Pieniądze to nie wszystko - ebook
Pieniądze to nie wszystko - ebook
Nowy Jork, początek ubiegłego stulecia. Syn senatora Barneya Flynna został porwany. Porywacze przekazali rodzinie informację, że dziecko zostało zakopane żywcem na terenie ich posiadłości, w pojemniku zapewniającym dostęp powietrza. Niestety nadgorliwy policjant zastrzelił porywacza, a rodzice już nigdy nie mieli poznać miejsca, w którym został ukryty ich jedyny syn. Mimo upływu czasu nie mogą pogodzić się z utratą syna i próbują nawiązać z nim kontakt za pośrednictwem sławnych w całych Stanach Zjednoczonych spirytystek – sióstr Sorensen.
Nowojorska policja podejrzewa jednak, że ich oszałamiająca kariera oparta jest na mistyfikacji. Zagadkę sióstr Sorensen ma rozwikłać Molly Murphy – doskonale znana miłośnikom książek Rhys Bowen Irlandka, aspirująca detektyw, a zarazem osoba, której bystre oko potrafi wyłowić z codziennych sytuacji szczegóły, jakich nikt inny nie dostrzega.
Czy Molly – ledwo wiążąca koniec z końcem imigrantka – zdoła wtopić się w świat amerykańskiej arystokracji? Przyłapanie spirytystek-oszustek na gorącym uczynku może okazać się zadaniem ponad jej siły. Przeszkody się piętrzą, a na domiar złego jej – niegdyś bliska – relacja ze zleceniodawcą, emanującym niebezpiecznym wdziękiem Danielem Sullivanem, znów zaczyna znacząco wykraczać poza zwykłe stosunki służbowe.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-551-9 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Cóż to za interesująca propozycja, którą chcesz mi złożyć? – zapytałam, kiedy konie ruszyły z kopyta.
– Wszystko w swoim czasie – odparł Daniel z tajemniczą miną. – Powiedz mi, czy radzisz sobie jako prywatny detektyw?
– A jak myślisz? – zapytałam, zyskując na czasie i rozmyślając nad właściwym doborem słów. – Jestem sprytna, mam zmysł obserwacyjny i niczego się nie boję. Dlaczego miałabym sobie nie radzić?
Daniel skinął głową.
– Jestem pod wrażeniem, Molly. Kiedy po raz pierwszy o tym usłyszałem, byłem pewien, że nic z tego nie wyjdzie. Nie mieściło mi się w głowie, żeby ktokolwiek odważył się powierzyć kobiecie swoje tajemnice.
Postanowiłam zostawić tę uwagę bez komentarza.
– Czasami kobieta może zdziałać znacznie więcej niż mężczyzna – zauważyłam. – Mężczyzna nie mógłby się przebrać za zwykłą szwaczkę, tak jak ja to zrobiłam.
– Masz rację – stwierdził Daniel. – I dlatego mam dla ciebie zlecenie.
– Zamierzasz zaproponować mi pracę?
Roześmiał się.
– A czemu niby zaprosiłem cię na kolację? Myślałaś, że chcę cię uwieść?
– To mogłoby być całkiem interesujące – wymsknęło mi się w odpowiedzi, zanim zdążyłam sobie przypomnieć, że łączą nas już tylko sprawy służbowe.
– Niezły z ciebie numer, Molly. – Daniel przyjrzał mi się uważnie. – Każda inna kobieta zemdlałaby albo przynajmniej oblała się rumieńcem. – Potem odwrócił wzrok i kontynuował: – No dobrze. Pozwól, że zadam ci pytanie. Co wiesz o siostrach Sorensen?
– O kim?
– O siostrach Sorensen. O pannie Emily i pannie Elli.
– Nie mam pojęcia, o kim mówisz.
– W takim razie jesteś chyba jedyną osobą w Nowym Jorku albo nawet na całym Wschodnim Wybrzeżu, która nie słyszała o siostrach Sorensen – powiedział Daniel. – Odkąd pojawiły się tutaj parę lat temu, wciąż wzbudzają sensację; są też bardzo hołubione na salonach.
– Kim są? Aktorkami?
Daniel uśmiechnął się.
– Kto wie? Być może. Uważają się za spirytualistki, rozmawiają ze zmarłymi. Trzeba ci wiedzieć, że to miasto od kilku lat szaleje na punkcie seansów spirytystycznych. Niektórzy dorobili się fortuny dzięki swoim nadprzyrodzonym umiejętnościom.
– Dziwne – odparłam. – W Irlandii w każdej rodzinie jest przynajmniej jedna osoba, która to potrafi. Nie widzę w tym niczego nadzwyczajnego.
Daniel roześmiał się.
– Najwyraźniej my, Amerykanie, straciliśmy takie umiejętności, a zarazem czujemy silną potrzebę utrzymywania kontaktu ze zmarłymi. Dlatego mamy siostry Sorensen. Kiedyś nawet występowały dla większej publiczności, na przykład w teatrach albo w audytoriach. Teraz już są tak bogate, że zgadzają się jedynie na prywatne seanse w zamożnych domach.
– Ale co to ma wspólnego ze mną? Chcesz, żebym nawiązała kontakt z kimś, kto nie żyje?
Pochylił się i dotknął mojej ręki.
– Jestem przekonany, że to oszustki, Molly. Podobnie sądzą moi koledzy w policji, ale jeszcze nikt nie przyłapał tych pań na gorącym uczynku. Są naprawdę dobre. Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie techniki stosują... te głosy jakby z oddali, głowy ludzkie w powietrzu, ektoplazma.
– Co takiego?
– Ektoplazma – odparł. – Świecąca substancja podobna do pary, która emanuje z ciała medium podczas seansu. Raz to widziałem. Muszę przyznać: robi wrażenie. Coś zielonego i jakby postrzępionego unosiło się nad jedną z sióstr.
– To dlaczego uważasz, że to oszustki?
– Bo nie wierzę w ektoplazmę ani kontakt ze zmarłymi. Poza tym dorobiły się fortuny na ludzkiej naiwności.
– Co mam dokładnie zrobić?
– Przyłapać je na oszustwie.
Dorożka zwolniła, bo przed teatrami na Broadwayu utworzył się niezły korek. Pięknie oświetlona ulica pełna była przechodniów.
Przełknęłam ślinę.
– Dlaczego sądzisz, że będę w stanie przyłapać je na gorącym uczynku, skoro nie udało się to nikomu z policji w całym Nowym Jorku?
– Przed chwilą ci powiedziałem. Urządzają teraz seanse tylko w prywatnych domach, a tam znacznie łatwiej przypatrzeć się z bliska temu, co robią.
– A jak niby mam trafić na taki prywatny seans? Wejdę do jakiegoś domu jako służąca?
– Nie. Wejdziesz tam jako gość, moja droga – odparł Daniel.
Zaśmiałam się głośno.
– Ależ oczywiście! Vanderbiltowie i Astorowie wciąż zapraszają mnie do swoich domów.
– Nie martw się. Wszystko zaaranżuję. Słyszałaś pewnie o senatorze Flynnie?
– Czytałam o nim w gazetach. Młody, przystojny i sławny, zgadza się?
– Z wyglądu trochę podobny do mnie – odparł Daniel. – Choć oczywiście nie aż tak pociągający.
– Ależ wy mężczyźni potraficie być próżni! – odparłam i wyciągnęłam rękę, by poklepać Daniela po dłoni. Na szczęście w ostatniej chwili ją cofnęłam.
Daniel wyjrzał przez okno.
– Dlaczego stoimy? Coraz trudniej poruszać się w tym mieście. Czy wszyscy idą dzisiaj do teatru? – Zapukał laską w dach i powiedział do dorożkarza: – Proszę nas tu wypuścić. Będzie szybciej, jeśli dalej pójdziemy pieszo.
– Jak pan sobie życzy. – Woźnica zeskoczył z kozła i otworzył nam drzwiczki.
Daniel wysiadł pierwszy, a potem podał mi rękę.
Po Broadwayu przechadzały się tłumy ludzi. Niektórzy byli bardzo elegancko ubrani – pewnie w drodze do teatru lub restauracji. Ale przy krawężnikach stali też żebracy, niektórzy próbowali coś sprzedawać, inni tylko wyciągali zdeformowane chorobą dłonie. Wzdrygnęłam się i odwróciłam twarz. Niewiele brakowało, a stałabym teraz wśród nich. Przecież przypłynęłam do Nowego Jorku bez grosza przy duszy. Czy oni też przyjechali tutaj z takimi samymi nadziejami i marzeniami?
Daniel zapłacił dorożkarzowi i teraz pomagał mi przejść przez tłum.
– Dlaczego wspomniałeś o senatorze? – zapytałam.
– Bo zlecenie, które mam dla ciebie, dotyczy również jego – odparł. – Ale cierpliwości. Przy kolacji wszystko ci wyjaśnię.
Zręcznie przeprowadził mnie przez zatłoczone uliczki, aż w końcu doszliśmy do drzwi restauracji, dyskretnie ukrytych wśród sąsiednich budynków. Przy wejściu stały palmy w donicach, a na zadaszeniu widniał napis: ARENA MUSCHENHEIMA. Zastanawiałam się, co to może oznaczać, bo słowo „arena” kojarzyło mi się jedynie z gladiatorami albo walkami lwów.
– Czy to restauracja? – zapytałam.
– Owszem. Obecnie jedna z najmodniejszych.
– Zupełnie niepotrzebnie się wysilasz. Moglibyśmy usiąść w zwykłej kawiarni.
– Chciałbym, żebyś się przyzwyczaiła do wystawnych posiłków – odparł Daniel. – W końcu już za chwilę będziesz jadała przy stole z senatorem Flynnem w jego przepięknym domu nad rzeką Hudson.
– W jego domu? – Musiałam się roześmiać. – Jak zamierzasz mnie tam wprowadzić?
– Zostaniesz przedstawiona jako daleka kuzynka z Irlandii – stwierdził.
– Kupi pan kwiatek dla pani? – Przed wejściem stanęła nagle wychudzona dziewczyna w poszarpanych łachach, patrząc na nas błagalnie. W wyciągniętej dłoni trzymała różę.
Miałam wrażenie, że kiedy wysiadaliśmy z dorożki, widziałam ją w tłumie. Co za wytrwałość! Musiała przejść za nami całą drogę.
Daniel chciał minąć dziewczynę, ale zmienił nagle zdanie.
– Dobry pomysł – powiedział i wybrał różę dla mnie, a dla siebie kwiatek do butonierki, po czym wyciągnął pieniądze.
Nie spuszczała wzroku z naszych twarzy, palcami przeliczając monety.
– Nie trzeba reszty – powiedział Daniel zniecierpliwiony i odsunął dziewczynę na bok. Po chwili dodał: – Co za niezdara!
– Może nie ma na jedzenie – zauważyłam, oglądając się za siebie.
Wciąż patrzyła za nami z dziwnym wyrazem twarzy.
Po chwili otworzyły się drzwi i stanął w nich człowiek w eleganckiej liberii, który zaprosił nas do środka. Czekał tam na nas świat zupełnie inny od tego na Broadwayu. Pełen wygód i elegancji. Na stolikach nakrytych białymi obrusami stały lampki z kloszami wykończonymi falbanką. Światło tych lampek odbijało się w szkle i sztućcach. Na suficie kręcił się wiatrak elektryczny, mimo to w pomieszczeniu było bardzo gorąco. Daniel poprosił o stolik przy otwartym oknie, tak byśmy mogli poczuć delikatny powiew z zewnątrz. Zamówił dla nas najdroższe dania z menu, a potem kelner wręczył mu kartę win.
Daniel nawet do niej nie zajrzał.
– Butelkę francuskiego szampana – zadysponował. – Najlepszego, jaki macie.
– No dobrze. Opowiedz mi coś jeszcze o senatorze – poprosiłam, kiedy przyniesiono szampana. Daniel spróbował, a kelner rozlał trunek do kieliszków. Starałam się sprawiać wrażenie osoby, która na co dzień pija szampana i przesiaduje w restauracjach takich jak ta. – Wzbudziłeś moją ciekawość. Czy on ma coś wspólnego z tymi spirytualistkami, o których wspominałeś?
– Czy obiły ci się o uszy jakieś wieści o wielkiej tragedii, która dotknęła rodzinę senatora? – spytał Daniel. – Jestem pewien, że pisały o niej gazety w Irlandii. Tutaj miesiącami nie mówiło się o niczym innym.
Potrząsnęłam głową.
– Nie stać nas było na gazety. Do hrabstwa Mayo mogłaby dotrzeć tylko informacja o inwazji francuskiej.
– To się wydarzyło pięć lat temu – zaczął opowiadać Daniel. Zrobił pauzę i uniósł kieliszek. – Twoje zdrowie, Molly. Wypijmy za pracę pani detektyw.
Trąciliśmy się kieliszkami.
– Kontynuuj – poprosiłam, bo atmosfera bliskości trochę zbijała mnie z tropu.
– Tamtego roku Barney Flynn startował po raz pierwszy w wyborach do Senatu. I w samym środku kampanii jego syn został porwany.
– To straszne! – wykrzyknęłam. – Biedny senator. Czy dziecko się znalazło?
Daniel pokręcił głową.
– Nie. Okropna historia. Porywacze przekazali rodzicom informację, że dziecko zostało zakopane żywcem na terenie posiadłości.
– Zakopane żywcem?! – krzyknęłam z niedowierzaniem.
Kiwnął głową.
– Tak, w specjalnym pojemniku z dopływem powietrza z zewnątrz. Barney Flynn umówił się na przekazanie okupu; nie zadawał żadnych pytań. Zrobił wszystko, by odzyskać syna. Jedyny jego błąd polegał na tym, że zawiadomił policję. Nadgorliwy policjant zastrzelił porywacza, który przyszedł po pieniądze.
– I już nie mogli znaleźć tego miejsca, tak?
– Przeszukali cały teren, użyli psów tropiących. Posiadłość jest oczywiście ogromna. Hektary lasów i skały schodzące do rzeki.
– Skąd wiadomo, że był tylko jeden porywacz? Byliście pewni, że działał w pojedynkę?
– Policja przeprowadziła bardzo dokładne dochodzenie i nikt więcej się nie objawił, choć nie wykluczano współudziału opiekunki do dziecka. Porywaczem był szofer senatora, a opiekunka się z nim prowadzała.
– Ale nie wiedziała, gdzie dziecko mogło być ukryte?
– Twierdziła, że nie miała z porwaniem nic wspólnego.
– To okropne. Straszna tragedia dla senatora i jego żony.
– Owszem – westchnął Daniel. – Senator Flynn rzucił się z jeszcze większą energią w wir pracy politycznej, ale jego biedna żona nigdy tak naprawdę nie otrząsnęła się po tej tragedii.
– Czy mieli więcej dzieci?
– Rok później urodziła się im córeczka, ale matka wciąż tęskni za synem. Ostatnio zwróciła się do sióstr Sorensen i zaprosiła je do domu na lato, licząc, że pomogą jej nawiązać kontakt ze zmarłym dzieckiem.
– Rozumiem. – Spojrzałam na Daniela znad kieliszka z szampanem. – I chciałbyś, żebym tam pojechała w roli obserwatora.
– Tak, to wspaniała okazja. Sam nie mogę. Znają mnie zarówno państwo Flynnowie, jak i siostry Sorensen. O, zupa! Świetnie!
Przerwaliśmy na chwilę, by skosztować kremowego wywaru z ostryg. Następnie na stole pojawiła się sałatka z wędzoną rybą.
– No dobrze, ale jak niby mam udawać kuzynkę senatora? – zapytałam, zanim kelner zdążył podać danie główne. – Chyba zna swoje kuzynki.
– Na całe szczęście – odparł Daniel – senator pochodzi z bardzo licznej irlandzkiej rodziny. Urodził się już tutaj. Jego rodzice przybyli do Ameryki podczas wielkiego głodu, bez grosza przy duszy. Barney wychował się w najgorszych slumsach Nowego Jorku. Swoją fortunę zbudował od zera. Na początku wynajął barkę, popłynął nią do Maine i wrócił z ładunkiem lodu. Na dodatek do perfekcji opanował zdobywanie poparcia u ludzi z Tammany. Zaczynał od szefa oddziału, teraz zasiada w Senacie. Przy pomocy ludzi z Tammany rozwinął tu handel lodem. Teraz jest oczywiście milionerem. Wżenił się w rodzinę z pieniędzmi, co też miało znaczenie. Słynie z tego, że jest bardzo hojny dla bliskich z Irlandii.
– Nie sądzę, by mężczyzna takiego pokroju nie zrobił małego rozeznania, gdybym tak po prostu stanęła na jego progu, twierdząc, że należę do rodziny.
– Ależ oczywiście, że tak. Dlatego twoja wizyta zostanie zapowiedziana w odpowiednim liście. Dostaniesz ode mnie informacje na temat rodziny i jej historii. Musisz odrobić pracę domową, żeby nie popełnić jakiejś gafy. Jestem pewien, że dasz radę.
Wkrótce postawiono przed nami półmisek z pieczonym kurczakiem. Obok mięsa leżały malutkie młode ziemniaki, perłowe cebulki i groszek. Kelner nałożył na mój talerz porządną porcję.
– Boże święty, co za uczta! – wykrzyknęłam, zanim przypomniałam sobie, że powinnam przecież udawać przed Danielem odnoszącą sukcesy panią detektyw, przyzwyczajoną do wykwintnego stylu życia. – A tak przy okazji, kto opłaci moje honorarium?
– Miasto, oczywiście. W podobnych sytuacjach zawsze miasto płaci za pracę detektywów.
– Rozumiem, że dostanę zaliczkę, jeśli zdecyduję się wziąć tę sprawę?
– Naturalnie. Pięćdziesiąt dolarów z góry, reszta po powrocie. Będzie też premia, jeśli uda ci się przyłapać siostry na gorącym uczynku.
To wszystko brzmi niezwykle atrakcyjnie – pomyślałam, przypominając sobie pustą spiżarnię i widmo czynszu za przyszły miesiąc.
– Daj się skusić. Ostatnio żadne pokusy z mojej strony na ciebie nie działają. – Daniel spojrzał na mnie znacząco, podnosząc widelec do ust.
– Przypominam ci, że to czysto służbowe spotkanie – powiedziałam.
Daniel uśmiechnął się w ten swój przebiegły, uroczy sposób. W głowie miałam już pierwszy kieliszek szampana. Nie byłam jeszcze przyzwyczajona do tego trunku, więc jego efekt był mocny i oszałamiający.
– Oczywiście – odparł Daniel. – Czysto służbowe.
Skupiłam się na swojej porcji kurczaka.
– Ta kolacja wyda ci się przekąską w porównaniu z tym, co będziesz jadała u Flynnów – zauważył Daniel, przypatrując mi się uważnie. – Z tego, co pamiętam, lubią wystawne przyjęcia.
– Powinnam być przyzwyczajona do takich posiłków czy raczej mam odgrywać ubogą krewną?
– Krewni, którzy zostali w Irlandii, to prości ludzie. Ale nie powinnaś udawać wiejskiej gąski, bo Theresa Flynn nie zechce się z tobą zaprzyjaźnić. Ważne, żebyś miała z nią dobry kontakt, bo inaczej nie zabierze cię na seanse.
– Theresa to żona Barneya Flynna, tak? Czy ona też pochodzi z Irlandii?
– Owszem, ale jej rodzina przypłynęła do Ameryki jeszcze przed wojną o niepodległość. Mają plantacje w Wirginii, więc wychowali córkę na bardzo rozpieszczoną pannicę. Mówiło się, że nie byli zachwyceni, iż poślubiła prostego chłopaka, takiego jak Barney.
– Tak więc muszę stać się bratnią duszą Theresy... A kiedy to wszystko powinno się zacząć?
– Siostry Sorensen zostały zaproszone na drugi tydzień czerwca, jak tylko Barney wróci do domu na letnie wakacje. Chciałbym, żebyś zjawiła się tam w podobnym czasie. Zdążymy zebrać odpowiednie informacje z Irlandii i napisać list w sprawie twojego przyjazdu. Okoliczności nam sprzyjają. Flynnowie skupią uwagę na siostrach i może nie będą zbytnio dociekliwi.
– Świetnie – odparłam. W głowie szumiał mi już trzeci kieliszek szampana, więc śmiało pytałam dalej: – A co mam zrobić, jeśli zauważę, że siostry oszukują?
– Dam ci numer, pod którym zawsze będziesz mogła zostawić dla mnie wiadomość. Od razu dzwoń, a natychmiast przyjadę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Od autorki
Adare nie istnieje. Zdecydowałam się stworzyć fikcyjne miejsce dla rodziny senatora Flynna, bo nie chciałam łączyć tej posiadłości z żadnymi wydarzeniami historycznymi. Poza tym dom musiał znajdować się po tej stronie rzeki Hudson, gdzie nie ma trasy kolejowej.
Ruch spirytualistyczny pod koniec dziewiętnastego wieku był bardzo popularny, a spirytualiści cieszyli się wielką estymą społeczną. Przeczytałam wszystkie dostępne książki na ten temat i zdziwiłam się, że nigdy nie udało się wytłumaczyć tych najbardziej spektakularnych zjawisk. Dłonie pisały listy, głowy gadały, a pianina grały, mimo że nikt przy nich nie siedział. Wszystko to w czasach, kiedy dopiero wynaleziono bardzo prymitywny gramofon.