Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Piernikajki, czyli toruńskie piernikowe bajki (niekoniecznie dla najmłodszych) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piernikajki, czyli toruńskie piernikowe bajki (niekoniecznie dla najmłodszych) - ebook

Co mają ze sobą wspólnego gender i toruńskie pierniki? Dlaczego w herbie miasta znalazł się klucz? Gdzie w czasach Kopernika kupowano najlepsze korzenne ciastka? Ile lukrodransów liczy piernigodzina? Kiedy słynne toruńskie wypieki służyły za lekarstwo? Kto i dla kogo wymyślił pierczyki, piaskowe i zygmunciki? Czy to prawda, że pierniki jedzono kiedyś jako dodatek do… karpia?
Na te i mnóstwo innych pytań odpowiada w swoich bajkach Katarzyna Kluczwajd, torunianka, historyczka sztuki, blogerka i pasjonatka gier językowych. Piernikajki, czyli toruńskie piernikowe bajki to 36 pełnych humoru krótkich opowiastek, ukazujących historię i legendy Torunia od bajkowo niecodziennej, a zarazem zaskakująco współczesnej strony.
Książka wydana dzięki stypendium artystycznemu Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Książka w atrakcyjny sposób buduje historyczną, bajkowo kreowaną narrację, a jej walorem jest szeroki kontekst z płynnie łączonymi epokami, wydarzeniami i postaciami; często przeplatają się humor i ironia, skojarzenia i dygresje, a bogaty język umiejętnie posługuje się neologizmami i archaizmami, dbając o pełne poszanowanie tradycji.
Porównując tę pozycję z dotychczasowymi publikacjami Katarzyny Kluczwajd można uznać, że jest to atrakcyjny dodatek do wyników wieloletniej pracy badawczej Autorki w dziedzinie historii sztuki i kultury, także kultury popularnej, ze szczególnym uwzględnieniem Torunia. -
Lidia Smentek, profesor nauk fizycznych, teoretyk chemii kwantowej, z zamiłowania humanistka i regionalistka, autorka m.in. biografii Zygmunta Moczyńskiego ("Zygmunt Moczyński. Podróż do źródeł").


Piernikajki... to rzecz absolutnie niestandardowa. Wychodząc naprzeciw aktualnym trendom w prezentowaniu wiedzy, Katarzyna Kluczwajd proponuje publikację, która połączy różne dziedziny. To bajki, ale pełne faktografii. Zbiór informacji, ale skonstruowany w formie zachęcającej do uczestnictwa i umysłowego treningu. Historia, ale przedstawiona przystępnie. Dlatego książka jest tak ważna. W Piernikajkach... dostrzegam wiele z (twórczej) zabawy w detektywa, zachęcam więc do pójścia tropem tych wyjątkowych opowieści. - Marcel Woźniak, autor m.in. "Biografii Leopolda Tyrmanda…" i powieści kryminalnych, dziennikarz.

KATARZYNA KLUCZWAJD – przede wszystkim torunianka (to stan ducha i umysłu), zawodowo historyczka sztuki, muzealniczka, regionalistka, popularyzatorka sztuki dawnej (sztuka użytkowa, sztuka Torunia).
Współautorka m.in. "Dziejów sztuki Torunia", pierwszej monografii sztuki miasta od 1933 roku, książki "Toruń jest... jaki? Wizja miasta zależy od Ciebie", ukazującej Toruń w nowy sposób, serii "Toruń SPACErkiem", publikacji: "Toruń między wojnami 1920-1939. Opowieść o życiu miasta", "Toruń, którego nie ma", autorka i redaktor naukowy licznych publikacji – nie tylko o rodzinnym mieście.
Pasjonatka pracy na rzecz historii sztuki i kultury oraz zabytków także w wymiarze społecznym: w Toruńskim Oddziale Stowarzyszenia Historyków Sztuki .

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-198-5
Rozmiar pliku: 12 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

zaCZYN, czyli wstęp…

zaCZYN – jak na ciasteczkową terminologię przystało – tu, w świecie tekstu i obrazów, liter i skojarzeń, stanowi zalążek podróży po świecie fantazji: piernikajkowej, ale i tej własnej, z pomocą piernikajek wydumanej. Jeśli masz zwyczaj używać rozum(k)u, bawi cię językowa ekwilibrystyka, lubisz humor, ironię i czytanie między wierszami – ta książka jest dla ciebie. Wstęp do piernikajkowego świata na własną odpowiedzialność – grozi uzależnieniem!

Piernikajki – co to takiego?

Te piernikowo-toruńskie do kwadratu bajki powstały z połączenia piernikowych wątków oraz legend i innych historii toruńskich, w duchu jak najbardziej dzisiejszym. Piernikajki ukazują, jak nieograniczony jest potencjał tradycji i historii, jeśli tylko chcemy zanurzyć się w nich i kreatywnie z nich korzystać. Powstały w wyniku ćwiczenia rozum(k)u (i tej części ciała należy się troska!) – dla wykształcania nowych połączeń między neuronami, kreatywnego myślenia (żeby dusza nie ziewała!) oraz słowotwórczej zabawy służącej odkrywaniu nowych światów (niedościgłym jej mistrzem jest Stanisław Lem, żeby wspomnieć choćby jego Bajki robotów).

Przepis na piernikajki per analogiam do wiekowego przepisu na pierniki: weź miodu przaśnego, ile chcesz… – weź okruchy historii i kultury sprzed lat wielu i ślad bieżącego życia codziennego, ducha legend starych i iskrę fantazji, dopraw gibkością języka i diamencikami humoru, dodaj weny tyle, aby czytelni(cz)k(a) rozum(ek) zechciał(a) pogimnastykować i skojarzeń nić uchwycił(a). Raz uruchomiony tok myślenia i słowotwórczej zabawy nie daje się zatrzymać! Kolejne wątki piernikajek czasem kreowała sama tylko językowa ekwilibrystyka. Jest ona też formą sprzeciwu wobec złodziei słów, którzy diametralnie zmieniają ich znaczenie.

Ironia i humor, czasem sarkazm służą komentowaniu rzeczywistości, jakże dalekiej od ideału… i refleksji nad nią.

Jak powstały?

Autorska piernifikacja legend i toruńskich opowieści ma źródło w pozyskanej niedawno książce, cennej w kategorii torunianów: to Das Märchen vom Thorner Pfefferkuchen autorstwa Elise Püttner z serii Erzählungen aus der Ostmark (Bd. 7). Puściłam wodze fantazji i pomarzyłam o wydaniu w polskiej wersji językowej. Wyobraźnia raz uruchomiona nie daje się zatrzymać – gonitwa myśli przyspiesza, każda kolejna idea implikuje myśl następną. Często takie „wizje” (nie mylić z telewizją) mam późnym wieczorem – choć myślenie życzeniowe zawsze inspiruje, nie każdy pomysł udaje się zrealizować.

Z marzenia o polskim wydaniu niemieckiej bajki toruńsko-piernikowej wypączkowały (żeby użyć znów ciasteczkowej metafory) piernikajki – początkowo jako pomysł na promocję tej publikacji, która nie powstała.

Źródła inspiracji były przeróżne: od klasycznych bajek i toruńskich legend po wątki wyrażające tęsknotę za miastem idealnym we wszystkich jego wymiarach, z których ten społeczny jawi się jako najważniejszy. Były to także: najbardziej codzienna codzienność i historia przez małe i wielkie H, kultura i zabytki. Generalnie – odwieczna walka, wszak nie tylko w bajach obecna: dobra ze złem, miłości z nienawiścią, rozumu z głupotą, bezkompromisowości z konformizmem…

Po co?

Skoro nie ma legend o: udziale piernego ciasta w ratowaniu świata, piernikowych nagrodach i karach – powodach do sławy i ch(w)ały, o pierniku rozweselająco-odurzającym, o powstawaniu nowych gatunków pierniCZANych, o lewobrzeżnych odmianach tego ciasta, o wielkim pierniku dla wielkiego Polaka itp., itd., trzeba je powołać do życia! Po prostu. Okazuje się, że bajki są obok nas, na wyciągnięcie ręki, tylko fantazji trochę trzeba… i językowej sprawności.

Piernikajki to swego rodzaju Toruń w wersji new look – miasto w odsłonie niekonwencjonalnej, podobnie jak pierwsza moja książka służąca poznawaniu Torunia nieliniowo i kreowaniu własnego, osobistego obrazu miasta (Toruń jest… jaki? Wizja miasta zależy od Ciebie). W Piernikajkach… przekroczyłam granicę faktograficznej i zabytkoznawczej opowieści o moim mieście, co dało mi szansę podróżowania (pokrętnymi) ścieżkami łączącymi odległą przeszłość z dniem dzisiejszym, gdzie każda zabawa legendami, historią i językiem jest dozwolona.

Okładka książki Elise Püttner Das Märchen vom Thorner Pfefferkuchen (Danzig 1912).

Piernikowe pozdrowienia z Torunia, pocztówka, pocz. XX w.

Z kolekcji Tamary i Krzysztofa Klunderów

Toruńskie herby: Starego Miasta i Nowego Miasta, pod egidą anioła – bez atrybutu – w formie prawie piernikowej / katarzynkowej.

Teksty działające na wyobraźnię mają zachęcić do samodzielnego poszukiwania i poznawania kultury Torunia – czyli skonfrontowania faktów i swojej wiedzy z moimi wymysłami, rozpoznania aktualiów i codzienności. A także do refleksji nad językiem ojczystym – jego plastycznością, wieloznacznością, otwartością. Historia i przygody, ironia i gender, obserwacja z refleksją połączone to doskonała baza dla skojarzeniowej i leksykalnej gimnastyki, a ta daje asumpt do swego rodzaju piernikajkowej wersji namingu, czyli twórczości terminologicznej. Wszak odkrycie to nie tylko coś nowego, to także umiejętność spojrzenia na kwestie dobrze znane z nowego punktu widzenia.

Dla kogo?

Przedział wiekowy bez ograniczeń, z jednym wyjątkiem: nie dla najnajmłodszych. Ważniejsze od kryterium wiekowego są raczej cechy osobowości czytelnika: wyobraźnia i chęć poznawania, umiejętność obserwacji i poczucie humoru. W piernikajkach, jak w przekładanym wielowarstwowym pierniku, każdy odnajdzie swój smaczek – poziom znaczeniowy.

Casus autorki

Casus – czy może raczej kaSUS (KAtarzyna + Sprawna Użytkowniczka Słów) – to przypadek stanu nieustannego i nieuleczalnego, który nazywam: Toruń to stan ducha i umysłu. Skomplikowana etiologia tej „jednostki chorobowej” łączy czynniki zewnętrzne – (wysoce zakaźny) genius loci miasta – oraz wewnętrzne – pasję poznawania i kreowania, lubość ubierania myśli w słowa oraz szacunek / podziw dla języka polskiego.

Jak używać / czytać?

Piernikajki zaczynione są – jak tytułowe miodowo-korzenne ciasto: słodkie i ostre zarazem – z przeszłości i kultury Torunia, faktów i imaginacji, bajek, legend i opowieści sprzed wieków, sprzed lat, dni i tygodni zaledwie. Z obserwacji, doświadczeń własnych i refleksji niepoprawnej idealistki i poprawiaczki świata. Są „efektem ubocznym” wielu lat pracy i fascynacji rodzinnym miastem. Poczytaj i pobaw się w detektywa (historii / kultury), wejdź w rolę marzyciela, popłyń na fali fantazji, poczuj moc i sprawczość ojczystego języka. Poczytaj (z dziecięcą wrażliwością) i poczuj ducha – może i ciebie nawiedzą piernikajowe pomysły? Poczytaj (z dojrzałą bystrością) – także między wierszami…

Katarzyna „SUS” Kluczwajd1. Anioł na diecie, czyli dlaczego w herbie Torunia klucz zamiast piernika

Dawno, dawno temu, a może wcale nie tak dawno, bo w wirtualnym świecie – czyli nieodgadnionym i nieumiejscowionym na osi lat i wieków – herbowe anioły toruńskie z różnych epok zrobiły zlot gwiaździsty w jednym czasopunkcie. Po co? Aby porozmawiać o – jakże dziś modnej – genealogii i poszukać swoich korzeni. Korzeni, hmmm… Łasuchom korzenie od razu kojarzą się inaczej… Okazało się, że w herbowo-anielskiej prehistorii były, i owszem, korzenie – te do piernych ciastek używane. Bo dawno, dawno temu w herbowych historiach piernikarze i pierniki co nieco namieszali.

A było to tak. Rajcy toruńscy z powodu zbyt dużej liczby różnych wersji herbów miasta postanowili ogłosić casting dla herbowych aniołów – aby natchnęły ich nową wizerunkowo-herbową (miasto)wizją, wspólną dla Starego Miasta i Nowego Miasta, od wieków już połączonych. Nadmiar herbowych obrazów sprawiał, że rajcy nieustannie wyzywali się: Nie piernicz!, kiedy kłócili się o to, który herb w jakich okolicznościach stosować, który jest ważniejszy, bardziej sprawczy, ładniejszy. Czy ten z figurą Matki Boskiej z Dzieciątkiem? A może raczej ten ze św. Janem Chrzcicielem, który jako patron Starego Miasta zasługuje na honory specjalne? Czy nowomiejski z krzyżacką strażnicą? Najskromniejszy herb, ten z aniołem, budził najmniej nerwów i swarów – może z racji swego anielskiego charakteru?

Włodarze miasta sPIERali się i naPIERniczali, aż w końcu poszli po rozum do głowy i aby znaleźć rozwiązanie, wymyślili właśnie casting dla skrzydlatych z niebios przybyszów. W werdyktu wydaniu uczestniczyć mieli miejscowi rzemieślnicy. Anielski charakter łagodzi obyczaje – ponoć – ale nie rajców. Sporom nie było końca, tylko powody inne: którego anioła chcemy? I dlaczego ten / taki? Ja chcę innego, a mnie ten nie pasuje! Różne, przeróżne były opcje, frakcje i preferencje, także w gronie przedstawicieli profesji przeróżnych:

piernikarze chcieli anioła z piernikiem w dłoni,

piekarze – z preclem,

rzeźnicy – z udźcem wołu,

rusznikarze – ze strzelbą,

zegarmistrzowie – z zegarem,

złotnicy – ze złotym pucharem,

ślusarze – z kluczem,

zamecznicy – z zamkiem ogromnym do bramy,

paśnicy – z pasem ozdobnym,

ostrożnicy – z ostrogami,

konwisarze – z cynowym kuflem,

mosiężnicy – z zestawem odważników,

bednarze – z klepkowym naczyniem,

kuśnierze – z lisią kitą,

garbarze – z belą sukna,

kwiaciarze – z kwitnącą roślinką

i tak bez końca…

Anioły w toruńskim herbie wedle wizji fabryki pierników Herrmanna Thomasa: na ulotce reklamowej – z… kwiatem w dłoni…

WBP Książnica Kopernikańska w Toruniu

...oraz w wersji 3-D na Wystawę Rzemiosła w Berlinie.

Herby miasta w przestrzeni publicznej: na fasadzie Ratusza Staromiejskiego, 1860 r., odlewnia Eduarda Drewitza w Toruniu – do niedawna uchodził za najstarszy wizerunek herbu z aniołem dzierżącym klucz (faktycznie – herb z 1844 roku)…

Andrzej R. Skowroński

… oraz w zwieńczeniu gmachu Szkoły Podstawowej nr 1 przy ul. Wielkie Garbary 9 – ten anioł-gigant ma skrzydła o największej rozpiętości (ok. 3 m).

Katarzyna Kluczwajd

Wielka brama tryumfalna z okazji wizyty Kronprinza (następcy tronu) na pl. Św. Katarzyny, 1896. Jej kształt nawiązuje do herbu Torunia, który też – z aniołem – umieszczono w szczycie budowli.

WBP Książnica Kopernikańska w Toruniu

Smutne aniołki miejscowe, acz nie herbowe, z polichromii w holu Dworu Artusa, 1907.

Katarzyna Kluczwajd

Anielski casting przerodził się w diabelną pyskówkę, emocje wzięły górę nad dyskusją. Skoro nie argumenty racjonalne były istotne, rzemieślnicy poszczególnych branż zainteresowani swojego produktu „lokowaniem” postanowili odwołać się do łapówe(cze)k / geszenków (niem. Geschenk – prezent) / suwenirów dla decydentów. Włodarze miasta jednak nawet i w tej materii – które geszenki najfajniejsze – nie byli zgodni. Dominowali w przek(upstwie)onywaniu piernikarze, prześcigający się w wymyślaniu coraz to nowych PCP – pieprznych ciastek przekonujących, takich „na temat”, jak herbusie, aniołowce, torunielki, łapkorzeńce (łapówka z korzennym posmakiem), decydenckie serca (choć może raczej decydenckie móżdżki w tej sytuacji byłyby bardziej właściwe). Dzięki temu piernikowników (pierników miłośników i użytkowników) przybywało, nie tylko wśród decydentów. Ale problem wciąż czekał na rozstrzygnięcie.

Musieli torunianie sami wziąć sprawy w swoje ręce. Orzekli zgodnie, że miastu ma służyć – po prostu – skromny i czytelny herb w formie: mury miasta z bramą i blankami + anioł. I znów się zaczęło: anioł ON czy anielica ONA? Tej kwestii nie rozstrzygnięto (bo o swoim istnieniu nie wiedziały jeszcze feministki). Ale ustalili mieszkańcy, że szansę w finale castingu mają tylko anioły z wybranymi atrybutami: piernikiem, złotym pucharem, kluczem, zegarem. Każdy z tych przedmiotów miał przymioty symboliczne:

piernik – odnosił się do słodko-pieprznego obrazu miasta,

zegar – odmierzał czas świetności miasta,

złoty puchar – to symbol dostatku miasta i mieszkańców,

klucz – symbol dostępu do bram miasta i jego otwartości.

Trudny wybór. Zbyt liczne propozycje – źle, bo trudno wybrać; kilka tylko pomysłów – też źle, bo różne opcje, frakcje, koterie i konflikt interesów gotowy. Z piernikiem – niedopuszczalne, bo antywychowawcze! To karygodna promocja niezdrowych słodyczy! Ze złotym pucharem – tu lobby antyalkoholowe było stanowcze i zdecydowanie silniejsze od wytwórców trunków z procentami. Z zegarem – zaprotestowało środowisko antyklerykałów, bo zbyt mocno zegar kojarzy się z czasomierzem Flisaczym na wieży kościoła – kościoła! – Świętojańskiego. Na placu boju, a raczej na arenie piekielnej dyskusji anielskiego castingu, pozostał klucz.

Klucz, który zamyka czy otwiera? Rozpętał się kolejny etap dyskusji. Ona wciąż trwa i nabiera dziś nowych znaczeń. Klucz otwiera(ł) bramy dla przybyszów – czy wszystkich? Czy tylko tych chcianych, dla swoich? Zamyka(ł) je dla obcych i wrogów. Czyli dla kogo – dzisiaj?2. Ciastodziny i lukrodranse w pałacu wróżki Imbirki

Zmęczony magicznymi peregrynacjami piernikowymi, multiplikacją światów, poznawaniem PKP i innymi przygodami (zob. TORasia peregrynacje piernikowe, PKP i piernik maczo) TORaś wreszcie zasnął. Ale nawet sen nie dał mu wytchnienia, bo nadmiar przeżytych wrażeń sprawił, że znów zanurzył się w świat magii i wpadł w wir piernigód – piernikowych przygód.

Tym razem na zaproszenie wróżki Imbirki udał się do jej cudownego pałacu, gdzie mieli spotkać się w Słodkiej Sali Wielkiej Fantazji. Kiedy podążał przez szereg licznych ogromnych pięknych komnat, w jednej z nich dostrzegł niezwykły zegar. Na tyle frapujący, że chłopiec zatrzymał się, choć niewiele już brakowało, aby spóźnił się na umówione spotkanie. A tego nie lubił, bo hołdował zasadzie „punktualność jest cnotą królów”.

Zegar był naprawdę nie z tej ziemi, bo łączył cechy mechanicznego czasomierza i słonecznika. Nie, nie, nie o złotożółty kwiat ze smacznymi nasionkami tu chodzi, ale o słoneczny zegar, zdrobniale tak nazywany. Cudo owo, wiszące na ścianie pałacowej sali, na dodatek i skalę wskazań miało niekonwencjonalną – odmierzało czas w… ciastodzinach i lukrodransach. Ciastodzina odpowiadała czasowi pieczenia standardowego piernika będącego specjalnością piernikowian, czyli rodzynnika lukrowanego, i dzieliła się na cztery lukrodranse. Kolejny był to czasoeksperyment zegarowy, obok piernikhor wymyślonych toruńskiego mistrza Pfefferzeita dla ratowania zegara flisaczego na kościelnej wieży – w formie piernikomierza (zob. Digitus Dei czy Piernicus Angeli?), jednak tej historii TORaś nie znał.

Chłopiec nie mógł nadziwić się, jak to działa. Podziwiał też kształt zegara – jakże smakowity! Nie mógł nadziwić się TORaś formie i innych czasomierzy w wielkiej komnacie pałacu Imbirki oraz różnym przedmiotom, które w gablotach zgromadzone były. Jednym z pierniksponatów (eksponatów) była puszka – teraz już nie DO, a POpiernikowa, ze znanej wytwórni Gustava Weesego. Kiedy chłopiec pokręcił wiekiem ciasno osadzonym na pojemniku, aby zajrzeć do środka, przemówił doń duch Staniolki.

Staniolka opowiedziała mu związaną z podobnym opakowaniem historię małej GUSTawy i jej pięknych życzeń do Pierni(ko)dyna skierowanych (zob. Cudowne pudło Piernidyna). Rozprawiała też o słoneczniku na jednym z obrazków na opakowaniu umieszczonych. Dawno, dawno temu jego słoneczne wskazania służyły do regulowania chodu mechanicznego zegara na ratuszowej wieży. Było to w czasach, kiedy urządzenia te nie dość dokładne były – granica błędu wskazań mogła sięgać nawet… kwadransa na godzinę! Słonecznik ratuszowy stracił na znaczeniu, kiedy mistrzowie zegarmistrzowskiej sztuki udoskonalili mechanizmy czasomierzy, dodali do wskazań minuty, później sekundy. Nikt nie wie, kiedy zegar słoneczny z Ratusza zakończył żywot. Szybko o nim zapomniano w dobie kosmicznie przyspieszającej czasoprecyzji, wyrażanej przez zegary atomowe i 100 razy dokładniejsze od nich zegary pulsarowe. Pamięć o słoneczniku ratuszowym powróciła w momencie odkrycia jego wizerunku na starej rycinie, której bohaterem jest… wielki nieboznawca Mikołaj Kopernik, a konkretnie – jego pomnik przed Ratuszem ustawiony. Staniolka wspomniała też historię drążenia dziejów tego słonecznego zegara, którą podsumowała: widzimy to, co wiemy! Okazało się bowiem, że słonecznik ten – czasem zaledwie jako mikrokropeczka – był uwieczniony na innych rycinach, ale… nikt go nie dostrzegał. To tak jak z historii poznawaniem: więcej wiemy – lepiej rozumiemy (a im więcej rozumiemy, tym więcej pytań zadajemy).

Opakowanie pierników, puszka firmowa fabryki Gustava Weesego, ozdobiona widokami miasta.

Z kolekcji Jadwigi i Witolda Tokarskich

Czas odmierzany przez historyczny zegar ratuszowy zatrzymany / odbity we współczesności…, tj. w lustrzanym fragmencie elewacji kamienicy przy Rynku Staromiejskim.

Katarzyna Kluczwajd

TORaś cierpliwie słuchał, słuchał i słuchał, ale duch Staniolki nie zamierzał gadactwa zaprzestać. Pomyślał więc, że jedyny sposób to… czas przyspieszyć – piernikowe wskazówki dziwozegara przesunąć. Jak pomyślał, tak zrobił. Trrr, zatrzeszczało w zegarze, szszzszzz, zaszumiało, chłopiec poczuł zawrót głowy, a gdy ocknął się, Staniolki już nie było (widać ani słychać), podobnie jak pałacu wróżki Imbirki – do spotkania umówionego nie doszło, niestety.

Nasz bohater znalazł się w mieście – nie-p-odległym – Piernikówko, gmina Korzenne, powiat Mąki Wielkie, które miał poznać podczas kolejnej piernigody (piernikowej przygody). Jak sobie poradzi, skoro nie zna tamtejszego języka (miodoczanto)? (zob. TORaś wśród piernikowian i wgryzanie się w miasto).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: