wa­dził pierw­szy wieś pol­ską i lud pol­ski do po­wie­ści. Były już przed nim dość licz­ne pró­by uczy­nie­nia tego, i pró­by bar­dzo szczę­śli­we i na wiel­ką na­wet mia­rę. Wy­star­czy wy­mie­nić nie­wąt­pli­we ar­cy­dzie­ło Pru­sa „Pla­ców­kę” i całą, nie­do­ce­nio­ną do­tych­czas, twór­czość Adol­fa Dy­ga­siń­skie­go.

Ale, je­że­li za­po­mni­my na chwi­lę o Pru­sie i Dy­ga­si­ri­skim, a spoj­rzy­my po­nad temi szczy­to­we­mi punk­ta­mi na całą li­te­ra­tu­rę koń­ca XIX-go wie­ku, to prze­ko­na­my sic, że tkwią­cy w niej „sen­ty­ment dla ludu” był tyl­ko teo­re­tycz­ny, zdaw­ko­wy, na­wskroś ide­olo­gicz­ny i nie­wie­le miał wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią chłop­ską.

Rze­czy­wi­ste­go chło­pa ni­zin po­sta­wił w li­te­ra­tu­rze do­pie­ro Rey­mont, po­dob­nie jak rze­czy­wi­ste­go gó­ra­la wy­dźwi­gnął po­nad zdaw­ko­wy sen­ty­ment miesz­czu­chów dla gó­ralsz­czy­zny do­pie­ro Ka­zi­mierz Prze­rwa-Tet­ma­jer w „Skal­nem Pod­ha­lu”.

Obaj ci pi­sa­rze mają jed­na­ko­wą za­słu­gę – je­den dla ni­zin, dru­gi dla gór i – mi­mo­wo­li – ta ich za­słu­ga pro­si się o po­rów­na­nie z wie­ko­po­mną za­słu­gą Mic­kie­wi­cza, któ­ry po­sta­wił koń­czą­ce­mu się świa­tu szla­chec­kie­mu XVIII go wie­ku po­mnik wiecz­no­tr­wa­ły w „Panu Ta­de­uszu”.

Epo­ka, któ­rą prze­ży­wa­my obec­nie, a któ­rą roz­po­czę­li­śmy prze­ży­wać mniej wię­cej w za­ra­niu wie­ku XX-go, wów­czas wła­śnie, gdy Rey­mont za­czy­nał pi­sać „Chło­pów”, jest pod wie­lo­ma wzglę­da­mi bar­dzo po­dob­na do epo­ki, któ­rą w dzie­ciń­stwie i wcze­snej mło­do­ści swo­jej prze­ży­wał Mic­kie­wicz.

Wte­dy li­kwi­do­wa­ła się Pol­ska szla­chec­ka, sta­no­wa, uprzy­wi­le­jo­wa­na, ustę­pu­jąc miej­sca Pol­sce no­wej, któ­ra dą­ży­ła do no­wo­cze­snej struk­tu­ry spo­łecz­nej i go­spo­dar­czej.

Za­pa­dał się je­den świat, dźwi­gał się przed ocza­mi nowy.

Po­dob­nie dzi­siaj sto­imy na gra­ni­cy koń­czą­ce­go się świa­ta „chłop­skie­go” a roz­po­czy­na­ją­ce­go swój byt w od­ro­dzo­nej Pol­sce, świa­ta „ludu pol­skie­go”, sta­no­wią­ce­go fun­da­ment na­ro­du i wiecz­nie żywe żró­il­ło jego sił roz­wo­jo­wych.

Jak Pod­ko­mo­rzy był „ostat­nim, co tak po­lo­ne­za wo­dził”, po­dob­nie Bo­ry­na przej­dzie przez li­te­ra­tu­rę do hi­stor­ji, jako „ostat­ni” chłop sta­re­go au­to­ra­men­tu.

Czas bie­gnie szyb­ko i nie­sie z sobą zmien­ność form i zmien­ność na­stro­jów.

Nie­trud­no prze­wi­dzieć, źe za lat 30, 40 czy 50 mło­de po­ko­le­nia „chło­pów”, wy­cho­wa­nych w Pol­sce nie­pod­le­głej, w no­wych, od­mien­nych wa­run­kach, nie będą już zu­peł­nie po­dob­ne do „chło­pów” z epo­ki, w któ­rej Rey­mont two­rzył swo­je dzie­ło.

Ale wła­śnie dla­te­go na­bie­ra to dzie­ło zna­cze­nia po­mni­ko­we­go i nie prze­sta­nie nig­dy zaj­mo­wać tych, któ­rych zaj­mu­je wo­gó­le du­sza ludu pol­skie­go, du­sza nie­śmier­tel­nej rasy pol­skiej.

Nie­któ­re ce­chy tej du­szy są nie­zmien­ne, wiecz­no­tr­wa­łe, i te wła­śnie ce­chy, bez wzglę­du na zmia­nę de­ko­ra­cyj ze­wnętrz­nych, na nowy tynk, któ­ry na­rzu­ci na nie czas, będą za­wsze do od­szu­ka­nia w epo­pei Rey­mon­ta, wszyst­kie bo­wiem ce­chy cha­rak­te­ru chłop­skie­go, a co za­te­mi­dzie cha­rak­te­ru na­ro­do­we­go, gdyż chłop jest przed­sta­wi­cie­lem naj­czyst­szej rasy pol­skiej w gra­ni­cach, w ja­kich może być dzi­siaj mowa o „czy­stych ra­sach” – zo­sta­ły tu uwy­dat­nio­ne i wy­stą­pi­ły w po­są­go­wych kształ­tach.

Rey­mont, ob­da­rzo­ny nie­spo­ty­ka­nym wprost da­rem i umie­jęt­no­ścią pa­trze­nia, po­strze­ga­nia i za­pa­mię­ty­wa­nia rze­czy po­strze­żo­nych, jest nie­da­ją­cym się po­rów­nać z ni­kim od­twór­cą pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści lu­do­wej.

Jego lud nie jest lu­dem wy­ide­ali­zo­wa­nym. Jego chło­pi – to chło­pi naj­praw­dziw­si, ze wszyst­kie­mi swo­je­mi wa­da­mi i za­le­ta­mi, ze wszyst­kiem swo­jem ziem i do­brem, z całą swo­ją pier­wot­ną, chci­wą, za­bor­czą na­tu­rą i z całą jed­no­cze­śnie ja­kąś pra­aryj­ską, ob­rzę­do­wą „ka­plań­sko­ścią” w chwi­lach, kie­dy wcho­dzą w stu­su­nek z Zie­mią, kie­dy ją orzą, rzu­ca­ją na za­go­ny ziar­no siew­ne a po­tem do­sta­ły z tych za­go­nów zbie­ra­ją plon.

Tak samo i jego ob­ra­zy przy­ro­dy to naj­wspa­nial­sze im­pre­sjo­ni­stycz­ne, prze­sy­co­ne wszyst­kie­mi bar­wa­mi wio­sny, lata, je­sie­ni i zimy pol­skiej, kra­jo­bra­zy wsi, osa­dzo­nej od­wiecz­nie mię­dzy bo­ra­mi i la­sa­mi, wro­śnię­tej w zie­mię przy­cie­sia­mi swo­ich cha­łup i ze­spo­lo­nej z tą zie­mią ty­siąc­let­niem przy­najm­niej, je­że­li nie da­le­ko daw­niej­szem, współ­ży­ciem bli­skiem, nie­ro­ze­rwal­nem.

Dla­te­go „Chło­pi”, w któ­rych uwy­dat­nia się to przedew­szyst­kiem, są ar­cy­dzie­łem.

Dla­te­go Rey­mont na tle epo­ki, któ­ra żyje roz­stro­jem, prze­cho­dzą­cym w anar­chję, któ­ra ra­czej bu­rzy, niż two­rzy, jest zja­wi­skiem wy­jąt­ko­wem, zja­wi­skiem, któ­re­mu trud­no zna­leźć od­po­wied­nik w li­te­ra­tu­rze po­wszech­nej.

Taki sam jest on i w in­nych po­wie­ściach, a szcze­gól­nie w wiel­kiej try­lo­gji hi­sto­rycz­nej „Rok l794” („Ostat­ni Sejm Rze­czy­po­spo­li­tej”, „Nil de­spe­ran­dum”, „In­su­rek­cja”).

Utwór ten, obok „Chło­pów”, daje naj­lep­szą mia­rę ta­len­tu Rey­mon­ta i sta­wia nas oko w oko z jego gen­jal­ną wy­obraź­nią.

W „Roku 1794” jest mnó­stwo scen o pierw­szo­rzęd­nych wa­lo­rach ar­ty­stycz­nych, któ­re wa­lo­ry te za­wdzię­cza­ją po­tęż­nej, nie­okieł­zna­nej, uno­szą­cej i po­ry­wa­ją­cej po­wie­ścio­pi­sa­rza wy­obraź­ni.

Ce­chą tej wy­obraź­ni jest dąż­ność do prze­sa­dy, do wy­ol­brzy­mie­nia. Rey­mont wi­dzi za­wsze wszyst­ko w nad­na­tu­ral­nej wiel­ko­ści. Za­tra­ca też nie­raz pro­por­cję kształ­tu, gubi ją w dą­że­niu do ta­kie­go uwy­pu­kle­nia cha­rak­te­ry­stycz­nych, ude­rza­ją­cych go szcze­gó­łów, że za­sła­nia­ją one sobą inne szcze­gó­ły, nie­zbęd­ne do pre­cy­zji re­ali­stycz­ne­go ob­ra­zu.

Dla­te­go re­alizm Rey­mon­ta jest ja­kimś nad­re­ali­zmern, szu­ka­ją­cym dla sie­bie wy­ra­zu przez na­wskroś po­etyc­ki ani­mizm.

Wejdź­my tyl­ko z nim ra­zem na chwi­lę do wiel­kiej fa­bry­ki w Lo­dzi („Zie­mia obie­ca­na”) i przyj­rzyj­my się tam ob­ro­to­wi ma­szyn, wsłu­chaj­my się w fur­kot trans­mi­sji, rzuć­my okiem na bie­ga­nie czó­łe­nek tkac­kich, a prze­ko­na­my się, że wszyst­ko tam żyje swo­jem sa­mo­ist­nem ży­ciem, że to nie są tyl­ko mar­twe me­cha­ni­zmy, ale że jest w nich du­sza – du­sza po­twor­na i bez­li­to­sna, ale du­sza po­tęż­na, któ­ra swo­ją nie­sa­mo­wi­tą silą ujarz­mia czło­wie­ka i czy­ni go swo­im nie­wol­ni­kiem.

Za­rzu­ca­no nie­raz „Zie­mi obie­ca­nej”, że, jako ro­mans śro­do­wi­sko­wy, ma­lu­ją­cy ośro­dek wiel­kie­go prze­my­słu, nie uwy­dat­nia ona w spo­sób do­sta­tecz­ny nie­do­li ro­bot­ni­ka, że au­tor, za­in­te­re­so­wa­ny przedew­szyst­kiem ście­ra­niem się na bru­ku łódz­kim w at­mos­fe­rze han­dlu i wiel­kich in­te­re­sów od­mien­nych ra­so­wo ty­pów pol­skich, nie­miec­kich i ży­dow­skich, za­po­mniał o głów­nym ak­to­rze na tej sce­nie, o wal­czą­cym z wy­zy­sku­ją­cym go ka­pi­ta­łem ro­bot­ni­ku-naj­mi­cie, że nie umiał współ­czuć pro­le tar­ja­to­wi, nie wy­stą­pił w jego obro­nie, jak Że­rom­ski.

Otoż tak nie jest. Praw­da, że „kwe­stją spo­łecz­na”, za­ry­so­wu­ją­ca się w Lo­dzi tak wy­raź­nie, nie zna­la­zła w Rey­mon­cie ani swo­je­go he­rol­da, ani swo­je­go apo­lo­ge­ty, nie mniej jed­nak rów­nież jest i po­zo­sta­nie praw­dą, że, nie wy­pro­wa­dza­jąc ro­bot­ni­ka bez­po­śred­nio na wi­dow­nię swo­je­go ro­man­su, jako bo­ha­te­ra, po­śred­nio po­świę­cił mu au­tor „Zie­mi obie­ca­nej” wię­cej uwa­gi, niż to się na po­zór wy­da­je.

Obec­ność tego ro­bot­ni­ka czu­je­my wszę­dzie a współ­czu­cie dla nie­go wy­ni­ka już choć­by tyl­ko z od­czu­cia po­twor­no­ści fa­bry­ki, któ­rą zbu­do­wał ge­niusz ludz­ki nie­tyl­ko na chwa­łę i po­ży­tek czło­wie­czeń­stwa, lecz tak­że i na to, aby czło­wiek skła­dał tam sa­me­go sie­bie na ofia­rę Mo­lo­cho­wi ma­te­ria­li­zmu.

Prze­ciw­nik ma­ter­ja­li­zmu, pro­te­stu­je też Rey­mont nie­jed­no­krot­nie prze­ciw­ko tego ro­dza­ju ofia­rom i tu wy­raź­nie sta­je po stro­nie pra­cy prze­ciw jarz­mu ma­szy­ny. Bro­ni wsi przed za­bor­czo­ścią mia­sta.

I nie może być in­a­czej, sko­ro pi­sarz ten do­wiódł nie­jed­no­krot­nie, że nie­ma dla nie­go rze­czy na świe­cie więk­szej po­nad spra­wie­dli­wość.

W imię po­czu­cia tej spra­wie­dli­wo­ści Rey­mont stał się w po­wie­ści pol­skiej żar­li­wym obroń­cą ludu – ale obroń­cą nie­tyl­ko jego eko­no­micz­nych in­te­re­sów, ma­ją­cych na wi­do­ku na­sy­ce­nie jego gło­du zie­mi i chle­ba, lecz w da­le­ko więk­szym stop­niu obroń­cą praw jego su­mie­nia, wol­no­ści jego prze­ko­nań, jego wia­ry.

Li­te­ra­tu­ra pol­ska nie po­sia­da w tym kie­run­ku nic rów­nie pięk­ne­go, rów­nie go­rą­co i rów­nie z ser­ca na­pi­sa­ne­go, jak ta nie­wiel­ka ksią­żecz­ka Rey­mon­ta, któ­ra nosi ty­tuł „Z zie­mi chełm­skiej”.

Gdy­by jej au­tor nie był nic in­ne­go na­pi­sał, to już przez tę jed­ną ksią­żecz­kę stał­by się wiel­kim dla swo­je­go na­ro­du pi­sa­rzem, wiel­kim przez skarb czu­ją­ce­go ser­ca, któ­re prze­ma­wia do nas – i nie­tyl­ko do nas, aie do wszyst­kich, mi­łu­ją­cych spra­wie­dli­wość – z kart tej na­tchnio­nej, nie­mal ewan­ge­licz­nej książ­ki.

Jak wszę­dzie u Rey­mon­ta, praw­da nie­do­li unic­kiej uwy­dat­nio­na tu jest tak pla­stycz­nie, że wstrzą­sa nami do głę­bi.

To też ksią­żecz­ka ta jest obok „Chło­pów” może naj­trwal­szym po­mni­kiem, jaki po­sta­wił so­bie Rey­mont w du­szy zbio­ro­wej na­ro­du.

Do­wiódł nią, jak Pol­skę ko­chał, jak pra­gnął jej słu­żyć, jak o jej nie­pod­le­gło­ści ma­rzył.

Dro­gę do tej nie­pod­le­gło­ści wi­dział jed­nak nie w re­wo­lu­cji spo­łecz­nej, ale w obu­dze­niu sze­ro­kich warstw ludu pol­skie­go do ży­cia oby­wa­tel­skie­go, do ży­cia na­ro­do­we­go.

W Ko­ściusz­ce wi­dział sym­bol Pol­ski na­praw­dę de­mo­kra­tycz­nej i na­praw­dę na­ro­do­wej. W ma­ni­fe­ście po­ła­niec­kim – ma­gnam char­tam wstę­pu­ją­ce­go na are­nę dzie­jów no­wo­cze­snych ludu pol­skie­go.

To wła­śnie po na­pi­sa­niu „Chło­pów” do­pro­wa­dzi­ło go do ko­niecz­no­ści na­pi­sa­nia trzy­to­mo­wej po­wie­ści hi­sto­rycz­nej, z Ko­ściusz­ką, jako bo­ha­te­rem-ideą i z bi­twą ra­cła­wic­ką, jako re­al­nem tej idei wcie­le­niem.

Po­wieść ta w za­mie­rze­niu au­to­ra mia­ła być ide­olo­gicz­nem do­peł­nie­niem „Chło­pów”, mia­ła być zwią­za­niem pol­skiej te­raź­niej­szo­ści lu­do­wej z jej prze­szło­ścią, i wska­za­niem lu­do­wi pol­skie­mu je­dy­nej pro­stej i wła­ści­wej dro­gi do od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści, je­dy­nej cho­rą­gwi, pod któ­rą mogł i po­wi­nien był gro­ma­dzić swo­je siły.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: